2021.10 To właśnie są moje Bieszczady
No ja taki kozak nie bylem , aby z takim maleństwem śmigać po górach.
Wszystko dźwigałem w plecaku.
Ucharowalem się przy tym jak wół.
Ale miło to wspominam.
Na Lipowskiej cały pokój szukał smoczka , który gdzieś przepadł.
A ile było płaczu, bo na Rysiance została maskotka Szarik.
Pamieta ktos moje relacje z Beskidzcego forum?
Wszystko dźwigałem w plecaku.
Ucharowalem się przy tym jak wół.
Ale miło to wspominam.
Na Lipowskiej cały pokój szukał smoczka , który gdzieś przepadł.
A ile było płaczu, bo na Rysiance została maskotka Szarik.
Pamieta ktos moje relacje z Beskidzcego forum?
A na ziemi pokój ludziom dobrej woli
buba pisze:Na rower niemowle po prostu wkładasz do koszyka i jedziesz
Heh chodziło mi bardziej o zjazdy z akcentami grawitacyjnymi
https://www.youtube.com/watch?v=jj0CmnxuTaQ
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Gór Ski pisze:buba pisze:Na rower niemowle po prostu wkładasz do koszyka i jedziesz
Heh chodziło mi bardziej o zjazdy z akcentami grawitacyjnymi
https://www.youtube.com/watch?v=jj0CmnxuTaQ
Hahaha dobry filmik, mam nadzieję, że z moją Lilą też pojeździmy razem na rowerze a i taki „wózek” chodzi nam po głowie 🙂
Nie wiem co się stało ze zdjęciami z relacji
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Dopiero dziś zauważyłam, że zdjęcia już poprawnie się pokazują a będąc w Krościenku straciłam zapał do pisania relacji, jeśli nie mogłam wgrać zdjęć No nic, pamięć jest ulotna, ale przynajmniej wrócę do wspomnień jak fajnie się mieliśmy w Bieszczadookolicach
Jednym z naszych celów było Rajskie, gdzie znajduje się urokliwa kapliczka z pięknym widokiem na jedną z zatok Jeziora Solińskiego. Samochód zostawiliśmy przy kościele i asfaltem ruszyliśmy w kierunku kapliczki po drodze mijając miejsce po dawnym Domu Sióstr Miłosierdzia - klasztorze z XIX w. (a początki nawet w XVII w.), który został wysiedlony w czasie akcji Wisła a następnie rozebrany przy tworzeniu Jeziora Solińskiego. Droga jest bardzo malownicza, są tam już pensjonaty, ale też jednostka wojskowa. W stronę kapliczki poszliśmy okrężną drogą przez wieś a później pola (trzeba co jakiś czas omijać intuicyjny przebieg szlaku, bo wiele miejsc jest obecnie terenem prywatnym). Drogę powrotną obraliśmy przez cerkwisko na Horboku. Widać tam miejsce po cerkwi z XV w., która po akcji Wisła stała się oborą, a kiedy mieszkańcy Rajskiego rozpoczęli starania o stworzenie w cerkwi kościoła, ta została wysadzona w powietrze w 1980 r. (!). Tego typu miejsca pokazują ogrom strat, które dokonały się na terenie Bieszczadów. W wielu miejscach są tablice informacyjne, gdzie można zapoznać się z historią, ale chyba najlepszą skarbnicą wiedzy są książki Stanisława Krycińskiego. My mieliśmy też to szczęście, że gospodarz naszego domku pochodzi z tych okolic, więc potrafił wiele rzeczy opowiedzieć a z racji swojego zawodu (był weterynarzem) znał wiele osób z „każdego świata”.
Jednym z naszych celów było Rajskie, gdzie znajduje się urokliwa kapliczka z pięknym widokiem na jedną z zatok Jeziora Solińskiego. Samochód zostawiliśmy przy kościele i asfaltem ruszyliśmy w kierunku kapliczki po drodze mijając miejsce po dawnym Domu Sióstr Miłosierdzia - klasztorze z XIX w. (a początki nawet w XVII w.), który został wysiedlony w czasie akcji Wisła a następnie rozebrany przy tworzeniu Jeziora Solińskiego. Droga jest bardzo malownicza, są tam już pensjonaty, ale też jednostka wojskowa. W stronę kapliczki poszliśmy okrężną drogą przez wieś a później pola (trzeba co jakiś czas omijać intuicyjny przebieg szlaku, bo wiele miejsc jest obecnie terenem prywatnym). Drogę powrotną obraliśmy przez cerkwisko na Horboku. Widać tam miejsce po cerkwi z XV w., która po akcji Wisła stała się oborą, a kiedy mieszkańcy Rajskiego rozpoczęli starania o stworzenie w cerkwi kościoła, ta została wysadzona w powietrze w 1980 r. (!). Tego typu miejsca pokazują ogrom strat, które dokonały się na terenie Bieszczadów. W wielu miejscach są tablice informacyjne, gdzie można zapoznać się z historią, ale chyba najlepszą skarbnicą wiedzy są książki Stanisława Krycińskiego. My mieliśmy też to szczęście, że gospodarz naszego domku pochodzi z tych okolic, więc potrafił wiele rzeczy opowiedzieć a z racji swojego zawodu (był weterynarzem) znał wiele osób z „każdego świata”.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
sokół pisze:Miło Cię znów czytać i to w takich fajnych okolicznościach. Zagłosowałem na tą relację w konkursie na relację miesiąca, a to znaczy, że mi się podobała.
