Świat za Bugiem
Świat za Bugiem
Trochę inna seria - nazwałem ją roboczo Świat za Bugiem.
Start oczywiście nad Bugiem
Wstaję skoro świt, bo prognoza na dziś sugerowała. że „dziś jest ten dzień”. Czas na wyprawę, która od dawna chodziła mi po głowie. Przeglądając mapy, wielokrotnie rysowałem kolejne warianty trasy – by zobaczyć jak najwięcej tego co „za Bugiem”. Tym na północ – nie na wschód 🙂
O 8 rano jestem przy promie w Mielniku. Nowością jest opłata za przewóz – symboliczne 2 złote, ale za to prom pływa teraz od świtu do nocy. Nie będę musiał się śpieszyć, bo zaplanowana ostatecznie trasa ma około 90 kilometrów.
Pełen energii ruszam z werwą w kierunku Niemirowa. Nawet podjazd mi nie straszny 🙂 Gdzieś w połowie drogi mam zaplanowany zjazd na leśne ścieżki. Z pomocą niezawodnej nawigacji szybko odnajduję tą właściwą i ruszam na północ. Trasa dość dobrze pokrywa się z rysowanym w domu śladem – ale nie zawsze 🙂 Pomaga mi jednak przysłowiowe „wyczucie” i po kilku kilometrach wyjeżdżam z Puszczy Mielnickiej tam gdzie planowałem – w okolicy cerkwi w Koterce. Dodam że jak wszędzie – puszcza jest cięta bez litości.
Przed cerkwią odkrywam niezwykłe uroczysko – bagienny, uschnięty las. Zapewne gdyby nie rowerowa włóczęga, nigdy bym tu nie trafił.
Jadę przy samej granicy i zastanawiam się czy znajdą mnie tu pogranicznicy 🙂 Tym bardziej że tu granica biegnie już lądem a nie Bugiem.
Mijam jakieś tajemnicze instalacje i plątaninę rur. Wyglądają na jakiś gazociąg. I zapewne nim są z racji dominującego żółtego koloru 🙂 Zdaje się to stacja pomp.
Za chwilę wypadam na asfalt i widzę znajomy szlaban, a za szlabanem Białoruś. A obok cerkiew. Wiele razy już odwiedzana i za każdym razem tak samo robiąca wrażenie.
Na parkingu stoi samochód Straży Granicznej. A w środku dwie piękne i miłe panie 🙂
Wygląda na to, że mnie tu pierwszy raz spiszą 😉 Tak też się stało. Dokumentów oczywiście nie mam, ale na szczęście w ramach ćwiczenia pamięci nauczyłem się swojego numeru PESEL. Wygląda na to że to wystarcza. Panie pytają skąd jadę, gdzie zmierzam, zapisują coś w kajeciku. Zdołałem jeszcze ustalić że są z Mielnika i ruszam na zwiedzanie okolicy cerkwi 😉
Mam świetne warunki fotograficzne, więc nie odmawiam sobie kilku zdjęć i ruszam w drogę. Macham paniom pograniczniczkom ręką na pożegnanie, w rewanżu życzą mi miłej wycieczki i jazda.
Przejeżdżam może z 500 metrów i niespodzianka. Musiałem zrobić na paniach ogromne wrażenie, bo doganiają mnie i pytają o drugie imię 🙂 Ma się ten urok osobisty 😉
Teraz skręcam w kierunku wsi Tokary. Byłem tu niedawno, fotografowałem piękny kościół, ale tym razem wieś ominę. Wybieram polną drogę ponad samą granicą. Wiedzie ona w bezpośrednim sąsiedztwie pasa granicznego, więc jadę przy samej granicy, mijając kolejne biało-czerwone słupki i ich białoruskie odpowiedniki. Nikt mnie tu nie zaczepia. W końcu na pas nie wjeżdżam, przed czym przestrzegały mnie panie ze Straży.
Jaka tu cisza i spokój, jadę polnymi drogami, wokół kwitną łąki, nade mną suną obłoczki, gdzieś w oddali widać pojedyncze zabudowania. Wymarzona rowerowa pogoda.
Przede mną kolejna wieś – Klukowicze.
Mijam drewniany dwór z dwoma ganeczkami i podcieniami wspartymi na trzech kolumnach. Jest on częścią pozostałości parku dworskiego z kasztanowcami, klonami, jesionami i lipami. WYczytałem, że znajdują się tam jeszcze kamienny spichlerz i obora oraz park podworski. Jednak płot i chaszcze zniechęcają mnie do próby spenetrowania okolicy. Zresztą – długa droga przede mną a czasu mało 🙂
Przejeżdżam więc przez wieś prawdziwą brukowaną drogą, zaglądam za płoty i podziwiam moje ulubione klimaty. Ciekawe kiedy rozegrano tu ostani mecz koszykówki?
