A nie mówiłem? To Beskid Ostry!
A nie mówiłem? To Beskid Ostry!
Tradycyjnie, gdy tylko zaczynam myśleć nad wyjazdem w góry, piękne prognozy pogodowe w ostatnim momencie odwracają się ode mnie. Tak również jest i tym razem... Więc i my zmieniamy o godzinę wcześniej wyjazd, by zdążyć przed prognozową burzą popołudniu.
W Porąbce na rynku parkujemy chwilę po ósmej. Ekipa prawie ta sama co rok temu na Jamnej, brak jednego auta, czego ogromnie żałujemy...
Miało być słonecznie, a jest...ponuro. I zimno, wieje również zimny wiatr... Marek wysiada w krótkich spodenkach, więc naturalnie pytamy czy mają jakieś kurtki, odpowiada, że nie, że bierze okulary przeciwsłoneczne, więc nie będzie potrzeby na cieplejsze ubranie. Ubieramy maski i ruszamy, ot znak czasów...
Mijamy Wielką Puszczę, potok spływający spod Przełęczy Kocierskiej. Zaraz za nim skręcamy w domki, gdzie zaczynamy powoli nabierać wysokości i w końcu zaczyna nam się robić cieplej. Podziwiamy (córa szczególnie) pięknie okwiecone, kolorowe przydomowe ogródki. I własnie wtedy gubimy pierwszy raz szlak, na szczęście jest ścieżka, którą szybko docieramy do szlaku. W lesie drugi młodszy uczestnik zaczyna zachwycać się widokami, a reszcie zaczyna być za ciepło. Śmiejąc się i docinając sobie nawzajem, proponując cieplejsze odzienie, rozbieramy się. Odgłosy cywilizacji zostają za nami, a wokół nas rozlegają się ptasie trele, obok gdzieś dzięcioł stuka, a po chwili na konarach siada sójka.
Najmłodsi przodują, Ci trochę mniej młodsi idą z tyłu. Szlak jak to w Małym Beskidzie staje dęba i zaczynamy mozolne podejście. Szlaki znowu znikają, więc kierujemy się według mapy w telefonie. Tak docieramy do pierwszych domostw. To część osiedla Kozubnik, pod szczytem góry Snoza. Są pierwsze widoki, robi się nawet wrażenie wysokich gór, a to przez spore zbocze górującego nad doliną Żaru.
Nasi przodownicy
Zbocza Żaru.
Wychodzi słońce (zabrane okulary odczarowują chmury ), więc od razu nam się humory zmieniają, a płaska trasa jeszcze je poprawia. Mijamy te kilka domostw, niektóre stare chałupy z brudnymi oknami, oraz te nowsze. Na drzewach jeszcze bieleją płatki, choć sporo kwiecia leży już na ziemi. Idzie się nam teraz bardzo przyjemnie, po płaskim, nic nam nie przeszkadza, na szerokiej szutrowej drodze. No prawie nic, poza kałużą z błotem. Dwa buty wychodzą z niej, ze sporym dodatkiem warstwy impregnującej . Na drzewie rośnie żółta huba, ale tak intensywnie, że przypomina piankę montażową. Taką starą . Mijamy jakieś ruiny jakby magazynów (kto wie co to?) i przed kolejnym podejściem możemy z kolejnej polany podziwiać okolicę.
Nasza bardzo przyjemna część szlaku...
...oraz kałuża, którą ciężko obejść i podczas mijania, oraz asekurowania naszej młodzieży wpadamy w nią
I widoki na Jezioro Czaniec i dalej na północ.
Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc i nam kończy się płaskie, a zaczyna znowu dość mocne podejście. Droga jest kamienista, więc dzieciaki mają radochę. Osiągamy lekki garb, którym kawałek znowu idziemy po płaskim, by przed najgorszym wzniesieniem zrobić kolejną przerwę.
A jest przed czym zbierać siły. Na szczycie oznajmiam, że wchodzi to w mój top 5 najostrzejszych podejść polskich Beskidów... O dziwo pierwsza na górze jest...moja córa. Tak zasuwa w górę, że jestem w szoku. Ogólnie chcąc nie chcąc muszę dotrzymać kroku najmłodszej części naszej ekipy, więc również dość szybko osiągam szczyt, choć jestem cały mokry.
