27.12.-01.01. Postawmy świat na głowie raz do roku... w Góra
27.12.-01.01. Postawmy świat na głowie raz do roku... w Góra
Aaa...napiszę
Odkąd należę do Stowarzyszenia "Góry Szalonych Możliwości" obowiązkowym punktem roku i jego podsumowaniem jest Sylwester w Chatce Górzystów. Trwa on zawsze zdecydowanie dłużej niż jeden dzień. Tym razem zaczął się już 27 grudnia. Wtedy to dojechałam pociągiem z Brzeska do Jakuszyc. Początkowo miałam iść sama, ponieważ reszta ekipy (na razie raptem kilka osób) miała dojechać jeszcze przed zmrokiem, a moja wycieczka do chatki miała rozpocząć się dopiero o 17.00, ale dostałam telefon-niespodziankę i okazało się, że mam towarzyszy.
Trochę skróciliśmy sobie trasę podjeżdżając do Stacji Turystycznej Orle. Stamtąd nasz kolega wrócił samochodem na dół. Ja miałam na tyle korzystną sytuację, że plecak wrzuciłam na sanki, na plecy gitarę koleżanki, więc nieco ponad godzinny spacer był dla mnie przyjemnością pomimo niezbyt sprzyjającej aury - w oczy sypał mokry śnieg, a cały świat był osnuty gęstą mgłą. Chatkę zobaczyliśmy w zasadzie dopiero będąc 10 m od niej. Zdjęć praktycznie nie mam, bo mieliśmy ze sobą malutkie dzieci, więc raczej się nie zatrzymywaliśmy, a poza tym było ciemno i nic_nie_widno:D
W piątek w parę osób pograliśmy w Rummikuba i Pociągi, a następnie pośpiewaliśmy. Tym razem krótko, bo raptem do 2.00. Sobota jednak ze względu na dalej przeciętną pogodę była dniem leniuchowania i wyczekiwania na znajomych. Tego dnia miało dotrzeć kolejnych kilkanaście osób. Wyspaliśmy się za dwoje, zjedliśmy chatkowe naleśniki i inne przysmaki, w ruch poszły Scrabble i czekaliśmy! Czas wyczekiwania na "swoich" jest bardzo fajnym czasem! Z radością witaliśmy kolejne osoby. Niestety para naszych znajomych ze swoimi dzieciaczkami musiała wrócić do domu, ponieważ ich synek gorączkował, co było dla nas smutne, ale cieszyliśmy się towarzystwem nowo przybyłych. Znów były planszówki i śpiewy do późnych godzin nocnych.
W związku z tym nad ranem musiałam nastawić budzik na 9.00, ponieważ bez niego bym pewnie nie wstała. Ale udało się zwlec. Kolegę, który miał ze mną ruszyć na spacer, musiałam wziąć podstępem.
- Wstajesz?
- Wstaję.
- Nie widzę, żebyś wstawał.
- Już wstaję.
- W takim razie idę bez ciebie.
No, i wstał. Nasz wybór padł na Harrachov. Zanim Kuba zdążył wyjść z chaty, pogoda bardzo dopisywała, więc zrobiłam kilka zdjęć z naszego "podwórka".
Potem się troszkę zachmurzyło. Ale jak się okazało - tylko trochę.
Ruszyliśmy w kierunku Stacji Orle, zostawiając naszą Chatkę Górzystów za plecami.
Stąd jeszcze musieliśmy dojść na Rozdroże pod Działem Izerskim i kontynuując trasę zielonym szlakiem zmierzaliśmy do celu.
Aby nie iść do stacji kolejowej, w międzyczasie odbiliśmy na czerwony szlak, skąd dotarliśmy do centrum miejscowości.
