Rowerowy Eurotrip 2019
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 20/28 - 01.08.2019 - Przez Kosowo do Czarnogóry...
Tym razem noc dość chłodna, ale za to bardzo spokojna. Chyba już udało mi się odespać zaległości bo o całkiem przyzwoitej godzinie ruszam w drogę. Jadę w dół doliną Zhupa. W wielu miejscach piszą, że jest jedną z najpiękniejszych w całym Kosowie. Skaliste ściany robią duże wrażenie.
Ponad drogą wznoszą się ruiny twierdzy Dusan, a u ich podnóża nad rzeką Bistricą jest Monaster Świętych Archaniołów. Obiekt pochodzi z połowy XIV wieku. Sto lat później zniszczyli go Turcy, a po kolejnych stu latach całkowicie go rozebrano, a pozyskany materiał posłużył do budowy meczetu Sinana Paszy w Prizrenie. Pod koniec XX wieku monaster został reaktywowany.
Ruiny twierdzy Dusan
Ruiny monasteru Świętych Archaniołów
Prizren to drugie pod względem wielkości miasto Kosowa i jest taką perełką na mapie kraju. Ilość zabytków tu zlokalizowanych aż przytłacza. Niestety podczas ostatnich zamieszek w 2004 roku ludność albańska zniszczyła wszystkie świątynie prawosławne, monastery, dzielnicę serbską, a nieliczni już Serbowie zostali wypędzeni z miasta. I tak o ile zabytki z okresu panowania osmańskiego są w bardzo dobrym stanie tak pozostałe obiekty niszczeją coraz bardziej i wygląda na to iż nikt nawet nie myśli by je wyremontować. W mieście znajduje się chociażby cerkiew Bogurodzicy Ljeviškiej wpisana całkiem niedawno na listę UNESCO. Jednak obiekt odkąd został zniszczony przez Albańczyków w 2004 roku straszy wypalonym wnętrzem, a całość jest ogrodzona.
Cerkiew Bogurodzicy Ljeviškiej
Z racji bardzo wczesnej godziny na ulicach niewiele osób. Zapewne w późniejszych godzinach to się zmieni ale teraz mam całkowity luz w poruszaniu się po mieście. Poruszanie się utrudnia trochę bardzo duża ilość jednokierunkowych ulic, ale ja rowerem to czasami wskoczę na chodnik jeżeli zajdzie taka potrzeba😊😉 Spacerujących miejscowych czy też turystów jest niewielu za to bardzo widoczni są policjanci robiący obchód swoich dzielnic.
Kręcę się po mieście wąskimi uliczkami wśród niskiej zabudowy tak bardzo charakterystycznej dla albańskich miast. Albańscy elektrycy to prawdziwi "artyści" i trudno nie zwrócić uwagi na ich "dzieła" 😉
Dzieło miejscowych elektryków 😉
Głównym meczetem, a jednocześnie symbolem miasta jest ten Sinana Paszy. Wybudowano go w 1615 roku w znacznym stopniu użyto do budowy materiału pozyskanego z rozbiórki monasteru Świętych Archaniołów.
Meczet Sinana Paszy
W Prizren jest też kilka starszych meczetów. Łatwo je zlokalizować oczywiście kierując się po widocznych minaretach.
Pasha Hummam XVI wiek
Sto metrów ponad starym miastem wznosi się twierdza. Nikt tak naprawdę nie zna dokładnej daty jej powstania. Początkowo nawet myślałem by się tam dostać. Jednak lenistwo zwyciężyło....
U góry twierdza Prizren
Stary most pochodzi prawdopodobnie z XV wieku. Obecnie oszpecony futurystycznymi ozdobami, które zdaje się świecą w nocy. Mi takie coś nie przypadło do gustu.
I tutaj miałem mały dylemat jaką dalszą drogę obrać. Początkowo myślałem by udać się w kierunku Albani jednak po zakupach i śniadaniu rozmyśliłem się. Decyduję by się kierować na północ w kierunku miasta Gjakova. Ukształtowanie terenu to bardziej równina, więc będzie mi się dość szybko jechało. Oczywiście wszystko do pewnego czasu 😉
Przejeżdżam przez większe i mniejsze miejscowości. Kilometrów przybywa. Przejeżdżam przez most na Białym Drinie. W miejscu tym rzeka przepływa przez malowniczy wąwóz.
Kawałek dalej stoi Terzijski most. Prawdopodobnie pierwsza kamienna przeprawa powstała w tym miejscu pod koniec XV wieku. Przebudowany w wieku XVIII Pod koniec XX wieku przywrócono mu pierwotny wygląd. Obecnie wyłączony z ruchu.
Ładny most Terzijski. Nazywany również mostem krawców.
Przy drodze do miasta Gjakova niesamowicie duża ilość pomników przy drodze upamiętniające osoby, które tu zginęły. Jeszcze więcej odbywa się w okolicy wesel i to takich na wypasie. Wiadomo, że tutejsze imprezy weselne potrafią trwać i tydzień, więc nic dziwnego iż takie orszaki widać na ulicach w środku tygodnia. Zdecydowana większość pojazdów biorących udział w weselnym orszaku to fury na szwajcarskich blachach i to takie full wypas podrasowane. Ciężko podobne zobaczyć w kraju nad Wisłą....
Gjakova to czwarte pod względem wielkości miasto w Kosowie, choć wcale tego nie widać, że zamieszkuje je zaledwie 40 tyś. mieszkańców.
Nie nastawiam się na zwiedzanie. Dziś czeka mnie spore wyzwanie jakim jest przedostanie się na drugą stronę gór do Czarnogóry. Wpadłem na plan dalszej dzisiejszej trasy siedząc na obiedzie w restauracji zamkowej. Pozwoliłem sobie wydać tym razem kilka euro mając świadomość, że w Kosowie jest znacznie taniej jak chociażby w Polsce. Nie mam porównania jeżeli chodzi o np. noclegi, ale w sklepach i restauracjach jest taniej aniżeli u nas. Restauracja na wypasie, ale szczerze powiedziawszy skusiłem się by tam wstąpić ponieważ nie było za wielu klientów w porównaniu do okolicznych fast foodów. Tu nie muszę czekać aż mnie obsłużą...
Trochę za bardzo się zasiedziałem i wypiłem sporo piwa. Czuję jak mi szumi w głowie, ale co tam...trzeba jechać dalej 😋
Jadę dalej w kierunku Dečani. Widząc jak w najwyższych górach Kosowa zbiera się coraz więcej burzowych chmur jestem zmuszony zmodyfikować trasę i przez Góry Przeklęte przedostać się bardziej od północnej strony. Z racji, że jest dość płasko to szybko docieram do miasta Peć.
Całe Kosowo jest w "remoncie" widać to chociażby w Peć. Droga wjazdowa w remoncie i trzeba kierować się jakimiś zadupiami do centrum. Centrum podobnie jest całe rozkopane....
Peć
Z racji iż nie chcę by mnie zastała noc gdzieś wysoko w górach to decyduję się niezwłocznie kierować na północ. Odbijam na Rožaje bo tam chciałbym jeszcze zdążyć zrobić zapasy na kolejny dzień.
Od miejscowości Radac rozpoczyna się już podjazd na przełęcz na granicy Kosowa z Czarnogórą, a więc przede mną spora różnica wysokości do pokonania. Upał panuje niemiłosierny. Od samego początku strasznie się pocę. Oj to nie będzie łatwy podjazd.... W pewnym momencie zaczepia mnie miejscowy stojący samochodem na poboczu. I proponuje podwózkę. Dla niego to żaden problem bo i tak ma pustą przyczepę. No kurde chciałbym porobić trochę zdjęć na podjeździe, ale zostaję sprowadzony na ziemię. Widoków nie ma żadnych bo cała trasa wiedzie przez las aż do posterunku kosowskiego. I to był argument, który przeważył. Ładujemy rower na przyczepę i ruszamy pod górę. Branko bo tak ma na imię kierowca opowiada trochę o swojej pracy w Luksemburgu. Zresztą samochód jest na tamtejszych numerach. Obecnie wrócił w rodzinne strony i wozi arbuzy oraz melony z Czarnogóry do Kosowa.
Oczywiście na początku były próby porozumienia się ja po angielsku, a Branko po niemiecku, ale gdy spytał skąd jestem i odpowiedziałem, że z Polski to stwierdził że my wszyscy Słowianie, więc mówiąc we własnych językach na pewno o wiele lepiej się dogadamy 😁
No i tak jak to przeważnie bywa i ja musiałem trochę opowiedzieć o swojej podróży i dokładnie wypisać państwa i miasta przez które już przejechałem bo Blanko będzie chciał wszystko opowiedzieć swojej rodzinie 😉
Chociaż była propozycja podwózki aż do Rožaje to nalegałem, że od posterunku kosowskiego pojadę dalej już o własnych silach. Wymiana danych kontaktowych, wspólna fota i odprawa na przejściu granicznym.
A ja nie wiem jakim sposobem trochę źle określiłem wysokość na jakiej się znajduję. To ledwo 1250 metrów, a więc przede mną jeszcze niemal 600 metrów przewyższenia ! No to przyjdzie mi się jeszcze dziś pomęczyć. Natomiast dużym plusem na chwilę obecną są chmury dzięki czemu słońce już tak nie pali 😀
Jest też odrobinę więcej widoków choć przejrzystość powietrza ma wiele do życzenia. I jak tak sobie pomyślę to w sumie przez cały miesiąc podróży nie było ani jednego dnia z dobrą widzialnością.....
Od posterunku kosowskiego do czarnogórskiego jest przeszło 10 kilometrów. Po drodze stoi nawet niezła wiata, w której od biedy można by było skryć się w razie niepogody. Na przejściu czarnogórskim spędzam trochę więcej czasu bo puszczają do odprawy na światła.
Posterunek czarnogórski.
Mimo iż okoliczne szczyty przekraczają 2400 metrów to nie wyglądają tak spektakularnie jak te zlokalizowane w południowej części pasma. Ale chmury zaczęły zanikać, więc raczej nie powinno dziś padać.
Widok z Dacići na Masyw Hajla 2403 m.
Szybko wytracam niemal 800 metrów i docieram do Rožaje. W mieście wypijam szybkiego browarka i lecę dalej bo być może uda się mimo wszystko dotrzeć do Berane. Co prawda wolałbym poruszać się wyznaczoną trasą rowerową, o której dowiedziałem się już po fakcie ale co tam. Jadę M-5 gdzie momentami panował dość spory ruch. Ogólnie droga w świetnym stanie. Jednak najgorzej było pokonać przeszło kilometrowej długości tunel. Tunel Lokve to jednocześnie najwyższy punkt na tej trasie.
Rožaje
Po wyjeździe z tunelu całkiem fajne widoki. W dali widoczny najwyższy szczyt Crna glava (2139 m) będący jednocześnie najwyższym szczytem Parku Narodowego Biogradska Gora. Oraz bardziej charakterystyczny szczyt z nadajnikiem - Zekova Glava.
Park Narodowy Biogradska Gora. Po prawej najwyższy szczyt Crna glava (2139 m)
Zekova Glava(2122 m)
Mimo iż słońce skryło się już za horyzont to widoki na zjeździe są niczego sobie 😀
Rzeka Lim
Wpadam do Berane. Podstawowa sprawa to zakupy. Bardzo szybko trafiam na czynny sklep. Niestety i tu ekspedientka nie chciała sprzedać piwa w butelce na wynos. Nie pozostaje mi nic innego jak wypić na miejscu 😋
Berane
Z Berane kieruję się na północ wzdłuż rzeki Lim. Chcę jeszcze trochę nabić kilometrów. Tylko jeden postój w kanionie którym płynie rzeka. Robi niesamowite wrażenie. Szkoda tylko, że jest już tak ciemno 😕
Po kilkunastu kilometrach zatrzymuję się na kolejny biwak. Podjechałbym jeszcze kilka kilometrów w kierunku Bielo Polje ale zaczyna delikatnie popadywać deszczyk. Na szczęście tylko postraszyło, ale na wszelki wypadek rozwiesiłem płachtę biwakową....
Dystans dnia 20: 179,09 km
Suma podjazdów: 1721 metrów
Galeria dzień 20: https://photos.app.goo.gl/smZpbCRJTaZreXzM7
cdn...
Tym razem noc dość chłodna, ale za to bardzo spokojna. Chyba już udało mi się odespać zaległości bo o całkiem przyzwoitej godzinie ruszam w drogę. Jadę w dół doliną Zhupa. W wielu miejscach piszą, że jest jedną z najpiękniejszych w całym Kosowie. Skaliste ściany robią duże wrażenie.
Ponad drogą wznoszą się ruiny twierdzy Dusan, a u ich podnóża nad rzeką Bistricą jest Monaster Świętych Archaniołów. Obiekt pochodzi z połowy XIV wieku. Sto lat później zniszczyli go Turcy, a po kolejnych stu latach całkowicie go rozebrano, a pozyskany materiał posłużył do budowy meczetu Sinana Paszy w Prizrenie. Pod koniec XX wieku monaster został reaktywowany.
Ruiny twierdzy Dusan
Ruiny monasteru Świętych Archaniołów
Prizren to drugie pod względem wielkości miasto Kosowa i jest taką perełką na mapie kraju. Ilość zabytków tu zlokalizowanych aż przytłacza. Niestety podczas ostatnich zamieszek w 2004 roku ludność albańska zniszczyła wszystkie świątynie prawosławne, monastery, dzielnicę serbską, a nieliczni już Serbowie zostali wypędzeni z miasta. I tak o ile zabytki z okresu panowania osmańskiego są w bardzo dobrym stanie tak pozostałe obiekty niszczeją coraz bardziej i wygląda na to iż nikt nawet nie myśli by je wyremontować. W mieście znajduje się chociażby cerkiew Bogurodzicy Ljeviškiej wpisana całkiem niedawno na listę UNESCO. Jednak obiekt odkąd został zniszczony przez Albańczyków w 2004 roku straszy wypalonym wnętrzem, a całość jest ogrodzona.
Cerkiew Bogurodzicy Ljeviškiej
Z racji bardzo wczesnej godziny na ulicach niewiele osób. Zapewne w późniejszych godzinach to się zmieni ale teraz mam całkowity luz w poruszaniu się po mieście. Poruszanie się utrudnia trochę bardzo duża ilość jednokierunkowych ulic, ale ja rowerem to czasami wskoczę na chodnik jeżeli zajdzie taka potrzeba😊😉 Spacerujących miejscowych czy też turystów jest niewielu za to bardzo widoczni są policjanci robiący obchód swoich dzielnic.
Kręcę się po mieście wąskimi uliczkami wśród niskiej zabudowy tak bardzo charakterystycznej dla albańskich miast. Albańscy elektrycy to prawdziwi "artyści" i trudno nie zwrócić uwagi na ich "dzieła" 😉
Dzieło miejscowych elektryków 😉
Głównym meczetem, a jednocześnie symbolem miasta jest ten Sinana Paszy. Wybudowano go w 1615 roku w znacznym stopniu użyto do budowy materiału pozyskanego z rozbiórki monasteru Świętych Archaniołów.
Meczet Sinana Paszy
W Prizren jest też kilka starszych meczetów. Łatwo je zlokalizować oczywiście kierując się po widocznych minaretach.
Pasha Hummam XVI wiek
Sto metrów ponad starym miastem wznosi się twierdza. Nikt tak naprawdę nie zna dokładnej daty jej powstania. Początkowo nawet myślałem by się tam dostać. Jednak lenistwo zwyciężyło....
U góry twierdza Prizren
Stary most pochodzi prawdopodobnie z XV wieku. Obecnie oszpecony futurystycznymi ozdobami, które zdaje się świecą w nocy. Mi takie coś nie przypadło do gustu.
I tutaj miałem mały dylemat jaką dalszą drogę obrać. Początkowo myślałem by udać się w kierunku Albani jednak po zakupach i śniadaniu rozmyśliłem się. Decyduję by się kierować na północ w kierunku miasta Gjakova. Ukształtowanie terenu to bardziej równina, więc będzie mi się dość szybko jechało. Oczywiście wszystko do pewnego czasu 😉
Przejeżdżam przez większe i mniejsze miejscowości. Kilometrów przybywa. Przejeżdżam przez most na Białym Drinie. W miejscu tym rzeka przepływa przez malowniczy wąwóz.
Kawałek dalej stoi Terzijski most. Prawdopodobnie pierwsza kamienna przeprawa powstała w tym miejscu pod koniec XV wieku. Przebudowany w wieku XVIII Pod koniec XX wieku przywrócono mu pierwotny wygląd. Obecnie wyłączony z ruchu.
Ładny most Terzijski. Nazywany również mostem krawców.
Przy drodze do miasta Gjakova niesamowicie duża ilość pomników przy drodze upamiętniające osoby, które tu zginęły. Jeszcze więcej odbywa się w okolicy wesel i to takich na wypasie. Wiadomo, że tutejsze imprezy weselne potrafią trwać i tydzień, więc nic dziwnego iż takie orszaki widać na ulicach w środku tygodnia. Zdecydowana większość pojazdów biorących udział w weselnym orszaku to fury na szwajcarskich blachach i to takie full wypas podrasowane. Ciężko podobne zobaczyć w kraju nad Wisłą....
Gjakova to czwarte pod względem wielkości miasto w Kosowie, choć wcale tego nie widać, że zamieszkuje je zaledwie 40 tyś. mieszkańców.
Nie nastawiam się na zwiedzanie. Dziś czeka mnie spore wyzwanie jakim jest przedostanie się na drugą stronę gór do Czarnogóry. Wpadłem na plan dalszej dzisiejszej trasy siedząc na obiedzie w restauracji zamkowej. Pozwoliłem sobie wydać tym razem kilka euro mając świadomość, że w Kosowie jest znacznie taniej jak chociażby w Polsce. Nie mam porównania jeżeli chodzi o np. noclegi, ale w sklepach i restauracjach jest taniej aniżeli u nas. Restauracja na wypasie, ale szczerze powiedziawszy skusiłem się by tam wstąpić ponieważ nie było za wielu klientów w porównaniu do okolicznych fast foodów. Tu nie muszę czekać aż mnie obsłużą...
Trochę za bardzo się zasiedziałem i wypiłem sporo piwa. Czuję jak mi szumi w głowie, ale co tam...trzeba jechać dalej 😋
Jadę dalej w kierunku Dečani. Widząc jak w najwyższych górach Kosowa zbiera się coraz więcej burzowych chmur jestem zmuszony zmodyfikować trasę i przez Góry Przeklęte przedostać się bardziej od północnej strony. Z racji, że jest dość płasko to szybko docieram do miasta Peć.
Całe Kosowo jest w "remoncie" widać to chociażby w Peć. Droga wjazdowa w remoncie i trzeba kierować się jakimiś zadupiami do centrum. Centrum podobnie jest całe rozkopane....
Peć
Z racji iż nie chcę by mnie zastała noc gdzieś wysoko w górach to decyduję się niezwłocznie kierować na północ. Odbijam na Rožaje bo tam chciałbym jeszcze zdążyć zrobić zapasy na kolejny dzień.
Od miejscowości Radac rozpoczyna się już podjazd na przełęcz na granicy Kosowa z Czarnogórą, a więc przede mną spora różnica wysokości do pokonania. Upał panuje niemiłosierny. Od samego początku strasznie się pocę. Oj to nie będzie łatwy podjazd.... W pewnym momencie zaczepia mnie miejscowy stojący samochodem na poboczu. I proponuje podwózkę. Dla niego to żaden problem bo i tak ma pustą przyczepę. No kurde chciałbym porobić trochę zdjęć na podjeździe, ale zostaję sprowadzony na ziemię. Widoków nie ma żadnych bo cała trasa wiedzie przez las aż do posterunku kosowskiego. I to był argument, który przeważył. Ładujemy rower na przyczepę i ruszamy pod górę. Branko bo tak ma na imię kierowca opowiada trochę o swojej pracy w Luksemburgu. Zresztą samochód jest na tamtejszych numerach. Obecnie wrócił w rodzinne strony i wozi arbuzy oraz melony z Czarnogóry do Kosowa.
Oczywiście na początku były próby porozumienia się ja po angielsku, a Branko po niemiecku, ale gdy spytał skąd jestem i odpowiedziałem, że z Polski to stwierdził że my wszyscy Słowianie, więc mówiąc we własnych językach na pewno o wiele lepiej się dogadamy 😁
No i tak jak to przeważnie bywa i ja musiałem trochę opowiedzieć o swojej podróży i dokładnie wypisać państwa i miasta przez które już przejechałem bo Blanko będzie chciał wszystko opowiedzieć swojej rodzinie 😉
Chociaż była propozycja podwózki aż do Rožaje to nalegałem, że od posterunku kosowskiego pojadę dalej już o własnych silach. Wymiana danych kontaktowych, wspólna fota i odprawa na przejściu granicznym.
A ja nie wiem jakim sposobem trochę źle określiłem wysokość na jakiej się znajduję. To ledwo 1250 metrów, a więc przede mną jeszcze niemal 600 metrów przewyższenia ! No to przyjdzie mi się jeszcze dziś pomęczyć. Natomiast dużym plusem na chwilę obecną są chmury dzięki czemu słońce już tak nie pali 😀
Jest też odrobinę więcej widoków choć przejrzystość powietrza ma wiele do życzenia. I jak tak sobie pomyślę to w sumie przez cały miesiąc podróży nie było ani jednego dnia z dobrą widzialnością.....
Od posterunku kosowskiego do czarnogórskiego jest przeszło 10 kilometrów. Po drodze stoi nawet niezła wiata, w której od biedy można by było skryć się w razie niepogody. Na przejściu czarnogórskim spędzam trochę więcej czasu bo puszczają do odprawy na światła.
Posterunek czarnogórski.
Mimo iż okoliczne szczyty przekraczają 2400 metrów to nie wyglądają tak spektakularnie jak te zlokalizowane w południowej części pasma. Ale chmury zaczęły zanikać, więc raczej nie powinno dziś padać.
Widok z Dacići na Masyw Hajla 2403 m.
Szybko wytracam niemal 800 metrów i docieram do Rožaje. W mieście wypijam szybkiego browarka i lecę dalej bo być może uda się mimo wszystko dotrzeć do Berane. Co prawda wolałbym poruszać się wyznaczoną trasą rowerową, o której dowiedziałem się już po fakcie ale co tam. Jadę M-5 gdzie momentami panował dość spory ruch. Ogólnie droga w świetnym stanie. Jednak najgorzej było pokonać przeszło kilometrowej długości tunel. Tunel Lokve to jednocześnie najwyższy punkt na tej trasie.
Rožaje
Po wyjeździe z tunelu całkiem fajne widoki. W dali widoczny najwyższy szczyt Crna glava (2139 m) będący jednocześnie najwyższym szczytem Parku Narodowego Biogradska Gora. Oraz bardziej charakterystyczny szczyt z nadajnikiem - Zekova Glava.
Park Narodowy Biogradska Gora. Po prawej najwyższy szczyt Crna glava (2139 m)
Zekova Glava(2122 m)
Mimo iż słońce skryło się już za horyzont to widoki na zjeździe są niczego sobie 😀
Rzeka Lim
Wpadam do Berane. Podstawowa sprawa to zakupy. Bardzo szybko trafiam na czynny sklep. Niestety i tu ekspedientka nie chciała sprzedać piwa w butelce na wynos. Nie pozostaje mi nic innego jak wypić na miejscu 😋
Berane
Z Berane kieruję się na północ wzdłuż rzeki Lim. Chcę jeszcze trochę nabić kilometrów. Tylko jeden postój w kanionie którym płynie rzeka. Robi niesamowite wrażenie. Szkoda tylko, że jest już tak ciemno 😕
Po kilkunastu kilometrach zatrzymuję się na kolejny biwak. Podjechałbym jeszcze kilka kilometrów w kierunku Bielo Polje ale zaczyna delikatnie popadywać deszczyk. Na szczęście tylko postraszyło, ale na wszelki wypadek rozwiesiłem płachtę biwakową....
Dystans dnia 20: 179,09 km
Suma podjazdów: 1721 metrów
Galeria dzień 20: https://photos.app.goo.gl/smZpbCRJTaZreXzM7
cdn...
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 21/28 - 02.08.2019 - Przez góry Sinjajevina.
Początek dnia jest bardzo o dziwo ciepły. Dolina, którą płynie rzeka Lim spowita gęstą mgłą. Jest dobrze bo to oznacza, że jak owa mgła zniknie to przejrzystość powietrza powinna być odrobinę lepsza niż zwykle😉
W pierwszej miejscowości, przez którą przejeżdżam gonią za mną dwa kundle. Takie bardziej nie szkodliwe. Jadąc z góry mam wysoką prędkość i dość śmiesznie wyglądają w swoich ruchach na tych przykrótkich nóżkach 😉 Chyba jednego mocno zdenerwowałem bo ewidentnie próbuje capnąć mnie za nogę. Wyciągam z kieszeni gaz zakupiony w Grecji, celuję, naciskam i dupa. Nic nie leci ! Kilka razy próbuje i bez żadnego efektu. Wkurzony postanowiłem rzucić pojemnikiem w kundla, a ten jakby był na to przygotowany i zdążył uskoczyć jednak zrobił to w złym momencie. Odskakując przydzwonił w słupek znaku drogowego! 😋 Oj to musiało go zaboleć i raczej następnym razem zastanowi się czy biec za rowerzystą 😉
Okazało się również, że w drugim pojemniku z gazem który kupiłem w Grecji też nie ma ciśnienia i jest do wyrzucenia.... 😕
Po kilku kilometrach docieram do skrzyżowania drogi prowadzącej na Bijelo Polje. A więc do drogi, którą podążałem z kumplem rok temu. Odbijam na Mojkovac. Teraz mam pod górę. Jednak wiem, że trasa nie jest tak bardzo trudna na jaką wygląda chociażby gdy się patrzy na poziomice na mapie. Po dość szybkim dotarciu na przełęcz przychodzi pora na stromy i szybki zjazd do miasta. Widać, że mgła się przeciera. To dobrze !
Rzeka Lim
Gdy zjechałem do miasta wychodzi słońce i robi się piękna pogoda. Leżąc wieczorem w hamaku poprzedniego dnia analizowałem na mapie możliwe warianty dalszej trasy. Z mapy wnikało, że mam bardzo blisko w Góry Durmitor. Zapewne z 90 % osób na moim miejscu by uderzyło właśnie w tamto pasmo górskie. Ja postanawiam jednak postąpić zupełnie inaczej. Choć przyznam, że w przyszłości i tak chciałbym zahaczyć o Durmitor😉
W mieście zakupy w markecie takie naprawdę konkretne bo zdaję sobie sprawę, że w dniu dzisiejszym mogę mieć problem by trafić jeszcze na jakikolwiek sklep. W piekarni kupuję kilka świeżych burków. Jem śniadanie analizując jeszcze raz możliwe warianty dzisiejszej trasy i ruszam w drogę.
Przejeżdżam przez most na rzece Tara i skręcam na zachód. Zaledwie po niespełna 3 kilometrach jazdy docieram do miejsca gdzie rozpoczyna się wyznakowana trasa rowerowa. Jest asfalt i nie powinno być tragedii, ale było trochę inaczej.....
Już po kilkuset metrach asfalt się kończy, a zaczyna się szutrowa droga. Powoli zagłębiam się w pasmo górskie Sinjajevina.
Stromizna drogi bardzo wzrasta podobnie jak temperatura powietrza. Mimo iż jadę w cieniu drzew to strasznie odczuwam duchotę powietrza. Dobrze, że trafiam na obfite źródło, które pozwala mi się dobrze ochłodzić. Niestety zdjęć z początku tej trasy nie ma bo mi gdzieś wsiąkły ponownie 😏
Sinjajevina
Po pięciu kilometrach wspinaczki osiągam wysokość 1500 metrów, a więc bardzo szybko zyskuję 700 metrów przewyższenia. Droga jest w całkiem dobrym stanie choć przeważnie z luźnym kamieniem, który utrudnia podjazd. Docieram do zaznaczonego schroniska na mapie. Nieczynne od kilku lat z tego co zauważyłem 😕
Wyjeżdżam ponad granicę lasu i widoki stają się coraz lepsze. Przejeżdżam przez tereny wykorzystywane do wypasu zwierząt. Często mijam szałasy pasterskie. Czasami pojedyncze, czasami w większych skupiskach, które tworzą niewielkie osady. Duży odsetek samochodów, którymi poruszają się miejscowi to stare VW golfy.
Sinjajevina
Na otwartych przestrzeniach mogę dostrzec ogrom tego pasma górskiego. Bardzo dobrze obrazują to ujęcia z drona. Tutaj trzeba zaznaczyć, że Góry Sinjajevina są jednym z rzadziej odwiedzanych pasm Czarnogóry. Te skalisto-trawiaste zbocza i ogromne przestrzenie, które trzeba pokonać powodują, że ciężko spotkać tu turystów. Ja poza miejscowymi wypasającymi stada zwierząt spotkałem tylko dwójkę polaków na motocyklach enduro.
Przemierzając to pasmo górskie droga raz jest niczego sobie by po chwili stać się strasznie wyboistą. Na takiej nawierzchni bardzo niewygodnie się jedzie z bagażami.
Za to widoki coraz ciekawsze.
Docieram do największej osady pasterskiej w okolicy. To katun Rużica i najbardziej rozpoznawalny obiekt czyli tamtejszy kościół.
Przez Góry Sinjajevina
Rużica
W dniu dzisiejszym jest tam jakaś impreza bo pod kościołem kręci się z kilkaset osób, a po okolicznych drogach jeździ bardzo wiele samochodów. W innym wypadku zapewne bym tam podjechał, ale w taki tłum nie chcę się pchać.
Rużica
Jadę dalej na zachód. Droga staje się coraz gorsza i średnia prędkość poruszania się drastycznie mi spada. Godzina coraz późniejsza, a do końca wyznakowanej trasy rowerowej przeszło 40 kilometrów. Nie ma opcji bym przed nocą tamtędy opuścił te góry. Decyduję się zmienić kierunek na południowy i nieoznakowaną drogą dotrzeć do Krnja Jela gdzie trafiam na wąski i stromy asfalcik.
Niby dystanse niewielki jednak w tak trudnym terenie pokonanie tego zajmuje bardzo dużo czasu.
Polskie Ursusy to często spotykana marka ciągników na Bałkanach.
Jadę główną drogą w kierunku miasta Šavnik. Sadziłem, że skoro droga wiedzie wzdłuż rzeki, a rzeka płynie w dół w kierunku gdzie chcę jechać to powinno być z góry. Jednak droga coraz bardziej pnie się pod górę. Momentami droga jest 300 metrów powyżej rzeki płynącej głębokim kanionem.
No nieźle się wymęczyłem na tej trasie. Najgorsze było jednak to, że całkowicie skończyło mi się picie. Miałem nadzieję, że w Šavniku znajdę chociaż stację paliw gdzie kupię coś do picia. Po bardzo szybkim zjeździe do miasta udaje się trafić na czynny jeszcze market. Jestem uratowany ! 😋
W dole Šavnik
Jest tuż przed zachodem słońca. Teraz mam dylemat jak dalej jechać. Którą bym drogę nie wybrał to jest pod górę. W mojej głowie przewinęła się nawet myśl by skierować się na Žabljak by następnego dnia jednak odwiedzić Durmitor. Jednak widok burzowych chmur zadecydował nad drugą opcją czyli kierunkiem na Nikšić.
Šavnik
Już po zachodzie słońca rozpoczynam trudny podjazd po bardzo krętej drodze. Zdjęć nie robię bo chcę podjechać jak najwyżej zanim dogoni mnie burza. W ostatnim momencie udało mi się rozwiesić płachtę biwakową i zaczęło lać. Ale w nocy to sobie może i "żabami" rzucać 😉
Dystans dnia 21: 159,63 km
Suma podjazdów: 2898 metrów
Galeria dzień 21: https://photos.app.goo.gl/qN9bkai8FKKujv1e6
cdn...
Początek dnia jest bardzo o dziwo ciepły. Dolina, którą płynie rzeka Lim spowita gęstą mgłą. Jest dobrze bo to oznacza, że jak owa mgła zniknie to przejrzystość powietrza powinna być odrobinę lepsza niż zwykle😉
W pierwszej miejscowości, przez którą przejeżdżam gonią za mną dwa kundle. Takie bardziej nie szkodliwe. Jadąc z góry mam wysoką prędkość i dość śmiesznie wyglądają w swoich ruchach na tych przykrótkich nóżkach 😉 Chyba jednego mocno zdenerwowałem bo ewidentnie próbuje capnąć mnie za nogę. Wyciągam z kieszeni gaz zakupiony w Grecji, celuję, naciskam i dupa. Nic nie leci ! Kilka razy próbuje i bez żadnego efektu. Wkurzony postanowiłem rzucić pojemnikiem w kundla, a ten jakby był na to przygotowany i zdążył uskoczyć jednak zrobił to w złym momencie. Odskakując przydzwonił w słupek znaku drogowego! 😋 Oj to musiało go zaboleć i raczej następnym razem zastanowi się czy biec za rowerzystą 😉
Okazało się również, że w drugim pojemniku z gazem który kupiłem w Grecji też nie ma ciśnienia i jest do wyrzucenia.... 😕
Po kilku kilometrach docieram do skrzyżowania drogi prowadzącej na Bijelo Polje. A więc do drogi, którą podążałem z kumplem rok temu. Odbijam na Mojkovac. Teraz mam pod górę. Jednak wiem, że trasa nie jest tak bardzo trudna na jaką wygląda chociażby gdy się patrzy na poziomice na mapie. Po dość szybkim dotarciu na przełęcz przychodzi pora na stromy i szybki zjazd do miasta. Widać, że mgła się przeciera. To dobrze !
Rzeka Lim
Gdy zjechałem do miasta wychodzi słońce i robi się piękna pogoda. Leżąc wieczorem w hamaku poprzedniego dnia analizowałem na mapie możliwe warianty dalszej trasy. Z mapy wnikało, że mam bardzo blisko w Góry Durmitor. Zapewne z 90 % osób na moim miejscu by uderzyło właśnie w tamto pasmo górskie. Ja postanawiam jednak postąpić zupełnie inaczej. Choć przyznam, że w przyszłości i tak chciałbym zahaczyć o Durmitor😉
W mieście zakupy w markecie takie naprawdę konkretne bo zdaję sobie sprawę, że w dniu dzisiejszym mogę mieć problem by trafić jeszcze na jakikolwiek sklep. W piekarni kupuję kilka świeżych burków. Jem śniadanie analizując jeszcze raz możliwe warianty dzisiejszej trasy i ruszam w drogę.
Przejeżdżam przez most na rzece Tara i skręcam na zachód. Zaledwie po niespełna 3 kilometrach jazdy docieram do miejsca gdzie rozpoczyna się wyznakowana trasa rowerowa. Jest asfalt i nie powinno być tragedii, ale było trochę inaczej.....
Już po kilkuset metrach asfalt się kończy, a zaczyna się szutrowa droga. Powoli zagłębiam się w pasmo górskie Sinjajevina.
Stromizna drogi bardzo wzrasta podobnie jak temperatura powietrza. Mimo iż jadę w cieniu drzew to strasznie odczuwam duchotę powietrza. Dobrze, że trafiam na obfite źródło, które pozwala mi się dobrze ochłodzić. Niestety zdjęć z początku tej trasy nie ma bo mi gdzieś wsiąkły ponownie 😏
Sinjajevina
Po pięciu kilometrach wspinaczki osiągam wysokość 1500 metrów, a więc bardzo szybko zyskuję 700 metrów przewyższenia. Droga jest w całkiem dobrym stanie choć przeważnie z luźnym kamieniem, który utrudnia podjazd. Docieram do zaznaczonego schroniska na mapie. Nieczynne od kilku lat z tego co zauważyłem 😕
Wyjeżdżam ponad granicę lasu i widoki stają się coraz lepsze. Przejeżdżam przez tereny wykorzystywane do wypasu zwierząt. Często mijam szałasy pasterskie. Czasami pojedyncze, czasami w większych skupiskach, które tworzą niewielkie osady. Duży odsetek samochodów, którymi poruszają się miejscowi to stare VW golfy.
Sinjajevina
Na otwartych przestrzeniach mogę dostrzec ogrom tego pasma górskiego. Bardzo dobrze obrazują to ujęcia z drona. Tutaj trzeba zaznaczyć, że Góry Sinjajevina są jednym z rzadziej odwiedzanych pasm Czarnogóry. Te skalisto-trawiaste zbocza i ogromne przestrzenie, które trzeba pokonać powodują, że ciężko spotkać tu turystów. Ja poza miejscowymi wypasającymi stada zwierząt spotkałem tylko dwójkę polaków na motocyklach enduro.
Przemierzając to pasmo górskie droga raz jest niczego sobie by po chwili stać się strasznie wyboistą. Na takiej nawierzchni bardzo niewygodnie się jedzie z bagażami.
Za to widoki coraz ciekawsze.
Docieram do największej osady pasterskiej w okolicy. To katun Rużica i najbardziej rozpoznawalny obiekt czyli tamtejszy kościół.
Przez Góry Sinjajevina
Rużica
W dniu dzisiejszym jest tam jakaś impreza bo pod kościołem kręci się z kilkaset osób, a po okolicznych drogach jeździ bardzo wiele samochodów. W innym wypadku zapewne bym tam podjechał, ale w taki tłum nie chcę się pchać.
Rużica
Jadę dalej na zachód. Droga staje się coraz gorsza i średnia prędkość poruszania się drastycznie mi spada. Godzina coraz późniejsza, a do końca wyznakowanej trasy rowerowej przeszło 40 kilometrów. Nie ma opcji bym przed nocą tamtędy opuścił te góry. Decyduję się zmienić kierunek na południowy i nieoznakowaną drogą dotrzeć do Krnja Jela gdzie trafiam na wąski i stromy asfalcik.
Niby dystanse niewielki jednak w tak trudnym terenie pokonanie tego zajmuje bardzo dużo czasu.
Polskie Ursusy to często spotykana marka ciągników na Bałkanach.
Jadę główną drogą w kierunku miasta Šavnik. Sadziłem, że skoro droga wiedzie wzdłuż rzeki, a rzeka płynie w dół w kierunku gdzie chcę jechać to powinno być z góry. Jednak droga coraz bardziej pnie się pod górę. Momentami droga jest 300 metrów powyżej rzeki płynącej głębokim kanionem.
No nieźle się wymęczyłem na tej trasie. Najgorsze było jednak to, że całkowicie skończyło mi się picie. Miałem nadzieję, że w Šavniku znajdę chociaż stację paliw gdzie kupię coś do picia. Po bardzo szybkim zjeździe do miasta udaje się trafić na czynny jeszcze market. Jestem uratowany ! 😋
W dole Šavnik
Jest tuż przed zachodem słońca. Teraz mam dylemat jak dalej jechać. Którą bym drogę nie wybrał to jest pod górę. W mojej głowie przewinęła się nawet myśl by skierować się na Žabljak by następnego dnia jednak odwiedzić Durmitor. Jednak widok burzowych chmur zadecydował nad drugą opcją czyli kierunkiem na Nikšić.
Šavnik
Już po zachodzie słońca rozpoczynam trudny podjazd po bardzo krętej drodze. Zdjęć nie robię bo chcę podjechać jak najwyżej zanim dogoni mnie burza. W ostatnim momencie udało mi się rozwiesić płachtę biwakową i zaczęło lać. Ale w nocy to sobie może i "żabami" rzucać 😉
Dystans dnia 21: 159,63 km
Suma podjazdów: 2898 metrów
Galeria dzień 21: https://photos.app.goo.gl/qN9bkai8FKKujv1e6
cdn...
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 22/28 - 03.08.2019 - Przez Czarnogórę oraz Bośnię i Hercegowinę
W nocy często popaduje bo przetaczają się w pobliżu burze. Jednak wysokość przeszło 1500 metrów ponad poziomem morza to trochę mało odpowiednie miejsce na spędzenie burzowej nocy. Jednak wczoraj było mi już wszystko jedno gdzie się zatrzymuję po bardzo ciężkim dniu 😉
Teraz całkiem wcześnie zbieram się do drogi. Początek to stromo w dół. Jak na razie to przejrzystość powietrza jest bardzo słaba . Po nocnych opadach teraz wraz ze wzrostem temperatury wszystko paruje.
Do miasta Nikšić mam 30 kilometrów w dół i do wytracenia 900 metrów wysokości. Natrafiam na przydrożną knajpkę. Zatrzymuję się na śniadanie. Smaczne kanapki przygotowują. Chyba też za dużo piwa wypiłem, ale co mam poradzić jak akurat teraz fajnie mi ono wchodziło 😉 Dopiero drugi raz podładowałem telefon bo do tej pory w zupełności wystarczało prądu z prądnicy w przednim kole 😀
Zdjęć nie mam, a były. Ponownie gdzieś wyparowały 😕 Ruszam dalej. Jednak będąc najedzonym rezygnuję z odwiedzin miasta tym bardziej, że musiałbym trochę odbić od dzisiejszej trasy. Robię małe zakupy na przedmieściach i kieruję się ku granicy z Bośnią i Hercegowiną. Mijam stary kamienny most i rozpoczynam długi i męczący podjazd do granicy.
Kamienny most na przedmieściach Nikšić
Powoli zyskuję wysokość. Przejeżdżam obok jeziora Slano.
Jezioro Slano.
Mimo iż jadę dość ruchliwą drogą krajową to miejscowości przez które ta droga prowadzi są w znacznym stopniu opuszczone.
Na odcinku około 15 kilometrów trwa remont drogi. Wszędzie pracuje ciężki sprzęt. W wielu miejscach droga jest "prostowana", a na całym remontowanym odcinku nie ma nawierzchni asfaltowej. Ruch odbywa się normalnie. Samochody wzbijają straszne tumany kurzu i w połączeniu z potem staję się coraz bardziej brudny...
Droga do granicy w przebudowie.
Dopiero od wsi Vilusi jest nowy asfalt. Pozostało mi ze trzy kilometry do granicy. Wymagający odcinek, ale znam go bardzo dobrze sprzed dwóch lat. Kupuję wodę na stacji paliw i uderzam na przejście graniczne. Odprawa wręcz ekspresowa. Na posterunku czarnogórskim to celnik nawet nie chciał wziąć ode mnie paszportu 😉
Opuszczam już Czarnogórę.
Przychodzi pora na zjazd. Zjazd, który poznałem kiedyś bardzo dobrze. Wówczas co kawałek się zatrzymywałem by zrobić zdjęcie będąc zafascynowany widokami. Teraz już one spowszedniały, a i przejrzystość powietrza nie jest taka jak ostatnim razem. Jadę szybko na dół.
Dolina rzeki Trebišnjica
Jeszcze chwila i docieram do Trebinje. Jestem tu już po raz drugi. Zwiedzać nie mam zamiaru bo widziałem już niemal wszystko poprzednim razem. Teraz za to podjeżdżam pod zabytkowy kamienny most, który to pominąłem poprzednim razem.
Most Arslanagica został wybudowany 1574 roku. W latach 60 tych XX wieku został jednak przeniesiony bliżej miasta ze względu na budowę zapory wodnej na rzece Trebisznicy. Pięknie się prezentuje na tle górującego nad miastem szczytu Leotar !
Zalane miejscowości
Kamienny most na rzece Trebišnjica
W mieście obowiązkowe zakupy. Muszę zrobić naprawdę spore zapasy bo przede mną duży dystans do pokonania. Może niezbyt wymagający ale po drodze nie ma żadnych sklepów.
Trebinje
Opuszczam miasto jadąc dalej główną drogą. Zatrzymuję się na posiłek. Wykorzystuję poprawiającą się pogodę i lecę do góry dronem. Nad miastem góruje wysoki na 1228 metrów szczyt Leotar. Kiedyś powiedziałem sobie, że tam wjadę, ale zamiar ten będzie musiał poczekać jeszcze jakiś czas 😉
Leotar 1228 m
Moja trasa przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów wiedzie rozległą doliną zwaną Popovo Polje, którą płynie rzeka Trebisznica. Jako, że okolica jest pochodzenia krasowego to koryto rzeki jest całkowicie wybetonowane. Zrobiono to po to by woda nie wsiąkała w wapienne podłoże.
Jest bardzo upalnie. Taka sytuacja utrzymuje się już odkąd byłem w Bułgarii. Nie ma dnia by temperatura zeszła poniżej 30 na plusie. Pogoda coraz lepsza. Zatrzymuję się w kilku niewielkich miejscowościach by sfotografować jakiś pomnik lub ruiny domostw, których jest w okolicy bardzo wiele.
Popovo Polje
Rok wcześniej jechałem w okolicy genialną trasą rowerową po nieistniejącej już trasie kolei wąskotorowej Ćiro. Jadąc wówczas z Grzesiem zakończyliśmy poruszanie się tą trasą w miejscowości Ravno. Powiedziałem sobie, że jak kiedyś dane mi będzie być w okolicy to postaram się kontynuować jazdę po Ćiro w kierunku Mostaru. I właśnie dziś taka okazja się trafiła. Zjeżdżam nad rzekę gdzie robię dłuższy popas. Kąpiel oraz przepierka ubrań w lodowato zimnej wodzie. Zaraz po mnie zjeżdża ciężarówka przerobiona na kampera. Starsze małżeństwo widząc, że miejsce jest zajęte przeze mnie wycofuje się i próbuje na drugim brzegu. Długi czas przyglądam się jak taranują zieleń po tamtej stronie rzeki. Jednak ich wysiłki są daremne bo miejscówka po prostu kiepska. Wracają na moją stronę i czekają nie wiedząc co dalej począć. Daję im znać, że zaraz się zbieram do drogi i zrobię miejsce.
A wracając do rzeki to woda płynąca jej korytem wykorzystywana jest do nawadniania upraw w dolinie, więc często spotkać można odchodzące kanały i przepompownie czy też ogromne koła czerpiące wodę.
Trebišnjica
Popovo Polje
Przede mną krótki podjazd do miejscowości Ravno. Tam odbijam na trasę rowerową Ćiro. Właśnie w tym miejscu tą trasę opuściliśmy w zeszłym roku. Teraz odbijam w kierunku na Mostar.
Po dawnej trasie kolei wąskotorowej Ćiro.
Trasa jest po prostu genialna ! "Ćiro" łączyła w przeszłości Dubrownik, Trebinje i Mostar. Kolej wąskotorowa została wybudowana na początku XX wieku. Pierwszy pociąg parowy zwany właśnie „Ćiro” przejechał trasę w lipcu 1901 r. Jej kres nastąpił w roku 1971 r. gdy władze Jugosławii zamknęły wszystkie linie, które były nierentowne. Teraz prowadzi tędy niesamowita trasa rowerowa, którą gdy się przejedzie to pozostanie w pamięci na zawsze. Jest to swoiste muzeum na wolnym powietrzu. W każdej miejscowości i tej istniejącej jak i nieistniejącej zobaczymy pozostałości po stacjach kolejowych. Wszędzie ustawione tablice informacyjne zawierające rys historyczny danego miejsca.
Wykorzystuję jeszcze późnopopołudniowe słońce i wykonuję kilka ujęć z drona.
Docieram do miejsca gdzie Trebisznica kończy swój bieg na powierzchni i znika pod ziemią. Swoją drogą rzeka ta jest pewnego rodzaju ewenementem. Zaliczana jest do typu cieku wodnego zwanego ponornicą. Ubierając to w odpowiednie słowa oznacza to iż częściowo biegnie na powierzchni(98 km), a częściowo pod ziemią(89 km). Na powierzchni znika w okolicy zbiornika Čapljina.
Zbiornik Čapljina.
W miejscowości Hutovo widzę zaznaczoną na mapie jakąś knajpę. Pragnienie mi doskwiera, więc decyduję się tam zatrzymać. Wypijam kilka browarków i już przy zapadającym zmroku opuszczam miejscowość.
Dalsza jazda z Hutovo może być na dwa sposoby. Albo po drodze asfaltowej lub dalej po nasypie kolejowym. W obu przypadkach wiedzie wyznakowana trasa Ćiro. Ja wybieram jazdę po nasypie kolejowym. Na tym odcinku widać, że prowadzone są właśnie jakieś prace na dawnym nasypie. Nawierzchnia świeżo rozplantowana.
W miejscowości Gornje Hrasno jest kawałek znośnej nawierzchni, ale dalej to się już zaczyna....
Nawierzchnia staje się bardzo zła. Nie to, żeby mi się nie podobało jednak jechać po nocy tak kamienistą i w wielu miejscach zarośniętą trasą było trochę uciążliwe.
Pokonuję na tym odcinku bodaj osiem tuneli wykutych w skale i jeden most kolejowy. Za ostatnim z tuneli znajduję punkt widokowy i ławki. Tu postanawiam pozostać na kolejną noc mimo iż nie ma możliwości rozwieszenia hamaka.....
Dystans dnia 22: 205,06 km
Suma podjazdów: 1047 metrów
Galeria z dnia 22: https://photos.app.goo.gl/wgkfSV5iKurwcpAu6
cdn...
W nocy często popaduje bo przetaczają się w pobliżu burze. Jednak wysokość przeszło 1500 metrów ponad poziomem morza to trochę mało odpowiednie miejsce na spędzenie burzowej nocy. Jednak wczoraj było mi już wszystko jedno gdzie się zatrzymuję po bardzo ciężkim dniu 😉
Teraz całkiem wcześnie zbieram się do drogi. Początek to stromo w dół. Jak na razie to przejrzystość powietrza jest bardzo słaba . Po nocnych opadach teraz wraz ze wzrostem temperatury wszystko paruje.
Do miasta Nikšić mam 30 kilometrów w dół i do wytracenia 900 metrów wysokości. Natrafiam na przydrożną knajpkę. Zatrzymuję się na śniadanie. Smaczne kanapki przygotowują. Chyba też za dużo piwa wypiłem, ale co mam poradzić jak akurat teraz fajnie mi ono wchodziło 😉 Dopiero drugi raz podładowałem telefon bo do tej pory w zupełności wystarczało prądu z prądnicy w przednim kole 😀
Zdjęć nie mam, a były. Ponownie gdzieś wyparowały 😕 Ruszam dalej. Jednak będąc najedzonym rezygnuję z odwiedzin miasta tym bardziej, że musiałbym trochę odbić od dzisiejszej trasy. Robię małe zakupy na przedmieściach i kieruję się ku granicy z Bośnią i Hercegowiną. Mijam stary kamienny most i rozpoczynam długi i męczący podjazd do granicy.
Kamienny most na przedmieściach Nikšić
Powoli zyskuję wysokość. Przejeżdżam obok jeziora Slano.
Jezioro Slano.
Mimo iż jadę dość ruchliwą drogą krajową to miejscowości przez które ta droga prowadzi są w znacznym stopniu opuszczone.
Na odcinku około 15 kilometrów trwa remont drogi. Wszędzie pracuje ciężki sprzęt. W wielu miejscach droga jest "prostowana", a na całym remontowanym odcinku nie ma nawierzchni asfaltowej. Ruch odbywa się normalnie. Samochody wzbijają straszne tumany kurzu i w połączeniu z potem staję się coraz bardziej brudny...
Droga do granicy w przebudowie.
Dopiero od wsi Vilusi jest nowy asfalt. Pozostało mi ze trzy kilometry do granicy. Wymagający odcinek, ale znam go bardzo dobrze sprzed dwóch lat. Kupuję wodę na stacji paliw i uderzam na przejście graniczne. Odprawa wręcz ekspresowa. Na posterunku czarnogórskim to celnik nawet nie chciał wziąć ode mnie paszportu 😉
Opuszczam już Czarnogórę.
Przychodzi pora na zjazd. Zjazd, który poznałem kiedyś bardzo dobrze. Wówczas co kawałek się zatrzymywałem by zrobić zdjęcie będąc zafascynowany widokami. Teraz już one spowszedniały, a i przejrzystość powietrza nie jest taka jak ostatnim razem. Jadę szybko na dół.
Dolina rzeki Trebišnjica
Jeszcze chwila i docieram do Trebinje. Jestem tu już po raz drugi. Zwiedzać nie mam zamiaru bo widziałem już niemal wszystko poprzednim razem. Teraz za to podjeżdżam pod zabytkowy kamienny most, który to pominąłem poprzednim razem.
Most Arslanagica został wybudowany 1574 roku. W latach 60 tych XX wieku został jednak przeniesiony bliżej miasta ze względu na budowę zapory wodnej na rzece Trebisznicy. Pięknie się prezentuje na tle górującego nad miastem szczytu Leotar !
Zalane miejscowości
Kamienny most na rzece Trebišnjica
W mieście obowiązkowe zakupy. Muszę zrobić naprawdę spore zapasy bo przede mną duży dystans do pokonania. Może niezbyt wymagający ale po drodze nie ma żadnych sklepów.
Trebinje
Opuszczam miasto jadąc dalej główną drogą. Zatrzymuję się na posiłek. Wykorzystuję poprawiającą się pogodę i lecę do góry dronem. Nad miastem góruje wysoki na 1228 metrów szczyt Leotar. Kiedyś powiedziałem sobie, że tam wjadę, ale zamiar ten będzie musiał poczekać jeszcze jakiś czas 😉
Leotar 1228 m
Moja trasa przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów wiedzie rozległą doliną zwaną Popovo Polje, którą płynie rzeka Trebisznica. Jako, że okolica jest pochodzenia krasowego to koryto rzeki jest całkowicie wybetonowane. Zrobiono to po to by woda nie wsiąkała w wapienne podłoże.
Jest bardzo upalnie. Taka sytuacja utrzymuje się już odkąd byłem w Bułgarii. Nie ma dnia by temperatura zeszła poniżej 30 na plusie. Pogoda coraz lepsza. Zatrzymuję się w kilku niewielkich miejscowościach by sfotografować jakiś pomnik lub ruiny domostw, których jest w okolicy bardzo wiele.
Popovo Polje
Rok wcześniej jechałem w okolicy genialną trasą rowerową po nieistniejącej już trasie kolei wąskotorowej Ćiro. Jadąc wówczas z Grzesiem zakończyliśmy poruszanie się tą trasą w miejscowości Ravno. Powiedziałem sobie, że jak kiedyś dane mi będzie być w okolicy to postaram się kontynuować jazdę po Ćiro w kierunku Mostaru. I właśnie dziś taka okazja się trafiła. Zjeżdżam nad rzekę gdzie robię dłuższy popas. Kąpiel oraz przepierka ubrań w lodowato zimnej wodzie. Zaraz po mnie zjeżdża ciężarówka przerobiona na kampera. Starsze małżeństwo widząc, że miejsce jest zajęte przeze mnie wycofuje się i próbuje na drugim brzegu. Długi czas przyglądam się jak taranują zieleń po tamtej stronie rzeki. Jednak ich wysiłki są daremne bo miejscówka po prostu kiepska. Wracają na moją stronę i czekają nie wiedząc co dalej począć. Daję im znać, że zaraz się zbieram do drogi i zrobię miejsce.
A wracając do rzeki to woda płynąca jej korytem wykorzystywana jest do nawadniania upraw w dolinie, więc często spotkać można odchodzące kanały i przepompownie czy też ogromne koła czerpiące wodę.
Trebišnjica
Popovo Polje
Przede mną krótki podjazd do miejscowości Ravno. Tam odbijam na trasę rowerową Ćiro. Właśnie w tym miejscu tą trasę opuściliśmy w zeszłym roku. Teraz odbijam w kierunku na Mostar.
Po dawnej trasie kolei wąskotorowej Ćiro.
Trasa jest po prostu genialna ! "Ćiro" łączyła w przeszłości Dubrownik, Trebinje i Mostar. Kolej wąskotorowa została wybudowana na początku XX wieku. Pierwszy pociąg parowy zwany właśnie „Ćiro” przejechał trasę w lipcu 1901 r. Jej kres nastąpił w roku 1971 r. gdy władze Jugosławii zamknęły wszystkie linie, które były nierentowne. Teraz prowadzi tędy niesamowita trasa rowerowa, którą gdy się przejedzie to pozostanie w pamięci na zawsze. Jest to swoiste muzeum na wolnym powietrzu. W każdej miejscowości i tej istniejącej jak i nieistniejącej zobaczymy pozostałości po stacjach kolejowych. Wszędzie ustawione tablice informacyjne zawierające rys historyczny danego miejsca.
Wykorzystuję jeszcze późnopopołudniowe słońce i wykonuję kilka ujęć z drona.
Docieram do miejsca gdzie Trebisznica kończy swój bieg na powierzchni i znika pod ziemią. Swoją drogą rzeka ta jest pewnego rodzaju ewenementem. Zaliczana jest do typu cieku wodnego zwanego ponornicą. Ubierając to w odpowiednie słowa oznacza to iż częściowo biegnie na powierzchni(98 km), a częściowo pod ziemią(89 km). Na powierzchni znika w okolicy zbiornika Čapljina.
Zbiornik Čapljina.
W miejscowości Hutovo widzę zaznaczoną na mapie jakąś knajpę. Pragnienie mi doskwiera, więc decyduję się tam zatrzymać. Wypijam kilka browarków i już przy zapadającym zmroku opuszczam miejscowość.
Dalsza jazda z Hutovo może być na dwa sposoby. Albo po drodze asfaltowej lub dalej po nasypie kolejowym. W obu przypadkach wiedzie wyznakowana trasa Ćiro. Ja wybieram jazdę po nasypie kolejowym. Na tym odcinku widać, że prowadzone są właśnie jakieś prace na dawnym nasypie. Nawierzchnia świeżo rozplantowana.
W miejscowości Gornje Hrasno jest kawałek znośnej nawierzchni, ale dalej to się już zaczyna....
Nawierzchnia staje się bardzo zła. Nie to, żeby mi się nie podobało jednak jechać po nocy tak kamienistą i w wielu miejscach zarośniętą trasą było trochę uciążliwe.
Pokonuję na tym odcinku bodaj osiem tuneli wykutych w skale i jeden most kolejowy. Za ostatnim z tuneli znajduję punkt widokowy i ławki. Tu postanawiam pozostać na kolejną noc mimo iż nie ma możliwości rozwieszenia hamaka.....
Dystans dnia 22: 205,06 km
Suma podjazdów: 1047 metrów
Galeria z dnia 22: https://photos.app.goo.gl/wgkfSV5iKurwcpAu6
cdn...
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 23/28 - 04.08.2019 - Chorwacja....
O świcie budzi mnie ujadanie psów. Trochę po wizycie w Grecji jestem przewrażliwiony na ich punkcie. Inna sprawa, że już i tak najwyższa pora zbierać się do drogi bo już wzeszło słońce 😉 Zwijam obóz i ruszam w trasę. Z mapy wynika, że zaraz powinienem dotrzeć do cywilizacji. Nagle na mojej trasie wyskakują trzy kundle, które na mój widok tak się wystraszyły, że skowycząc rozbiegły się w różnych kierunkach! No aż tak źle chyba nie wyglądam ? Raczej... 😋
Można i tak biwakować 😉
Zjeżdżam do miejscowości Dračevo i tam na samym początku trafiam na sklep. Skoro już jest to zrobię zakupy. Następnie jadę dalej trasą rowerową Ćiro. Jednak teraz jest ona już wyasfaltowana. Przejeżdżam starym mostem kolejowym nad rzeką Krupa, a następnie kolejny dłuższy most nad Neretwą.
Pozostałość infrastruktury po dawnej linii kolei wąskotorowej.
Rzeka Krupa
Neretwa
Początkowo myślałem by jechać dalej do Mostaru, ale z rana uznałem, że przecież tam już byłem i to nie tak dawno bo zaledwie rok temu. Może więc wymyślić inną trasę ? Z miasta Čapljina jadę główną trasą na Ljubuški. Trasę znam bo już kiedyś ten odcinek przemierzałem nocą. Kilka pagórków i zjazd do przejścia granicznego Orahovlje/Orah. Szybka odprawa i powracam do UE.
Kamienie nagrobne stećci.
Powrót do UE
Zaraz po przekroczeniu granicy łapie kolejnego kapcia na tej wyprawie, ale tym razem w przednim kole gdzie mam założoną oponę antyprzebiciową. Strzela mi kolejna szprycha na tym wypadzie. Aktualnie jadę bez dwóch bo nie mam już zapasu. Muszę możliwie jak najszybciej pomyśleć o tym by kupić szprychy w jakimś sklepie rowerowym. Dzisiaj raczej nie trafię na żaden. W dodatku jest niedziela, a jutro jakieś święto państwowe....
Jak już stoję to napiję się zimnego piwa 😀
Do Vrgoraca mam wymagający podjazd. Miasto niewielkie usytuowane na zboczu szczytu Svaty Rok. Jest strasznie duszo. Stromo nachylonymi drogami przejeżdżam przez miasto.
Vrgorac
Vrgorac
Kupuję zimnego browarka i wyjeżdżam z miasta w kierunku północnym drogą krajową D62. Okazuje się jednak, że droga zamknięta ze względu na remont, ale rowerem raczej przejadę. I faktycznie od znaku z nazwą miejscowości koniec utrudnień. Zatrzymuję się na miejscu postojowym dla zmotoryzowanych. Są ławeczki i można sobie usiąść i zjeść drugie śniadanie. Lecę dronem zobaczyć co tam widać z góry.
Vrgorac
Svaty Rok 1062 m
Przede mną długi i momentami dający nieźle w kość podjazd. Plus jest taki, że przez kilka kilometrów na drodze jestem sam.
Mijam niewielkie miejscowości. Wiele domostw opuszczonych.
Jeszcze więcej przydrożnych pomników upamiętniających ofiary II WŚ.
Zdobywam przełęcz osiągającą ponad 730 metrów n.p.m. Teraz powinno być w teorii w dół. Towarzyszy mi widok na najwyższy szczyt Biokovo - Sveti Jure. W 2013 roku tam byłem i powiedziałem, że jeszcze kiedyś zdobędę ten szczyt. Relacji z tamtej wyprawy nie ma bo to było jeszcze zanim powstał niniejszy blog 😉 Mimo iż od tamtej pory przejeżdżałem w pobliży trzy razy to się nie zdecydowałem. Po prostu wiem jak ciężki jest to podjazd z bagażami. Jeszcze gdyby była jakaś wybitna przejrzystość powietrza to być może....
Góry Biokovo
Svaty Jure 1762 m
Svaty Jure
Jadę w dół do miejscowości Zagvozd. Kurde myślałem, że mam wystarczającą ilość wody, a tu okazuje się, że jadę na oparach. Na szczęście trafiam na niewielki sklepik gdzie robię zapasy 😉
stećci
Zagvozd
Cały czas podążam tą D62. Powoli oddalam się od masywu Biokovo. Im jestem dalej tym większe wrażenie robi to pasmo górskie.
Svaty Jure 1762 m
Przykład działania filtra polaryzacyjnego.
Wzdłuż trasy płynie Cetina w malowniczym wąwozie. Przejeżdżam przez Blato na Cetini. Bardzo dobrze zapamiętałem w którym miejscu stoi takia niewysoka kamienna wieża widokowa. Jedynie co się zmieniło to ilość śmieci w pobliżu.....
Góry Biokovo i kanion rzeki Cetina
Przy tym późnopopołudniowym świetle Masyw Biokovo świetnie się prezentuje. Ciągle odwracam wzrok w tamtym kierunku.
Biokovo
Igor leci na rekonesans. Z góry widoki też niczego sobie😀
Kanion rzeki Cetina
Dalsza trasa jest taka bardziej interwałowa. Teraz też mniej terenów zabudowanych. Taka trochę dzicz. Ruch na drodze również bardzo niewielki. Na poboczu stoją rozwalone samochody....
W ogóle ten dzień jest taki jakiś nijaki. Mało zwiedzania, ale też trasa w drugiej części dnia jest mi znajoma sprzed siedmiu lat i jest w związku z tym bez polotu. Dlatego też nie widziałem potrzeby zatrzymywać się w Trilj gdzie byłem już bodaj dwa razy.
Cetina
Kilometrów przybywa. Jednak nie tak szybko jakby sobie tego życzył....
Przed zachodem słońca docieram do dość sporego miasta jakim jest Sinj. Do tej pory będąc tu dwukrotnie ograniczałem się do zrobienia zakupów. Tym razem byłem zdecydowany odwiedzić centrum. Byłem... okazało się, że do centrum nic nie wjedzie bo w Chorwacji właśnie w ten weekend obchodzone jest święto Dnia Zwycięstwa i Dumy Państwowej. Z tego powodu duże miasta są całkowicie sparaliżowane, a w centrach odbywają się parady, które oglądają tłumy miejscowych i przyjezdnych. Dodatkowo towarzyszą temu różne inne imprezy.
Obchody Dnia Zwycięstwa i Dumy Państwowej w Sinj
Zmieniam kierunek jazdy na zachodni. Do miejscowości Sutina mam wymagający podjazd. Ruch na drodze też po zmroku się wzmaga bo ludzie rozjeżdżają się po domach po imprezie w Sinj.
Robi się całkiem ciemno i temperatura trochę poszła w dół. Postanawiam dziś trochę dłużej pokręcić po nocy. Jednak gdy temperatura spada na tyle, że muszę ubrać długie ciuchy to jednak decyduję się zatrzymać na noc. Miejscówka troch kiepska, ale co mi tam 😉
Dzień 23: 201,03 km
Suma podjazdów: 1960 metrów
Galeria dzień 23:
cdn... https://photos.app.goo.gl/cxv6aKGv2Qsrna5LA
O świcie budzi mnie ujadanie psów. Trochę po wizycie w Grecji jestem przewrażliwiony na ich punkcie. Inna sprawa, że już i tak najwyższa pora zbierać się do drogi bo już wzeszło słońce 😉 Zwijam obóz i ruszam w trasę. Z mapy wynika, że zaraz powinienem dotrzeć do cywilizacji. Nagle na mojej trasie wyskakują trzy kundle, które na mój widok tak się wystraszyły, że skowycząc rozbiegły się w różnych kierunkach! No aż tak źle chyba nie wyglądam ? Raczej... 😋
Można i tak biwakować 😉
Zjeżdżam do miejscowości Dračevo i tam na samym początku trafiam na sklep. Skoro już jest to zrobię zakupy. Następnie jadę dalej trasą rowerową Ćiro. Jednak teraz jest ona już wyasfaltowana. Przejeżdżam starym mostem kolejowym nad rzeką Krupa, a następnie kolejny dłuższy most nad Neretwą.
Pozostałość infrastruktury po dawnej linii kolei wąskotorowej.
Rzeka Krupa
Neretwa
Początkowo myślałem by jechać dalej do Mostaru, ale z rana uznałem, że przecież tam już byłem i to nie tak dawno bo zaledwie rok temu. Może więc wymyślić inną trasę ? Z miasta Čapljina jadę główną trasą na Ljubuški. Trasę znam bo już kiedyś ten odcinek przemierzałem nocą. Kilka pagórków i zjazd do przejścia granicznego Orahovlje/Orah. Szybka odprawa i powracam do UE.
Kamienie nagrobne stećci.
Powrót do UE
Zaraz po przekroczeniu granicy łapie kolejnego kapcia na tej wyprawie, ale tym razem w przednim kole gdzie mam założoną oponę antyprzebiciową. Strzela mi kolejna szprycha na tym wypadzie. Aktualnie jadę bez dwóch bo nie mam już zapasu. Muszę możliwie jak najszybciej pomyśleć o tym by kupić szprychy w jakimś sklepie rowerowym. Dzisiaj raczej nie trafię na żaden. W dodatku jest niedziela, a jutro jakieś święto państwowe....
Jak już stoję to napiję się zimnego piwa 😀
Do Vrgoraca mam wymagający podjazd. Miasto niewielkie usytuowane na zboczu szczytu Svaty Rok. Jest strasznie duszo. Stromo nachylonymi drogami przejeżdżam przez miasto.
Vrgorac
Vrgorac
Kupuję zimnego browarka i wyjeżdżam z miasta w kierunku północnym drogą krajową D62. Okazuje się jednak, że droga zamknięta ze względu na remont, ale rowerem raczej przejadę. I faktycznie od znaku z nazwą miejscowości koniec utrudnień. Zatrzymuję się na miejscu postojowym dla zmotoryzowanych. Są ławeczki i można sobie usiąść i zjeść drugie śniadanie. Lecę dronem zobaczyć co tam widać z góry.
Vrgorac
Svaty Rok 1062 m
Przede mną długi i momentami dający nieźle w kość podjazd. Plus jest taki, że przez kilka kilometrów na drodze jestem sam.
Mijam niewielkie miejscowości. Wiele domostw opuszczonych.
Jeszcze więcej przydrożnych pomników upamiętniających ofiary II WŚ.
Zdobywam przełęcz osiągającą ponad 730 metrów n.p.m. Teraz powinno być w teorii w dół. Towarzyszy mi widok na najwyższy szczyt Biokovo - Sveti Jure. W 2013 roku tam byłem i powiedziałem, że jeszcze kiedyś zdobędę ten szczyt. Relacji z tamtej wyprawy nie ma bo to było jeszcze zanim powstał niniejszy blog 😉 Mimo iż od tamtej pory przejeżdżałem w pobliży trzy razy to się nie zdecydowałem. Po prostu wiem jak ciężki jest to podjazd z bagażami. Jeszcze gdyby była jakaś wybitna przejrzystość powietrza to być może....
Góry Biokovo
Svaty Jure 1762 m
Svaty Jure
Jadę w dół do miejscowości Zagvozd. Kurde myślałem, że mam wystarczającą ilość wody, a tu okazuje się, że jadę na oparach. Na szczęście trafiam na niewielki sklepik gdzie robię zapasy 😉
stećci
Zagvozd
Cały czas podążam tą D62. Powoli oddalam się od masywu Biokovo. Im jestem dalej tym większe wrażenie robi to pasmo górskie.
Svaty Jure 1762 m
Przykład działania filtra polaryzacyjnego.
Wzdłuż trasy płynie Cetina w malowniczym wąwozie. Przejeżdżam przez Blato na Cetini. Bardzo dobrze zapamiętałem w którym miejscu stoi takia niewysoka kamienna wieża widokowa. Jedynie co się zmieniło to ilość śmieci w pobliżu.....
Góry Biokovo i kanion rzeki Cetina
Przy tym późnopopołudniowym świetle Masyw Biokovo świetnie się prezentuje. Ciągle odwracam wzrok w tamtym kierunku.
Biokovo
Igor leci na rekonesans. Z góry widoki też niczego sobie😀
Kanion rzeki Cetina
Dalsza trasa jest taka bardziej interwałowa. Teraz też mniej terenów zabudowanych. Taka trochę dzicz. Ruch na drodze również bardzo niewielki. Na poboczu stoją rozwalone samochody....
W ogóle ten dzień jest taki jakiś nijaki. Mało zwiedzania, ale też trasa w drugiej części dnia jest mi znajoma sprzed siedmiu lat i jest w związku z tym bez polotu. Dlatego też nie widziałem potrzeby zatrzymywać się w Trilj gdzie byłem już bodaj dwa razy.
Cetina
Kilometrów przybywa. Jednak nie tak szybko jakby sobie tego życzył....
Przed zachodem słońca docieram do dość sporego miasta jakim jest Sinj. Do tej pory będąc tu dwukrotnie ograniczałem się do zrobienia zakupów. Tym razem byłem zdecydowany odwiedzić centrum. Byłem... okazało się, że do centrum nic nie wjedzie bo w Chorwacji właśnie w ten weekend obchodzone jest święto Dnia Zwycięstwa i Dumy Państwowej. Z tego powodu duże miasta są całkowicie sparaliżowane, a w centrach odbywają się parady, które oglądają tłumy miejscowych i przyjezdnych. Dodatkowo towarzyszą temu różne inne imprezy.
Obchody Dnia Zwycięstwa i Dumy Państwowej w Sinj
Zmieniam kierunek jazdy na zachodni. Do miejscowości Sutina mam wymagający podjazd. Ruch na drodze też po zmroku się wzmaga bo ludzie rozjeżdżają się po domach po imprezie w Sinj.
Robi się całkiem ciemno i temperatura trochę poszła w dół. Postanawiam dziś trochę dłużej pokręcić po nocy. Jednak gdy temperatura spada na tyle, że muszę ubrać długie ciuchy to jednak decyduję się zatrzymać na noc. Miejscówka troch kiepska, ale co mi tam 😉
Dzień 23: 201,03 km
Suma podjazdów: 1960 metrów
Galeria dzień 23:
cdn... https://photos.app.goo.gl/cxv6aKGv2Qsrna5LA
Ostatnio zmieniony 2020-01-20, 19:21 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 24/28 - 05.08.2019 - Przez Chorwację do Bośni i Hercegowiny....
W nocy jest zimno, bardzo zimno.... Nie spodziewałem się, że podczas tej wyprawy to właśnie w Chorwacji spędzę najchłodniejszą noc ze wszystkich. O świcie termometr wskazuje niecałe siedem stopni powyżej zera ! Jeszcze gdybym miał rozwieszony hamak to założyłbym podpinkę ocieplającą dzięki czemu na pewno nie odczułbym tak tego chłodu. Jednak drzew w pobliżu brak....
Skoro świt ruszam w drogę. Gdy tylko wstaje słońce to od razu temperatura wzrasta. Choć i tak dość długo dziś nagrzewa się powietrze. Mam z góry, więc dość szybko docieram do miasta Drniš. Na horyzoncie góruje szczyt Velika Promina.
Velika Promina
Drniš
W mieście tylko niewielkie zakupy i zaraz wyjeżdżam w kierunku zachodnim. Tak sobie pomyślałem, że może by odwiedzić Park Narodowy Krka ? W sumie jestem całkiem niedaleko 😉 Do granicy parku narodowego mam kilkanaście kilometrów po niemal płaskim. Bardzo szybko mi się jedzie i po niespełna pół godzinie rozpoczynam zjazd do kanionu rzeki Krka.
Velebit
Przyznam szczerze iż trochę się rozczarowałem. Spodziewałem się jakichś lepszych widoków. Szybko przejeżdżam przez rzekę. Przejazd regulowany sygnalizacją świetlną. Rozpoczynam wspinaczkę po drugiej stronie kanionu rzeki.
Krka
Z miejscowości Laskovica jadę wyznakowaną trasą rowerową. Droga szutrowa i znacznie więcej miałem frajdy jadąc nią aniżeli przejeżdżając przez park narodowy. Tu okolica bardziej stepowa w znacznym stopniu wypalona przez po,żary w ostatnich latach. W dali widoczne pasmo Velebit.
Jadę w kierunku miasta Knin. Zdecydowałem, że chcę jednak wrócić do Bośni i Hercegowiny 😉
Po drodze miasteczko Kistanje. Zdziwiłem się skąd tam w centrum tak wielu rowerzystów. W ogóle okolica jest usiana trasami rowerowymi, które są świetnie wyznakowane w terenie. Dopiero będąc w Kninie uświadomiłem sobie, że dziś właśnie w Chorwacji obchodzone jest święto narodowe jakim jest Dzień Zwycięstwa i Dumy Państwowej.
O ile za wstęp do Parku Narodowego Krka nie pobierają opłat o tyle już do wszystkich okolicznych atrakcji tak. Na mapie zaznaczony jest punkt widokowy za wstęp, na który należy uiścić opłatę. Nie mam niestety gotówki, a kartą nie ma możliwości zapłacić. Podobnie jak nieodległe stanowisko archeologiczne Burnum. Jest to pozostałość po stacjonujących w tym miejscu Legionach Rzymskich. Zobaczymy niewiele bo jedynie amfiteatr, kilka fundamentów po budynkach oraz pozostałości akweduktu. Oczywiście nie mając gotówki mogłem zapomnieć o zwiedzaniu....
Burnum
Velika Promina
Będąc zaledwie kilka kilometrów od Knina widzę jak jedzie za mną duży peleton kolarski prowadzony przez kilka radiowozów oraz motocykli. Jako, że bardzo szybko się zbliżali to zjeżdżam na bok i czekam aż mnie wyprzedzą. O ile szpica darła jak zawodowy peleton o tyle z tyłu byli maruderzy, których gdy ruszyłem dość szybko dogoniłem. Przed zjazdem do miasta peleton zatrzymał się na poboczu tak by wszyscy razem zjechali do miasta. Ja tego momentu nie doczekałem bo byłem pierwszy.
Miałem plan na zwiedzanie miasta bo mimo iż byłem tu już dwukrotnie to zawsze pod wieczór i mój postój ograniczał się jedynie do zrobienia zakupów. Tym razem niestety było podobnie. Ze względu na święto państwowe miasto w całości sparaliżowane. Wszędzie chodzą duże grupy żołnierzy w odświętnych mundurach. Trwają przygotowania do jakiejś defilady...
Nic tu po mnie. Trzeba jechać dalej. Oczywiście muszę znaleźć sklep gdzie będę mógł zapłacić kartą. Na szczęście mimo święta znajduję czynny spory market. Po zakupach ruszam ku granicy z Bośnią i Hercegowiną.
Przejście graniczne znajduje się we wsi Strmica. Domostwa w miejscowości wyglądają w większości na opuszczone. Nawet źródełko z wodą wyschło....
Strmica
Od przejścia granicznego zaczyna się podjazd. Nie jest bardzo stromo, ale teraz popołudniu znowu zrobiło się bardzo gorąco. Na szczęście po drodze jest bardzo obfite w zimną wodę źródło. Trasa też bardzo widokowa co lubię 😀
Po osiągnięciu przełęczy na niemal 1000 metrów n.p.m. rozpoczynam zjazd do Bosansko Grahovo. O ile w Chorwacji spotykałem zaniedbane miejscowości to tutaj jest totalne zadupie. Niby niewielkie miasteczko, a na ulicach nikogo nie spotkałem.
Bosansko Grahovo
Bosansko Grahovo
Kupuję dwa zimne browarki na stacji paliw i jadę dalej. Myślałem, że będzie długo z góry jednak było trochę inaczej niż bym chciał. Co prawda zjazd był, ale po chwili muszę ponownie zyskać odrobinę wysokości. Potem przemierzam rozległą równinę by od Resonovaci ponownie wjechać na przeszło 1000 m n.p.m.
Tutaj już tereny w znacznym stopniu zalesione, a i do tej pory nieoczyszczone z min. Co kawałek napotkać można tablice ostrzegające by nie schodzić z drogi.
CZNWGSN !
I pora zjechać do doliny, którą płynie rzeka Unac, a nad nią leży miasto Drvar. Na chwilę obecną myślę jedynie o zrobieniu zakupów. Znajduję spory market. Robię konkretne zapasy. Następna okazja będzie dopiero następnego dnia.
Opuszczając miasto miałem mały dylemat, którą drogę wybrać. Nieważne jednak jak dalej pojadę i tak mam pod górę. Początkowo myślałem by uderzyć na Park Narodowy Una. Tylko, że przejechałbym tamtędy nocą i nic nie zobaczyłbym. Ruszam, więc główna drogą na Bosanski Petrovac.
Bosanski Petrovac.
Gdy osiągnąłem już sporą wysokość telefon informuje mnie o dostępności sieci wifi. Patrzę jest darmowy dostęp w okolicy jakiegoś pensjonatu. Szybko, więc sprawdzam wiadomości oraz prognozy pogody. Gdy wykonuję te czynności przygląda mi się jakiś starszy pan raz z jednej, a raz z drugiej strony. W końcu podchodzi i się pyta czy może sobie zrobić ze mną zdjęcie ! 😋
No nie miałem nic przeciwko, a on jakby tylko na to czekał wołając swoją żonę, która przybiegła z przygotowanym aparatem 😂 Zrobiliśmy wspólne zdjęcie po czym usłyszałem "A teraz musimy się napić !" No ciężko było odmówić tym bardziej, że chodziło o piwo 😉
Zostaję zaproszony do środka gdzie siedziała cała rodzina. Od razu znalazłem się w samym centrum uwagi bo jakże mogło być inaczej. Zanim dostałem do ręki piwo zostałem poczęstowany kieliszkiem czegoś naprawdę mocnego ! Trochę się wzbraniałem wiedząc, że przede mną jeszcze kawał drogi w dniu dniu dzisiejszym. Na rozmowach o wszystkim mija niemal dwie godziny i robi się dość późno. Trzeba jechać dalej. Wspólna fota ze wszystkimi, obiecuję również że jeżeli kiedyś będę w okolicy to ich odwiedzę. Ruszam w drogę przy zachodzącym słońcu. Sporo mam jeszcze pod górę do przełęczy Oštrelj 1040 m.
Rozpoczynam zjazd. Jest szybko ale bezpiecznie bo nawierzchnia jezdni jest w bardzo dobrym stanie. Bosanski Petrovac postanawiam jednak ominąć. Znalazłem nawet fajny skrót. Mimo iż droga szutrowa to fajnie się nią jechało 😀
Wiele tego dnia już nie ujechałem. Po paru kilometrach gdy było jeszcze jasno rozbijam się na noc. W końcu normalne drzewa gdzie mogę rozwiesić hamak !
Dystans dnia 24: 211,07 km
Suma podjazdów: 2165 metrów
Galeria z dnia 24: https://photos.app.goo.gl/REwaGDPbdRMNsDyC7
cdn...
W nocy jest zimno, bardzo zimno.... Nie spodziewałem się, że podczas tej wyprawy to właśnie w Chorwacji spędzę najchłodniejszą noc ze wszystkich. O świcie termometr wskazuje niecałe siedem stopni powyżej zera ! Jeszcze gdybym miał rozwieszony hamak to założyłbym podpinkę ocieplającą dzięki czemu na pewno nie odczułbym tak tego chłodu. Jednak drzew w pobliżu brak....
Skoro świt ruszam w drogę. Gdy tylko wstaje słońce to od razu temperatura wzrasta. Choć i tak dość długo dziś nagrzewa się powietrze. Mam z góry, więc dość szybko docieram do miasta Drniš. Na horyzoncie góruje szczyt Velika Promina.
