Wycof. Najszybszy...w Beskidach.
Wycof. Najszybszy...w Beskidach.
Dekadę wstecz, w Tatrach, zimą zdarzyło mi się kilka razy wycofać spod szczytu, czy też z drogi. A to warunki śnieżne, a to wiatr wiał taki, że nie mogliśmy się do przodu poruszyć, raz też zrezygnowałem z trasy, bo nie wiedziałem, czy przede mną to śnieg, mgła, nawis czy też grań. Potem cel w górach traktowałem inaczej i nigdy już nie miałem poczucia, że zrobiłem wycof, aż do bieżących wakacji.
A ostatnio pokonało mnie...
...planowanie.
Planuję od jakiegoś czasu spędzenie nocy w górach. Tak by udało się obejrzeć zachód słońca, oraz wschód. Oczywiście z noclegiem pod niebem, no i gdy zmienił mi się grafik w pracy, to postanowiłem to wykorzystać na właśnie taką wycieczkę. A potem się ochłodziło i stwierdziłem, że jak na pierwszy biwak, to może być za zimno, więc nie pojadę. Lecz gdy wróciłem do domu, spojrzałem na spakowany plecak...to dopakowałem jedzenia i pojechałem.
I to był błąd. Błędem było, że nie odpuściłem. W sierpniu słońce zachodzi ok godziny 20tej i właśnie chwilę po zachodzie dojechałem do celu. Zachód obserwowałem w lusterku, w czasie jazdy. Temperatura, ok 15tu stopni, rześko. Dopakowałem do plecaka koc z podbitką, aby nocą mieć dodatkową izolację i ruszyłem. Plecak miałem ciężki i tak dopakowany, że statyw musiałem wziąć w rękę, ale trasa na dwie godziny, więc stwierdziłem, że dam radę. Pierwsze poty wylałem, by dojść do niebieskiego szlaku, który odbija pod Beskidzką Golgotą:
Dochodzę, do miejsca, gdzie idzie ścieżka ze stacjami na szczyt Matyski, na której się znajduje krzyż:
Tu zaczynam, żałować, że tak późno wyruszyłem, bo dzięki temu, że jest chłodniej, to widoczność zrobiła się całkiem dobra. Choć nad Beskidem Żywieckim zwały chmur, to na północy jest ich zdecydowanie mniej:
Dochodzę do lasu, który odgranicza przysiółek Cuchedla, od łąk. Niby niewiele podszedłem, ale za mną otwiera się panorama na wsie leżące u stóp Beskidów. Postanawiam wykorzystać statyw i zrobić zdjęcia:
Aparat ląduje w torbie, a na głowę wkładam czołówkę. Wchodzę w las, mijając pierwsze zabudowania przysiółka. W pewnym momencie widzę przed sobą odblask oczu. To lis, wychodzi nawet ku mnie na drogę, widzę go dokładnie w świetle czołówki, po czym nagle chyba załapuje, że to idzie człowiek i wskakuje w las. I tyle go widziałem.
Mijam kolejne zabudowania, gdzieś słychać rozmowy, w oknach widać światła telewizorów, jest spokojnie. Skręcam w las. Idzie mi się dziwnie. Nie mam w ogóle mocy, jedno kolano lekko mnie ciągnie, czasem źle stanę na kamieniu i stopa również się odzywa, przypominając, że może w końcu czas na jakieś konsultacje. Ze mnie pot leje się strumieniami, co w połączeniu z chłodem nie jest przyjemne. I tu następuje krótka chwila, ta tytułowa. Wycof.