Na szczycie wita nas wiata z paleniskiem, na którym leżą jakieś zimne kiełbasy z wieczora, obok na łące stoi namiot. Jest kilka osób, ale gdy grupujemy się wszyscy, od strony Żaru, oraz Kocierskiej dochodzą kolejne osoby i robi się tłoczno, więc zbieramy się poszukać miejsca na ognicho. Przechodzimy lasek i mamy możliwość podziwiać klasyczne widoki. Pod lasem są ławki, oraz z boku palenisko, które zajmujemy. Chwilę trwa zniesienie gałęzi, bo w koło las jest idealnie wysprzątany
Szczyt Kiczery i zdobywająca go moja córa
Widoki ze szczytu na wschód...
...oraz klasyczne, na Żar, czyli na zachód.
Co niektórzy już zaczynali marudzić, więc szybko ropalamy ognisko, oraz...grilla jednorazowego, którego na wszelki wypadek wtargaliśmy na górę Teraz następuje konsumpcja, podziwianie widoków i tak mija nam dłuższa chwila.
Zdjęcie Marka.
Snoza, którą to szliśmy, Jezioro Czaniec za nią, oraz schodzące zbocza Bujakowskiego Gronia.
Dzieciaki zaczynają się dopytywać, kiedy wracamy do aut, więc pora wracać. Pakujemy się, tym bardziej, że z ławki obok inna rodzina głodnym wzrokiem na nas spogląda. Nie to, że chce nas zjeść, ale też mają kiełbasy i to na gasnące ognisko zerkają by je przejąć Jak wrócić? Wiemy jedno, na pewno nie tym żółtym szlakiem, którym wchodziliśmy. Zejście mogłoby się skończyć sturlaniem .
Naturalną drogą wydaje się podejście na leżący obok Żar i z niego zejdziemy w dół. Ruszamy w dół czerwonym szlakiem i pierwsze co podziwiamy, to wyłaniające się Jezioro Żywieckie, a za nim opadający garb Beskidu Śląskiego, oraz zamykający widoki Beskid Żywiecki. Mijamy potężne dęby i za kapliczką schodzimy z drogi by dotrzeć do niebieskiego szlaku. Gdy dochodzimy do pola słonecznych paneli, ruszam naprzód, sprawdzić, czy jest przejście. O ile w górę dzieciaki nie marudziły, tak na dół...zaczęły. Już nie słyszałem jaki to świetny pomysł z tymi górami, za to, że to najgorszy pomysł )) . Na szczęście obok siatki odgradzającej zbiornik w dół wiedzie mała ścieżka, którą powoli schodzimy.
Widok na południe, na J. Żywieckie, Beskid Śląski i na samym końcu Żywiecki.
Jest pięknie! Mimo braku dalekich widoków, ale za to kolorowo...!
Oraz i wiosennie-zielono!
Na siatce odnajdujemy stare oznaczenie czerwonego szlaku i w tym miejscu odbijamy ścieżką w poszukiwaniu szlaku niebieskiego. Po krótkiej chwili go odnajdujemy i zaczynamy zejście. Szlak jest dziki, zarośnięty i stromy. Najmłodszym on niestety nie podpasował. No cóż z jednej strony bijące po twarzach krzaki liśćmi, z drugiej strony ścieżki opadający mocno w dół stok. Mnie zaś się on podoba...bo tak właśnie pamiętam wędrówki po górach z czasów swojego dzieciństwa.
Dochodzimy do drogi, ale najpierw musimy zeskoczyć na nią. Zejście ze skarpy ok. półtorametrowej, po śliskiej ziemi dostarcza lekkich emocji. Udaje się bez żadnych przygód, więc ruszamy ku cywilizacji. Szlak kilka lat temu został odnowiony, niestety w najbardziej potrzebnych miejscach - na zakrętach oznaczeń brak, więc chwilę mamy problem z wyborem drogi leśnej. W końcu schodzimy w spory jar i przekraczamy mały strumyk.
O tam musimy iść, zdaje się pokazywać córa
Gdy wychodzimy na asfaltową drogę, nadjeżdża auto i pan nas pyta czy dalej dojedzie do domów, my mu odpowiadamy, że nie wiemy, bo my lasu .
