Stara, styczniowa jesień
Stara, styczniowa jesień
Dzień dobry.
W dniu 4 stycznia poszliśmy szukać jesieni. Bo styczeń to jest jesienny miesiąc, jakby ktoś nie wiedział.
A jak ktoś nie wierzy, to się przekona teraz.
Startujemy z Rzyk i po minięciu cmentarza czujemy się mocno swojsko. Szczególnie jeden z nas.
Mieliśmy iść, wzorem trasy forumowej sprzed kilku lat, na azymut, ale ktoś zrobił wyraźną drogę i nasze ambitne plany spaliły na panewce na samym starcie. Dawid wyraźnie czuł się źle z tym zagadnieniem i chyba chciał się wycofać. Było jednak za późno. Przeznaczenie wzięło sprawy w swoje ręce.
Wyraźna droga prowadziła nas wprost pod krwiożercze stoki Gancarza. Adrian i Dawid jeszcze nie wiedzieli, z czym mieli się za chwilę zmierzyć.
Prawie cofnąłem się w czasie, gdy szedłem tutaj z Witkiem i Wiktorem. Niestety, tym razem przeszedłem ten odcinek tylko jeden raz, żaden z ekipy niczego nie zgubił w plecaku.
Na trasie pojawiły się też budowle, których nie kojarzyłem z przejścia sprzed kilku lat.
Minęliśmy mój ulubiony modrzewiowy lasek (Niestety, modrzewie zrzuciły już igły nie złociły się dla nas, tylko straszyły łysymi konarami) i dotarliśmy do stóp Gancarza. Chłopaki ujrzeli "Dirretissimę Laynna" i miny im zrzedły. Adrianowi coś się stało z rękami. Nie, żeby zdrętwiały, albo opadły, ale coś się ewidentnie z nimi stało...
No niestety, szlak przez te lata nie złagodniał, więc swoje wypociliśmy. No ale tak, jak mówiłem, żadnej intrygi nie było, właziliśmy tam tylko raz. I całe szczęście...
W międzyczasie wyszło słońce i gdzieś tam w andychowskich himalajach ładnie się podświetliło.
Tuż przed ostatnim etapem morderczej potyczki z Gancarzem dostrzegliśmy kolejną nową budowlę. To skocznia huśtawkowa. Widać było dokładnie zeskok oraz próg skoczni. To też jest swojego rodzaju test. Jeśli idziesz tam z kobietą i ona nie zabije Cię przed dotarciem w to jakże romantyczne miejsce, to znak, że jest Ci ona pisana.
Chłopaki zaraz zabrali się za wypróbowanie huśtawki, z tym, że Adrian troszkę siadł niczym ceper i lekko ją skrzywił.
Dotaliśmy na Gancarz, gdzie urządziliśmy krótki popas. Przy krzyżu. Zachowaliśmy się godnie i nie piliśmy alkoholu.
A potem udaliśmy się w kierunku Leskowca. Po drodze widać było kominy elektrowni Jaworzno nad Gancarzem. Nie spodziewaliśmy się takiej pogody! Miała być dupówa i całkowite zachmurzenie.
Jeb@@ prognozy!
Pod Jaworzyną okazało się, że widać także Kraków!
Robiliśmy tam sobie zdjęcia (także wspólne - Adrian!), do czasu...
Do czasu, aż zauważyliśmy to, co dzieje się z drugiej strony grzbietu.
Robimy więc dłuższy popas, focimy, wkurzamy Sebastiana wiadomościami. Wszyscy są zadowoleni.
W końcu ruszamy dalej, zwijając swoje manatki.
Po drodze jeszcze ładnie pokazują się Gorce.
A teraz klasyczne zdjęcia ze stycznia!!!
Idę z Dawidem na szczyt Leskowca, bo Adrian zostaje z tyłu i planuje urlop.
Śniegu nie ma, ale jest lód. Miejscami asekurujemy się krzakami i trawkami., Dawid raczki ma w plecaku, ja nie wziąłem, to kręcę się jak łyźwiarz Filipowski. tak czy siak, uprzedzam fakty, nikt nie jebnął, nie wzywaliśmy GOPR-u, nikomu nic się nie stało.
Czekana też żaden z nas nie miał, ale mieliśmy statywy, jakby nas goniły wilki!
na Leskowcu znów tracimy cenne minuty, ale jak to nie stanąc?
Król może nie, ale Książe na pewno. Książe Nikona!
Pilsko w całej swojej okazałości.
Klasyczne ujęcie Babiej.