Velika Promina
Drniš
W mieście tylko niewielkie zakupy i zaraz wyjeżdżam w kierunku zachodnim. Tak sobie pomyślałem, że może by odwiedzić Park Narodowy Krka ? W sumie jestem całkiem niedaleko 😉 Do granicy parku narodowego mam kilkanaście kilometrów po niemal płaskim. Bardzo szybko mi się jedzie i po niespełna pół godzinie rozpoczynam zjazd do kanionu rzeki Krka.
Velebit
Przyznam szczerze iż trochę się rozczarowałem. Spodziewałem się jakichś lepszych widoków. Szybko przejeżdżam przez rzekę. Przejazd regulowany sygnalizacją świetlną. Rozpoczynam wspinaczkę po drugiej stronie kanionu rzeki.
Krka
Z miejscowości Laskovica jadę wyznakowaną trasą rowerową. Droga szutrowa i znacznie więcej miałem frajdy jadąc nią aniżeli przejeżdżając przez park narodowy. Tu okolica bardziej stepowa w znacznym stopniu wypalona przez po,żary w ostatnich latach. W dali widoczne pasmo Velebit.
Jadę w kierunku miasta Knin. Zdecydowałem, że chcę jednak wrócić do Bośni i Hercegowiny 😉
Po drodze miasteczko Kistanje. Zdziwiłem się skąd tam w centrum tak wielu rowerzystów. W ogóle okolica jest usiana trasami rowerowymi, które są świetnie wyznakowane w terenie. Dopiero będąc w Kninie uświadomiłem sobie, że dziś właśnie w Chorwacji obchodzone jest święto narodowe jakim jest Dzień Zwycięstwa i Dumy Państwowej.
O ile za wstęp do Parku Narodowego Krka nie pobierają opłat o tyle już do wszystkich okolicznych atrakcji tak. Na mapie zaznaczony jest punkt widokowy za wstęp, na który należy uiścić opłatę. Nie mam niestety gotówki, a kartą nie ma możliwości zapłacić. Podobnie jak nieodległe stanowisko archeologiczne Burnum. Jest to pozostałość po stacjonujących w tym miejscu Legionach Rzymskich. Zobaczymy niewiele bo jedynie amfiteatr, kilka fundamentów po budynkach oraz pozostałości akweduktu. Oczywiście nie mając gotówki mogłem zapomnieć o zwiedzaniu....
Burnum
Velika Promina
Będąc zaledwie kilka kilometrów od Knina widzę jak jedzie za mną duży peleton kolarski prowadzony przez kilka radiowozów oraz motocykli. Jako, że bardzo szybko się zbliżali to zjeżdżam na bok i czekam aż mnie wyprzedzą. O ile szpica darła jak zawodowy peleton o tyle z tyłu byli maruderzy, których gdy ruszyłem dość szybko dogoniłem. Przed zjazdem do miasta peleton zatrzymał się na poboczu tak by wszyscy razem zjechali do miasta. Ja tego momentu nie doczekałem bo byłem pierwszy.
Miałem plan na zwiedzanie miasta bo mimo iż byłem tu już dwukrotnie to zawsze pod wieczór i mój postój ograniczał się jedynie do zrobienia zakupów. Tym razem niestety było podobnie. Ze względu na święto państwowe miasto w całości sparaliżowane. Wszędzie chodzą duże grupy żołnierzy w odświętnych mundurach. Trwają przygotowania do jakiejś defilady...
Nic tu po mnie. Trzeba jechać dalej. Oczywiście muszę znaleźć sklep gdzie będę mógł zapłacić kartą. Na szczęście mimo święta znajduję czynny spory market. Po zakupach ruszam ku granicy z Bośnią i Hercegowiną.
Przejście graniczne znajduje się we wsi Strmica. Domostwa w miejscowości wyglądają w większości na opuszczone. Nawet źródełko z wodą wyschło....
Strmica
Od przejścia granicznego zaczyna się podjazd. Nie jest bardzo stromo, ale teraz popołudniu znowu zrobiło się bardzo gorąco. Na szczęście po drodze jest bardzo obfite w zimną wodę źródło. Trasa też bardzo widokowa co lubię 😀
Po osiągnięciu przełęczy na niemal 1000 metrów n.p.m. rozpoczynam zjazd do Bosansko Grahovo. O ile w Chorwacji spotykałem zaniedbane miejscowości to tutaj jest totalne zadupie. Niby niewielkie miasteczko, a na ulicach nikogo nie spotkałem.
Bosansko Grahovo
Bosansko Grahovo
Kupuję dwa zimne browarki na stacji paliw i jadę dalej. Myślałem, że będzie długo z góry jednak było trochę inaczej niż bym chciał. Co prawda zjazd był, ale po chwili muszę ponownie zyskać odrobinę wysokości. Potem przemierzam rozległą równinę by od Resonovaci ponownie wjechać na przeszło 1000 m n.p.m.
Tutaj już tereny w znacznym stopniu zalesione, a i do tej pory nieoczyszczone z min. Co kawałek napotkać można tablice ostrzegające by nie schodzić z drogi.
CZNWGSN !
I pora zjechać do doliny, którą płynie rzeka Unac, a nad nią leży miasto Drvar. Na chwilę obecną myślę jedynie o zrobieniu zakupów. Znajduję spory market. Robię konkretne zapasy. Następna okazja będzie dopiero następnego dnia.
Opuszczając miasto miałem mały dylemat, którą drogę wybrać. Nieważne jednak jak dalej pojadę i tak mam pod górę. Początkowo myślałem by uderzyć na Park Narodowy Una. Tylko, że przejechałbym tamtędy nocą i nic nie zobaczyłbym. Ruszam, więc główna drogą na Bosanski Petrovac.
Bosanski Petrovac.
Gdy osiągnąłem już sporą wysokość telefon informuje mnie o dostępności sieci wifi. Patrzę jest darmowy dostęp w okolicy jakiegoś pensjonatu. Szybko, więc sprawdzam wiadomości oraz prognozy pogody. Gdy wykonuję te czynności przygląda mi się jakiś starszy pan raz z jednej, a raz z drugiej strony. W końcu podchodzi i się pyta czy może sobie zrobić ze mną zdjęcie ! 😋
No nie miałem nic przeciwko, a on jakby tylko na to czekał wołając swoją żonę, która przybiegła z przygotowanym aparatem 😂 Zrobiliśmy wspólne zdjęcie po czym usłyszałem "A teraz musimy się napić !" No ciężko było odmówić tym bardziej, że chodziło o piwo 😉
Zostaję zaproszony do środka gdzie siedziała cała rodzina. Od razu znalazłem się w samym centrum uwagi bo jakże mogło być inaczej. Zanim dostałem do ręki piwo zostałem poczęstowany kieliszkiem czegoś naprawdę mocnego ! Trochę się wzbraniałem wiedząc, że przede mną jeszcze kawał drogi w dniu dniu dzisiejszym. Na rozmowach o wszystkim mija niemal dwie godziny i robi się dość późno. Trzeba jechać dalej. Wspólna fota ze wszystkimi, obiecuję również że jeżeli kiedyś będę w okolicy to ich odwiedzę. Ruszam w drogę przy zachodzącym słońcu. Sporo mam jeszcze pod górę do przełęczy Oštrelj 1040 m.
Rozpoczynam zjazd. Jest szybko ale bezpiecznie bo nawierzchnia jezdni jest w bardzo dobrym stanie. Bosanski Petrovac postanawiam jednak ominąć. Znalazłem nawet fajny skrót. Mimo iż droga szutrowa to fajnie się nią jechało 😀
Wiele tego dnia już nie ujechałem. Po paru kilometrach gdy było jeszcze jasno rozbijam się na noc. W końcu normalne drzewa gdzie mogę rozwiesić hamak !
Dystans dnia 24: 211,07 km
Suma podjazdów: 2165 metrów
Galeria z dnia 24: https://photos.app.goo.gl/REwaGDPbdRMNsDyC7
cdn...
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 25/28 - 06.08.2019 - BiH i ponownie Chorwacja, czyli coraz bliżej domu....
Poranek jest chłodny choć nie tak bardzo jak dzień wcześniej w Chorwacji. Noc też znacznie przyjemniej mija bo tym razem jest gdzie rozwiesić hamak 😉 Ten dzień ma być już mniej wymagający jeżeli chodzi o trasę. Nie przewidziałem już do końca żadnych większych gór, a te najbardziej wymagające będą dopiero ostatniego dnia... No i jednak postanowiłem wrócić do domu dwa dni wcześniej aniżeli początkowo planowałem...
W końcu normalny las gdzie mogę rozwiesić hamak 😉
Ruszam w trasę o poranku. Ruch na trasie znikomy. Początkowo jest tendencja w dół. Tak docieram do miejscowości Vrtoče. Niewielkie zapasy płynów na stacji paliw. Fotografuję pomnik poległych w II WŚ. I ruszam dalej.
Pomnik upamiętniający poległych w II WŚ we wsi Vrtoče
Teraz przede mną niewielki podjazd. Taki w sam raz na rozgrzewkę 😉
Przemierzam dość słabo zaludnione okolice, ale z biegiem czasu i przybliżania się do Bihaća okolica się zmienia. Ruch na drodze znacznie się wzmaga. Przede mną dość długi i stromy zjazd. Bardzo szybko jestem na przedmieściach Bihaća.
Na lewym brzegu rzeki Una widoczna Sokolačka kula, czyli Twierdza Sokolac.
Twierdza Sokolac.
Wpadam do miasta jakim jest Bihać. Od dawien dawna krzyżowały się tu drogi pomiędzy wschodem i zachodem. To tu przebiegała granica Imperium Osmańskiego i Austro-Węgier.
W XVI w. miasto zostało zdobyte przez imperium osmańskie. Wówczas to część ludności uciekła, a ci co pozostali przeszli na islam. Nawet obecnie większość mieszkańców to muzułmanie.
Z ważniejszy zabytków, które zachowały się do dzisiejszych czasów należy wymienić przede wszystkim meczet Fethija czyli Zwycięstwa. Jest to dawny kościół św. Antoniego z XIVw. W XVIw. po zajęciu miasta przez Turków został zamieniony na meczet.
Meczet Fethija czyli dawny kościół św. Antoniego.
Ogólnie miasto wygląda dość nowocześnie. Historia nie oszczędzała miasta i większość zabytków została zniszczona podczas różnych konfliktów na przestrzeni wieków.
Objeżdżam centrum, które poza wyżej wspomnianym meczetem pozbawione jest zabytków. Szukam sklepu gdzie zrobię ostatnie zakupy w BiH. Trzeba pozbyć się tutejszej waluty no nie ? 😉
Rzeka Una.
Dzwonnica kościoła św. Antoniego z Padwy z 1890 roku tyle zostało z klasztoru dominikańskiego po nalotach w 1943 r.
W centrum.
Co ciekawe w mieście widoczne są duże grupy imigrantów próbujące się przedostać na terytorium Unii Europejskiej.
Podążam w kierunku granicy z Chorwacją. Okolica zdominowana przez wyznawców Islamu o czym świadczą porozrzucane po okolicy meczety.
Im bliżej granicy tym więcej mijam grup młodych ludzi. Wszyscy to mężczyźni nie starsi aniżeli 40 lat. Podążają w kierunku i z powrotem granicy. Młodzi, silni, którzy uciekli przed wojną na bliskim wschodzie. Wszyscy ci "uchodźcy" ubrani w modne, markowe ciuchy od firm zaczynających się na A, N, R czy też P. Wyciągają dłonie w geście próby wyżebrania czegoś od przejeżdżających... Dla mnie jest to jakaś parodia widząc jak żebrzą ludzie lepiej ubrani ode mnie. W mieście Velika Kladuša docieram do przejścia granicznego z Chorwacją. TU tak samo widoczne są koczujące duże grupy uchodźców, samych mężczyzn.
Kupuję dwa browary w sklepie przy granicy pozbywając się ostatnich monet i przejeżdżam na drugą stronę rzeki Glina. To właśnie wzdłuż tej rzeki będę w dalszej części dzisiejszego dnia podążał. Wybór był świadomy ponieważ już kiedyś tą trasą jechałem i wiem co mnie czeka. Chciałbym zobaczyć dwa miasta, które są na mojej trasie za dnia, a nie jak poprzednio w nocy 😉
Po stronie Chorwackiej wita mnie taki znak....
[img]Kilkanaście%20kilometrów%20dalej%20robię%20pauzę%20obiadową.%20Przy%20okazji%20przepierka%20i%20kąpiel%20na%20fajnej%20miejscówce%20😀[/img]
Wpadam do uzdrowiska Topusko. Nic się tam nie zmieniło od ostatnich sześciu lat. Jak stały ruiny gotyckiego portalu tak stoją i dziś.
Tym razem tylko kilka fotek w uzdrowisku i lecę na Gline.
Uzdrowisko Topusko
Do miasta docieram trochę inną trasą aniżeli ostatnio, ale podjeżdżam pod ten sam pomnik T-34.
Podczas II wojny w mieście miał miejsce jeden z największych aktów ludobójstwa na terenach byłej Jugosławii. Zamordowano wówczas około 2,6 tyś. Serbów. Sprawcami byli Ustasze będący przed wojną organizacją terrorystyczną.
Mimo wcześniejszych chęci robię jedynie zakupy ograniczając się do przejazdu przez miasto.
Na mojej dalszej trasie jest Petrinja. Tu również ograniczam się jedynie do przejazdu przez miasto. Bardziej interesuje mnie kolejne na mojej drodze jakim jest Sisak.
Rzeka Sava
Od razu wpadam do centrum. Miasto już bardzo przypomina te z terenów pod rządami Habsburgów. Bardzo nowoczesne i wyglądem próbujące nawiązywać do zachodu.
Trochę po czasie się dowiedziałem o ciekawym obiekcie jakim jest stary zamek. No cóż być może kolejnym razem. W końcu nie mam tak daleko 😉
Tymczasem robię objazd centrum i po zakupach zatrzymuję się na kolację w parku miejskim przy tamtejszym pomniku poległych obrońców Chorwacji.
Ogólnie Sisak leży u zbiegu trzech dużych rzek jakimi są Sava, Kupa i Odra....
Rzeka Sava
Opuszczam miasto i jadę wzdłuż Savy na północ. Rzekę przekraczam w miejscowości Martinska Ves. Jeszcze tylko kilka kilometrów i rozbijam się za jasności na kolejny nocleg w polu na stercie słomy....
Dystans dnia 25: 223,7 km
Suma podjazdów: 1176 metrów
Galeria dnia 25: https://photos.app.goo.gl/2vXrinYCxiDyfvFF8
cdn....
Poranek jest chłodny choć nie tak bardzo jak dzień wcześniej w Chorwacji. Noc też znacznie przyjemniej mija bo tym razem jest gdzie rozwiesić hamak 😉 Ten dzień ma być już mniej wymagający jeżeli chodzi o trasę. Nie przewidziałem już do końca żadnych większych gór, a te najbardziej wymagające będą dopiero ostatniego dnia... No i jednak postanowiłem wrócić do domu dwa dni wcześniej aniżeli początkowo planowałem...
W końcu normalny las gdzie mogę rozwiesić hamak 😉
Ruszam w trasę o poranku. Ruch na trasie znikomy. Początkowo jest tendencja w dół. Tak docieram do miejscowości Vrtoče. Niewielkie zapasy płynów na stacji paliw. Fotografuję pomnik poległych w II WŚ. I ruszam dalej.
Pomnik upamiętniający poległych w II WŚ we wsi Vrtoče
Teraz przede mną niewielki podjazd. Taki w sam raz na rozgrzewkę 😉
Przemierzam dość słabo zaludnione okolice, ale z biegiem czasu i przybliżania się do Bihaća okolica się zmienia. Ruch na drodze znacznie się wzmaga. Przede mną dość długi i stromy zjazd. Bardzo szybko jestem na przedmieściach Bihaća.
Na lewym brzegu rzeki Una widoczna Sokolačka kula, czyli Twierdza Sokolac.
Twierdza Sokolac.
Wpadam do miasta jakim jest Bihać. Od dawien dawna krzyżowały się tu drogi pomiędzy wschodem i zachodem. To tu przebiegała granica Imperium Osmańskiego i Austro-Węgier.
W XVI w. miasto zostało zdobyte przez imperium osmańskie. Wówczas to część ludności uciekła, a ci co pozostali przeszli na islam. Nawet obecnie większość mieszkańców to muzułmanie.