Teraz pozostało nam minąć rudery starych garaży, budynków, oraz odnowionych hoteli Kozubnika i dojść do aut.
Słońce, które przy zejściu nam przyświecało, tu praży niesamowicie. Gdy mijamy kolejny apartamentowiec, stwierdzamy, że nie ma sensu abyśmy męczyli najmłodszych. Pozostawiamy tą młodszą część, a my ruszamy po pojazdy.
Oj chciałbym móc ujrzeć te pawilony w czasach świetności...
Wiosna!
Tak mija nam wycieczka. Na koniec pozostało w nagrodę zjeść lody na rynku Porąbki. A jest za co, bo rok temu dzieciaki przy tym samym dystansie pokonały 300 metrów wzniesień, a dziś było to ponad 500, do tego na połowie krótszym odcinku, choć cała trasa również wyniosła 9km (plus nasze 3 po auta).
Dziękujemy za super towarzystwo, za kupę śmiechu, pyszne kiełbaski i spacer. Do następnego!
W Porąbce na rynku parkujemy chwilę po ósmej. Ekipa prawie ta sama co rok temu na Jamnej, brak jednego auta, czego ogromnie żałujemy...
Miało być słonecznie, a jest...ponuro. I zimno, wieje również zimny wiatr... Marek wysiada w krótkich spodenkach, więc naturalnie pytamy czy mają jakieś kurtki, odpowiada, że nie, że bierze okulary przeciwsłoneczne, więc nie będzie potrzeby na cieplejsze ubranie. Ubieramy maski i ruszamy, ot znak czasów...
Mijamy Wielką Puszczę, potok spływający spod Przełęczy Kocierskiej. Zaraz za nim skręcamy w domki, gdzie zaczynamy powoli nabierać wysokości i w końcu zaczyna nam się robić cieplej. Podziwiamy (córa szczególnie) pięknie okwiecone, kolorowe przydomowe ogródki. I własnie wtedy gubimy pierwszy raz szlak, na szczęście jest ścieżka, którą szybko docieramy do szlaku. W lesie drugi młodszy uczestnik zaczyna zachwycać się widokami, a reszcie zaczyna być za ciepło. Śmiejąc się i docinając sobie nawzajem, proponując cieplejsze odzienie, rozbieramy się. Odgłosy cywilizacji zostają za nami, a wokół nas rozlegają się ptasie trele, obok gdzieś dzięcioł stuka, a po chwili na konarach siada sójka.
Najmłodsi przodują, Ci trochę mniej młodsi idą z tyłu. Szlak jak to w Małym Beskidzie staje dęba i zaczynamy mozolne podejście. Szlaki znowu znikają, więc kierujemy się według mapy w telefonie. Tak docieramy do pierwszych domostw. To część osiedla Kozubnik, pod szczytem góry Snoza. Są pierwsze widoki, robi się nawet wrażenie wysokich gór, a to przez spore zbocze górującego nad doliną Żaru.
Nasi przodownicy
Zbocza Żaru.
Wychodzi słońce (zabrane okulary odczarowują chmury ), więc od razu nam się humory zmieniają, a płaska trasa jeszcze je poprawia. Mijamy te kilka domostw, niektóre stare chałupy z brudnymi oknami, oraz te nowsze. Na drzewach jeszcze bieleją płatki, choć sporo kwiecia leży już na ziemi. Idzie się nam teraz bardzo przyjemnie, po płaskim, nic nam nie przeszkadza, na szerokiej szutrowej drodze. No prawie nic, poza kałużą z błotem. Dwa buty wychodzą z niej, ze sporym dodatkiem warstwy impregnującej . Na drzewie rośnie żółta huba, ale tak intensywnie, że przypomina piankę montażową. Taką starą . Mijamy jakieś ruiny jakby magazynów (kto wie co to?) i przed kolejnym podejściem możemy z kolejnej polany podziwiać okolicę.
Nasza bardzo przyjemna część szlaku...
...oraz kałuża, którą ciężko obejść i podczas mijania, oraz asekurowania naszej młodzieży wpadamy w nią
I widoki na Jezioro Czaniec i dalej na północ.
Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc i nam kończy się płaskie, a zaczyna znowu dość mocne podejście. Droga jest kamienista, więc dzieciaki mają radochę. Osiągamy lekki garb, którym kawałek znowu idziemy po płaskim, by przed najgorszym wzniesieniem zrobić kolejną przerwę.
A jest przed czym zbierać siły. Na szczycie oznajmiam, że wchodzi to w mój top 5 najostrzejszych podejść polskich Beskidów... O dziwo pierwsza na górze jest...moja córa. Tak zasuwa w górę, że jestem w szoku. Ogólnie chcąc nie chcąc muszę dotrzymać kroku najmłodszej części naszej ekipy, więc również dość szybko osiągam szczyt, choć jestem cały mokry.
Na szczycie wita nas wiata z paleniskiem, na którym leżą jakieś zimne kiełbasy z wieczora, obok na łące stoi namiot. Jest kilka osób, ale gdy grupujemy się wszyscy, od strony Żaru, oraz Kocierskiej dochodzą kolejne osoby i robi się tłoczno, więc zbieramy się poszukać miejsca na ognicho. Przechodzimy lasek i mamy możliwość podziwiać klasyczne widoki. Pod lasem są ławki, oraz z boku palenisko, które zajmujemy. Chwilę trwa zniesienie gałęzi, bo w koło las jest idealnie wysprzątany
Szczyt Kiczery i zdobywająca go moja córa
Widoki ze szczytu na wschód...
...oraz klasyczne, na Żar, czyli na zachód.
Co niektórzy już zaczynali marudzić, więc szybko ropalamy ognisko, oraz...grilla jednorazowego, którego na wszelki wypadek wtargaliśmy na górę Teraz następuje konsumpcja, podziwianie widoków i tak mija nam dłuższa chwila.
Zdjęcie Marka.
Snoza, którą to szliśmy, Jezioro Czaniec za nią, oraz schodzące zbocza Bujakowskiego Gronia.
Dzieciaki zaczynają się dopytywać, kiedy wracamy do aut, więc pora wracać. Pakujemy się, tym bardziej, że z ławki obok inna rodzina głodnym wzrokiem na nas spogląda. Nie to, że chce nas zjeść, ale też mają kiełbasy i to na gasnące ognisko zerkają by je przejąć Jak wrócić? Wiemy jedno, na pewno nie tym żółtym szlakiem, którym wchodziliśmy. Zejście mogłoby się skończyć sturlaniem .
Naturalną drogą wydaje się podejście na leżący obok Żar i z niego zejdziemy w dół. Ruszamy w dół czerwonym szlakiem i pierwsze co podziwiamy, to wyłaniające się Jezioro Żywieckie, a za nim opadający garb Beskidu Śląskiego, oraz zamykający widoki Beskid Żywiecki. Mijamy potężne dęby i za kapliczką schodzimy z drogi by dotrzeć do niebieskiego szlaku. Gdy dochodzimy do pola słonecznych paneli, ruszam naprzód, sprawdzić, czy jest przejście. O ile w górę dzieciaki nie marudziły, tak na dół...zaczęły. Już nie słyszałem jaki to świetny pomysł z tymi górami, za to, że to najgorszy pomysł )) . Na szczęście obok siatki odgradzającej zbiornik w dół wiedzie mała ścieżka, którą powoli schodzimy.
Widok na południe, na J. Żywieckie, Beskid Śląski i na samym końcu Żywiecki.
Jest pięknie! Mimo braku dalekich widoków, ale za to kolorowo...!
Oraz i wiosennie-zielono!
Na siatce odnajdujemy stare oznaczenie czerwonego szlaku i w tym miejscu odbijamy ścieżką w poszukiwaniu szlaku niebieskiego. Po krótkiej chwili go odnajdujemy i zaczynamy zejście. Szlak jest dziki, zarośnięty i stromy. Najmłodszym on niestety nie podpasował. No cóż z jednej strony bijące po twarzach krzaki liśćmi, z drugiej strony ścieżki opadający mocno w dół stok. Mnie zaś się on podoba...bo tak właśnie pamiętam wędrówki po górach z czasów swojego dzieciństwa.
