Zobaczyć Bieszczady i zmoknąć: nieistniejące wioski, połonin

Relacje z Beskidów od bieszczadzkich połonin po Beskid Śląsko-Morawski.
Awatar użytkownika
Dobromił
Posty: 14659
Rejestracja: 2013-07-09, 08:33

Postautor: Dobromił » 2020-06-15, 20:55

Pudelek pisze:Oficjalnie jest zamknięty! Cudnie, cały kraj funkcjonuje prawie normalnie, działają hotele, restauracje i galerie, w kościołach zniesiono limity, wkrótce zacznie się organizować wesela na ponad setkę osób, lecz nie można legalnie schować się przed deszczem w parku narodowym!


Należy wiatę oficjalnie przerobić na kaplicę. Pod wezwaniem św. Zmoczonego Turysty.

Ładne te zdjęcia z tańcem chmur.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8475
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2020-06-15, 21:19

Zmoczonego, Zmęczonego i Głodnego. Prawie jak u św. Antoniego.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
laynn

Postautor: laynn » 2020-06-15, 21:22

Sam kiedyś zachwalales schody na Tarnice, bo nie zjeżdża się z błotem. Teraz narzekasz :P
Ale brawo za zmianę planów. Dobra decyzja! :) Bo niesamowite jest zobaczyć taki spektakl chmur.
Co do dziewczyny to czyżby Szparaga czy jak jej tam?
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8475
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2020-06-15, 21:36

Ja chyba pisałem o schodach na Caryńską. I tam faktycznie schodziło się wówczas lepiej niż normalnie. Zresztą teraz także przy drodze w dół to one pomagały, ale przy wchodzeniu już nie.

laynn pisze:Co do dziewczyny to czyżby Szparaga czy jak jej tam?

nie znam takowej.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Toke
Posty: 28
Rejestracja: 2020-02-10, 16:29
Lokalizacja: Tarnów

Postautor: Toke » 2020-06-15, 21:49

Cudne widoki !
Czasem warto przeczekać trudne warunki, bo nagroda bywa mega fajna.
Strasznie zazdroszczę możliwości takich wędrówek, i z niecierpliwością oczekuję ciągu dalszego :)
"Zapiszę śniegiem w kominie, warkoczyk z dymu zaplotę..."
gar
Posty: 843
Rejestracja: 2016-01-06, 20:46
Lokalizacja: Orzegów

Postautor: gar » 2020-06-15, 21:53

A wiata na Krysowej też należy do BdPN i jest otwarta. Może dyrektor parku o niej raczył zapomnieć.
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8475
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2020-06-15, 21:58

Na wszystkich mijanych wiatach były kartki z zakazem. Albo zapomnieli albo lecą w c..a.

Toke pisze:Strasznie zazdroszczę możliwości takich wędrówek, i z niecierpliwością oczekuję ciągu dalszego


będzie jeszcze jedna część :)

PS>gar, jak Ty byłeś w Jaworcu niedługo po mnie to powinieneś jeszcze spotkać ludzi z którymi miałem okazję się integrować!
Ostatnio zmieniony 2020-06-15, 22:27 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Adrian
Posty: 9904
Rejestracja: 2017-11-13, 12:17

Postautor: Adrian » 2020-06-16, 05:48

Wszystko wszystkim ale bez jedzenia :o-o ;)

Moja ciotka i wujek byli może nawet w tym samym czasie co ty i lało im codziennie, ale się nie poddali i chodzili w niepogodę ;)
Policzyłem schody na Tarnicę jak szliśmy tym szalkiem, ile ich było :mys5 skleroza ... Pamiętam że każde 100 schodów to był mały patyczek, a trochę tych patyczków miałem, więc schodów było dużo :lol
Kolory faktycznie mało wiosenne, ale piękne i do tego te resztki mgły, udało Ci się mimo kiepskiej pogody :)
Ostatnio zmieniony 2020-06-16, 05:50 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
laynn

Postautor: laynn » 2020-06-16, 07:37

Pudelek pisze:nie znam takowej.

https://podroze.onet.pl/aktualnosci/rus ... zy/v8kdg5h
ale to nie ona, bo tej w Kremenarosie nie było.
laynn