Z ważniejszy zabytków, które zachowały się do dzisiejszych czasów należy wymienić przede wszystkim meczet Fethija czyli Zwycięstwa. Jest to dawny kościół św. Antoniego z XIVw. W XVIw. po zajęciu miasta przez Turków został zamieniony na meczet.
Meczet Fethija czyli dawny kościół św. Antoniego.
Ogólnie miasto wygląda dość nowocześnie. Historia nie oszczędzała miasta i większość zabytków została zniszczona podczas różnych konfliktów na przestrzeni wieków.
Objeżdżam centrum, które poza wyżej wspomnianym meczetem pozbawione jest zabytków. Szukam sklepu gdzie zrobię ostatnie zakupy w BiH. Trzeba pozbyć się tutejszej waluty no nie ? 😉
Rzeka Una.
Dzwonnica kościoła św. Antoniego z Padwy z 1890 roku tyle zostało z klasztoru dominikańskiego po nalotach w 1943 r.
W centrum.
Co ciekawe w mieście widoczne są duże grupy imigrantów próbujące się przedostać na terytorium Unii Europejskiej.
Podążam w kierunku granicy z Chorwacją. Okolica zdominowana przez wyznawców Islamu o czym świadczą porozrzucane po okolicy meczety.
Im bliżej granicy tym więcej mijam grup młodych ludzi. Wszyscy to mężczyźni nie starsi aniżeli 40 lat. Podążają w kierunku i z powrotem granicy. Młodzi, silni, którzy uciekli przed wojną na bliskim wschodzie. Wszyscy ci "uchodźcy" ubrani w modne, markowe ciuchy od firm zaczynających się na A, N, R czy też P. Wyciągają dłonie w geście próby wyżebrania czegoś od przejeżdżających... Dla mnie jest to jakaś parodia widząc jak żebrzą ludzie lepiej ubrani ode mnie. W mieście Velika Kladuša docieram do przejścia granicznego z Chorwacją. TU tak samo widoczne są koczujące duże grupy uchodźców, samych mężczyzn.
Kupuję dwa browary w sklepie przy granicy pozbywając się ostatnich monet i przejeżdżam na drugą stronę rzeki Glina. To właśnie wzdłuż tej rzeki będę w dalszej części dzisiejszego dnia podążał. Wybór był świadomy ponieważ już kiedyś tą trasą jechałem i wiem co mnie czeka. Chciałbym zobaczyć dwa miasta, które są na mojej trasie za dnia, a nie jak poprzednio w nocy 😉
Po stronie Chorwackiej wita mnie taki znak....
[img]Kilkanaście%20kilometrów%20dalej%20robię%20pauzę%20obiadową.%20Przy%20okazji%20przepierka%20i%20kąpiel%20na%20fajnej%20miejscówce%20😀[/img]
Wpadam do uzdrowiska Topusko. Nic się tam nie zmieniło od ostatnich sześciu lat. Jak stały ruiny gotyckiego portalu tak stoją i dziś.
Tym razem tylko kilka fotek w uzdrowisku i lecę na Gline.
Uzdrowisko Topusko
Do miasta docieram trochę inną trasą aniżeli ostatnio, ale podjeżdżam pod ten sam pomnik T-34.
Podczas II wojny w mieście miał miejsce jeden z największych aktów ludobójstwa na terenach byłej Jugosławii. Zamordowano wówczas około 2,6 tyś. Serbów. Sprawcami byli Ustasze będący przed wojną organizacją terrorystyczną.
Mimo wcześniejszych chęci robię jedynie zakupy ograniczając się do przejazdu przez miasto.
Na mojej dalszej trasie jest Petrinja. Tu również ograniczam się jedynie do przejazdu przez miasto. Bardziej interesuje mnie kolejne na mojej drodze jakim jest Sisak.
Rzeka Sava
Od razu wpadam do centrum. Miasto już bardzo przypomina te z terenów pod rządami Habsburgów. Bardzo nowoczesne i wyglądem próbujące nawiązywać do zachodu.
Trochę po czasie się dowiedziałem o ciekawym obiekcie jakim jest stary zamek. No cóż być może kolejnym razem. W końcu nie mam tak daleko 😉
Tymczasem robię objazd centrum i po zakupach zatrzymuję się na kolację w parku miejskim przy tamtejszym pomniku poległych obrońców Chorwacji.
Ogólnie Sisak leży u zbiegu trzech dużych rzek jakimi są Sava, Kupa i Odra....
Rzeka Sava
Opuszczam miasto i jadę wzdłuż Savy na północ. Rzekę przekraczam w miejscowości Martinska Ves. Jeszcze tylko kilka kilometrów i rozbijam się za jasności na kolejny nocleg w polu na stercie słomy....
Dystans dnia 25: 223,7 km
Suma podjazdów: 1176 metrów
Galeria dnia 25: https://photos.app.goo.gl/2vXrinYCxiDyfvFF8
cdn....
Co do uchodźców miałem podobne zdanie, ale fajnie moim zdaniem to przedstawia Piotr Ryczek:
https://www.youtube.com/watch?v=fxEcf50cYg4
i po takim wyjaśnieniu, już dla mnie takim czarnym złem nie są ci jak to piszesz "uchodźcy" choć nie zamierzam ich obecnie bronić itp, bo ja jednak inaczej bym się zachowywał jako ktoś uciekający przed wojną.
https://www.youtube.com/watch?v=fxEcf50cYg4
i po takim wyjaśnieniu, już dla mnie takim czarnym złem nie są ci jak to piszesz "uchodźcy" choć nie zamierzam ich obecnie bronić itp, bo ja jednak inaczej bym się zachowywał jako ktoś uciekający przed wojną.
laynn pisze:Co do uchodźców miałem podobne zdanie, ale fajnie moim zdaniem to przedstawia Piotr Ryczek:
https://www.youtube.com/watch?v=fxEcf50cYg4
i po takim wyjaśnieniu, już dla mnie takim czarnym złem nie są ci jak to piszesz "uchodźcy" choć nie zamierzam ich obecnie bronić itp, bo ja jednak inaczej bym się zachowywał jako ktoś uciekający przed wojną.
Chyba nie zrozumiałeś o czym ja pisałem. Tam byli sami młodzi i silni mężczyźni. Nie widziałem ani jednej kobiety, ani jednego dziecka tylko młodzi dobrze ubrani mężczyźni. Nie żeby to było dla mnie złe, że się ucieka przed wojną, ale ja bym nie zostawił swojej rodziny !
I nigdzie nie napisałem, że uchodźcy są jakimś złem tylko po prostu, wydawało się to dla mnie co najwyżej dziwne.
Ostatnio zmieniony 2020-01-28, 15:58 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 26/28 - 07.08.2019 - Trzy państwa jednego dnia rowerem da się ? Ano da !
Dziś mam jeden z niewielu wschodów słońca podczas tej wyprawy. Przeważnie jest tak, że miejscówka niesprzyjająca oglądaniu tego spektaklu. Tym razem jest lepiej. Oglądając wschód słońca jestem już spakowany i gotowy do drogi. Aby dotrzeć do domu w piątek wieczorem z dnia na dzień muszę pokonywać coraz większe dystanse. Nie powinno być z tym większego problemu ponieważ wiele z odcinków jest mi znane i będę wiedzieć co mnie czeka. Szczególnie podczas przejazdu przez Republikę Czeską. Ale to dopiero za dwa dni. Teraz skupiam się na tym by dotrzeć do granicy ze Słowenią.
Początek jest po terenach równinnych. Doliną, którą płynie kilka większych rzek. Bardzo szybko się jedzie.
Sprzęt mi coraz bardziej się sypie. Od rana strzeliły mi kolejne dwie szprychy w tylnym kole. Muszę jak najszybciej znaleźć sklep z częściami rowerowymi bo brakuje mi już czterech sztuk....
Na szczęście trafiam na serwis w miasteczku Dugo Selo. Muszę jednak chwilkę poczekać aż otworzą. No i wybrać trochę gotówki z bankomatu bo i jakieś zakupy trzeba jeszcze zrobić 😉
Kupuję pięć sztuk szprych. Nie mają jednakowych kompletów tej długości, więc część jest nierdzewna, a część powlekana. Nie robi mi to większej różnicy. Trochę jednak cena wydaje mi się wysoka bo wychodzi 5 zeta za sztukę na nasze....
Robię zakupy i w parku miejskim pauza serwisowa. Przechodzący miejscowi przyglądają sie moim zabiegom.
Kolejny serwis tylnego koła.
Tym razem serwis trwa trochę dłużej niż do tej pory bo trzeba mi jednak ściągnąć oponę, ale i tak uporałem się w niecałe pół godziny. Mogę ruszać w dalszą trasę...
Od razu bardzo stromy podjazd na wzniesienie Martin breg. Tam stoją pozostałości świątyni św. Marcina.
Martin breg
Teraz szybki zjazd i podążam wyznakowaną trasą rowerową zadupiami wśród pól i przez lasy. Tak docieram do Sveti Ivan Zelina.
Sveti Ivan Zelina
Od teraz jadę już drogą krajową D3 na Varaždín. Ruch na drodze niewielki bo jest ona odciążona przez biegnącą równolegle autostradę.
Tak po niemal dwóch godzinach docieram do miasta Varaždín. Miasto liczy niemal 50 tyś. mieszkańców i leży nad rzeką Drawą. W XVIII wieku miało ono krótki epizod będąc stolicą Chorwacji. To barokowe miasto jest niedoceniane przez turystów. Wystarczy wpisać hasło w przeglądarce i zobaczymy jak jest skąpo z informacjami o tym mieście.
Samo miasto jak i cały region przez wiele lat związane było z cesarstwem austriackim. Dlatego dostrzeżemy podobieństwo w zabytkach oraz miejscowej architekturze.
Miasto bywa nazywane "miastem muzeum", a to ze względu na ogromną ilość zabytków. Gdzie się człowiek nie obejrzy tam jakiś interesujący obiekt. Z tych najważniejszych należy wymienić chociażby piękne kamienice, jeden z najstarszych w Europie ratuszy, katedrę, kościoły, pałace, muzea czy zabytkowy cmentarz przekształcony na park.
Barokowy Varaždín
Ratusz w Varaždínie
Barokowy kościół św. Floriana.
Znajdująca się w pobliżu twierdzy Stari Grad wieża Lisaka to jedyna pozostałość po murach obronnych z XVI wieku.
Jednak bezsprzecznie największą wizytówką miasta jest otoczona parkiem Varazdinska Twierdza. Ta gotycko-renesansowa twierdza otoczona była w przeszłości fosą. Znajdują się tutaj dwa muzea. Obiekt przykuwa wzrok bielą swych murów.
Stari Grad
Zbieram się do drogi i ruszam do odległego o kilkanaście kilometrów miasta Čakovec. W XVI wieku chorwacka rodzina szlachecka Zrinski wznosi tu zamek na wodzie, obok którego powstaje miasto królewskie. W zielonym parku zachowało się historyczne serce miasta – twierdza rodu Zrinski, klasztor franciszkański wraz z kościołem św. Mikołaja, kompleks barokowy i pałac secesyjny.
Twierdza rodu Zrinski
Secesyjny budynek.
Čakovec
Do granicy państwa na rzece Mura już niedaleko. Po raz ostatni muszę się wylegitymować przekraczając granicę państwa i wkraczam do strefy Schengen.
Docieram do strefy Schengen
Wizyta w Słowenii będzie bardzo krótka. Odwiedzam jedynie nadgraniczne miasto Lendava. Robię zakupy w jednym z bardzo wielu marketów. Kilka fotek w centrum tego niewielkiego miasteczka i ruszam dalej.
Lendava
Lendava
Kilka kilometrów dalej jestem już na Węgrzech. I tym sposobem zaliczam jednego dnia już trzecie państwo 😉
I już na Węgrzech.
Mój kolejny dzisiejszy cel to miasto Körmend. Niby to aż 50 kilometrów, ale chyba po raz pierwszy podczas tej wyprawy wiatr tak bardzo mi pomaga w jeździe i docieram tam bardzo szybko. Po drodze kilka innych niewielkich miejscowości.
Nádasd
W Körmend chyba najbardziej interesującym obiektem jest pałac Batthyánych. Ta imponująca barokowa rezydencja została wybudowana w miejscu średniowiecznej twierdzy.
Pałac w Körmend
To niewielkie miasteczko może się pochwalić kilkoma innymi ciekawymi zabytkami.
Körmend
Będąc jeszcze w Körmend miałem cichą nadzieję na dotarcie do Szombathely. Jednak gdy tylko zrobiło się ciemno to uznałem, że może zwiedzanie pozostawię sobie na poranek następnego dnia. I tym sposobem rozwieszam hamak w lesie kilkanaście kilometrów przed miastem.....
Dystans dnia 26: 226,3 km
Suma podjazdów: 1038 metrów
Galeria dnia 26: https://photos.app.goo.gl/UFs5cPPg9UUjb1Xq6
Dziś mam jeden z niewielu wschodów słońca podczas tej wyprawy. Przeważnie jest tak, że miejscówka niesprzyjająca oglądaniu tego spektaklu. Tym razem jest lepiej. Oglądając wschód słońca jestem już spakowany i gotowy do drogi. Aby dotrzeć do domu w piątek wieczorem z dnia na dzień muszę pokonywać coraz większe dystanse. Nie powinno być z tym większego problemu ponieważ wiele z odcinków jest mi znane i będę wiedzieć co mnie czeka. Szczególnie podczas przejazdu przez Republikę Czeską. Ale to dopiero za dwa dni. Teraz skupiam się na tym by dotrzeć do granicy ze Słowenią.
Początek jest po terenach równinnych. Doliną, którą płynie kilka większych rzek. Bardzo szybko się jedzie.
Sprzęt mi coraz bardziej się sypie. Od rana strzeliły mi kolejne dwie szprychy w tylnym kole. Muszę jak najszybciej znaleźć sklep z częściami rowerowymi bo brakuje mi już czterech sztuk....
Na szczęście trafiam na serwis w miasteczku Dugo Selo. Muszę jednak chwilkę poczekać aż otworzą. No i wybrać trochę gotówki z bankomatu bo i jakieś zakupy trzeba jeszcze zrobić 😉
Kupuję pięć sztuk szprych. Nie mają jednakowych kompletów tej długości, więc część jest nierdzewna, a część powlekana. Nie robi mi to większej różnicy. Trochę jednak cena wydaje mi się wysoka bo wychodzi 5 zeta za sztukę na nasze....
Robię zakupy i w parku miejskim pauza serwisowa. Przechodzący miejscowi przyglądają sie moim zabiegom.
Kolejny serwis tylnego koła.
Tym razem serwis trwa trochę dłużej niż do tej pory bo trzeba mi jednak ściągnąć oponę, ale i tak uporałem się w niecałe pół godziny. Mogę ruszać w dalszą trasę...
Od razu bardzo stromy podjazd na wzniesienie Martin breg. Tam stoją pozostałości świątyni św. Marcina.
Martin breg
Teraz szybki zjazd i podążam wyznakowaną trasą rowerową zadupiami wśród pól i przez lasy. Tak docieram do Sveti Ivan Zelina.
Sveti Ivan Zelina
Od teraz jadę już drogą krajową D3 na Varaždín. Ruch na drodze niewielki bo jest ona odciążona przez biegnącą równolegle autostradę.
Tak po niemal dwóch godzinach docieram do miasta Varaždín. Miasto liczy niemal 50 tyś. mieszkańców i leży nad rzeką Drawą. W XVIII wieku miało ono krótki epizod będąc stolicą Chorwacji. To barokowe miasto jest niedoceniane przez turystów. Wystarczy wpisać hasło w przeglądarce i zobaczymy jak jest skąpo z informacjami o tym mieście.
Samo miasto jak i cały region przez wiele lat związane było z cesarstwem austriackim. Dlatego dostrzeżemy podobieństwo w zabytkach oraz miejscowej architekturze.
Miasto bywa nazywane "miastem muzeum", a to ze względu na ogromną ilość zabytków. Gdzie się człowiek nie obejrzy tam jakiś interesujący obiekt. Z tych najważniejszych należy wymienić chociażby piękne kamienice, jeden z najstarszych w Europie ratuszy, katedrę, kościoły, pałace, muzea czy zabytkowy cmentarz przekształcony na park.
Barokowy Varaždín
Ratusz w Varaždínie
Barokowy kościół św. Floriana.
Znajdująca się w pobliżu twierdzy Stari Grad wieża Lisaka to jedyna pozostałość po murach obronnych z XVI wieku.
