O ścianie bez początku i końca, czyli wizyta w Kraju Morawsk
O ścianie bez początku i końca, czyli wizyta w Kraju Morawsk
Złota polska jesień. Nareszcie. Siłą rzeczy człowiek nie usiedzi na tyłku. Pakujemy zatem Transformersa i zmierzamy ku czeskiej granicy. Wstyd przyznać – mamy tak niedaleko do południowych sąsiadów a tak słabo znamy ten kraj… Czas najwyższy to zmienić.
Na cel obieramy Kraj Morawsko – Śląski. Ruchu na trasie nie ma zbyt dużego, widoczność jest bardzo dobra, jesienne słońce głaszcze nos a przy drodze rude i złote drzewa i rozleniwione krowy na pastwiskach… Przez całą niemal trasę prowadzi nas charakterystyczna sylweta Lysej Hory. W 1,5 h docieramy do pierwszego dzisiejszego celu, czyli pod Hrad Hukvaldy.
Miejscowość Hukvaldy położona jest wśród malowniczych wzgórz pogranicza Beskidu Morawsko – Śląskiego. Urodził się tutaj jeden z najsłynniejszych kompozytorów czeskich - Leoš Janáček, twórca oper czy m.in. kwartetów smyczkowych, znany z przemycania do swej twórczości motywów folklorystycznych i słowiańskich pieśni ludowych. Jednak Hukvaldy słyną głównie z innej atrakcji. Na wysokim, choć obecnie łatwo dostępnym wzgórzu górującym nad wioską stoją ruiny największego na Morawach zamku. I właśnie tam zmierzamy.
Pierwsze kroki kierujemy szeroką aleją parkową. Właściwie to pół-park, pół-las a w nim po obu stronach drogi rosną spektakularne, niesamowite drzewiska – lipy, buki, dęby, wiązy, kasztanowce – olbrzymie i majestatyczne, stare i powykręcane prawie spazmatycznie, niektóre z nich liczą sobie nawet 500 lat!
Są nawet Entowie…;)
Przy parkowej alei przycupnął sobie również Lisek Chytrusek, bohater jednej z oper wspomnianego wcześniej Leoša Janáčka…
Wspinamy się zboczem Zamkowej Góry a dookoła rozzłocony las, stare jak świat buczyska o rozłożystych korzeniach poskręcanych jak wężoidy. Poza swoją oczywistą malowniczością, służą jako osobliwa ścianka wspinaczkowa dla dziesiątek dzieciaków z licznych wycieczek oblegających z rana ruiny zamku.
Kilka słów o samym hradzie. Wzniesiony został w XIII wieku na wysokim, wydłużonym wzgórzu i stopniowo na przestrzeni wieków rozbudowywany był przez biskupów ołomunieckich, którzy od XIV wieku byli właścicielami zamku. W efekcie końcowym powstała prawdziwa twierdza, długa na 320 m i o łącznym obwodzie 800 m oraz grubości murów obronnych 2 m, z pięcioma basztami. Twierdza ta nie poddała się wszelkim oblężeniom, także atakom szwedzkim. W 1762 roku warownia została zniszczona przez pożar od uderzenia pioruna i odtąd, opuszczona, zaczęła popadać w ruinę. Obecnie trwają prace renowacyjne, mające na celu zakonserwowanie zamku w charakterze trwałej ruiny.
Baszta bramna:
Wieża Kulatina:
Kaplica św. Andrzeja na dziedzińcu (1602r.)
Ruiny kaplicy z XIV w.
Polecam każdemu, kto zapędzi się w te rejony, ponieważ zamczysko jest naprawdę ciekawe i majestatyczne. Wstęp kosztuje 90 koron, więc niedużo, można sobie samemu pograsować po wszystkich zakamarkach twierdzy a z wież rozpościera się przepiękny widok na Beskid Morawsko-Śląski i Bramę Morawską, którą niegdyś prowadziły ważne szlaki handlowe, m.in. szlak bursztynowy. Acha, i mają najczystsze toi-toie jakie widziałam na świecie
Pod zamkiem, na terenie parku znajduje się również niewielki zwierzyniec, tzw. Obora, w którym żyją jelenie, daniele i muflony. My go niestety przegapiliśmy, z powodu czystej sklerozy, że tam się ów przybytek znajduje.