Postautor: laynn » 2020-06-16, 07:41

Jeszcze odnośnie samej relacji. Właśnie takie skojarzenie mam z Bieszczadami. Mokrymi, gdzie pada deszcz, a na szlakach jest błoto. Tak właśnie kojarzę je z mojego dzieciństwa. Ja z katarem łażący po szlakach, w pokojach zimno (to był koniec września, coś mi się tak kojarzy).
Tych dymków po opadach zazdroszczę. Takie widoki miałem, gdy siedziałem w chatce koło Mucznego i polazłem sobie popatrzeć na zachodzący dzień. Tarnicę zdobyliśmy właśnie we mgle, a wieczorem się zaczęło lekko wypogadzać. Niestety zdjęć chyba nie mam...
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8475
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2020-06-16, 11:02

laynn pisze:https://podroze.onet.pl/a...wa-razy/v8kdg5h
ale to nie ona, bo tej w Kremenarosie nie było.

jak już onet zaczyna pisać o osobach, które przeszły GSB (nawet dwukrotnie), to chyba im się tematy kończą... no, ale ona przygotowywała się 9 miesięcy!

laynn pisze:w pokojach zimno (to był koniec września, coś mi się tak kojarzy).

w Kremenarosie kiedyś zawsze było zimno :D Teraz w pokoju miałem już grzejniczek elektryczny, ale za to gorącej wody znowu nie uświadczyłem.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
laynn

Postautor: laynn » 2020-06-16, 11:03

My spaliśmy w jakimś PTTKowskim obiekcie w Wetlinie. Piszę jakimś, bo tyle kojarzę, ale już jak wyglądał to nie.
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8475
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2020-06-16, 11:20

W Wetlinie jest chyba tylko jeden obiekt PTTK-owski. I tam też nie grzeją.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
gar
Posty: 843
Rejestracja: 2016-01-06, 20:46
Lokalizacja: Orzegów

Postautor: gar » 2020-06-16, 23:39

Pudelek pisze:W Wetlinie jest chyba tylko jeden obiekt PTTK-owski. I tam też nie grzeją.

Formalnie w Wetlinie były dwa obiekty PTTK - hotel po lewej przy wylocie na Ustrzyki Górne i "dom wycieczkowy" z kempingami na Starym Siole. Teraz nie wiem jak jest z formalnego punktu widzenia.
P.S. Już tej ekipy nie było (ze zdjęcia).
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8475
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2020-06-23, 15:00

Ostatni poranek w Bieszczadach wita mnie deszczem... Jakoś mnie to wcale nie dziwi. Komplikuje jednak resztę dnia, skoro autobus powrotny na Śląsk mam dopiero o 21.40. Co ja będę robił cały dzień? Na wielogodzinne siedzenie w barze mnie nie stać...

Na początek próbuję się rozgrzać pod prysznicem, ale woda jest co najwyżej letnia. Jeszcze nie udało mi się spotkać w "Kremenarosie" ciepłej. Podobno to wina ogrzewania z paneli słonecznych, ale mało to interesuje człowieka przy tej pogodzie. Następnie wcinam na śniadanie jajecznicę, niechętnie się pakuję i punktualnie o 10-tej oddaję klucz. Plecak zostawiam w części restauracyjnej schroniska, w kącie - obsługa jest przyzwyczajona, bo turyści czekają na transport aż do wieczora, wczoraj tak robiło kilka osób.

Idę się przejść po Ustrzykach Górnych (Устрики Горішні). W deszczu wyglądają jeszcze bardziej ponuro niż zwykle...
Obrazek
Obrazek

Mijam zamknięte lokale... "Bieszczadzką Legendę" zlikwidowano. Podobno rzeczywiście była legendarna. No cóż, ja tam zajrzałem ze dwa razy i wszyscy w środku byli już w takim stanie, że ciężko było z kimkolwiek się dogadać.
Obrazek

Kemping i hotel PTTK. Nawet zastanawiałem się nad noclegiem pod namiotem, ale zarządcy lekceważyli wszelkie próby kontaktu. Ludzie jednak tam są, zwłaszcza z hotelu dochodzą radosne, podchmielone głosy.
Obrazek

Doszedłem do końca wioski i zawróciłem. Na chodniku dwaj osobnicy, którym aura absolutnie nie przeszkadza.
Obrazek

Siadam na chwilę na przystanku przy głównym skrzyżowaniu. Co chwilę ktoś się pojawia i pyta, czy przyjedzie jakiś autobus. Nikt nic nie wie, wiszące rozkłady są dawno nieaktualne, podobnie jak te w internecie. Podobno coś kursuje, ale pewności żadnej nie ma. Jakiś facet przekonuje mnie, że jutro będzie ładna pogoda i wtedy też można pójść w góry, tak jak on planuje. Też mi pocieszenie... Wybiegając w przyszłość - musiał się zdziwić, bo w kolejny dzień było jeszcze gorzej :D.