Nie szukaliśmy długo knajpki, więc weszliśmy do jakiejś pierwszej z brzegu, w której było piwko z lokalnego browaru i jedzenie. Zamówiłam sobie naleśniki... z "imbirem owocowym" - tak brzmiało polskie tłumaczenie Ostatecznie był to jakiś dżem. Następnie weszliśmy do sklepu uzupełnić płyny, m.in. kofolę, dużo kofoli! :>
Postanowiliśmy wracać do chatki z Polany Jakuszyckiej, więc złapaliśmy stopa. Dojechaliśmy z przemiłymi ludźmi pod szlak i ruszyliśmy z powrotem do naszego tymczasowego "domu" Po drodze mocno się wygłupialiśmy i mówiliśmy każdemu z 1237834399 ludzi "Cześć".
Kiedy doszliśmy do Stacji Orle, spotkaliśmy naszego kolegę Maćka oraz dwoje ludzi, którzy też szli na naszego Sylwestra. Postanowiliśmy iść wspólnie, zatem najpierw wypiliśmy kupione w Harrachovie wino "Legenda of Vino" , a następnie już w piątkę maszerowaliśmy do chatki.
Po drodze zatrzymaliśmy się przy wiacie i...zachwycaliśmy się z Maciejem kolorami Izery w zachodzącym słońcu.
Byliśmy tam w zasadzie do końca tego kolorystycznego spektaklu, więc do Chatki szliśmy już w półmroku, jednak śnieg dostarczał nam tyle światła, że na odsłoniętym terenie Hali Izerskiej czołówki były zbędne.
Niedziela była tym dniem, kiedy dotarła już większość ekipy, zatem było nas już około 40. Nie mogło się skończyć inaczej niż śpiewankami do 4.00, a dla niektórych z nas nawet do 6.00. Znów było radośnie i wesoło. I znów w poniedziałek ciężko byłoby wstać bez budzika, więc profilaktycznie nastawiłam go na 10.00.
Ja jednak, śpiąc w Zbi(o)rówce, zostałam obudzona już o 9.00, więc uskuteczniłam kąpiele i śniadanie, a następnie poszłam obudzić chłopaków, którzy w nocy radośnie zadeklarowali wspólną wycieczkę O 10.00 już się tak nie cieszyli, ale jednemu z nich udało się zebrać. Później okazało się, że czekamy na resztę naszej ekipy, która liczyła 7 (chyba)dorosłych i 3 dzieci, co trochę potrwało, ale po 11.00 udało nam się wyjść.
Znów było trochę chmur, więc słońce barwiło niebo na żółty kolor. Znów musieliśmy pokonać trasę w kierunku Orlego, gdyż wybraliśmy się do Jizerki.
Ruszyliśmy zatem czerwonym szlakiem. Miała być odwilż, a jednak było dość zimno i śnieg na drzewach się ładnie trzymał.
Aaaa...zapomniałam. Dorośli, dzieci, dwie pary sanek i... Polana! "Nasz" polanowy Krysi pies
Pogoda w sumie mimo chmur dopisywała.
Jeszcze przed Orlem odbiliśmy w stronę Karlovskiego Mostu, dochodząc po jakimś czasie do zielonego szlaku.
Mieliśmy okazję kilka razy zerkać na Izerę!
I chodzić po lodzie...
I zachowywać się szczególnie dorośle, wrzucając się w śnieg, wcierając sobie śnieg we włosy i rzucając się śnieżkami...m.in. po twarzach
Krajobraz przy Kralovskim Moście jest bardzo ładny w ciągu dnia, ale o zachodzie jest jeszcze piękniejszy, co uda nam się zobaczyć, ale to już później!
Tuż za mostem odbiliśmy na zielony szlak w kierunku Jizerki. Po drodze przechodziliśmy przez jeszcze jeden mostek.
A następnie dotarliśmy na miejsce...
Mieliśmy zjeść w pierwszej od brzegu knajpce, ale zaczęły się trudności...
W pierwszej z nich nie honorowano złotówek i nie było możliwości płatności kartą. W drugiej - był kiepski przelicznik walut, a płatność kartą była niemożliwa. W trzeciej było za mało miejsca dla naszej dziesiątki, itd...
