Pobyt w Smolnikach zaczynamy klasycznie - od sklepu i knajpy.
A na nocleg idziemy nad pobliskie jezioro Czarne. Wyraźna droga prowadzi przez las i dociera na coś w rodzaju lokalnej plaży. Jest tu kilka wiat i chatka - ale niestety zamknięta. Posiada ona jednak obszerną werande z kominkiem, więc tam się rozkładamy na wieczorną nasiadówkę.
Początkowo mam w planach tam spać - na wygodnym szerokim stole, ale zrywa się wiatr i temperatura tak leci na łeb na szyje, że postanawiam się jednak przeprosić z namiotem.. Może jak taki mikroskopijny - to przynajmniej będzie w nim ciepło? Tak… Nic błędniejszego…
Noc jest lodowata.. Na spanie raczej nie mam zbyt dużych szans.. Próbuje więc różnych opcji, aby choć odrobinę się rozgrzać. Ubieram wszystko co mam i włażę w tym do śpiwora - gdy nie pomaga, kilka warstw ściągam i przykrywam się nimi z wierzchu. Próbuje nawet straceńczo tej metody - co wszyscy "znawcy biwakowania" i "profesjonaliści gatunku" polecają - “że do śpiwora trzeba się rozebrać”... Jasne.. To był najgłupszy możliwy pomysł.. Wytrzymuje tak w śpiworze chyba 10 minut - kolejne by owocowały odgryzieniem sobie języka lub/i przegryzieniem tropiku, który wisi mi prawie na gębie.. Ubieram więc ponownie wszystko co mam i próbuje wraz ze śpiworem wpełznąć do stulitrowego foliowego worka. Temperatura zapewne oscyluje koło 2-3 stopnie na plusie. No żesz to szlag! Śpiwór został zakupiony, fakt - kilkanaście lat temu, ale miał wtedy kilogram puchu i ponoć temperaturę komfort minus 20. W ramach użytkowania, może złego przechowywania, się ubił, schudł. Ale rok temu oddałam go do profesjonalnej firmy zajmującej się praniem śpiworów puchowych, roztrzepywaniem i “uzdatnianiem” puchu - i przeszedł te procesy. Dodatkowo został dopchany około 400 gramami świeżego puchu. No i co?? Zamarzam przy + 2?? Być może dlatego, że chyba po raz pierwszy w życiu śpię sama w namiocie? Zawsze ktoś jednak obok oddychał, sapał, pierdział - i tym samym działał jak piecyk? A ja chyba sama z siebie ciepła nie wytwarzam
Noc dłuży się cholernie… Może na godzinę udaje się zdrzemnąć…
Poranek wstaje pogodny, słoneczny, ale upiornie zimny. Jakaś krowa gdzieś niedaleko potwornie drze ryja - może nie mogą jej wydoić bo mleko zamarzło?? Rozpalam w kominku, wystawiam się do słońca, wypijam mocna, gorącą kawe i spora ilość nalewki. Ale wciąż nie mogę się rozgrzać po tej cholernej nocy.
Niektórzy z ekipy mają nieco inne postrzeganie temperatur - eco to się np. kąpie!! Acz fakt - kąpiel nie jest długa i steki lecących znad wody przekleństw sugerują raczej morsowanie niż chlupiącą, letnią sielankę dla przyjemności.
Te dwa zdjęcia zostały zrobione mniej więcej w tym samym czasie
Odkładając na bok temperaturę i choć na chwilę próbując zapomnieć o tym jednym aspekcie - nasze miejsce biwakowe jest bardzo urokliwe. Chatynka, kominek, pomost.. Skrząca sie tafla jeziora, świerkowy las..
Nie wiem czy to było widać na zdjęciach - ale chłopaki się bardzo postarali. Na równej polance chyba długo szukali, aby znaleźć najbardziej krzywe miejsce i akurat tam rozbić namiot!
Stare, drewniane łódki..
Roślinność nadwodna i podwodna..
Droga do wychodków porządnie usłana jest szyszkami
W Smolnikach napotykamy ciekawe mrowisko! Zamiast nosić igiełki na kupę - spryciule zasiedliły solidny pień!
Podjeżdżamy do wioski Rogożajny Małe, gdzie na lokalnym przystanku PKSu robimy niewielki popas.
Zabudowania wioski.
A dalej tuptamy polnymi drogami przez faliste wzgórza, pola i miedze, porosłe łanami mleczy.
Kręte drogi doprowadzają nas na opłotki Wiżajn, nad jezioro Wistuć, nad którego brzegami rozsiadamy się na popas po raz kolejny.
(zdjęcie zrobione przez Pudelka)
Dzień, w odróżnieniu od minionej nocy, jest miły, ciepły i pogodny. Kurcze...szkoda, że się nie da jakoś zebrać, zgromadzić, zmagazynować tego ciepła, które cię otacza, aby potem móc użyć tą energię do ogrzania śpiwora w lodowatą noc..
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..