Rowerowy Eurotrip 2019
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 15/28 - 27.07.2019 - I znowu te Saloniki....
W nocy jest strasznie gorąco. Dodatkowo spać nie dalą fale, które bardzo szumią rozbijając się na plaży. Udaje mi się jednak wstać na wschód słońca, który jest niczego sobie chociaż przejrzystość powietrza marna. No ale czego się można spodziewać w tak bardzo zapylonym powietrzu. Wpada trochę fotek. Potem jeszcze kąpiel i zbieram się do drogi. Podczas zwijania obozu moich bułgarskich sąsiadów odwiedza policja. Przysłuchuję się dyskusji, której efektem jest mandat za wjechanie kamperem na plażę 😅
Ruszam w drogę. Po kilkuset metrach zaczyna uchodzić mi powietrze z tylnego koła. Kleję dętkę i jadę. Kilkaset metrów i znowu kapeć.... Co jest grane. Oglądam dokładnie oponę i widzę niewielkie kolce, które zapewne powbijały się na plaży gdy tamtędy jechałem. Teraz pod obciążeniem i na twardym podłożu powoli acz systematyczne są wciskane w głąb opony do momentu aż wyjdą od drugiej strony. Tym razem dokładnie oglądam oponę bo właśnie zużyłem ostatnią łatkę by zakleić dziurę w dętce ! Co prawda mam jeszcze w zapasie zupełnie nową, ale muszę jak najszybciej poszukać sklepu gdzie kupię nowy zestaw do naprawy dętek.
Jeszcze w Asprovalcie trafiam na dobrze wyposażony sklep rowerowy i niezwłocznie robię zapasy na dalszą drogę. Mając świadomość jak wiele razy w tym roku przebiłem już koło kupuję potrójny zestaw 😋
Tylko, że ceny to gdzieś z dupy wzięte bo płacę czterokrotnie więcej jak w kraju....
Teraz przebite dętki mi nie straszne !
Robię zakupy w lokalnym markecie i ruszam dalej. Przed miejscowością Rentina oddalam się na pewien czas od wybrzeża i robię pauzę nad potokiem górskim. Trzeba zmyć z siebie tą sól morską, a i pranko małe by się przydało 😋
Spotkany przy drodze...
Dość długo siedzę. Prawie mi ubrania wyschły 😉 Popijam piwo bo jeszcze jest zimne...
Ogólnie dzisiejsza trasa jest względnie płaska jak do tej pory. Jadąc w kierunku zachodnim powoli, ale sukcesywnie nabieram wysokości. Przerw jakoś już zbyt długich nie robię ale w tym upale nawadniać się trzeba 😋
Przejeżdżam obok dwóch dość dużych akwenów wodnych, jezior Valvi oraz Koronia. To pierwsze jest drugim co do wielkości naturalnym jeziorem Grecji.
Jezioro Valvi
I kto by pomyślał, że zaledwie po dwóch latach ponownie zawitam do Salonik.... Ja w każdym bądź razie wcale sobie tego nie wyobrażałem. Jednak by tam dojechać muszę pokonać konkretny podjazd. Niby to tylko 550 metrów, ale podjeżdżając niemal od zera to już jest konkret. Przyznam, że ten podjazd był najtrudniejszym jaki do tej pory podjeżdżałem na tej wyprawie. Droga momentami o nachyleniu 14 % i w tym upale i z takim obciążeniem nie byłem w stanie go pokonać na raz. Wiele razy się zatrzymywałem by zaczerpnąć więcej powietrza. No i jeszcze daje znać o sobie wczorajsza świeża opalenizna. Tak spiekłem część ramion, że teraz skóra mi schodzi , ale tylko na odcinku 3-4 centymetrów świeżej opalenizny. Oj niesamowicie to teraz piecze !
Tak się męczyłem, że nawet nie myślałem by robić jakiekolwiek zdjęcia. Zjazd miał być szybki i przyjemny. Jednak na sporym odcinku jest świeży asfalt i opony wręcz się do niego kleją. Ruch również coraz większy bo to w końcu przedmieścia drugiego pod względem wielkości miasta Grecji.
Znajdziemy tu zabytki rzymskie i bizantyjskie jak również osmańskie. Saloniki, a dokładniej 15 budowli znajdujących się w mieście, zostało wpisanych na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Ja staram się skupić na czymś co pominąłem poprzednim razem. Na początek podjazd pod bizantyjską twierdzę Eptapyrgion. Obiekt zachowany w bardzo dobrym stanie. Kilka fotek z powietrza i jadę na dół wzdłuż bizantyjskich murów.
Eptapyrgion
Eptapyrgion
Mury robią niesamowite wrażenie pomimo iż zachowały się już tylko w tej północnej części. Trzeba zaznaczyć, że w przeszłości opasały swym wieńcem całe miasto.
Zjeżdżam coraz bardziej na dół. Uliczki są niesamowicie wąskie i jeszcze bardziej strome !
Nawet miejscowi mają problemy z jazdą po tych drogach 😅
😂
Bazylika św. Dymitra (Demetriusza)
Od bazyliki św. Dimitra jest rzut beretem do pozostałości po rzymskim Forum. Coś tam widać, ale nie są one jakoś bardzo imponujące.
Rzymskie Forum
Kilka ulic dalej natrafimy na dwa kolejne ważne zabytki z okresu panowania Rzymian. Rotunda oraz łuk triumfalny. Łuk zachował się tylko częściowo.
Łuk Triumfalny Galeriusza.
Tuż obok znajduje się Rounda uznawana za jedną z pierwszych świątyń chrześcijańskich. Pierwotnie miała być mauzoleum Galeriusza. Wybudowano ją w 304 roku. W późniejszych czasach zostało zamienione na kościół św. Jerzego. Oczywiście minaret stojący obok to pozostałość po czasach panowania osmańskiego gdy większość świątyń w mieście przemieniono w meczety.
Rotunda to jedna z najstarszych świątyń chrześcijańskich.
Udając się od Rotundy w dół w stronę morza dotrzemy do pozostałości po pałacu Galeriusza.
Pałac Galeriusza
Inne zabytki zobaczę przy mojej następnej wizycie w tym mieście....😋 Tymczasem małe zakupy i jadę na zachód bo już robi się dość późno....
Wybieram trasę rowerową Eurovelo 11, którą jedzie się dość sprawnie jeżeli korzysta się z mapy. Samo oznaczenie trasy ma wiele do życzenia....
W Alexandrei robię zakupy w tym samym sklepie co dwa lata wcześniej. Pewnie bym tego sobie sam nie skojarzył gdyby nie ekspedientka, która mnie zapamiętała !
W dali Saloniki i przełęcz, przez którą przejeżdżałem.
Trasa rowerowa wiedzie mnie przez tereny rolnicze. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć ciągną się kanały doprowadzające wodę na uprawy. Czasami trasa wiedzie polnymi drogami.
Zbliża się zachód słońca, a więc i koniec mojej dzisiejszej jazdy. Postanawiam odwiedzić jeszcze miejscowość Vergina i tamtejsze stanowisko archeologiczne. Znajdziemy tu pozostałości po najstarszej stolicy starożytnej Macedonii - Ajgaj. Gdy przeniesiono stolicę do Pelli, Ajgaj służyło jako nekropolia. Teraz obszar na wschód od Vergina jest ogrodzony i wyznacza cmentarz na którym grzebano m.in. królów Macedonii jak chociażby Filipa II.
Całe stanowisko zostało wpisane na światową listę dziedzictwa UNESCO.
Niestety o tej godzinie wszystko zamknięte, a spod bramy pogoniły mnie dwa duże psy. Dobrze, że było z góry bo udało się im dość szybko uciec 😉
Jakiś czas temu zdecydowałem o swojej dalszej trasie. Teraz muszę wrócić kawałek do Palatitsia. Tam jeszcze małe zakupy i rozpoczynam stromy podjazd. Nie lubię na koniec dnia się tak męczyć ale co poradzić. Jakoś to przeboleję. Niestety na tym podjeździe mam spotkanie po raz kolejny z greckimi psami. Mijam jakieś gospodarstwo i kilka ogromnych ciuli rozpoczyna za mną pogoń. Ciężko było uciekać pod górę i nawet myślałem przez moment o tym by po prostu zawrócić. Kolejny raz używam gazu, ale te skurwy.... chyba dobrze wiedzą co to jest bo tak skutecznie unikały strumienia, że gaz mi się po prostu skończył 😕 Jednak po niemal kilometrze psy zaczynają odpuszczać(widocznie uznały, że oddaliły się i tak dość daleko od swojego terenu). Po tej ucieczce byłem tak wymordowany, że w połowie podjazdu zjeżdżam w las i rozwieszam hamak kilkadziesiąt metrów od drogi. Przez bardzo długi czas słyszę ujadanie psów gdzieś w dali....
Dystans dnia 15: 181,14 km
Suma podjazdów: 1154 metry
Galeria dzień 15: https://photos.app.goo.gl/tanJQTHQBWUyVqJv6
cdn....
W nocy jest strasznie gorąco. Dodatkowo spać nie dalą fale, które bardzo szumią rozbijając się na plaży. Udaje mi się jednak wstać na wschód słońca, który jest niczego sobie chociaż przejrzystość powietrza marna. No ale czego się można spodziewać w tak bardzo zapylonym powietrzu. Wpada trochę fotek. Potem jeszcze kąpiel i zbieram się do drogi. Podczas zwijania obozu moich bułgarskich sąsiadów odwiedza policja. Przysłuchuję się dyskusji, której efektem jest mandat za wjechanie kamperem na plażę 😅
Ruszam w drogę. Po kilkuset metrach zaczyna uchodzić mi powietrze z tylnego koła. Kleję dętkę i jadę. Kilkaset metrów i znowu kapeć.... Co jest grane. Oglądam dokładnie oponę i widzę niewielkie kolce, które zapewne powbijały się na plaży gdy tamtędy jechałem. Teraz pod obciążeniem i na twardym podłożu powoli acz systematyczne są wciskane w głąb opony do momentu aż wyjdą od drugiej strony. Tym razem dokładnie oglądam oponę bo właśnie zużyłem ostatnią łatkę by zakleić dziurę w dętce ! Co prawda mam jeszcze w zapasie zupełnie nową, ale muszę jak najszybciej poszukać sklepu gdzie kupię nowy zestaw do naprawy dętek.
Jeszcze w Asprovalcie trafiam na dobrze wyposażony sklep rowerowy i niezwłocznie robię zapasy na dalszą drogę. Mając świadomość jak wiele razy w tym roku przebiłem już koło kupuję potrójny zestaw 😋
Tylko, że ceny to gdzieś z dupy wzięte bo płacę czterokrotnie więcej jak w kraju....
Teraz przebite dętki mi nie straszne !
Robię zakupy w lokalnym markecie i ruszam dalej. Przed miejscowością Rentina oddalam się na pewien czas od wybrzeża i robię pauzę nad potokiem górskim. Trzeba zmyć z siebie tą sól morską, a i pranko małe by się przydało 😋
Spotkany przy drodze...
Dość długo siedzę. Prawie mi ubrania wyschły 😉 Popijam piwo bo jeszcze jest zimne...
Ogólnie dzisiejsza trasa jest względnie płaska jak do tej pory. Jadąc w kierunku zachodnim powoli, ale sukcesywnie nabieram wysokości. Przerw jakoś już zbyt długich nie robię ale w tym upale nawadniać się trzeba 😋
Przejeżdżam obok dwóch dość dużych akwenów wodnych, jezior Valvi oraz Koronia. To pierwsze jest drugim co do wielkości naturalnym jeziorem Grecji.
Jezioro Valvi
I kto by pomyślał, że zaledwie po dwóch latach ponownie zawitam do Salonik.... Ja w każdym bądź razie wcale sobie tego nie wyobrażałem. Jednak by tam dojechać muszę pokonać konkretny podjazd. Niby to tylko 550 metrów, ale podjeżdżając niemal od zera to już jest konkret. Przyznam, że ten podjazd był najtrudniejszym jaki do tej pory podjeżdżałem na tej wyprawie. Droga momentami o nachyleniu 14 % i w tym upale i z takim obciążeniem nie byłem w stanie go pokonać na raz. Wiele razy się zatrzymywałem by zaczerpnąć więcej powietrza. No i jeszcze daje znać o sobie wczorajsza świeża opalenizna. Tak spiekłem część ramion, że teraz skóra mi schodzi , ale tylko na odcinku 3-4 centymetrów świeżej opalenizny. Oj niesamowicie to teraz piecze !
Tak się męczyłem, że nawet nie myślałem by robić jakiekolwiek zdjęcia. Zjazd miał być szybki i przyjemny. Jednak na sporym odcinku jest świeży asfalt i opony wręcz się do niego kleją. Ruch również coraz większy bo to w końcu przedmieścia drugiego pod względem wielkości miasta Grecji.