Odbiliśmy się od kilku miejsc, aż wreszcie trafiliśmy do hotelu/restauracji Panský dům. Tutaj postanowiliśmy się zatrzymać i zjeść. Po 15.00 pojedzeni ruszliśmy w drogę. Było przed nami ładnych kilka kilometrów.
Niełatwo było stamtąd pójść, bo widoki były urocze!
Jednak chcieliśmy jak najkrócej iść po zmroku, więc nie było innego wyjścia, niż ruszyć dalej. Tym razem poszliśmy żółtym szlakiem.
Jak zobaczyliśmy, co się dzieje na niebie, zależało nam z Maciejem, żeby dotrzeć do miejsc widokowych.
Zaczęliśmy zatem pędzić, zostawiając resztę ekipy z tyłu. Maciej odbił na pierwszy mostek, a ja poszłam na Karlovsky Stwierdził, że cały czas ma takie same kadry jak ja i przynajmniej raz będzie miał inne ;D
Udało się zdążyć coś zobaczyć! Izera jak malowana!
Po jakimś czasie dołączyła do mnie reszta ekipy, załapując się jeszcze na kolory. Oprócz mnie były tam jeszcze 3 osoby, które lubią robić zdjęcia, w tym dwie, które zajmują się tym także zawodowo
W dalszej drodze już nie robiliśmy zdjęć, bo było dość ciemno. Szliśmy spacerem do chaty, co jakiś czas obrzucając się śniegiem albo wrzucając się prosto w niego Wróciłam do chaty cała mokra. Miałam niby się położyć, bo krótko spałam, ale ostatecznie nie zdążyłam, więc tylko wzięłam kąpiel i wróciłam do ekipy, żeby pograć i pośpiewać. Zwyczajowo potrwało to do godzin nad ranem.
Dzień sylwestrowy zaczął się od deszczu ze śniegiem. Od początku spisałam do na straty i mimo że wstałam dosyć wcześnie, bo ok. 10.00, to jednak nigdzie nie ruszyłam. Spędziłam go na grach, czytaniu książki, rozmowach, śpiewaniu... W sumie był dokładnie taki jak cały nasz chatkowy czas. Był czasem z ludźmi i dla ludzi. Wyszłam na zewnątrz tylko na północne ognisko, żeby złożyć sobie życzenia, a później wróciłam do chaty, gdzie najwytrwalsze osoby o poranku żegnały tych, którzy muszą już iść Ja poszłam spać o 8.20. O 7.00 jeszcze we trzy rozgrywałyśmy partyjkę Scrabble.
Jedno, czego porządnie nie przemyślałam, to powrót do domu. Wstałam o 11.00 i zaczęłam myśleć o tym, że trzeba wracać. Jedni ze znajomych się zbierali, więc postanowiłam z nimi pojechać do Wrocławia i tam zobaczyć co dalej... Wyszliśmy z chaty przed 13.00. Pogoda noworoczna dopisywała, a przed nami było nieco ponad 10 km marszu.
Klasycznie, jako że czerwony szlak przez samolot jest zamknięty dla turystyki pieszej w zimie, ruszyliśmy najpierw czerwonym szlakiem do Orlego, a następnie zielonym do rozdroża i żółtym do Polany Jakuszyckiej.
Ja miałam dosyć dobre tempo, więc co jakiś czas czekałam na resztę ekipy. Chyba tylko to tempo trzymało mnie przy życiu po tych nieprzespanych nocach
Zza drzew przebijało się przedzachodowe słońce.
Z pomocą znajomych cudem dotarłam na pociąg o 19.20 z Wrocławia. Wróciłam do domu już dzisiaj, bo nie udało się tego dokonać do północy, a dzisiaj przespałam większość dnia. Jeżeli nic się nie wydarzy, to ja już wiem, gdzie spędzę sylwestra za rok...
Postawmy świat na głowie...