Dochodzimy do drogi, ale najpierw musimy zeskoczyć na nią. Zejście ze skarpy ok. półtorametrowej, po śliskiej ziemi dostarcza lekkich emocji. Udaje się bez żadnych przygód, więc ruszamy ku cywilizacji. Szlak kilka lat temu został odnowiony, niestety w najbardziej potrzebnych miejscach - na zakrętach oznaczeń brak, więc chwilę mamy problem z wyborem drogi leśnej. W końcu schodzimy w spory jar i przekraczamy mały strumyk.
O tam musimy iść, zdaje się pokazywać córa
Gdy wychodzimy na asfaltową drogę, nadjeżdża auto i pan nas pyta czy dalej dojedzie do domów, my mu odpowiadamy, że nie wiemy, bo my lasu .
Teraz pozostało nam minąć rudery starych garaży, budynków, oraz odnowionych hoteli Kozubnika i dojść do aut.
Słońce, które przy zejściu nam przyświecało, tu praży niesamowicie. Gdy mijamy kolejny apartamentowiec, stwierdzamy, że nie ma sensu abyśmy męczyli najmłodszych. Pozostawiamy tą młodszą część, a my ruszamy po pojazdy.
Oj chciałbym móc ujrzeć te pawilony w czasach świetności...
Wiosna!
Tak mija nam wycieczka. Na koniec pozostało w nagrodę zjeść lody na rynku Porąbki. A jest za co, bo rok temu dzieciaki przy tym samym dystansie pokonały 300 metrów wzniesień, a dziś było to ponad 500, do tego na połowie krótszym odcinku, choć cała trasa również wyniosła 9km (plus nasze 3 po auta).
Dziękujemy za super towarzystwo, za kupę śmiechu, pyszne kiełbaski i spacer. Do następnego!
Ładna wycieczka, chociaż brakło słońca i fajnego światła, które myśmy mieli w sobotę. No ale i tak wyciągnąłeś dużo fajnego ze zdjęć.
Widać, córa coraz lepiej sobie radzi, musisz teraz mocno i systematycznie jeździć, bo za jakiś czas przestanie chcieć. Zobaczysz....
Widze, jakiś nowy styl tutaj propagujesz, chyba też tak umiem, ale nie wiedziałem, że to jest cenione, dlatego nie wrzucałem. Ja na ten styl to mówię "w ch8j nieostre"
Ogólnie wycieczka na duży plus, dwa plusy by były, jakbyś nie ściemniał, że maseczki nosiłeś.
I co, zjadliwe były?
Widać, córa coraz lepiej sobie radzi, musisz teraz mocno i systematycznie jeździć, bo za jakiś czas przestanie chcieć. Zobaczysz....
Widze, jakiś nowy styl tutaj propagujesz, chyba też tak umiem, ale nie wiedziałem, że to jest cenione, dlatego nie wrzucałem. Ja na ten styl to mówię "w ch8j nieostre"
Ogólnie wycieczka na duży plus, dwa plusy by były, jakbyś nie ściemniał, że maseczki nosiłeś.
Na szczycie wita nas wiata z paleniskiem, na którym leżą jakieś zimne kiełbasy z wieczora
I co, zjadliwe były?
sokół pisze:jakiś nowy styl tutaj propagujesz
Za rękę córę i drugą robię zdjęcie, idąc w ciemnym miejscu spodobało mi się
sokół pisze:maseczki nosiłeś.
W Porąbce nosiłem, w lesie nie trzeba. Drogę od wyjścia z Małej Puszczy do auta, ledwo doczłapałem, bo zaduch był straszny. Słowa kolegi, lepiej mieć 5stów w kieszeni to właśnie z tego odcinka więc ściemy nie ma.
sokół pisze:I co, zjadliwe były?
Nie próbowałem, mieliśmy swoje
sokół pisze:córa coraz lepiej sobie radzi, musisz teraz mocno i systematycznie jeździć,
Ekipa po chcę więcej, więc może jeszcze w tym roku coś się urobi, bo i o noclegu w schronisku rozmawialiśmy, a po prawdzie na czerwiec planowałem taki wyjazd. Wszystko zależy od tego jak się sytuacja rozwinie.
Pogoda...laynnowata, zdjęcia takie se.
