Sine Wiry i Łopienka
Sine Wiry i Łopienka
Co robić w Bieszczadach w niepogodę i niski poziom chmur? Są tacy którzy pójdą w góry, ja jednak mam w zanadrzu wycieczkę akurat na taki nieciekawy dzień.
Robiąc przed wakacjami w Bieszczadach listę wycieczek do zrobienia, dwie z nich przeznaczyłem właśnie na takie gorsze dni, gdy pogoda nie pozwala cieszyć się widokami na połoninach. Pierwsza wycieczka na niepogodę to był Sanok, który zwiedzaliśmy dzień wcześniej, a następnego pochmurnego dnia wyruszyliśmy do rezerwatu Sine Wiry.
To łatwy i przyjemny spacer dolnym odcinkiem doliny potoku Wetlina, gdzie w 1987 roku został utworzony rezerwat przyrody o powierzchni 450 ha w celu ochrony przełomu Wetliny oraz otaczających ją lasów. Najbardziej charakterystyczną częścią rezerwatu jest właśnie przełom tej rzeki i liczne progi skalne na niej się znajdujące.
Parkujemy samochód na jednym z dwóch parkingów znajdujących w miejscu zwanym Polanki. Są tam dwa parkingi, jeden darmowy, drugi płatny. W październikowy powszedni dzień nie ma problemów z ze znalezieniem miejsca na darmowym parkingu.
Przekraczamy most na Solince i idziemy do rezerwatu. Pierwszy odcinek wiedzie ok. 2,5 km szeroką szutrową drogą pośród lasów. Dzisiejsza pogoda nastraja lekko melancholicznie, chmury schodzą na okoliczne wierzchołki, w powietrzu jest dużo wilgoci, która momentami zmienia się w lekką mżawkę. Za to las pięknie pachnie mgłą i wilgocią.
Docieramy na pierwszy punkt widokowy. Znajdują się tu interesująco wypiętrzone skałki przy brzegu.
Kontynuujemy spacer. Droga wznosi się dość wysoko nad potokiem aż do miejsca, gdzie w lewo przy tablicy informacyjnej skręca ścieżka prowadząca w dół wprost do przełomu Wetliny. Ważne jest, żeby tej ścieżki nie przeoczyć, bo prowadzi ona do najciekawszych miejsc Sinych Wirów.
Dzień jest pochmurny, ale dzięki temu panuje tu specyficzny nastrój. Wbrew pozorom brak słońca jest tu zaletą z fotograficznego punktu widzenia: brak dużych kontrastów i głębokich cieni w lesie oraz nad wodą ułatwia robienie dobrych zdjęć. Po dywanie liści schodzimy nad rzekę. Wokół mnogość kolorowych drzew
Kawałek dalej jest zejście na trzeci już punkt widokowy nad Wetliną, ale tu widać prowadzą doń wzdłuż potoku ścieżkę, nie trzeba wracać na główną drogę. Docieramy na ten trzeci punkt widokowy.
Znajduje się tu drzewo o kształcie u podnóża przypominającym łosia. Legenda głosi, że gdy łoś napije się wody z Wetliny, to na nizinach na pewno będzie powódź.
Wracamy na główną drogę prowadzącą do czwartego, ostatniego już punktu widokowego nad Wetliną oraz na tereny dawnej wsi Zawój.
Opuszczamy ostatnie zejście nad rzekę jako najmniej interesujące i idziemy w górę na miejsce dawnej cerkwi. Przed II wojną światową wieś Zawój zamieszkiwało prawie trzystu mieszkańców. Po ponad siedemdziesięciu latach od powojennych wysiedleń nic nie zostało z dawnej wsi, a ze starej drewnianej cerkwi p.w. św. Michała Archanioła pozostały jedynie fundamenty.
Wracamy do Polanek. Schodzimy szybko, bo omijamy już ścieżkę na łuku rzeki Wetliny.
