Góry Opawskie - Biskupia Kopa oraz Srebrna Kopa. Klasycznie,
Góry Opawskie - Biskupia Kopa oraz Srebrna Kopa. Klasycznie,
Mój tata postanowił ruszyć ze mną w Sudety! O ile Beskid Śląsko-Morawski, Śląski i Żywiecki mamy solidnie przechodzone, o tyle w najdłuższym śląskim pasmie górskim chyba jeszcze razem nie byliśmy! Skoro miała być jednodniówka, to wybór padł na najbliższe nam Góry Opawskie. Na pewno był to jego debiut w tej jednostce geograficznej. Przy okazji zabraliśmy jeszcze Bastka, więc wyprawa odbywana była w trójkę.
Skoro Opawskie, to wypadałoby zaliczyć klasykę, czyli Kopę Biskupią. Skoro ja wybieram trasę, to tradycyjnie wejście od czeskiej strony. Samochód zostawiamy oczywiście w Zlatych Horach (Zuckmantel)...
...a pierwsze kroki kierujemy do knajpy . Tata w górach zawsze wypija symboliczny kieliszek Becherówki, a ponieważ później nie będzie okazji do jego nabycia, więc od niego i dwóch piw zaczniemy.
W Republice Czeskiej od czterech dni trwał stan wyjątkowy. Na razie nie powodował większych komplikacji w codziennym życiu, ale nowy czeski minister zdrowia, zdeklarowany zwolennik zamykania wszystkiego i wszystkich, zaczął się zachowywać jak piroman w składzie drewna. Nie minął nawet tydzień, a zaostrzył ograniczenia, twierdząc, że poprzednie nie działają, po czym po kolejnych trzech dniach znowu powiedział to samo i zarządził semi-lockdown, unieruchamiając lokale, muzea, cały sport, kulturę i rozrywkę, a także... wyłączył wi-fi w galeriach handlowych. Nie jestem ekspertem, ale jak po tak krótkim czasie można oceniać wpływ dotychczasowych rozwiązań?? Mimo mocnych restrykcji liczba zakażeń rosła jak na drożdżach. Czeski rząd zapowiedział, że poczeka dwa tygodnie i wtedy podejmie decyzję o lockdownie... a następnie poczekał trzy dni i go wprowadził. Nie ma to jak wiarygodni politycy! Trzeba jednak przyznać, że nawet minister-piroman nie wpadł na razie na idiotyczny powszechnego noszenia maseczek w otwartych przestrzeniach...
W momencie naszej wizyty Czesi jeszcze nie wieli o tym, że zostało im niedużo "normalności", życie toczy się spokojnie swoim tempem: mimo wczesnej godziny do baru zaglądają panowie na kufelek albo kieliszek, z gazetami lub zakupami pod ręką, aby leniwie pogadać o różnych pierdołach.
W czasie jazdy do Zlatych Hor przez większość czasu towarzyszyła nam piękna, słoneczna pogoda, ale po pewnym czasie dojrzeliśmy chmury grupujące się właśnie nad górami. Zostawiając wóz w miasteczku klara nadal świeciła, lecz już po wyjściu na szlak schowała się wystraszona. Obok kaplicy św. Rocha jesteśmy już w szarówce.
Zdjęcie z faną na tle Kopy .
Zielony szlak ze Zlatych Hor to najkrótsze podejście do wieży (nie liczę tego z przełęczy Petrove boudy). Niektórzy dodają także, iż najnudniejsze, ale ja lubię.
Na polanie mijamy stację Drogi Krzyżowej. Kalwaria znajdowała się w tym miejscu już w XVIII wieku, lecz ta nowa betonowa konstrukcja nie jest zbyt ładna.
Końcowe 1/3 szlaku to dość ostre podchodzenie pod górę. Można iść szlakiem po zygzakach albo prosto na pałę.
Na szczycie Biskupiej Kopy (Biskupská kupa, Bischofskoppe) meldujemy się po godzinie i dziesięciu minutach. Mocno wieje, temperatura niska, ogólnie to kicha. Na razie odpuszczamy sobie włażenie na wieżę, zajrzymy do niej po południu, licząc na poprawę aury. Choć szansę na taką nie są raczej zbyt duże.
Mimo takich warunków, a może właśnie dzięki nim, widoczność jest całkiem przyzwoita. W kierunku północnym widać Opole, a na lewo od niego (za drzewami) kominy Elektrowni Opole (55-60 kilometrów).
Znacznie ciekawsze obiekty można dojrzeć kawałek odchodząc kawałek od szczytu. Na pierwszym zdjęciu Anaberg (Masyw Chełmu) i leżące obok niego Zdzieszowice (wyraźne kominy koksowni) - to również około 50 kilometrów od nas.
Płaski "czarny Śląsk". Na prawo hołda "Szarlota" w Rydułtowach (75 kilometrów), na lewo największa na Górnym Śląsku Elektrownia Rybnik (podobna odległość), a jeszcze bardziej na lewo Elektrownia Łaziska (około 100 kilometrów do Kopy).
Są oczywiście góry. Beskid Śląski ze Skrzycznym (135 kilometrów), w lewej części Beskid Mały. I ogromna elektrownia w Dětmarovicach.
Opuszczamy Biskupią Kopę, skręcamy obok ruin schroniska Rudolfsheim (praktycznie niewidocznych) i na zejściu do przełęczy Mokrej fotografujemy dalej.
Tym razem Beskid Śląsko-Morawski, podany jak na dłoni! Łysa Góra, Travný, Smrk - 110 kilometrów.
