Suwalskie ogrodniki (2019) czyli zimno zimno bardzo zimno
Zwiedzanie miejscowości Wiżajny zaczynamy klasycznie - od sklepu. Niestety w dużej części Polski poznikały małe, wiejskie sklepiki, a przynajmniej przemianowały się na ABC, Groszki, Żabki, Małpki czy inne sieciówki. Zwykle łączy się to z pomalowaniem ich w jaskrawe barwy, oblepieniem szczelnie szyb reklamami, powieszeniem bilbordów z kiełbasą z kartonu za 3.99 i wybetonowaniem terenu wokół. Tu też mamy taki przykład ewolucji wiejskiego sklepiku…
Acz niektóre aspekty sympatyczności pozostały - są ławeczki dla odpoczynku i spożywania czy np. sprzedawczyni robi mi herbatę Ech… Lubię wino, lubię kwas chlebowy - ale jednak to herbata będzie miała u mnie zawsze pierwsze miejsce w rankingu ulubionych napojów!
Skrzyżowanie jabłonki z kosodrzewiną??
W miejscowości napotykamy dwa miejsca, które są dla mnie pewnym zgrzytem. Jedno to dąb. “Dąb Pamięci” - mający na celu uhonorować jakiegoś znanego żołnierza poległego w Katyniu. “Katyń - ocalić od zapomnienia”. Wszystko ładnie pięknie - tylko sadzonka chyba uschła… Chyba nie taka miała być wymowa pomnika? Że jednak się nie udało - ocalić od zapomnienia? A i słupek graniczny to nie wiem czemu tu postawili?
A drugie to boczna szutrowa droga.. Taka z gatunku mało ruchliwych i donikąd. Ale chodniczek wyrąbali! Pewnie była dotacja to kasę trzeba było wsadzić, w błoto nie w błoto, ale skoro dali?
Chodniczek prowadzi nad jezioro, gdzie postanowiliśmy szukać miejsca na biwak. Wiejska plaża jest z gatunku tych zagospodarowanych - dużo wiat, w tym jedna super fajna - jak wigwam! I to z kominkiem.
Jest również malownicza chatka, ale niestety zamknięta. Oczywiście za klamkę ciągnę - acz tylko przedwczoraj drzwi okazały się łaskawe dla bub!
Wieczór póki co jest jeszcze w miarę pogodny...
Dwa i pół namiotu nad jeziorem Wiżajny!
Wieczór spędzamy przy kominku. Ciepło i zapach wędzonki roznosi się po okolicy. Oczy się kleją, zwłaszcza mi - po ostatniej nieprzespanej nocy, ale siła przyciągania kominka w połączeniu z ciekawymi pogaduszkami - jest ogromna!
W nocy niebo się zaciąga i zaczyna nieco siąpić. Deszcz jest z gatunku marznących, nad ranem zamienia się w szron. Noc jest jeszcze zimniejsza od poprzedniej, więc spędzam ją w sposób zróżnicowany - podejmując różne, mniej lub bardziej desperackie próby rozgrzania się. Na czarną godzinę miałam zakamuflowaną piersiówkę. Zawsze taką zabieram - jakiegoś koniaku czy whisky - specjalnie wybieram coś, co jest mocne, a nie cierpię tego w smaku. Coby mi nie przyszło do głowy wypić dla przyjemności Teraz ta "czarna godzina" zdecydowanie nadeszła. Wypijam. Nie pomaga Zamarzam nadal. Wyciągam palnik z plecaka. Gotuję wodę. Próbuję pić wrzątek, ale głównym zyskiem jest poparzenie gęby. Wypijam z litr. Nie pomaga. Robie sobie więc kilka przebieżek. Biegam na plażę i z powrotem. Robię przysiady. Zawijam się w dwie folie NRC. Nie pomaga. Wpadam na kolejny pomysł. Idę na wyprawę do śmietnika. Wygrzebuje trzy butelki. Cuchną nieco jakimś zjełczałym olejem, ale to nieistotny szczegół. Gotuję kolejne porcje wrzątku. Nalewam w butelki. Robię sobie z nich termofory. Obkładam się nimi w śpiworze. Nieco pomaga. Zasypiam. Może na pół godziny? Może na godzinę? Po takim czasie woda w butelkach wystyga. Budzę się. Zamarzam. Czynności i aktywności zatem do powtórki Tzn. bez piersiówki - bo tej już nie mam. Picie wrzątku, bieg na plażę, 50 przysiadów, woda do “termoforów”. Zaraz mi się skończy gaz… Zimno jest namacalne… Wieje.. Mżawka zamarza mi na gębie. Chowam się w wiacie. Tam wieje bardziej niż gdzie indziej. W kiblu też wieje. Włażę do śpiwora z ponownie nagrzanymi termoforami. Niestety jedna z wyciągniętych ze śmietnika butelek zaczyna przeciekać.. Budzę się i mam całe mokre spodnie.. Przebieram spodnie.. Te wieszam w wiacie… Może wyschną na wietrze? A może jednak zamarzną do rana? Chyba raczej nikt ich nie zajuma, chyba nie przedstawiają specjalnej wartości… W namiocie i tak nie mam gdzie ich położyć... Rajstopy mam niestety tyko jedne, więc próbuje je osuszyć srajtaśmą… Zapasowe spodnie są dużo cieńsze.. Pizga w nich jeszcze bardziej… A może to kwesta mokrych rajstop? I jak zwykle w takich momentach zaczyna mnie boleć gardło... I prawe ucho.. Jak to jest - że nigdy nie lewe?