Mój cel to granica na końcu wsi, ale okazuje się, że wieś kończy się nieco wcześniej, więc rezygnuję z przedzierania się przez łąkę i ruszam pierwszą napotkaną polną drogą dalej na północ.
Mijam kolejne stare domy, kapliczki, przydrożne krzyże.
Droga wśród rumianku.
A potem kolejna wieś – Zubacze. To właściwie główny cel mojego dzisiejszego wyjazdu – w bok odchodzi tu droga do niewielkiej osady nad samą granicą – Bobrówki. Miejsce o tyle niezwykłe, że wieś kończy się na pasie granicznym, na którym stoi mała ławeczka dla zmęczonych podróżnych.
Przysiadam na ławeczce na zasłużone śniadanie.
Sama wioska też jest klimatyczna – senna i spokojna. Jest w niej nawet jakaś bardzo zadbana agroturystyka – w sam raz dla szukających odosobnienia, ciszy i spokoju.
Wjeżdżam ponownie do Zubaczy. Tu oczywiście największe wrażenie robi piękna cerkiew i cmentarz ukryty w lesie.
Zarówno cerkiew jak i „wesoły cmentarz” pięknie został opisany na stronie internetowej Miszy. Tam też odsyłam zainteresowanych szczegółami.
Do tego momentu oddalałem się od miejsca startu, teraz czas na powrót. Ten będzie jednak bardziej kręty, bo zaplanowałem zajrzenie do jak największej liczby wiosek 🙂
Najpierw jednak czeka mnie długa piaskowa droga przez odludne okolice, lasy i bagna. Trudność polega też na tym, że droga została utwardzona przez tajemniczą maszynę, która pozostawiła po sobie poprzeczne karby i droga przypomina teraz tarkę. Jazda po czymś takim to niezapomniane wrażenia. Dobrze że mam w rowerze amortyzator i żelową wkładkę na siodło 😉 Chyba by mi wszystkie plomby wypadły po przejechaniu tego odcinka 🙂
Po kilku kilometrach wyłaniają się jakieś zabudowania i wita mnie kapliczka pod starą wierzbą. Jestem uratowany.
Wkrótce docieram na typowe tutejsze rondo 🙂 Mała wyspa pełna prawosławnych krzyży i kwiatów i rozchodzące się we wszystkie strony dróżki.
Są też stosowne znaki – zapewne by wracający z nocnych eskapad mieszkańcy wsi nie utknęli nad ranem na płotku 😉
Wypadałoby dodać że jestem w Wólce Nurzeckiej 🙂 Jest to kolejna wieś z cyklu „cisza, spokój, sielskie życie”. Podobnie jak Kolejna – Tymianka.
Za Tymianką gubię na chwilę szlak. Uświadamia mi to tablica z nazwą kolejnej wsi – Piszczatka.
Jakkolwiek jest to droga w słusznym kierunku, omija jednak kilka wsi, które zamierzałem jeszcze odwiedzić. Nie ma przeproś – zawracam do krzyżówki i skręcam w kierunku kolejnego celu wycieczki – wsi Siemichocze.
Wieś jest długa i nie różni się za bardzo od poprzednich. Są stare zabudowania, wiejskie sklepiki, ławeczki i jeden dom, który wygląda na remontowany, bo błyszczy nową farbą. Litera „W” zaczynająca rejestrację stojącego przed domem auta wiele tłumaczy 😉
Stąd ruszam w kierunku kolejnej wypatrzonej na mapie cerkwi – w Anusinie.
Po drodze jednak czeka mnie niespodzianka w postaci leśnej kapliczki. Wg informacji znalezionych w sieci to Kaplica św. Andrzeja Boboli.
W II połowie XIX wieku właścicielką dóbr Wysockich, a wraz z nimi Telatycz, została córka Ksawerego Sapiehy – hrabina Maria Potocka. To właśnie ona była fundatorką kaplicy. Hrabina wystawiła ją jako wotum, aby zahamować pomór bydła w swych majątkach. Obecnie znajdują się w niej zarówno prawosławne ikony, jak i katolickie krzyże. Od wielu lat kaplica jest miejscem modlitwy odwiedzanym przez wiernych obu wyznań.