Ponownie Śląski - Klimczok, Skrzyczne, Wielka Czantoria, Stożek.
Z przełęczy idziemy dalej czerwonym szlakiem granicznym. Na niebie pojawiają się niebieskie plamy wolne od chmur, ale jednocześnie wiatr jeszcze się zwiększa. Wypatrujmy Pradziada, lecz ten jest całkowicie zakryty.
Ślęża (85 kilometrów), Jezioro Nyskie i podświetlony Zakład Produkcji Etanolu w Goświnowicach.
Na Srebrnej Kopie (Velká Stříbrná, Silberkoppe) jestem dopiero drugi raz w życiu. Przed wycinką drzew nie było za bardzo po co tu wchodzić... Znowu mnie zastanawia kamienny szałas stojący na szczycie. Nie umiem nigdzie znaleźć co to było - jedni piszą, że podstawa wieży obserwacyjnej, inni, że posterunek czechosłowackich pograniczników...
Po czeskiej stronie już częściowo słonecznie.
Kolejne konstrukcje z kamieni, tym razem poniżej szczytu.
Dochodzimy do szlaku żółtego, na którym zawracamy w kierunku Kopy Biskupiej. Teraz i u nas pojawiają się słoneczne przebłyski, które ładnie eksponują kolorowe liście.
Plac Habla (Konrad Habel Platz), założony w 1917 roku dla uczczenia prudnickiego samorządowca i opiekuna lasu miejskiego. Oryginalny kamień zaginął po wojnie, obecny to kopia ustawiona przez prawnuczkę uhonorowanego.
Zdecydowanie mamy już jesień!
Z Placu Habla wybieramy sobie nieoszlakowaną ścieżkę do Bystrego Potoku. Początkowo szeroka, wkrótce robi się coraz węższa i bardziej mokra. Momentami praktycznie idziemy strumieniem. Na zakręcie pojawia się oznakowanie ścieżki dydaktycznej, która wyprowadza nas do Placu Langego i, ponownie, żółtego szlaku. Stąd do schroniska jest już bliziutko, choć szlakowskazy pokazują jakieś fantastycznie długie czasy przejścia...
W tej rzeźbie brakuje mi jeszcze hakenkrojca. Czy miejscowe nadleśnictwo nosi nazwę "schronisko"?
Docieramy pod Schronisko Górnoślązaków. Witają nas rozwalone schody oraz Janosik w kucharskiej czapce.
Na zewnątrz siedzi jedna rodzina, w środku pusto. Ceny w menu ostro poszły w górę, więc chyba zjemy jakieś zupy. Zza baru wychodzi kobieta.
- Niestety, nie mamy wody - rozkłada ręce.
"Więc nie będzie zup" - pomyślałem, ale nie do końca trafiłem.
-... więc nie możemy serwować jedzenia. Sanepid zakazuje, bo nie mają państwo możliwości umycia rąk. Zapraszamy za jakieś półtorej godziny.
Hę? Dziwna sprawa. W wielu miejscach, gdzie podaje się posiłki, nie ma bieżącej wody dla klienta. Skąd w ogóle pomysł, że koniecznie muszę umyć ręce?? Przecież zupę jem łyżką, a nie dłonią! No i brak wody nie przeszkadza w sprzedawaniu przegryzek typu chipsy, a te z pewnością wkładam do ust palcami!
No i jeszcze taka drobna uwaga: skoro wymaga się od wchodzących, aby zakładali maseczki, to byłoby fair, gdyby obsługa również je nosiła!
Oczywiście nie będziemy czekać na powrót wody, zatem ograniczamy się tylko do krótkiego postoju na tarasie i skorzystania ze strategicznych zapasów schowanych w plecakach.
Srebrna Kopa już w słońcu. Jeszcze w południe nie spodziewałem się tego, ale pogoda rzeczywiście się poprawiła, więc ponownie wdrapujemy się na Biskupią, gdzie razem z tatą wchodzę na wieżę.
ZH w całej rozciągłości. Ładnie oświetlona jest polana pod kaplicą św. Rocha.
Karkonoszy nie było widać, podobnie jak bardziej oddalone tereny województwa opolskiego są pod warstwą chmur.
Na widok tego wiecznego bajzlu pod wieżą zawsze nóż mi się w kieszeni otwiera (gdybym rzeczywiście go nosił, to kieszeń już dawno szlag by trafił).
Prudnik...
Dalekie obserwacje województwa śląskiego. Na kolejnym zdjęciu zdjąłem kolor, aby lepiej wyróżnić interesujące mnie obiekty: z prawej Elektrownia Rybnik, w środku Elektrownia Łaziska, z lewej prawdopodobnie blokowiska Tychów (110 kilometrów).
Śląsko-Morawski...
Pradziad, tym razem łaskawie się odsłonił.
A tu fajnie widać trasę, którą schodziliśmy spod Srebrnej Kopy przez Plac Habla, aż do Bystrego Potoku.
O ile widoki z góry okazały się całkowicie satysfakcjonujące, o tyle pod wieżą nadaremno szukałem starego austriackiego kamienia mierniczego z 1898 roku. Ostatnio też go nie znalazłem, zniknął w czasie prac przy wieży widokowej. Ktoś go ukradł czy przeniósł w bardziej godne miejsce (choć najbardziej godne są te oryginalne)?
W bufecie pana Miroslava kupujemy symbolicznego pszeniczniaka (tylko na tyle było nas stać, aby nie rozmieniać grubych banknotów) i rozpoczynamy zejście do Zlatych Hor. Tym razem nie zielonym szlakiem, ale dłuższym niebieskim, który także bardzo lubię.
