Sokół jest tak stary, że nie pamięta jak mu robili zdjęcia w sepii.
Jak to niegdyś po Tatrach chadzano
dawno, dawno temu...
Pojechaliśmy do Doliny Chochołowskiej. Jeszcze ciemno było, jak zostawilismy autko na parkingu.
Skład był wyborowy. Do zardzewiałej hondy wlazły sokół z sokolicą, Mysia, a po drodze jeszcze taki koleś... co straszne bąki puszczał w aucie.
Pogoda oczywiście wyborowa, mżawka, mgiełka... Cud, miód, orzeszki.
Jakiś sympatyczny psiak nas przywitał, my też przywitaliśmy go i ruszylismy na szlak.
Według prognoz miało padać cały dzień,ale liczyliśmy na jakies okienko pogodowe.
Nic z tego z początku nie było. Co prawda nie padało, ale niskie chmury nie dawały za wielkiej nadziei.
Gdy wchodziliśmy na szlak na Iwaniacką Przełęcz - zaczęło lać.
Wtedy też spostrzeglismy, że parkingowy psiak idzie naszym śladem. Najpierw była z tego atrakcja, no ale...
W połowie podejścia zaczęliśmy go przeganiać, zeby się biedotka nie zgubiła. Wydawało się nam, że się udało. Niestety, psiak na przełęczy wyszedł zadowolony z kosodrzewiny. Myśmy byli chyba zbyt zasapani samym podejściem, żeby na niego reagować. Wiadomo - dwie kurzące pet za petem lokomotywy w sile wieku, chłopczyna wyrwany w środku nocy po imprezie w Brzeszczach, czy też w innym zadupiu (tego już nie pamiętam) - jedynie Mysia szła jak przecinak i chyba nawet miała radochę, że cała zmokła.
No i ruszył nasz wspaniały orszak w stronę Ornaku. Przestało padać, a chmurki zaczęły się dżwigać. To znaczy to my weszliśmy w okno w chmurach, które rozciągało się na wysokości między 1500 a 1900 metrów.
Zapowiadał się całkiem fajowy dzień. Pies oczywiście był głównym celem migawek.
No ale dziewczyny oglądały też coś innego.
Że niby to takie woooooow było?
Psiak towarzyszył nam caly czas. Zjadł połowę naszych kanapek. Postanowiliśmy schodzić Siwą Przełęczą, żeby go sprowadzić w dół ( w pierwotnej wersji mieliśmy iść aż do Wołowca - taaaaaaa...).
Po drodze pies spotkał kilku turystów, którym wkupił się w łaskę na tyle, że dostal pół konserwy.
My tymczasem zrobiliśmy sobie piknik na Suchym Wierchu Ornaczańskim. Zamokły mi fajki i byłem zły.
Jak to już Towarzysz Dziki zauważył, zawsze miałem słabość do jaskrawych kolorów na szlaku.
Mysia za to założyła kurtkę z kapturem dopiero, jak wyszło słońce, wampirzyca jakaś?
Ornak jaki jest, każdy wie... Nasz towarzysz momentami tracił się nam z oczu, to znaczy wyżerał innym turystom kanapki, ale zawsze do nas dobiegał inie tracił z nami kontaktu.
Na Siwych Skałach piesek radził sobie całkiem nieźle, niczym Tobi!
Żal mi się biedaka zrobiło, bo tyle żarł, a w sumie pił też sporo. Postanowiłem dać mu jakiś kurs gratis. Nie było to może jeszcze pod szyldem Klubu Chimalajowego, bo takowy jeszcze nie istniał, ale sam kurs był w miarę prosty i pies szybko zajarzył, jak należy sikać na szlaku.
I tak dochodziliśmy już do Siwej Przełęczy, nasza kudłata kula po wtrąbieniu mielonki którychś z kolei mijanych ludzi.szybko nas dogoniła. Przy okazji zauważyliśmy, że dochodzimy do ściany chmur.
Zejście z Siwej się nie udało, bo pies (ochrzczony został jako Ornak) uganiał się z zapalczywością po upłazach za malymi ptaszkami z takim skutkiem, że podążając za nim wyszliśmy na główny grzbiet Tatr. Pewnie nawet byśmy o tym nie wiedzieli, taka mgła była, no ale skoro pojawiły się słupki graniczne...