Wreszcie jest Anusin. Oczywiście zaliczam przysłowiowy „opad szczęki”. Przede mną drewniana cerkiew pod wezwaniem św. Kosmy i Damiana.
Świątynia, będąca siedzibą parafii w pobliskich Telatyczach, została wzniesiona w latach 1902-1903 i konsekrowana 22 października 1903r. Jest to budowla o typowej konstrukcji zrębowej, trójdzielna, z trójkondygnacyjną wieżą wznoszącą się nad kruchtą. Ponad prezbiterium znajduje się ośmioboczny tzw. bęben, przekryty również ośmiospadowym dachem zwieńczonym cebulastym hełmem. Dachy świątyni pokryte są blachą.
Wewnątrz znajduje się eklektyczny ikonostas powstały w początkach XX wieku. Swoistą ciekawostką są wiszące na bocznych ścianach cerkwi stacje Drogi Krzyżowej, rzadko spotykane w wystroju świątyń prawosławnych.
Swego rodzaju ciekawostką jest znajdujący się naprzeciwko wejścia do cerkwi kamień płyty nagrobnej. Znajduje się na nim na wpół zatarty napis, będący dziwną kombinacją liter greckich i cyrylicy [źródło: Podlasie mniej znane].
Niestety, na teren okalający cerkiew nie udaje się wejść. Ruszam więc dalej.
Robię krótki przystanek nad niewielką rzeczką. Jest tu też mała kapliczka na wodzie. Miejsce zapewne ma związek z cerkwią.
Teraz zaczyna się małe błądzenie 🙂 Na mapach były widoczne jakieś ścieżki, ale w rzeczywistości nie jest tak dobrze. Każda kolejna droga, w którą skręcam, jest coraz węższa i coraz gorsza i zaczynam mieć obawy że w końcu utknę gdzieś w środku niczego.
I prawie tak się stało 🙂 Droga się kończy w zagrodzie Sołtysa 🙂 Na szczęście jadąc wzdłuż płotów odnajduję jej kontynuację z drugiej strony zagrody 🙂
Jestem uratowany. Jeszcze kilometr i trafiam na główną drogę do Wilamowa. Za plecami mam Piszczatkę… Kto drogę skraca, ten… świat odkrywa 🙂
Całkiem też przypadkiem trafiam w tym labiryncie na rezerwat Witanowszczyzna.
Teraz przede mną już prosta droga. Wyjeżdżam na asfalt i przejeżdżam długą wieś Wilamowice. Wyspa z krzyży też oczywiście jest.
I kilka bardzo kolorowych.
Zbliżam się do Adamowa. Zawsze fascynowały mnie odkryte na zdjęciach satelitarnych tajemnicze konstrukcje w środku Puszczy Mielnickiej. I oto wyłaniają się z lasu owe cuda. To zbiorniki na ropę na trasie rurociągu „Przyjaźń”. Imponująca pojemność 100.000 metrów sześciennych robi wrażenie. A jest ich tu 24.
Mijam Adamowo – do Mielnika coraz bliżej. Jadę strasznie dziurawą asfaltówką, kilometry lecą. Przy drodze jakiś nowy pomnik, robię zdjęcie z kronikarskiego zacięcia.
I już jestem przed Mielnikiem – najpierw czeka mnie długi zjazd w Dolinę Bugu. Drogi pod względem jakości niestety mają chyba ostatnią możliwą kategorię 😉
Tu stoi kolejna cerkiew.
Jedna z niewielu cerkwi w woj. podlaskim zbudowana w stylu klasycystycznym. Pomimo przebudów zachowała oryginalny wystrój wnętrza i podziały architektoniczne elewacji. Jest też materialnym świadectwem burzliwych dziejów religijnych tych ziem: zbudowana jako unicka, przejęta na cerkiew prawosławną i przebudowana w stylu rusko-bizantyńskim [źródło: Zabytek.pl].
Obok zaś ruiny kościoła.
Jeszcze tylko szybkie wejście na Górę Zamkową, by spojrzeć na Dolinę Bugu.
Czas na powrót na moją stronę Bugu. Na czterech kołach 🙂
Patrzę z podziwem na dzisiejszą trasę – 86 kilometrów.
Start oczywiście nad Bugiem
Wstaję skoro świt, bo prognoza na dziś sugerowała. że „dziś jest ten dzień”. Czas na wyprawę, która od dawna chodziła mi po głowie. Przeglądając mapy, wielokrotnie rysowałem kolejne warianty trasy – by zobaczyć jak najwięcej tego co „za Bugiem”. Tym na północ – nie na wschód 🙂
O 8 rano jestem przy promie w Mielniku. Nowością jest opłata za przewóz – symboliczne 2 złote, ale za to prom pływa teraz od świtu do nocy. Nie będę musiał się śpieszyć, bo zaplanowana ostatecznie trasa ma około 90 kilometrów.
Pełen energii ruszam z werwą w kierunku Niemirowa. Nawet podjazd mi nie straszny 🙂 Gdzieś w połowie drogi mam zaplanowany zjazd na leśne ścieżki. Z pomocą niezawodnej nawigacji szybko odnajduję tą właściwą i ruszam na północ. Trasa dość dobrze pokrywa się z rysowanym w domu śladem – ale nie zawsze 🙂 Pomaga mi jednak przysłowiowe „wyczucie” i po kilku kilometrach wyjeżdżam z Puszczy Mielnickiej tam gdzie planowałem – w okolicy cerkwi w Koterce. Dodam że jak wszędzie – puszcza jest cięta bez litości.
Przed cerkwią odkrywam niezwykłe uroczysko – bagienny, uschnięty las. Zapewne gdyby nie rowerowa włóczęga, nigdy bym tu nie trafił.
Jadę przy samej granicy i zastanawiam się czy znajdą mnie tu pogranicznicy 🙂 Tym bardziej że tu granica biegnie już lądem a nie Bugiem.
Mijam jakieś tajemnicze instalacje i plątaninę rur. Wyglądają na jakiś gazociąg. I zapewne nim są z racji dominującego żółtego koloru 🙂 Zdaje się to stacja pomp.
Za chwilę wypadam na asfalt i widzę znajomy szlaban, a za szlabanem Białoruś. A obok cerkiew. Wiele razy już odwiedzana i za każdym razem tak samo robiąca wrażenie.
Na parkingu stoi samochód Straży Granicznej. A w środku dwie piękne i miłe panie 🙂
Wygląda na to, że mnie tu pierwszy raz spiszą 😉 Tak też się stało. Dokumentów oczywiście nie mam, ale na szczęście w ramach ćwiczenia pamięci nauczyłem się swojego numeru PESEL. Wygląda na to że to wystarcza. Panie pytają skąd jadę, gdzie zmierzam, zapisują coś w kajeciku. Zdołałem jeszcze ustalić że są z Mielnika i ruszam na zwiedzanie okolicy cerkwi 😉
Mam świetne warunki fotograficzne, więc nie odmawiam sobie kilku zdjęć i ruszam w drogę. Macham paniom pograniczniczkom ręką na pożegnanie, w rewanżu życzą mi miłej wycieczki i jazda.
Przejeżdżam może z 500 metrów i niespodzianka. Musiałem zrobić na paniach ogromne wrażenie, bo doganiają mnie i pytają o drugie imię 🙂 Ma się ten urok osobisty 😉
Teraz skręcam w kierunku wsi Tokary. Byłem tu niedawno, fotografowałem piękny kościół, ale tym razem wieś ominę. Wybieram polną drogę ponad samą granicą. Wiedzie ona w bezpośrednim sąsiedztwie pasa granicznego, więc jadę przy samej granicy, mijając kolejne biało-czerwone słupki i ich białoruskie odpowiedniki. Nikt mnie tu nie zaczepia. W końcu na pas nie wjeżdżam, przed czym przestrzegały mnie panie ze Straży.
Jaka tu cisza i spokój, jadę polnymi drogami, wokół kwitną łąki, nade mną suną obłoczki, gdzieś w oddali widać pojedyncze zabudowania. Wymarzona rowerowa pogoda.
Przede mną kolejna wieś – Klukowicze.
Mijam drewniany dwór z dwoma ganeczkami i podcieniami wspartymi na trzech kolumnach. Jest on częścią pozostałości parku dworskiego z kasztanowcami, klonami, jesionami i lipami. WYczytałem, że znajdują się tam jeszcze kamienny spichlerz i obora oraz park podworski. Jednak płot i chaszcze zniechęcają mnie do próby spenetrowania okolicy. Zresztą – długa droga przede mną a czasu mało 🙂
Przejeżdżam więc przez wieś prawdziwą brukowaną drogą, zaglądam za płoty i podziwiam moje ulubione klimaty. Ciekawe kiedy rozegrano tu ostani mecz koszykówki?
Mój cel to granica na końcu wsi, ale okazuje się, że wieś kończy się nieco wcześniej, więc rezygnuję z przedzierania się przez łąkę i ruszam pierwszą napotkaną polną drogą dalej na północ.
Mijam kolejne stare domy, kapliczki, przydrożne krzyże.
Droga wśród rumianku.
A potem kolejna wieś – Zubacze. To właściwie główny cel mojego dzisiejszego wyjazdu – w bok odchodzi tu droga do niewielkiej osady nad samą granicą – Bobrówki. Miejsce o tyle niezwykłe, że wieś kończy się na pasie granicznym, na którym stoi mała ławeczka dla zmęczonych podróżnych.
Przysiadam na ławeczce na zasłużone śniadanie.
Sama wioska też jest klimatyczna – senna i spokojna. Jest w niej nawet jakaś bardzo zadbana agroturystyka – w sam raz dla szukających odosobnienia, ciszy i spokoju.
Wjeżdżam ponownie do Zubaczy. Tu oczywiście największe wrażenie robi piękna cerkiew i cmentarz ukryty w lesie.
Zarówno cerkiew jak i „wesoły cmentarz” pięknie został opisany na stronie internetowej Miszy. Tam też odsyłam zainteresowanych szczegółami.
Do tego momentu oddalałem się od miejsca startu, teraz czas na powrót. Ten będzie jednak bardziej kręty, bo zaplanowałem zajrzenie do jak największej liczby wiosek 🙂
Najpierw jednak czeka mnie długa piaskowa droga przez odludne okolice, lasy i bagna. Trudność polega też na tym, że droga została utwardzona przez tajemniczą maszynę, która pozostawiła po sobie poprzeczne karby i droga przypomina teraz tarkę. Jazda po czymś takim to niezapomniane wrażenia. Dobrze że mam w rowerze amortyzator i żelową wkładkę na siodło 😉 Chyba by mi wszystkie plomby wypadły po przejechaniu tego odcinka 🙂
Po kilku kilometrach wyłaniają się jakieś zabudowania i wita mnie kapliczka pod starą wierzbą. Jestem uratowany.
Wkrótce docieram na typowe tutejsze rondo 🙂 Mała wyspa pełna prawosławnych krzyży i kwiatów i rozchodzące się we wszystkie strony dróżki.
Są też stosowne znaki – zapewne by wracający z nocnych eskapad mieszkańcy wsi nie utknęli nad ranem na płotku 😉
Wypadałoby dodać że jestem w Wólce Nurzeckiej 🙂 Jest to kolejna wieś z cyklu „cisza, spokój, sielskie życie”. Podobnie jak Kolejna – Tymianka.
Za Tymianką gubię na chwilę szlak. Uświadamia mi to tablica z nazwą kolejnej wsi – Piszczatka.
Jakkolwiek jest to droga w słusznym kierunku, omija jednak kilka wsi, które zamierzałem jeszcze odwiedzić. Nie ma przeproś – zawracam do krzyżówki i skręcam w kierunku kolejnego celu wycieczki – wsi Siemichocze.
Wieś jest długa i nie różni się za bardzo od poprzednich. Są stare zabudowania, wiejskie sklepiki, ławeczki i jeden dom, który wygląda na remontowany, bo błyszczy nową farbą. Litera „W” zaczynająca rejestrację stojącego przed domem auta wiele tłumaczy 😉
Stąd ruszam w kierunku kolejnej wypatrzonej na mapie cerkwi – w Anusinie.
Po drodze jednak czeka mnie niespodzianka w postaci leśnej kapliczki. Wg informacji znalezionych w sieci to Kaplica św. Andrzeja Boboli.
W II połowie XIX wieku właścicielką dóbr Wysockich, a wraz z nimi Telatycz, została córka Ksawerego Sapiehy – hrabina Maria Potocka. To właśnie ona była fundatorką kaplicy. Hrabina wystawiła ją jako wotum, aby zahamować pomór bydła w swych majątkach. Obecnie znajdują się w niej zarówno prawosławne ikony, jak i katolickie krzyże. Od wielu lat kaplica jest miejscem modlitwy odwiedzanym przez wiernych obu wyznań.
Wreszcie jest Anusin. Oczywiście zaliczam przysłowiowy „opad szczęki”. Przede mną drewniana cerkiew pod wezwaniem św. Kosmy i Damiana.
Świątynia, będąca siedzibą parafii w pobliskich Telatyczach, została wzniesiona w latach 1902-1903 i konsekrowana 22 października 1903r. Jest to budowla o typowej konstrukcji zrębowej, trójdzielna, z trójkondygnacyjną wieżą wznoszącą się nad kruchtą. Ponad prezbiterium znajduje się ośmioboczny tzw. bęben, przekryty również ośmiospadowym dachem zwieńczonym cebulastym hełmem. Dachy świątyni pokryte są blachą.
Wewnątrz znajduje się eklektyczny ikonostas powstały w początkach XX wieku. Swoistą ciekawostką są wiszące na bocznych ścianach cerkwi stacje Drogi Krzyżowej, rzadko spotykane w wystroju świątyń prawosławnych.
Swego rodzaju ciekawostką jest znajdujący się naprzeciwko wejścia do cerkwi kamień płyty nagrobnej. Znajduje się na nim na wpół zatarty napis, będący dziwną kombinacją liter greckich i cyrylicy [źródło: Podlasie mniej znane].
Niestety, na teren okalający cerkiew nie udaje się wejść. Ruszam więc dalej.
Robię krótki przystanek nad niewielką rzeczką. Jest tu też mała kapliczka na wodzie. Miejsce zapewne ma związek z cerkwią.
Teraz zaczyna się małe błądzenie 🙂 Na mapach były widoczne jakieś ścieżki, ale w rzeczywistości nie jest tak dobrze. Każda kolejna droga, w którą skręcam, jest coraz węższa i coraz gorsza i zaczynam mieć obawy że w końcu utknę gdzieś w środku niczego.
I prawie tak się stało 🙂 Droga się kończy w zagrodzie Sołtysa 🙂 Na szczęście jadąc wzdłuż płotów odnajduję jej kontynuację z drugiej strony zagrody 🙂
Jestem uratowany. Jeszcze kilometr i trafiam na główną drogę do Wilamowa. Za plecami mam Piszczatkę… Kto drogę skraca, ten… świat odkrywa 🙂
Całkiem też przypadkiem trafiam w tym labiryncie na rezerwat Witanowszczyzna.
Teraz przede mną już prosta droga. Wyjeżdżam na asfalt i przejeżdżam długą wieś Wilamowice. Wyspa z krzyży też oczywiście jest.
I kilka bardzo kolorowych.
Zbliżam się do Adamowa. Zawsze fascynowały mnie odkryte na zdjęciach satelitarnych tajemnicze konstrukcje w środku Puszczy Mielnickiej. I oto wyłaniają się z lasu owe cuda. To zbiorniki na ropę na trasie rurociągu „Przyjaźń”. Imponująca pojemność 100.000 metrów sześciennych robi wrażenie. A jest ich tu 24.
Mijam Adamowo – do Mielnika coraz bliżej. Jadę strasznie dziurawą asfaltówką, kilometry lecą. Przy drodze jakiś nowy pomnik, robię zdjęcie z kronikarskiego zacięcia.
I już jestem przed Mielnikiem – najpierw czeka mnie długi zjazd w Dolinę Bugu. Drogi pod względem jakości niestety mają chyba ostatnią możliwą kategorię 😉
Tu stoi kolejna cerkiew.
Jedna z niewielu cerkwi w woj. podlaskim zbudowana w stylu klasycystycznym. Pomimo przebudów zachowała oryginalny wystrój wnętrza i podziały architektoniczne elewacji. Jest też materialnym świadectwem burzliwych dziejów religijnych tych ziem: zbudowana jako unicka, przejęta na cerkiew prawosławną i przebudowana w stylu rusko-bizantyńskim [źródło: Zabytek.pl].
Obok zaś ruiny kościoła.
Jeszcze tylko szybkie wejście na Górę Zamkową, by spojrzeć na Dolinę Bugu.
Czas na powrót na moją stronę Bugu. Na czterech kołach 🙂
Patrzę z podziwem na dzisiejszą trasę – 86 kilometrów.
O, bardzo znajome okolice Z naszego wypadu w 2014 roku - ja wtedy byłem na pół szczęśliwy i na pół załamany, bo w drodze na Podlasie ukradziono mi aparat, ale przeważało szczęście W Zubaczach spaliśmy w namiocie w zagajniku obok cmentarza. Rano okazało się, że to wielkie mrowisko W Bobrówce razem ze ś.p. Eco podeszliśmy do samej granicy aby sprowokować SG, ale się nie udało Na Eco rzucił się pies z jakiegoś gospodarstwa, przywołali go "job twoju mać" Potem kąpaliśmy się w jakimś potoku - a upał był taki, że asfalt się topił. W ogóle Bobrówka kiedyś ciągnęła się dalej, tu granica rzeczywiście przecięła wieś. W Klukowiczach piliśmy pyszny bimber z miejscowymi, którzy załatwili nam stopa W Anusinie - też byliśmy. No a w Mielniku obiad w knajpie i długa posiadówa nad zimnym piwem! Później chyba spotkaliśmy się z Tobą już za Bugiem obok promu. To były czasy!
Ostatnio zmieniony 2021-03-23, 21:51 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Przed cerkwią odkrywam niezwykłe uroczysko – bagienny, uschnięty las. Zapewne gdyby nie rowerowa włóczęga, nigdy bym tu nie trafił.
Ale rewelacyjne miejsce! Patrze na to bagno, gapie sie i aż mnie zasysa! Rozne formy przyrodnicze lubie - i lasy, i gory, i stepy, i pojezierza, ale jednak to bagna mają dla mnie jakas magie ponad wszystko!
O, bardzo znajome okolice Z naszego wypadu w 2014 roku - ja wtedy byłem na pół szczęśliwy i na pół załamany, bo w drodze na Podlasie ukradziono mi aparat, ale przeważało szczęście W Zubaczach spaliśmy w namiocie w zagajniku obok cmentarza. Rano okazało się, że to wielkie mrowisko W Bobrówce razem ze ś.p. Eco podeszliśmy do samej granicy aby sprowokować SG, ale się nie udało Na Eco rzucił się pies z jakiegoś gospodarstwa, przywołali go "job twoju mać" Potem kąpaliśmy się w jakimś potoku - a upał był taki, że asfalt się topił. W ogóle Bobrówka kiedyś ciągnęła się dalej, tu granica rzeczywiście przecięła wieś. W Klukowiczach piliśmy pyszny bimber z miejscowymi, którzy załatwili nam stopa W Anusinie - też byliśmy. No a w Mielniku obiad w knajpie i długa posiadówa nad zimnym piwem! Później chyba spotkaliśmy się z Tobą już za Bugiem obok promu. To były czasy!
No tez widząc te zdjecia az mi sie geba smiala! To byl wyjazd prawie idealny! I ekipa jeszcze nie okrojona i pogoda dopisywa, i teren. No moze jedynie kichający toperz troche za duzo marudzil na "zły dobor terminu wyjazdu" ale jakos dalo sie to przezyc
Ech... zwlaszcza ta kapliczka na wodzie jakos wyjatkowo mi milo zapadla w pamiec!
Pudelek pisze:W Klukowiczach piliśmy pyszny bimber z miejscowymi, którzy załatwili nam stopa
To ten co potem mieliscie ze sobą jak spalismy pod wiatą przez Mielnikiem, przy tej jakby wiejskiej swietlicy? Bo tamto to bylo jakies potworne swinstwo!
ś.p. Eco
Moze trzeba mu jakis symboliczny pogrzeb zrobic na wycieczce w tym roku?
A skadinad ciekawa wypowiedz gdzies ostatnio czytalam, ze dobrze jest miec kumpla homo. (pod warunkiem oczywiscie ze nie jestes w jego guscie ) Bo wtedy nawet jak on akurat jest "w zwiazku" to nadal pozostaje fajny i taki jak dawniej. I moze cos w tym jest? Bo natezenie "zamordystycznych domatorek" wsrod bab chyba jest drastycznie wieksze! Bo gdyby taki eco był np. z Grzesiem - to obaj by zapewne dalej ochoczo z nami jezdzili!
Ostatnio zmieniony 2021-03-24, 12:07 przez buba, łącznie zmieniany 6 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:To ten co potem mieliscie ze sobą jak spalismy pod wiatą przez Mielnikiem, przy tej jakby wiejskiej swietlicy? Bo tamto to bylo jakies potworne swinstwo!
nie, ten to kupiliśmy w wiosce, gdzie się spotkaliśmy i gdzie mieszkała ta rąbnięta rodzina, co to najpierw nas pogoniła spod kościoła, a potem chciała wezwać policję, bo fotografujemy domy Fakt, był paskudny, ale trzeba pamiętać, że kosztował 25 złotych za 3 flaszki
buba pisze:Moze trzeba mu jakis symboliczny pogrzeb zrobic na wycieczce w tym roku?
to jest myśl! Zresztą nie tylko jego...
buba pisze: Bo wtedy nawet jak on akurat jest "w zwiazku" to nadal pozostaje fajny i taki jak dawniej.
pod warunkiem, że partner tego homo nie pełni akurat roli kobiety i też mu nie odpierdziela, a z tym bywa różnie
buba pisze:Bo gdyby taki eco był np. z Grzesiem - to obaj by zapewne dalej ochoczo z nami jezdzili!