Jutro jeszcze postanowiłam odpocząć z książką, a pojutrze wyruszam na chwilę w mój Beskid Sądecki <3
Odkąd należę do Stowarzyszenia "Góry Szalonych Możliwości" obowiązkowym punktem roku i jego podsumowaniem jest Sylwester w Chatce Górzystów. Trwa on zawsze zdecydowanie dłużej niż jeden dzień. Tym razem zaczął się już 27 grudnia. Wtedy to dojechałam pociągiem z Brzeska do Jakuszyc. Początkowo miałam iść sama, ponieważ reszta ekipy (na razie raptem kilka osób) miała dojechać jeszcze przed zmrokiem, a moja wycieczka do chatki miała rozpocząć się dopiero o 17.00, ale dostałam telefon-niespodziankę i okazało się, że mam towarzyszy.
Trochę skróciliśmy sobie trasę podjeżdżając do Stacji Turystycznej Orle. Stamtąd nasz kolega wrócił samochodem na dół. Ja miałam na tyle korzystną sytuację, że plecak wrzuciłam na sanki, na plecy gitarę koleżanki, więc nieco ponad godzinny spacer był dla mnie przyjemnością pomimo niezbyt sprzyjającej aury - w oczy sypał mokry śnieg, a cały świat był osnuty gęstą mgłą. Chatkę zobaczyliśmy w zasadzie dopiero będąc 10 m od niej. Zdjęć praktycznie nie mam, bo mieliśmy ze sobą malutkie dzieci, więc raczej się nie zatrzymywaliśmy, a poza tym było ciemno i nic_nie_widno:D
W piątek w parę osób pograliśmy w Rummikuba i Pociągi, a następnie pośpiewaliśmy. Tym razem krótko, bo raptem do 2.00. Sobota jednak ze względu na dalej przeciętną pogodę była dniem leniuchowania i wyczekiwania na znajomych. Tego dnia miało dotrzeć kolejnych kilkanaście osób. Wyspaliśmy się za dwoje, zjedliśmy chatkowe naleśniki i inne przysmaki, w ruch poszły Scrabble i czekaliśmy! Czas wyczekiwania na "swoich" jest bardzo fajnym czasem! Z radością witaliśmy kolejne osoby. Niestety para naszych znajomych ze swoimi dzieciaczkami musiała wrócić do domu, ponieważ ich synek gorączkował, co było dla nas smutne, ale cieszyliśmy się towarzystwem nowo przybyłych. Znów były planszówki i śpiewy do późnych godzin nocnych.
W związku z tym nad ranem musiałam nastawić budzik na 9.00, ponieważ bez niego bym pewnie nie wstała. Ale udało się zwlec. Kolegę, który miał ze mną ruszyć na spacer, musiałam wziąć podstępem.
- Wstajesz?
- Wstaję.
- Nie widzę, żebyś wstawał.
- Już wstaję.
- W takim razie idę bez ciebie.
No, i wstał. Nasz wybór padł na Harrachov. Zanim Kuba zdążył wyjść z chaty, pogoda bardzo dopisywała, więc zrobiłam kilka zdjęć z naszego "podwórka".
Potem się troszkę zachmurzyło. Ale jak się okazało - tylko trochę.
Ruszyliśmy w kierunku Stacji Orle, zostawiając naszą Chatkę Górzystów za plecami.
Stąd jeszcze musieliśmy dojść na Rozdroże pod Działem Izerskim i kontynuując trasę zielonym szlakiem zmierzaliśmy do celu.
Aby nie iść do stacji kolejowej, w międzyczasie odbiliśmy na czerwony szlak, skąd dotarliśmy do centrum miejscowości.
Nie szukaliśmy długo knajpki, więc weszliśmy do jakiejś pierwszej z brzegu, w której było piwko z lokalnego browaru i jedzenie. Zamówiłam sobie naleśniki... z "imbirem owocowym" - tak brzmiało polskie tłumaczenie Ostatecznie był to jakiś dżem. Następnie weszliśmy do sklepu uzupełnić płyny, m.in. kofolę, dużo kofoli! :>
Postanowiliśmy wracać do chatki z Polany Jakuszyckiej, więc złapaliśmy stopa. Dojechaliśmy z przemiłymi ludźmi pod szlak i ruszyliśmy z powrotem do naszego tymczasowego "domu" Po drodze mocno się wygłupialiśmy i mówiliśmy każdemu z 1237834399 ludzi "Cześć".
Kiedy doszliśmy do Stacji Orle, spotkaliśmy naszego kolegę Maćka oraz dwoje ludzi, którzy też szli na naszego Sylwestra. Postanowiliśmy iść wspólnie, zatem najpierw wypiliśmy kupione w Harrachovie wino "Legenda of Vino" , a następnie już w piątkę maszerowaliśmy do chatki.
Po drodze zatrzymaliśmy się przy wiacie i...zachwycaliśmy się z Maciejem kolorami Izery w zachodzącym słońcu.
Byliśmy tam w zasadzie do końca tego kolorystycznego spektaklu, więc do Chatki szliśmy już w półmroku, jednak śnieg dostarczał nam tyle światła, że na odsłoniętym terenie Hali Izerskiej czołówki były zbędne.
Niedziela była tym dniem, kiedy dotarła już większość ekipy, zatem było nas już około 40. Nie mogło się skończyć inaczej niż śpiewankami do 4.00, a dla niektórych z nas nawet do 6.00. Znów było radośnie i wesoło. I znów w poniedziałek ciężko byłoby wstać bez budzika, więc profilaktycznie nastawiłam go na 10.00.
Ja jednak, śpiąc w Zbi(o)rówce, zostałam obudzona już o 9.00, więc uskuteczniłam kąpiele i śniadanie, a następnie poszłam obudzić chłopaków, którzy w nocy radośnie zadeklarowali wspólną wycieczkę O 10.00 już się tak nie cieszyli, ale jednemu z nich udało się zebrać. Później okazało się, że czekamy na resztę naszej ekipy, która liczyła 7 (chyba)dorosłych i 3 dzieci, co trochę potrwało, ale po 11.00 udało nam się wyjść.
Znów było trochę chmur, więc słońce barwiło niebo na żółty kolor. Znów musieliśmy pokonać trasę w kierunku Orlego, gdyż wybraliśmy się do Jizerki.
Ruszyliśmy zatem czerwonym szlakiem. Miała być odwilż, a jednak było dość zimno i śnieg na drzewach się ładnie trzymał.
Aaaa...zapomniałam. Dorośli, dzieci, dwie pary sanek i... Polana! "Nasz" polanowy Krysi pies
Pogoda w sumie mimo chmur dopisywała.
Jeszcze przed Orlem odbiliśmy w stronę Karlovskiego Mostu, dochodząc po jakimś czasie do zielonego szlaku.
Mieliśmy okazję kilka razy zerkać na Izerę!
I chodzić po lodzie...
I zachowywać się szczególnie dorośle, wrzucając się w śnieg, wcierając sobie śnieg we włosy i rzucając się śnieżkami...m.in. po twarzach
Krajobraz przy Kralovskim Moście jest bardzo ładny w ciągu dnia, ale o zachodzie jest jeszcze piękniejszy, co uda nam się zobaczyć, ale to już później!
Tuż za mostem odbiliśmy na zielony szlak w kierunku Jizerki. Po drodze przechodziliśmy przez jeszcze jeden mostek.
A następnie dotarliśmy na miejsce...
Mieliśmy zjeść w pierwszej od brzegu knajpce, ale zaczęły się trudności...
W pierwszej z nich nie honorowano złotówek i nie było możliwości płatności kartą. W drugiej - był kiepski przelicznik walut, a płatność kartą była niemożliwa. W trzeciej było za mało miejsca dla naszej dziesiątki, itd...
