Jesienny Jagnięcy Szczyt.
Jesienny Jagnięcy Szczyt.
Żeby nie było, że na jednym epizodzie zakończę swoje wspomnienia... To jeszcze coś dorzucam. Czyli relację z w wejścia na Jagnięcy Szczyt sprzed 5 lat. Niektórzy chcieli zobaczyć to i proszę bardzo.
Wycieczka miała miejsce dzień po Czerwonych Wierchach i Giewoncie. Tym razem pogoda miała być super przez cały dzień i taka też była. Nawet za bardzo, bo przez to zdjęcia są mniej ciekawe, bo przez cały dzień świeciło słońce, a chmur na niebie praktycznie żadnych nie było.
Wyruszamy wczesnym rankiem jeszcze całkiem po ciemku z Zakopanego i jedziemy na Słowację. Po drodze w okolicach Zdziaru, zatrzymujemy się na chwile, bo w okolicy ukazały dosyć fajne widoczki.
Po kilku zdjęciach udajemy się na miejsce docelowe. Nie wiem dokładnie jak ta miejscowość się nazywa. Na mapie pisze tylko przystanek Biała Woda, no i tam koło potoku Biała Woda Kieżmarska zaczyna się szlak żółty do Schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim. Świt był też w miarę ładny i ciekawy.
Czas wyruszyć na szlak. Poranek od razu bardzo słoneczny, chociaż w nocy lekki przymrozek był.
Pamiętam też, że mieliśmy pewien dylemat, tzn. bardziej ja, bo wtedy moja towarzyska jeszcze poza Tatrami to za bardzo innych gór nie uznawała, chociaż też trochę się wahała jak jej ten pomysł zareklamowałem. Mnie wtedy ciągnęło też w Pieniny, bo marzyły mi się te jesienne kolory i pienińskie mgiełki i tak po cichu na nie tam liczyłem. Chociaż na razie po tym co widzieliśmy w Tatrach niczego nie żałowaliśmy, bo wydawało się, że tam i tak tych mgieł nie będzie. Potem, czym wyżej wchodziliśmy okazywało się co innego. Były nie tylko w Pieninach, ale nawet w Tatrach, tylko akurat nie tam gdzie my byliśmy. No cóż, idziemy dalej. U nas za to, miejscami kolorki też ładne...
Coraz cieplej się robi, schronisko coraz bliżej. Chociaż droga do schroniska cała biegnie w cieniu i to słońce w ogóle do niej nie dochodzi. Przez brak chmur, robi się też bardzo ostre światło, niesprzyjające za bardzo robieniu zdjęć, ale trudno. I tak jest pięknie.
Dosyć szybko dochodzimy do schroniska. Przerwa tam dosyć długa, na piwko, na jedzenie i robienie zdjęć.
Było tam miło i przyjemnie, ale czas ruszać do góry, bo na razie to za wysoko tośmy nie zaszli.
Tutaj spoglądając za siebie uświadomiłem sobie własnie, że w Pieninach mogą być teraz te mgły, które tak mi się marzyły i dalej marzą, bo w sumie do dzisiaj ich nie widziałem.
Ale my w drugą stronę...
Mamy za to trochę wody...
Potem trochę szlaku...
A potem osiągamy już sporą wysokość i mamy rzut beretem na szczyt...
I odsłaniają się coraz rozleglejsze widoki...
Na szczycie ludzi sporo, ale to niedziela, piękna pogoda, to nie ma się czemu dziwić. I tak jest przyjemnie, w dodatku ciepło i bezwietrznie praktycznie, więc można sobie posiedzieć dosyć długo i podziwiać co z góry widać. Tak też robimy i na pewno ponad godzinę tam siedzieliśmy.
Było miło, ale trzeba schodzić, szkoda, że tą samą drogą. Właściwie to chcieliśmy inaczej, ale nie pamiętam już czemu poszliśmy normalnie. Może to i lepiej.
Po drodze znów trochę wody i całkiem ciekawe lustrzane odbicia.
A potem już rzut beretem do schroniska.
W schronisku znów popas. Trochę z tymi przerwami przesadzaliśmy. Tzn. z ich długością, bo potem na końcu musieliśmy kawałek po ciemku przez las wracać. Ale przynajmniej wycieczka do zmroku odbywała się na pełnym luzie bez żadnego pośpiechu.
Nie schodzimy ze schroniska tą samą drogą, tylko jeszcze sobie ją bardzo wydłużamy. Bo udajemy się czerwonym szlakiem do Doliny Białych Stawów.
