Mój pierwszy raz w górach
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Ja miałem 12 lat (V klasa, podstawówki) jak mnie mama pierwszy raz w Tatry zabrała i do tej pory pamiętam. A miłość do gór zaszczepiła mi na zasadzie, ograniczania, skracania tras i zakazów. Najpierw pozwoliła mi zaplanować trasy, więc planowałem, z tymi mapami wojskowymi w skali 1:10000. A potem szlaban. Np. pierwszego dnia było dojście do schroniska w Kościeliskiej i zakwaterowanie w nim i dalej zaplanowałem jeszcze wyjście na Iwaniacką i wieczorem nad Smreczyński Staw. Z Iwaniacką mnie oszukała, niby poszliśmy, ale po chwili jak zaczęło się podejście to wmawiała mi, że już prawie jesteśmy, można wracać i jest zaliczone. Ja nie chciałem, oszukiwać (bo była oczywiście książeczka GOT), więc wyrwałem do przodu, skoro prawie byliśmy to chciałem uczciwie dojść. Ona za mną krzyczała, żebym się wrócił. Olałem to i jakiś facet (turysta) strasznie na mnie nakrzyczał. To były jeszcze te czasy, że obcy człowiek mógł opierdolić dowolnego dzieciaka jak ten źle się zachowywał). A wieczorem obrażony sam poszedłem nad Smreczyński. Mama stwierdziła, że przed zmrokiem nie zdążymy obrócić, ale dostałem pozwolenie na samotny atak. Pędziłem ile sił, bałem się ciemnego lasu, potworów, albo że się zgubię. Ludzi nie było w ogóle. Doszedłem nad staw i od razu szybki powrót. Całość zajęła mi 40 minut i mama nie uwierzyła mi, że byłem nad stawem, bo niby za szybko wróciłem. Tak wyglądał mój pierwszy dzień chodzenia po Tatrach. W kolejnym były jaskinie, Wąwóz Kraków, to już mi się podobało, w Mylnej miałem sporo przeżyć. Na zaplanowanych Stołach nie byliśmy, ale już mnie wszystko bolało. A następnego dnia przejście przez Tomanową na Czerwone Wierchy i zejście do Murowańca. Pamiętam smak barszczu czerwonego na Kasprowym, którego zjadłem dwa talerze. Pamiętam, że przed Murowańcem padłem. Pamiętam moje stopy, poobklejane plastrami i poobdzierane do krwi. Chodziłem w starych butach mamy. Może starsi forumowicze pamiętają jak było kiedyś z butami w górach. Zdecydowanie inaczej niż obecnie. W zasadzie to jedyny wakacyjny wyjazd z dzieciństwa, który zapamiętałem do końca życia. No zapamiętałem jeszcze kolejny, w następnym roku, kolejne Tatry z mamą. Był niedźwiedź w Chochołowskiej i załamanie pogody z opadami śniegu na Zawracie, gdzie czułem, że umrę i gdzie zobaczyłem we mgle pierwsze metry słynnej Orlej Perci. Jak widać te traumatyczne przeżycia nie zniechęciły mnie do gór. Więc bierzcie dzieciaki i róbcie im hardkor!
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Ps. Pierwsze góry?
Zwardoń w wieku 4-5 la? Pamiętam pitą coca colę w Żywcu nad Sołą, ciuchcię dymiącą podczas wjazdu na peron i potem jak na jakimś stoku chodziliśmy.
Potem Beskid Żywiecki z noclegiem w Lipowskiej, dwa razy. Raz w deszczu, a na drugi dzień śniegu po pas. Drugi raz latem, doszliśmy po ciemku już do schroniska, potem mi się śniły wilki bo mnie ojciec postraszył nimi...
Pierwsze Tatry? W 8klasie podstawówki wycieczka nad Morskie Oko.
Pierwsza wycieczka w góry w Tatrach? Jej nie pamiętam, ale pamiętam, że ojciec proponował spanie w Ladzie 2103, z bratem byliśmy, ale nie chcieliśmy i wracaliśmy wieczorem. To było może nawet wcześniej od tej nad Morskie Oko, ale jej praktycznie nie pamiętam...
Zwardoń w wieku 4-5 la? Pamiętam pitą coca colę w Żywcu nad Sołą, ciuchcię dymiącą podczas wjazdu na peron i potem jak na jakimś stoku chodziliśmy.