Po wycinkach drzew poznikało wiele oznaczeń, na szczęście pojawiły się one z powrotem, dlatego nie ma większego problemu, aby odnaleźć właściwą drogę. Przy okazji podziwiamy widoki słabo zakryte kikutami.
Skromne pozostałości zamku Leuchtenštejn (Leuchtenstein), strzegącego posiadłości biskupów wrocławskich. Zamek istniał prawdopodobnie tylko przez około wiek, niewiele o nim wiadomo. Na zdjęciu resztki wieży.
Późniejszy odcinek szlaku jest tak zarośnięty, że można odnieść wrażenie, iż nikt nim nie chodzi. Drogę utrudniają również dziesiątki zwalonych drzew, niektóre z nich padły już dawno temu, ale leśników czy drwali chyba za bardzo to nie interesuje.
Po opuszczeniu lasu idzie się znacznie szybciej i przyjemniej. Czasem aby dostrzec oznaczenia trzeba się dobrze wpatrywać w krzaki .
Jeszcze trochę sycenia oczu kolorami: horyzont z Elektrownią Opole, Czapka i bliska ściana drzew.
Niebieska trasa prowadzi do przejścia granicznego, zatem zmieniamy kolor na żółty, biegnący do centrum Zlatych Hor. Szybko robi się płasko, więc Góra Parkowa jest już wyżej od nas.
Te wspaniałe maszyny...
Przysiółek Rožmitál (Rosenthal), założony w XVIII wieku po parcelacji biskupiego dwora. Mieszka w nim kilkadziesiąt osób. Podczas ostatniej wizyty Bastek chciał tu porwać rudego kota, teraz też go szuka, ale znajdujemy tylko zwierzaki o innym umaszczeniu .
Kopa pięknie oświetlona.
Na sam koniec zarządzam przejście przez cmentarz miejski. To bardzo ciekawy obiekt, z setkami starych i często zabytkowych grobów. Kiedyś w zimie zwiedzałem go dość dokładnie, lecz dopiero teraz wpadły mi w oko napisy w języku greckim.
To powstańcy i rodziny komunistycznych powstańców przegranych w greckiej wojnie domowej toczącej się w latach 40. ubiegłego wieku. Wielu z nich udało się na emigrację, przyjęły ich państwa z bloku wschodniego i choć większość powróciła później do Grecji, to jednak niektórzy zostali na obczyźnie do końca. A skoro na nagrobkach pojawiły się krzyże, to może nie tak bardzo wierzyli w ten komunizm?
Są też oczywiście inne ciekawe groby.
Górską pętlę zakończyliśmy obok samochodu. Debiut taty w Opawskich należy uznać za udany, ostatecznie nawet pogoda pokazała swoje jaśniejsze oblicze. Dopełnieniem wędrówki była obfita kolacja w restauracji ratuszowej .
Skoro Opawskie, to wypadałoby zaliczyć klasykę, czyli Kopę Biskupią. Skoro ja wybieram trasę, to tradycyjnie wejście od czeskiej strony. Samochód zostawiamy oczywiście w Zlatych Horach (Zuckmantel)...
...a pierwsze kroki kierujemy do knajpy . Tata w górach zawsze wypija symboliczny kieliszek Becherówki, a ponieważ później nie będzie okazji do jego nabycia, więc od niego i dwóch piw zaczniemy.
W Republice Czeskiej od czterech dni trwał stan wyjątkowy. Na razie nie powodował większych komplikacji w codziennym życiu, ale nowy czeski minister zdrowia, zdeklarowany zwolennik zamykania wszystkiego i wszystkich, zaczął się zachowywać jak piroman w składzie drewna. Nie minął nawet tydzień, a zaostrzył ograniczenia, twierdząc, że poprzednie nie działają, po czym po kolejnych trzech dniach znowu powiedział to samo i zarządził semi-lockdown, unieruchamiając lokale, muzea, cały sport, kulturę i rozrywkę, a także... wyłączył wi-fi w galeriach handlowych. Nie jestem ekspertem, ale jak po tak krótkim czasie można oceniać wpływ dotychczasowych rozwiązań?? Mimo mocnych restrykcji liczba zakażeń rosła jak na drożdżach. Czeski rząd zapowiedział, że poczeka dwa tygodnie i wtedy podejmie decyzję o lockdownie... a następnie poczekał trzy dni i go wprowadził. Nie ma to jak wiarygodni politycy! Trzeba jednak przyznać, że nawet minister-piroman nie wpadł na razie na idiotyczny powszechnego noszenia maseczek w otwartych przestrzeniach...
W momencie naszej wizyty Czesi jeszcze nie wieli o tym, że zostało im niedużo "normalności", życie toczy się spokojnie swoim tempem: mimo wczesnej godziny do baru zaglądają panowie na kufelek albo kieliszek, z gazetami lub zakupami pod ręką, aby leniwie pogadać o różnych pierdołach.
W czasie jazdy do Zlatych Hor przez większość czasu towarzyszyła nam piękna, słoneczna pogoda, ale po pewnym czasie dojrzeliśmy chmury grupujące się właśnie nad górami. Zostawiając wóz w miasteczku klara nadal świeciła, lecz już po wyjściu na szlak schowała się wystraszona. Obok kaplicy św. Rocha jesteśmy już w szarówce.
Zdjęcie z faną na tle Kopy .
Zielony szlak ze Zlatych Hor to najkrótsze podejście do wieży (nie liczę tego z przełęczy Petrove boudy). Niektórzy dodają także, iż najnudniejsze, ale ja lubię.
Na polanie mijamy stację Drogi Krzyżowej. Kalwaria znajdowała się w tym miejscu już w XVIII wieku, lecz ta nowa betonowa konstrukcja nie jest zbyt ładna.
Końcowe 1/3 szlaku to dość ostre podchodzenie pod górę. Można iść szlakiem po zygzakach albo prosto na pałę.
Na szczycie Biskupiej Kopy (Biskupská kupa, Bischofskoppe) meldujemy się po godzinie i dziesięciu minutach. Mocno wieje, temperatura niska, ogólnie to kicha. Na razie odpuszczamy sobie włażenie na wieżę, zajrzymy do niej po południu, licząc na poprawę aury. Choć szansę na taką nie są raczej zbyt duże.
Mimo takich warunków, a może właśnie dzięki nim, widoczność jest całkiem przyzwoita. W kierunku północnym widać Opole, a na lewo od niego (za drzewami) kominy Elektrowni Opole (55-60 kilometrów).
Znacznie ciekawsze obiekty można dojrzeć kawałek odchodząc kawałek od szczytu. Na pierwszym zdjęciu Anaberg (Masyw Chełmu) i leżące obok niego Zdzieszowice (wyraźne kominy koksowni) - to również około 50 kilometrów od nas.
Płaski "czarny Śląsk". Na prawo hołda "Szarlota" w Rydułtowach (75 kilometrów), na lewo największa na Górnym Śląsku Elektrownia Rybnik (podobna odległość), a jeszcze bardziej na lewo Elektrownia Łaziska (około 100 kilometrów do Kopy).
Są oczywiście góry. Beskid Śląski ze Skrzycznym (135 kilometrów), w lewej części Beskid Mały. I ogromna elektrownia w Dětmarovicach.
Opuszczamy Biskupią Kopę, skręcamy obok ruin schroniska Rudolfsheim (praktycznie niewidocznych) i na zejściu do przełęczy Mokrej fotografujemy dalej.
Tym razem Beskid Śląsko-Morawski, podany jak na dłoni! Łysa Góra, Travný, Smrk - 110 kilometrów.
Ponownie Śląski - Klimczok, Skrzyczne, Wielka Czantoria, Stożek.
Z przełęczy idziemy dalej czerwonym szlakiem granicznym. Na niebie pojawiają się niebieskie plamy wolne od chmur, ale jednocześnie wiatr jeszcze się zwiększa. Wypatrujmy Pradziada, lecz ten jest całkowicie zakryty.
Ślęża (85 kilometrów), Jezioro Nyskie i podświetlony Zakład Produkcji Etanolu w Goświnowicach.
Na Srebrnej Kopie (Velká Stříbrná, Silberkoppe) jestem dopiero drugi raz w życiu. Przed wycinką drzew nie było za bardzo po co tu wchodzić... Znowu mnie zastanawia kamienny szałas stojący na szczycie. Nie umiem nigdzie znaleźć co to było - jedni piszą, że podstawa wieży obserwacyjnej, inni, że posterunek czechosłowackich pograniczników...
Po czeskiej stronie już częściowo słonecznie.
Kolejne konstrukcje z kamieni, tym razem poniżej szczytu.
Dochodzimy do szlaku żółtego, na którym zawracamy w kierunku Kopy Biskupiej. Teraz i u nas pojawiają się słoneczne przebłyski, które ładnie eksponują kolorowe liście.
Plac Habla (Konrad Habel Platz), założony w 1917 roku dla uczczenia prudnickiego samorządowca i opiekuna lasu miejskiego. Oryginalny kamień zaginął po wojnie, obecny to kopia ustawiona przez prawnuczkę uhonorowanego.
Zdecydowanie mamy już jesień!
Z Placu Habla wybieramy sobie nieoszlakowaną ścieżkę do Bystrego Potoku. Początkowo szeroka, wkrótce robi się coraz węższa i bardziej mokra. Momentami praktycznie idziemy strumieniem. Na zakręcie pojawia się oznakowanie ścieżki dydaktycznej, która wyprowadza nas do Placu Langego i, ponownie, żółtego szlaku. Stąd do schroniska jest już bliziutko, choć szlakowskazy pokazują jakieś fantastycznie długie czasy przejścia...
W tej rzeźbie brakuje mi jeszcze hakenkrojca. Czy miejscowe nadleśnictwo nosi nazwę "schronisko"?
Docieramy pod Schronisko Górnoślązaków. Witają nas rozwalone schody oraz Janosik w kucharskiej czapce.
Na zewnątrz siedzi jedna rodzina, w środku pusto. Ceny w menu ostro poszły w górę, więc chyba zjemy jakieś zupy. Zza baru wychodzi kobieta.
- Niestety, nie mamy wody - rozkłada ręce.
"Więc nie będzie zup" - pomyślałem, ale nie do końca trafiłem.
-... więc nie możemy serwować jedzenia. Sanepid zakazuje, bo nie mają państwo możliwości umycia rąk. Zapraszamy za jakieś półtorej godziny.
Hę? Dziwna sprawa. W wielu miejscach, gdzie podaje się posiłki, nie ma bieżącej wody dla klienta. Skąd w ogóle pomysł, że koniecznie muszę umyć ręce?? Przecież zupę jem łyżką, a nie dłonią! No i brak wody nie przeszkadza w sprzedawaniu przegryzek typu chipsy, a te z pewnością wkładam do ust palcami!
No i jeszcze taka drobna uwaga: skoro wymaga się od wchodzących, aby zakładali maseczki, to byłoby fair, gdyby obsługa również je nosiła!
Oczywiście nie będziemy czekać na powrót wody, zatem ograniczamy się tylko do krótkiego postoju na tarasie i skorzystania ze strategicznych zapasów schowanych w plecakach.
Srebrna Kopa już w słońcu. Jeszcze w południe nie spodziewałem się tego, ale pogoda rzeczywiście się poprawiła, więc ponownie wdrapujemy się na Biskupią, gdzie razem z tatą wchodzę na wieżę.
ZH w całej rozciągłości. Ładnie oświetlona jest polana pod kaplicą św. Rocha.
Karkonoszy nie było widać, podobnie jak bardziej oddalone tereny województwa opolskiego są pod warstwą chmur.
Na widok tego wiecznego bajzlu pod wieżą zawsze nóż mi się w kieszeni otwiera (gdybym rzeczywiście go nosił, to kieszeń już dawno szlag by trafił).
Prudnik...
Dalekie obserwacje województwa śląskiego. Na kolejnym zdjęciu zdjąłem kolor, aby lepiej wyróżnić interesujące mnie obiekty: z prawej Elektrownia Rybnik, w środku Elektrownia Łaziska, z lewej prawdopodobnie blokowiska Tychów (110 kilometrów).
Śląsko-Morawski...
Pradziad, tym razem łaskawie się odsłonił.
A tu fajnie widać trasę, którą schodziliśmy spod Srebrnej Kopy przez Plac Habla, aż do Bystrego Potoku.
O ile widoki z góry okazały się całkowicie satysfakcjonujące, o tyle pod wieżą nadaremno szukałem starego austriackiego kamienia mierniczego z 1898 roku. Ostatnio też go nie znalazłem, zniknął w czasie prac przy wieży widokowej. Ktoś go ukradł czy przeniósł w bardziej godne miejsce (choć najbardziej godne są te oryginalne)?
W bufecie pana Miroslava kupujemy symbolicznego pszeniczniaka (tylko na tyle było nas stać, aby nie rozmieniać grubych banknotów) i rozpoczynamy zejście do Zlatych Hor. Tym razem nie zielonym szlakiem, ale dłuższym niebieskim, który także bardzo lubię.
Po wycinkach drzew poznikało wiele oznaczeń, na szczęście pojawiły się one z powrotem, dlatego nie ma większego problemu, aby odnaleźć właściwą drogę. Przy okazji podziwiamy widoki słabo zakryte kikutami.
Skromne pozostałości zamku Leuchtenštejn (Leuchtenstein), strzegącego posiadłości biskupów wrocławskich. Zamek istniał prawdopodobnie tylko przez około wiek, niewiele o nim wiadomo. Na zdjęciu resztki wieży.
Późniejszy odcinek szlaku jest tak zarośnięty, że można odnieść wrażenie, iż nikt nim nie chodzi. Drogę utrudniają również dziesiątki zwalonych drzew, niektóre z nich padły już dawno temu, ale leśników czy drwali chyba za bardzo to nie interesuje.
Po opuszczeniu lasu idzie się znacznie szybciej i przyjemniej. Czasem aby dostrzec oznaczenia trzeba się dobrze wpatrywać w krzaki .
Jeszcze trochę sycenia oczu kolorami: horyzont z Elektrownią Opole, Czapka i bliska ściana drzew.
Niebieska trasa prowadzi do przejścia granicznego, zatem zmieniamy kolor na żółty, biegnący do centrum Zlatych Hor. Szybko robi się płasko, więc Góra Parkowa jest już wyżej od nas.
Te wspaniałe maszyny...
Przysiółek Rožmitál (Rosenthal), założony w XVIII wieku po parcelacji biskupiego dwora. Mieszka w nim kilkadziesiąt osób. Podczas ostatniej wizyty Bastek chciał tu porwać rudego kota, teraz też go szuka, ale znajdujemy tylko zwierzaki o innym umaszczeniu .
Kopa pięknie oświetlona.
Na sam koniec zarządzam przejście przez cmentarz miejski. To bardzo ciekawy obiekt, z setkami starych i często zabytkowych grobów. Kiedyś w zimie zwiedzałem go dość dokładnie, lecz dopiero teraz wpadły mi w oko napisy w języku greckim.
To powstańcy i rodziny komunistycznych powstańców przegranych w greckiej wojnie domowej toczącej się w latach 40. ubiegłego wieku. Wielu z nich udało się na emigrację, przyjęły ich państwa z bloku wschodniego i choć większość powróciła później do Grecji, to jednak niektórzy zostali na obczyźnie do końca. A skoro na nagrobkach pojawiły się krzyże, to może nie tak bardzo wierzyli w ten komunizm?
Są też oczywiście inne ciekawe groby.
Górską pętlę zakończyliśmy obok samochodu. Debiut taty w Opawskich należy uznać za udany, ostatecznie nawet pogoda pokazała swoje jaśniejsze oblicze. Dopełnieniem wędrówki była obfita kolacja w restauracji ratuszowej .
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Fajny klimat tej wycieczki, tereny wyglądają przyjemnie, te trawy i w sumie rozległe widoki trafiają w moje gusta
Dziwna akcja z tym schroniskiem, szkoda bo jak się człowiek nastawi że coś zje, a tu taki zonk, miałem tak w Morawsko - Śląskim idąc od schroniska do schroniska, dopiero w trzecim zjadłem i to po długim czekaniu zanim otworzyli, ach ci Czesi
A ta studnia w lesie, całkiem niebezpieczny temat
Końcowa uczta wygląda solidnie, a ja jestem na etapie głodówki, więc mnie rozdrażniłeś lekko
Fajny debiut, pogratulować!
Aaaa, no i jeszcze cmentarz, ta stara cześć fajna, lubię takie foty ...
Muszę kiedyś w Szczawnicy się przejść, jest tam taki malutki cmentarzyk za kamienicą, zaraz przy głównej ulicy.
Dziwna akcja z tym schroniskiem, szkoda bo jak się człowiek nastawi że coś zje, a tu taki zonk, miałem tak w Morawsko - Śląskim idąc od schroniska do schroniska, dopiero w trzecim zjadłem i to po długim czekaniu zanim otworzyli, ach ci Czesi
A ta studnia w lesie, całkiem niebezpieczny temat
Końcowa uczta wygląda solidnie, a ja jestem na etapie głodówki, więc mnie rozdrażniłeś lekko
Fajny debiut, pogratulować!
Aaaa, no i jeszcze cmentarz, ta stara cześć fajna, lubię takie foty ...
Muszę kiedyś w Szczawnicy się przejść, jest tam taki malutki cmentarzyk za kamienicą, zaraz przy głównej ulicy.
Ostatnio zmieniony 2020-10-23, 18:18 przez Adrian, łącznie zmieniany 2 razy.
Adrian pisze:dopiero w trzecim zjadłem i to po długim czekaniu zanim otworzyli, ach ci Czesi
jeśli sprzedawali piwo to mógłbym nawet jedzenie odpuścić
Adrian pisze:A ta studnia w lesie, całkiem niebezpieczny temat
teren jest oznaczony, że to był zamek, raczej nikt do niej nie wpadnie
Adrian pisze:Muszę kiedyś w Szczawnicy się przejść, jest tam taki malutki cmentarzyk za kamienicą, zaraz przy głównej ulicy.
stare cmentarze mają swój klimat. Niestety, po polskiej stronie w Sudetach są one zazwyczaj potwornie zniszczone. Czesi traktowali je znacznie lepiej.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudel - ta kaplica św. Rocha to co za obiekt ?
W Żywcu też mieliśmy, z tych samych powodów, małą grecką kolonię.
W Żywcu też mieliśmy, z tych samych powodów, małą grecką kolonię.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
W XVII wieku okolice nawiedzała zaraza (pewnie przyniesiona przez żołnierzy w czasie wojny trzydziestoletniej), więc miejscowy farorz kazał znosić modły do św. Rocha i obiecał, że miasto w podziękowaniu ich spełnienia wystawi kaplicę. Ponoć mór rzeczywiście ustąpił, więc kaplicę wybudowano (oczywiście nie za pieniądze plebana, tylko wszystkich mieszczan). A w kolejnym wieku obok niej toczyły się walki austriacko-pruskie, bo to ważne miejsce strategiczne. Szacuje się, że w skutek nieudanego ataku poległo w tej okolicy kilkuset pruskich żołnierzy.
Ogólnie to trochę dziś niszczeje i jest wiecznie zamknięta.
Ogólnie to trochę dziś niszczeje i jest wiecznie zamknięta.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Zakręciliście pętlę po masywie Kopy takie jakie ja czasami kręcę
Fajnie, że dopisała wam widoczność zarówno z Biskupiej jak i Srebrnej Kopy
Nie wiedziałem, że niebieski szlak z Kopy do ZH tak zarósł, tam nikt nie chodzi, przyznam się, że nawet ja, bo ostatnio szedłem nim z półtorej roku temu, a na Kopie jestem kilka razy w miesiącu Może przejdę tam na dniach.
A co do pozostałości kamiennych na szczycie Srebrnej Kopy to ja mam 2 wersje
Według pierwszej to pozostałość dawnej kamiennej platformy widokowej/ wieży która znajdowała się na Srebrnej Kopie. Tą wersję potwierdzałaby pocztówka z około 1902 r. na której znajduje się m.in. wizerunek wieży na Srebrnej Kopie (Silberkoppe), (zgadzałby się nawet kształt dawnej platformy i dzisiejszej pozostałości.
ale...
Znajomy pisząc artykuł "Korona Gór Opawskich" o Srebrnej Kopie do Tygodnika Prudnickiego w 2009 r. ustalił to:
"Walory widokowe Srebrnej Kopy doceniono już wiek temu. Na górze istniała kamienna platforma widokowa. Niewiele o niej wiadomo. Jej wizerunek znamy z pocztówki, przedstawiającej atrakcje Gór Opawskich miedzy Biskupia Kopa a Prudnikiem. W 1911 r. platforma została wyremontowana przez zlatohorska sekcja Morawsko-Slaskiego Sudeckiego Towarzystwa Górskiego, odpowiednika dzisiejszego PTTK, ale o zasięgu regionalnym. Brak innych informacji może świadczyć o tym, że punkt widokowy przestał istnieć. Do tej pory podejrzewano, że platforma znajdowała się na szczycie góry. Kojarzono ją nawet z ruinami kamiennej chatki (schronu?), stojącej dziś po czeskiej stronie linii granicznej. Miroslav Petřik - kasztelan wieży na Biskupiej Kopie doszedł jednak do wniosku, że platforma znajdowała się na Małej Srebrnej. I rzeczywiście na skłonie tego grzbietu, poniżej wieży przekaźnikowej (punkt wysokościowy 626 m), obok skalnego ostańca znajdują się kamienne ruiny, a poniżej nich spore zwałowisko kamieni. Dziś widoki przesłaniają drzewa, ale kiedyś zapewne roztaczała się stąd panorama na górną części doliny Petrovickiego potoku, z Petrovicami, Janovem i Jindřicho vem. Rozwiązanie tej zagadki staje się o tyle prostsze, jeśli dokładnie przeanalizujemy stare mapy. Jak już wspomniałem mianem Silberkoppe określano często tylko obecną Małą Srebrną."