Już tam w zasadzie jest dosyć późno i widać jak powoli słońce się chowa za górami, ale jest pięknie. Tam już ludzi nie ma praktycznie żadnych. Cisza, spokój, aż nigdzie dalej nie chce się iść, ale trzeba.
Potem udaliśmy się do Schroniska pod Szarotką. Ten szlak bardzo się dłużył. Liczyliśmy, że sporo sobie tu nadrobimy czasowo. I że co najmniej z pół godziny się urwie, w końcu łagodny szlak w dodatku w dół. Szliśmy też dosyć szybko, ale nie nadrobiliśmy zupełnie nic. Bite 1,5 godziny szliśmy tak jak było na mapie.
Po drodze jeszcze kilka ostatnich widoków na Słowację.
Mimo tego, że już zaraz miało być ciemno i tak posiedzieliśmy sobie na spokojnie przy schronisku. Zjedliśmy co mieliśmy zjeść i dopiero zaczęliśmy schodzić.
Do ulicy doszliśmy już zupełnie po ciemku. A czekało nas jeszcze trochę asfaltu do parkingu na którym mieliśmy samochód. Ale to już był w sumie rzut beretem. Dotarliśmy cali i zdrowi. Niby było już ciemno, ale godzinowo dosyć wcześnie, jeszcze nawet z tego co pamiętam zdążyliśmy wieczorem się udać do jakiejś knajpy w Zakopanem na dobre jedzonko i grzane piwko. To był kolejny piękny dzień w Tatrach.
Wycieczka miała miejsce dzień po Czerwonych Wierchach i Giewoncie. Tym razem pogoda miała być super przez cały dzień i taka też była. Nawet za bardzo, bo przez to zdjęcia są mniej ciekawe, bo przez cały dzień świeciło słońce, a chmur na niebie praktycznie żadnych nie było.
Wyruszamy wczesnym rankiem jeszcze całkiem po ciemku z Zakopanego i jedziemy na Słowację. Po drodze w okolicach Zdziaru, zatrzymujemy się na chwile, bo w okolicy ukazały dosyć fajne widoczki.
Po kilku zdjęciach udajemy się na miejsce docelowe. Nie wiem dokładnie jak ta miejscowość się nazywa. Na mapie pisze tylko przystanek Biała Woda, no i tam koło potoku Biała Woda Kieżmarska zaczyna się szlak żółty do Schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim. Świt był też w miarę ładny i ciekawy.
Czas wyruszyć na szlak. Poranek od razu bardzo słoneczny, chociaż w nocy lekki przymrozek był.
Pamiętam też, że mieliśmy pewien dylemat, tzn. bardziej ja, bo wtedy moja towarzyska jeszcze poza Tatrami to za bardzo innych gór nie uznawała, chociaż też trochę się wahała jak jej ten pomysł zareklamowałem. Mnie wtedy ciągnęło też w Pieniny, bo marzyły mi się te jesienne kolory i pienińskie mgiełki i tak po cichu na nie tam liczyłem. Chociaż na razie po tym co widzieliśmy w Tatrach niczego nie żałowaliśmy, bo wydawało się, że tam i tak tych mgieł nie będzie. Potem, czym wyżej wchodziliśmy okazywało się co innego. Były nie tylko w Pieninach, ale nawet w Tatrach, tylko akurat nie tam gdzie my byliśmy. No cóż, idziemy dalej. U nas za to, miejscami kolorki też ładne...
Coraz cieplej się robi, schronisko coraz bliżej. Chociaż droga do schroniska cała biegnie w cieniu i to słońce w ogóle do niej nie dochodzi. Przez brak chmur, robi się też bardzo ostre światło, niesprzyjające za bardzo robieniu zdjęć, ale trudno. I tak jest pięknie.
Dosyć szybko dochodzimy do schroniska. Przerwa tam dosyć długa, na piwko, na jedzenie i robienie zdjęć.
Było tam miło i przyjemnie, ale czas ruszać do góry, bo na razie to za wysoko tośmy nie zaszli.
Tutaj spoglądając za siebie uświadomiłem sobie własnie, że w Pieninach mogą być teraz te mgły, które tak mi się marzyły i dalej marzą, bo w sumie do dzisiaj ich nie widziałem.
Ale my w drugą stronę...
Mamy za to trochę wody...
Potem trochę szlaku...
A potem osiągamy już sporą wysokość i mamy rzut beretem na szczyt...
I odsłaniają się coraz rozleglejsze widoki...
Na szczycie ludzi sporo, ale to niedziela, piękna pogoda, to nie ma się czemu dziwić. I tak jest przyjemnie, w dodatku ciepło i bezwietrznie praktycznie, więc można sobie posiedzieć dosyć długo i podziwiać co z góry widać. Tak też robimy i na pewno ponad godzinę tam siedzieliśmy.