Ale tak na prawdę, to zaczyna się jeszcze pod domem. Gdy kupowałem kiełbasę na ognisko, odzywa się alarm w pompie. No tak, mały "cukier". Kupuje napój, zmniejszam później bazę, przed wyruszeniem z pod auta, ograniczam ją do minimum, a tu w lesie, alarm wyje znów. Więc zrzucam plecak, wyciągam batona, oraz sok do zwiększenia poziomu glikemii. I podczas tej przerwy przestaję mi się chcieć iść dalej. Lekki ból stopy, kolana, zmęczenie po kilku dniach w pracy, gdzie jestem sam na dziale i roboty mam za 3 osoby, chłód wokół i zapowiadane kilka stopni, oraz myśl o walce ze spadającym cukrem, by dojść w środku nocy, szukać drewna na ognisko, rozbijanie się... Po prostu mi się nie chce. Po kilku minutach wkładam plecak, robię chyba z pięć kroków i...staję na środku ścieżki. By po kilku minutach wewnętrznej walki ze zniechęceniem, poddać się i zawrócić. Po 2 km i ok 150 metrach wspinania się, poddaje się. Tak naprawdę, gwoździem do trumny, jest jeszcze odległość, która mi została do przejścia, co w połączeniu z ciężkim plecakiem, zapewne by trwało o wiele dłużej niż wynika to mapy.
Ok 23 jestem już w domu. Zniechęcony.
Choć dziś (dzień po) pisząc tą relację, ciut, ale to naprawdę niewiele, ale jednak żałuje. Dopóki nie widzę zdjęć z Tatr, gdzie spadł śnieg...
Ps. Zdjęcie tytułowe pochodzi z 12go czerwca 2009 roku. Gdy za Rakoniem patrzę smętnie na mapę i wiem, że nie ma sensu pchać się wyżej, w śniegu na Wołowiec. To pierwszy wycof
A ostatnio pokonało mnie...
...planowanie.
Planuję od jakiegoś czasu spędzenie nocy w górach. Tak by udało się obejrzeć zachód słońca, oraz wschód. Oczywiście z noclegiem pod niebem, no i gdy zmienił mi się grafik w pracy, to postanowiłem to wykorzystać na właśnie taką wycieczkę. A potem się ochłodziło i stwierdziłem, że jak na pierwszy biwak, to może być za zimno, więc nie pojadę. Lecz gdy wróciłem do domu, spojrzałem na spakowany plecak...to dopakowałem jedzenia i pojechałem.
I to był błąd. Błędem było, że nie odpuściłem. W sierpniu słońce zachodzi ok godziny 20tej i właśnie chwilę po zachodzie dojechałem do celu. Zachód obserwowałem w lusterku, w czasie jazdy. Temperatura, ok 15tu stopni, rześko. Dopakowałem do plecaka koc z podbitką, aby nocą mieć dodatkową izolację i ruszyłem. Plecak miałem ciężki i tak dopakowany, że statyw musiałem wziąć w rękę, ale trasa na dwie godziny, więc stwierdziłem, że dam radę. Pierwsze poty wylałem, by dojść do niebieskiego szlaku, który odbija pod Beskidzką Golgotą:
Dochodzę, do miejsca, gdzie idzie ścieżka ze stacjami na szczyt Matyski, na której się znajduje krzyż:
Tu zaczynam, żałować, że tak późno wyruszyłem, bo dzięki temu, że jest chłodniej, to widoczność zrobiła się całkiem dobra. Choć nad Beskidem Żywieckim zwały chmur, to na północy jest ich zdecydowanie mniej:
Dochodzę do lasu, który odgranicza przysiółek Cuchedla, od łąk. Niby niewiele podszedłem, ale za mną otwiera się panorama na wsie leżące u stóp Beskidów. Postanawiam wykorzystać statyw i zrobić zdjęcia:
Aparat ląduje w torbie, a na głowę wkładam czołówkę. Wchodzę w las, mijając pierwsze zabudowania przysiółka. W pewnym momencie widzę przed sobą odblask oczu. To lis, wychodzi nawet ku mnie na drogę, widzę go dokładnie w świetle czołówki, po czym nagle chyba załapuje, że to idzie człowiek i wskakuje w las. I tyle go widziałem.
Mijam kolejne zabudowania, gdzieś słychać rozmowy, w oknach widać światła telewizorów, jest spokojnie. Skręcam w las. Idzie mi się dziwnie. Nie mam w ogóle mocy, jedno kolano lekko mnie ciągnie, czasem źle stanę na kamieniu i stopa również się odzywa, przypominając, że może w końcu czas na jakieś konsultacje. Ze mnie pot leje się strumieniami, co w połączeniu z chłodem nie jest przyjemne. I tu następuje krótka chwila, ta tytułowa. Wycof.
