Worek Raczański Beskidu Żywieckiego z plecakiem dzień 4/4
22-25 września 2020 r.
Dzień IV: Schronisko PTTK na Rysiance - Schronisko PTTK na Hali Boraczej – Hala Redykalna – Chata na Zagroniu – Rajcza
O poranku ubieram na siebie wszystko co mam i wychodzę z Betlejemki na Halę Rysianka. Jest zimno i wieje silny wiatr. Na wschodzie niebo czerwieni się coraz bardziej. W końcu kolorem czerwieni zaczyna mienić się i królowa Beskidów – Babia Góra. Wyszło słońce, jednak samego wschodu nie widać, ponieważ skryło się za szczytem Pilska i chmurą unoszącą się nad wierzchołkiem targaną przez silny wiatr. W kierunku południowym widoczne są szczyty słowackiej Magury Orawskiej z pięknie unoszącymi się mgiełkami w dolinach, Tatry zaś skryły się w wale chmur, podobnie jak Mała Fatra. Słońce w końcu wychodzi znad szczytu Pilska i promieniami oświetla złote trawy hali. Jest pięknie!
W końcu wracam do Betlejemki a następnie idziemy do schroniska na śniadanie. Ostatecznie układamy też plan trasy na dzisiejszy dzień i decydujemy się o której odjeżdżamy stąd pociągiem. Przez chwilę przewinął się także pomysł zastania dzień dłużej, ale pogoda tak jak mówiły prognozy właśnie zaczęła się zmieniać. Gdy o godz. 10 opuszczamy Rysiankę, słońce schowało się już w gęstych chmurach. Nachodzi mgła, wieje i robi się nieprzyjemnie zimno. Po chwili jesteśmy przy kolejnym schronisku PTTK na Hali Lipowskiej. Drewniane schronisko zbudowało Beskiden-Verein w 1930 r. w tym czasie konkurowało z sąsiednią Rysianką. II wojna światowa nie zniszczyła schroniska, mieszkali tu niemieccy żołnierze. W 1946 obiekt przejmuje PTT i rozpoczyna prowadzić schronisko. W 1973 r. schronisko zostało przebudowane do kształtu znanego nam dziś. Zatrzymujemy się tu na chwilkę.
Następnie ruszamy dalej żółtym szlakiem. Nasza trasa wiedzie przez widokowe hale: Halę Bieguńską, Halę Gawłowską, Halę Bacmańską i Halę Redykalną, chmury się trochę podnoszą i coś widać dalej, a ja przysiadam na chwilę na jednej z hal popatrzeć na widoki. Hale w Beskidach niegdyś tętniły życiem pasterskim. Pasterstwo w Beskidach pojawiło się wraz z osiedlaniem się Wołochów na terenie gór. Wołosi wędrowali z Półwyspu Bałkańskiego w kierunku północnym, na ziemiach polskich osiedlali się od XIV w. Koczowniczy lud zajmował się pasterstwem owiec, pozyskiwał nowe hale metodą żarową, a więc poprzez wypalanie lasów. Produkował produkty owcze: mleko, skóry i wełna. Zimą schodzili w doliny i zakładali osady, późniejsze wsie. Tradycyjnie pasterstwo każdego roku zaczynało się redykiem 23 kwietnia (św. Wojciecha), wówczas bacowie wyprowadzali owce na hale i rozpalali ogień - watry w szałasie, wierzono bowiem, że ogień odpędza wszelkie złe moce i siły nieczyste. Watra nie mogła zgasnąć przed wigilią św. Jana, czyli 24 czerwca. Za ogień odpowiedzialny był sam baca. Życie pasterskie na halach toczyło się do święta św. Michała Archanioła – 29 września. Wówczas odbywał się osod (redyk jesienny) czyli zejście pasterzy z owcami z gór w doliny na zimę. Szacuje się, że w okresie największej świetności pasterstwa na halach Beskidu Żywieckiego wypasało się 60 tys. owiec każdego roku. Po II wojnie pasterstwo trwało nadal, jednak pod koniec lat 80. XX w. nastąpił nagły spadek pogłowia. Spowodowane to było przemianami gospodarczymi, produkty owcze stały się niepotrzebne na rynku, pasterstwo stało się nieopłacalne, owce niemal zniknęły z hal. Kilkuset letnie tradycje zaczynają zanikać, zarastają też hale i giną typowe dla hal gatunki roślin. W ostatnich latach powoli wraca się do pasterstwa, jednak ma ono często charakter kulturowy, jako atrakcji dla turystów. Codzienny niegdyś widok owcy na beskidzkich halach dziś należy do rzadkości. Mi podczas tej wędrówki nie udało się spotkać żadnej.