Jednak bezsprzecznie największą wizytówką miasta jest otoczona parkiem Varazdinska Twierdza. Ta gotycko-renesansowa twierdza otoczona była w przeszłości fosą. Znajdują się tutaj dwa muzea. Obiekt przykuwa wzrok bielą swych murów.
Stari Grad
Zbieram się do drogi i ruszam do odległego o kilkanaście kilometrów miasta Čakovec. W XVI wieku chorwacka rodzina szlachecka Zrinski wznosi tu zamek na wodzie, obok którego powstaje miasto królewskie. W zielonym parku zachowało się historyczne serce miasta – twierdza rodu Zrinski, klasztor franciszkański wraz z kościołem św. Mikołaja, kompleks barokowy i pałac secesyjny.
Twierdza rodu Zrinski
Secesyjny budynek.
Čakovec
Do granicy państwa na rzece Mura już niedaleko. Po raz ostatni muszę się wylegitymować przekraczając granicę państwa i wkraczam do strefy Schengen.
Docieram do strefy Schengen
Wizyta w Słowenii będzie bardzo krótka. Odwiedzam jedynie nadgraniczne miasto Lendava. Robię zakupy w jednym z bardzo wielu marketów. Kilka fotek w centrum tego niewielkiego miasteczka i ruszam dalej.
Lendava
Lendava
Kilka kilometrów dalej jestem już na Węgrzech. I tym sposobem zaliczam jednego dnia już trzecie państwo 😉
I już na Węgrzech.
Mój kolejny dzisiejszy cel to miasto Körmend. Niby to aż 50 kilometrów, ale chyba po raz pierwszy podczas tej wyprawy wiatr tak bardzo mi pomaga w jeździe i docieram tam bardzo szybko. Po drodze kilka innych niewielkich miejscowości.
Nádasd
W Körmend chyba najbardziej interesującym obiektem jest pałac Batthyánych. Ta imponująca barokowa rezydencja została wybudowana w miejscu średniowiecznej twierdzy.
Pałac w Körmend
To niewielkie miasteczko może się pochwalić kilkoma innymi ciekawymi zabytkami.
Körmend
Będąc jeszcze w Körmend miałem cichą nadzieję na dotarcie do Szombathely. Jednak gdy tylko zrobiło się ciemno to uznałem, że może zwiedzanie pozostawię sobie na poranek następnego dnia. I tym sposobem rozwieszam hamak w lesie kilkanaście kilometrów przed miastem.....
Dystans dnia 26: 226,3 km
Suma podjazdów: 1038 metrów
Galeria dnia 26: https://photos.app.goo.gl/UFs5cPPg9UUjb1Xq6
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 27/28 - 08.08.2019 - Jeszcze tylko dwa dni i koniec
No i niestety koniec sprzyjającej pogody. Całą noc pada. Pada również o poranku. Nie chce mi się wychodzić ze śpiwora w taką pogodę, więc się trochę ociągam z wyruszeniem w trasę oczekując aż odrobinę ustaną opady. Na szczęście prognozy mówią, że z biegiem czasu będzie tylko lepiej. Ja jednak ruszam jeszcze w padającym deszczu bo już i tak mam małą obsuwę czasową....
Całkowicie odpada mi spora część bagażnika. Muszę pokombinować by zamocować na nowo sakwy...
Na następną wyprawę trzeba pomyśleć o nowym bagażniku, podobnie jak o tylnym kole....
Szombately to jedno z najstarszych miast na terytorium Węgier. Miałem nadzieję trochę pozwiedzać tym razem, ale podobnie jak kilka lat wcześniej przeszkodził mi w tym deszcz. Ograniczam więc przejazd jedynie do odwiedzin rynku oraz zrobieniu zakupów.
Szombately
Katedra w Szombately
Opuszczając miasto ponownie zaczyna mocno padać. Przeczekuję na przystanku autobusowym ponad pół godziny. Potem robi się już trochę lepiej jeżeli chodzi o pogodę. Kieruję się ku granicy z Austrią.
Odwiedzam Austrię.
Na austriackiej ziemi diametralna zmiana pogody. Wychodzi słonce i robi się przyjemnie ciepło. Przejrzystość bardzo się poprawia i widać odległy Schneeberg. Odległość może nie powala, ale 70 kilometrów i tak dobrze.
Schneeberg
Pagórkowatym terenem przez niewielkie miejscowości kieruję się ponownie ku Węgrom. Mam zamiar jeszcze na chwilę odwiedzić ten kraj, a konkretnie miasto Sopron. Wiele lat temu już tu byłem, ale trafiłem wówczas na oberwanie chmury i darowałem sobie zwiedzanie miasta.
Sopron
Wjazd do miasta jest strasznie zakorkowany. Cała droga w remoncie i samochody stoją, a ja jednak powoli bo powoli ale przeciskam się do przodu ku centrum.
Miasto o długiej i naprawdę przebogatej historii. Obecnie powoli odzyskujące swoje dawne piękno, miasto z tradycjami winiarskimi. Sopron to prawdziwa perełka ukryta na węgiersko-austriackim pograniczu. Perełka, która leży trochę na uboczu popularnych szlaków turystycznych.
W wieku XVII miasto nawiedza zaraza i wielki pożar. W miejscu spalonych budowli wzniesiono nowe miasto. Stąd też Sopron bywa czasem nazywany "perłą baroku". Przemieszczając się po uliczkach łatwo zauważyć jaki styl architektoniczny dominuje.
W obrębie dawnych murów miejskich i jego okolic skupione jest większość zabytków. Jest to nie lada gratka dla miłośników architektury barokowej.
Teren współczesnego rynku był też głównym placem rzymskiej Scarbanti. Północną część rynku zamyka średniowieczna wieża pożarowa. Obecnie nosi ślady przede wszystkim architektury baroku.
Wieża Pożarowa
Na wschód od wieży przetrwały dobrze zachowane fragmenty murów miejskich, zamku i nowożytnych umocnień. Również można tu zobaczyć fragmenty przyziemi z czasów rzymskich.
[img]Na%20północ%20od%20centrum%20znajdują%20się%20pozostałości%20po%20amfiteatrze.%20Raczej%20należy%20się%20tylko%20tego%20domyślać%20po%20ukształtowaniu%20terenu%20bo%20jedyne%20co%20widać%20tu%20trawiasty%20nasyp.[/img]
Pozostałość po amfiteatrze.
Pora kierować się ku Austrii i jezioru Nezyderskiemu. Główna trasa nieczynna ze względu na kompleksowy remont, więc ku granicy kieruję się trasą rowerową. Bardzo fajną zresztą 😀
Tak docieram do miasteczka Rust. Właśnie takie niewielkie miasteczka uwielbiam ! Wszystkie zabytki skupione na niewielkiej powierzchni.
Ratusz w Rust
Rust
Mury miejskie w Rust
Jak to w cywilizowanym kraju przemieszczam się ścieżkami rowerowymi wśród winnic 😀
Jadę na północ. W miejscowości Breitenbrun odbijam na Bruck an der Leitha. Spore miasteczko z częściowo zachowanymi murami obronnymi. W czasach rzymskich przecinały się tu dwie główne drogi, jedna z nich to Szlak Bursztynowy, a druga to Via Militaris. Ponoć w miejscu gdzie obecnie stoi średniowieczny zamek znajdowała się rzymska twierdza.
Mury obronne w Bruck an der Leitha
Barokowy kościół w Bruck an der Leitha
Zamek Prugg
Mój kolejny cel to leżące nad Dunajem Petronell-Carnuntum. Wykopaliska archeologiczne w tym miejscu rozpoczęły się pod koniec XIX stulecia do tej pory odsłonięto około 3/4 obszaru dawnego kompleksu.
Carnuntum to rzymski obóz wojskowy nad Dunajem oraz stolica rzymskiej prowincji Panonia, a od II wieku Górnej Panonii. Obóz mogło zamieszkiwać nawet do 40 tysięcy mieszkańców. Jest to dość rozległy kompleks w skład którego wchodzą m.in. duży bo mogący pomieścić do 7 tyś. widzów amfiteatr. Poza tym łaźnie, forum, świątynie w tym najważniejszą, poświęconą Jowiszowi. Znajdował się tu także drugi większy amfiteatr dla cywilów na około 15 tysięcy widzów.
Amfiteatr
Carnuntum
Pozostałości po rzymskich łaźniach.
W połowie IV wieku postawiono kolejny symbol podupadającego już wówczas miasta. Jest nim brama, która swym wyglądem trochę nawiązuje do łuku triumfalnego. Potocznie nazywana Pogańską Bramą.
Ruiny bramy Pogańskiej
We współczesnej osadzie wartym uwagi zabytkiem jest renesansowa rotunda.
Przy Bad Deutsch-Altenburg znajduje się inny tzw. Mały amfiteatr.
Mały amfiteatr
Jedynym mostem pomiędzy Wiedniem, a Bratysławą przedostaję się na drugi brzeg Dunaju. W dali widoczny Hainburg.
Dunaj
Hainburg an der Donau
Słońce już zaszło. Przez długi czas towarzyszy mi widok odległego o około 100 kilometrów Schneeberga.
Schneeberg
Przejeżdżam przez Marchegg i niemal opustoszałymi drogami kieruję się na północ. Tego dnia postanawiam dotrzeć w pobliże granicy z Republiką czeską. I w sumie mi się to udaje. Na ostatnią noc podczas tej wyprawy zatrzymuję się w okolicy miejscowości Bernhardsthal około kilometra od granicy....
Marchegg - Wienertor
Angern
Dystans dnia 27: 248,87 km
Suma podjazdów: 1109 metrów
Galeria z dnia 27: https://photos.app.goo.gl/T5G7XZgQh23VKrxF7
cdn...
No i niestety koniec sprzyjającej pogody. Całą noc pada. Pada również o poranku. Nie chce mi się wychodzić ze śpiwora w taką pogodę, więc się trochę ociągam z wyruszeniem w trasę oczekując aż odrobinę ustaną opady. Na szczęście prognozy mówią, że z biegiem czasu będzie tylko lepiej. Ja jednak ruszam jeszcze w padającym deszczu bo już i tak mam małą obsuwę czasową....
Całkowicie odpada mi spora część bagażnika. Muszę pokombinować by zamocować na nowo sakwy...
Na następną wyprawę trzeba pomyśleć o nowym bagażniku, podobnie jak o tylnym kole....
Szombately to jedno z najstarszych miast na terytorium Węgier. Miałem nadzieję trochę pozwiedzać tym razem, ale podobnie jak kilka lat wcześniej przeszkodził mi w tym deszcz. Ograniczam więc przejazd jedynie do odwiedzin rynku oraz zrobieniu zakupów.
Szombately
Katedra w Szombately
Opuszczając miasto ponownie zaczyna mocno padać. Przeczekuję na przystanku autobusowym ponad pół godziny. Potem robi się już trochę lepiej jeżeli chodzi o pogodę. Kieruję się ku granicy z Austrią.
Odwiedzam Austrię.
Na austriackiej ziemi diametralna zmiana pogody. Wychodzi słonce i robi się przyjemnie ciepło. Przejrzystość bardzo się poprawia i widać odległy Schneeberg. Odległość może nie powala, ale 70 kilometrów i tak dobrze.
Schneeberg
Pagórkowatym terenem przez niewielkie miejscowości kieruję się ponownie ku Węgrom. Mam zamiar jeszcze na chwilę odwiedzić ten kraj, a konkretnie miasto Sopron. Wiele lat temu już tu byłem, ale trafiłem wówczas na oberwanie chmury i darowałem sobie zwiedzanie miasta.
Sopron
Wjazd do miasta jest strasznie zakorkowany. Cała droga w remoncie i samochody stoją, a ja jednak powoli bo powoli ale przeciskam się do przodu ku centrum.
Miasto o długiej i naprawdę przebogatej historii. Obecnie powoli odzyskujące swoje dawne piękno, miasto z tradycjami winiarskimi. Sopron to prawdziwa perełka ukryta na węgiersko-austriackim pograniczu. Perełka, która leży trochę na uboczu popularnych szlaków turystycznych.
W wieku XVII miasto nawiedza zaraza i wielki pożar. W miejscu spalonych budowli wzniesiono nowe miasto. Stąd też Sopron bywa czasem nazywany "perłą baroku". Przemieszczając się po uliczkach łatwo zauważyć jaki styl architektoniczny dominuje.
W obrębie dawnych murów miejskich i jego okolic skupione jest większość zabytków. Jest to nie lada gratka dla miłośników architektury barokowej.
Teren współczesnego rynku był też głównym placem rzymskiej Scarbanti. Północną część rynku zamyka średniowieczna wieża pożarowa. Obecnie nosi ślady przede wszystkim architektury baroku.
Wieża Pożarowa
Na wschód od wieży przetrwały dobrze zachowane fragmenty murów miejskich, zamku i nowożytnych umocnień. Również można tu zobaczyć fragmenty przyziemi z czasów rzymskich.
[img]Na%20północ%20od%20centrum%20znajdują%20się%20pozostałości%20po%20amfiteatrze.%20Raczej%20należy%20się%20tylko%20tego%20domyślać%20po%20ukształtowaniu%20terenu%20bo%20jedyne%20co%20widać%20tu%20trawiasty%20nasyp.[/img]
Pozostałość po amfiteatrze.
Pora kierować się ku Austrii i jezioru Nezyderskiemu. Główna trasa nieczynna ze względu na kompleksowy remont, więc ku granicy kieruję się trasą rowerową. Bardzo fajną zresztą 😀
Tak docieram do miasteczka Rust. Właśnie takie niewielkie miasteczka uwielbiam ! Wszystkie zabytki skupione na niewielkiej powierzchni.
Ratusz w Rust
Rust
Mury miejskie w Rust
Jak to w cywilizowanym kraju przemieszczam się ścieżkami rowerowymi wśród winnic 😀
Jadę na północ. W miejscowości Breitenbrun odbijam na Bruck an der Leitha. Spore miasteczko z częściowo zachowanymi murami obronnymi. W czasach rzymskich przecinały się tu dwie główne drogi, jedna z nich to Szlak Bursztynowy, a druga to Via Militaris. Ponoć w miejscu gdzie obecnie stoi średniowieczny zamek znajdowała się rzymska twierdza.
Mury obronne w Bruck an der Leitha
Barokowy kościół w Bruck an der Leitha
Zamek Prugg
Mój kolejny cel to leżące nad Dunajem Petronell-Carnuntum. Wykopaliska archeologiczne w tym miejscu rozpoczęły się pod koniec XIX stulecia do tej pory odsłonięto około 3/4 obszaru dawnego kompleksu.
Carnuntum to rzymski obóz wojskowy nad Dunajem oraz stolica rzymskiej prowincji Panonia, a od II wieku Górnej Panonii. Obóz mogło zamieszkiwać nawet do 40 tysięcy mieszkańców. Jest to dość rozległy kompleks w skład którego wchodzą m.in. duży bo mogący pomieścić do 7 tyś. widzów amfiteatr. Poza tym łaźnie, forum, świątynie w tym najważniejszą, poświęconą Jowiszowi. Znajdował się tu także drugi większy amfiteatr dla cywilów na około 15 tysięcy widzów.
Amfiteatr
Carnuntum
Pozostałości po rzymskich łaźniach.
W połowie IV wieku postawiono kolejny symbol podupadającego już wówczas miasta. Jest nim brama, która swym wyglądem trochę nawiązuje do łuku triumfalnego. Potocznie nazywana Pogańską Bramą.
Ruiny bramy Pogańskiej
We współczesnej osadzie wartym uwagi zabytkiem jest renesansowa rotunda.
Przy Bad Deutsch-Altenburg znajduje się inny tzw. Mały amfiteatr.
Mały amfiteatr
Jedynym mostem pomiędzy Wiedniem, a Bratysławą przedostaję się na drugi brzeg Dunaju. W dali widoczny Hainburg.
Dunaj
Hainburg an der Donau
Słońce już zaszło. Przez długi czas towarzyszy mi widok odległego o około 100 kilometrów Schneeberga.
Schneeberg
Przejeżdżam przez Marchegg i niemal opustoszałymi drogami kieruję się na północ. Tego dnia postanawiam dotrzeć w pobliże granicy z Republiką czeską. I w sumie mi się to udaje. Na ostatnią noc podczas tej wyprawy zatrzymuję się w okolicy miejscowości Bernhardsthal około kilometra od granicy....
Marchegg - Wienertor
Angern
Dystans dnia 27: 248,87 km
Suma podjazdów: 1109 metrów
Galeria z dnia 27: https://photos.app.goo.gl/T5G7XZgQh23VKrxF7
cdn...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: buba i 37 gości