Dziś wrócę do wspaniałej wyprawy, która odbyła się w roku 2013. Była to o tyle pamiętna wyprawa, że dostałem za nią pochwałę, a następnie kilka dni później wyleciałem z wielkim hukiem z kolorowego forum.
No ale co tam.. Zaczynamy.
Celem wyprawy miało być przejście pełnej pętli wokół Ujsoł, żeby udowodnić, że da się tak o, bez przygotowania, zrobić 50 km. Mniej więcej trasa miała wyglądać tak: Ujsoły - Muńcuł - Rycerzowa - Oszus - Krawców Wierch - Rysianka - Ujsoły. Dość odważny plan, ale był czerwiec, my byliśmy piękni i młodzi, warto było się porwać z motyką na słońce.
Ogólnie udzial wzięło 16-tu mniej lub bardziej zakręconych ludzi, ale ponieważ z urzędu porobiły się mniejsze grupki, będę relacjonować jedynie swoją grupę, połączoną jednym samochodem. Na starcie zjawili się głownie ludzie zrzeszeni w klubie kolorowego forum, były także jakieś osoby niezrzeszone, dokładnie to ja już tego nie pamiętam, to było tak dawno... No ale niedługo po tej wyprawie zostało założone nasze skromne forum, a w pierwszej fazie jego istnienia pierwsze skrzypce grała trójka, która trzymała się razem właśnie na tym wypadzie. Vision, rebel i moja skromna osoba.
Jechała z nami jeszcze Mysia, teoretycznie jedna z założycielek klubu chimalajowego. No ale ze względu na siły wyższe przeszła się z nami tylko fragmentarycznie. Chociaż była jednym z głównych tematów całej wyrypy, tak kojarzę...
No ale dość wstępów, zaczynamy opowieść.
Zaczynamy o 5 rano, spod budynku nadleśnictwa w Ujsołach. Jest nas kilkunastu, a jeszcze jedna grupka czeka na nas na Muńcole, gdzie spędziła noc. Pamiętam, że byłem w szoku, że aż tyle ludzi postanowiło zmierzyć się z tym szalonym wyzwaniem. Tym bardziej, że cały tydzień padało, ale teraz nie jest źle. No dobra, mokre trawy i takie tam... Prognozy też nie były za specjalne.
Od razu uderzyliśmy w te mokre trawy. Po jakimś czasie coś tam było nawet widać, więc przestaliśmy zwracać uwagi na przeciwności.
Szlak na Muńcuł jest dość wymagający, więc każdy sapał w mniejszym, bądź większym stopniu. No ale porobiły się jakieś grupki, gadaliśmy i czas jakoś leciał. Ja na przykład zamieniłem kilka zdań z kolegą Pandą. Tak, on też tam występował w tymże spotkaniu. Na żywo wydał mi się całkiem normalny, chociaż nie sprawdziłem do końca, bo akurat kupy na szlaku robić nie musiałem, a każdy wie, czym to grozi w towarzystwie Pandy.
Po jakiejś godzinie telefon - jesteśmy pod Muńcołem, gdzie w jakiejś szopie mieli spać inni uczestnicy wyrypy. Sama hala szczytowa zrobiła na mnie wielkie wrażenie, tym bardziej, że byłem tam po raz pierwszy. Było mroczno i tajemniczo, a mój canon oczywiście widział świat na swój sposób, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji.
Po szczytowaniu znajdujemy w końcu lokal na Muńcole i dołączają do nas pozostali uczestnicy wycieczki, z tych bardziej znanych jest Grochu i gaza, wyścigowiec z Ujsoł.
Ponieważ pozostali mieli "ciężką noc", idziemy na punkt zbiorczy zwany bacówką na Rycerzowej, aby tam zebrać wszystkich ludzi w kupie. Widoczności jakiejś porywającej nie ma, prognozy też są niespecjalne, ale chyba mamy to gdzieś. Są nawet momenty, gdy wychodzi nieśmiało słońce.
Zejście z Muńcoła jest bardzo klimatyczne, piękny las, soczyście zielony, wszak mamy początek czerwca.
Kolega Vision tuż przed Przełęczą Kotarz, dzielącą Muńcuł od grupy Rycerzowej.
Teraz czeka nas podejście na Rycerzową. Wybieramy wariant przez wierzchołek Małej Rycerzowej. Wychodzi słońce, robi się ciepło, wręcz gorąco. W zasadzie nie wiem, czy ktoś to zauważył, ale robi się... duszno. A to oznacza, wiecie co, kłopoty...