Naprawdę zaczynam rozważać czy nie spakować plecaka i nie pójść do miejscowości. Może będę pukać po obejściach? Może ktoś mnie wpuści do domu? Może chociaż do piwnicy? Jest trzecia w nocy… Chyba trochę słabo… Przed nami zostało jeszcze kilka dni wyjazdu.. Myśl o tym, że kolejne noce będą wyglądać podobnie - nie napawa optymizmem.. Przecież ja tu przyjechałam dla przyjemności! I zawsze było tak fajnie! Ciepłe, majowe, pachnące noce.. Przepełnione śpiewem ptaków, zapachem igliwia.. Fakt.. w tym roku nie mogliśmy się dogadać odnośnie terminu i pojechaliśmy około półtora tygodnia wcześniej… I padło na tzw. “zimnych ogrodników”. Wiem, że sporo ludzi się śmieje z takich porzekadeł, ludowych mądrości i babcinych strachów… Ale coś kurde w tym jest… w takich ludowych doświadczeniach pokoleń… I można w to wierzyć lub nie - ale już któryś raz wychodzi, że w “ogrodników” pizga… Łażąc w kółko po okolicy dochodzę do pewnym wniosków i postanowień. Mam cztery wyjścia:
a) odłączyć się od ekipy i wrócić do domu
b) odłączyć się od ekipy, pojechać do jakiegoś miasta i kupić 10 kg ciepłych ubrań i kocy
c) odłączyć się od ekipy i zostać w pierwszym mijanym hotelu, bez względu na jego cenę i obrzydliwy wygląd
d) zaplanować jakiś CIEPŁY nocleg w okolicy i namówić na niego ekipę...
Miałam cała długą noc na przemyślenia, wiec stwierdziłam, że rozpocznę od wersji nr 4. A nuż się uda? Tylko czy ja ich namówię? Oni chyba są mniej ciepłolubni ode mnie… I teraz śpią jak niemowlęta… Zwykle, póki co, nie praktykowaliśmy na naszych wschodnich wyjazdach noclegów pod dachem (no chyba, że w miastach, w pierwszy lub ostatni dzień). Ale też póki co, nie mieliśmy nigdy przymrozków… Snuję więc plany namawiania ekipy… Pudla będę kusić prysznicem i zabytkami w miasteczku, eco bliskością klimatycznej knajpy (kiedyś byłam w takowej w Gołdapi).. A Grzesia czym? Coś muszę wymyślić! Może akurat jakiś mecz w telewizji będzie?
Nad ranem piszę sms do toperza, żeby poszukał jakiś miejscówek w Gołdapi. Są jakieś kwatery pracownicze… O dziwo poszło dużo łatwiej niż przypuszczałam! Chłopaków nie trzeba długo namawiać! Mam wrażenie, że propozycja przypadła im do gustu. Zwłaszcza po sprawdzeniu prognoz pogody. Dziś ma cały dzień lać, a temperatura nawet w południe nie przekroczy 10 stopni. I kolejna noc ma być najzimniejsza… Zatem - ruszamy na podbój Gołdapi!
Z Wiżajn jedziemy PKSem. Mamy w planie odwiedzić trójstyk granic “Wisztyniec” koło wsi Bolcie.
Pogoda (jak widać na niebie i wyświetlaczu) nie rozpieszcza...