Ale tak na prawdę, to zaczyna się jeszcze pod domem. Gdy kupowałem kiełbasę na ognisko, odzywa się alarm w pompie. No tak, mały "cukier". Kupuje napój, zmniejszam później bazę, przed wyruszeniem z pod auta, ograniczam ją do minimum, a tu w lesie, alarm wyje znów. Więc zrzucam plecak, wyciągam batona, oraz sok do zwiększenia poziomu glikemii. I podczas tej przerwy przestaję mi się chcieć iść dalej. Lekki ból stopy, kolana, zmęczenie po kilku dniach w pracy, gdzie jestem sam na dziale i roboty mam za 3 osoby, chłód wokół i zapowiadane kilka stopni, oraz myśl o walce ze spadającym cukrem, by dojść w środku nocy, szukać drewna na ognisko, rozbijanie się... Po prostu mi się nie chce. Po kilku minutach wkładam plecak, robię chyba z pięć kroków i...staję na środku ścieżki. By po kilku minutach wewnętrznej walki ze zniechęceniem, poddać się i zawrócić. Po 2 km i ok 150 metrach wspinania się, poddaje się. Tak naprawdę, gwoździem do trumny, jest jeszcze odległość, która mi została do przejścia, co w połączeniu z ciężkim plecakiem, zapewne by trwało o wiele dłużej niż wynika to mapy.
Ok 23 jestem już w domu. Zniechęcony.
Choć dziś (dzień po) pisząc tą relację, ciut, ale to naprawdę niewiele, ale jednak żałuje. Dopóki nie widzę zdjęć z Tatr, gdzie spadł śnieg...
Ps. Zdjęcie tytułowe pochodzi z 12go czerwca 2009 roku. Gdy za Rakoniem patrzę smętnie na mapę i wiem, że nie ma sensu pchać się wyżej, w śniegu na Wołowiec. To pierwszy wycof
Ostatnio zmieniony 2021-08-18, 19:01 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
Mądry wycof ujmy nie przynosi.
Trzeba wiedzieć kiedy ze szlaku zejść niepokonanym.
Flaszka nie zając, nie ucieknie.
Trzeba wiedzieć kiedy ze szlaku zejść niepokonanym.
Flaszka nie zając, nie ucieknie.
Ostatnio zmieniony 2021-08-18, 14:46 przez Dobromił, łącznie zmieniany 2 razy.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Ależ są piękne te zdjęcia zrobione wieczorem, gdy widać z daleka światła.
Świat gór! Aby go nazwać swoim, trzeba zainwestować znacznie więcej niż krótkotrwałą radość oczu. I może dlatego właśnie człowiek naprawdę kochający góry chce znosić trudy, wyrzeczenia i niebezpieczeństwa na ich skalnych szlakach
Dobromił pisze:Mądry wycof ujmy nie przynosi.
I tu cała prawda.
Adrian pisze:I teraz znowu możesz planować kolejne wyjście ...
Na chwilę obecną jednak muszę odpocząć. I przestać planować, tak większość fajniejszych wycieczek wyszła w tym roku taki paradoks.
Coldman pisze:Ależ są piękne te zdjęcia zrobione wieczorem, gdy widać z daleka światła.
Dzięki. Było cudnie!
Wycof nie jest niczym złym i nie przynosi ujmy. Byle zdrowie dopisywało.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Ale odjazd
Mnie chodziło raczej o nastawienie i odprężenie psychiczne. Wiesz-świadomość że tylko kawałek do przejścia, biwak na luzie a i tak będzie ładnie itd. Być, a nie iść .
laynn pisze:Tylko celem był nocleg wyżej. Tak żeby trochę odpocząć od cywilizacji. Choć w sumie to mogłoby być ciekawe spać przy tych figurach...
Mnie chodziło raczej o nastawienie i odprężenie psychiczne. Wiesz-świadomość że tylko kawałek do przejścia, biwak na luzie a i tak będzie ładnie itd. Być, a nie iść .
- TripSeeker
- Posty: 118
- Rejestracja: 2021-05-14, 13:02
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 130 gości