Jak to niegdyś po Tatrach chadzano
Piotrek, dobra ironia nie jest zła...
Non stop słyszałem w domu:
- po co Ci kolejna bluza, kurtka. Tylko dlatego bierzesz, ze pomarańczowa?
- Yhy!
- (machnięcie ręką z rezygnacją)
No ale po ostatnim wypadzie w Tatry chyba przejdę na róż.
Non stop słyszałem w domu:
- po co Ci kolejna bluza, kurtka. Tylko dlatego bierzesz, ze pomarańczowa?
- Yhy!
- (machnięcie ręką z rezygnacją)
No ale po ostatnim wypadzie w Tatry chyba przejdę na róż.
Ostatnio zmieniony 2020-10-04, 22:50 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
I takie wycieczki sie pamieta! Bo co bedziemy wspominac jako stare dziadki? To ze pierdzielismy w fotel??
Szkoda ze nie mieliscie w rozdartej kieszeni laminowanej mapy, tak jak my kiedys w Rudawach Janowickich! I wtedy zadna oblodzona skala niestraszna!
Szkoda ze nie mieliscie w rozdartej kieszeni laminowanej mapy, tak jak my kiedys w Rudawach Janowickich! I wtedy zadna oblodzona skala niestraszna!
Ostatnio zmieniony 2020-10-07, 18:39 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Mieliście fantazję! Ja zresztą też kiedyś miałem z moim tatą, poszliśmy w maju z D5S na Kozi Wierch przez Zamarłą Turnię, tam zima jak cholera, my bez raków, czekanów, ja w wojskowych dresowych spodniach kupionych za flaszkę, tata w swetrze z owczej wełny, buty też chyba o jakiejś wojskowej prowieniencji, przynajmniej moje. Był rok 1989. W międzyczasie byliśmy świadkami akcji ratunkowej, jakiś taternik odpadł ze ściany po północnej stronie Orlej Perci i spadł 200-300 metrów dół. Tak, byliśmy na Kozim, tak, z perspektywy czasu było to głupie, tak, była to niezapomniana wycieczka. Z Koziego zjeżdżaliśmy 600 metrów na dupie na workach foliowych.
W schronisku nie było żadnej prognozy pogody, jedyną metodą na w miarę bezpieczną wycieczkę było wyjście w Tatry wcześnie rano i to przyzwyczajenie mi zostało.
"Dopóki nie było FB, tylko rodzina wiedziała, żeś debil"
W niedzielę jakaś kobieta wrzuciła zdjęcie z wyjścia na Rysy w czasie halnego, Sokół nie omieszkał skomentować po swojemu, a ja w niedzielę byłem na Tarnicy, też piździło jak jasny pieron, tyle że tam nie grozi spadnięcie 300 metrów w dół.
W schronisku nie było żadnej prognozy pogody, jedyną metodą na w miarę bezpieczną wycieczkę było wyjście w Tatry wcześnie rano i to przyzwyczajenie mi zostało.
"Dopóki nie było FB, tylko rodzina wiedziała, żeś debil"
W niedzielę jakaś kobieta wrzuciła zdjęcie z wyjścia na Rysy w czasie halnego, Sokół nie omieszkał skomentować po swojemu, a ja w niedzielę byłem na Tarnicy, też piździło jak jasny pieron, tyle że tam nie grozi spadnięcie 300 metrów w dół.
Miesiąc wcześniej odbyłem inną, dość ciekawą wycieczkę tatrzańską. Dzień wcześniej zadzwoniła Ania. Że jest w Morskim Oku i że by poszła na Rysy, ale w sumie się trochę boi. No a Ania to była Ania. W tamtych czasach trochę za nią latałem, zdarzało mi się z głupoty pojechać na godzinkę do Krakowa, w sumie nie wiadomo po co... Bo może ją spotkam. Wcześniej pojechaliśmy na weekend w Beskidy, ale wzięła ze sobą przyzwoitkę (tzn szefa) i suma sumarum moje szanse u niej zostały na tym wyjeździe pogrzebane, bo szefu też atakował do Ani, jak się okazało, no i na szlaku dostał w zęby.
Usłyszałem wtedy, że jestem taki i taki - wiedziałem już, że u Ani nie powalczę.
Natomiast ten telefon od niej spowodował, że pomyślałem, że coś moze się zmieniło, nie zastanawiałem się więc za wiele, pojechałem.
O świcie byłem na Palenicy, w godzinkę doleciałem nad jezioro, mijając świeżą kupę misia. Pewnie dlatego tak zaiwaniałem.
Na miejscu okazuje się, że mamy powtórkę z rozrywki, Ania jest z kolegą. No ale tylko z kolegą, kolega nie startuje do Ani. Tego dowiedziałem się potem.
No dobra to idziemy na te Rysy.
Z Bartkiem dość szybko nawiązuję wspólny język, to zupełnie inny gość niż głupi szef Ani z poprzedniego wyjazdu.
Jakoś szybko nam mija okrążenie Morskiego Oka.