Rozważamy czy śniadania nie zjeść w parkingowym kiblu - jest to jedyne zaciszne miejsce…
Różne atrybuty graniczne stoją w jednym z mijanych ogródków
A ów trójstyk jest kawałek dalej. Po zagospodarowaniu terenu widać, że zrobili tu z niego jedną z większych lokalnych atrakcji. Turysta to jednak niesamowity i zadziwiający gatunek - jedzie specjalnie X km, żeby zobaczyć słup
Jest też kilka tablic, które w sposób słowny, a także obrazowy (może dla tych co czytać nie umieją?) informują, że granica to coś takiego, czego się nie przekracza. Są więc wyobrażone kółeczka, kreski, buciki, których celem jest antyzachęcanie do odwiedzania Obwodu Kaliningradzkiego tą drogą. A może głównym celem tych tablic jest jednak budzenie emocji, tajemniczości - podkreślanie wagi i wyjątkowości tego miejsca, w którym się znajdujemy? Że to jednak nie zwykły słup, ale taki wspaniały, wyjątkowy słup, którego nie wolno obejść dookoła? Bo inaczej jebutny mandat od polskiego pogranicznika i pałką w łeb od rosyjskiego? (tak nam przynajmniej mówił spotkany później patrol
A w ogóle to gdzieś czytałam, że ponoć słupek nie jest wbity w miejscu prawdziwego trójstyku granic, tylko jest przesunięty kilka metrów dalej
Śniadanie zjadamy w przydrożnej wiatce (po polskiej stronie - grzecznie wróciliśmy skąd przyszliśmy, choć nie powiem - kusiło No ale cóż robić - skoro nocleg mamy już klepnięty w Gołdapi a nie w Gusiewie Wiata stoi dokładnie na granicy województw!
Wiata nie jest zbyt zaciszna od wiatru, ale innej nie ma. A tu przynajmniej mamy daszek.
Grześ wyciąga naleweczkę. Dość nietypowy smak “na rodzynkach, wytrawna”. Rozgrzewa, nie powiem
Pod tą wiatą mamy też pierwsze spotkanie ze strażą graniczną. Przychodzi do nas babeczka, która chyba głównie sprawdza czy jesteśmy Polakami. Śmiejemy się, że widocznie z daleka eco wyglądał na pakistańskiego uchodźcę. Ale jako że odzywa się czystym (w miarę) polskim, więc uspokajamy babkę na tyle, że nawet nam nie sprawdza dokumentów, tylko życzy udanej wycieczki i się oddala.
Mijają nas niemieccy biwakowicze To sie nazywa “nieśpieszne wycieczki objazdowe”!! Fajna sprawa!
Niestety musimy opuścić suchą wiatkę. W zacinającym deszczu suniemy na pobliski przystanek PKSu.
Po drodze mijamy ruiny dawnego posterunku granicznego - jeszcze chyba z niemieckich czasów.
Humory w autobusie dopisują. W końcu suniemy w stronę miejsca gdzie będzie ciepło i sucho!
cdn
Acz niektóre aspekty sympatyczności pozostały - są ławeczki dla odpoczynku i spożywania czy np. sprzedawczyni robi mi herbatę Ech… Lubię wino, lubię kwas chlebowy - ale jednak to herbata będzie miała u mnie zawsze pierwsze miejsce w rankingu ulubionych napojów!
Skrzyżowanie jabłonki z kosodrzewiną??
W miejscowości napotykamy dwa miejsca, które są dla mnie pewnym zgrzytem. Jedno to dąb. “Dąb Pamięci” - mający na celu uhonorować jakiegoś znanego żołnierza poległego w Katyniu. “Katyń - ocalić od zapomnienia”. Wszystko ładnie pięknie - tylko sadzonka chyba uschła… Chyba nie taka miała być wymowa pomnika? Że jednak się nie udało - ocalić od zapomnienia? A i słupek graniczny to nie wiem czemu tu postawili?
A drugie to boczna szutrowa droga.. Taka z gatunku mało ruchliwych i donikąd. Ale chodniczek wyrąbali! Pewnie była dotacja to kasę trzeba było wsadzić, w błoto nie w błoto, ale skoro dali?
Chodniczek prowadzi nad jezioro, gdzie postanowiliśmy szukać miejsca na biwak. Wiejska plaża jest z gatunku tych zagospodarowanych - dużo wiat, w tym jedna super fajna - jak wigwam! I to z kominkiem.
Jest również malownicza chatka, ale niestety zamknięta. Oczywiście za klamkę ciągnę - acz tylko przedwczoraj drzwi okazały się łaskawe dla bub!