Decyzja o zaliczeniu przy okazji Małej Rycerzowej okazuje się strzałem w dziesiątkę. Przed jej szczytem rozłożyła się pokaźnej wielkości hala. Do tego znacząco poprawiła się pogoda, co zachęca nas do robienia zdjęć.
Wielka Rycerzowa (z lewej) a na pierwszym planie Mała Rycerzowa, przez której szczyt musimy przejść, żeby dostać się do bacówki.
Mijamy pasące się owieczki
Rebel demonstruje Visionowi, gdzie należy dojść, żeby zaliczyć wyrypę ujsolską. Szkoda, że nie mam zdjęć miny Roberta...
Ja tam aż tak do przodu nie wybiegam, na razie przypatruję się Świtkowej. To taka dość stroma ponoć górka na naszej trasie. Pierwszy poważniejszy przeciwnik. Naczytałem sie trochę o nim w necie i zastanawiam się, jak będzie wyglądać nasze spotkanie na żywo. Póki co ta Świtkowa niewinnie wręcz wygląda...
W zasadzie Muńcołem tez straszyli w internetach, ale jakoś tragicznie nie było, obyło się bez ofiar w ludziach. No dobra, Mysia klękła, ale powiedzmy, że miała powody.
Nim dojdziemy do bacówki, pooglądamy sobie jeszcze gniazdo Wielkiej Raczy, które prezentuje się stąd bardzo malowniczo.
W końcu wychodzimy na siodło między Rycerzowymi i dostrzegamy w dole bacówkę, gdzie mamy czekać na resztę ekipy.
Oczekiwanie na resztę przed bacówką się przeciąga. Niektórzy mniej zaradni dostają zawału serca kupując napój turysty z pianką za 8 zł. Ci bardziej zaradni wyciągają je po prostu z plecaka w formie konserw. l:
W końcu przed dziesiątą udaje się zrobić wspólne zdjęcie - i tak grupy znów się rozchodzą. Jedni idą przez Wielką Rycerzową, Mysia sobie spaceruje na Przegibek.
My atakujemy trawers ku Przełęczy Przysłop. Tutaj z bliska mogę przyjrzeć się pierwszej poważnej przeszkodzie. Przed nami Świtkowa. Paskudny przeciwnik... Oj, paskudny.
Ja tam jestem gdzieś w końcu stawki, spoglądam za siebie, umęczony, ściana, którą pokonałem, robi wrażenie.
Niestety, nie jestem jeszcze na szczycie. Obracam się i co widzę? O żesz w mordę, ceper Ci w alkowie siedział!
Błotnista rynna wyprowadzająca na szczyt wydaje się być niekończącą się nigdy historią. To niemożliwe, żeby tam wejść nawet z kijami. Znacie bajkę o szklanej górze? To teraz poznaliście bajkę o błotnistej górze. Tylko, że ta góra istniała naprawdę. Dobrze, że ktoś mądry posadził wzdłuż ścieżki krzaki i drzewa. Dzięki nim osiągamy w mękach szczyt.
Nagrody są dwie. Pierwsza to jakiś tam widoczek na Małą Fatrę, która jest tak naprawdę na wyciągnięcie ręki, ale widoczność mamy kiepską.
Druga nagroda to ścieżka, która idzie po płaskim... Przynajmniej przez jakiś czas.
I tak sobie spacerujemy pięknym, zielonym lasem...aż dochodzimy pod Oszus.
Był pomysł obejść szczyt ścieżką, ale chyba każdy patrzył do góry i nie myślał o niczym innym. Nie będę cytować brzydkich wyrazów, jakie padały na tym odcinku. Oczywiście krzaki znów się spisały na medal.
Sam Oszus to szczyt dziki, oferujący jednak dość oryginalne widoki na dalszą trasę naszej wycieczki, ładnie też widać z prześwitów pod szczytem Małą Fatrę.
Za Oszusem towarzysząca nam grupa rusza przodem, wraz z Rebelem, który wcześniej szedł w drużynie z Visem i ze mną... zostajemy więc sami: tylko Wizion i ja. Najpierw błotnistą rynną ześlizgujemy się z Oszusa, a następnie Wleczemy się z nogi na nogę, łapiąc przed Jaworzyną kilka burz. Potem to nam jest w sumie już wszystko jedno, jak wyglądają nasze buty. Wszędzie pełno błota, kałuż, pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie, pięć minut świeci słońce, po czym wali deszczem, widoków nie ma żadnych, bo od Oszusa praktycznie idziemy w gęstym lesie...
Tak wyglądało błotne spa w wydaniu Visiona.