Wiolcia pisze:Szczyt popularny ostatnio wśród forowiczów
Nie ukrywam, że Sebastiana relacja mi narobiła smaka, choć początkowo miało być na Trzonkę, jednak znajomym bardziej się ta trasa spodobała. A celem było dojść na szczyt i myślałem, że będziemy wracać po swoich śladach.
Trasa taka:
https://mapy.cz/s/mutobuheju
laynn pisze:Trasa taka:
https://mapy.cz/s/mutobuheju
Czyli ten stary zlikwidowany szlak i zejście z przygodami.
Tak myślałem, no cóż u nas to byłoby za daleko dla dwójki najmłodszych. Chłopak głośno protestował, córa po cichu , już ich mało co interesowało.
A gdzieś czytałem, że go odnowiono, cóż idąc w dół ważne, że była ścieżka, tylko pod koniec nie chciałem wydłużać, ze względu na dwoje najmłodszych przodowników z powodu jak wyżej.
Hmm, pewnie się kiedyś przekonam, choć ja widzę, po niedzieli, że już ze mną ok, dwa tygodnie temu w Żywieckim problemy z zakładaniem pompy i cukrami spowodowały, że do braku formy doszły skurcze. W tą niedzielę, cukry były idealne, i tak na prawdę, dopiero pod samym szczytem Kiczory poczułem dość.
Co do Trzonki, na mapach widziałem wycięty, czy powalony las i przez to nie wiem czy wygląda to tam ładnie.
Niemniej jednak, cieszę się, że w końcu odwiedziłem, tę część Małego, teraz zostało właśnie do odwiedzenia Trzonka, może wraz z pętlą którą kiedyś Ci podrzucałem.
Wiolcia pisze:Czyli ten stary zlikwidowany szlak i zejście z przygodami.
A gdzieś czytałem, że go odnowiono, cóż idąc w dół ważne, że była ścieżka, tylko pod koniec nie chciałem wydłużać, ze względu na dwoje najmłodszych przodowników z powodu jak wyżej.
sokół pisze:jakbyś zobaczył podejście z Porąbki na Bukowski Groń to byś powiedział, że na Gancarz płasko jest
Hmm, pewnie się kiedyś przekonam, choć ja widzę, po niedzieli, że już ze mną ok, dwa tygodnie temu w Żywieckim problemy z zakładaniem pompy i cukrami spowodowały, że do braku formy doszły skurcze. W tą niedzielę, cukry były idealne, i tak na prawdę, dopiero pod samym szczytem Kiczory poczułem dość.
Co do Trzonki, na mapach widziałem wycięty, czy powalony las i przez to nie wiem czy wygląda to tam ładnie.
Niemniej jednak, cieszę się, że w końcu odwiedziłem, tę część Małego, teraz zostało właśnie do odwiedzenia Trzonka, może wraz z pętlą którą kiedyś Ci podrzucałem.
Ostatnio zmieniony 2020-05-12, 09:12 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Trzeba chodzić z dzieciakami po górach. Jak złapią bakcyla, to potem mają fajne hobby
Na Kiczerę jest ostro, ale krótko - idzie przeżyć.
Na Kiczerę jest ostro, ale krótko - idzie przeżyć.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:Trzeba chodzić z dzieciakami po górach.
Dokładnie
Mnie niesamowicie ucieszyło jak młoda (chyba się trochę popisywała), darła do przodu, jak mi kilka razy powiedziała, że to był super pomysł z tą wycieczką.
Oczywiście po głównej atrakcji, czyli ognichu już było marudzenie, ale ona jeszcze nie ma 6ciu lat.
Właśnie popatrzałem na profile, rzeczywiście na Bukowski jest od początku długie podejście. Ciekawe...
Na Tronkę fajnie się idzie z Wielkiej Puszczy. Auto zaparkujesz we wsi, potem kawałek drogą na przełęcz i dalej szlakiem całkiem przyjemnie.
Co prawda tam i z powrotem tą sama trasą ale jak na spacer z dzieciakami to idealna sprawa tak się przejść do chatki. A i ładna kaplica ze źródłem jest po drodze.
Co prawda tam i z powrotem tą sama trasą ale jak na spacer z dzieciakami to idealna sprawa tak się przejść do chatki. A i ładna kaplica ze źródłem jest po drodze.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 64 gości