Znajdziemy tu zabytki rzymskie i bizantyjskie jak również osmańskie. Saloniki, a dokładniej 15 budowli znajdujących się w mieście, zostało wpisanych na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Ja staram się skupić na czymś co pominąłem poprzednim razem. Na początek podjazd pod bizantyjską twierdzę Eptapyrgion. Obiekt zachowany w bardzo dobrym stanie. Kilka fotek z powietrza i jadę na dół wzdłuż bizantyjskich murów.
Eptapyrgion
Eptapyrgion
Mury robią niesamowite wrażenie pomimo iż zachowały się już tylko w tej północnej części. Trzeba zaznaczyć, że w przeszłości opasały swym wieńcem całe miasto.
Zjeżdżam coraz bardziej na dół. Uliczki są niesamowicie wąskie i jeszcze bardziej strome !
Nawet miejscowi mają problemy z jazdą po tych drogach 😅
😂
Bazylika św. Dymitra (Demetriusza)
Od bazyliki św. Dimitra jest rzut beretem do pozostałości po rzymskim Forum. Coś tam widać, ale nie są one jakoś bardzo imponujące.
Rzymskie Forum
Kilka ulic dalej natrafimy na dwa kolejne ważne zabytki z okresu panowania Rzymian. Rotunda oraz łuk triumfalny. Łuk zachował się tylko częściowo.
Łuk Triumfalny Galeriusza.
Tuż obok znajduje się Rounda uznawana za jedną z pierwszych świątyń chrześcijańskich. Pierwotnie miała być mauzoleum Galeriusza. Wybudowano ją w 304 roku. W późniejszych czasach zostało zamienione na kościół św. Jerzego. Oczywiście minaret stojący obok to pozostałość po czasach panowania osmańskiego gdy większość świątyń w mieście przemieniono w meczety.
Rotunda to jedna z najstarszych świątyń chrześcijańskich.
Udając się od Rotundy w dół w stronę morza dotrzemy do pozostałości po pałacu Galeriusza.
Pałac Galeriusza
Inne zabytki zobaczę przy mojej następnej wizycie w tym mieście....😋 Tymczasem małe zakupy i jadę na zachód bo już robi się dość późno....
Wybieram trasę rowerową Eurovelo 11, którą jedzie się dość sprawnie jeżeli korzysta się z mapy. Samo oznaczenie trasy ma wiele do życzenia....
W Alexandrei robię zakupy w tym samym sklepie co dwa lata wcześniej. Pewnie bym tego sobie sam nie skojarzył gdyby nie ekspedientka, która mnie zapamiętała !
W dali Saloniki i przełęcz, przez którą przejeżdżałem.
Trasa rowerowa wiedzie mnie przez tereny rolnicze. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć ciągną się kanały doprowadzające wodę na uprawy. Czasami trasa wiedzie polnymi drogami.
Zbliża się zachód słońca, a więc i koniec mojej dzisiejszej jazdy. Postanawiam odwiedzić jeszcze miejscowość Vergina i tamtejsze stanowisko archeologiczne. Znajdziemy tu pozostałości po najstarszej stolicy starożytnej Macedonii - Ajgaj. Gdy przeniesiono stolicę do Pelli, Ajgaj służyło jako nekropolia. Teraz obszar na wschód od Vergina jest ogrodzony i wyznacza cmentarz na którym grzebano m.in. królów Macedonii jak chociażby Filipa II.
Całe stanowisko zostało wpisane na światową listę dziedzictwa UNESCO.
Niestety o tej godzinie wszystko zamknięte, a spod bramy pogoniły mnie dwa duże psy. Dobrze, że było z góry bo udało się im dość szybko uciec 😉
Jakiś czas temu zdecydowałem o swojej dalszej trasie. Teraz muszę wrócić kawałek do Palatitsia. Tam jeszcze małe zakupy i rozpoczynam stromy podjazd. Nie lubię na koniec dnia się tak męczyć ale co poradzić. Jakoś to przeboleję. Niestety na tym podjeździe mam spotkanie po raz kolejny z greckimi psami. Mijam jakieś gospodarstwo i kilka ogromnych ciuli rozpoczyna za mną pogoń. Ciężko było uciekać pod górę i nawet myślałem przez moment o tym by po prostu zawrócić. Kolejny raz używam gazu, ale te skurwy.... chyba dobrze wiedzą co to jest bo tak skutecznie unikały strumienia, że gaz mi się po prostu skończył 😕 Jednak po niemal kilometrze psy zaczynają odpuszczać(widocznie uznały, że oddaliły się i tak dość daleko od swojego terenu). Po tej ucieczce byłem tak wymordowany, że w połowie podjazdu zjeżdżam w las i rozwieszam hamak kilkadziesiąt metrów od drogi. Przez bardzo długi czas słyszę ujadanie psów gdzieś w dali....
Dystans dnia 15: 181,14 km
Suma podjazdów: 1154 metry
Galeria dzień 15: https://photos.app.goo.gl/tanJQTHQBWUyVqJv6
cdn....
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 16/28 - 28.07.2019 - Larissa, Trikala, Kalambaka ....
O świcie zostaję zbudzony przez głośne ujadanie psów. Drogą obok przejeżdża jakaś półciężarówka, a za nią biegnie kilka psów. Mam wrażenie, że to te same, które goniły za mną dnia poprzedniego. Na szczęście nie wyczuły mnie, ale lepiej dmuchać na zimne i szybko się zbieram do drogi. Jeszcze tak szybko nie zwijałem obozu na tej wyprawie. Wszystko pozwijałem byle jak i sruuuu... do sakwy. Po kilku kilometrach podjazdu zatrzymuję się by zrobić porządek z bagażami. Z torby wypada coś co swym wyglądem przypomina skorpiona ! Takie małe może ze trzy centymetry wielkości, ale jednak serce trochę szybciej zabiło. Kawałek dalej uwieczniam wschód słońca.....
Takie coś wypadło mi z bagaży....
Przejeżdżam przez miejscowość Sykia. Droga staje się podrzędną. Nie zanotowałem żadnego samochodu na tej drodze. Mijam wiele samotnych gospodarstw, a niemal z każdego wybiegają psy i za mną gonią. Te greckie psy to jakaś plaga !
Trasa nie należy do łatwych. Wielokrotnie na mojej drodze stają kolejne podjazdy. Jednak jest całkiem fajnie tak jechać z widokiem na Masyw Olimpu. Choć tym razem nie jest on tak spektakularny jak dwa lata temu 😉
Masyw Olimpu
Z tego co zauważyłem to miejscowi parają się przede wszystkim uprawą tytoniu.
Początkowo nie miałem takiego zamiaru, ale jednak postanowiłem i tym razem odwiedzić Katerini. Normalnie to pewnie starałbym się ominąć to miasto jednak mając świadomość, że w niedzielę ciężko będzie z zakupami w mniejszych miejscowościach postanawiam tam zjechać. Towarzyszy mi ciągle widok Olimpu choć coraz więcej zbiera się tam chmur.
Masyw Olimpu
Katerini
Robię zakupy i jadę ścieżką rowerową do centrum. Tam jedno zdjęcie do archiwum i opuszczam miasto. Tym razem decyduję się jechać na południe wzdłuż wybrzeża, a nie jak poprzednim razem przebijać się przez góry.
Masyw Olimpu
Dość sprawnie docieram do Platamonas. Miejscowość leży u podnóża masywu Olimpu. Popularne miejsce wśród turystów. Tu po raz ostatni zażywam kąpieli w wodach morza egejskiego. Plaża jest żwirowa, a nie tak jak na północnym brzegu piaszczysta. Platamonas jest również kojarzone z zamku,który wybudowali tu krzyżowcy.
Zamek w Platamonas
I tym sposobem żegnam się z morzem egejskim. Teraz odbijam w kierunku Larissy. Jadę wzdłuż autostrady. W pewnym momencie natrafiam na bramki takie jak przy wjeździe na autostradę. Co jest ? Przecież na mapie nie ma tu żadnego wjazdu na A1 ! Chwila zastanowienia i jadę. Wrzucam 2 euro do automatu i otwiera się szlaban.
Po niespełna 3 kilometrach docieram na most na rzece Pinios, która w tym miejscu opuszcza kanion. Robię kilka fotek z drona.
Rzeka Pinios
Zaczepia mnie chyba jakiś miejscowy rowerzysta i zaleca bym jak najszybciej stąd odjechał bo tu niewolno rowerami jeździć, ale po przekroczeniu mostu docieram już do wyznaczonej trasy rowerowej Euro Velo 11 czyli tej samej, którą jechałem w dniu wczorajszym. A droga jest bardzo niebezpieczna do poruszania się nią rowerem. Bez pobocza bo ograniczona barierkami od znajdującej się kilkadziesiąt metrów niżej rzeki. Ruch na niej jest też bardzo duży mimo iż tuż obok tunelem biegnie autostrada, która powinna rozładować trochę natężenie ruchu.
Nie robię na tej drodze za bardzo zdjęć bo poza dwoma miejscami na kilka samochodów nie ma gdzie się zatrzymać.
Opuszczam kanion gdzie było odrobinę chłodniej aniżeli na otwartej przestrzeni. Teraz przez krajobraz typowy dla Grecji podążam do Larissy. Spiekota równie duża jak przez kilka ostatnich dni. Świeżo spieczone ramiona coraz bardziej dają o sobie znać. Dopiero co wczoraj schodziła mi skóra, a dziś dzieje się to po raz kolejny. Tym razem ze znacznie gorszymi następstwami. Porobiły mi się pęcherze w podrażnionych miejscach, a gdy popękały i zeszła skóra to zaczęło mi to wszystko krwawić. Od dzisiaj do końca wyjazdu będę mieć "rękawki" składające się z opatrunku 😅
Po lewej stronie cały czas towarzyszy mi widok masywu Ossa....
Masyw Ossa
Larisa zwróciła moją uwagę już dwa lata temu. Jednak wówczas nie miałem na tyle czasu by odwiedzić to miasto. W mieście trudno doszukiwać się tłumów turystów. W tym mieście będącym stolicą regionu Niziny Tesalskiej znajduje się wiele pozostałości po czasach starożytnych i to przede wszystkim one ściągają tu odwiedzających, których główny cel jest i tak zupełnie gdzie indziej, a miasto traktują jako przystanek na swej trasie.
W mieście możemy przyjrzeć się ruinom starożytnych zabytków takich jak chociażby jednego z największych antycznych teatrów w Grecji. Ten mieszczący niemal 10 tyś. widzów obiekt wybudowano w III w. p.n.e.
Amfiteatr Larissa
Usytuowany jest na zboczu wniesienia gdzie znajdowała się świątynia na Akropolu. Dziś obejrzymy tylko jej marne pozostałości. Bowiem tyle zaledwie przetrwało po silnym trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło region w 1941 r.
Ruiny na Akropolu
W mieście natkniemy się na wiele innych mniejszych pozostałości obiektów pamiętających czasy antyczne jak chociażby drugi mniejszy amfiteatr czy też łaźnie.
Mniejszy amfiteatr
Nie mogło się obejść bez zrobienia zapasów na dalszą trasę. Część wchłaniam w jednym z kilku parków na terenie miasta.
Tak siedząc i popijając piwko zastanawiam się nad swoją dalszą trasą. Larisa było moim najbardziej na południe wysuniętym punktem, które zdecydowałem, że tym razem odwiedzę. Jednak po powrocie okazało się iż spokojnie jeszcze obróciłbym do stolicy czyli do Aten....
I tak przyglądam się mapie jakby tu dalej jechać... I widzę, że całkiem niedaleko znajdują się słynne Meteory ! No nie może być jadę tam! 😀
Ruszam w kierunku miasta Trikala. Ciągle jadę w bliższej lub dalszej odległości od rzeki Pinios i ciągle po EuroVelo 11. Powiem, że trasa bardzo fajna tylko, że znowu mam do czynienia z tymi cholernymi psami ! Przekraczając w jednym miejscu rzekę starym mostem zatrzymuję się by zrobić fotkę i właśnie w tym momencie z krzaków wylatuje ogromny wilczur. Widać,że nie ma dobrych zamiarów... szybko ruszam by zdołać mu uciec, ale to ogromna bestia i tak mnie dogania. Gazem nie trafiłem kolejny raz i właśnie mi się skończył, a ciul miał tak ogromną paszczę, że złapał za sakwę ! Na szczęście nie przegryzł jej, ale w cholerę obślinił 😕
Ponownie zaczyna mi szybko upływać czas mimo, że jadę po równinach i kilometrów niby przybywa. Jednak przydałoby się trochę więcej..... Ale za to krajobrazy całkiem ładne.... Odwiedzam też jedną niewielką stacyjkę paliw gdzie wciąga mnie w rozmowę jeden starszy pan. Pytania są standardowe jakie się zadaje rowerzyście podróżującemu po Europie 😋
Wpadam do miasta Trikala. Na początku jest ciekawy pomnik, który chciałem uwiecznić na foto, ale tak się składa, że to przed jakąś jednostką wojskową i strażnik pogroził mi palcem dając do zrozumienia, że nie wolno wykonywać zdjęć. Jedynie mogłem cyknąć fotkę części szczytowej pomnika....
Miasto pewnie i ciekawe gdyby je tak pozwiedzać ja jednak nie mam tego w panach. Właśnie następuje zachód słońca i bardziej skupiam się by zrobić zakupy. Oczywiście podjechałem to tu, a to tam 😉
Trikala
Trikala
Wpadłem jeszcze do jakiegoś miejscowego fast fooda i przy zapadającym zmroku ruszam na zachód w kierunku Kalambaki. Już z daleka widoczne są monumentalne skały gdzie znajdują się sławne Meteory. Bardzo szybko się przybliżam bo droga płaska tylko, że pora już późna i zaczynam odczuwać znużenie. Postanawiam zatrzymać się gdzieś w pobliżu miasta. Nie udaje mi się znaleźć miejsca gdzie mógłbym rozwiesić hamak bo okolica uboga w drzewa. Po raz kolejny rozkładam pseudo namiot.
I po raz kolejny spać nie dają mi całe hordy psów biegające tam i z powrotem przez całą noc.....
Dystans dnia 16: 211,82 km
Suma podjazdów: 1160 metrów
Galeria dzień 16 : https://photos.app.goo.gl/rZX9nEoh4sZYVT3B8
cdn...
O świcie zostaję zbudzony przez głośne ujadanie psów. Drogą obok przejeżdża jakaś półciężarówka, a za nią biegnie kilka psów. Mam wrażenie, że to te same, które goniły za mną dnia poprzedniego. Na szczęście nie wyczuły mnie, ale lepiej dmuchać na zimne i szybko się zbieram do drogi. Jeszcze tak szybko nie zwijałem obozu na tej wyprawie. Wszystko pozwijałem byle jak i sruuuu... do sakwy. Po kilku kilometrach podjazdu zatrzymuję się by zrobić porządek z bagażami. Z torby wypada coś co swym wyglądem przypomina skorpiona ! Takie małe może ze trzy centymetry wielkości, ale jednak serce trochę szybciej zabiło. Kawałek dalej uwieczniam wschód słońca.....
Takie coś wypadło mi z bagaży....
Przejeżdżam przez miejscowość Sykia. Droga staje się podrzędną. Nie zanotowałem żadnego samochodu na tej drodze. Mijam wiele samotnych gospodarstw, a niemal z każdego wybiegają psy i za mną gonią. Te greckie psy to jakaś plaga !
Trasa nie należy do łatwych. Wielokrotnie na mojej drodze stają kolejne podjazdy. Jednak jest całkiem fajnie tak jechać z widokiem na Masyw Olimpu. Choć tym razem nie jest on tak spektakularny jak dwa lata temu 😉
Masyw Olimpu
Z tego co zauważyłem to miejscowi parają się przede wszystkim uprawą tytoniu.
Początkowo nie miałem takiego zamiaru, ale jednak postanowiłem i tym razem odwiedzić Katerini. Normalnie to pewnie starałbym się ominąć to miasto jednak mając świadomość, że w niedzielę ciężko będzie z zakupami w mniejszych miejscowościach postanawiam tam zjechać. Towarzyszy mi ciągle widok Olimpu choć coraz więcej zbiera się tam chmur.
Masyw Olimpu
Katerini
Robię zakupy i jadę ścieżką rowerową do centrum. Tam jedno zdjęcie do archiwum i opuszczam miasto. Tym razem decyduję się jechać na południe wzdłuż wybrzeża, a nie jak poprzednim razem przebijać się przez góry.
Masyw Olimpu
Dość sprawnie docieram do Platamonas. Miejscowość leży u podnóża masywu Olimpu. Popularne miejsce wśród turystów. Tu po raz ostatni zażywam kąpieli w wodach morza egejskiego. Plaża jest żwirowa, a nie tak jak na północnym brzegu piaszczysta. Platamonas jest również kojarzone z zamku,który wybudowali tu krzyżowcy.
Zamek w Platamonas
I tym sposobem żegnam się z morzem egejskim. Teraz odbijam w kierunku Larissy. Jadę wzdłuż autostrady. W pewnym momencie natrafiam na bramki takie jak przy wjeździe na autostradę. Co jest ? Przecież na mapie nie ma tu żadnego wjazdu na A1 ! Chwila zastanowienia i jadę. Wrzucam 2 euro do automatu i otwiera się szlaban.
Po niespełna 3 kilometrach docieram na most na rzece Pinios, która w tym miejscu opuszcza kanion. Robię kilka fotek z drona.
Rzeka Pinios
Zaczepia mnie chyba jakiś miejscowy rowerzysta i zaleca bym jak najszybciej stąd odjechał bo tu niewolno rowerami jeździć, ale po przekroczeniu mostu docieram już do wyznaczonej trasy rowerowej Euro Velo 11 czyli tej samej, którą jechałem w dniu wczorajszym. A droga jest bardzo niebezpieczna do poruszania się nią rowerem. Bez pobocza bo ograniczona barierkami od znajdującej się kilkadziesiąt metrów niżej rzeki. Ruch na niej jest też bardzo duży mimo iż tuż obok tunelem biegnie autostrada, która powinna rozładować trochę natężenie ruchu.
Nie robię na tej drodze za bardzo zdjęć bo poza dwoma miejscami na kilka samochodów nie ma gdzie się zatrzymać.
Opuszczam kanion gdzie było odrobinę chłodniej aniżeli na otwartej przestrzeni. Teraz przez krajobraz typowy dla Grecji podążam do Larissy. Spiekota równie duża jak przez kilka ostatnich dni. Świeżo spieczone ramiona coraz bardziej dają o sobie znać. Dopiero co wczoraj schodziła mi skóra, a dziś dzieje się to po raz kolejny. Tym razem ze znacznie gorszymi następstwami. Porobiły mi się pęcherze w podrażnionych miejscach, a gdy popękały i zeszła skóra to zaczęło mi to wszystko krwawić. Od dzisiaj do końca wyjazdu będę mieć "rękawki" składające się z opatrunku 😅
Po lewej stronie cały czas towarzyszy mi widok masywu Ossa....
Masyw Ossa
Larisa zwróciła moją uwagę już dwa lata temu. Jednak wówczas nie miałem na tyle czasu by odwiedzić to miasto. W mieście trudno doszukiwać się tłumów turystów. W tym mieście będącym stolicą regionu Niziny Tesalskiej znajduje się wiele pozostałości po czasach starożytnych i to przede wszystkim one ściągają tu odwiedzających, których główny cel jest i tak zupełnie gdzie indziej, a miasto traktują jako przystanek na swej trasie.
W mieście możemy przyjrzeć się ruinom starożytnych zabytków takich jak chociażby jednego z największych antycznych teatrów w Grecji. Ten mieszczący niemal 10 tyś. widzów obiekt wybudowano w III w. p.n.e.
Amfiteatr Larissa
Usytuowany jest na zboczu wniesienia gdzie znajdowała się świątynia na Akropolu. Dziś obejrzymy tylko jej marne pozostałości. Bowiem tyle zaledwie przetrwało po silnym trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło region w 1941 r.
Ruiny na Akropolu
W mieście natkniemy się na wiele innych mniejszych pozostałości obiektów pamiętających czasy antyczne jak chociażby drugi mniejszy amfiteatr czy też łaźnie.
Mniejszy amfiteatr
Nie mogło się obejść bez zrobienia zapasów na dalszą trasę. Część wchłaniam w jednym z kilku parków na terenie miasta.
Tak siedząc i popijając piwko zastanawiam się nad swoją dalszą trasą. Larisa było moim najbardziej na południe wysuniętym punktem, które zdecydowałem, że tym razem odwiedzę. Jednak po powrocie okazało się iż spokojnie jeszcze obróciłbym do stolicy czyli do Aten....
I tak przyglądam się mapie jakby tu dalej jechać... I widzę, że całkiem niedaleko znajdują się słynne Meteory ! No nie może być jadę tam! 😀
Ruszam w kierunku miasta Trikala. Ciągle jadę w bliższej lub dalszej odległości od rzeki Pinios i ciągle po EuroVelo 11. Powiem, że trasa bardzo fajna tylko, że znowu mam do czynienia z tymi cholernymi psami ! Przekraczając w jednym miejscu rzekę starym mostem zatrzymuję się by zrobić fotkę i właśnie w tym momencie z krzaków wylatuje ogromny wilczur. Widać,że nie ma dobrych zamiarów... szybko ruszam by zdołać mu uciec, ale to ogromna bestia i tak mnie dogania. Gazem nie trafiłem kolejny raz i właśnie mi się skończył, a ciul miał tak ogromną paszczę, że złapał za sakwę ! Na szczęście nie przegryzł jej, ale w cholerę obślinił 😕
Ponownie zaczyna mi szybko upływać czas mimo, że jadę po równinach i kilometrów niby przybywa. Jednak przydałoby się trochę więcej..... Ale za to krajobrazy całkiem ładne.... Odwiedzam też jedną niewielką stacyjkę paliw gdzie wciąga mnie w rozmowę jeden starszy pan. Pytania są standardowe jakie się zadaje rowerzyście podróżującemu po Europie 😋
Wpadam do miasta Trikala. Na początku jest ciekawy pomnik, który chciałem uwiecznić na foto, ale tak się składa, że to przed jakąś jednostką wojskową i strażnik pogroził mi palcem dając do zrozumienia, że nie wolno wykonywać zdjęć. Jedynie mogłem cyknąć fotkę części szczytowej pomnika....
Miasto pewnie i ciekawe gdyby je tak pozwiedzać ja jednak nie mam tego w panach. Właśnie następuje zachód słońca i bardziej skupiam się by zrobić zakupy. Oczywiście podjechałem to tu, a to tam 😉
Trikala
Trikala
Wpadłem jeszcze do jakiegoś miejscowego fast fooda i przy zapadającym zmroku ruszam na zachód w kierunku Kalambaki. Już z daleka widoczne są monumentalne skały gdzie znajdują się sławne Meteory. Bardzo szybko się przybliżam bo droga płaska tylko, że pora już późna i zaczynam odczuwać znużenie. Postanawiam zatrzymać się gdzieś w pobliżu miasta. Nie udaje mi się znaleźć miejsca gdzie mógłbym rozwiesić hamak bo okolica uboga w drzewa. Po raz kolejny rozkładam pseudo namiot.
I po raz kolejny spać nie dają mi całe hordy psów biegające tam i z powrotem przez całą noc.....
Dystans dnia 16: 211,82 km
Suma podjazdów: 1160 metrów
Galeria dzień 16 : https://photos.app.goo.gl/rZX9nEoh4sZYVT3B8
cdn...
Zacząłem dzisiaj sobie to czytać od pierwszego postu i właśnie skończyłem po 3 godzinach z małymi przerwami. Niesamowita wycieczka i przygoda. Sam bym pewnie się nie wybrał nigdy na takie coś (tzn. sam w sensie solo, bo z kimś to jak najbardziej), tym bardziej po tym co tu piszesz. Jakoś przygody z tymi psami nie są w kręgu moich zainteresowań. Nawet nie wiedziałem, że współczesny rowerzysta ma tyle z tym problemu. Mnie w Polsce to jeden raz tylko piesek pogonił i to jakiś średnich rozmiarów kundel. A tu prawie codziennie przygody z psami, masakra jakaś dla mnie.
Czy jeżdżąc w kierunku zachodnim Europy, czyli Niemcy, Austria, Szwajcaria, Włochy czy Francja, też jest z tym tyle przygód czy o wiele spokojniej?
Co do samego roweru, to ja przy swoich jednodniówkach po Śląsku czy Małopolsce, mam często takie myśli, że jakbym miał lepszy rower, to bym się obawiał, że jak wrócę z zakupów to roweru mógłbym już tam nie zastać i nie miałbym czym wrócić do domu. Albo, że mi sakwy okradną i tym podobne rzeczy... Wiadomo, że te najcenniejsze rzeczy bierze się ze sobą, no ale jednak często mnie takie myśli nachodzą... Nie boisz się nigdy o to, czy masz jakieś specjalne zabezpieczenia? Ja na taką wyprawę to bym chyba kłódkę za 1000 zł kupił. Póki co mam taką za 50 zł, ale mojego roweru to raczej i tak nikt nie tknie, nawet jakbym go nie przypinał.
A tak w ogóle to mi osobiście póki co najbardziej podobała się cześć rumuńska tej wycieczki, nigdy tam nie byłem, ale od dawnych lat mam jakiś taki dziwny (bo tam nie byłem) sentyment do tego kraju. Chociaż te wszystkie meczety też robią na mnie niesamowite wrażenie, bardzo ciekawe obiekty.
A z dętką kiedyś miałem podobną przygodę, w ciągu niecałej godziny, 3 razy kleiłem jedną i tą samą dętkę, myślałem, że mnie szlak trafi, dopiero za 3 razem znalazłem w oponie malutki drucik, dosłownie 3-4 milimetrowy, który cały czas ją przebijał. Dlatego teraz zawsze zapobiegawczo, zanim wyciągnę dętkę z opony. To najpierw pompuje ją i identyfikuję miejsce gdzie jest dziura. Potem w tym miejscu dokładnie oglądam oponę od zewnątrz i od wewnątrz. I już na szczęście mi się to nie zdarza.
Czy jeżdżąc w kierunku zachodnim Europy, czyli Niemcy, Austria, Szwajcaria, Włochy czy Francja, też jest z tym tyle przygód czy o wiele spokojniej?
Co do samego roweru, to ja przy swoich jednodniówkach po Śląsku czy Małopolsce, mam często takie myśli, że jakbym miał lepszy rower, to bym się obawiał, że jak wrócę z zakupów to roweru mógłbym już tam nie zastać i nie miałbym czym wrócić do domu. Albo, że mi sakwy okradną i tym podobne rzeczy... Wiadomo, że te najcenniejsze rzeczy bierze się ze sobą, no ale jednak często mnie takie myśli nachodzą... Nie boisz się nigdy o to, czy masz jakieś specjalne zabezpieczenia? Ja na taką wyprawę to bym chyba kłódkę za 1000 zł kupił. Póki co mam taką za 50 zł, ale mojego roweru to raczej i tak nikt nie tknie, nawet jakbym go nie przypinał.
A tak w ogóle to mi osobiście póki co najbardziej podobała się cześć rumuńska tej wycieczki, nigdy tam nie byłem, ale od dawnych lat mam jakiś taki dziwny (bo tam nie byłem) sentyment do tego kraju. Chociaż te wszystkie meczety też robią na mnie niesamowite wrażenie, bardzo ciekawe obiekty.
A z dętką kiedyś miałem podobną przygodę, w ciągu niecałej godziny, 3 razy kleiłem jedną i tą samą dętkę, myślałem, że mnie szlak trafi, dopiero za 3 razem znalazłem w oponie malutki drucik, dosłownie 3-4 milimetrowy, który cały czas ją przebijał. Dlatego teraz zawsze zapobiegawczo, zanim wyciągnę dętkę z opony. To najpierw pompuje ją i identyfikuję miejsce gdzie jest dziura. Potem w tym miejscu dokładnie oglądam oponę od zewnątrz i od wewnątrz. I już na szczęście mi się to nie zdarza.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Vision, łącznie zmieniany 5 razy.
Vision pisze:Jakoś przygody z tymi psami nie są w kręgu moich zainteresowań. Nawet nie wiedziałem, że współczesny rowerzysta ma tyle z tym problemu. Mnie w Polsce to jeden raz tylko piesek pogonił i to jakiś średnich rozmiarów kundel. A tu prawie codziennie przygody z psami, masakra jakaś dla mnie.
W psiej naturze jest pogoń za ofiarą. Jeżeli właściciel zwierzaka na takie coś pozwoli to powraca naturalna cecha czyli łowy na zwierzynę. Taki zew natury. Ogólnie nigdzie z psami nie ma większego problemu. W krajach zachodnich też tak za wiele to jakoś do tej pory nie pojeździłem, ale z tego co sobie przypominam to nigdy nie miałem problemu z psami. No może trafiały się jakieś nieszkodliwe kundle. Raz kiedyś na Słowacji gonił mnie wilczur, ale potknął się o łańcuch, który za sobą ciągnął W Rumunii spotkań z psiarnią jest znacznie więcej, ale jak do tej pory(poza jednym przypadkiem) nie było z nimi większych problemów. Ot pobiegnie, poszczeka i ucieknie jak machniesz nogą. Jednak to co się dzieje w Grecji to jest dla mnie niepojęte. Oczywiście w miejscach bardziej cywilizowanych nie ma problemu, ale wystarczy znaleźć się na jakimś zadupiu i jest pewnym, że zaraz za tobą pogoni jakieś ścierwo. Tam to pies ewidentnie goni za rowerzystą po to by go capnąć
Co do zabezpieczania roweru to jakoś nie przykładam do tego większej uwagi. Jak złodziej będzie chciał ukraść rower to go i tak ukradnie. I nie ważne czy będziesz mieś zapięcie za 50 czy za 200 złotych. Droższe i lepsze zapięcie to tylko dłuższa chwila na to by złodziej poświęcił na jej pokonanie
Do tej pory skradziono mi jeden rower i to spod samego domu....
Oczywiście staram się tak wybierać miejsce gdzie dokonuję zakupów w sklepie by mieć świadomość, że miejsce pozostawienia roweru jest bezpieczne. Czasami warto dać na browara jakiemuś lumpowi pod sklepem by miał oko na rower
Ja ogólnie z oponami to nie mam większych problemów. Przeważnie jeżdżę na bezdętkowych, zalanych mlekiem, które podczas przebicia uszczelnia oponę i wystarczy tylko dopompować powietrza. Jednak na takich wyprawach opona bezdętkowa by się nie sprawdziła bo jest z miękkiej gumy i by się bardzo szybko starła na asfalcie. W 2010 pojechałem na takiej nad Bałtyk i w drodze powrotnej byłem zmuszony kupić nową w sklepie bo mi się tubeless przetarła do płótna....
Ale ogólnie to nigdy do tej pory nie miałem aż tak wielu defektów podczas jednego wypadu. Co prawda w zeszłym roku złapałem jednego kapcia na wypadzie do Albanii, a dwa lata temu jak pojechałem do Grecji to ani razu nie przebiłem dętki, ale teraz to nie wiem co było powodem że kilkanaście razy w sumie przebiłem oponę. A i opona... Od trzech lat jeżdżę na tym samym sprawdzonym modelu. Wytrzymuje około 2 tyś km na takiej wyprawie, a potem trzeba zamienić tył z przodem bo ta tylna szybciej się ściera. W tym roku dziwna sprawa bo jechałem na takiej samej oponie i pokonałem już na niej ponad 8 tyś. i dalej jest bieżnik w dobrym stanie. Nie wiem może to zasługa innej, lepszej mieszanki gumy ?
Robert J pisze:Droższe i lepsze zapięcie to tylko dłuższa chwila na to by złodziej poświęcił na jej pokonanie
No wiem, wiem, ale zawsze to coś... Z drugiej strony mój kumpel woził taki łańcuch, że złodziej zdążył przeciąć tylko jedną stronę oczka łańcucha, a drugiej już właśnie nie zdążył, tyle to to warzyło sporo kilogramów i takie czegoś też by mi się nie chciało wozić. Ale ostatnio jeden kumpel kupił ciekawą lampkę, nawet nie wiedziałem, że takie są. Tzn. pod mocowaniem lampki jest jakiś czujnik i jak rower rusza, to się alarm włącza. Chociaż to i tak trochę bez sensu, bo trochę za późno się to włącza wg mnie. Jak już rower rusza, to już i tak trochę za późno na gonienie, ale zawsze coś. No, ale póki to też właśnie częściej słyszę, że komuś rower ukradli z własnego ogrodu czy spod własnej klatki niż spod jakiegoś sklepu.
Robert J pisze:Ale ogólnie to nigdy do tej pory nie miałem aż tak wielu defektów podczas jednego wypadu. Co prawda w zeszłym roku złapałem jednego kapcia na wypadzie do Albanii, a dwa lata temu jak pojechałem do Grecji to ani razu nie przebiłem dętki, ale teraz to nie wiem co było powodem że kilkanaście razy w sumie przebiłem oponę. A i opona... Od trzech lat jeżdżę na tym samym sprawdzonym modelu. Wytrzymuje około 2 tyś km na takiej wyprawie, a potem trzeba zamienić tył z przodem bo ta tylna szybciej się ściera. W tym roku dziwna sprawa bo jechałem na takiej samej oponie i pokonałem już na niej ponad 8 tyś. i dalej jest bieżnik w dobrym stanie. Nie wiem może to zasługa innej, lepszej mieszanki gumy ?
No ja w sumie kiedyś też dużo częściej gumę łapałem. W tym roku to w porównaniu do Ciebie to za wiele nie przejeździłem. Bo łącznie to jakieś 5000 km zrobiłem i tylko jedną gumę złapałem i to po prostu odkleiła się stara łatka. I w sumie nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale tak teraz dopiero pomyślałem, że od jakichś dwóch/trzech lat kupuję właśnie te opony jakieś wzmacniane z jakimiś wkładkami antyprzebiciowymi i chyba jednak sporo to daje. Na bieżnik też nie narzekam. Teraz szczerze mówiąc to częściej chyba całe koła wymieniam, niż opony. Tyle, że mam to szczęście, że u mnie koło w sumie jest tańsze niż opona. Co by też tłumaczyło dlaczego tak często je muszę wymieniać. Tzn. może nie że muszę, ale koszt jest tak mały, że szybciej i pewniej kupić mi nowe koło, niż je regenerować... I też nie jakoś mega często, bo raz na 1 i 1/2 sezonu średnio. Chociaż szprychy mi w sumie nie pękają, ale ja bez bagażnika jeżdżę, prędzej całe koło się pokrzywi, albo piasta się rozwali jak całkiem nie dawno. To była dopiero jazda 40 km, w tempie jakieś 8-10 km/h i koło latało na wszystkie strony, na szczęście szczęki hamulca trochę je stabilizowały i udało się wrócić do domu.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Vision, łącznie zmieniany 3 razy.
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 17/28 - 29.07.2019 - Meteory i Kozani w upale ....
Przez te biegające i ujadające całą noc psy nie wyspałem się tym razem. Całą noc czuwałem ściskając w jednej dłoni latarkę, a w drugiej resztkę gazu.... Jeżeli zasypiałem to tylko na chwilę by zaraz się zbudzić... Z tego powodu coraz mniej mi się podoba Grecja. Nie to, żeby kiepskie widoki, ale jednak ta psiarnia wpływa na to iż obniżam coraz bardziej ocenę tego kraju pod względem podróżowania po nim rowerem. A dziś kolejny dzień z przygodami i z psami na szczęście już ostatni 😋
W drogę ruszam jeszcze przed wschodem słońca. Na dzień dobry mam konkretny podjazd z Kalambaki w robiący niesamowite wrażenie masyw składający się ze skał piaskowca oraz zlepieńca.
A na szczytach tych skał umiejscowiony jest zespół 24 prawosławnych klasztorów (monastyrów). Obiekty te od 1988 roku znajdują się na Światowej liście dziedzictwa UNESCO. Nie powiem, ale miejsce to robi ogromne wrażenie !
Meteory
Niektóre z monastyrów można zwiedzać, ale to dopiero za kilka godzin, a i raczej nie wpuściliby mnie w stroju kolarskim 😋 Gdy się już wymęczyłem na podjeździe to staram się zatrzymać przy każdym z wielu punktów widokowych. Bo każde miejsce to nowa perspektywa.
Meteory
Chciałem polatać dronem, ale to strefa zakazana(pewnie trzeba zapłacić za pozwolenie jak to przeważnie bywa w takich przypadkach). Poinformowała mnie o tym aplikacja drona, więc zaraz wylądowałem, ale kilka fotek zrobiłem podczas lądowania.... Za to powyżej latało dwa inne drony i tamci ludzie nic sobie z tego zakazu nie robili, a jeden z dronów był takim samym modelem jak mój, więc na pewno wiedzieli o zakazie lotów w tym miejscu....
Mimo tak wczesnej pory już wielu turystów zwiedza okolicę. Wszędzie pozostawiane samochody, a najwięcej w okolicy punktów widokowych.
Meteory
Zjeżdżam powoli do Kalambaki. W mieście zakupy, ale takie konkretne bo przez weekend ciężko było trafić na otwarty market 😉 Trafiam na sklep ze sprzętem turystycznym i kupuję na zapas gaz na psy.... Samemu miastu nie poświęcam w ogóle czasu. Staram się jak najszybciej jechać dalej.
Kalambaka
Teraz przychodzi moment by zmienić kierunek jazdy na północny. Podążam krajówką początkowo wzdłuż biegu rzeki. Jedzie się całkiem fajnie, ale do momentu....
Po pewnym czasie teren zaczyna się coraz bardziej wznosić. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to iż co pewien czas wytracam wysokość by po chwili ponownie podjeżdżać pod górę. Nie lubię takich tras... No i to kolejny bardzo upalny dzień. Na szczęście dziś bardzo często napotykam źródełka z zimną wodą 😉
Przyjemnie zimna woda w źródełku
W takich warunkach nie za bardzo myślę o robieniu zdjęć, więc z dokumentacją foto jest raczej marnie.
Po bardzo zniszczonym odcinku drogi zjeżdżam do malowniczego kanionu, który wyrzeźbiła rzeka Venetikos.
Kanion rzeki Venetikos
Akurat kąpało się tam dwóch facetów na waleta, ale dla mnie to raczej mało interesujący widok 😋 Jadę do miasta Grevena. Wpadam co bardzo zatłoczonego centrum. Stoi tam wieża zegarowa, a poza tym nic ciekawego. Robię zapasy czegoś chłodnego do picia i na wylocie z miasta muszę wymienić kolejną szprychę w tylnym kole. Przy okazji postanawiam wymienić klocki w przednim hamulcu.
Grevena
Mając do wyboru wiele opcji dalszej jazdy postanowiłem skierować się na Kozami. Już tam byłem dwa lata temu. Co prawda wolałbym zobaczyć coś nowego, ale jednak wygrała opcja najłatwiejszej trasy. Na chwilę obecną nie miałem ochoty by się męczyć na długich podjazdach w takich ekstremalnych temperaturach. Jadę krajową drogą wiodącą wzdłuż autostrady A2.
Widoki są niczego sobie. Początkowo mimo wszystko muszę podjechać pod kilka wymagających wzniesień.
Po dwudziestu kilku kilometrach i jednym ekstremalnie szybkim zjeździe docieram pod pozostałości tureckiego mostu. Co prawda musiałem odbić od głównej drogi kilkaset metrów, ale czemu nie ? 😉
Im późniejsza pora tym jedzie mi się lepiej, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że trasa staje się znacznie łatwiejsza. Jeszcze tylko zdobyć niewysoką przełęcz pomiędzy masywami górskimi swą wysokością przekraczające 1,7 k i zbliżam się powoli do Kozani.
To kolejny dzień mojej wizyty w Grecji i kolejne niemiłe przygody z tamtejszymi psami pasterskimi. Jadę wydawałby się, że przez niezamieszkałe okolice, ale czasami mijam zagrody z owcami. W jednej z takich zagród biegają rozwścieczone psy, ale te nie stanowią dla mnie zagrożenia. Inna sprawa, że jeden ciul nie wiem jakim sposobem, ale znalazł się przede mną przy drodze. Początkowo pomyślałem, że zdołam mu uciec bo dam radę się dość mocno rozpędzić, ale w tym właśnie momencie bestia zrywa się z ziemi zaczynając warczeć na mnie. Z zagrody wylatuje młoda kobieta krzycząc bym się nie ruszał, więc zastygam w bezruchu. Gdy łapie psa za obrożę każe mi przejechać. Myślałem, że ten pies wywróci kobietę i pogoni za mną tak się szarpał. Jeszcze przez długi czas widzę jak baba się z nim męczy. Na szczęście to był ostatni epizod z psami na terytorium Grecji i poza jednym wrednym kundlem w Czarnogórze już do końca wyjazdu miałem z nimi spokój.
Tym czasem im bliżej Kozani tym lepiej widoczny jest masyw Olimpu wyłaniający się z chmur.
Masyw Olimpu spowity chmurami.
A w Kozani zakupy i odwiedziny centrum gdzie jak zwykle stoi wieża zegarowa.
Kozani
Wyjazd z miasta jest bardzo stromy, a z tego co pamiętam dalej też jest ciężko, ale w tym przypadku z pomocą przychodzi aplikacja mapy.cz. Dzięki temu wynajduję alternatywę dla bardzo ciężkiego podjazdu gdzie nachylenie dochodzi do 17 %. Wiem bo jechałem tamtędy dwa lata wcześniej. Tym razem mam znaczne łatwiej no i jestem tu o wcześniejszej godzinie, więc mogę podziwiać okoliczne widoki, które są niczego sobie 😀
Puszczam jeszcze na moment Igora.....
Te okolice to przede wszystkim pokłady węgla brunatnego. Jest tu kilka ogromnych kopalni odkrywkowych. Węgiel brunatny jest najważniejszym źródłem energii elektrycznej w Grecji (65% udziału w krajowej produkcji).
Robię pauzę na kolację. Tutaj zapominam okularów, które pozostawiłem na murku. Wracać po nie nie było sensu bo zorientowałem się dopiero kolejnego dnia 😋
Powietrze jest bardzo zapylone. Od pyłu aż szczypią i łzawią oczy. Przez przeszło 40 kilometrów jadę wzdłuż kopalni i kolejnych elektrowni. Jadę z tendencją w dół, więc kilometrów szybko teraz przybywa.
Odkrywkowe kopalnie węgla brunatnego.
Po zachodzie słońca nie robię już zdjęć tylko gonię do dobrze znanego mi miejsca gdzie dwa lata temu miałem biwak tylko, że od tamtego razu postawili ogrodzenie z drutu kolczastego i trochę się namęczyłem by je sforsować 😁
Dystans dnia 17: 184,39 km
Suma podjazdów: 2320 metrów
Galeria dzień 17: https://photos.app.goo.gl/WfPGPrBCPb5BuACD9
cdn....
Przez te biegające i ujadające całą noc psy nie wyspałem się tym razem. Całą noc czuwałem ściskając w jednej dłoni latarkę, a w drugiej resztkę gazu.... Jeżeli zasypiałem to tylko na chwilę by zaraz się zbudzić... Z tego powodu coraz mniej mi się podoba Grecja. Nie to, żeby kiepskie widoki, ale jednak ta psiarnia wpływa na to iż obniżam coraz bardziej ocenę tego kraju pod względem podróżowania po nim rowerem. A dziś kolejny dzień z przygodami i z psami na szczęście już ostatni 😋
W drogę ruszam jeszcze przed wschodem słońca. Na dzień dobry mam konkretny podjazd z Kalambaki w robiący niesamowite wrażenie masyw składający się ze skał piaskowca oraz zlepieńca.
A na szczytach tych skał umiejscowiony jest zespół 24 prawosławnych klasztorów (monastyrów). Obiekty te od 1988 roku znajdują się na Światowej liście dziedzictwa UNESCO. Nie powiem, ale miejsce to robi ogromne wrażenie !
Meteory
Niektóre z monastyrów można zwiedzać, ale to dopiero za kilka godzin, a i raczej nie wpuściliby mnie w stroju kolarskim 😋 Gdy się już wymęczyłem na podjeździe to staram się zatrzymać przy każdym z wielu punktów widokowych. Bo każde miejsce to nowa perspektywa.
Meteory
Chciałem polatać dronem, ale to strefa zakazana(pewnie trzeba zapłacić za pozwolenie jak to przeważnie bywa w takich przypadkach). Poinformowała mnie o tym aplikacja drona, więc zaraz wylądowałem, ale kilka fotek zrobiłem podczas lądowania.... Za to powyżej latało dwa inne drony i tamci ludzie nic sobie z tego zakazu nie robili, a jeden z dronów był takim samym modelem jak mój, więc na pewno wiedzieli o zakazie lotów w tym miejscu....
Mimo tak wczesnej pory już wielu turystów zwiedza okolicę. Wszędzie pozostawiane samochody, a najwięcej w okolicy punktów widokowych.
Meteory
Zjeżdżam powoli do Kalambaki. W mieście zakupy, ale takie konkretne bo przez weekend ciężko było trafić na otwarty market 😉 Trafiam na sklep ze sprzętem turystycznym i kupuję na zapas gaz na psy.... Samemu miastu nie poświęcam w ogóle czasu. Staram się jak najszybciej jechać dalej.
Kalambaka
Teraz przychodzi moment by zmienić kierunek jazdy na północny. Podążam krajówką początkowo wzdłuż biegu rzeki. Jedzie się całkiem fajnie, ale do momentu....
Po pewnym czasie teren zaczyna się coraz bardziej wznosić. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to iż co pewien czas wytracam wysokość by po chwili ponownie podjeżdżać pod górę. Nie lubię takich tras... No i to kolejny bardzo upalny dzień. Na szczęście dziś bardzo często napotykam źródełka z zimną wodą 😉
Przyjemnie zimna woda w źródełku
W takich warunkach nie za bardzo myślę o robieniu zdjęć, więc z dokumentacją foto jest raczej marnie.
Po bardzo zniszczonym odcinku drogi zjeżdżam do malowniczego kanionu, który wyrzeźbiła rzeka Venetikos.
Kanion rzeki Venetikos
Akurat kąpało się tam dwóch facetów na waleta, ale dla mnie to raczej mało interesujący widok 😋 Jadę do miasta Grevena. Wpadam co bardzo zatłoczonego centrum. Stoi tam wieża zegarowa, a poza tym nic ciekawego. Robię zapasy czegoś chłodnego do picia i na wylocie z miasta muszę wymienić kolejną szprychę w tylnym kole. Przy okazji postanawiam wymienić klocki w przednim hamulcu.
Grevena
Mając do wyboru wiele opcji dalszej jazdy postanowiłem skierować się na Kozami. Już tam byłem dwa lata temu. Co prawda wolałbym zobaczyć coś nowego, ale jednak wygrała opcja najłatwiejszej trasy. Na chwilę obecną nie miałem ochoty by się męczyć na długich podjazdach w takich ekstremalnych temperaturach. Jadę krajową drogą wiodącą wzdłuż autostrady A2.
Widoki są niczego sobie. Początkowo mimo wszystko muszę podjechać pod kilka wymagających wzniesień.
Po dwudziestu kilku kilometrach i jednym ekstremalnie szybkim zjeździe docieram pod pozostałości tureckiego mostu. Co prawda musiałem odbić od głównej drogi kilkaset metrów, ale czemu nie ? 😉
Im późniejsza pora tym jedzie mi się lepiej, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że trasa staje się znacznie łatwiejsza. Jeszcze tylko zdobyć niewysoką przełęcz pomiędzy masywami górskimi swą wysokością przekraczające 1,7 k i zbliżam się powoli do Kozani.
To kolejny dzień mojej wizyty w Grecji i kolejne niemiłe przygody z tamtejszymi psami pasterskimi. Jadę wydawałby się, że przez niezamieszkałe okolice, ale czasami mijam zagrody z owcami. W jednej z takich zagród biegają rozwścieczone psy, ale te nie stanowią dla mnie zagrożenia. Inna sprawa, że jeden ciul nie wiem jakim sposobem, ale znalazł się przede mną przy drodze. Początkowo pomyślałem, że zdołam mu uciec bo dam radę się dość mocno rozpędzić, ale w tym właśnie momencie bestia zrywa się z ziemi zaczynając warczeć na mnie. Z zagrody wylatuje młoda kobieta krzycząc bym się nie ruszał, więc zastygam w bezruchu. Gdy łapie psa za obrożę każe mi przejechać. Myślałem, że ten pies wywróci kobietę i pogoni za mną tak się szarpał. Jeszcze przez długi czas widzę jak baba się z nim męczy. Na szczęście to był ostatni epizod z psami na terytorium Grecji i poza jednym wrednym kundlem w Czarnogórze już do końca wyjazdu miałem z nimi spokój.
Tym czasem im bliżej Kozani tym lepiej widoczny jest masyw Olimpu wyłaniający się z chmur.
Masyw Olimpu spowity chmurami.
A w Kozani zakupy i odwiedziny centrum gdzie jak zwykle stoi wieża zegarowa.
Kozani
Wyjazd z miasta jest bardzo stromy, a z tego co pamiętam dalej też jest ciężko, ale w tym przypadku z pomocą przychodzi aplikacja mapy.cz. Dzięki temu wynajduję alternatywę dla bardzo ciężkiego podjazdu gdzie nachylenie dochodzi do 17 %. Wiem bo jechałem tamtędy dwa lata wcześniej. Tym razem mam znaczne łatwiej no i jestem tu o wcześniejszej godzinie, więc mogę podziwiać okoliczne widoki, które są niczego sobie 😀
Puszczam jeszcze na moment Igora.....
Te okolice to przede wszystkim pokłady węgla brunatnego. Jest tu kilka ogromnych kopalni odkrywkowych. Węgiel brunatny jest najważniejszym źródłem energii elektrycznej w Grecji (65% udziału w krajowej produkcji).
Robię pauzę na kolację. Tutaj zapominam okularów, które pozostawiłem na murku. Wracać po nie nie było sensu bo zorientowałem się dopiero kolejnego dnia 😋
Powietrze jest bardzo zapylone. Od pyłu aż szczypią i łzawią oczy. Przez przeszło 40 kilometrów jadę wzdłuż kopalni i kolejnych elektrowni. Jadę z tendencją w dół, więc kilometrów szybko teraz przybywa.
Odkrywkowe kopalnie węgla brunatnego.
Po zachodzie słońca nie robię już zdjęć tylko gonię do dobrze znanego mi miejsca gdzie dwa lata temu miałem biwak tylko, że od tamtego razu postawili ogrodzenie z drutu kolczastego i trochę się namęczyłem by je sforsować 😁
Dystans dnia 17: 184,39 km
Suma podjazdów: 2320 metrów
Galeria dzień 17: https://photos.app.goo.gl/WfPGPrBCPb5BuACD9
cdn....
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 18/28 - 30.07.2019 - Republika Macedonii Północnej
Tym razem noc mija bardzo spokojnie. Moja miejscówka znajduje się w sporej odległości od osiedli ludzkich i w związku z tym psów również nie uświadczysz w okolicy. Po bardzo ciepłej nocy wstaje kolejny upalny dzień. Tym razem trochę ociągałem się z wyruszeniem w trasę. Musiałem trochę odespać poprzednią noc 😉 Jednak wiedziałem co mnie czeka na dzisiejszej trasie. W każdym bądź razie w jej początkowej części wiodącej do granicy kraju. I nie widziałem potrzeby spinania się 😉
Po raz pierwszy pszeniczne. Tylko dlaczego etykieta je do góry nogami ?....
Pierwsze kilometry to kontynuacja wczorajszej trasy. Jest delikatnie w dół. W okolicy jeziora Petres rozpoczyna się już ostatni podjazd w Grecji. Tym razem udaje się go pokonać dość sprawnie. Po drugiej stronie zjazd na nizinę w której leży Florina po greckiej stronie oraz Bitola po drugiej stronie granicy na ziemi Macedonii Północnej. Poprzednim razem świadomie ominąłem Florinę tym razem chciałem odwiedzić to miasto jednak odstraszyły mnie opady deszczu w tamtym rejonie. Po prostu nie chciałem zmoknąć, a czekać aż przetoczą się chmury burzowe w inne miejsce nie za bardzo mi się widziało 😉
Jezioro Petres
Docieram do granicy państwa. Pierwsze co się rzuca w oczy to nowa tablica powitalna po macedońskiej stronie. Dwa lata temu wjeżdżałem do Macedonii. Tym razem do Republiki Macedonii Północnej....
Przejście graniczne dwa lata temu....
To samo przejście graniczne obecnie.
Od prawie trzydziestu lat trwał spór pomiędzy Macedonią, a Grecją o nazwę i symbolikę. Grecja blokowała rozpoczęcie rozmów związanych z przystąpieniem Macedonii do NATO, a w późniejszym czasie i do UE. Jak to przeważnie bywa Macedończycy zostali i tak wyruch...., ale za to żyją od tego roku w kraju noszącym nową, zmienioną nazwę....
No cóż z Floriną nie wypaliło no to jadę w kierunku na Bitolę. Po pokonaniu kilku kilometrów od granicy trafiam do tego samego sklepu w miejscowości Krvari co dwa lata wcześniej. W walutę macedońską jeszcze nie zdążyłem się zaopatrzyć ale w tym sklepie to nie problem bo można płacić w euro. Robię spore zapasy, wypijam dwa piwa pod sklepem. Wziąłbym ze sobą, ale trzeba mieć butelki na wymianę. Ciekawe skąd je niby miałbym wziąć skoro nie chcą sprzedawać z kaucją 😏
Wpadam do Bitoli. Właściwie to na przedmieściach południowych odwiedzam planowo pozostałości po antycznym mieście Heraclea Lyncestis. Dwa lata wcześniej trafiłem na zamkniętą bramę i powiedziałem sobie, że jeżeli kiedykolwiek będę w okolicy to odwiedzę to miejsce 😋
Jest otwarte i można płacić w euro. Uiszczam opłatę w wysokości 2 euro i rozpoczynam w sumie dość krótki spacer. Stróż bardzo dokładnie instruuje turystów o kierunku zwiedzania.
Miasto zostało założone przez Macedończyków. Później przyszli Rzymianie, a miasto dzięki dogodnemu położeniu przy szlaku handlowym w dalszym ciągu się rozwijało. Za czasów panowania Rzymian powstały m.in. mury obronne, łaźnie i najważniejszy obiekt czyli teatr. Wybudowano go w II wieku n.e.
Starożytny amfiteatr
Stąpając drogą pamiętającą V wiek naszej ery idę w kierunku małej oraz wielkiej bazyliki. Znajdują się tam bardzo ciekawe mozaiki podłogowe. Niestety tego dnia gdy ja tam byłem nie wszystko było dostępne dla zwiedzających.... Swoją drogą ogrom pałacu biskupiego czy chociażby wspomniane mozaiki obrazują, jak to już u początku chrześcijaństwa kościół opływał w bogactwa gdy jego wierni klepali najzwyklejszą biedę...
Starożytna droga w centrum...
Ruiny wielkiej bazyliki.
Na mozaikach podłogowych przeważają motywy roślinne oraz zwierzęce.
Heraclea swój koniec zawdzięcza najazdom barbarzyńców oraz trzęsieniu ziemi, które nawiedziło region w VI wieku n.e. Miejsce to ponownie zostało odkryte dopiero w okresie międzywojennym.
Kręcę się jeszcze po dostępnych zakamarkach.
Jakiej bym relacji nie czytał z tego miejsca to przeważnie występuje tam jeden bohater czyli miejscowy sierściuch....😉
Leniwy sierściuch 😀
Przejeżdżam przez Bitolę. Dosłownie ! Zatrzymuję się tylko na jednych światłach. Samo miasto sobie odpuszczam. Jeżeli ktoś chce poczytać na temat tego miasta i obejrzeć fotki to odsyłam do relacji sprzed dwóch lat. 😋
Poprzednim razem z Bitoli jechałem w kierunku zachodnim na Ochrydę i dalej do Albanii. Teraz decyduję o kontynuacji jazdy na północ w kierunku stolicy kraju.
Początek to przejazd po równinach w kierunku miasta Prilep. Jadę starą drogą gdzie miejscami nawierzchnia jest brukowana.
Na rzece Szemnicy pod mostem kolejowym odświeżam się w przyjemnie chłodnej wodzie. Pranko też trzeba by zrobić 😋
Rzeka Szemnica
Pilzner warzony jest tylko w Czechach, więc nieważne gdzie go kupię smakuje tak samo....
Widoki zaczynają dominować pierwsze szczyty górskie. Ja jednak jeszcze jadę po płaskim.
Prilep to jedno z większych miast w kraju. Jak dla mnie przyjemne miasto w odbiorze. Nie jest tak popularne wśród turystów jak chociażby Bitola dlatego panuje tu niezbyt duży ruch. I może dlatego mi się tu podoba.
Centrum to przede wszystkim współczesna zabudowa. Dosłownie na każdym kroku napotkamy tu jakiś pomnik.
W centrum Prilep.
Nad miastem górują pozostałości po średniowiecznej twierdzy Markovi Kuli.
Widok na pozostałości twierdzy Markovi Kuli
Jako że obecne miasto zostało wybudowane za czasów osmańskich większość zabytków pochodzi właśnie z tamtego okresu. Turcy nie chcąc konfrontacji z dużą populacją chrześcijan wybudowali zupełnie nowe miasto poniżej historycznej dzielnicy Warosz.
Symbolem miasta jest wieża zegarowa. To nieodłączny element tureckiego dziedzictwa. Ponoć lekko odchylona od pionu.
Turecka wieża zegarowa.
Obok wieży znajdują się wypalone ruiny meczetu. Świątynia pochodzi z 1475 roku. Została ona spalona w wyniku zamieszek w 2001 roku. Całość robi dość przygnębiające wrażenie.
Po prawej pozostałość po meczecie z XV wieku.
W mieście robię niewielkie zakupy głównie płynów. Wybieram trochę gotówki z bankomatu. Nigdy nie ufałem bzdurom, które opowiadają ludzie, że w dzisiejszych czasach zamiast nosić przy sobie gotówkę wystarczy kata płatnicza/kredytowa.
Opuszczam miasto. Jadę w kierunku północnym. Wybieram najkrótszą trasę na Veles. Wiadomo, że najkrótsza nie zawsze jest najszybszą i przede wszystkim najłatwiejszą drogą.... Przede mną dość wysokie góry.
Docieram nad jezioro "Prilep", które zaopatruje w wodę miasto. O tej porze roku stan wody jest dość niski.
Jezioro Prilep.
Mijam ogromny kamieniołom marmuru i kończy się nawierzchnia bitumiczna drogi. Od teraz jest dość dobra droga szutrowa. Ja jednak tego się nie spodziewałem. To oznacza w moim przypadku znacznie wolniejsze poruszanie się naprzód. Szczególnie, że muszę dość wysoko podjechać....
Im wyżej i bliżej przysiółka wsi Prisad tym droga w coraz gorszym stanie. Coraz bardziej luźna nawierzchnia. Nachylenie drogi powoduje, że tylne koło coraz bardziej zaczyna mi "boksować".
Widok na kamieniołom marmuru. Po lewej zabudowania Prilep.
Za ostatnimi zabudowaniami droga jest w takim stanie w jakim się nie mogłem spodziewać. Ogólnie lubię jazdę w terenie jednak nie w przypadku gdy jestem nastawiony na osiągnięcie określonego dystansu. Od wysokości 1100 metrów rozpoczyna się zjazd na północną stronę. Nawierzchnia to ogromne kamienie, po których bardzo nieprzyjemnie się zjeżdża w dół. Niżej jest lepiej, ale dupy nie urywa. Mam bardzo dużą obsuwę czasową.
Po drodze trafiam na "źródło młodości", a że zawsze chcę być młody to spróbowałem wody ze źródełka. Smakowała rdzą....
Źródło młodości
Po ponad 30 kilometrach szutrowej drogi docieram do wsi Izvor. W końcu jest asfalt. Słońce już zaszło, a ja zasiadam z miejscowymi w knajpie na piwo. Właśnie na takie sytuacje trzeba mieć gotówkę bo plastikowym pieniądzem to sobie co najwyżej można dupę podetrzeć.... Ruszam dalej gdy jest całkiem ciemno. Przede mną męczący podjazd. Gdzieś w partii szczytowej zatrzymuję się na nocleg kilka kilometrów przed miastem Veles....
Dystans dnia 18: 179,51 km
Suma podjazdów: 1026 metrów.
Galeria dzień 18: https://photos.app.goo.gl/WHuSw8SHN1kTLfHA8
Tym razem noc mija bardzo spokojnie. Moja miejscówka znajduje się w sporej odległości od osiedli ludzkich i w związku z tym psów również nie uświadczysz w okolicy. Po bardzo ciepłej nocy wstaje kolejny upalny dzień. Tym razem trochę ociągałem się z wyruszeniem w trasę. Musiałem trochę odespać poprzednią noc 😉 Jednak wiedziałem co mnie czeka na dzisiejszej trasie. W każdym bądź razie w jej początkowej części wiodącej do granicy kraju. I nie widziałem potrzeby spinania się 😉
Po raz pierwszy pszeniczne. Tylko dlaczego etykieta je do góry nogami ?....
Pierwsze kilometry to kontynuacja wczorajszej trasy. Jest delikatnie w dół. W okolicy jeziora Petres rozpoczyna się już ostatni podjazd w Grecji. Tym razem udaje się go pokonać dość sprawnie. Po drugiej stronie zjazd na nizinę w której leży Florina po greckiej stronie oraz Bitola po drugiej stronie granicy na ziemi Macedonii Północnej. Poprzednim razem świadomie ominąłem Florinę tym razem chciałem odwiedzić to miasto jednak odstraszyły mnie opady deszczu w tamtym rejonie. Po prostu nie chciałem zmoknąć, a czekać aż przetoczą się chmury burzowe w inne miejsce nie za bardzo mi się widziało 😉
Jezioro Petres
Docieram do granicy państwa. Pierwsze co się rzuca w oczy to nowa tablica powitalna po macedońskiej stronie. Dwa lata temu wjeżdżałem do Macedonii. Tym razem do Republiki Macedonii Północnej....
Przejście graniczne dwa lata temu....
To samo przejście graniczne obecnie.
Od prawie trzydziestu lat trwał spór pomiędzy Macedonią, a Grecją o nazwę i symbolikę. Grecja blokowała rozpoczęcie rozmów związanych z przystąpieniem Macedonii do NATO, a w późniejszym czasie i do UE. Jak to przeważnie bywa Macedończycy zostali i tak wyruch...., ale za to żyją od tego roku w kraju noszącym nową, zmienioną nazwę....
No cóż z Floriną nie wypaliło no to jadę w kierunku na Bitolę. Po pokonaniu kilku kilometrów od granicy trafiam do tego samego sklepu w miejscowości Krvari co dwa lata wcześniej. W walutę macedońską jeszcze nie zdążyłem się zaopatrzyć ale w tym sklepie to nie problem bo można płacić w euro. Robię spore zapasy, wypijam dwa piwa pod sklepem. Wziąłbym ze sobą, ale trzeba mieć butelki na wymianę. Ciekawe skąd je niby miałbym wziąć skoro nie chcą sprzedawać z kaucją 😏
Wpadam do Bitoli. Właściwie to na przedmieściach południowych odwiedzam planowo pozostałości po antycznym mieście Heraclea Lyncestis. Dwa lata wcześniej trafiłem na zamkniętą bramę i powiedziałem sobie, że jeżeli kiedykolwiek będę w okolicy to odwiedzę to miejsce 😋
Jest otwarte i można płacić w euro. Uiszczam opłatę w wysokości 2 euro i rozpoczynam w sumie dość krótki spacer. Stróż bardzo dokładnie instruuje turystów o kierunku zwiedzania.
Miasto zostało założone przez Macedończyków. Później przyszli Rzymianie, a miasto dzięki dogodnemu położeniu przy szlaku handlowym w dalszym ciągu się rozwijało. Za czasów panowania Rzymian powstały m.in. mury obronne, łaźnie i najważniejszy obiekt czyli teatr. Wybudowano go w II wieku n.e.
Starożytny amfiteatr
Stąpając drogą pamiętającą V wiek naszej ery idę w kierunku małej oraz wielkiej bazyliki. Znajdują się tam bardzo ciekawe mozaiki podłogowe. Niestety tego dnia gdy ja tam byłem nie wszystko było dostępne dla zwiedzających.... Swoją drogą ogrom pałacu biskupiego czy chociażby wspomniane mozaiki obrazują, jak to już u początku chrześcijaństwa kościół opływał w bogactwa gdy jego wierni klepali najzwyklejszą biedę...
Starożytna droga w centrum...
Ruiny wielkiej bazyliki.
Na mozaikach podłogowych przeważają motywy roślinne oraz zwierzęce.
Heraclea swój koniec zawdzięcza najazdom barbarzyńców oraz trzęsieniu ziemi, które nawiedziło region w VI wieku n.e. Miejsce to ponownie zostało odkryte dopiero w okresie międzywojennym.
Kręcę się jeszcze po dostępnych zakamarkach.
Jakiej bym relacji nie czytał z tego miejsca to przeważnie występuje tam jeden bohater czyli miejscowy sierściuch....😉
Leniwy sierściuch 😀
Przejeżdżam przez Bitolę. Dosłownie ! Zatrzymuję się tylko na jednych światłach. Samo miasto sobie odpuszczam. Jeżeli ktoś chce poczytać na temat tego miasta i obejrzeć fotki to odsyłam do relacji sprzed dwóch lat. 😋
Poprzednim razem z Bitoli jechałem w kierunku zachodnim na Ochrydę i dalej do Albanii. Teraz decyduję o kontynuacji jazdy na północ w kierunku stolicy kraju.
Początek to przejazd po równinach w kierunku miasta Prilep. Jadę starą drogą gdzie miejscami nawierzchnia jest brukowana.
Na rzece Szemnicy pod mostem kolejowym odświeżam się w przyjemnie chłodnej wodzie. Pranko też trzeba by zrobić 😋
Rzeka Szemnica
Pilzner warzony jest tylko w Czechach, więc nieważne gdzie go kupię smakuje tak samo....
Widoki zaczynają dominować pierwsze szczyty górskie. Ja jednak jeszcze jadę po płaskim.
Prilep to jedno z większych miast w kraju. Jak dla mnie przyjemne miasto w odbiorze. Nie jest tak popularne wśród turystów jak chociażby Bitola dlatego panuje tu niezbyt duży ruch. I może dlatego mi się tu podoba.
Centrum to przede wszystkim współczesna zabudowa. Dosłownie na każdym kroku napotkamy tu jakiś pomnik.
W centrum Prilep.
Nad miastem górują pozostałości po średniowiecznej twierdzy Markovi Kuli.
Widok na pozostałości twierdzy Markovi Kuli
Jako że obecne miasto zostało wybudowane za czasów osmańskich większość zabytków pochodzi właśnie z tamtego okresu. Turcy nie chcąc konfrontacji z dużą populacją chrześcijan wybudowali zupełnie nowe miasto poniżej historycznej dzielnicy Warosz.
Symbolem miasta jest wieża zegarowa. To nieodłączny element tureckiego dziedzictwa. Ponoć lekko odchylona od pionu.
Turecka wieża zegarowa.
Obok wieży znajdują się wypalone ruiny meczetu. Świątynia pochodzi z 1475 roku. Została ona spalona w wyniku zamieszek w 2001 roku. Całość robi dość przygnębiające wrażenie.
Po prawej pozostałość po meczecie z XV wieku.
W mieście robię niewielkie zakupy głównie płynów. Wybieram trochę gotówki z bankomatu. Nigdy nie ufałem bzdurom, które opowiadają ludzie, że w dzisiejszych czasach zamiast nosić przy sobie gotówkę wystarczy kata płatnicza/kredytowa.
Opuszczam miasto. Jadę w kierunku północnym. Wybieram najkrótszą trasę na Veles. Wiadomo, że najkrótsza nie zawsze jest najszybszą i przede wszystkim najłatwiejszą drogą.... Przede mną dość wysokie góry.
Docieram nad jezioro "Prilep", które zaopatruje w wodę miasto. O tej porze roku stan wody jest dość niski.
Jezioro Prilep.
Mijam ogromny kamieniołom marmuru i kończy się nawierzchnia bitumiczna drogi. Od teraz jest dość dobra droga szutrowa. Ja jednak tego się nie spodziewałem. To oznacza w moim przypadku znacznie wolniejsze poruszanie się naprzód. Szczególnie, że muszę dość wysoko podjechać....
Im wyżej i bliżej przysiółka wsi Prisad tym droga w coraz gorszym stanie. Coraz bardziej luźna nawierzchnia. Nachylenie drogi powoduje, że tylne koło coraz bardziej zaczyna mi "boksować".
Widok na kamieniołom marmuru. Po lewej zabudowania Prilep.
Za ostatnimi zabudowaniami droga jest w takim stanie w jakim się nie mogłem spodziewać. Ogólnie lubię jazdę w terenie jednak nie w przypadku gdy jestem nastawiony na osiągnięcie określonego dystansu. Od wysokości 1100 metrów rozpoczyna się zjazd na północną stronę. Nawierzchnia to ogromne kamienie, po których bardzo nieprzyjemnie się zjeżdża w dół. Niżej jest lepiej, ale dupy nie urywa. Mam bardzo dużą obsuwę czasową.
Po drodze trafiam na "źródło młodości", a że zawsze chcę być młody to spróbowałem wody ze źródełka. Smakowała rdzą....
Źródło młodości
Po ponad 30 kilometrach szutrowej drogi docieram do wsi Izvor. W końcu jest asfalt. Słońce już zaszło, a ja zasiadam z miejscowymi w knajpie na piwo. Właśnie na takie sytuacje trzeba mieć gotówkę bo plastikowym pieniądzem to sobie co najwyżej można dupę podetrzeć.... Ruszam dalej gdy jest całkiem ciemno. Przede mną męczący podjazd. Gdzieś w partii szczytowej zatrzymuję się na nocleg kilka kilometrów przed miastem Veles....
Dystans dnia 18: 179,51 km
Suma podjazdów: 1026 metrów.
Galeria dzień 18: https://photos.app.goo.gl/WHuSw8SHN1kTLfHA8
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 19/28 - 31.07.2019 - Skopje...
Noc mija spokojnie. Budzę się dość szybko jednak wstaję później aniżeli bym tego chciał. Chyba w dalszym ciągu próbuję odespać to co straciłem w Grecji.... Jem lekkie śniadanko i ruszam po siódmej w drogę. Mój pierwszy cel to miasto Veles. Droga do miasta jest w opłakanym stanie. Trochę mnie wytrzepało na zjeździe.
Veles jest sporym miastem jak na Macedonię. Jego lokacja to dolina, którą płynie największa i najdłuższa rzeka w kraju - Wardar. Okolica bardzo pagórkowata i na wielu z tych pagórów znajdują się dzielnice miasta. Wjeżdżając do jedenego z głównych ośrodków przemysłowych w kraju raczej nie spodziewałem się, że przypadnie mi do gustu. I w sumie dobrze iż miałem takie podejście bo przynajmniej się nie rozczarowałem 😉
Bardziej od zwiedzania moje myśli zaprzątała potrzeba dokonania zakupów i to takich naprawdę sporych.
Veles
Na wylocie z miasta na parkingu przed pięciogwiazdkowym hotelem jem drugie śniadanie i ruszam na północ ku stolicy. Mam do pokonania niemal 50 kilometrów po dość trudnym terenie. Wiadomo, że autostradą nie pojadę ale cały czas raz bliżej, a innym razem dalej od niej biegnie podrzędna droga.
Mijam jezioro Mladost i rozpoczynam ciężką i długą przeprawę przez okoliczne wzniesienia.
Jezioro Mladost
Czasami droga staje szutrowa ale chyba niedługo się to zmieni bo widzę jak geodeci robią jakieś pomiary i droga popryskana sprejem. Na drodze tej zdecydowanie więcej żółwi jak samochodów 😅
😂
Mówią, że współczesna stolica Macedonii Północnej jest najbardziej zwariowaną stolicą w Europie. Wszystko za sprawą projektu "Skopje 2014", który zakłada niemal całkowitą przebudowę centrum. Widać to od razu bo wszystkie najbardziej reprezentacyjne obiekty są całkowicie nowe. Ten projekt pochłania ogromne nakłady finansowe i jak na taki w sumie dość biedny kraj wydaje mi się to trochę dziwne. No ale każdy chce się czymś wyróżniać, a tu na pewno tego dokonali...
Należy tu wspomnieć o tragicznym w skutkach trzęsieniu ziemi, które nawiedziło to miejsce w 1963 roku. Miasto zostało zniszczone w około 80% i zginęło przeszło tysiąc ludzi. Teraz miasto wygląda bardzo "europejsko", ale jednocześnie powiedziałbym że dość kiczowato.
Nad brzegami Wardaru stoją teraz "współczesne zabytki", które nawiązują swą stylistyką do antku, ale ja tu widzę odrobinę stylu barokowego. Brzegi rzeki spięto również nowymi mostami, a wśród nich jest "Most Sztuki".
Skopje
Most Sztuki
Najstarszym mostem w mieście jest ten kamienny spinający Plac Macedoński z dawną turecką dzielnicą handlową.
Najstarszy most w mieście.
Po północnej stronie rzeki
W samym centrum głównego placu ustawiono kilkunastometrowy pomnik Aleksandra Wielkiego... Takim został wybudowany, ale po protestach Greków zmieniono jego oficjalną nazwę na "Wojownik na koniu"....
"Wojownik na koniu" pierwotnie Aleksander Wielki.
W ogóle to Skopie mogłoby nosić miano najbardziej pomnikowej stolicy Europy. Te pomniki poustawiane są dosłownie wszędzie, nawet w niespodziewanych zaułkach....
Cyryl i Metody
Zobaczymy tu również współczesny łuk triumfalny....
Na północnym brzegu rzeki znajduje się twierdza Skopsko Kale.
Skopsko Kale
W sumie w mieście spędzam około czterech godzin i to wcale nie na zwiedzaniu. Co prawda pokręciłem się dość długo po centrum i chciałem dłużej po zabytkowej dzielnicy na północnym brzegu. Niestety wysypała mi się aplikacja mapy.cz i gdzieś wsiąkły mi dane zmagazynowane na karcie w telefonie. Nie mogłem korzystać z map w trybie offline i musiałem znaleźć darmowe wifi by odbudować bazę danych. Z dostępem do darmowego internetu nie ma najmniejszego problemu, ale ja potrzebowałem szybkiego łącza by ściągnąć kilkanaście gigabajtów danych 😝
Nad brzegiem rzeki zrobiono pseudo przystań gdzie cumują atrapy galeonów. W jednym z nich jest restauracja z dość szybkim łączem internetowym. Wstępuję na obiad. Niestety mimo iż porobiłem zdjęcia wnętrza to nie mam zdjęć bo mi gdzieś wsiąkły. Podobnie jak bardzo wiele innych z tej wyprawy. Wszystko wina aparatu i badziewnej karty, pamięci, która była w zestawie.....
https://1.bp.blogspot.com/-DkhKgCYC3_o/ ... 023732.jpg
Deptak nad brzegiem Wardaru.
Straciłem, więc sporo czasu na czymś co nie było w planach. Opuszczam miasto bo jeszcze dzisiaj chcę wjechać w głąb Kosowa. Wzdłuż brzegów rzeki wiodą świetne ścieżki rowerowe, ale na końcu miasta przecinają one osiedla Romów, a ci zrobili tam masakryczny śmietnik. Ogniska palą dosłownie na środku ścieżki rowerowej, a asfalt po prostu się stopił.
Udając się w kierunku granicy z Kosowem wybieram podrzędną drogę. Ta w przeciwieństwie do głównej wiedzie przez góry. Podjazdy są niesamowicie strome i przez to męczące. Przednie koło mi podrywa, ale powoli dałem radę podjechać.
Ale i tak się cieszę iż nie musiałem podjeżdżać od drugiej strony bo tam to dopiero jest stromo. Mi pozostało zjechać na dół....
Na przejściu spora kolejka, ale jako rowerzysta nie muszę stać podobnie jak piesi. Poszło dość sprawnie choć strażnik zabiera mi trochę czasu zadając różne pytania odnośnie mojej wycieczki 😉
Wjeżdżam do Kosowa czyli najmłodszego państwa w Europie. Jest to moja pierwsza wizyta w Kosowie. Pierwsze co to odwiedzam sklep przy granicy. Waluta to euro, więc bardzo łatwo będę mógł porównać ceny w Kosowie z tymi w Grecji. Różnica jest spora, choć na początku kupuję jedynie wodę oraz piwo. O ile w Grecji płaciłem za 0,33 piwa 1,1-1,3 euro tak tutaj 0,6 euro i to za pół litra. Tak to ja lubię ! 😋
Moja pierwsza wizyta w Kosowie.
Piwo z największego browaru w Kosowie.
Pierwsze większe miasto w Kosowie to Ferizaj. Jadę tam starą drogą, która pnie się po zboczach wąwozu, którym płynie rzeka Nerodimka. Z góry ciekawie wygląda biegnąca poniżej autostrada R6.
W Ferizaj jestem w okolicy zachodu słońca. Czasu mi ubywa, więc tylko zakupy płynów i odbijam na zachód. Wiem, że teraz czeka mnie konkretne wyzwanie w postaci podjazdu na przełęcz Prevala. Początek jest spoko. Jadąc wzdłuż rzeki Lepenc do miasta Štrpce zastaje mnie zmrok. Muszę też chwilkę przeczekać bo przechodzi niewielka burza i nie widzi mi się moknąć na koniec dnia 😉
Przy drodze pomniki poległych albańskich partyzantów UÇK..., dla jednych bohaterowie, a dla innych terroryści.
Po drodze są i źródełka, a przy jednym z nich wyskakuje kilka szczeniaków. Obskakują mnie dookoła i liżą po nogach. Co miałem zrobić, podzieliłem się tym co miałem jeszcze do jedzenia i ruszam dalej....
Za miastem Štrpce zaczyna się już konkret podjazd, ale tym razem jestem pozytywnie nastawiony do pokonywanej trasy i całkiem dobrze idzie mi podjazd na przełęcz Prevala. Jedna fota i zjazd, szybki i przyjemny. Udaje się jeszcze trafić na czynny niewielki sklep, a piwka bym się jeszcze napił 😉 Za miejscowością Recane zatrzymuję się na noc pod jakąś przyczepą kempingową. W niewielkiej odległości jest hotel i sięga tu wifi, więc jest git 😋
Musnikovo
Dystans dnia 19: 178,25 km
Suma podjazdów: 2462 metry
Galeria dzień 19: https://photos.app.goo.gl/WGYXs7EaaYtrCVkv6
cdn...
Noc mija spokojnie. Budzę się dość szybko jednak wstaję później aniżeli bym tego chciał. Chyba w dalszym ciągu próbuję odespać to co straciłem w Grecji.... Jem lekkie śniadanko i ruszam po siódmej w drogę. Mój pierwszy cel to miasto Veles. Droga do miasta jest w opłakanym stanie. Trochę mnie wytrzepało na zjeździe.
Veles jest sporym miastem jak na Macedonię. Jego lokacja to dolina, którą płynie największa i najdłuższa rzeka w kraju - Wardar. Okolica bardzo pagórkowata i na wielu z tych pagórów znajdują się dzielnice miasta. Wjeżdżając do jedenego z głównych ośrodków przemysłowych w kraju raczej nie spodziewałem się, że przypadnie mi do gustu. I w sumie dobrze iż miałem takie podejście bo przynajmniej się nie rozczarowałem 😉
Bardziej od zwiedzania moje myśli zaprzątała potrzeba dokonania zakupów i to takich naprawdę sporych.
Veles
Na wylocie z miasta na parkingu przed pięciogwiazdkowym hotelem jem drugie śniadanie i ruszam na północ ku stolicy. Mam do pokonania niemal 50 kilometrów po dość trudnym terenie. Wiadomo, że autostradą nie pojadę ale cały czas raz bliżej, a innym razem dalej od niej biegnie podrzędna droga.
Mijam jezioro Mladost i rozpoczynam ciężką i długą przeprawę przez okoliczne wzniesienia.
Jezioro Mladost
Czasami droga staje szutrowa ale chyba niedługo się to zmieni bo widzę jak geodeci robią jakieś pomiary i droga popryskana sprejem. Na drodze tej zdecydowanie więcej żółwi jak samochodów 😅
😂
Mówią, że współczesna stolica Macedonii Północnej jest najbardziej zwariowaną stolicą w Europie. Wszystko za sprawą projektu "Skopje 2014", który zakłada niemal całkowitą przebudowę centrum. Widać to od razu bo wszystkie najbardziej reprezentacyjne obiekty są całkowicie nowe. Ten projekt pochłania ogromne nakłady finansowe i jak na taki w sumie dość biedny kraj wydaje mi się to trochę dziwne. No ale każdy chce się czymś wyróżniać, a tu na pewno tego dokonali...
Należy tu wspomnieć o tragicznym w skutkach trzęsieniu ziemi, które nawiedziło to miejsce w 1963 roku. Miasto zostało zniszczone w około 80% i zginęło przeszło tysiąc ludzi. Teraz miasto wygląda bardzo "europejsko", ale jednocześnie powiedziałbym że dość kiczowato.
Nad brzegami Wardaru stoją teraz "współczesne zabytki", które nawiązują swą stylistyką do antku, ale ja tu widzę odrobinę stylu barokowego. Brzegi rzeki spięto również nowymi mostami, a wśród nich jest "Most Sztuki".
Skopje
Most Sztuki
Najstarszym mostem w mieście jest ten kamienny spinający Plac Macedoński z dawną turecką dzielnicą handlową.
Najstarszy most w mieście.
Po północnej stronie rzeki
W samym centrum głównego placu ustawiono kilkunastometrowy pomnik Aleksandra Wielkiego... Takim został wybudowany, ale po protestach Greków zmieniono jego oficjalną nazwę na "Wojownik na koniu"....
"Wojownik na koniu" pierwotnie Aleksander Wielki.
W ogóle to Skopie mogłoby nosić miano najbardziej pomnikowej stolicy Europy. Te pomniki poustawiane są dosłownie wszędzie, nawet w niespodziewanych zaułkach....
Cyryl i Metody
Zobaczymy tu również współczesny łuk triumfalny....
Na północnym brzegu rzeki znajduje się twierdza Skopsko Kale.
Skopsko Kale
W sumie w mieście spędzam około czterech godzin i to wcale nie na zwiedzaniu. Co prawda pokręciłem się dość długo po centrum i chciałem dłużej po zabytkowej dzielnicy na północnym brzegu. Niestety wysypała mi się aplikacja mapy.cz i gdzieś wsiąkły mi dane zmagazynowane na karcie w telefonie. Nie mogłem korzystać z map w trybie offline i musiałem znaleźć darmowe wifi by odbudować bazę danych. Z dostępem do darmowego internetu nie ma najmniejszego problemu, ale ja potrzebowałem szybkiego łącza by ściągnąć kilkanaście gigabajtów danych 😝
Nad brzegiem rzeki zrobiono pseudo przystań gdzie cumują atrapy galeonów. W jednym z nich jest restauracja z dość szybkim łączem internetowym. Wstępuję na obiad. Niestety mimo iż porobiłem zdjęcia wnętrza to nie mam zdjęć bo mi gdzieś wsiąkły. Podobnie jak bardzo wiele innych z tej wyprawy. Wszystko wina aparatu i badziewnej karty, pamięci, która była w zestawie.....
https://1.bp.blogspot.com/-DkhKgCYC3_o/ ... 023732.jpg
Deptak nad brzegiem Wardaru.
Straciłem, więc sporo czasu na czymś co nie było w planach. Opuszczam miasto bo jeszcze dzisiaj chcę wjechać w głąb Kosowa. Wzdłuż brzegów rzeki wiodą świetne ścieżki rowerowe, ale na końcu miasta przecinają one osiedla Romów, a ci zrobili tam masakryczny śmietnik. Ogniska palą dosłownie na środku ścieżki rowerowej, a asfalt po prostu się stopił.
Udając się w kierunku granicy z Kosowem wybieram podrzędną drogę. Ta w przeciwieństwie do głównej wiedzie przez góry. Podjazdy są niesamowicie strome i przez to męczące. Przednie koło mi podrywa, ale powoli dałem radę podjechać.
Ale i tak się cieszę iż nie musiałem podjeżdżać od drugiej strony bo tam to dopiero jest stromo. Mi pozostało zjechać na dół....
Na przejściu spora kolejka, ale jako rowerzysta nie muszę stać podobnie jak piesi. Poszło dość sprawnie choć strażnik zabiera mi trochę czasu zadając różne pytania odnośnie mojej wycieczki 😉
Wjeżdżam do Kosowa czyli najmłodszego państwa w Europie. Jest to moja pierwsza wizyta w Kosowie. Pierwsze co to odwiedzam sklep przy granicy. Waluta to euro, więc bardzo łatwo będę mógł porównać ceny w Kosowie z tymi w Grecji. Różnica jest spora, choć na początku kupuję jedynie wodę oraz piwo. O ile w Grecji płaciłem za 0,33 piwa 1,1-1,3 euro tak tutaj 0,6 euro i to za pół litra. Tak to ja lubię ! 😋
Moja pierwsza wizyta w Kosowie.
Piwo z największego browaru w Kosowie.
Pierwsze większe miasto w Kosowie to Ferizaj. Jadę tam starą drogą, która pnie się po zboczach wąwozu, którym płynie rzeka Nerodimka. Z góry ciekawie wygląda biegnąca poniżej autostrada R6.
W Ferizaj jestem w okolicy zachodu słońca. Czasu mi ubywa, więc tylko zakupy płynów i odbijam na zachód. Wiem, że teraz czeka mnie konkretne wyzwanie w postaci podjazdu na przełęcz Prevala. Początek jest spoko. Jadąc wzdłuż rzeki Lepenc do miasta Štrpce zastaje mnie zmrok. Muszę też chwilkę przeczekać bo przechodzi niewielka burza i nie widzi mi się moknąć na koniec dnia 😉
Przy drodze pomniki poległych albańskich partyzantów UÇK..., dla jednych bohaterowie, a dla innych terroryści.
Po drodze są i źródełka, a przy jednym z nich wyskakuje kilka szczeniaków. Obskakują mnie dookoła i liżą po nogach. Co miałem zrobić, podzieliłem się tym co miałem jeszcze do jedzenia i ruszam dalej....
Za miastem Štrpce zaczyna się już konkret podjazd, ale tym razem jestem pozytywnie nastawiony do pokonywanej trasy i całkiem dobrze idzie mi podjazd na przełęcz Prevala. Jedna fota i zjazd, szybki i przyjemny. Udaje się jeszcze trafić na czynny niewielki sklep, a piwka bym się jeszcze napił 😉 Za miejscowością Recane zatrzymuję się na noc pod jakąś przyczepą kempingową. W niewielkiej odległości jest hotel i sięga tu wifi, więc jest git 😋
Musnikovo
Dystans dnia 19: 178,25 km
Suma podjazdów: 2462 metry
Galeria dzień 19: https://photos.app.goo.gl/WGYXs7EaaYtrCVkv6
cdn...
Z daleka. Z bliska to największy zawód żony, spodziewała się zupełnie innego ich oblicza. Komercja.Piotrek pisze:Meteory robią na prawdę potężne wrażenie
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Może i komercha ale i tak chętnie bym to zobaczył na żywo. I może się kiedyś uda, choć raczej nie na rowerze
O kurde, aż takiej liczby się nie spodziewałem. No, ale niech idzie na zdrowie i ku chwale turystyki rowerowej
Robert J pisze:
168 piw w 28 dni. Niewiele biorąc pod uwagę, że w zeszłym roku kumpel na wspólnej wyprawie wypił 171 i to w zaledwie dwa tygodnie
O kurde, aż takiej liczby się nie spodziewałem. No, ale niech idzie na zdrowie i ku chwale turystyki rowerowej
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 14 gości