Gdy dochodzimy do przełęczy Glinka, okazuje się, że trzech uczestników wycofuje się do Ujsoł, Rebel zaś ponoć na nas czekał po drodze - metodą dedukcji wpadamy na to, że się zgubił. Do tego wyłączył telefon, więc przyszłość zapowiada się w kolorowych barwach. Co się okazuje jeszcze? Ta trójka przebiera się w suche ciuchy i rusza asfaltem do Glinki, po czym mija może dziesięć minut i zrywa się ulewa, największa tego dnia. Siedzimy pod wiatą, współczujemy tej trójce, co ubrała ostatnie suche ciuchy tylko po to, żeby zaraz się zmoczyć. Co niektórzy śpią. Po godzinie wyłania się od słowackiej strony Rebel. Zadowolony, ma dodatkowe kilka kilometrów w nogach. Na jednym z rozstajów odbił za bardzo w prawo i ciulnął sobie kółko.
Kontaktujemy się też z innymi grupami uderzeniowymi, są daleko za nami. I też zmokli. To znaczy myśmy nie zmokli. W odpowiedniej chwili znaleźliśmy się pod dachem dawnego przejścia granicznego więc pogoda nam niestraszna. Padać przestało, więc... kombinujemy, co dalej. W końcu pada decyzja.
Ponieważ goniące nas grupy zostały daleko z tyłu, więc ostatnim bastionem, w pięciu, ruszamy na Krawców.
Niemniej albo się zasiedzieliśmy, albo coś, ale coś pary zaczyna już w nogach brakować... Z trudem osiągamy Krawców.
Ani ciepła zupa, ani zimne piwo nie było w stanie nas zregenerować. To znaczy ja miałem dość, Vision też. Rebel cholera wie, ale chyba też.
Tu dwóch najsilniejszych (bo miejscowi, w tym gaza) idzie sobie zakończyć pętlę przez Trzy Kopce, Rysiankę i Zapolankę, nasza trójka ze spuszczonymi głowami schodzi powoli przez Kubiesówkę...
... a te głowy spuszczone to dlatego, żeby nie wywinąć orła w błotko. Bo tak właśnie wygląda szlak z Krawcowa...
Jak na złość wychodzą (częściowo) Tatry, poprawia się pogoda...
Osiągamy okolicę szczytu Kubiesówka, a następnie jakoś na dziko, na przełaj usiłujemy się dostać do miejsca, gdzie została niebieska rakieta.
Powrót umila nam zbliżający się zachód słońca, tylko kto jeszcze ma siłę i ochotę fotografować cokolwiek...? Kilka szybkich ujęć i gnamy przed siebie, w dół...
Przy końcu to zaprawdę wszystko nam już jedno. Błotnista rynna pozwala szybko tracić na wysokości. A ostatnią prostą jest strumyczek.
Wcześniej jednak podziwiamy Stożek i Ochodzitą, na tle pomarańczowego nieba.
Pętlę zamykamy grubo po 20.00, po piętnastu godzinach łażenia. wg GPS-a mamy z Visionem po 38,5 km w nogach.
W Ujsołach czeka już na nas Mysia, której wycieczka na Przegibek się udała, więc wręczam jej nagrodę pocieszenia, którą znalazłem chwilkę wcześniej w lesie.
Całe 50 byłoby do zrobienia, gdyby nie przerwy (Rycerzowa plus przełęcz Glinka) i chyba błoto też sporo sił nas pozbawiło... W każdym razie ta dwójka, co poleciała na Rysiankę to skończyła całą trasę jakoś grubo po 22.
Ogólnie to była świetna wycieczka, nieważne, że celu nie udało się do końca zrealizować. Nie wiem, jak inni, ale ja świetnie się bawiłem i z chęcią bym taką eskapadę powtórzył!
Wyrypa!
Wystarczyło sobie pomyśleć, że na Rysiance jest alkowa. Gdyby tam jej nie było, to w Ujsołach.
I pętla zrobiona. Zabrakło tylko pomyślunku.
I pętla zrobiona. Zabrakło tylko pomyślunku.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
sokół pisze:Ja na przykład zamieniłem kilka zdań z kolegą Pandą. Tak, on też tam występował w tymże spotkaniu.
To Panda tez po górach chodzi?! Na forum wrzuca tylko kawałki o tym "co mu w duszy gra".
sokół pisze: a każdy wie, czym to grozi w towarzystwie Pandy.
No, nie każdy. Możesz rozwinąć temat czy też nie bardzo się to nadaje do publikacji?