Dzięki, miło to słyszeć trochę taka przerwana opowieść a szkoda, bo warunki pogodowe trafiły nam się niesamowite, byłaby relacja prawie „na żywo”, ale fotosik zastrajkował i mój plan na taką relację padł
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Kolejne dni miały zaczynać się przymrozkami i dzięki temu witały nas jeszcze piękniejsze widoki co rano. Kiedy szykowaliśmy się do tego wyjazdu, prognozy pokazywały nieustanny deszcz, tymczasem w Górach Słonnych panowała przepiękna złota jesień, wiele drzew wciąż miało liście. Nie zmienia to faktu, że każdego dnia podróżując w stronę Ustrzyk Dolnych i dalej w Bieszczady, gołym okiem było widać jak zmieniają się barwy na zboczach gór, coraz więcej pokazywało się koloru popielatego.
Po wycieczce do Rajskiego, chcieliśmy znaleźć podobne miejsce z oszałamiającymi widokami (i z asfaltem). Gospodarz polecił nam Werlas z widokami na Solinę. Można tam też dojść do linii brzegowej jeziora, ale po drodze jakoś tak wyszło, że kilka razy ucięliśmy sobie pogawędkę z miejscowymi i już nie było czasu na zejście na sam dół (nie chcieliśmy przeciągać Lili). O tej porze kręciliśmy się po okolicy tylko my, ale w pełnym sezonie turystów jest tam cała masa, więc pierwsze wrażenie, że chcielibyśmy tam kiedyś pojechać na dłuższy pobyt zostało trochę zatarte, bo jednak wolimy ustronne miejsca.
Po wycieczce do Rajskiego, chcieliśmy znaleźć podobne miejsce z oszałamiającymi widokami (i z asfaltem). Gospodarz polecił nam Werlas z widokami na Solinę. Można tam też dojść do linii brzegowej jeziora, ale po drodze jakoś tak wyszło, że kilka razy ucięliśmy sobie pogawędkę z miejscowymi i już nie było czasu na zejście na sam dół (nie chcieliśmy przeciągać Lili). O tej porze kręciliśmy się po okolicy tylko my, ale w pełnym sezonie turystów jest tam cała masa, więc pierwsze wrażenie, że chcielibyśmy tam kiedyś pojechać na dłuższy pobyt zostało trochę zatarte, bo jednak wolimy ustronne miejsca.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Relacja będzie dobiegać już końcowi, bo pozostały dwie wycieczki do opisania. W Krościenku byliśmy 13 dni i muszę przyznać, że na wyjazd z dzieckiem tyle kilometrów był to optymalny okres czasu, nie mieliśmy ciśnienia czy danego dnia będzie pogoda, bo tyle planów tylko mogliśmy na luzie czekać co przyniesie nowy dzień. Zaskoczeniem dla nas było, że deszcz padał jedynie dwa razy wieczorem. W ogóle na szlakach było niesamowicie sucho jak na Bieszczady, słyszałam też, że zaczyna się pojawiać problem z wodą (chociaż to nie powinno być zaskoczenie).
Tymczasem wypadało zobaczyć podczas tego wyjazdu te piękne połoniny. Wybraliśmy się do Wołosatego i to Wołosate miało być celem samym w sobie. Ktoś by pomyślał „a co tam robić tak bez celu”. Jednak okazuje się, że chyba ani razu nie przyjrzeliśmy się tej miejscowości, kiedy od razu marszem szliśmy na szlak (latem 2019 szliśmy z Wołosatego na Tarnicę i Halicz do Przełęczy Bukowskiej, kto był, ten wie, że z reguły wraca się stamtąd na ostatnich nogach). Po drodze z Krościenka dwa razy mieliśmy kontrolę przez Straż Graniczną, miejscowi w sumie nam mówili, że w obecnej sytuacji na granicy z Białorusią widać więcej Straży (a ilu pewnie jest tajniaków), bardzo się obawiają, że i na Podkarpaciu wdrożą stan wyjątkowy, co mocno zaburzyłoby już i tak nadszarpnięty budżet. Wracając jednak do naszej wycieczki, odkryliśmy nową instalację na parkingu do robienia pamiątkowych zdjęć. Gdybyśmy byli typowymi turystami, którzy idą w góry, to pewnie byśmy nawet się tam nie zatrzymali ale z małym dzieckiem robi się zupełnie inne rzeczy (zdjęcie jest trochę przeedytowane, jeśli chodzi o tło, gdyż nie ogarnęłam jeszcze jak wgrać zdjęcie pionowe i musiałam z pionowego zrobić poziome )
Po fotosesji rodzinnej na tym czymś, poszliśmy dalej po płytach na pobliską polanę, gdzie był kapitalny widok na polskie połoniny a także na Pikuj.