Potem Beskid Żywiecki z noclegiem w Lipowskiej, dwa razy. Raz w deszczu, a na drugi dzień śniegu po pas. Drugi raz latem, doszliśmy po ciemku już do schroniska, potem mi się śniły wilki bo mnie ojciec postraszył nimi...
Pierwsze Tatry? W 8klasie podstawówki wycieczka nad Morskie Oko.
Pierwsza wycieczka w góry w Tatrach? Jej nie pamiętam, ale pamiętam, że ojciec proponował spanie w Ladzie 2103, z bratem byliśmy, ale nie chcieliśmy i wracaliśmy wieczorem. To było może nawet wcześniej od tej nad Morskie Oko, ale jej praktycznie nie pamiętam...
Ostatnio zmieniony 2021-08-01, 13:47 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
- Tępy dyszel
- Posty: 2924
- Rejestracja: 2013-07-07, 16:49
- Lokalizacja: Tychy
U mnie stosunkowo późno.
Klasa maturalna - szkolna wycieczka. Klasyk Beskidu Śląskiego - Czantoria z Ustronia Polany i grzbietem granicznym na Stożek....
Kurwowałem co niemiara na ,,ścianę płaczu" tj. ścieżką z Polany do Stokłosicy, przy okazji karząc wszystkim aby się ,,oddalili gwałtownie" i mnie nie wkurzali w mej męce Ale jednak coś z tego zostało....
Jeszcze tego samego dnia wieczorem, mimo dużego zmęczenia fizycznego, pęcherzy na stopach i odparzeń w okolicach tyłka, spojrzenie na mapę gdzie by następnym razem pojechać...
Oczywiście bywały dużo wcześniej pobyty w górach. Ale głównie typu wjazd/zjazd kolejką z rodzicami i/lub dziadkami....plus minimalne chodzenie typu Szyndzielnia-Klimczok....ale to się nie liczy...
Zaczęło się od Czantorii....tak już na poważniej.
Klasa maturalna - szkolna wycieczka. Klasyk Beskidu Śląskiego - Czantoria z Ustronia Polany i grzbietem granicznym na Stożek....
Kurwowałem co niemiara na ,,ścianę płaczu" tj. ścieżką z Polany do Stokłosicy, przy okazji karząc wszystkim aby się ,,oddalili gwałtownie" i mnie nie wkurzali w mej męce Ale jednak coś z tego zostało....
Jeszcze tego samego dnia wieczorem, mimo dużego zmęczenia fizycznego, pęcherzy na stopach i odparzeń w okolicach tyłka, spojrzenie na mapę gdzie by następnym razem pojechać...
Oczywiście bywały dużo wcześniej pobyty w górach. Ale głównie typu wjazd/zjazd kolejką z rodzicami i/lub dziadkami....plus minimalne chodzenie typu Szyndzielnia-Klimczok....ale to się nie liczy...
Zaczęło się od Czantorii....tak już na poważniej.
Ostatnio zmieniony 2021-08-01, 11:39 przez Tępy dyszel, łącznie zmieniany 1 raz.
U mnie od zawsze....
Wczasy albo w Kościelisku, albo w Wiśle Jaworniku.
Jak dziś pamiętam podniecenie, gdy szliśmy na moją ulubioną wówczas górę - Wielki Stożek.
W Tatrach to rodzice za dużo mi nie pokazali, ot, Kościeliska, Chochołowska, Morskie Oko...
Jak miałem 14 lat to zacząłem jeździć sam. Najpierw Beskidy.
Jak miałem 17, znalazłem się w Tatrach.
Robiło się głupie rzeczy, oj, robiło.... jakieś trawersy Granatów na przykład... ale to stare i nieprawdziwe hehhe
Wczasy albo w Kościelisku, albo w Wiśle Jaworniku.
Jak dziś pamiętam podniecenie, gdy szliśmy na moją ulubioną wówczas górę - Wielki Stożek.
W Tatrach to rodzice za dużo mi nie pokazali, ot, Kościeliska, Chochołowska, Morskie Oko...
Jak miałem 14 lat to zacząłem jeździć sam. Najpierw Beskidy.
Jak miałem 17, znalazłem się w Tatrach.
Robiło się głupie rzeczy, oj, robiło.... jakieś trawersy Granatów na przykład... ale to stare i nieprawdziwe hehhe
Ostatnio zmieniony 2021-08-01, 13:02 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
No ale w sumie opowiedzieć mogę o tych Granatach. To był 98 rok. Pojechaliśmy z trójką kolegów. Do Murowańca było spoko, poszliśmy na Granaty. Na łańcuchach na żółty Granat jeden się rozpłakał, dostał najpierw ataku paniki, a potem dostał od kolegi w ryj i szedł dalej.
Potem zgubiliśmy szlak na grani i trawersowaliśmy nad żlebem Drage'a do zielonego szlaku. Cała moja wiedza topograficzna opierała się na obejrzanych zdjęciach z albumu Ryszarda Ziemiaka.
To były wspaniałe czasy.
Potem zgubiliśmy szlak na grani i trawersowaliśmy nad żlebem Drage'a do zielonego szlaku. Cała moja wiedza topograficzna opierała się na obejrzanych zdjęciach z albumu Ryszarda Ziemiaka.
To były wspaniałe czasy.
My, tzn Ci mieszkający w aglomeracji śl-dąbrowskiej, w Krakowie itp, "my" pewnie najczęściej trafialiśmy w góry. Bo były najbliżej. Wycieczki szkolne? Beskid Śląski (wchodziłem na Klimczok, przez Szyndzielnie), w Wiśle byłem dwa dni. No i raz ta wycieczka do Zakopanego, nad Morskie Oko (choć największą atrakcją była wizyta w nowo otwartym McDonaldzie, dla chłopaków z klasy).
Owszem ja tam jeszcze raz pojechałem do Ojcowa, Jaskinia Łokietka, raz kieleckie - Jaskinia Raj.
Z rodzicami, wspomniałem również jeździliśmy w Beskidy. Oczywiście nie Żywiecki, Śląski. W Beskidy się jeździło. Kogo tam nazwą pasma interesowała? Bieszczady też odwiedziliśmy. (Dziadek pochodził spod Krosna, to wszyscy mówili, że z Bieszczad pochodził ).
Pierwsze wycieczki samotnie, to Beskid Śląski (w Szczyrku kiedyś parę dni na wakacje pojechałem ze znajomymi, z kolegą na Klimczok, na Skrzyczne weszliśmy), potem na Boraczą jeździliśmy, ale nie do schroniska a niżej do jednaj góralki, potem Zakopane. Pierwsze wycieczki w Tatrach? Pod Siklawicę w Strążyńskiej i na Sarnią Skałę, Giewont z Kopą Kond. i w trzeci dzień na Kopieniec Wielki z Nosalem.
+1
Owszem ja tam jeszcze raz pojechałem do Ojcowa, Jaskinia Łokietka, raz kieleckie - Jaskinia Raj.
Z rodzicami, wspomniałem również jeździliśmy w Beskidy. Oczywiście nie Żywiecki, Śląski. W Beskidy się jeździło. Kogo tam nazwą pasma interesowała? Bieszczady też odwiedziliśmy. (Dziadek pochodził spod Krosna, to wszyscy mówili, że z Bieszczad pochodził ).
Pierwsze wycieczki samotnie, to Beskid Śląski (w Szczyrku kiedyś parę dni na wakacje pojechałem ze znajomymi, z kolegą na Klimczok, na Skrzyczne weszliśmy), potem na Boraczą jeździliśmy, ale nie do schroniska a niżej do jednaj góralki, potem Zakopane. Pierwsze wycieczki w Tatrach? Pod Siklawicę w Strążyńskiej i na Sarnią Skałę, Giewont z Kopą Kond. i w trzeci dzień na Kopieniec Wielki z Nosalem.
sokół pisze:To były wspaniałe czasy.
+1
Ostatnio zmieniony 2021-08-01, 14:04 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
Mama miała zakładowy dom wczasowy w Rabce-Zdrój, więc siłą rzeczy w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym jeździłem tam często, nawet dwa razy w roku (latem i zim ą). Stąd może mój sentyment do Rabki. Moje pierwsze górskie wycieczki to właśnie Rabka: Bania i Grzebień. Pamiętam też, jak już byłem w podstawówce, tata wziął mnie na Maciejową (mama nie chodziła po górach). Przy zejściu strasznie narzekałem, jaki to zmęczony jestem,a po powrocie do domu wczasowego poleciałem grać w piłkę z kolegami
Pierwsze wakacje, gdzie jako tako pochodziliśmy, to był Kozubnik w lecie 1984 roku. Miałem wtedy 11 lat, a pół roku wcześniej mama zmarła mi na raka piersi w wieku 33 lat. Tata pracował jako spawacz w Hutniczym Przedsiębiorstwie Remontowych na terenie Huty Lenina i w tym roku udało mu się wywalczyć po raz pierwszy skierowanie do tego wypasionego obiektu w Kozubniku, który obecnie popadł w ruinę. Do tej pory, jako "fizycznemu” nigdy się nie udawało przebić w kolejce przez sztaby urzędniczek i znajomych kogo trzeba. Może ktoś wziął po uwagę, że jest świeżym, młodym wdowcem z małym synem? Byliśmy tam na Żarze, Kiczerze, Skrzycznem, Chrobaczej Łące. Potem były dwa lata wakacji w Szczawnicy, standard: Sokolica, Trzy Korony, Palenica, Prehyba, Homole, spływ Dunajcem, ale do dziś pamiętam pieszą wycieczkę ze Snozki przez Czorsztyn do Niedzicy, a nie było wtedy jeszcze zalewu.
W wieku 14 lat pojechaliśmy po raz pierwszy w Tatry. Za pierwszym razem mieszkaliśmy w Zakopanem i chodzili po górach stamtąd, ale w ramach wyjazdu pojechaliśmy chyba na dwie albo trzy noce do Doliny Pięciu Stawów i stamtąd poszliśmy na Szpiglas, Rysy czy Kozi Wierch.
Tacie przysługiwało dodatkowe 12 dni urlopu za pracę w szkodliwych warunkach, więc jeździliśmy w Tatry na trzy tygodnie co roku przez kilka lat, potem mieszkając już tylko w schroniskach.
Kilka razy w roku jechaliśmy na takie wyjazdy weekendowe ze znajomymi, a że mało kto miał z nas samochód, były to najczęściej wyjazdy w Tatry, Gorce, Pieniny lub do Zawoi, gdzie można było w miarę szybko i łatwo dojechać z Krakowa.
Pierwszy mój samodzielny wyjazd w góry zakończył się niepowodzeniem. W wieku 18-19 lat chciałem pojechać na tydzień na Ornak, ale po jednej wędrówce tam wróciłem do Krakowa – nie „chwyciło” mnie samotne chodzenie po górach, do którego mam teraz zgoła odmienny stosunek.
Jak widać, tata wprowadzał mnie w góry długo, stopniowo i stosunkowo późno jak na obecne realia, ale chyba dobrze pielęgnował tę roślinkę, bo pięknie wyrosła.
Też czasami mam takie przemyślenia, na ile rozwój naszej górskiej pasji (Tata kocha wspinaczkę i Tatry Wysokie, ja już wtedy wolałem Zachodnie) byłby możliwy gdyby mama żyła – pewnie trzytygodniowe wakacje w tatrzańskich schroniskach nie byłyby możliwe, a nasze wakacyjne wojaże potoczyłyby się zupełnie inaczej.
Pierwsze wakacje, gdzie jako tako pochodziliśmy, to był Kozubnik w lecie 1984 roku. Miałem wtedy 11 lat, a pół roku wcześniej mama zmarła mi na raka piersi w wieku 33 lat. Tata pracował jako spawacz w Hutniczym Przedsiębiorstwie Remontowych na terenie Huty Lenina i w tym roku udało mu się wywalczyć po raz pierwszy skierowanie do tego wypasionego obiektu w Kozubniku, który obecnie popadł w ruinę. Do tej pory, jako "fizycznemu” nigdy się nie udawało przebić w kolejce przez sztaby urzędniczek i znajomych kogo trzeba. Może ktoś wziął po uwagę, że jest świeżym, młodym wdowcem z małym synem? Byliśmy tam na Żarze, Kiczerze, Skrzycznem, Chrobaczej Łące. Potem były dwa lata wakacji w Szczawnicy, standard: Sokolica, Trzy Korony, Palenica, Prehyba, Homole, spływ Dunajcem, ale do dziś pamiętam pieszą wycieczkę ze Snozki przez Czorsztyn do Niedzicy, a nie było wtedy jeszcze zalewu.
W wieku 14 lat pojechaliśmy po raz pierwszy w Tatry. Za pierwszym razem mieszkaliśmy w Zakopanem i chodzili po górach stamtąd, ale w ramach wyjazdu pojechaliśmy chyba na dwie albo trzy noce do Doliny Pięciu Stawów i stamtąd poszliśmy na Szpiglas, Rysy czy Kozi Wierch.
Tacie przysługiwało dodatkowe 12 dni urlopu za pracę w szkodliwych warunkach, więc jeździliśmy w Tatry na trzy tygodnie co roku przez kilka lat, potem mieszkając już tylko w schroniskach.
Kilka razy w roku jechaliśmy na takie wyjazdy weekendowe ze znajomymi, a że mało kto miał z nas samochód, były to najczęściej wyjazdy w Tatry, Gorce, Pieniny lub do Zawoi, gdzie można było w miarę szybko i łatwo dojechać z Krakowa.
Pierwszy mój samodzielny wyjazd w góry zakończył się niepowodzeniem. W wieku 18-19 lat chciałem pojechać na tydzień na Ornak, ale po jednej wędrówce tam wróciłem do Krakowa – nie „chwyciło” mnie samotne chodzenie po górach, do którego mam teraz zgoła odmienny stosunek.
Jak widać, tata wprowadzał mnie w góry długo, stopniowo i stosunkowo późno jak na obecne realia, ale chyba dobrze pielęgnował tę roślinkę, bo pięknie wyrosła.
Też czasami mam takie przemyślenia, na ile rozwój naszej górskiej pasji (Tata kocha wspinaczkę i Tatry Wysokie, ja już wtedy wolałem Zachodnie) byłby możliwy gdyby mama żyła – pewnie trzytygodniowe wakacje w tatrzańskich schroniskach nie byłyby możliwe, a nasze wakacyjne wojaże potoczyłyby się zupełnie inaczej.
Ostatnio zmieniony 2021-08-01, 15:07 przez Sebastian, łącznie zmieniany 2 razy.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Piękna opowieść,taka prosto z serca.I tyle od Marka.
Ostatnio zmieniony 2021-08-01, 14:58 przez marekw, łącznie zmieniany 1 raz.
Seba, Szacun dla taty, piękna i smutna historia ...
U mnie to wyglądało zupełnie inaczej, na wakacje zawsze jeździliśmy do babci do Limanowej, ale w tedy góry mnie nie interesowały
Jakieś pierwsze wyjazdy mogły być w wieku 13 lat z PTTK które organizowało wycieczki w czasie wakacji, w międzyczasie kilka razy wybraliśmy się z kolegą góry i później temat umarł, bo trochę dorośliśmy i zaczęły nas interesować inne rzeczy
Na wycieczce szkolnej żadnej nie byłem, szczerze mówiąc nawet nie pamiętam czy takie były?
Będąc u babci na wakacjach, Wujek i ciotki zabrali mnie na wycieczkę w Tatry, oczywiście Morskie Oko
Później długo nic, albo nie pamiętam ... Aż nadszedł rok 2013 który był przełomowy, ten przełom trwa do dziś, czasami bardzo intensywnie
U mnie to wyglądało zupełnie inaczej, na wakacje zawsze jeździliśmy do babci do Limanowej, ale w tedy góry mnie nie interesowały
Jakieś pierwsze wyjazdy mogły być w wieku 13 lat z PTTK które organizowało wycieczki w czasie wakacji, w międzyczasie kilka razy wybraliśmy się z kolegą góry i później temat umarł, bo trochę dorośliśmy i zaczęły nas interesować inne rzeczy
Na wycieczce szkolnej żadnej nie byłem, szczerze mówiąc nawet nie pamiętam czy takie były?
Będąc u babci na wakacjach, Wujek i ciotki zabrali mnie na wycieczkę w Tatry, oczywiście Morskie Oko
Później długo nic, albo nie pamiętam ... Aż nadszedł rok 2013 który był przełomowy, ten przełom trwa do dziś, czasami bardzo intensywnie
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Adrian, łącznie zmieniany 3 razy.
Gdy miałem niecałe dwa miesiące rodzice zabrali mnie na turystyczny Rajd Maluchów organizowany w Prudniku przez PTTK. Dzieciaki pokonują wówczas 4 km trasę przez kilka wzniesień G. Opawskich na metę, tam jest piknik dla dzieci. Trasę pokonałem w wózku i zgarnąłem pluszaka za najmłodszego uczestnika rajdu ale to w sumie nie góry... więc
Mój pierwszy raz w górach? Na pewno była to Biskupia Kopa w Górach Opawskich, (a jakby inaczej !) kiedy dokładnie to nie wiem. Pierwszą wycieczkę na Kopę pamiętam jak miałem około 3-4 lat (choć pewnie były wcześniejsze, ale nic nie pamiętam). Tą wycieczkę zapamiętałem pewnie dlatego, że złapała nas straszna burza z ulewą gdy już schodziliśmy, szliśmy długo przez las, ciągle lało, płakałem, bałem się, pamiętam te błyskawice i uderzenia do dziś. Gdy zeszliśmy do Pokrzywnej, schowaliśmy z mamą i młodszą siostrą w jakimś domu w budowie (do dziś pamiętam w którym), Tata pobiegł po auto jeszcze kilka kilometrów, miał wtedy jeszcze brązowego dużego fiata i potem po nas podjechał.
Potem były tylko kolejne wycieczki na Kopę, czasem gdzieś do Czech, jeździliśmy też nad morze. Gdy miałem 9-10 lat i zacząłem czytać lokalną gazetę natrafiłem na cykl artykułów opisujących wszystkie szczyty G. Opawskich, zacząłem je zbierać (mam je do dziś w formie "książki") i wędrować, poznawać je, pod choinkę dostałem też mapę, wtedy zaczęła się moja przygoda z górami, bo bardzo mnie to wciągnęło. Nie dawno pisałem relację o koronie Gór Opawskich ( LINK) to były pierwsze miejsca moich wędrówek. Gdy miałem 10 lat rodzinnie ruszyliśmy na Prudnicki Maraton Pieszy - trasę 25 km, to właśnie od tego czasu bardzo polubiłem wędrówki długodystansowe bo już dwa lata później podczas tej samej imprezy wybrałem się na trasę 50 km. Potem kolejne imprezy, czeskie i tak zostało do dziś.
Pierwsza poważna wycieczka w góry to wypad w Tatry gdy miałem, 11 lat. W Zakopanem byliśmy 5 dni. Wtedy mieliśmy bardzo intensywne dni jak na dzieci bo podczas tego okresu byliśmy na Nosalu, Giewoncie i Czerwonych Wierchach, Kasprowym Wierchu, Morskim Oku i na Czarnym Stawie pod Rysami oraz Gubałówce (wszystko oczywiście bez żadnych kolejek i koni). Pogoda trafiła nam się wtedy idealna, z Tatr przenieśliśmy się jeszcze na 3 dni w Beskid Wyspowy, tam z dziadkiem pobiwakowaliśmy w miejscu jego rodzinnego domu i robiliśmy krótkie spacery po okolicy.
Kolejne lata to już każdy wakacyjny kilkudniowy wyjazd rodzinny był w góry, jeździliśmy w Karkonosze, Bieszczady, Beskid Wyspowy czy Góry Stołowe.
Od 12 roku pochłonąłem się też w górskich rajdach długodystansowych, rocznie potrafiłem przejść nawet 10 takich imprez z trasami o długościach 40-60 km, a gdy miałem 17 lat poszedłem i ukończyłem nawet 100 km (3 razy), teraz jednak rajdy długodystansowe trochę ograniczyłem.