Jedziemy samochodem do Łopienki. To 2,5 km gruntową drogą, dość nierówną, trzeba jechać ostrożnie, choć i tak dużo gorsza droga prowadzi do Krywego.
Łopienka to kolejna z nieistniejących już bieszczadzkich wsi powstała w połowie XVI wieku, zlikwidowana po II wojnie światowej w ramach wysiedleń, w tym akcji ,,Wisła" z 1947 roku. Wieś była ośrodkiem kultu maryjnego. Podobno kiedyś Maryja ukazała się tu wiernym w postaci ikony. Ikona została umieszczona w kapliczce, a potem w wybudowanej tu drewnianej cerkwi pw. św. Paraskiewii. Obecna, murowana cerkiew została wybudowana w połowie XIX wieku, natomiast cudowna ikona została przeniesiona do kościoła w Polańczyku.
Ocalała z procesu wysiedleń cerkiew to jedyna w Bieszczadach wykonana z nieobrobionego kamienia. Po II wojnie światowej cerkiew systematycznie niszczała aż do lat siedemdziesiątych, odkąd jest systematycznie odnawiana. Od 2000 roku w cerkwi znajduje się kopia ikony Maryi, oryginał nadal można oglądać w kościele w Polańczyku. Jest tu też ciekawa figura Chrystusa Bieszczadzkiego. Cerkiew jest otwarta dla zwiedzających cały czas. Jej wnętrze jest bardzo surowe i nietypowe - bardziej przypomina kościoły romańskie niż bogato zdobione wnętrza innych cerkwi.
Po obejrzeniu cerkwi idziemy na krótki spacer po okolicy. 200 metrów od cerkwi znajdujemy figurę Maryi.
Po zrobieniu tej krótkiej pętli wracamy samochodem do Wetliny. A za dwa dni zaświeci nam (choć nie od razu) słońce na Rawkach.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Na niepogodę spacer w sam raz, fajne te długie ciągnące się drużki, jakoś mi się z takimi ścieżkami chyba już zawsze będą Izery kojarzyć.
Najważniejsze to mieć plan na każde warunki
Najważniejsze to mieć plan na każde warunki
Ostatnio zmieniony 2021-12-13, 20:53 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Ave.
Jakieś te progi skalne średnio ciekawe.
Zdjęcie z samotnymi drzwiami przejmujące. Kojarzy mi się ze stylistyka obrazów Beksińskiego.
Masz rację z tym porównaniem cerkwi do stylu romańskiego. Te kamienne ściany wyglądają jak przyziemia w np podziemiu kościoła św. Wojciecha na Rynku w Krakowie.
Jakieś te progi skalne średnio ciekawe.
Zdjęcie z samotnymi drzwiami przejmujące. Kojarzy mi się ze stylistyka obrazów Beksińskiego.
Masz rację z tym porównaniem cerkwi do stylu romańskiego. Te kamienne ściany wyglądają jak przyziemia w np podziemiu kościoła św. Wojciecha na Rynku w Krakowie.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Sine Wiry to mi się traumatycznie kiedyś kojarzyły z biciem kilometrów w terenie, który na dłuższą metę nie oszałamia widokami. Szliśmy wtedy całą drogę, chyba od Dołżycy do Sinych Wirów i bacówki na Jaworzcu. Droga pod koniec tak się dłużyła, że mi obrzydziła to miejsce i przez lata w Sine Wiry nie zajrzałam.
Dopiero parę lat temu. I rowerem. Świetna opcja!
Tych drzwi nie kojarzę, albo nie dotarłam do tego miejsca, albo postawiono je niedawno. Same Sine Wiry takie troszkę przereklamowane, miłe miejsce, ale szału ni ma. Pewnie dlatego tak popularne, że stosunkowo łatwo dostępne.
Ale jesienią robi dobre wrażenie.
Cerkiew w Łopience zrobiła na mnie wrażenie, szczególnie rzeźba Chrystusa Bieszczadzkiego w środku. Ale też byłam tam lata temu i zastanawiam się, czy to wrażenie by pozostało.
Dopiero parę lat temu. I rowerem. Świetna opcja!
Tych drzwi nie kojarzę, albo nie dotarłam do tego miejsca, albo postawiono je niedawno. Same Sine Wiry takie troszkę przereklamowane, miłe miejsce, ale szału ni ma. Pewnie dlatego tak popularne, że stosunkowo łatwo dostępne.
Ale jesienią robi dobre wrażenie.
Cerkiew w Łopience zrobiła na mnie wrażenie, szczególnie rzeźba Chrystusa Bieszczadzkiego w środku. Ale też byłam tam lata temu i zastanawiam się, czy to wrażenie by pozostało.
Ostatnio zmieniony 2021-12-16, 19:35 przez Wiolcia, łącznie zmieniany 1 raz.
Te drzwi są chyba dość nowe. Rok temu wiosną już na pewno stały. Zapewne wzorowali się na Beskidzie Niskim. Jak dla mnie same Siny Wiry też przereklamowane, to już ciekawsze były cerkwiska i resztki wioski obok Jaworca. Oraz oczywiście Łopienka, ale tam przez zezwolenie na wjazd latem robi się bardzo tłoczno i strasznie mnie to zniechęciło.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Dobromił pisze:Jakieś te progi skalne średnio ciekawe.
Wiolcia pisze:Sine Wiry to mi się traumatycznie kiedyś kojarzyły z biciem kilometrów w terenie, który na dłuższą metę nie oszałamia widokami. Szliśmy wtedy całą drogę, chyba od Dołżycy do Sinych Wirów i bacówki na Jaworzcu. Droga pod koniec tak się dłużyła, że mi obrzydziła to miejsce i przez lata w Sine Wiry nie zajrzałam.
To kawał drogi zrobliście. Odcinek od Dołżycy do Polanek prowadzi pięknym lasem, ale ja go oglądałem zza szyby samochodu.
Dojście spod Polanek faktycznie trochę nużące, ale zaprawdę powiadam wam, że gdyby była inna pogoda, to bym się wybrał na jakąś Połoninę albo Rozsypaniec, a nie snuł się po tych terenach.
Inna sprawa, na zwróciła mi uwagę osoba na FB, że był niski poziom wody, więc te wiry były takie mało zawirowane.
Ale bez obaw, będą wycieczki stricte górskie w Bieszczadach i Niskim.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Sebastian pisze:Dojście spod Polanek faktycznie trochę nużące, ale zaprawdę powiadam wam, że gdyby była inna pogoda, to bym się wybrał na jakąś Połoninę albo Rozsypaniec, a nie snuł się po tych terenach.
Inna sprawa, na zwróciła mi uwagę osoba na FB, że był niski poziom wody, więc te wiry były takie mało zawirowane.
Ale bez obaw, będą wycieczki stricte górskie w Bieszczadach i Niskim.
Ale to nie tak, że ja mam coś do tej relacji. Każdy chodzi, gdzie chce i kiedy chce i nie musi się z tego tłumaczyć. Na pewno warto zobaczyć to miejsce przynajmniej raz. A opinia o nim to inna kwestia.
Ja to raz tam byłem ale doszedłem jakoś dziwnie z kumplem, bo deptaliśmy w sporej części pozaszlakowo, od strony Zatwanicy i aż do Łopieńki. Same Sin Wiry mnie tak nie zaskoczyły jak piękny i dziki las po drodze, jakim spory kawałek szliśmy.
Szczęściem było to, że pogoda deszczowa się utrzymywała i potokiem faktycznie sporo wody płynęło, a efekt był całkiem ładny.
Szczęściem było to, że pogoda deszczowa się utrzymywała i potokiem faktycznie sporo wody płynęło, a efekt był całkiem ładny.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 96 gości