Czas chyba na pewne podsumowanie....
Miałam być psem górskim. Właściwie suką.
Chociaż początki miałam ciężkie...
Chociaż było mi ciepło i się szybko męczyłam, dawałam radę. Bo szłam z nimi...
Nigdy tak naprawdę mnie nie forsowali, więc biegałam szczęśliwie po spiskich halach.
Ale raz udało mi się nawet wejść na Lubań!
I byłam z moją rodziną na Słowacji, gdzie weszłam na Bukovinę.
Czułam się kochana, tak, to prawda.
Zawsze uśmiechnięta, chociaż po powrocie z wakacji się okazało, że jestem bardzo chora i muszę codziennie brać sterydy, bo nie pracowała mi przysadka mózgowa i nie wytwarzałam hormonów....
To nic, bo i tak mnie wzięli na następne wakacje.
Coś tam połaziłam, z nimi. Chociaż szybko zdzierały mi się łapki do krwi..
Ale byłam na Kubalonce.
Udało mi się też podejść pod same Kiczory.
Nie chodziłam za dużo, odpoczywałam, w końcu po to są wakacje.
Niemniej udało mi się poznać kilku fajnych ludzi na ognisku.
A tak to byłam panienką z okienka...
Albo po prostu towarzyszem.
Mijały kolejne beztroskie miesiące...
Żyliśmy szczęśliwie. Chodziłam na spacery, czasem na kontrolę do lekarza, wszystko było idealnie. Nawet pani doktor była w szoku, że tak dzielnie sobie radzę.
I znów pewnego dnia wsiadłam w auto i pojechaliśmy wszyscy do kurek, w moje ulubione miejsce.
Od razu zdarły mi się łapki, ale w butach nie chciałam chodzić, więc sobie po prostu leżałam w ogrodzie i wszyscy się ze mną bawili. Nikt nie miał mi za złe, że nie byłam suką górską.
I taras należał tylko do mnie i mojej ulubionej zabawki, pandzi...
Po powrocie z wakacji wszystko było jak należy.
Aż nagle... w przeciągu kilku godzin.... pani doktor nie mogła mi już pomóc. Nie wiem nawet, czy coś mi się stało, czy może zjadłam coś podrzuconego przez okrutnych ludzi na ulicy. Gdy odchodziłam w kuchni, we własnym mieszkaniu, wszyscy mnie trzymali za łapkę, przytulali i płakali...
Zawsze byłam psem pogodnym, uśmiechniętym, ufnym do ludzi, taką mnie na pewno zapamietąją... Może mój pancio będzie też pamiętać, jak wracając z podwórka zawsze udawałam, że chce kupę i kręciłam dwadzieścia kółek, żeby jeszcze chwilkę się pobawić piłką...? Ale chyba nie był nigdy na mnie zły, tak myślę.
Kiedyś, gdy oni też odejdą, będę znów z nimi biegać po polach, jak dawniej. I znów będziemy razem... póki co musi im wystarczyć te trzy lata z hakiem, które spędziliśmy razem.
Miłość bezwarunkowa
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
- Tępy dyszel
- Posty: 2924
- Rejestracja: 2013-07-07, 16:49
- Lokalizacja: Tychy
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 68 gości