Ponieważ jestem w całkiem niezłej formie - zasuwam jak młody jastrząb. Tydzień wcześniej byłem na Granatach. Mam czekan, raki, niczego się nie boję.
No ale przecież ja nie myslę o górach...
Chwilka i już jesteśmy nad Czarnym Stawem.
No to pchamy się na te Rysy! Po drodze gdzieś tam okazuje się, że pogoda nieco się zmienia. No ale tragedii nie ma. Oprócz tego, że Anka uchwyciła na zdjeciu, jak pięknie plączą mi się nogi.
Mijamy bulę i wchodzimy do rysy. Teraz już powinno byc łatwo. O ile nie zleci jakaś lawina...
Po drodze wyprzedza nas jakiś zakręcony gostek, co sunie bez sprzętu w adidasach na szczyt. I cholera, wyprzedził nas... I co więcej, w kronice TOPRu nie było żadnej wzmianki o nim...
W sumie bez przygód zdobywamy szczyt.
Piękne widoki stąd, niemniej chmury płatają figla i czasem zasłaniają to, co najlepsze...
Niczym Alpy!
Krót Karpat skrył się za chmurką...
Wysoka też jakaś wstydliwa się wydaje.
Zrobili mi zdjecie Zdobywcy.
Jak się okazuje, z tym palcem to ja już wiele lat temu miałem jakieś zboczenie...
Drugie zboczenie, czyli gwałcenie kolegów na szczycie, na szczęście mi przeszło...
Para jak z samowara!
Schodzimy! A jak na złość, pogoda się poprawia. O, na szczycie jeszcze tablica była, że przejście graniczne! Dawne to czasy były...
Na początku rysy miałem małą przygodę, zahaczyłem rakiem o gacie i jebłem. Ujechałem pół rysy i po drodze nauczyłem się hamować czekanem.
Ania z Bartkiem schodzili tradycyjną metodą, więc trochę zostali z tyłu.
Był więc czas oddać się pasji fotografowania. Niestety miałem tylko starego trupa marki konkurencyjnej, więc zdjęcia jakie są takie są...
Otoczenie Morskiego Oka
Która kobieta się takiemu opalonemu taternikowi oprze?
Odpowiedź brzmi: wszystkie!!!!
Nic się już nie wydarzy. Zjeżdżamy na dupach, tym razem to juz zjazd kontrolowany.
Jeszcze chwila, i jesteśmy nad Czarnym Stawem.
Co prawda na zejściu z progu coś tam chyba odpierdzielałem, bo widzę na zdjęciu, że coś jest nie tak, ale nie wiem, co ja tam wtedy robiłem...
I ostatnie zdjecie jakie mam z tego dnia, Sokół pełny wiary w lepsze jutro. Poczułem, że może jeszcze jestem w grze.
Na noc zostałem w schronisku. Wieczorem Ania powiedziała, ze było wspaniale i że może byśmy spróbowali pójść na Chłopka.
Pięknie - pomyslałem.
Przełęcz pod Chłopkiem to była zaklęta przełęcz. Tak sobie kiedyś wmówiłem, że wejdę tam tylko z osobą, z którą spędzę całe życie. A Ania nie wiedziała o tajemniczości tego skromnego miejsca....
I próbowałem, kilka razy... raz cofnąłem się już przy schronisku...
Drugim razem szedłem z żoną. Piękna pogoda - "Świetnie!" - pomyslałem...
Przy Kazalnicy zaczęło grzmieć i ledwo uciekliśmy przed burzą. Ta burza dosięgła mnie kilka miesięcy później wywracając całe życie do góry nogami.
Przepowiednia się sprawdziła.
A jak było z Anią?
Rano nastąpiło gwałtowne załamanie pogody. Świeży opad śniegu, widoczność kilkunastometrowa...
Tośmy poszli, ale na parking do auta.
Zawiozłem jeszcze Ankę z Bartkiem do Krakowa i w sumie to by było na tyle z tej opowieści, bo kontakt się zupełnie urwał... Nie było sensu drązyć tematu, skoro Przełęcz pod Chłopkiem zadecydowała.
ps. A na Chłopku w końcu stanąłem. I od tego czasu śpię spokojnie.
Usłyszałem wtedy, że jestem taki i taki - wiedziałem już, że u Ani nie powalczę.
Natomiast ten telefon od niej spowodował, że pomyślałem, że coś moze się zmieniło, nie zastanawiałem się więc za wiele, pojechałem.
O świcie byłem na Palenicy, w godzinkę doleciałem nad jezioro, mijając świeżą kupę misia. Pewnie dlatego tak zaiwaniałem.
Na miejscu okazuje się, że mamy powtórkę z rozrywki, Ania jest z kolegą. No ale tylko z kolegą, kolega nie startuje do Ani. Tego dowiedziałem się potem.
No dobra to idziemy na te Rysy.
Z Bartkiem dość szybko nawiązuję wspólny język, to zupełnie inny gość niż głupi szef Ani z poprzedniego wyjazdu.
Jakoś szybko nam mija okrążenie Morskiego Oka.