W końcu ruszamy dalej, mamy w planach jeszcze wiele, a dzień krótki.
I znów po lodzie. Byli w naszej ekipie tacy, co nawet próbowali się ślizgać. I to nie byłem ja, ja tam skakałem od drzewa do drzewa.
Dawid jest zafascynowany lodem i sprawdza wytrzymałość każdej kałuży! To tak pod kątem wyjazdów nad Morskie Oko, chyba.
Dzięki temu możemy wszyscy bezpiecznie przejść.
Zaglądamy na skałki pod Smrekowicą.
Robią wrażenie!
A potem prowadzę chłopaków do Groty Komornieckiego. Z małymi przygodami, ale udaje się trafić na właściwe tory.
Grota zrobiła na nich duże wrażenie. Choć jakby były lodospady, byłoby lepiej... Sam mówiłem, że końcówka będzie zaskakująca. No i... sam się zaskoczyłem, bo wyleźliśmy z drugiej strony!
Skoro jesteśmy tak blisko, żal nie zajrzeć na Wodospad Dusica. No ale wody mało, na zdjęciach nie umiemy uzyskać efektu przelewającej się wody, jesteśmy źli. I smutni. Był pomysł, zeby nasikać powyżej wodospadu, ale czasu brakło, a i moczu za wiele nie było w pęcherzu.
Wracamy do Groty, gdzie żremy kanapki, a w międzyczasie wyłazi słońce. No a wcześniej, zapomniałem, był minutowy opad deszczu. Dobrze, ze tylko minutowy, bo mamy tylko nikony, one przemakają na deszczu, nie tak jak te lepsze aparaty na "P"
No a teraz musimy wydostać się na grzbiet. Prowadzę ich na Anulę. Podejście jest strome, a po drodze znajdujemy świeże, wilcze gówno. Wcześniej, na Gancarzu widzieliśmy niedźwiedzie gówno. Taka to właśnie była gówniana wycieczka. Adrian dokonał dokumentacji fotograficznej obu gówien. Mieliśmy plan dać do relacji tylko dwa zdjęcia, własnie tych gówien, wg instrukcji Laynna, ale... padło, ze ja piszę, a gówien nie sfociłem... dlatego jest bardziej Fasolowo, wybaczcie.
Mieliśmy jeszcze pomysł sprawdzić, czy gówno jest ciepłe, ale za długo się kłociliśmy, kto ma je dotkąć i wystygło.
Wychodzimy do szlaku na Anuli i cofamy się w kierunku Leskowca, ponieważ zmieniliśmy nasz pierwotny plan i nie chcemy schodzić przez Potrójną.
I ta decyzja była klasycznym strzałem w dziesiątkę. Wybieramy wariant przez Klimaskę. Dla wszystkich dziewiczy. Znałem tylko tą trasę z jakiegoś zimowego wejścia Witka.
Od samego początku byliśmy zadowoleni z tej decyzji. Droga genialna!
Nie dość, że ładnie przyświecało słońce...
A sama trasa okazała się być łagodną i widokową...
To jeszcze w złotej godzinie, niedługo przed zachodem wyszliśmy na malownicze pola nad Rzykami.
Podziwialiśmy pięknie wypiętrzającą się piramidę Gancarza, którą pokonaliśmy rankiem w całkiem niezłym stylu (nikt nie rzygał)
Dolinę pięknie zamykała Jaworzyna, która dała nam dzisiaj wiele radości i ukazała piękne widoki.
Nawet obrót za siebie na Klimaskę wywoływał uśmiech na naszych zakazanych gębach.
Dawid przywłaszczył sobie mój talent do pokazywania wszystkiego palcem. Cieszy mnie, ze nastąpiło to w takich okolicznościach przyrody.
Słońce schowało się za grzbietem Potrójnej.
Było coraz piękniej. Szliśmy coraz wolniej. A do parkingu mieliśmy już co najwyżej kwadrans. Dokładnie widzieliśmy wieżę kościoła, nasz punkt rozpoznawczy.
No ale szło nam jak po grudzie, bo Nikony rozgrzały się do czerwoności i pstrykały na wszystkie strony.
jeszcze taką drogą zejść w dół... tylko tyle, i aż tyle...
Złota Górka otuliła się złotem, jak na jej nazwę przystało i żegnała nas swym blaskiem.
W końcu pożegnał nas i Leskowiec.
Po chwili byliśmy już przy autach i jak to mówią... taka to była wycieczka.
od siebie dodam, ze zajebista była.