Fragment artykułu: "Srebrna Kopa - towarzyszka Biskupiej Kopy" - Andrzej Dereń - Tygodnik Prudnicki nr 33, 19 lipca 2009 r.
Tak więc z tego wynika, że ta pozostałość ze SK to ruina jakiejś kamiennej chatki/schronu turystycznego.
Osobiście jednak nie do końca zgadzam się z tą tezą, myślę, że platforma widokowa bardziej pasowałaby do szczytu Srebrnej Kopy, a nie Małej Srebrnej wznoszącej się nad Janovem
Co do opisywanej Małej Srebrnej w miejscu o którym wspomniane jest w artykule rzeczywiście znajdują się sterty kamieni:
(moje foto 2013 r. )
Jednak w stercie kamieni poniżej znalazłem stare drzwiczki z pieca i resztki naczyń, garnków, itp. (więc musiał stać tam jakiś budynek a nie (tylko) wieża. Całość była rozrzucona na dość dużym obszarze bardzo stromego stoku przypominając gołoborze.
To jeszcze w temacie schronów na Srebrnej Kopie taki na 100 % znajdował się na czeskim stoku Srebrnej kilkaset metrów od wierzchołka. Prawdopodobnie była to chatka myśliwska lub/i schron turystyczny. Jeszcze na czechosłowackich mapach z lat 60. XX w. określana jest jako Hraniční chata. Dziś we tym miejscu znajdują się tylko kamienne fundamenty oraz obmurowane źródełko Piotra i Pawła.
Fajnie, że dopisała wam widoczność zarówno z Biskupiej jak i Srebrnej Kopy
Nie wiedziałem, że niebieski szlak z Kopy do ZH tak zarósł, tam nikt nie chodzi, przyznam się, że nawet ja, bo ostatnio szedłem nim z półtorej roku temu, a na Kopie jestem kilka razy w miesiącu Może przejdę tam na dniach.
A co do pozostałości kamiennych na szczycie Srebrnej Kopy to ja mam 2 wersje
Według pierwszej to pozostałość dawnej kamiennej platformy widokowej/ wieży która znajdowała się na Srebrnej Kopie. Tą wersję potwierdzałaby pocztówka z około 1902 r. na której znajduje się m.in. wizerunek wieży na Srebrnej Kopie (Silberkoppe), (zgadzałby się nawet kształt dawnej platformy i dzisiejszej pozostałości.
ale...
Znajomy pisząc artykuł "Korona Gór Opawskich" o Srebrnej Kopie do Tygodnika Prudnickiego w 2009 r. ustalił to:
"Walory widokowe Srebrnej Kopy doceniono już wiek temu. Na górze istniała kamienna platforma widokowa. Niewiele o niej wiadomo. Jej wizerunek znamy z pocztówki, przedstawiającej atrakcje Gór Opawskich miedzy Biskupia Kopa a Prudnikiem. W 1911 r. platforma została wyremontowana przez zlatohorska sekcja Morawsko-Slaskiego Sudeckiego Towarzystwa Górskiego, odpowiednika dzisiejszego PTTK, ale o zasięgu regionalnym. Brak innych informacji może świadczyć o tym, że punkt widokowy przestał istnieć. Do tej pory podejrzewano, że platforma znajdowała się na szczycie góry. Kojarzono ją nawet z ruinami kamiennej chatki (schronu?), stojącej dziś po czeskiej stronie linii granicznej. Miroslav Petřik - kasztelan wieży na Biskupiej Kopie doszedł jednak do wniosku, że platforma znajdowała się na Małej Srebrnej. I rzeczywiście na skłonie tego grzbietu, poniżej wieży przekaźnikowej (punkt wysokościowy 626 m), obok skalnego ostańca znajdują się kamienne ruiny, a poniżej nich spore zwałowisko kamieni. Dziś widoki przesłaniają drzewa, ale kiedyś zapewne roztaczała się stąd panorama na górną części doliny Petrovickiego potoku, z Petrovicami, Janovem i Jindřicho vem. Rozwiązanie tej zagadki staje się o tyle prostsze, jeśli dokładnie przeanalizujemy stare mapy. Jak już wspomniałem mianem Silberkoppe określano często tylko obecną Małą Srebrną."
Fragment artykułu: "Srebrna Kopa - towarzyszka Biskupiej Kopy" - Andrzej Dereń - Tygodnik Prudnicki nr 33, 19 lipca 2009 r.
Tak więc z tego wynika, że ta pozostałość ze SK to ruina jakiejś kamiennej chatki/schronu turystycznego.
Osobiście jednak nie do końca zgadzam się z tą tezą, myślę, że platforma widokowa bardziej pasowałaby do szczytu Srebrnej Kopy, a nie Małej Srebrnej wznoszącej się nad Janovem
Co do opisywanej Małej Srebrnej w miejscu o którym wspomniane jest w artykule rzeczywiście znajdują się sterty kamieni:
(moje foto 2013 r. )
Jednak w stercie kamieni poniżej znalazłem stare drzwiczki z pieca i resztki naczyń, garnków, itp. (więc musiał stać tam jakiś budynek a nie (tylko) wieża. Całość była rozrzucona na dość dużym obszarze bardzo stromego stoku przypominając gołoborze.