Ustrzyki posiadały kiedyś drewnianą cerkiew, wybudowaną w 1908 roku w narodowym stylu ukraińskim. Na mapie zaznaczono cerkwisko, więc próbuje je odszukać. Bezskutecznie, chyba ślad po niej nie został. Miała stać gdzieś tutaj, niedaleko bezpłciowego kościoła katolickiego, postawionego w latach 80-tych. Przetrwała ona wypędzenie mieszkańców, później prawdopodobnie ją spalono.
Obrazek
Obrazek

Prawie przestało padać, więc wracam do schroniska, wyjmuję kijki i coś do picia, po czym rozpoczynam plan rezerwowy na dzisiaj: przejdę się na przełęcz Wyżnańską, a potem skoczę na połoninę. Jeszcze nie wiem, na którą...
Obrazek

Liczę, że 6 kilometrów asfaltu nie będę musiał pokonywać w całości z buta - idzie się szybko i nawet przyjemnie, ale jednak to trochę bezsensowne... Na razie jednak nic nie jedzie w moim kierunku. No, prawie nic - przemknął wypasiony wóz straży parkowej, której kierowca nie raczył obrzucić mnie spojrzeniem. Z przeciwka ruch większy, spotykam nawet dwuosobowy pieszy patrol straży granicznej.
Obrazek

Minąłem odbicie niebieskiego szlaku na Wielką Rawkę i kawałek dalej zatrzymał się trzeci przejeżdżający samochód - para seniorów także jechała na przełęcz, więc po kilku minutach byłem u celu. Spoglądam na zachmurzoną Połoninę Wetlińską...
Obrazek

Wybieram kierunek południowy, czyli Rawki. Płacę haracz na PN i częściowo zapełniony parking pozostaje za mną.
Obrazek

Zawsze chodziłem tędy po zmroku albo we mgle, więc nawet nie wiedziałem, że z drogi poniżej Wyżniańskiego Wierchu tak ładnie widać Tarnicę i okolicę.
Obrazek
Obrazek

Nie omieszkuję odwiedzić bacówki. A może bardziej "obiektu PTTK", gdyż słowo "bacówka" zostało zaklejone na tablicy nad wejściem (niechlujnie, ale jednak).
Obrazek

Pora za wczesna na obiad, więc zamawiam piwo. Rzemieślnicze, smaczne. W środku po raz pierwszy od dawna można sobie przypomnieć, iż jest epidemia - facet z obsługi niestrudzenie zwraca turystom uwagę, że w środku należy mieć maseczki, które można zdjąć siadając przy stoliku. Absurd? Tak, lecz takie są przepisy. Nikogo oczywiście nie wygania, lecz przypomina. Reakcje klientów są rozmaite:
* jedni się kajają,
* drudzy zaczynają tłumaczyć:
- Ale żona nie może...
- Ale ja mówię do pana, a nie do żony!
* a trzeci przyjmują obronę przez atak:
- W miejscach publicznych już nie trzeba! - co jest oczywiście nieprawdą.
Co ciekawe, mnie uwagi nie zwracał :D. Druga ciekawostką jest fakt, że jesteśmy w okolicy, gdzie w momencie mojej wizyty nadal nie było ani jednego przypadku zdiagnozowanego zakażenia; w całej Polsce dotyczyło to ledwie kilku powiatów. Oficjalnie wirus pojawił się tu dopiero w połowie czerwca.

Główną atrakcję stanowi wielki, kudłaty kot. Cwana bestia. Najpierw leżał koło mnie na ławie, ale gdy na chwilę odszedłem, to od razu wykorzystał okazję i wskoczył... na mój polar. Nawet umieszczone pod nim kijki mu nie przeszkadzały.
Obrazek

Tymczasem na zewnątrz przebija się słońce!
Obrazek
Obrazek

Po zakończeniu posiedzenia ruszam w dalszą drogę na szczyt. Znowu wszędzie pełno błota, więc zaczynam używać kijków i po chwili ruszam się z nimi automatycznie jak robot, posuwając się szybko naprzód. Czasem mam wręcz wrażenie, że biegnę - to prawda, że z kijkami można się poczuć jak z czterema nogami... Doganiam i zostawiam w tyle kilka osób, które wyszły z bacówki przede mną. One jednak miały plecaki.
Obrazek

Ostatecznie na Małej Rawce melduję się po pół godzinie. Mapy podają 60 minut podejścia, lecz pamiętam, że gdy wchodziłem tu cztery lata temu z bagażem, to także udało mi się zbić ten czas.