Teraz tylko czekam na zdjęcie Izy na huśtawce zakochanych pod Gancarzem!!!!!!
W dniu 4 stycznia poszliśmy szukać jesieni. Bo styczeń to jest jesienny miesiąc, jakby ktoś nie wiedział.
A jak ktoś nie wierzy, to się przekona teraz.
Startujemy z Rzyk i po minięciu cmentarza czujemy się mocno swojsko. Szczególnie jeden z nas.
Mieliśmy iść, wzorem trasy forumowej sprzed kilku lat, na azymut, ale ktoś zrobił wyraźną drogę i nasze ambitne plany spaliły na panewce na samym starcie. Dawid wyraźnie czuł się źle z tym zagadnieniem i chyba chciał się wycofać. Było jednak za późno. Przeznaczenie wzięło sprawy w swoje ręce.
Wyraźna droga prowadziła nas wprost pod krwiożercze stoki Gancarza. Adrian i Dawid jeszcze nie wiedzieli, z czym mieli się za chwilę zmierzyć.
Prawie cofnąłem się w czasie, gdy szedłem tutaj z Witkiem i Wiktorem. Niestety, tym razem przeszedłem ten odcinek tylko jeden raz, żaden z ekipy niczego nie zgubił w plecaku.
Na trasie pojawiły się też budowle, których nie kojarzyłem z przejścia sprzed kilku lat.
Minęliśmy mój ulubiony modrzewiowy lasek (Niestety, modrzewie zrzuciły już igły nie złociły się dla nas, tylko straszyły łysymi konarami) i dotarliśmy do stóp Gancarza. Chłopaki ujrzeli "Dirretissimę Laynna" i miny im zrzedły. Adrianowi coś się stało z rękami. Nie, żeby zdrętwiały, albo opadły, ale coś się ewidentnie z nimi stało...
No niestety, szlak przez te lata nie złagodniał, więc swoje wypociliśmy. No ale tak, jak mówiłem, żadnej intrygi nie było, właziliśmy tam tylko raz. I całe szczęście...
W międzyczasie wyszło słońce i gdzieś tam w andychowskich himalajach ładnie się podświetliło.
Tuż przed ostatnim etapem morderczej potyczki z Gancarzem dostrzegliśmy kolejną nową budowlę. To skocznia huśtawkowa. Widać było dokładnie zeskok oraz próg skoczni. To też jest swojego rodzaju test. Jeśli idziesz tam z kobietą i ona nie zabije Cię przed dotarciem w to jakże romantyczne miejsce, to znak, że jest Ci ona pisana.
Chłopaki zaraz zabrali się za wypróbowanie huśtawki, z tym, że Adrian troszkę siadł niczym ceper i lekko ją skrzywił.
Dotaliśmy na Gancarz, gdzie urządziliśmy krótki popas. Przy krzyżu. Zachowaliśmy się godnie i nie piliśmy alkoholu.
A potem udaliśmy się w kierunku Leskowca. Po drodze widać było kominy elektrowni Jaworzno nad Gancarzem. Nie spodziewaliśmy się takiej pogody! Miała być dupówa i całkowite zachmurzenie.
Jeb@@ prognozy!
Pod Jaworzyną okazało się, że widać także Kraków!
Robiliśmy tam sobie zdjęcia (także wspólne - Adrian!), do czasu...
Do czasu, aż zauważyliśmy to, co dzieje się z drugiej strony grzbietu.
Robimy więc dłuższy popas, focimy, wkurzamy Sebastiana wiadomościami. Wszyscy są zadowoleni.
W końcu ruszamy dalej, zwijając swoje manatki.
Po drodze jeszcze ładnie pokazują się Gorce.
A teraz klasyczne zdjęcia ze stycznia!!!
Idę z Dawidem na szczyt Leskowca, bo Adrian zostaje z tyłu i planuje urlop.
Śniegu nie ma, ale jest lód. Miejscami asekurujemy się krzakami i trawkami., Dawid raczki ma w plecaku, ja nie wziąłem, to kręcę się jak łyźwiarz Filipowski. tak czy siak, uprzedzam fakty, nikt nie jebnął, nie wzywaliśmy GOPR-u, nikomu nic się nie stało.
Czekana też żaden z nas nie miał, ale mieliśmy statywy, jakby nas goniły wilki!
na Leskowcu znów tracimy cenne minuty, ale jak to nie stanąc?
Król może nie, ale Książe na pewno. Książe Nikona!
Pilsko w całej swojej okazałości.