To jeszcze w temacie schronów na Srebrnej Kopie taki na 100 % znajdował się na czeskim stoku Srebrnej kilkaset metrów od wierzchołka. Prawdopodobnie była to chatka myśliwska lub/i schron turystyczny. Jeszcze na czechosłowackich mapach z lat 60. XX w. określana jest jako Hraniční chata. Dziś we tym miejscu znajdują się tylko kamienne fundamenty oraz obmurowane źródełko Piotra i Pawła.
Ostatnio zmieniony 2020-10-26, 17:08 przez opawski1, łącznie zmieniany 1 raz.
MOJA STRONA O GÓRACH OPAWSKICH: http://www.goryopawskie.eu/
opawski1 pisze:Osobiście jednak nie do końca zgadzam się z tą tezą, myślę, że platforma widokowa bardziej pasowałaby do szczytu Srebrnej Kopy, a nie Małej Srebrnej wznoszącej się nad Janovem
też mi się tak wydaje. Po pierwsze - Srebrna Kopa jest znacznie lepszym punktem widokowym. Po drugie - akurat analiza map daje dokładnie odwrotne wnioski, tzn. Silberkoppe określano właśnie Srebrną Kopę, o Małej nie słyszałem. Takie zdanie to ja też mogę mieć Po trzecie - te kamienie bynajmniej nie wyglądają na ruiny wieży. Po czwarte - ta pocztówka to zdaje się niemiecki druk i przedstawia obiekty po niemieckiej stronie granicy, ewentualnie na samej granicy. Wieża na Małej Kopie już by się do tego nie klasyfikowała.
De facto nie ma żadnych podstaw aby sądzić, iż na Małej Kopie stała wieża poza przekonaniem Miroslava z Biskupiej Noo, dowód jak cholera
opawski1 pisze: Jeszcze na czechosłowackich mapach z lat 60. XX w. określana jest jako Hraniční chata.
na mapy.cz takze zaznaczaja jej położenie.
A wiesz co się stało z tym kamieniem mierniczym?
Ostatnio zmieniony 2020-10-26, 17:40 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Pudelek pisze:też mi się tak wydaje. Po pierwsze - Srebrna Kopa jest znacznie lepszym punktem widokowym. Po drugie - akurat analiza map daje dokładnie odwrotne wnioski, tzn. Silberkoppe określano właśnie Srebrną Kopę, o Małej nie słyszałem. Takie zdanie to ja też mogę mieć Po trzecie - te kamienie bynajmniej nie wyglądają na ruiny wieży. Po czwarte - ta pocztówka to zdaje się niemiecki druk i przedstawia obiekty po niemieckiej stronie granicy, ewentualnie na samej granicy. Wieża na Małej Kopie już by się do tego nie klasyfikowała.
De facto nie ma żadnych podstaw aby sądzić, iż na Małej Kopie stała wieża poza przekonaniem Miroslava z Biskupiej Noo, dowód jak choleraopawski1 pisze: Jeszcze na czechosłowackich mapach z lat 60. XX w. określana jest jako Hraniční chata.
na mapy.cz takze zaznaczaja jej położenie.
A wiesz co się stało z tym kamieniem mierniczym?
Dlatego twierdzę, że kamienne ruinki na Srebrnej Kopie to stara platforma widokowa ze Srebrnej Kopy. Mogła mniej więcej wyglądać tak jak punkt widokowy na Taborskich Skałach na Příčnym vrchu (zbud. w 1866 r.) w GO. Sterta starannie ułożonych kamieni z metalową barierką co potwierdza stara widokówka. Na dole w pustym wnętrzu mógł być mini stron turystyczny. Takie 2w1
Taborskie Skały:
Mała Srebrna (Malá Stříbrná) (649 m) to niższa kulminacja w masywie Srebrnej Kopy i znajduje się nad Janovem. Teraz na wierzchołku stoi wieża GSM, obok jest niewielka skałka. Ostatnio byłem tam zimą, pierwszy raz po wycinkach, widok w dolinę Osobłogi rzeczywiście jest ładny, może też wybiorę się tam za kilka dni. Zaś te sterty kamieni których wrzuciłem foto znajdują się nieco poniżej wierzchołka przy niżej kulminacji o wys. 626 m. Na mapy.cz jest zaznaczone. Teraz sprawdziłem, że pojawiły się tam też ruiny Hranicni chaty, wcześniej było tylko źródło św. Piotra i Pawła.
(zdj z telefonu)
Prawdopodobnie obok Hranicni Chaty biegł też biało-czerwony szlak turystyczny z Prudnika na Biskupią Kopę co zdaje się potwierdzać ta mapa:
(Brieger - 1924 r.)
a kamień mierniczy, to pewnie ten z Biskupiej Kopy? Cały czas jest na szczycie, byłeś bardzo blisko niego, więc powinieneś go zauważyć,
Ostatnio zmieniony 2020-10-26, 20:11 przez opawski1, łącznie zmieniany 1 raz.
MOJA STRONA O GÓRACH OPAWSKICH: http://www.goryopawskie.eu/
Punkt widokowy, wygląda trochę licho przypomina lekko podupadły punkt widokowy w drodze na Magurę Wilkowicką
Ostatnio zmieniony 2020-10-26, 21:47 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości