Były sobie wakacje i długo wyczekiwany urlop. Gdzie najpierw udałem się po przeszło 30 latach nad polskie morze, ale o tym kiedy indziej, ale też po 6 latach wróciłem w Tatry. Na razie na takie nieśmiałe wycieczki, ale lepsze to niż nic.
I tak oto w sierpniu tego roku, dojeżdżamy sobie do Białego Dunajca, tam noclegi dosyć tanie, bo tylko za 35 zł. Dojeżdżamy późnym wieczorem, więc najpierw musimy się wyspać. Rano udaliśmy się na wschód słońca. Chociaż w sumie to go nie było, więc wyszły zwyczajne zdjęcia ze słonecznego poranka, który wygląda jak w środku dnia.
Oczywiście zaczynamy od Łapszanki. Wtedy to był mój pierwszy raz w życiu tam.
No ale jeszcze w tym roku prawdopodobnie tam będę.
Kilka obrazków ze wsi o poranku...
Po czym wracamy do Białego Dunajca jeszcze się przespać trochę.
By około godzinny 14:00, może ciut wcześniej stawić się w Kuźniach i jak prawdziwi niedzielni turyści wyruszyć na spacer do Doliny Gąsienicowej. Po drodze kilka fotek.
Docieramy do schroniska, tam jakieś piwko, ludzi jeszcze sporo, ale większość już zaczęła schodzić więc zaczęło się robić luźniej. Mimo to z Czarnego Stawu Gąsienicowego napierało jeszcze sporo ludzi w dół, więc szło się średnio, ale się udało.
I około godziny 18:00 docieramy do Czarnego Stawu. Mieliśmy iść jeszcze na przełęcz Karb, ale nie poszliśmy, bo nad stawem spędziliśmy dobre 1,5 godziny, więc po przekalkulowaniu czasu nie chciało nam się potem tak długo po ciemku schodzić do Kuźnic.
Kilka fotek z nad stawu...
Potem już tylko powrót do Kuźnic i to by było na tyle. To był w sumie piękny dzień, chociaż trochę dziwnie się czułem, po tylu latach wracając w Tatry, tak jakoś inaczej niż kiedyś.