Było miło, ale trzeba schodzić, szkoda, że tą samą drogą. Właściwie to chcieliśmy inaczej, ale nie pamiętam już czemu poszliśmy normalnie. Może to i lepiej.
Po drodze znów trochę wody i całkiem ciekawe lustrzane odbicia.
A potem już rzut beretem do schroniska.
W schronisku znów popas. Trochę z tymi przerwami przesadzaliśmy. Tzn. z ich długością, bo potem na końcu musieliśmy kawałek po ciemku przez las wracać. Ale przynajmniej wycieczka do zmroku odbywała się na pełnym luzie bez żadnego pośpiechu.
Nie schodzimy ze schroniska tą samą drogą, tylko jeszcze sobie ją bardzo wydłużamy. Bo udajemy się czerwonym szlakiem do Doliny Białych Stawów.
Już tam w zasadzie jest dosyć późno i widać jak powoli słońce się chowa za górami, ale jest pięknie. Tam już ludzi nie ma praktycznie żadnych. Cisza, spokój, aż nigdzie dalej nie chce się iść, ale trzeba.
Potem udaliśmy się do Schroniska pod Szarotką. Ten szlak bardzo się dłużył. Liczyliśmy, że sporo sobie tu nadrobimy czasowo. I że co najmniej z pół godziny się urwie, w końcu łagodny szlak w dodatku w dół. Szliśmy też dosyć szybko, ale nie nadrobiliśmy zupełnie nic. Bite 1,5 godziny szliśmy tak jak było na mapie.
Po drodze jeszcze kilka ostatnich widoków na Słowację.
Mimo tego, że już zaraz miało być ciemno i tak posiedzieliśmy sobie na spokojnie przy schronisku. Zjedliśmy co mieliśmy zjeść i dopiero zaczęliśmy schodzić.
Do ulicy doszliśmy już zupełnie po ciemku. A czekało nas jeszcze trochę asfaltu do parkingu na którym mieliśmy samochód. Ale to już był w sumie rzut beretem. Dotarliśmy cali i zdrowi. Niby było już ciemno, ale godzinowo dosyć wcześnie, jeszcze nawet z tego co pamiętam zdążyliśmy wieczorem się udać do jakiejś knajpy w Zakopanem na dobre jedzonko i grzane piwko. To był kolejny piękny dzień w Tatrach.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Vision, łącznie zmieniany 2 razy.
Muszę skombinować beret, bo wówczas wte i wewte trasa na rzut beretem. Vision - uspokój się z Tatrami, ponad rok nie byłem.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Można się pogubić, co jest odbiciem w wodzie, a co rzeczywistością
Pogoda żyleta, też mi się taka trafiła, raz w drodze na Krywań.
Fajne te twoje wspomnienia ... Kontynuuj
Pogoda żyleta, też mi się taka trafiła, raz w drodze na Krywań.
Fajne te twoje wspomnienia ... Kontynuuj
Ostatnio zmieniony 2020-02-23, 20:34 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Kolejny fajny dzień i kolejna fajna relacja! Kojarzę trochę wersję Tułaczki, chyba bardziej podobają mi się Twoje foty.
No, ten Jagnięcy jesienią chyba najlepszy. Tzn przez to, że Bielskie są tak blisko, kolorami wystrzeliwują, a obok zaraz Łomnica z Kieżmarskimi, taki fajny kontrast. Latem byłem w Kieżmarskiej, to nie było aż tak malowniczo, jak właśnie jesienią.
No a teraz, jakby nie patrzeć, Tułaczka to chyba na Tatry specjalnie nie zagląda, teraz to Kazbeki i inne takie... Zrozum tu kobiety... zawsze im wszystkiego mało.
No, ten Jagnięcy jesienią chyba najlepszy. Tzn przez to, że Bielskie są tak blisko, kolorami wystrzeliwują, a obok zaraz Łomnica z Kieżmarskimi, taki fajny kontrast. Latem byłem w Kieżmarskiej, to nie było aż tak malowniczo, jak właśnie jesienią.
No a teraz, jakby nie patrzeć, Tułaczka to chyba na Tatry specjalnie nie zagląda, teraz to Kazbeki i inne takie... Zrozum tu kobiety... zawsze im wszystkiego mało.
Sebastian pisze:Widoczki z rana szczególnie urokliwe, reszta też ładna, fajną pogodę mieliście
No tak, ale w takich Pieninach taki poranek mógłby zdjęciowo być dużo lepszy wg mnie. Ale dobra, nie będę już narzekał, tu też było ładnie.
laynn pisze:Jak zwykle dobre zdjęcia. Szkoda, że tak mało ich pokazujesz.