Później wróciliśmy do drogi i poszliśmy w kierunku szlaku do Przełęczy Bukowskiej. Dzięki temu, że na drzewach było już bardzo mało liści, to pięknie było widać miejsca, których latem w ogóle nie dostrzegliśmy albo nie mieliśmy siły na takie dodatki po większej wyrypie. Po drodze było cerkwisko a także mogliśmy zgadywać jak były umiejscowione kiedyś domostwa. Szliśmy tylko do miejsca, gdzie zaczyna się dawna droga do przełęczy Beskid i dalej do Łubni. Mapa pokazuje, że z Beskidu jest piękny widok, ale nie można tam pójść chociaż w sierpniu 2020 była taka możliwość przez tydzień czasu oczywiście z paszportem można było pójść aż do Łubni a najlepiej wybrać się tam na trasę rowerową. Warto przeczytać książkę „Wymazana granica” Grzywaczewskiego, jest tam wątek bieszczadzki, ale też całej polskiej granicy sprzed lat (Kaszuby, Śląsk itd.). W ogóle poznanie historii powoduje, że pobyt w Bieszczadach i ich przedgórzu staje się niezwykle sentymentalny i wciąż z tyłu głowy ma się wizję, że tam kiedyś mieszkało mnóstwo ludzi.
Ostatnim naszym wyjściem były połoninki w Krościenku tj. Dział i Oratyk. Byliśmy tam wcześniej w pojedynkę, ale na pożegnanie wzięliśmy tam Lilę ze sobą. Na górki wchodzi się w mniej niż pół godziny, ale widoki są wspaniale, a miejscami kilkaset metrów dalej jest już Ukraina.
Tym samym kończę tę relację i mam nadzieję, że komuś przyda się lista tych miejsc, które z powodzeniem można odwiedzić z leżącym jeszcze kilkumiesięcznym berbeciem.
Pozdrawiamy z Lilianą
Tymczasem wypadało zobaczyć podczas tego wyjazdu te piękne połoniny. Wybraliśmy się do Wołosatego i to Wołosate miało być celem samym w sobie. Ktoś by pomyślał „a co tam robić tak bez celu”. Jednak okazuje się, że chyba ani razu nie przyjrzeliśmy się tej miejscowości, kiedy od razu marszem szliśmy na szlak (latem 2019 szliśmy z Wołosatego na Tarnicę i Halicz do Przełęczy Bukowskiej, kto był, ten wie, że z reguły wraca się stamtąd na ostatnich nogach). Po drodze z Krościenka dwa razy mieliśmy kontrolę przez Straż Graniczną, miejscowi w sumie nam mówili, że w obecnej sytuacji na granicy z Białorusią widać więcej Straży (a ilu pewnie jest tajniaków), bardzo się obawiają, że i na Podkarpaciu wdrożą stan wyjątkowy, co mocno zaburzyłoby już i tak nadszarpnięty budżet. Wracając jednak do naszej wycieczki, odkryliśmy nową instalację na parkingu do robienia pamiątkowych zdjęć. Gdybyśmy byli typowymi turystami, którzy idą w góry, to pewnie byśmy nawet się tam nie zatrzymali ale z małym dzieckiem robi się zupełnie inne rzeczy (zdjęcie jest trochę przeedytowane, jeśli chodzi o tło, gdyż nie ogarnęłam jeszcze jak wgrać zdjęcie pionowe i musiałam z pionowego zrobić poziome )
Po fotosesji rodzinnej na tym czymś, poszliśmy dalej po płytach na pobliską polanę, gdzie był kapitalny widok na polskie połoniny a także na Pikuj.
Później wróciliśmy do drogi i poszliśmy w kierunku szlaku do Przełęczy Bukowskiej. Dzięki temu, że na drzewach było już bardzo mało liści, to pięknie było widać miejsca, których latem w ogóle nie dostrzegliśmy albo nie mieliśmy siły na takie dodatki po większej wyrypie. Po drodze było cerkwisko a także mogliśmy zgadywać jak były umiejscowione kiedyś domostwa. Szliśmy tylko do miejsca, gdzie zaczyna się dawna droga do przełęczy Beskid i dalej do Łubni. Mapa pokazuje, że z Beskidu jest piękny widok, ale nie można tam pójść chociaż w sierpniu 2020 była taka możliwość przez tydzień czasu oczywiście z paszportem można było pójść aż do Łubni a najlepiej wybrać się tam na trasę rowerową. Warto przeczytać książkę „Wymazana granica” Grzywaczewskiego, jest tam wątek bieszczadzki, ale też całej polskiej granicy sprzed lat (Kaszuby, Śląsk itd.). W ogóle poznanie historii powoduje, że pobyt w Bieszczadach i ich przedgórzu staje się niezwykle sentymentalny i wciąż z tyłu głowy ma się wizję, że tam kiedyś mieszkało mnóstwo ludzi.
Ostatnim naszym wyjściem były połoninki w Krościenku tj. Dział i Oratyk. Byliśmy tam wcześniej w pojedynkę, ale na pożegnanie wzięliśmy tam Lilę ze sobą. Na górki wchodzi się w mniej niż pół godziny, ale widoki są wspaniale, a miejscami kilkaset metrów dalej jest już Ukraina.
Tym samym kończę tę relację i mam nadzieję, że komuś przyda się lista tych miejsc, które z powodzeniem można odwiedzić z leżącym jeszcze kilkumiesięcznym berbeciem.
Pozdrawiamy z Lilianą
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Wiolcia, najlepsze jest to, że ilekroć jesteśmy w Bieszczadach i wydawać by się mogło, że już naprawdę wszystko się widziało, to nagle dochodzi jakaś wioseczka, górka albo jakiś miejscowy poleci coś nieoczywistego. Do zobaczenia mamy jeszcze wiele wiele miejsc.
W relacji nie pisałam o spacerze w Lutowiskach, można zrobić małe kółeczko zaczynając koło szkoły, po drodze mija się spory cmentarz żydowski, wyżej jest kapitalny widok do Bieszczady. Dodatkowo często mija się stada krówek Trasa dydaktyczna po Lutowiskach wiedzie też w stronę Otrytu (sam Otryt też jest spoko), ale osobiście polecam dojść tylko do końca polan i nie wchodzić dalej w las i krzaki, bo pamiętam, że wrażeń widokowych później już nie było tylko ostre chaszcze (byliśmy tam któregoś lata).
Sebastian, tamte górki są przekozackie, na pewno tam jeszcze wrócimy. Ja wchodziłam tam w ten czas wichur, czapka sama mi schodziła z głowy Z okna naszego domku nie raz widziałam, że zjeżdżają stamtąd terenówki, ale i krowy się tam wypasają. W Krościenku jest duża hodowla krów, ale jak to powiedział nasz gospodarz, jest w opłakanym stanie. (Mija się ją idąc do Doliny Stebnika). Wkleję jeszcze raz zdjęcia z tej dolinki. Jest ona super opcją na rowery, by dojechać do Bandrowa Narodowego.
W relacji nie pisałam o spacerze w Lutowiskach, można zrobić małe kółeczko zaczynając koło szkoły, po drodze mija się spory cmentarz żydowski, wyżej jest kapitalny widok do Bieszczady. Dodatkowo często mija się stada krówek Trasa dydaktyczna po Lutowiskach wiedzie też w stronę Otrytu (sam Otryt też jest spoko), ale osobiście polecam dojść tylko do końca polan i nie wchodzić dalej w las i krzaki, bo pamiętam, że wrażeń widokowych później już nie było tylko ostre chaszcze (byliśmy tam któregoś lata).
Sebastian, tamte górki są przekozackie, na pewno tam jeszcze wrócimy. Ja wchodziłam tam w ten czas wichur, czapka sama mi schodziła z głowy Z okna naszego domku nie raz widziałam, że zjeżdżają stamtąd terenówki, ale i krowy się tam wypasają. W Krościenku jest duża hodowla krów, ale jak to powiedział nasz gospodarz, jest w opłakanym stanie. (Mija się ją idąc do Doliny Stebnika). Wkleję jeszcze raz zdjęcia z tej dolinki. Jest ona super opcją na rowery, by dojechać do Bandrowa Narodowego.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
laynn, wydawało mi się, że pisałam o tym w relacji, że to Góry Słonne ale może za mało to podkreśliłam a zbyt często pisałam Bieszczady. Tak mi się kojarzy ten rejon, że to wszystko to Bieszczady Bardziej chodzi mi o ten klimacik miejsca, w sumie to wtedy musiałabym i Beskid Niski do tego zaliczyć Stąd też tytuł relacji, że dla mnie to są Bieszczady a geograficznie to faktycznie przedstawia się inaczej. W głowie też miałam piosenkę KSU Moje Bieszczady.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: sprocket73 i 102 gości