Klasyczne ujęcie Babiej.
W końcu ruszamy dalej, mamy w planach jeszcze wiele, a dzień krótki.
I znów po lodzie. Byli w naszej ekipie tacy, co nawet próbowali się ślizgać. I to nie byłem ja, ja tam skakałem od drzewa do drzewa.
Dawid jest zafascynowany lodem i sprawdza wytrzymałość każdej kałuży! To tak pod kątem wyjazdów nad Morskie Oko, chyba.
Dzięki temu możemy wszyscy bezpiecznie przejść.
Zaglądamy na skałki pod Smrekowicą.
Robią wrażenie!
A potem prowadzę chłopaków do Groty Komornieckiego. Z małymi przygodami, ale udaje się trafić na właściwe tory.
Grota zrobiła na nich duże wrażenie. Choć jakby były lodospady, byłoby lepiej... Sam mówiłem, że końcówka będzie zaskakująca. No i... sam się zaskoczyłem, bo wyleźliśmy z drugiej strony!
Skoro jesteśmy tak blisko, żal nie zajrzeć na Wodospad Dusica. No ale wody mało, na zdjęciach nie umiemy uzyskać efektu przelewającej się wody, jesteśmy źli. I smutni. Był pomysł, zeby nasikać powyżej wodospadu, ale czasu brakło, a i moczu za wiele nie było w pęcherzu.
Wracamy do Groty, gdzie żremy kanapki, a w międzyczasie wyłazi słońce. No a wcześniej, zapomniałem, był minutowy opad deszczu. Dobrze, ze tylko minutowy, bo mamy tylko nikony, one przemakają na deszczu, nie tak jak te lepsze aparaty na "P"
No a teraz musimy wydostać się na grzbiet. Prowadzę ich na Anulę. Podejście jest strome, a po drodze znajdujemy świeże, wilcze gówno. Wcześniej, na Gancarzu widzieliśmy niedźwiedzie gówno. Taka to właśnie była gówniana wycieczka. Adrian dokonał dokumentacji fotograficznej obu gówien. Mieliśmy plan dać do relacji tylko dwa zdjęcia, własnie tych gówien, wg instrukcji Laynna, ale... padło, ze ja piszę, a gówien nie sfociłem... dlatego jest bardziej Fasolowo, wybaczcie.
Mieliśmy jeszcze pomysł sprawdzić, czy gówno jest ciepłe, ale za długo się kłociliśmy, kto ma je dotkąć i wystygło.
Wychodzimy do szlaku na Anuli i cofamy się w kierunku Leskowca, ponieważ zmieniliśmy nasz pierwotny plan i nie chcemy schodzić przez Potrójną.
I ta decyzja była klasycznym strzałem w dziesiątkę. Wybieramy wariant przez Klimaskę. Dla wszystkich dziewiczy. Znałem tylko tą trasę z jakiegoś zimowego wejścia Witka.
Od samego początku byliśmy zadowoleni z tej decyzji. Droga genialna!
Nie dość, że ładnie przyświecało słońce...
A sama trasa okazała się być łagodną i widokową...
To jeszcze w złotej godzinie, niedługo przed zachodem wyszliśmy na malownicze pola nad Rzykami.
Podziwialiśmy pięknie wypiętrzającą się piramidę Gancarza, którą pokonaliśmy rankiem w całkiem niezłym stylu (nikt nie rzygał)
Dolinę pięknie zamykała Jaworzyna, która dała nam dzisiaj wiele radości i ukazała piękne widoki.
Nawet obrót za siebie na Klimaskę wywoływał uśmiech na naszych zakazanych gębach.
Dawid przywłaszczył sobie mój talent do pokazywania wszystkiego palcem. Cieszy mnie, ze nastąpiło to w takich okolicznościach przyrody.
Słońce schowało się za grzbietem Potrójnej.
Było coraz piękniej. Szliśmy coraz wolniej. A do parkingu mieliśmy już co najwyżej kwadrans. Dokładnie widzieliśmy wieżę kościoła, nasz punkt rozpoznawczy.
No ale szło nam jak po grudzie, bo Nikony rozgrzały się do czerwoności i pstrykały na wszystkie strony.
jeszcze taką drogą zejść w dół... tylko tyle, i aż tyle...
Złota Górka otuliła się złotem, jak na jej nazwę przystało i żegnała nas swym blaskiem.
W końcu pożegnał nas i Leskowiec.
Po chwili byliśmy już przy autach i jak to mówią... taka to była wycieczka.
od siebie dodam, ze zajebista była.