Z praktycznych informacji jeszcze – parking na cały dzień kosztuje 50 koron.
Szybki lunch w samochodzie – racuchy z owocami, kabanoski z piklami, do wyboru, do koloru, po czym zasuwamy do drugiego z trzech celów dzisiejszej morawskiej podróży – do Štramberku, położonego zaledwie kilkanaście kilometrów od wsi Hukvaldy.
Štramberk to niezwykle malownicze miasteczko usytuowane pośród wapiennych wzgórz – Kotouč i Bílá hora. Założone jako osada początkiem XIII wieku, w 1359 roku otrzymało prawa miejskie nadane przez Przemyślidów. Ze względu na swoje położenie i doskonale zachowany układ urbanistyczny średniowiecznego grodu, nazywane jest Morawskim Betlejem. Kameralny, pochyły ryneczek, ponad 80 drewnianych, zrębowych wołoskich chat z XVII i XVIII wieku, otaczające cały gród na Wzgórzu Zamkowym średniowieczne mury obronne, kolorowe domki przycupnięte przy stromych, brukowanych uliczkach i sielska atmosfera spotęgowana ciepłym, leniwym, jesiennym klimatem sprawia, że można się tu zaszyć na długie godziny zapomnieć o bożym świecie… Parkujemy pod szkołą, około 800 metrów od Rynku (50 koron/dzień), ponieważ w ścisłym centrum wszędzie są zakazy, przy czym Darusiowi udaje się wjechać na parking pod prąd
Štramberk pachnie piernikami. A właściwie słynnymi Štramberskimi uši. Osobliwy wypiek powstaje tu na pamiątkę legendy o najeździe tatarskim na okolice miasta w 1241 roku. Mieszkańcy osady ukryli się przed najeźdźcami na wzgórzu Kotouč. Kiedy nadeszła ulewa, mieszkańcy wypuścili wodę ze stawów rybnych i zburzyli tamę, co spowodowało zalanie obozu tatarskiego położonego w dolinie. Podczas przeszukiwania obozu wroga, znaleziony został worek z odciętymi uszami „niewiernych” spod bitwy pod Legnicą, który miał zostać wysłany chanowi tatarskiemu na dowód zwycięstwa. Od tego czasu na Rynku Štramberskim i w okolicy wypiekane są piernikowo- imbirowe ciastka w kształcie rożka - Štramberskiei uši. Jak to darkheush określił – „dupy nie urywają”. Mnie tam smakowały, szczególnie z kawą.
Nad miasteczkiem oraz całą okolicą góruje widoczna z daleka charakterystyczna walcowata wieża zwana Trúba, pozostałość po zamku Strallenberg, który należał kiedyś do Zakonu Templariuszy. Z jej szczytu roztacza się piękna panorama na okoliczne wzgórza, Bramę Morawską, miejscowości w dolinach i góry na horyzoncie. Trúba ma 40 m wysokości a wewnątrz niej 180 stopni wyprowadza na galerię widokową. Aby dostać się na Wzgórze Zamkowe, trzeba od Rynku pokonać pewnie 2 razy tyle schodów, ale warto dla tych widoków, zwłaszcza w taką piękną pogodę jak dziś. Wstęp tylko 40 koron.
Z powstaniem wieży Trúba wiąże się również ciekawa legenda. Dawno, dawno temu trzej bracia założyli trzy osady, w tym Štramberk. Dwaj bracia wznieśli swoje zamki z wieżami, trzeci zaś zamku nie posiadał, co spotykało się z drwinami pozostałych. Zaczął zatem budowę na wzgórzu Kotouč. Jednak przy budowie działy się rzeczy niewytłumaczalne. Każdego kolejnego dnia o świcie nie było ani śladu po wzniesionych dzień wcześniej murach. Robotnicy byli tym tak przestraszeni, że nakazano obserwować budowę o świcie. Okazało się, że z pierwszymi promieniami słońca z jaskiń znajdujących się we wnętrzu góry wychodzą krasnale i rozbijają kilofami nowo powstałe mury zamku. Władca Štramberku postanowił zatem wznieść warownię na wzgórzu naprzeciwległym i zapowiedział swoim braciom, że zbuduje w swoim zamku „ścianę, która nie ma początku ani końca”. Bracia oczywiście wyszydzili tę bałwochwalczą zapowiedź, ale mina im zrzedła na widok wysokiej, widocznej z daleka Trúby. I tak sobie stoi po dziś dzień, choć po zamku nie ma prawie śladu (pozostały jedynie jeszcze Dolna Baszta i mury obronne).
Schodzimy do Rynku uliczką starych drewnianych domów:
Kościół św.Jana Nepomucena z XVIII w.
Panorama miasta:
Truba i Dolna Baszta:
W masywie niższego z wierzchołków góry Kotouč, objętego rezerwatem przyrodniczo-archeologicznym (Narodni Sad), znajduje się jedna z najsłynniejszych jaskiń czeskich – paleolityczna Jaskinia Šipka. Odkryto tutaj szczątki prehistorycznych zwierząt, kości i narzędzia codziennego użytku sprzed 32 tysięcy lat oraz szczątki neandertalskiego dziecka. Samo wzgórze to pozostałość po cofaniu się lodowca a jaskinie we wnętrzu góry to efekt rzeźbienia przez wodę z ustępującego lodowca. Trasa prowadząca przez wzgórze jest niedługa i bardzo malownicza, po drodze mijamy kilka pomników osób zasłużonych dla historii i kultury miasta oraz punkt widokowy na spektakularny kamieniołom wapienia u podnóża góry.
Wracamy poza szlakiem, wprost na parking obok cmentarza. Tu dygresja: pod płotem zamontowano stojak, na którym wiszą sobie konewki publicznego użytku. I co – da się? Da się. U nas nie przetrwałyby nawet nocy a potem pewnie wylądowały na jakimś dzikim bazarku.
I tak oto nastało późne popołudnie. Wracamy. Oczywiście po drodze udaje nam się zgubić, bo Czesi kopią drogi i autostrady na potęgę i GPS głupieje, dzięki czemu znów łamiemy przepisy, zawracając na autostradzie (czyt. lokalnych wykopkach) w miejscu niedozwolonym Trudno…
Coś mi się wydaje, że my tu szybko wrócimy…
Na cel obieramy Kraj Morawsko – Śląski. Ruchu na trasie nie ma zbyt dużego, widoczność jest bardzo dobra, jesienne słońce głaszcze nos a przy drodze rude i złote drzewa i rozleniwione krowy na pastwiskach… Przez całą niemal trasę prowadzi nas charakterystyczna sylweta Lysej Hory. W 1,5 h docieramy do pierwszego dzisiejszego celu, czyli pod Hrad Hukvaldy.
Miejscowość Hukvaldy położona jest wśród malowniczych wzgórz pogranicza Beskidu Morawsko – Śląskiego. Urodził się tutaj jeden z najsłynniejszych kompozytorów czeskich - Leoš Janáček, twórca oper czy m.in. kwartetów smyczkowych, znany z przemycania do swej twórczości motywów folklorystycznych i słowiańskich pieśni ludowych. Jednak Hukvaldy słyną głównie z innej atrakcji. Na wysokim, choć obecnie łatwo dostępnym wzgórzu górującym nad wioską stoją ruiny największego na Morawach zamku. I właśnie tam zmierzamy.
Pierwsze kroki kierujemy szeroką aleją parkową. Właściwie to pół-park, pół-las a w nim po obu stronach drogi rosną spektakularne, niesamowite drzewiska – lipy, buki, dęby, wiązy, kasztanowce – olbrzymie i majestatyczne, stare i powykręcane prawie spazmatycznie, niektóre z nich liczą sobie nawet 500 lat!