Potem założyłem stronę o G. Opawskich, porejestrwałem się na forach górskich, zacząłem pisać relacje, bardzo polubiłem też fotografię i z aparatem podczas wędrówek już się nie rozstaje
Na pierwszą kilkudniówkę z dużym plecakiem ruszyłem ze znajomymi w 2016 r. a więc już po 18-stce. Był to Główny Szlak Gór Świętokrzyskich, 100 km w 3 dni, wtedy bardzo polubiłem tego typu wędrówki, mimo że wtedy bardzo się zmęczyłem. i od tej pory przynajmniej raz w roku muszę tak sobie połazić
Od początku moich wędrówek zawsze towarzyszy mi ojciec, to on wprowadzał mnie w górski świat, ciągnął za dzieciaka na tą Kopę mimo, że sam wcześniej po górach nie chodził wcale, dlatego wszystkie miejsca poznawaliśmy razem. Razem pokonaliśmy jak dotąd moją największą wyprawę Główny Szlak Sudecki i wędruje z nim do dziś choć teraz zdecydowanie częściej ja go gdzieś wywlekam
Mój pierwszy raz w górach? Na pewno była to Biskupia Kopa w Górach Opawskich, (a jakby inaczej !) kiedy dokładnie to nie wiem. Pierwszą wycieczkę na Kopę pamiętam jak miałem około 3-4 lat (choć pewnie były wcześniejsze, ale nic nie pamiętam). Tą wycieczkę zapamiętałem pewnie dlatego, że złapała nas straszna burza z ulewą gdy już schodziliśmy, szliśmy długo przez las, ciągle lało, płakałem, bałem się, pamiętam te błyskawice i uderzenia do dziś. Gdy zeszliśmy do Pokrzywnej, schowaliśmy z mamą i młodszą siostrą w jakimś domu w budowie (do dziś pamiętam w którym), Tata pobiegł po auto jeszcze kilka kilometrów, miał wtedy jeszcze brązowego dużego fiata i potem po nas podjechał.
Potem były tylko kolejne wycieczki na Kopę, czasem gdzieś do Czech, jeździliśmy też nad morze. Gdy miałem 9-10 lat i zacząłem czytać lokalną gazetę natrafiłem na cykl artykułów opisujących wszystkie szczyty G. Opawskich, zacząłem je zbierać (mam je do dziś w formie "książki") i wędrować, poznawać je, pod choinkę dostałem też mapę, wtedy zaczęła się moja przygoda z górami, bo bardzo mnie to wciągnęło. Nie dawno pisałem relację o koronie Gór Opawskich ( LINK) to były pierwsze miejsca moich wędrówek. Gdy miałem 10 lat rodzinnie ruszyliśmy na Prudnicki Maraton Pieszy - trasę 25 km, to właśnie od tego czasu bardzo polubiłem wędrówki długodystansowe bo już dwa lata później podczas tej samej imprezy wybrałem się na trasę 50 km. Potem kolejne imprezy, czeskie i tak zostało do dziś.
Pierwsza poważna wycieczka w góry to wypad w Tatry gdy miałem, 11 lat. W Zakopanem byliśmy 5 dni. Wtedy mieliśmy bardzo intensywne dni jak na dzieci bo podczas tego okresu byliśmy na Nosalu, Giewoncie i Czerwonych Wierchach, Kasprowym Wierchu, Morskim Oku i na Czarnym Stawie pod Rysami oraz Gubałówce (wszystko oczywiście bez żadnych kolejek i koni). Pogoda trafiła nam się wtedy idealna, z Tatr przenieśliśmy się jeszcze na 3 dni w Beskid Wyspowy, tam z dziadkiem pobiwakowaliśmy w miejscu jego rodzinnego domu i robiliśmy krótkie spacery po okolicy.
Kolejne lata to już każdy wakacyjny kilkudniowy wyjazd rodzinny był w góry, jeździliśmy w Karkonosze, Bieszczady, Beskid Wyspowy czy Góry Stołowe.
Od 12 roku pochłonąłem się też w górskich rajdach długodystansowych, rocznie potrafiłem przejść nawet 10 takich imprez z trasami o długościach 40-60 km, a gdy miałem 17 lat poszedłem i ukończyłem nawet 100 km (3 razy), teraz jednak rajdy długodystansowe trochę ograniczyłem.