Od tego momentu Ornak trzymał się blisko nas. W totalnym mleku osiągnęliśmy Starorobociański, a potem zeszliśmy do Kończystego. Tu zaczęły się prześwity z chmur. Widoki zmieniały się co chwilkę.
Niestety, nasze aparaty nie dały sobie rady z ciężkimi warunkami oświetleniowymi...
Schodziliśmy do Trzydniowiańskiego, coraz częściej robiąc postoje, bo zwariowany psiak powoli odczuwał trudy przejścia. Chyba nie wiedział, na co się porywa dołączając do nas...
Po Kulawcu nawet zdrowemu czlowiekowi nogi odmawiają posłuszeństwa, co więc czuł pies?
Jakos zeszliśmy. Ostatnie zdjęcie z nim mam na wejściu w kosówki na Kulawcu...
Na asfalcie Ornak kilka razy zawahał się. Tu było więcej ludzi, chłonął więc ich zapachy. Im bliżej byliśmy wylotu doliny, tym bardziej psiak wydawał się poznawać swój teren.
Aż w końcu nadszedł czas pożegnania - na Polanie Huciska połozyl się zadowolony obok pani wypożyczającej rowery i tyle go widzieliśmy.
Jeszcze obracalismy się kilka razy, a w domu długo zastanawialiśmy się, co było dalej.
Faktem jest, ze gdzieś tam u góry padły pewne decyzje, że jesli pies poleci za autem, zabierzmy go ze sobą.
Psiak jednak wybrał wolność, co było najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich.
I właściwie to koniec opowieści...
Pojechaliśmy do Doliny Chochołowskiej. Jeszcze ciemno było, jak zostawilismy autko na parkingu.
Skład był wyborowy. Do zardzewiałej hondy wlazły sokół z sokolicą, Mysia, a po drodze jeszcze taki koleś... co straszne bąki puszczał w aucie.
Pogoda oczywiście wyborowa, mżawka, mgiełka... Cud, miód, orzeszki.
Jakiś sympatyczny psiak nas przywitał, my też przywitaliśmy go i ruszylismy na szlak.
Według prognoz miało padać cały dzień,ale liczyliśmy na jakies okienko pogodowe.
Nic z tego z początku nie było. Co prawda nie padało, ale niskie chmury nie dawały za wielkiej nadziei.
Gdy wchodziliśmy na szlak na Iwaniacką Przełęcz - zaczęło lać.
Wtedy też spostrzeglismy, że parkingowy psiak idzie naszym śladem. Najpierw była z tego atrakcja, no ale...
W połowie podejścia zaczęliśmy go przeganiać, zeby się biedotka nie zgubiła. Wydawało się nam, że się udało. Niestety, psiak na przełęczy wyszedł zadowolony z kosodrzewiny. Myśmy byli chyba zbyt zasapani samym podejściem, żeby na niego reagować. Wiadomo - dwie kurzące pet za petem lokomotywy w sile wieku, chłopczyna wyrwany w środku nocy po imprezie w Brzeszczach, czy też w innym zadupiu (tego już nie pamiętam) - jedynie Mysia szła jak przecinak i chyba nawet miała radochę, że cała zmokła.
No i ruszył nasz wspaniały orszak w stronę Ornaku. Przestało padać, a chmurki zaczęły się dżwigać. To znaczy to my weszliśmy w okno w chmurach, które rozciągało się na wysokości między 1500 a 1900 metrów.
Zapowiadał się całkiem fajowy dzień. Pies oczywiście był głównym celem migawek.
No ale dziewczyny oglądały też coś innego.
Że niby to takie woooooow było?
Psiak towarzyszył nam caly czas. Zjadł połowę naszych kanapek. Postanowiliśmy schodzić Siwą Przełęczą, żeby go sprowadzić w dół ( w pierwotnej wersji mieliśmy iść aż do Wołowca - taaaaaaa...).
Po drodze pies spotkał kilku turystów, którym wkupił się w łaskę na tyle, że dostal pół konserwy.
My tymczasem zrobiliśmy sobie piknik na Suchym Wierchu Ornaczańskim. Zamokły mi fajki i byłem zły.