że też ich razem nie zeswataliśmy
Przy kapliczce na wodzie to chyba myłem nogi...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze:Fakt, był paskudny, ale trzeba pamiętać, że kosztował 25 złotych za 3 flaszki
To byl chyba najgorszy bimber jaki pilam w zyciu. Choc "pilam" nie jest dobrym okresleniem bo od razu to wyplulam.
Pudelek pisze:to jest myśl! Zresztą nie tylko jego...
Trzeba zrobic liste
Pudelek pisze:pod warunkiem, że partner tego homo nie pełni akurat roli kobiety i też mu nie odpierdziela, a z tym bywa różnie
A to akurat nie wiem jak dziala... Mam male doswiadczenie w tego typu znajomosciach. Osobiscie to znam tylko jeden przypadek goscia, ktory kiedys duzo chodzil po gorach, a od kiedy poznal swojego partnera to porzucil gory dla podrozy motocyklowych. Nawet wczoraj wrzucal foty jak sie przebierają przez Szwecje i kierownica im malo co wystawala nad snieg Ale kompletnie nie wiem kto tam jaką role pelni
Wiesz... na tej zasadzie, ze ja rozumiem ze nowe znajomosci otwierają nowe horyzonty i mozliwosci. I mniej by mnie to jakos bolało, gdyby osobnik o ktorym mowimy, stwierdzil, ze rezygnuje z Podlasia bo urlop nie z gumy, a on akurat ma w tym roku 5 splywów kajakowych, w ktore wkrecila go żona i to jest dla niego ciekawsze. I nam moze poswiecic tylko weekend. Wynik bylby taki sam "nie ma go" ale jednak jakos latwiej przelknac i zrozumiec..
że też ich razem nie zeswataliśmy
Czlowiek dopiero po czasie widzi swoje karygodne błedy!
Ostatnio zmieniony 2021-03-24, 12:52 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
laynn pisze:Te, pępki świata, a może nie jesteście nimi jednak?
To do mnie i do Pudla? Ten post przywołal wspomnienia z naszego tam pobytu. Te same miejsca, te same klimaty, to i wspomnienia naplywają same. Chyba nic dziwnego. Nie rozumiem o co ci chodzi? Uwazasz, ze śmiecimy w tym wątku Wiesiowi? Bo w komentarzu w dobrym tonie jest tylko pisac "ho ho ale wyprawa, gratulacje!"
Ostatnio zmieniony 2021-03-24, 14:46 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba, nie wszczynaj kłótni z zagranicą, bo się obrazi.
Pudel, smutno mi się zrobiło odnośnie kapelusza, chociaż go znam wirtualnie.
Wiesiu, przez Ciebie mam dylemat majówkowo-rowerowy: Augustów czy nadbużańskie tereny. Zbieram się już 2 lata w Twe rejony, ale wzorem kolegi zapisałem do przyszłych planów.
Pudel, smutno mi się zrobiło odnośnie kapelusza, chociaż go znam wirtualnie.
Wiesiu, przez Ciebie mam dylemat majówkowo-rowerowy: Augustów czy nadbużańskie tereny. Zbieram się już 2 lata w Twe rejony, ale wzorem kolegi zapisałem do przyszłych planów.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Wiesio pisze:Czułem, że bubie przysłowiowy "gul skoczy" na widok tych okolic
Na te okolice to moge patrzec bez konca! Zwlaszcza w takiej cudnej letniej odslonie! Zreszta dotyczy to wiekszosci twoich relacji. Nawet o Tatrach sie milo czytalo!
laynn pisze:A Eco teraz sobie myśli, w końcu żyje, coś się dzieje a nie jakieś picia bimbru po wiochach
No niewykluczone, ze tyle lat sie męczył! Moglo tak byc! Moze swoje cierpienie ofiarowal w jakiejs szczytnej intencji?
Ostatnio zmieniony 2021-03-24, 18:45 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
laynn pisze:A Eco teraz sobie myśli, w końcu żyje, coś się dzieje a nie jakieś picia bimbru po wiochach
to by oznaczało, że przedtem nie miał życia i wszystko, co robił było fałszywe, niepotrzebne, bezcelowe. Trochę głupia perspektywa, że tyle lat się zmarnowało
PS>I nie Eco, tylko pan Andrzej teraz
PS2>Dziwnym trafem zazwyczaj pantofli bronią inni pantoflarze. Taka solidarnośc jajników
ceper pisze:Pudel, smutno mi się zrobiło odnośnie kapelusza, chociaż go znam wirtualnie.
kapelusza nie nosił już wcześniej, ponoć mu ciążył
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 75 gości