U góry nie mogę narzekać na widoki. Co prawda większość nieba nadal okupują chmury, ale gdzieniegdzie przeciśnie się coś jaśniejszego. Ładnie.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

A na horyzoncie ciemno. U Słowaków chyba leje.
Obrazek
Obrazek

Wygląda to trochę przerażająco.
Obrazek

Odcinka między Małą a Wielką Rawką jeszcze nigdy nie przeszedłem, zatem zrobię to tym razem. Na wyższym szczycie stoi charakterystyczny austriacki słup geodezyjny.
Obrazek
Obrazek

Końcowym punktem mojej wizyty będzie węzeł szlaków - mógłbym stąd zejść niebieskim do Ustrzyk, ale nie spodobała mi się kiedyś ta trasa i wolę się cofnąć dokładnie tak, jak się tu dostałem.

Połonina Caryńska połowicznie w słońcu...
Obrazek
Obrazek

...ale z drugiej strony nadal groźnie.
Obrazek

Na pierwszym (ciemnym) planie pasmo graniczne - pamiętam, jak w 2018 roku wlekliśmy się nim w topniejącym śniegu. A z tyłu już nie-Bieszczady, tylko Wyhorlat (Vihorlat) i szczyt Wyhorlat.
Obrazek

Ustrzyki. Najłatwiej dostrzec maszt przy siedzibie straży granicznej. Przeczytałem, że ten obiekt (siedziba, nie maszt) został uznany za... najładniejszy w miejscowości i nawet organizuje się po nim wycieczki dla dzieci! "Pięknie wkomponowany w krajobraz". Chyba ktoś se jaja robi!
Obrazek

Cofam się na Małą Rawkę, spotykając osoby z bacówki. Niektórzy wyglądają na mocno zmęczone. W pewnym momencie słońce dociera i do mnie. Ależ cudnie!
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dzięki zoomowi widzę, że z Chatki Puchatka prawie nic już nie zostało. Na razie stoi jeszcze drewniany trójkątny budynek z jej sąsiedztwa.
Obrazek

Zejście do przełęczy Wyżnańskiej poszło sprawnie, choć niekoniecznie szybciej niż wejście. Na polanie sycę wzrok ostatnimi spojrzeniami w kierunku Tarnicy, Szerokiego Wierchu, Krzemienia i Bukowego Berda. Na prawo od nich niektóre stoki się świecą, na Ukrainie ciągle więcej słońca - to m.in. Wielki Wierch (Великий Верх) i Pikuj (Пікуй).
Obrazek
Obrazek

Poważnie zastanawiałem się, czy nie skoczyć jeszcze na połoninę Caryńską, ale niebo znowu się zaciągnęło, więc uznałem, że dam sobie spokój. Siadam na ławce przy parkingu na przełęczy Wyżnańskiej i nagle widzę poznanych w bacówce Jaworzec znajomych z Gdańska :). Też byli na Rawkach, ale weszli na nie wcześniej niż ja i schodzili niebieskim...
Obrazek

Gawędzimy sobie miło, również z ekipą uderzającą właśnie do bacówki pod Rawkami, a słońce ponownie zaczęło doświetlać okolicę. Trochę żałuję tej drugiej połoniny, trudno...
Obrazek

Gdańszczanie zwożą mnie do Ustrzyk i sądziłem, że ostatnie godziny w Bieszczadach spędzę samotnie w bufecie "Kremenarosu", lecz świat górski jest mały... Ledwo spocząłem przy stoliku i zamówiłem zupę, a pojawiła się następna osoba poznana na tym wyjeździe - kolarz-alpinista wysokościowy, który dwa dni temu także spał w Jaworcu! Na rozmowie i pożegnalnych piwach mija mi czas. Wreszcie po 21-godzinie zarzucam plecak i idę na przystanek autobusowy...

Kolejny wypad w Bieszczady stał się historią. Dziwny był i ciekawy jednocześnie... Pogoda potrafiła zaszaleć, lecz w kluczowych momentach stawała się łaskawa. Zobaczyłem nowe miejsca i nowych ludzi. Wracam do domu prawie całkowicie usatysfakcjonowany ;).
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 25 gości