Jak mało? Ponad 70 zdjęć jest... Mało kto tyle zamieszcza...
A tak na poważnie, spokojnie, mówiłem, że nadrobię, w końcu się przemogłem, to teraz jakoś powinno to pójść.
ceper pisze:Muszę skombinować beret, bo wówczas wte i wewte trasa na rzut beretem. Vision - uspokój się z Tatrami, ponad rok nie byłem.
Dokładnie, kup sobie beret, rzucaj nim i chodź za nim, to co chwilę będziesz miał gdzieś rzut beretem.
Ja w Tatrach nie byłem prawie 5 lat, ale wszystko wskazuje na to, że pełnych 5 nie będzie.
Adrian pisze:Można się pogubić, co jest odbiciem w wodzie, a co rzeczywistością
To proste, te do góry nogami to odbicia. Chociaż nie wszystkie...
Adrian pisze:Kontynuuj
Coś tam jeszcze się znajdzie, więc postaram się.
sokół pisze:Latem byłem w Kieżmarskiej, to nie było aż tak malowniczo, jak właśnie jesienią.
Latem też byłem, nawet chyba z 3 albo 4 razy i faktycznie jesień dużo ładniejsza.
sokół pisze:No a teraz, jakby nie patrzeć, Tułaczka to chyba na Tatry specjalnie nie zagląda, teraz to Kazbeki i inne takie... Zrozum tu kobiety... zawsze im wszystkiego mało.
Nie no, teraz w sumie to wszędzie zagląda, w Tatry i inne polskie góry też. Gruzja, Kazbek czy tamte rejony po prostu są u niej teraz jakby najpopularniejsze, ale jeździ w sumie wszędzie. Wtedy to tylko w Tatry jeździła, ale się rozwinęła, to w sumie dobrze.
Wiolcia pisze:Bardzo ładne zdjęcia, Vision. W tatrzańskie relacje zaglądam rzadko, ale tu przemówiły do mnie fotografie, więc zostałam.
Dzięki Wiolcia. to tym bardziej miło mi, że jednak zaglądnęłaś.
Wiolcia pisze:Choć przyznać muszę, że najbardziej podobają mi się te z początku dnia, tak do schroniska i wyżej (gdzie piszesz o mgłach w Pieninach).
Mi też, te za dnia najgorsze, ale te pod wieczór też wg mnie całkiem niezłe, przynajmniej na żywo klimat był całkiem przyjemny.
Piotrek pisze:Najbardziej rzucają mi się w oczy - i zarazem podobają - odbicia w wodzie
No na odbicia wtedy miałem wenę. Chociaż w sumie zawsze jak się da to tak się bawię tymi odbiciami. A wyszło jak wyszło.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Vision, łącznie zmieniany 1 raz.
maurycy pisze:Ale kolorki, miód malina dla oczu
Nie wiem o które chodzi, ale właśnie mam wrażenie, że nie są do końca takie typowo jesienne. Bardziej jesienne wydają mi się u sokoła w relacji. Chyba, że ogólnie kolorki, to ok.
Piotr. pisze:Znakomite zdjęcia. Znalazło się nawet kilka strzałów przy wąskim kącie. Fajnie bo wychodzą wtedy rozmaite szczegóły topograficzne.
Dzięki. Jeśli chodzi o kąty to jestem dosyć ograniczony, bo tylko jeden obiektyw posiadam 16-85 mm. Ale coś tam daje radę.
Iva pisze:O tak, odbicia są cudne.
W sumie tą wycieczkę najbardziej właśnie pamiętam przez te odbicia.
Vision pisze:Piotrek pisze:Najbardziej rzucają mi się w oczy - i zarazem podobają - odbicia w wodzie
No na odbicia wtedy miałem wenę. Chociaż w sumie zawsze jak się da to tak się bawię tymi odbiciami. A wyszło jak wyszło.
Wyszło bardzo ładnie .
I nawet oglądając Twoje zdjęcia doszedłem do wniosku, że muszę bardziej zwracać uwagę na wodę w krajobrazie, bo to spory potencjał do ciekawych ujęć.
Ja tam od zawsze mam taką zajawkę na odbicia w wodzie, tylko w górach dosyć ciężko mi jest na nie trafić, bo przeważnie są lekkie fale w stawach i nici z odbić. Dużo łatwiej trafić w mieście w zwykłych kałużach po deszczu i też potrafią być efektowne, bo dużo więcej ciekawych obiektów czy drzew można odbić.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 30 gości