Wieczór póki co jest jeszcze w miarę pogodny...
Dwa i pół namiotu nad jeziorem Wiżajny!
Wieczór spędzamy przy kominku. Ciepło i zapach wędzonki roznosi się po okolicy. Oczy się kleją, zwłaszcza mi - po ostatniej nieprzespanej nocy, ale siła przyciągania kominka w połączeniu z ciekawymi pogaduszkami - jest ogromna!
W nocy niebo się zaciąga i zaczyna nieco siąpić. Deszcz jest z gatunku marznących, nad ranem zamienia się w szron. Noc jest jeszcze zimniejsza od poprzedniej, więc spędzam ją w sposób zróżnicowany - podejmując różne, mniej lub bardziej desperackie próby rozgrzania się. Na czarną godzinę miałam zakamuflowaną piersiówkę. Zawsze taką zabieram - jakiegoś koniaku czy whisky - specjalnie wybieram coś, co jest mocne, a nie cierpię tego w smaku. Coby mi nie przyszło do głowy wypić dla przyjemności Teraz ta "czarna godzina" zdecydowanie nadeszła. Wypijam. Nie pomaga Zamarzam nadal. Wyciągam palnik z plecaka. Gotuję wodę. Próbuję pić wrzątek, ale głównym zyskiem jest poparzenie gęby. Wypijam z litr. Nie pomaga. Robie sobie więc kilka przebieżek. Biegam na plażę i z powrotem. Robię przysiady. Zawijam się w dwie folie NRC. Nie pomaga. Wpadam na kolejny pomysł. Idę na wyprawę do śmietnika. Wygrzebuje trzy butelki. Cuchną nieco jakimś zjełczałym olejem, ale to nieistotny szczegół. Gotuję kolejne porcje wrzątku. Nalewam w butelki. Robię sobie z nich termofory. Obkładam się nimi w śpiworze. Nieco pomaga. Zasypiam. Może na pół godziny? Może na godzinę? Po takim czasie woda w butelkach wystyga. Budzę się. Zamarzam. Czynności i aktywności zatem do powtórki Tzn. bez piersiówki - bo tej już nie mam. Picie wrzątku, bieg na plażę, 50 przysiadów, woda do “termoforów”. Zaraz mi się skończy gaz… Zimno jest namacalne… Wieje.. Mżawka zamarza mi na gębie. Chowam się w wiacie. Tam wieje bardziej niż gdzie indziej. W kiblu też wieje. Włażę do śpiwora z ponownie nagrzanymi termoforami. Niestety jedna z wyciągniętych ze śmietnika butelek zaczyna przeciekać.. Budzę się i mam całe mokre spodnie.. Przebieram spodnie.. Te wieszam w wiacie… Może wyschną na wietrze? A może jednak zamarzną do rana? Chyba raczej nikt ich nie zajuma, chyba nie przedstawiają specjalnej wartości… W namiocie i tak nie mam gdzie ich położyć... Rajstopy mam niestety tyko jedne, więc próbuje je osuszyć srajtaśmą… Zapasowe spodnie są dużo cieńsze.. Pizga w nich jeszcze bardziej… A może to kwesta mokrych rajstop? I jak zwykle w takich momentach zaczyna mnie boleć gardło... I prawe ucho.. Jak to jest - że nigdy nie lewe?
Naprawdę zaczynam rozważać czy nie spakować plecaka i nie pójść do miejscowości. Może będę pukać po obejściach? Może ktoś mnie wpuści do domu? Może chociaż do piwnicy? Jest trzecia w nocy… Chyba trochę słabo… Przed nami zostało jeszcze kilka dni wyjazdu.. Myśl o tym, że kolejne noce będą wyglądać podobnie - nie napawa optymizmem.. Przecież ja tu przyjechałam dla przyjemności! I zawsze było tak fajnie! Ciepłe, majowe, pachnące noce.. Przepełnione śpiewem ptaków, zapachem igliwia.. Fakt.. w tym roku nie mogliśmy się dogadać odnośnie terminu i pojechaliśmy około półtora tygodnia wcześniej… I padło na tzw. “zimnych ogrodników”. Wiem, że sporo ludzi się śmieje z takich porzekadeł, ludowych mądrości i babcinych strachów… Ale coś kurde w tym jest… w takich ludowych doświadczeniach pokoleń… I można w to wierzyć lub nie - ale już któryś raz wychodzi, że w “ogrodników” pizga… Łażąc w kółko po okolicy dochodzę do pewnym wniosków i postanowień. Mam cztery wyjścia:
a) odłączyć się od ekipy i wrócić do domu
b) odłączyć się od ekipy, pojechać do jakiegoś miasta i kupić 10 kg ciepłych ubrań i kocy
c) odłączyć się od ekipy i zostać w pierwszym mijanym hotelu, bez względu na jego cenę i obrzydliwy wygląd
d) zaplanować jakiś CIEPŁY nocleg w okolicy i namówić na niego ekipę...