Odbiliśmy się od kilku miejsc, aż wreszcie trafiliśmy do hotelu/restauracji Panský dům. Tutaj postanowiliśmy się zatrzymać i zjeść. Po 15.00 pojedzeni ruszliśmy w drogę. Było przed nami ładnych kilka kilometrów.
Niełatwo było stamtąd pójść, bo widoki były urocze!
Jednak chcieliśmy jak najkrócej iść po zmroku, więc nie było innego wyjścia, niż ruszyć dalej. Tym razem poszliśmy żółtym szlakiem.
Jak zobaczyliśmy, co się dzieje na niebie, zależało nam z Maciejem, żeby dotrzeć do miejsc widokowych.
Zaczęliśmy zatem pędzić, zostawiając resztę ekipy z tyłu. Maciej odbił na pierwszy mostek, a ja poszłam na Karlovsky Stwierdził, że cały czas ma takie same kadry jak ja i przynajmniej raz będzie miał inne ;D
Udało się zdążyć coś zobaczyć! Izera jak malowana!
Po jakimś czasie dołączyła do mnie reszta ekipy, załapując się jeszcze na kolory. Oprócz mnie były tam jeszcze 3 osoby, które lubią robić zdjęcia, w tym dwie, które zajmują się tym także zawodowo
W dalszej drodze już nie robiliśmy zdjęć, bo było dość ciemno. Szliśmy spacerem do chaty, co jakiś czas obrzucając się śniegiem albo wrzucając się prosto w niego Wróciłam do chaty cała mokra. Miałam niby się położyć, bo krótko spałam, ale ostatecznie nie zdążyłam, więc tylko wzięłam kąpiel i wróciłam do ekipy, żeby pograć i pośpiewać. Zwyczajowo potrwało to do godzin nad ranem.
Dzień sylwestrowy zaczął się od deszczu ze śniegiem. Od początku spisałam do na straty i mimo że wstałam dosyć wcześnie, bo ok. 10.00, to jednak nigdzie nie ruszyłam. Spędziłam go na grach, czytaniu książki, rozmowach, śpiewaniu... W sumie był dokładnie taki jak cały nasz chatkowy czas. Był czasem z ludźmi i dla ludzi. Wyszłam na zewnątrz tylko na północne ognisko, żeby złożyć sobie życzenia, a później wróciłam do chaty, gdzie najwytrwalsze osoby o poranku żegnały tych, którzy muszą już iść Ja poszłam spać o 8.20. O 7.00 jeszcze we trzy rozgrywałyśmy partyjkę Scrabble.
Jedno, czego porządnie nie przemyślałam, to powrót do domu. Wstałam o 11.00 i zaczęłam myśleć o tym, że trzeba wracać. Jedni ze znajomych się zbierali, więc postanowiłam z nimi pojechać do Wrocławia i tam zobaczyć co dalej... Wyszliśmy z chaty przed 13.00. Pogoda noworoczna dopisywała, a przed nami było nieco ponad 10 km marszu.
Klasycznie, jako że czerwony szlak przez samolot jest zamknięty dla turystyki pieszej w zimie, ruszyliśmy najpierw czerwonym szlakiem do Orlego, a następnie zielonym do rozdroża i żółtym do Polany Jakuszyckiej.
Ja miałam dosyć dobre tempo, więc co jakiś czas czekałam na resztę ekipy. Chyba tylko to tempo trzymało mnie przy życiu po tych nieprzespanych nocach
Zza drzew przebijało się przedzachodowe słońce.
Z pomocą znajomych cudem dotarłam na pociąg o 19.20 z Wrocławia. Wróciłam do domu już dzisiaj, bo nie udało się tego dokonać do północy, a dzisiaj przespałam większość dnia. Jeżeli nic się nie wydarzy, to ja już wiem, gdzie spędzę sylwestra za rok...
Postawmy świat na głowie...