Ponieważ jestem w całkiem niezłej formie - zasuwam jak młody jastrząb. Tydzień wcześniej byłem na Granatach. Mam czekan, raki, niczego się nie boję.
No ale przecież ja nie myslę o górach...
Chwilka i już jesteśmy nad Czarnym Stawem.
No to pchamy się na te Rysy! Po drodze gdzieś tam okazuje się, że pogoda nieco się zmienia. No ale tragedii nie ma. Oprócz tego, że Anka uchwyciła na zdjeciu, jak pięknie plączą mi się nogi.
Mijamy bulę i wchodzimy do rysy. Teraz już powinno byc łatwo. O ile nie zleci jakaś lawina...
Po drodze wyprzedza nas jakiś zakręcony gostek, co sunie bez sprzętu w adidasach na szczyt. I cholera, wyprzedził nas... I co więcej, w kronice TOPRu nie było żadnej wzmianki o nim...
W sumie bez przygód zdobywamy szczyt.
Piękne widoki stąd, niemniej chmury płatają figla i czasem zasłaniają to, co najlepsze...
Niczym Alpy!
Krót Karpat skrył się za chmurką...
Wysoka też jakaś wstydliwa się wydaje.
Zrobili mi zdjecie Zdobywcy.
Jak się okazuje, z tym palcem to ja już wiele lat temu miałem jakieś zboczenie...
Drugie zboczenie, czyli gwałcenie kolegów na szczycie, na szczęście mi przeszło...
Para jak z samowara!
Schodzimy! A jak na złość, pogoda się poprawia. O, na szczycie jeszcze tablica była, że przejście graniczne! Dawne to czasy były...
Na początku rysy miałem małą przygodę, zahaczyłem rakiem o gacie i jebłem. Ujechałem pół rysy i po drodze nauczyłem się hamować czekanem.
Ania z Bartkiem schodzili tradycyjną metodą, więc trochę zostali z tyłu.
Był więc czas oddać się pasji fotografowania. Niestety miałem tylko starego trupa marki konkurencyjnej, więc zdjęcia jakie są takie są...
Otoczenie Morskiego Oka
Która kobieta się takiemu opalonemu taternikowi oprze?
Odpowiedź brzmi: wszystkie!!!!
Nic się już nie wydarzy. Zjeżdżamy na dupach, tym razem to juz zjazd kontrolowany.
Jeszcze chwila, i jesteśmy nad Czarnym Stawem.
Co prawda na zejściu z progu coś tam chyba odpierdzielałem, bo widzę na zdjęciu, że coś jest nie tak, ale nie wiem, co ja tam wtedy robiłem...
I ostatnie zdjecie jakie mam z tego dnia, Sokół pełny wiary w lepsze jutro. Poczułem, że może jeszcze jestem w grze.
Na noc zostałem w schronisku. Wieczorem Ania powiedziała, ze było wspaniale i że może byśmy spróbowali pójść na Chłopka.
Pięknie - pomyslałem.
Przełęcz pod Chłopkiem to była zaklęta przełęcz. Tak sobie kiedyś wmówiłem, że wejdę tam tylko z osobą, z którą spędzę całe życie. A Ania nie wiedziała o tajemniczości tego skromnego miejsca....
I próbowałem, kilka razy... raz cofnąłem się już przy schronisku...
Drugim razem szedłem z żoną. Piękna pogoda - "Świetnie!" - pomyslałem...
Przy Kazalnicy zaczęło grzmieć i ledwo uciekliśmy przed burzą. Ta burza dosięgła mnie kilka miesięcy później wywracając całe życie do góry nogami.
Przepowiednia się sprawdziła.
A jak było z Anią?
Rano nastąpiło gwałtowne załamanie pogody. Świeży opad śniegu, widoczność kilkunastometrowa...
Tośmy poszli, ale na parking do auta.
Zawiozłem jeszcze Ankę z Bartkiem do Krakowa i w sumie to by było na tyle z tej opowieści, bo kontakt się zupełnie urwał... Nie było sensu drązyć tematu, skoro Przełęcz pod Chłopkiem zadecydowała.
ps. A na Chłopku w końcu stanąłem. I od tego czasu śpię spokojnie.
Śnieżka zimową porą
Dobrze że nic z tego nie wyszło
Zdjęcia mi się podobają, mają fajny klimat ...
Co ta za sprzęt miałeś?
Oj! Poszedł bym na Rysy zimą i to bardzo tylko te lawiny jakoś do mnie mówią nie
Dobrze że nic z tego nie wyszło
Zdjęcia mi się podobają, mają fajny klimat ...
Co ta za sprzęt miałeś?
Oj! Poszedł bym na Rysy zimą i to bardzo tylko te lawiny jakoś do mnie mówią nie
Ostatnio zmieniony 2020-10-10, 21:34 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Wszystko fajnie, ale po co Ci 2 tampony widoczne na ostatnim zdjęciu?
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sokół pisze:Adrian pisze:Co ta za sprzęt miałeś?
Canon powershot 520
No to jest sprzęt
Jak dla mnie foty naprawdę są super.
Ostatnio zmieniony 2020-10-11, 07:52 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości