Jagnięcina
Jagnięcina
Na życzenie Laynna.
Kilka lat temu, już we wrześniu mieliśmy na Jagnięcego jechać, ale śniegu nadupiło sporo. Poczekaliśmy więc na odwilż i pierwszego października byliśmy w Tatrach.
Tradycyjnie, jazda wieczorem, spanie w aucie i rano wymarsz. Auto = legenda - z ogrzewaniem na karton. Co niektórzy mieli przyjemność tym się wozić i raz zamarzliśmy jadąc na Raczę.
W środku szyby zamarzały od środka.
Jak to laynn już wspominał, początek doliny jest raczej nudnawy i troszkę się ciągnie.
Ale tak po godzinie to już się pokazały pierwsze oznaki tego, że może być ładnie w tym dniu.
Wygodna droga prowadziła w głąb doliny, a gdzieś tam z prześwitów po lewej stronie wyłaniały się czasem skalne bydlaki. Tu Kieżmarskie w całej swojej bocznej okazałości.
Mnie jednak zawsze bardziej kręciło to, co jest po prawej stronie. Jatki. Czyli Tatry Bielskie. O tej porze roku w cudownych barwach, no ale ja niestety miałem zarąbisty aparat i do tego w ogóle się z nim nie rozumiałem.
Tak mniej więcej po godzinie z dużym hakiem szlak zrobił łuk w lewo i na wprost pojawiło się na horyzoncie zamknięcie doliny. Na żywo robiło ogromne wrażenie. Te otoczenie biło na łeb znane wszystkim Morskie Oko, albo otoczenie Czarnego Stawu Gąsienicowego. Już wcześniej bywałem w tej dolinie i zawsze bardzo mi się w niej podobało.
Z tyłu zostały Tatry Bielskie. Do tego pojawiły się chmury, co dodawało urokowi całości.
Przed nami wyrastała potężna, prawie 900 metrowa ściana Małego Kieżmarskiego.
A wokół nas jesień...
Zielony Staw i schronisko coraz bliżej.
W końcu docieramy na miejsce, schronisko daje się być uśpione, nic dziwnego, pora wczesna...
Woda w stawie wydaje się być zimna.
A za plecami wiatr rozgonił chmury i Jatki pokazały się w komplecie
Posiedzieliśmy chwilkę, a potem ruszyliśmy żółtym szlakiem w kierunku Jagnięcego. Zrobiło się cieplej, bo wyszliśmy z zacienionego odcinka doliny i w słońcu zrobiło się naprawdę bardzo przyjemnie.
Podobnie, jak w relacji Laynna, pokazała się Łomnica!
W końcu po dość upierdliwej wspinaczce osiągnęliśmy próg zawieszonej dolinki i ukazała się nam dalsza droga ku górze.
Szlak ten słynie z dużej ilości spotykanych kozic. A że myśmy na szlaku byli prawie sami, kozice były bardzo blisko nas, aż w szoku byliśmy, że tak blisko podchodziły. I wcale się nie bały. Stały dosłownie dwa-trzy metry od nas.
Trawersem stoków Jastrzębiej Turni wydostaliśmy się wyżej i wyżej, aż pod podnóża głownej grani Tatr.
Łomnica
A na początku łańcuchów wyprowadzających na Kołowy Przechód leżała jakaś wyjątkowo leniwa kozica i wcale nie zamierzała wstać, jak przechodziliśmy.
Łancuchy przelecieliśmy bez problemów i po chwili ukazały się nam widoki na drugą stronę. Tutaj mamy Mięgusza. W dość nietypowym ujęciu. Obok Cubryna i nawet Zadni Mnich widać.
Jak pewnie zauważyliście, troszkę lodu było na trawkach. W oddali widać naszą część Tatr z Kozim, Granatami...
Potem było kilka takich oblodzonych żlebów i tam to specjalnie się nie czułem za dobrze, ale jak żona poszła bez zająknięcia to mi głupio było, to ubrałem raki i z duszą na ramieniu polazłem za nią. Kilka minut strachu i już byliśmy na tej nasłonecznonej częśći grani, gdzie lód nie występował.
Wyszły Hawrań z Płaczliwą Skałą.
Kozi i Granaty
Kozia, ale Turnia
I można tak siedzieć, po co więcej?
Chmury nadciągały ze wwszystkich stron, powoli przykrywając kolejne góry. Podeszły pod Bielskie i zaczęły się przez nie przelewać. Do kompletu pokazało się też Widmo brockenu
Ostatnie spojrzenie i schodzimy
Pierwotnie chcieliśmy schodzić granią do Przełęczy pod Kopą, ale jak widziałem oblodzenia to jakoś przekonałem Magdę, że to nienajlepszy pomysł, tym bardziej, ze chmury nadchodziły i nawet nie mielibyśmy za bardzo możliwości orientowania się w terenie. Wracamy więc po własnych śladach.... Znów te oblodzone żlebiki... no ale przeżyłem.
Na Kołowym Przechodzie dopada nas chmura. I prawie tam przegapiamy odbicie szlaku.
W dolinie pogoda wraca jednak do normy. Wita nas Kieżmarski.
W schronisku kofola wchodzi niesamowicie. Podoga wydaje się ustabilizowana. Ale nic bardziej mylnego....
Na razie jednak cieszymy się tym, co jest. Podziwiamy potężną ścianę Kieżmara...
Sprawdzamy, czy woda w stawie cieplejsza, niż rano... (chyba nie...)
I Idziemy Magistralą do doliny Białych Stawów.
Piramida Kieżmarskiego się ewidentnie wyróżnia. I to jedno z ostatnich zdjęć.....
Nim dotrzemy na miejsce, wszystko wokół utuli białość. Mgła zapanoszy w kosodrzewinach, nad wodą, w skałach. I tak kończymy.... we mgle, schodząc dwie godziny lasem... Ale i tak fajnie było.
Kilka lat temu, już we wrześniu mieliśmy na Jagnięcego jechać, ale śniegu nadupiło sporo. Poczekaliśmy więc na odwilż i pierwszego października byliśmy w Tatrach.
Tradycyjnie, jazda wieczorem, spanie w aucie i rano wymarsz. Auto = legenda - z ogrzewaniem na karton. Co niektórzy mieli przyjemność tym się wozić i raz zamarzliśmy jadąc na Raczę.
W środku szyby zamarzały od środka.
Jak to laynn już wspominał, początek doliny jest raczej nudnawy i troszkę się ciągnie.
Ale tak po godzinie to już się pokazały pierwsze oznaki tego, że może być ładnie w tym dniu.
Wygodna droga prowadziła w głąb doliny, a gdzieś tam z prześwitów po lewej stronie wyłaniały się czasem skalne bydlaki. Tu Kieżmarskie w całej swojej bocznej okazałości.
Mnie jednak zawsze bardziej kręciło to, co jest po prawej stronie. Jatki. Czyli Tatry Bielskie. O tej porze roku w cudownych barwach, no ale ja niestety miałem zarąbisty aparat i do tego w ogóle się z nim nie rozumiałem.
Tak mniej więcej po godzinie z dużym hakiem szlak zrobił łuk w lewo i na wprost pojawiło się na horyzoncie zamknięcie doliny. Na żywo robiło ogromne wrażenie. Te otoczenie biło na łeb znane wszystkim Morskie Oko, albo otoczenie Czarnego Stawu Gąsienicowego. Już wcześniej bywałem w tej dolinie i zawsze bardzo mi się w niej podobało.
Z tyłu zostały Tatry Bielskie. Do tego pojawiły się chmury, co dodawało urokowi całości.
Przed nami wyrastała potężna, prawie 900 metrowa ściana Małego Kieżmarskiego.
A wokół nas jesień...
Zielony Staw i schronisko coraz bliżej.
W końcu docieramy na miejsce, schronisko daje się być uśpione, nic dziwnego, pora wczesna...
Woda w stawie wydaje się być zimna.
A za plecami wiatr rozgonił chmury i Jatki pokazały się w komplecie
Posiedzieliśmy chwilkę, a potem ruszyliśmy żółtym szlakiem w kierunku Jagnięcego. Zrobiło się cieplej, bo wyszliśmy z zacienionego odcinka doliny i w słońcu zrobiło się naprawdę bardzo przyjemnie.
Podobnie, jak w relacji Laynna, pokazała się Łomnica!
W końcu po dość upierdliwej wspinaczce osiągnęliśmy próg zawieszonej dolinki i ukazała się nam dalsza droga ku górze.
Szlak ten słynie z dużej ilości spotykanych kozic. A że myśmy na szlaku byli prawie sami, kozice były bardzo blisko nas, aż w szoku byliśmy, że tak blisko podchodziły. I wcale się nie bały. Stały dosłownie dwa-trzy metry od nas.
Trawersem stoków Jastrzębiej Turni wydostaliśmy się wyżej i wyżej, aż pod podnóża głownej grani Tatr.
Łomnica
A na początku łańcuchów wyprowadzających na Kołowy Przechód leżała jakaś wyjątkowo leniwa kozica i wcale nie zamierzała wstać, jak przechodziliśmy.
Łancuchy przelecieliśmy bez problemów i po chwili ukazały się nam widoki na drugą stronę. Tutaj mamy Mięgusza. W dość nietypowym ujęciu. Obok Cubryna i nawet Zadni Mnich widać.
Jak pewnie zauważyliście, troszkę lodu było na trawkach. W oddali widać naszą część Tatr z Kozim, Granatami...
Potem było kilka takich oblodzonych żlebów i tam to specjalnie się nie czułem za dobrze, ale jak żona poszła bez zająknięcia to mi głupio było, to ubrałem raki i z duszą na ramieniu polazłem za nią. Kilka minut strachu i już byliśmy na tej nasłonecznonej częśći grani, gdzie lód nie występował.
Wyszły Hawrań z Płaczliwą Skałą.
Kozi i Granaty
Kozia, ale Turnia
I można tak siedzieć, po co więcej?
Chmury nadciągały ze wwszystkich stron, powoli przykrywając kolejne góry. Podeszły pod Bielskie i zaczęły się przez nie przelewać. Do kompletu pokazało się też Widmo brockenu
Ostatnie spojrzenie i schodzimy
Pierwotnie chcieliśmy schodzić granią do Przełęczy pod Kopą, ale jak widziałem oblodzenia to jakoś przekonałem Magdę, że to nienajlepszy pomysł, tym bardziej, ze chmury nadchodziły i nawet nie mielibyśmy za bardzo możliwości orientowania się w terenie. Wracamy więc po własnych śladach.... Znów te oblodzone żlebiki... no ale przeżyłem.
Na Kołowym Przechodzie dopada nas chmura. I prawie tam przegapiamy odbicie szlaku.
W dolinie pogoda wraca jednak do normy. Wita nas Kieżmarski.
W schronisku kofola wchodzi niesamowicie. Podoga wydaje się ustabilizowana. Ale nic bardziej mylnego....
Na razie jednak cieszymy się tym, co jest. Podziwiamy potężną ścianę Kieżmara...
Sprawdzamy, czy woda w stawie cieplejsza, niż rano... (chyba nie...)
I Idziemy Magistralą do doliny Białych Stawów.
Piramida Kieżmarskiego się ewidentnie wyróżnia. I to jedno z ostatnich zdjęć.....
Nim dotrzemy na miejsce, wszystko wokół utuli białość. Mgła zapanoszy w kosodrzewinach, nad wodą, w skałach. I tak kończymy.... we mgle, schodząc dwie godziny lasem... Ale i tak fajnie było.
Ostatnio zmieniony 2019-12-28, 17:23 przez sokół, łącznie zmieniany 3 razy.
Jak mnie dopadnie wena to dam Jagniecego z Łomnickiego Stawu.
Ładne i mroźne z mordy odbicia.
Ładne i mroźne z mordy odbicia.
Ostatnio zmieniony 2019-12-28, 18:40 przez Dobromił, łącznie zmieniany 1 raz.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
sokół pisze:Na żywo robiło ogromne wrażenie. Te otoczenie biło na łeb znane wszystkim Morskie Oko, albo otoczenie Czarnego Stawu Gąsienicowego
Pamiętam to właśnie porównanie do Morskiego. W sumie podobne, ale o wiele bardziej robiące wrażenie. I choć nie miałem takiego światła jak Ty, chmur nieporównanie więcej to pod schroniskiem szczęka się za mną po ziemi ciągła.
Dzięki za fajne zdjęcia. W sumie to za łańcuchami sam nie wiem czego się spodziewałem, a tu widoki takie...se? Chyba, że właśnie te ściany wokół Zielonego Stawu takie wrażenie zrobiły, że później już nie wiadomo czego oczekiwałem.
Zejście planowane...fajne by było...
sokół pisze:No ale zobaczymy, co Wizion pokaże, o ile pokaże.
Panie, ja te zdjęcia mam tylko w raw'ach póki co, więc chcąc nie chcąc musiałbym je najpierw obrobić. Tak swoją drogą, mam tych raw'ów 640 z tamtego dnia, to chyba nawet taki mój rekord zdjęciowy jak na jednodniową wycieczkę.
Ale moja wycieczka jest bardzo podobna do Twojej, jak oglądam zdjęcia to nawet momentami mam wrażenie, że to ta sama wycieczka. Też w październiku, też z Magdą i też chcieliśmy schodzić tą granią i taki był pierwotny plan, ale w ostatniej chwili się rozmyśliliśmy sam nie pamiętam czemu.
Jedynie te kozice się nie zgadzają, bo żadnej nie spotkaliśmy.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Vision, łącznie zmieniany 2 razy.
Te, a wiesz, z Wizem w Tatrach byliśmy tylko raz wspólnie. I za wiele to żeśmy tam nie nawojowali....
Chociaż to były "złote czasy Wiziona", co wyciskał ze Smokowca do Chaty Terego poniżej dwóch godzin, a ja to już jechałem bardziej na nadziei, że dam radę.... chociaż jeszcze mi się jakieś tam pojedyńcze wyczyny zdarzały.
No ale po kolei... Zabłądziliśmy w drodze do Murowańca, odnaleźliśmy się, czekaliśmy trzy godziny w schronisku na okno pogodowe, które nigdy nie nadeszło, przejechaliśmy się wyciągiem z Gąsienicowej na Kasprowy, czekaliśmy godzinę na Kasprowym w oczekiwaniu na okno pogodowe, które nigdy nie nadeszło, zabłądziliśmy przy budynku górnej stacji kolejki na Kasprowym, widzieliśmy trupa na szlaku, złoiliśmy Nosal w stylu alpejskim, podwinęliśmy ogony pod siebie i wróciliśmy na obiad na śląsk. Ot, relacja.
Chociaż to były "złote czasy Wiziona", co wyciskał ze Smokowca do Chaty Terego poniżej dwóch godzin, a ja to już jechałem bardziej na nadziei, że dam radę.... chociaż jeszcze mi się jakieś tam pojedyńcze wyczyny zdarzały.
No ale po kolei... Zabłądziliśmy w drodze do Murowańca, odnaleźliśmy się, czekaliśmy trzy godziny w schronisku na okno pogodowe, które nigdy nie nadeszło, przejechaliśmy się wyciągiem z Gąsienicowej na Kasprowy, czekaliśmy godzinę na Kasprowym w oczekiwaniu na okno pogodowe, które nigdy nie nadeszło, zabłądziliśmy przy budynku górnej stacji kolejki na Kasprowym, widzieliśmy trupa na szlaku, złoiliśmy Nosal w stylu alpejskim, podwinęliśmy ogony pod siebie i wróciliśmy na obiad na śląsk. Ot, relacja.
Ostatnio zmieniony 2019-12-28, 23:47 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
Też tak miałem, że idąc na Kasprowy, by zjeść obiad w restauracji, podeszliśmy do budynku stacji meteo. Dwie osoby bodajże poszły w stronę Świnicy, nawet później mieli więcej niż okno, ale jakaś grupa taterników ich spod przełęczy pod Świnicą zawróciła. Ja z innymi zeszliśmy do Murowańca, potem poszliśmy w stronę Czarnego Stawu. Na Kasprowym nie wiedziałem, czy przede mną to nawias śnieżny, mgła, a może pustka we mgle. No takiego cykora miałem, że...a propozycję wtedy były byśmy szli na Czuby Goryczkowe...
Inna sprawa, że znad Czarnego w śniegu po pas z jednym chłopakiem poszliśmy śladem letniego szlaku na Zawrat...dobrze, że nas zawrócili...zdjęcie z lodospadu nad Zmarzłym mam, bo tyle urobiliśmy wtedy...
Inna sprawa, że znad Czarnego w śniegu po pas z jednym chłopakiem poszliśmy śladem letniego szlaku na Zawrat...dobrze, że nas zawrócili...zdjęcie z lodospadu nad Zmarzłym mam, bo tyle urobiliśmy wtedy...
sokół pisze:Chociaż to były "złote czasy Wiziona", co wyciskał ze Smokowca do Chaty Terego poniżej dwóch godzin, a ja to już jechałem bardziej na nadziei, że dam radę.... chociaż jeszcze mi się jakieś tam pojedyńcze wyczyny zdarzały.
Ja tam mam nadzieję, że moje złoty czasy to dopiero przede mną... Może się łudzę, ale jednak jeszcze wierzę. Póki co to znów coś poszło nie tak, bo dwa miesiące temu miałem wypadek na rowerze dosyć poważny, ale go zbagatelizowałem i mam jakieś dziwne powikłania teraz... Ale wczoraj powróciłem do ruchu jakiegokolwiek i mam nadzieję, że powikłania z czasem ustąpią. Chociaż niekoniecznie te powikłania muszą być związane z tym wypadkiem (aczkolwiek nigdy wcześniej tak mi się nie działo), no poza barakiem, który nadal pobolewa... ale to w sumie najmniejszy problem.
sokół pisze:No ale po kolei... Zabłądziliśmy w drodze do Murowańca, odnaleźliśmy się, czekaliśmy trzy godziny w schronisku na okno pogodowe, które nigdy nie nadeszło, przejechaliśmy się wyciągiem z Gąsienicowej na Kasprowy, czekaliśmy godzinę na Kasprowym w oczekiwaniu na okno pogodowe, które nigdy nie nadeszło, zabłądziliśmy przy budynku górnej stacji kolejki na Kasprowym, widzieliśmy trupa na szlaku, złoiliśmy Nosal w stylu alpejskim, podwinęliśmy ogony pod siebie i wróciliśmy na obiad na śląsk. Ot, relacja.
Ja jeszcze nie zapomnę tego typa i chyba dwóch dziewczyn z nim co w kopnym śniegu po jaja w rakach schodzili z tego Kasprowego... I mojego jedynego zdjęcia z tamtej wycieczki, mapy Tatr ze ściany z Murowańca...
Piotrek pisze:To może razem w trójkę byliście na tej wycieczce tylko wiesz - wiek, skleroza i się zapomniało
No nie wiadomo, próbuję sobie przypomnieć, ta Magda też miała czarne włosy, budowa ciała też podobna, ale sokoła za cholerę nie kojarzę. No i jednak myśmy stamtąd inaczej zeszli, bo przez Chatę Plesnivec.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Vision, łącznie zmieniany 2 razy.
Vision pisze:Ja jeszcze nie zapomnę tego typa i chyba dwóch dziewczyn z nim co w kopnym śniegu po jaja w rakach schodzili z tego Kasprowego... I mojego jedynego zdjęcia z tamtej wycieczki, mapy Tatr ze ściany z Murowańc
Ja raczej cały czas mam przed oczami tego nieboszczyka, co go TOPR ściągał na skuterze z podejścia na Karczmisko... Pamiętam też, że zaraz po powrocie do domu sprawdzałem co się stało, to chyba był atak serca, z tego, co kojarzę...
A zdjęć mam tez tylko kilka, ale w sumie mogę je wkleić..
Jeszcze jedno mi się przypomniało, jak żeśmy jechali w czwórkę tym krzesełkiem na szczyt Kasprowego i w pewnym momencie wjechaliśmy w taką gęstą chmurę... I takie bardzo dziwne uczucie mi towarzyszyło, że nie wiem, gdzie jadę.
Czyli weszliście tylko po to, aby zejść? I napisać relację. Muszę to przemyśleć, ale bez pół litra się nie obejdzie. Mam nad czym myśleć, więc zapiszę to w planach na następną pięciolatkę, gdy laynn będzie urabiał Grojec.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 15 gości