Różne takie (górskie) historie
W górach od dłuższego czasu śnieg, warto więc zapoczątkować sezon zimowy w któryś weekend. Prognozy na sobotę są dobre, dlatego już planuję, gdzie by tu pojechać. Jako że po południu czeka nas impreza, musi to być coś bliskiego i krótkiego.
Koło piątku prognozy zaczynają się psuć. W sobotę też nie zwiastują rozpogodzeń. Poza Rysianką. Mieliśmy jechać gdzieś w okolice Brennej lub Żywca, ale tam kamerki pokazują chmury. Słoneczna jest tylko Rysianka.
No ale ileż można na Rysiankę? Jeszcze w samochodzie sprawdzam prognozy. Żadnych rozpogodzeń tam, gdzie chcieliśmy jechać. Słoneczna jest tylko Rysianka. No dooobra, jedziemy na Rysiankę.
W Złatnej-Hucie parking pełny. Miejsc mało, bo część zawłaszczyło drewno do zwózki. Zjeżdżamy nieco niżej, na płatny, ale akurat przed nami jeden z samochodów zajmuje ostatnie miejsce. A to ci pech! Trzeba ewakuować się w dół, w stronę przystanku autobusowego i placyku przy nim, a stamtąd podejść do początku szlaku.
Potem jest już bez przeszkód. Niebieskie niebo, biel śniegu, ładna zima.
Tym razem wychodzimy przez Lipowską. Nadal nad nami błękit. A przecież prognozy, wbrew kamerkom, mówiły tylko o godzinie słońca. Czyżby znów się nie sprawdziły?
Sprawdziły. Gdy dochodzimy do połączenia szlaku żółtego z niebieskim, zaczyna się chmurzyć. Na początku niepozornie, ot, parę szarych kłaczków nad Pilskiem. W oddali jest jeszcze dobrze, prześwitują Tatry, Fatra, Chocz. Wystarczy jednak tylko paręnaście minut i już chmury zagarniają dla siebie, co się da.
Do lasu przed Lipowską docieramy już bez słońca. Przy bramce na hali też go brak.
Przy samym schronisku są jakieś przebłyski, błękit próbuje jakoś walczyć, ale szybko się poddaje.
Na Rysiance otacza nas już tylko mleko. Wpadam na parę chwil do schroniska, by powitać koleżankę, która planowała tu być. Ja nie planowałam, a dotarłam.
Potem już tylko szybkie zejście do samochodu. Na Rysiance zabrakło widoków, ale że jestem tu już 4 raz w śnieżnych warunkach w tym roku (poprzednie trzy od stycznia do kwietnia), żalu nie ma. Zimę w górach przywitałam, śniegu (nie ma go za dużo!) i błękitu doświadczyłam, na imprezę zdążyłam. Czego chcieć więcej?
Koło piątku prognozy zaczynają się psuć. W sobotę też nie zwiastują rozpogodzeń. Poza Rysianką. Mieliśmy jechać gdzieś w okolice Brennej lub Żywca, ale tam kamerki pokazują chmury. Słoneczna jest tylko Rysianka.
No ale ileż można na Rysiankę? Jeszcze w samochodzie sprawdzam prognozy. Żadnych rozpogodzeń tam, gdzie chcieliśmy jechać. Słoneczna jest tylko Rysianka. No dooobra, jedziemy na Rysiankę.
W Złatnej-Hucie parking pełny. Miejsc mało, bo część zawłaszczyło drewno do zwózki. Zjeżdżamy nieco niżej, na płatny, ale akurat przed nami jeden z samochodów zajmuje ostatnie miejsce. A to ci pech! Trzeba ewakuować się w dół, w stronę przystanku autobusowego i placyku przy nim, a stamtąd podejść do początku szlaku.
Potem jest już bez przeszkód. Niebieskie niebo, biel śniegu, ładna zima.
Tym razem wychodzimy przez Lipowską. Nadal nad nami błękit. A przecież prognozy, wbrew kamerkom, mówiły tylko o godzinie słońca. Czyżby znów się nie sprawdziły?
Sprawdziły. Gdy dochodzimy do połączenia szlaku żółtego z niebieskim, zaczyna się chmurzyć. Na początku niepozornie, ot, parę szarych kłaczków nad Pilskiem. W oddali jest jeszcze dobrze, prześwitują Tatry, Fatra, Chocz. Wystarczy jednak tylko paręnaście minut i już chmury zagarniają dla siebie, co się da.
Do lasu przed Lipowską docieramy już bez słońca. Przy bramce na hali też go brak.
Przy samym schronisku są jakieś przebłyski, błękit próbuje jakoś walczyć, ale szybko się poddaje.
Na Rysiance otacza nas już tylko mleko. Wpadam na parę chwil do schroniska, by powitać koleżankę, która planowała tu być. Ja nie planowałam, a dotarłam.
Potem już tylko szybkie zejście do samochodu. Na Rysiance zabrakło widoków, ale że jestem tu już 4 raz w śnieżnych warunkach w tym roku (poprzednie trzy od stycznia do kwietnia), żalu nie ma. Zimę w górach przywitałam, śniegu (nie ma go za dużo!) i błękitu doświadczyłam, na imprezę zdążyłam. Czego chcieć więcej?
Ostatnio zmieniony 2021-12-16, 15:37 przez Wiolcia, łącznie zmieniany 1 raz.
Pięknie się wstrzeliłaś Mam tylko jedno zastrzeżenie - można było wcześniej wstać
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Przepraszam bardzo ! A gdzie kolory jesieni ? !
Wycieczka nie zaliczona.
Wycieczka nie zaliczona.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
laynn pisze:Ale niesamowicie się szybko zmieniły te warunki.
Fajne przywitanie zimy.
Tak, w około piętnaście minut pogoda drastycznie się zmieniła. Nie sądziłam, że tak szybko!
Sebastian pisze:Mam tylko jedno zastrzeżenie - można było wcześniej wstać
Kto rano wstaje... ten cały dzień chodzi niewyspany...
Adrian pisze:Ładnie jest, jak jest błękit nieba choć na chwilę
Dlatego plan modyfikowaliśmy w ostatniej chwili.
Dobromił pisze:Wycieczka nie zaliczona.
Poprawię się, pojadę jeszcze raz! Ale daj trochę czasu. Ileż można na Rysiankę jeździć?
Piotrek pisze:I super, że od Lipowskiej, bo takie wrażenie mam, że większość ludzi nawala z Huty bezpośrednio na Rysiankę a tym czasem jest tez inna alternatywa
Bo tak jest najbliżej. Na tej samej zasadzie tłum nawala np. na Trzy Korony od Krościenka.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Też zazwyczaj idziemy najpierw na Rysiankę, bo oferuje ładniejsze widoki i jakoś tak mechanicznie się ją wybiera. Tym razem wybór takiej trasy był podyktowany problemami zdrowotnymi. Na zejściu z Lipowskiej, blisko rozejścia szlaków, jest jedno strome miejsce i tym razem woleliśmy nim podchodzić.
Inna sprawa, że gdybyśmy szli najpierw na Rysiankę, może złapalibyśmy tam jeszcze trochę widoków.
Inna sprawa, że gdybyśmy szli najpierw na Rysiankę, może złapalibyśmy tam jeszcze trochę widoków.
Żeby dokończyć tegoroczny "rysiankowy" wątek i żeby pokazać, że nie jestem aż takim śpiochem, jeszcze jedna relacja z tego szczytu.
Pomysł na wschód słońca na Rysiance przychodzi mi do głowy nagle. Łapię za telefon, dzwonię do Marty, a ta podłapuje mój szalony pomysł. Trzeba wcześnie wstać, trzeba iść w nocy... Kto to widział? Ale już jesteśmy umówione, już spakowane.
Pobudka po pierwszej w nocy. Pora zabójcza, ale skoro wymyśliło się wchód słońca w górach, trzeba wstać. Nie ma, że boli… W Bielsku przepakowanie samochodów i już mkniemy ciemną nocą w stronę Złatnej. Na drodze pustki, co wykorzystują rogacze, spokojnie pasąc się na poboczach. Zwalniamy.
Gdzieś w drodze. Tylko my, gwiazdy i bałwan jak Nike z Samotraki
Po trzeciej ruszamy w górę. Z latarkami, przy świetle gwiazd i lekkim powiewie, który nieco wzmoże się na górze. Miejscami jest ślisko, a zmrożony śnieg tworzy grudy, które za kilka godzin znikną, tworząc płynące w dół strużki. W końcu jest ocieplenie.
W oczekiwaniu na wschód słońca na Rysiance. Wygibasy, aby było cieplej
Świt łapie nas gdzieś w okolicach kapliczki myśliwskiej. Wychodzimy pod schronisko na Rysiance. Nad Babią Górą ciemne chmury. Powoli na niebie pojawiają się różowawe obłoczki i krwista poświata przy Królowej Beskidów. I nie, słońce zza niej dziś nie wyjdzie, pojawi się dopiero później, już w żółtawych blaskach, po przebiciu się przez chmurzastą warstwę.
Znów nie było klasycznego wschodu z czerwoną kulą słońca. To był jednak dobry dzień, z kolorowym niebem o świcie, śniadaniem na rysiankowej ławeczce, gdy pierwsze promienie słońca zaczęły rozgrzewać nasze nieco skostniałe na wietrze ciała, i leniwą wycieczką po okolicach potem.
A prawdziwy wschód… jeszcze się trafi.
Po dłuższym wykorzystaniu śniadaniowej ławki i obserwacji rozbrykanych krzyżodziobów świerkowych, ruszamy na faktyczną Rysiankę. Chcę pokazać Marcie szczyt, bo nigdy tam jeszcze nie była.
Krzyżodzioby świerkowe wariują
Spędzamy chwilę na Hali Koziorka, a potem nurzamy się w śniegu w poszukiwaniu szczytu.
Na Koziorce
Na Rysiance, ale tej faktycznej
A co potem? Nigdzie nam się nie śpieszy. Zgodnie z zasadą, że kto rano wstaje, ten cały dzień jest zmęczony, próbujemy odespać trochę na słoneczku, w ciszy spokojnego poranka.
Czas jednak ruszać dalej. Na Trzech Kopcach mamy jeszcze na tyle energii, żeby urządzić sobie skoki.
Na przerwę ciastkową docieramy na Halę Stefanka. Przykuła kiedyś moją uwagę swym wydłużonym kształtem, gdy wędrowałyśmy po Romance. Teraz jest czas, aby tu zerknąć.
Przed nami jak na dłoni Romanka.
Siedzimy dość długo, jest ciepło, wszak mamy już wiosnę! Widać ją w dole, gdy przez Przełęcz Bory Orawskie wracamy na parking. Lepiężniki już wystawiają swe łby ze śniegu.
W powrotnej drodze zaglądamy do Źródła Matki Boskiej, by przekonać się, czy Śmierdzący Potok rzeczywiście śmierdzi.
Potem jest krótki przystanek przy leśniczówce w Złatnej na krokusy i przebiśniegi. Byłam tu parę dni wcześniej i chciałam pokazać to miejsce Marcie. Krokusy już trochę padają, ale nadal jest co oglądać.
Kawą i lodami w Węgierskiej Górce kończymy wschód słońca na Rysiance. Może nie było tak, jak sobie wymarzyłam, ale i tak fajnie!
Pomysł na wschód słońca na Rysiance przychodzi mi do głowy nagle. Łapię za telefon, dzwonię do Marty, a ta podłapuje mój szalony pomysł. Trzeba wcześnie wstać, trzeba iść w nocy... Kto to widział? Ale już jesteśmy umówione, już spakowane.
Pobudka po pierwszej w nocy. Pora zabójcza, ale skoro wymyśliło się wchód słońca w górach, trzeba wstać. Nie ma, że boli… W Bielsku przepakowanie samochodów i już mkniemy ciemną nocą w stronę Złatnej. Na drodze pustki, co wykorzystują rogacze, spokojnie pasąc się na poboczach. Zwalniamy.
Gdzieś w drodze. Tylko my, gwiazdy i bałwan jak Nike z Samotraki
Po trzeciej ruszamy w górę. Z latarkami, przy świetle gwiazd i lekkim powiewie, który nieco wzmoże się na górze. Miejscami jest ślisko, a zmrożony śnieg tworzy grudy, które za kilka godzin znikną, tworząc płynące w dół strużki. W końcu jest ocieplenie.
W oczekiwaniu na wschód słońca na Rysiance. Wygibasy, aby było cieplej
Świt łapie nas gdzieś w okolicach kapliczki myśliwskiej. Wychodzimy pod schronisko na Rysiance. Nad Babią Górą ciemne chmury. Powoli na niebie pojawiają się różowawe obłoczki i krwista poświata przy Królowej Beskidów. I nie, słońce zza niej dziś nie wyjdzie, pojawi się dopiero później, już w żółtawych blaskach, po przebiciu się przez chmurzastą warstwę.
Znów nie było klasycznego wschodu z czerwoną kulą słońca. To był jednak dobry dzień, z kolorowym niebem o świcie, śniadaniem na rysiankowej ławeczce, gdy pierwsze promienie słońca zaczęły rozgrzewać nasze nieco skostniałe na wietrze ciała, i leniwą wycieczką po okolicach potem.
A prawdziwy wschód… jeszcze się trafi.
Po dłuższym wykorzystaniu śniadaniowej ławki i obserwacji rozbrykanych krzyżodziobów świerkowych, ruszamy na faktyczną Rysiankę. Chcę pokazać Marcie szczyt, bo nigdy tam jeszcze nie była.
Krzyżodzioby świerkowe wariują
Spędzamy chwilę na Hali Koziorka, a potem nurzamy się w śniegu w poszukiwaniu szczytu.
Na Koziorce
Na Rysiance, ale tej faktycznej
A co potem? Nigdzie nam się nie śpieszy. Zgodnie z zasadą, że kto rano wstaje, ten cały dzień jest zmęczony, próbujemy odespać trochę na słoneczku, w ciszy spokojnego poranka.
Czas jednak ruszać dalej. Na Trzech Kopcach mamy jeszcze na tyle energii, żeby urządzić sobie skoki.
Na przerwę ciastkową docieramy na Halę Stefanka. Przykuła kiedyś moją uwagę swym wydłużonym kształtem, gdy wędrowałyśmy po Romance. Teraz jest czas, aby tu zerknąć.
Przed nami jak na dłoni Romanka.
Siedzimy dość długo, jest ciepło, wszak mamy już wiosnę! Widać ją w dole, gdy przez Przełęcz Bory Orawskie wracamy na parking. Lepiężniki już wystawiają swe łby ze śniegu.
W powrotnej drodze zaglądamy do Źródła Matki Boskiej, by przekonać się, czy Śmierdzący Potok rzeczywiście śmierdzi.
Potem jest krótki przystanek przy leśniczówce w Złatnej na krokusy i przebiśniegi. Byłam tu parę dni wcześniej i chciałam pokazać to miejsce Marcie. Krokusy już trochę padają, ale nadal jest co oglądać.
Kawą i lodami w Węgierskiej Górce kończymy wschód słońca na Rysiance. Może nie było tak, jak sobie wymarzyłam, ale i tak fajnie!
Też mi się zdarzyło kilka razy przekimać w górach po wczesnym wyjściu, ale zwykle wybierałem bardziej ustronne miejsca.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Sebastian pisze:Też mi się zdarzyło kilka razy przekimać w górach po wczesnym wyjściu, ale zwykle wybierałem bardziej ustronne miejsca.
Ależ tam było bardzo ustronnie! Niedaleko schroniska, a zupełnie inny świat. Nikt nas nie niepokoił.
Prezes pisze:Da się już zjechać na nartach do Złatnej?
Śniegu nie było jakoś bardzo dużo, ale tak, ludzie szli na skiturach i zjeżdżali spod schroniska. Ale to było tydzień temu. Teraz jest odwilż, więc nie wiem, jak z możliwością zjazdu.
Fajne zdjecia zabaw w śniegu i wasze wesołe pyszczki! Mimo zarwania nocy widac radosc z wycieczki!
O matko... Nie mysleliście gdzies zanocowac w gorach zeby miec blizej do miejsca podziwiania i mozna bylo dluzej spac?
Pobudka po pierwszej w nocy. Pora zabójcza, ale skoro wymyśliło się wchód słońca w górach, trzeba wstać.
O matko... Nie mysleliście gdzies zanocowac w gorach zeby miec blizej do miejsca podziwiania i mozna bylo dluzej spac?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 39 gości