Jak to już Towarzysz Dziki zauważył, zawsze miałem słabość do jaskrawych kolorów na szlaku.
Mysia za to założyła kurtkę z kapturem dopiero, jak wyszło słońce, wampirzyca jakaś?
Ornak jaki jest, każdy wie... Nasz towarzysz momentami tracił się nam z oczu, to znaczy wyżerał innym turystom kanapki, ale zawsze do nas dobiegał inie tracił z nami kontaktu.
Na Siwych Skałach piesek radził sobie całkiem nieźle, niczym Tobi!
Żal mi się biedaka zrobiło, bo tyle żarł, a w sumie pił też sporo. Postanowiłem dać mu jakiś kurs gratis. Nie było to może jeszcze pod szyldem Klubu Chimalajowego, bo takowy jeszcze nie istniał, ale sam kurs był w miarę prosty i pies szybko zajarzył, jak należy sikać na szlaku.
I tak dochodziliśmy już do Siwej Przełęczy, nasza kudłata kula po wtrąbieniu mielonki którychś z kolei mijanych ludzi.szybko nas dogoniła. Przy okazji zauważyliśmy, że dochodzimy do ściany chmur.
Zejście z Siwej się nie udało, bo pies (ochrzczony został jako Ornak) uganiał się z zapalczywością po upłazach za malymi ptaszkami z takim skutkiem, że podążając za nim wyszliśmy na główny grzbiet Tatr. Pewnie nawet byśmy o tym nie wiedzieli, taka mgła była, no ale skoro pojawiły się słupki graniczne...
Od tego momentu Ornak trzymał się blisko nas. W totalnym mleku osiągnęliśmy Starorobociański, a potem zeszliśmy do Kończystego. Tu zaczęły się prześwity z chmur. Widoki zmieniały się co chwilkę.
Niestety, nasze aparaty nie dały sobie rady z ciężkimi warunkami oświetleniowymi...
Schodziliśmy do Trzydniowiańskiego, coraz częściej robiąc postoje, bo zwariowany psiak powoli odczuwał trudy przejścia. Chyba nie wiedział, na co się porywa dołączając do nas...
Po Kulawcu nawet zdrowemu czlowiekowi nogi odmawiają posłuszeństwa, co więc czuł pies?
Jakos zeszliśmy. Ostatnie zdjęcie z nim mam na wejściu w kosówki na Kulawcu...
Na asfalcie Ornak kilka razy zawahał się. Tu było więcej ludzi, chłonął więc ich zapachy. Im bliżej byliśmy wylotu doliny, tym bardziej psiak wydawał się poznawać swój teren.
Aż w końcu nadszedł czas pożegnania - na Polanie Huciska połozyl się zadowolony obok pani wypożyczającej rowery i tyle go widzieliśmy.
Jeszcze obracalismy się kilka razy, a w domu długo zastanawialiśmy się, co było dalej.
Faktem jest, ze gdzieś tam u góry padły pewne decyzje, że jesli pies poleci za autem, zabierzmy go ze sobą.
Psiak jednak wybrał wolność, co było najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich.
I właściwie to koniec opowieści...
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Takie psy się spotyka od czasu do czasu. Upatrzą sobie kogoś i idą za nim. Zdarzyło mi się coś takiego parę razy w dawnych młodych latach. Z reguły kończyło się tak jak w przypadku Ornaka, że pies zostawał u siebie na końcu wycieczki. Aż spotkałem Psiura (ojca Juniora) na Jałowcu. Ten spał przy namiocie, a potem wszedł za mną do autobusu w Suchej Beskidzkiej i został adoptowany. Kolejny zawodnik to Strzępek w Bieszczadach. Tego odganiałem na dole w Ustrzykach, ale uparł się i poszedł z nami na Rawki, następnego dnia na Caryńską... i został adoptowany. Jak byliśmy w Albanii to też jeden miejscowy pies poszedł za nami i łaził cały dzień, a na koniec radośnie pobiegł do swojego domu. W Rumunii było podobnie - jednego dnia mieliśmy 2 psy na wycieczce - Tobiego i miejscowego.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
sprocket73 pisze:bo psy się znają na ludziachAdrian pisze:Czyli psy was lubią
Z nadmiarem jedzenia
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 32 gości