Dalej podążamy w dół, schodzimy na Halę Boraczą ze schroniskiem PTTK. Początki schroniska na Hali Boraczej sięgają 1925 r, kiedy zbudowano je z inicjatywy Żydowskiego Towarzystwa Sportowego „Makkabi” z Bielska. W 1932 r. mały drewniany budynek spłonął, szybko został odbudowany w formie znanej nam dziś z późniejszymi niewielkimi przebudowami. Postanawiamy tutaj odpocząć, zamawiamy też coś do jedzenia, w tym słynne jagodzianki (te zjadamy później dopiero w pociągu). Niestety w dobie pandemii ekologia poszła się… wszystko wydawane jest w jednorazowych styropianowo-plastikowych opakowaniach.
https://1.bp.blogspot.com/-a7m2yLMhEB0/ ... edited.jpg
Z Hali Boraczej jeszcze raz wracamy na Halę Redykalną, stąd żółtym szlakiem, stromo schodzimy do Zapolanki. Maszerujemy przez łąki, wokół kilka domów i piękne widoki. Niebo jednak jest coraz ciemniejsze, w oddali widać ściany deszczu, pojawiają się też pierwsze krople. Na łące mijamy nowy pomnik poświęcony grupie partyzantów Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem gen. Stanisława Kopika „Zemsty”, która działała w tych okolicach do 1948 r.
Niżej postanawiamy zajrzeć do Chaty na Zagroniu. To niewielkie schronisko studenckie znajdujące się w starej drewnianej chałupie. Gdy tylko się do niej zbliżamy chatkowy zaprasza nas na herbatę. Postanawiamy skorzystać z propozycji przy okazji też coś zjeść choć już nie mamy za dużo czasu. Później jeszcze rozmawiamy z chatkowym, opowiada o górach, chacie i oprowadza nas po niej, akurat mają remont, zaprasza też na nocleg. Dziś już z niego nie skorzystamy, ale chatka wydaje się być bardzo klimatycznym miejscem, choć z dość spartańskimi warunkami. Plus to także na pewno bardzo niskie ceny za nocleg bo 15 zł i jeszcze ze zniżkami studenckimi i PTTK. O takich cenach w schroniskach górskich PTTK dawno już zapomniano. Trzeba więc wrócić kiedyś do chatki na nocleg. Siedzi się miło, jednak goni już nas czas.
Gdy opuszczamy chatę deszcz rozpaduje się na dobre. Ubieramy płaszcze i schodzimy do Rajczy. Maszerujemy przez miejscowość i kończymy beskidzką wędrówkę na stacji PKP Rajcza…
Po chwili przyjeżdża pociąg i przez Katowice, Gliwice, Kędzierzyn-Koźle wracamy do domu…
Dzień kończymy z dystansem 20 km
Tak dobiegła końca nasza beskidzka wędrówka przez Worek Raczański z plecakami. 95 km, 30 godz wędrówki, 3 noclegi i 4 dni w górach. Szlak zapamiętam jako niezbyt trudny ale bardzo urokliwy. Piękne wschody i zachody słońca z hal na przełomie lata i jesieni, górskie panoramy na beskidzkie szczyty oraz Małą Fatrę i nieco przymglone akurat Tatry, to wszystko sprawiło, że nasza wędrówka była bardzo udana i pozwalała zachwycić się krajobrazem! Dopisało wszystko, nawet pogoda, która zepsuła się dopiero na ostatnich kilku km trasy. Tłumów na szlaku też nie spotykaliśmy, były odcinki, że przez kilka godzin nie widzieliśmy nikogo. Jedynie widoczność mogłaby być lepsza, tak żeby Tatry były wyraźniejsze.
Jedynym minusem tej wycieczki były wysokie ceny w schroniskach górskich. Niestety przez pandemiczne obostrzenia, zamknięcia wszystko poszło w górę, jedzenie, ale także ceny noclegów. Dla porównania 2 lata temu przechodząc GSS cena 50 zł/noc była najwyższa i jedyna na 15 dniowej trasie, w tym roku była to już średnia cena za noc w schronisku, oczywiście bez ceny pościeli doliczanej dodatkowo.
Takie wędrówki z plecakiem mają jednak swój niepowtarzalny urok, choć czasem ciężko jest mi na nie się wywlec z domu. Krajobraz Beskidów ciągle mnie zaskakuje pozytywnie, a Beskid Żywiecki śmiało mogę dodać do ulubionych pasm górskich! Pewnie wrócę znów na żywiecki szlak, może już w następnym roku!
KONIEC
Worek Raczański Beskidu Żywieckiego z plecakiem
MOJA STRONA O GÓRACH OPAWSKICH: http://www.goryopawskie.eu/
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 140 gości