Miałam cała długą noc na przemyślenia, wiec stwierdziłam, że rozpocznę od wersji nr 4. A nuż się uda? Tylko czy ja ich namówię? Oni chyba są mniej ciepłolubni ode mnie… I teraz śpią jak niemowlęta… Zwykle, póki co, nie praktykowaliśmy na naszych wschodnich wyjazdach noclegów pod dachem (no chyba, że w miastach, w pierwszy lub ostatni dzień). Ale też póki co, nie mieliśmy nigdy przymrozków… Snuję więc plany namawiania ekipy… Pudla będę kusić prysznicem i zabytkami w miasteczku, eco bliskością klimatycznej knajpy (kiedyś byłam w takowej w Gołdapi).. A Grzesia czym? Coś muszę wymyślić! Może akurat jakiś mecz w telewizji będzie?
Nad ranem piszę sms do toperza, żeby poszukał jakiś miejscówek w Gołdapi. Są jakieś kwatery pracownicze… O dziwo poszło dużo łatwiej niż przypuszczałam! Chłopaków nie trzeba długo namawiać! Mam wrażenie, że propozycja przypadła im do gustu. Zwłaszcza po sprawdzeniu prognoz pogody. Dziś ma cały dzień lać, a temperatura nawet w południe nie przekroczy 10 stopni. I kolejna noc ma być najzimniejsza… Zatem - ruszamy na podbój Gołdapi!
Z Wiżajn jedziemy PKSem. Mamy w planie odwiedzić trójstyk granic “Wisztyniec” koło wsi Bolcie.
Pogoda (jak widać na niebie i wyświetlaczu) nie rozpieszcza...
Rozważamy czy śniadania nie zjeść w parkingowym kiblu - jest to jedyne zaciszne miejsce…
Różne atrybuty graniczne stoją w jednym z mijanych ogródków
A ów trójstyk jest kawałek dalej. Po zagospodarowaniu terenu widać, że zrobili tu z niego jedną z większych lokalnych atrakcji. Turysta to jednak niesamowity i zadziwiający gatunek - jedzie specjalnie X km, żeby zobaczyć słup
Jest też kilka tablic, które w sposób słowny, a także obrazowy (może dla tych co czytać nie umieją?) informują, że granica to coś takiego, czego się nie przekracza. Są więc wyobrażone kółeczka, kreski, buciki, których celem jest antyzachęcanie do odwiedzania Obwodu Kaliningradzkiego tą drogą. A może głównym celem tych tablic jest jednak budzenie emocji, tajemniczości - podkreślanie wagi i wyjątkowości tego miejsca, w którym się znajdujemy? Że to jednak nie zwykły słup, ale taki wspaniały, wyjątkowy słup, którego nie wolno obejść dookoła? Bo inaczej jebutny mandat od polskiego pogranicznika i pałką w łeb od rosyjskiego? (tak nam przynajmniej mówił spotkany później patrol
A w ogóle to gdzieś czytałam, że ponoć słupek nie jest wbity w miejscu prawdziwego trójstyku granic, tylko jest przesunięty kilka metrów dalej
Śniadanie zjadamy w przydrożnej wiatce (po polskiej stronie - grzecznie wróciliśmy skąd przyszliśmy, choć nie powiem - kusiło No ale cóż robić - skoro nocleg mamy już klepnięty w Gołdapi a nie w Gusiewie Wiata stoi dokładnie na granicy województw!
Wiata nie jest zbyt zaciszna od wiatru, ale innej nie ma. A tu przynajmniej mamy daszek.
Grześ wyciąga naleweczkę. Dość nietypowy smak “na rodzynkach, wytrawna”. Rozgrzewa, nie powiem
Pod tą wiatą mamy też pierwsze spotkanie ze strażą graniczną. Przychodzi do nas babeczka, która chyba głównie sprawdza czy jesteśmy Polakami. Śmiejemy się, że widocznie z daleka eco wyglądał na pakistańskiego uchodźcę. Ale jako że odzywa się czystym (w miarę) polskim, więc uspokajamy babkę na tyle, że nawet nam nie sprawdza dokumentów, tylko życzy udanej wycieczki i się oddala.
Mijają nas niemieccy biwakowicze To sie nazywa “nieśpieszne wycieczki objazdowe”!! Fajna sprawa!
Niestety musimy opuścić suchą wiatkę. W zacinającym deszczu suniemy na pobliski przystanek PKSu.
Po drodze mijamy ruiny dawnego posterunku granicznego - jeszcze chyba z niemieckich czasów.
Humory w autobusie dopisują. W końcu suniemy w stronę miejsca gdzie będzie ciepło i sucho!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
buba pisze:Zamarzam nadal.
Wyp...dol ten śpiwór. Serio. Kilo puchu powinno dać komfortowe spanie w takich warunkach, chyba że było to kilo puchu mocno wilgotne.
Koło zera to spaliśmy z synem w syntetycznych śpiworach z Decathlonu (ok, może i nie najlżejsze, ale cena...) i w nocy trzeba się było z dodatkowej bielizny rozbierać.
Buba, czy ty kiedyś badałaś się dokładnie pod kątem takiego marznięcia? Bo może to kwestia krążenia. Mi też czasami pizgało na tym wyjeździe, nawet bywało w nocy trochę chłodno, bo nie mam puchu, a syntetyk (formalnie do -22, lecz on już ma kilka lat ), ale jednak w twoim przypadku to jakiś hardkor
Faktycznie rano jak ujrzałem pogodę to sam się zastanawiałem nad jakimś ciepłym noclegiem, ale sądziłem, że będziecie protestować, zwłaszcza Ty
Słupek w wiosce był z powodu tego KOP-isty, w końcu pilnował granicy I chyba jakaś jednostka KOPu tam kiedyś stacjonowała.
Na tym zmokniętym zdjęciu mamy tak czerwone skóry jakby nas spaliło słońce
Faktycznie rano jak ujrzałem pogodę to sam się zastanawiałem nad jakimś ciepłym noclegiem, ale sądziłem, że będziecie protestować, zwłaszcza Ty
Słupek w wiosce był z powodu tego KOP-isty, w końcu pilnował granicy I chyba jakaś jednostka KOPu tam kiedyś stacjonowała.
Na tym zmokniętym zdjęciu mamy tak czerwone skóry jakby nas spaliło słońce
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
buba pisze:A w ogóle to gdzieś czytałam, że ponoć słupek nie jest wbity w miejscu prawdziwego trójstyku granic, tylko jest przesunięty kilka metrów dalej
pytałem się o to wtedy tej babki z SG i powiedziała, że to faktyczny trójstyk. Na mapach satelitarnych też tak to wygląda.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Prezes pisze:Wyp...dol ten śpiwór. Serio. Kilo puchu powinno dać komfortowe spanie w takich warunkach, chyba że było to kilo puchu mocno wilgotne.
Mam trzy spiwory:
1. Ten - czyli 1 kg puchu + dopchany puchem w serwisie (yeti)
2. 900 gram puchu - ponoc takiego "lepszego". (yeti)
3. Syntetyczny - wazy chyba z 6 kg i ma objetosc plecaka z jakimi zwykle ludzie na weekend w gory jada... ( carynthia chyba sie firma nazywa - najcieplejszy jaki mieli...)
Kazdy z nich kosztowal ponad tysiac zl. I kazdy na metce mial komfort kolo -20.
W 1 i 3 moge spac do +5 stopni, ponizej zamarzam. W 2 moge spac do okolo +10 stopni. (w tym sypiam latem - jak jade nad jezioro
To co - mam wszystkie wypierdzielic??? Troche mnie nie stac aby kolekcjonowac kolejne okazy z kolejnych firm - bo a nuz beda lepsze...
Jak kiedys bede bardzo bogata (ale poki co sie kroi ) to sobie kupie najcieplejszy spiwor jaki istnieje, taki kurde na biegun - i zobaczymy czy przy zerze zasne
Ostatnio zmieniony 2019-12-23, 23:57 przez buba, łącznie zmieniany 6 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Pudelek pisze:Buba, czy ty kiedyś badałaś się dokładnie pod kątem takiego marznięcia? Bo może to kwestia krążenia.