Teraz tylko czekam na zdjęcie Izy na huśtawce zakochanych pod Gancarzem!!!!!!
Ostatnio zmieniony 2021-01-04, 19:41 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
Wiesz, nie mam fioła na punkcie zdjęć, to znaczy nie robie sobie ciśnienia. Ale 95% tych w relacji zrobiłem stałką. 35mm. Dla mnie miazga.
Adrian pewnie pozamiata zdjęciami, bo robił przygarby, a ja nie...
Adrian pewnie pozamiata zdjęciami, bo robił przygarby, a ja nie...
Ostatnio zmieniony 2021-01-04, 20:05 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie ma co ukrywać jak zaczeliśmy od tej polnej drogi to myślałem sobie "to chyba jakieś jaja" a jak dotarliśmy do podejścia na Ganczarz to już zastanawiałem się żeby wracać do domu. po zdobyciu pierwszego szczytu tak naprawdę było już tylko lepiej (i coraz cieplej)
Ale taka prawda, że wycieczka w doborowym towarzystwie i jesiennym klimacie 4 stycznia całkiem przyjemna
Ale taka prawda, że wycieczka w doborowym towarzystwie i jesiennym klimacie 4 stycznia całkiem przyjemna
dobry wieczór.
Ja co najwyżej mogę pozamiatać podłogę w domu i to jak mi żona pozwoli
wszystkie słowa zawarte w tej relacji są zgodne z prawdą i potwierdzają jej przebieg ...
Podejście pod Gancarz jest delikatnie mówiąc niemiłe i niechętnie bym go powtórzył, ale jak kiedyś będzie trzeba, to będę gotowy
Wycieczka należała do tych zdecydowanie udanych, odkryłem nowe miejsca w których jeszcze nie byłem, a warto je odwiedzić, przeszliśmy nowe odcinki pozaszlakowe, powrót przez Klimaskę był naprawdę przyjemny
Było wesoło i sympatycznie, od początku aż do samego końca
Dorzucam trochę swoich zdjęć w ramach dokumentacji wycieczkowej.
Poproszę znawców tematu o opinię, czyje to kupy, jakiego zwierza ?
Ja co najwyżej mogę pozamiatać podłogę w domu i to jak mi żona pozwoli
wszystkie słowa zawarte w tej relacji są zgodne z prawdą i potwierdzają jej przebieg ...
Podejście pod Gancarz jest delikatnie mówiąc niemiłe i niechętnie bym go powtórzył, ale jak kiedyś będzie trzeba, to będę gotowy
Wycieczka należała do tych zdecydowanie udanych, odkryłem nowe miejsca w których jeszcze nie byłem, a warto je odwiedzić, przeszliśmy nowe odcinki pozaszlakowe, powrót przez Klimaskę był naprawdę przyjemny
Było wesoło i sympatycznie, od początku aż do samego końca
Dorzucam trochę swoich zdjęć w ramach dokumentacji wycieczkowej.
Poproszę znawców tematu o opinię, czyje to kupy, jakiego zwierza ?
Ostatnio zmieniony 2021-01-04, 21:38 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
- kristoff73
- Posty: 606
- Rejestracja: 2019-05-15, 20:47
- Lokalizacja: ST SD KGR TK SB
Wycieczka fajna, ale ogólnie to żenada, że styczeń i takie krajobrazy.
Wycieczka bardzo fajna i nawet ja, gdybym miał wolne, przeszedłbym się, co oznacza, że nie naś***żyło Wiem, że jestem tu w mniejszości, zatem trzeba to wyraźnie powiedzieć - krajobraz w ś***gu może wyjść ładnie tylko na zdjęciu. A i to rzadko...
Byle do wiosny...
Бродяга. Снусмумрик. Бомж.
Darz Szlak !
Fajnie rozwinięta trasa, fajne ze cztery zdjęcia.
I typowa od lat zima.
Tak trzymać !
Fajnie rozwinięta trasa, fajne ze cztery zdjęcia.
I typowa od lat zima.
Tak trzymać !
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Byle jaka wycieczka, przy średniej pogodzie, podczas beznadziejnej zimo-jesieni.
Ale świetnie opisana. Naprawdę fajnie się czyta, z humorem. Sokół, zdecydowanie powinieneś regularnie chodzić i pisać
Ale świetnie opisana. Naprawdę fajnie się czyta, z humorem. Sokół, zdecydowanie powinieneś regularnie chodzić i pisać
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 121 gości