Panda szedł ze mną do Rycerzowej i nie widziałem, żeby odstawał, czy coś w tym stylu. Potem on szedł z grupą przez Wielką Rycerzową i mieli poślizg w stosunku do nas, ale na bank doszli co najmniej do Glinki, a nie wiem, czy też na Krawcowie nie byli, tego już nie pamiętam.
Panda to kiedyś coś strzelił, że jakby widział kogoś, kto sra w górach to by mu kopa w ryj sprzedał, albo coś w tym stylu, no nie pamiętam dokładnie.
Panda to kiedyś coś strzelił, że jakby widział kogoś, kto sra w górach to by mu kopa w ryj sprzedał, albo coś w tym stylu, no nie pamiętam dokładnie.
Też widziałem Pande w górach . Na Starym Bocianie vel Klinie. Panda sprawiała wrażenie, że nie wie gdzie jest. Była albo zaspana albo spalona albo, nomen omen, szukała klina.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
sokół pisze:Panda to kiedyś coś strzelił, że jakby widział kogoś, kto sra w górach to by mu kopa w ryj sprzedał, albo coś w tym stylu, no nie pamiętam dokładnie.
ciekawe czy jak jemu się chce, to robi w gacie i niesie to do domu potem? Czy może łyka 10 stoperanów?
Ostatnio zmieniony 2020-04-05, 23:35 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
włodarz pisze:Aha, taki ekolog.
Raczej nie. Panda po prostu jest głupia. I ponoć bardzo religijna ( jedyna słuszna religia ).
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Apropo tej wycieczki, mam nawet to zdjęcie zbiorowe o którym wspomniałeś. Chociaż paru ludzi z niego to w ogóle nie znam. Nie wiem skąd się tam wzięli Ci trzej młodzieńcy u góry i z kim oni przyszli. Tzn. coś tam ich pamiętam, że byli, ale nie wiem kto to.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Vision, łącznie zmieniany 1 raz.
Ten w pomarańczowym u góry to gość, co z Gazą trzepnął całą pętlę. On był niezrzeszony, ale nawet podczas wyrypy planował coś podobnego powtórzyć w Śląskim, Górki wielkie- Błatnia- Klimczok - Salmopol - równica - Górki wielkie jak dobrze kojarzę. No ale myśmy jakoś miesiąc później robili wyrypę wokół Wisły, w sześć osób, bo reszta zwątpiła w sens takiego łażenia. Zdjęcia z tego wydarzenia wyparowały, ale coś kojarzę, że dawaliśmy wizytówki GBG i nawet gęsi ich nie chciały.
Tych trzech młodzików to... kuźwa dwóch to chyba synowie jakiejś tam forumowiczki byli, trzeci to chyba był ich kolega, to oni z nami cały czas szli, ale potem na tej Przełęczy Glinka odpuścili, przebrali się w suche ciuchy i po chwili złapała ich ulewa.
Tej czarnej na dole nie kojarze, ta w żółtym to chyba Joanka.
No ale jeszcze teoerycznie była Mysia, tylko ona się tak wlekła, że nawet naszego planu nie zrealizowaliśmy, pamiętasz?
W dyby ją i heeeeja!
Tych trzech młodzików to... kuźwa dwóch to chyba synowie jakiejś tam forumowiczki byli, trzeci to chyba był ich kolega, to oni z nami cały czas szli, ale potem na tej Przełęczy Glinka odpuścili, przebrali się w suche ciuchy i po chwili złapała ich ulewa.
Tej czarnej na dole nie kojarze, ta w żółtym to chyba Joanka.
No ale jeszcze teoerycznie była Mysia, tylko ona się tak wlekła, że nawet naszego planu nie zrealizowaliśmy, pamiętasz?
W dyby ją i heeeeja!
sokół pisze:Ten w pomarańczowym u góry to gość, co z Gazą trzepnął całą pętlę.
Ten to wiem, on miał jakiś nick kirs coś tam i on już na forum się umawiał na tą wycieczkę z tego co pamiętam.
sokół pisze:Tej czarnej na dole nie kojarze
To niejaka Iw-ona z forum GS, kiedyś chyba miała nick Iwka i jakieś liczby czy coś tam. W sumie byłem z nią sporo razy w górach i to z nią wpadłem na ten przypałowy pomysł noclegu na przełęczy nad Buczynową Dolinką, zamiast normalnie jak ludzie w Pięciu Stawach.
Mysi w sumie nie do końca pamiętam, a rozważania o dybach owszem, bardzo dobrze.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Vision, łącznie zmieniany 1 raz.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 70 gości