Ja mam wrazenie, ze jak ja zasypiam to mi sie w ogole krazenie wylacza W domu mamy 25 stopni a ja spie pod 3 kocami (fakt, czasem jeden w nocy zrzucam i zostaja ino 2 )
Kurcze, nie wiem jakie badania powinnam sobie zrobic. Jesli chodzi o cisnienie to raczej miewalam za wysokie niz za niskie, ale bez hardkorow, kiedys badali mi hormony tarczycy to byly w normie. Co jeszcze mozna zbadac na takie objawy?
Napewno to jest cos z krazeniem bo alkohol pomaga - ale tylko do pewnego etapu... Ale z drugiej strony osoby z problemami z krazeniem maja tez problemy w czasie upalow - a ja zdecydowanie nie mam.
Chetnie bym sie pobadala i wyleczyla z tego - bo to jest naprawde cos co mega utrudnia zycie, zwlaszcza jak sie ma takie ulubienia jak ja...
Pudelek pisze:Faktycznie rano jak ujrzałem pogodę to sam się zastanawiałem nad jakimś ciepłym noclegiem, ale sądziłem, że będziecie protestować, zwłaszcza Ty
Moj instynkt wedrowny jest mocno skorelowany z temperatura Ja wtedy to naprawde chcialam wracac do domu! Jakby podstawili autobus Wizajny - Olawa (z kiblem ) to bym na bank wsiadla bez zastanowienia! Bo te dwie noce to byl jakis dramat!
Pudelek pisze:Na tym zmokniętym zdjęciu mamy tak czerwone skóry jakby nas spaliło słońce
Mysle raczej ze albo zimna albo od chlania
Pudelek pisze:Słupek w wiosce był z powodu tego KOP-isty, w końcu pilnował granicy I chyba jakaś jednostka KOPu tam kiedyś stacjonowała.
Ale ten w Wizajnach w rynku czy ten w Bolciach przy chalupie? Bo oba se tak troche z dupy postawili...
Pudelek pisze:pytałem się o to wtedy tej babki z SG i powiedziała, że to faktyczny trójstyk. Na mapach satelitarnych też tak to wygląda.
Gdzies o tym czytalam po powrocie ale teraz znalezc nie moge... Moze akurat ktos kitow nacisnal a ja uwierzylam?
Ostatnio zmieniony 2019-12-23, 23:56 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Ja mam wrazenie, ze jak ja zasypiam to mi sie w ogole krazenie wylacza W domu mamy 25 stopni a ja spie pod 3 kocami (fakt, czasem jeden w nocy zrzucam i zostaja ino 2 )
Kurcze, nie wiem jakie badania powinnam sobie zrobic. Jesli chodzi o cisnienie to raczej miewalam za wysokie niz za niskie, ale bez hardkorow, kiedys badali mi hormony tarczycy to byly w normie. Co jeszcze mozna zbadac na takie objawy?
Napewno to jest cos z krazeniem bo alkohol pomaga - ale tylko do pewnego etapu... Ale z drugiej strony osoby z problemami z krazeniem maja tez problemy w czasie upalow - a ja zdecydowanie nie mam.
Chetnie bym sie pobadala i wyleczyla z tego - bo to jest naprawde cos co mega utrudnia zycie, zwlaszcza jak sie ma takie ulubienia jak ja...
nie jestem lekarzem, ale problemy z krążeniem są często bezpośrednio związane z sercem, więc najpierw w tym przypadku chyba kardiolog. Ale może zacząć od POZu.
buba pisze:Ale ten w Wizajnach w rynku czy ten w Bolciach przy chalupie? Bo oba se tak troche z dupy postawili...
W Wiżajnach. W Bociach to ktoś b ył performansem
Ostatnio zmieniony 2019-12-24, 00:13 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
buba pisze:Kazdy z nich kosztowal ponad tysiac zl. I kazdy na metce mial komfort kolo -20.
W 1 i 3 moge spac do +5 stopni, ponizej zamarzam. W 2 moge spac do okolo +10 stopni. (w tym sypiam latem - jak jade nad jezioro
To co - mam wszystkie wypierdzielic???
Nie no, jak tak - to faktycznie nie śpiwór winien.
Może jakieś ogrzewacze wypróbuj?
http://lukaszsupergan.com/ogrzewacze-do ... zima-gory/
Jak zawsze Wam tego wypadu zazdroszczę, tak po tym zimnie, to mi się odechciewa jechać na takie marznięcie.
Po 1 alkohol rozszerza naczynia, więc o ile się nie skujesz na amen, to za wiele nie pomaga...
Muszę w końcu, w nadchodzącym roku wypróbować mój śpiwór puchowy, niby chyba komfort ma -10. Nie kosztował tysiaka, jakąś promocję wyczaiłem.
Po 1 alkohol rozszerza naczynia, więc o ile się nie skujesz na amen, to za wiele nie pomaga...
Muszę w końcu, w nadchodzącym roku wypróbować mój śpiwór puchowy, niby chyba komfort ma -10. Nie kosztował tysiaka, jakąś promocję wyczaiłem.
laynn pisze:Po 1 alkohol rozszerza naczynia, więc o ile się nie skujesz na amen, to za wiele nie pomaga...
dlatego warto się skuć To akurat jest sprawdzona metoda
Ostatnio zmieniony 2019-12-25, 15:07 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze:ale problemy z krążeniem są często bezpośrednio związane z sercem, więc najpierw w tym przypadku chyba kardiolog.
Kilkanascie lat temu (juz wtedy marzłam) mialam bardzo dokladne badania kardiologiczne jak mnie zaczela meczyc arytmia serca. Jakie badania są do zrobienia na serce to mi wtedy robili I nic nie znalezli niepokojacego i odbiegajacego od normy (moze oprocz pojemnosci płuc ) wiec oglosili, ze "to na bazie nerwowej". I w pewnym sensie mieli racje bo mi to zawsze wraca jak mam jakis bardziej nerwowy okres w zyciu... Nie wiem czy "na marzniecie" robili by jakies inne badania serca?
Pudelek pisze:Ale może zacząć od POZu.
Czyli publiczny osrodek zdrowia? Te z ktorymi mialam doswiadczenie (Olawa, Bytom) to mam wrazenie, ze jak przyjdziesz, ze ci urosla trzecia noga - to powiedza "prosze sie nie martwic, odpadnie za jakis czas...nastepny!" Mam wrazenie ze jak jakikolwiek lekarz ma ci cos pomoc to tylko prywatnie, bo wtedy jest szansa ze mu sie bedzie chcialo pomyslec...
telefon 110 pisze:Blisko innego trójstyku serwują trojstiki z mięskiem i nalewką.
Ktorego? Wyglada smakowicie!
Prezes pisze:Nie no, jak tak - to faktycznie nie śpiwór winien.
Może jakieś ogrzewacze wypróbuj?
http://lukaszsupergan.com...czne-zima-gory/
Akurat z tej firmy nie mialam. Moze sa dobre? Moze kupie sobie na sprobowanie?
Mialam kiedys jakies inne - i takie jednorazowe, i takie co sie potem gotuje, ale chyba by trzeba ze 20 sztuk, zeby cale wnetrze spiwora nimi wypelnic. Mialam 5 i to jakos nie robilo roboty... No i po 3 godzinach to juz letnie bylo...
Poki co to raz trafilam na optymalny termofor Taki 3 - 10 kilowy, paliwem do niego byla kasza i mleko. Jak sobie taki na brzuchu polozylam i razem wlezlismy w spiwor to mi kilkustopniowy przymrozek straszny nie byl. Szron przykryl namioty, wszyscy z ekipy zmarzli a ja jedna nie! Ale termofor sie zepsul - urosl, w spiwor sie nie miesci, poza tym ucieka....
P.S. Chyba uratuje mnie tylko przeprowadzka w tropiki albo taki namiot:
laynn pisze:Jak zawsze Wam tego wypadu zazdroszczę, tak po tym zimnie, to mi się odechciewa jechać na takie marznięcie.
No tym razem temperatury nie dopisaly niestety... Jakos zawsze byly upaly.. Nawet w 2012 roku jak wyjazd byl ewidentnie deszczowy - to bylo cieplo!
laynn pisze:Po 1 alkohol rozszerza naczynia, więc o ile się nie skujesz na amen, to za wiele nie pomaga...
A ja wlasnie mam wrazenie, ze mala ilosc pomaga i rozgrzewa. A jak sie skujesz to wlasnie efekt moze byc bardzo zly bo gdzies przysniesz i zamarzniesz. Patrzac na rozne zimowe wyjazdy - to w paskudny zimowy dzien, dla mnie jest wskazana piecdziesiatka co 2-3 godziny, taka ilosc jest optymalna, biorac pod uwage termike!
laynn pisze:Muszę w końcu, w nadchodzącym roku wypróbować mój śpiwór puchowy, niby chyba komfort ma -10. Nie kosztował tysiaka, jakąś promocję wyczaiłem.
To trzymam kciuki zeby dobrze sluzyl!
Ostatnio zmieniony 2019-12-28, 22:26 przez buba, łącznie zmieniany 7 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 70 gości