Potem założyłem stronę o G. Opawskich, porejestrwałem się na forach górskich, zacząłem pisać relacje, bardzo polubiłem też fotografię i z aparatem podczas wędrówek już się nie rozstaje
Na pierwszą kilkudniówkę z dużym plecakiem ruszyłem ze znajomymi w 2016 r. a więc już po 18-stce. Był to Główny Szlak Gór Świętokrzyskich, 100 km w 3 dni, wtedy bardzo polubiłem tego typu wędrówki, mimo że wtedy bardzo się zmęczyłem. i od tej pory przynajmniej raz w roku muszę tak sobie połazić
Od początku moich wędrówek zawsze towarzyszy mi ojciec, to on wprowadzał mnie w górski świat, ciągnął za dzieciaka na tą Kopę mimo, że sam wcześniej po górach nie chodził wcale, dlatego wszystkie miejsca poznawaliśmy razem. Razem pokonaliśmy jak dotąd moją największą wyprawę Główny Szlak Sudecki i wędruje z nim do dziś choć teraz zdecydowanie częściej ja go gdzieś wywlekam
Ostatnio zmieniony 2021-08-01, 15:56 przez opawski1, łącznie zmieniany 2 razy.
MOJA STRONA O GÓRACH OPAWSKICH: http://www.goryopawskie.eu/
U mnie mało oryginalnie - rodzice mnie i siostrę od małego ciągali po górach. Ale nie pod kątem turystycznym tylko jak popadnie, bo to się głównie jeździło na grzyby w różne części Żywieckiego, rzadziej w Mały i Śląski. A jak nie na grzyby to tak po prostu połazić, ognisko jakie zrobić, posiedzieć na polance itp. Głównie rejon Rycerki i Rajczy. Wtedy jeszcze PKSy z Żywca w weekendy kursowały często i w zasadzie każdy weekend w sezonie spędzaliśmy na łażeniu po górach. Czasem zdarzało się z noclegiem pod namiotem gdzieś w górze jakiej doliny.
Ale nie miało to nic wspólnego z turystycznym podejściem do gór, czyli bez planowania szlaków itd, ale mimo w to wiele miejsc typu Rysianka, Rycerzowa itp dochodziliśmy. Ojciec znał na tyle teren, że zawsze szliśmy na kierunek, bez mapy i się dochodziło gdzie trzeba
Pierwsze typowe wycieczki, czyli trasy po szlaku, ze schroniskami, tak typowo turystycznie, to w podstawówce ze szkoły. Ale to mi się wtedy nie bardzo podobało i bardziej przypominało zwiedzanie jak w muzeum, jak łażenie po sznurku niż faktyczny pobyt w górach, w lesie.
Ale nie miało to nic wspólnego z turystycznym podejściem do gór, czyli bez planowania szlaków itd, ale mimo w to wiele miejsc typu Rysianka, Rycerzowa itp dochodziliśmy. Ojciec znał na tyle teren, że zawsze szliśmy na kierunek, bez mapy i się dochodziło gdzie trzeba
Pierwsze typowe wycieczki, czyli trasy po szlaku, ze schroniskami, tak typowo turystycznie, to w podstawówce ze szkoły. Ale to mi się wtedy nie bardzo podobało i bardziej przypominało zwiedzanie jak w muzeum, jak łażenie po sznurku niż faktyczny pobyt w górach, w lesie.
Ostatnio zmieniony 2021-08-01, 16:59 przez Piotrek, łącznie zmieniany 2 razy.
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Fajny temat się rozwinął z mojego wpisu.
Piotrek, jak to mało oryginalnie - jesteś prawdziwym Góralem
Seba, Twoja historia chwyta za serce.
Piotrek, jak to mało oryginalnie - jesteś prawdziwym Góralem
Seba, Twoja historia chwyta za serce.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Pierwsze świadome wycieczki to ostatnie klasy podstawówki i lokalne koło PTTK.
A pierwszy poważniejszy wyjazd to między podstawówką a liceum długi obóz wędrowny po Beskidzie Żywieckim, od Zwardonia do Korbielowa, kilka schronisk po drodze (schemat był co drugi dzień chodzenie / odpoczynek). Czasem mocno padało, trochę w tyłek dostaliśmy. Miałem wtedy taki pomarańczowy plecak Polsport-u na aluminiowym stelażu, po obozie lekko pleśnią jechał
A pierwszy poważniejszy wyjazd to między podstawówką a liceum długi obóz wędrowny po Beskidzie Żywieckim, od Zwardonia do Korbielowa, kilka schronisk po drodze (schemat był co drugi dzień chodzenie / odpoczynek). Czasem mocno padało, trochę w tyłek dostaliśmy. Miałem wtedy taki pomarańczowy plecak Polsport-u na aluminiowym stelażu, po obozie lekko pleśnią jechał
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 37 gości