Jutro jeszcze postanowiłam odpocząć z książką, a pojutrze wyruszam na chwilę w mój Beskid Sądecki <3
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Klasycznie, jako że czerwony szlak przez samolot jest zamknięty dla turystyki pieszej w zimie, ruszyliśmy najpierw czerwonym szlakiem do Orlego, a następnie zielonym do rozdroża i żółtym do Polany Jakuszyckiej.
czerwony szlak w ogóle już zlikwidowali, co nie znaczy, że nie można się tamtą trasą poruszać.
Izera z tymi kolorami - miodzio!
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
sokół pisze:Kolega z winem to gitarzysta?
Też Na sylwestrze było 16 osób, które grały podczas tego wyjazdu na gitarze (a umiejących grać jest więcej) i 8 gitar Co i tak jest niewystarczające przy kilkudniowym graniu od popołudnia do rana, więc najwytrwalsi z pęcherzami na palcach
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Ładne Izery muzyczne. Gdyby Wam brakowało dobrego wokalu, to znam zaprawionego w boju tenora, który za kołnierz nie wylewa. Pali więcej niż КАМАЗ, ale warto.
Ness - stałaś się beneficjentką 500+? Mi w dawnych czasach nie chcieli nawet zasiłku rodzinnego wypłacać.nes_ska pisze:Zdjęć praktycznie nie mam, bo mieliśmy ze sobą malutkie dzieci
Ostatnio zmieniony 2020-01-03, 15:09 przez ceper, łącznie zmieniany 2 razy.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
W pierwszej z nich nie honorowano złotówek i nie było możliwości płatności kartą. W drugiej - był kiepski przelicznik walut, a płatność kartą była niemożliwa. W trzeciej było za mało miejsca dla naszej dziesiątki, itd...
Kiedys bylo tam jeszcze trudniej.. Nie bylo zadnej otwartej knajpy, a dwa miejsca, ktore sugerowaly, ze knajpa moga byc (siedzili ludzie przy stolikach z piwem) okazaly sie karmic i poic jedynie osoby ktore tam spia... Uznalismy ze srodek tygodnia we wrzesniu to szczyt nie-sezonu.. Jak widac w kazdym terminie maja inny zestaw wymowek
Ostatnio zmieniony 2020-01-03, 16:40 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Pudelek pisze:dlatego Neska boi się jeździć na zloty, żeby się nie okazało, iż już cała kwota jest zebrana
Nieprawda ;P Ja po prostu naprawdę wiele rzeczy mam poplanowanych już parę miesięcy wcześniej Wtedy kiedy był zlot marcowy akurat była YAPA. Cóż poradzę?;)
ceper pisze:Ness - stałaś się beneficjentką 500+?
Dzieci nie moje, ale cudne
ceper pisze:Ładne Izery muzyczne. Gdyby Wam brakowało dobrego wokalu, to znam zaprawionego w boju tenora, który za kołnierz nie wylewa.
Chyba nie wiem o kim mówisz, ale dajemy radę Chociaż każdy jest u nas mile widziany.
gar pisze:Piękna zima i wspaniałe kolory podczas zachodów słońca. Te kolory widziałem z Rudaw Janowickich - ze śniegiem było gorzej.
Wyczytałam, że byłeś w Rudawach. Ja tam jestem co 2-3 miesiące na naszej imprezie z cyklu "Szwajcarkowe Granie". Będę prawdopodobnie w lutym Kolory były niezłe, to prawda.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Jak da se w palnik, to promienieje czerwoną twarzą, nie Apacz. Na co dzień smutny i zgorzkniały z mieszkiem bez Mieszka pełnym miedziaków. Widziałem go na 2 zlotach, chociaż tylko w jednym zlocie uczestniczyłem. Starawy jest, ale pełen werwy na widok ognistej wody. To nie emeryt, jego jeszcze nie widziałem.nes_ska pisze:Chyba nie wiem o kim mówisz, ale dajemy radę
Ostatnio zmieniony 2020-01-03, 23:39 przez ceper, łącznie zmieniany 1 raz.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 29 gości