Są nawet Entowie…;)
Przy parkowej alei przycupnął sobie również Lisek Chytrusek, bohater jednej z oper wspomnianego wcześniej Leoša Janáčka…
Wspinamy się zboczem Zamkowej Góry a dookoła rozzłocony las, stare jak świat buczyska o rozłożystych korzeniach poskręcanych jak wężoidy. Poza swoją oczywistą malowniczością, służą jako osobliwa ścianka wspinaczkowa dla dziesiątek dzieciaków z licznych wycieczek oblegających z rana ruiny zamku.
Kilka słów o samym hradzie. Wzniesiony został w XIII wieku na wysokim, wydłużonym wzgórzu i stopniowo na przestrzeni wieków rozbudowywany był przez biskupów ołomunieckich, którzy od XIV wieku byli właścicielami zamku. W efekcie końcowym powstała prawdziwa twierdza, długa na 320 m i o łącznym obwodzie 800 m oraz grubości murów obronnych 2 m, z pięcioma basztami. Twierdza ta nie poddała się wszelkim oblężeniom, także atakom szwedzkim. W 1762 roku warownia została zniszczona przez pożar od uderzenia pioruna i odtąd, opuszczona, zaczęła popadać w ruinę. Obecnie trwają prace renowacyjne, mające na celu zakonserwowanie zamku w charakterze trwałej ruiny.
Baszta bramna:
Wieża Kulatina:
Kaplica św. Andrzeja na dziedzińcu (1602r.)
Ruiny kaplicy z XIV w.
Polecam każdemu, kto zapędzi się w te rejony, ponieważ zamczysko jest naprawdę ciekawe i majestatyczne. Wstęp kosztuje 90 koron, więc niedużo, można sobie samemu pograsować po wszystkich zakamarkach twierdzy a z wież rozpościera się przepiękny widok na Beskid Morawsko-Śląski i Bramę Morawską, którą niegdyś prowadziły ważne szlaki handlowe, m.in. szlak bursztynowy. Acha, i mają najczystsze toi-toie jakie widziałam na świecie
Pod zamkiem, na terenie parku znajduje się również niewielki zwierzyniec, tzw. Obora, w którym żyją jelenie, daniele i muflony. My go niestety przegapiliśmy, z powodu czystej sklerozy, że tam się ów przybytek znajduje.
Z praktycznych informacji jeszcze – parking na cały dzień kosztuje 50 koron.
Szybki lunch w samochodzie – racuchy z owocami, kabanoski z piklami, do wyboru, do koloru, po czym zasuwamy do drugiego z trzech celów dzisiejszej morawskiej podróży – do Štramberku, położonego zaledwie kilkanaście kilometrów od wsi Hukvaldy.
Štramberk to niezwykle malownicze miasteczko usytuowane pośród wapiennych wzgórz – Kotouč i Bílá hora. Założone jako osada początkiem XIII wieku, w 1359 roku otrzymało prawa miejskie nadane przez Przemyślidów. Ze względu na swoje położenie i doskonale zachowany układ urbanistyczny średniowiecznego grodu, nazywane jest Morawskim Betlejem. Kameralny, pochyły ryneczek, ponad 80 drewnianych, zrębowych wołoskich chat z XVII i XVIII wieku, otaczające cały gród na Wzgórzu Zamkowym średniowieczne mury obronne, kolorowe domki przycupnięte przy stromych, brukowanych uliczkach i sielska atmosfera spotęgowana ciepłym, leniwym, jesiennym klimatem sprawia, że można się tu zaszyć na długie godziny zapomnieć o bożym świecie… Parkujemy pod szkołą, około 800 metrów od Rynku (50 koron/dzień), ponieważ w ścisłym centrum wszędzie są zakazy, przy czym Darusiowi udaje się wjechać na parking pod prąd
Štramberk pachnie piernikami. A właściwie słynnymi Štramberskimi uši. Osobliwy wypiek powstaje tu na pamiątkę legendy o najeździe tatarskim na okolice miasta w 1241 roku. Mieszkańcy osady ukryli się przed najeźdźcami na wzgórzu Kotouč. Kiedy nadeszła ulewa, mieszkańcy wypuścili wodę ze stawów rybnych i zburzyli tamę, co spowodowało zalanie obozu tatarskiego położonego w dolinie. Podczas przeszukiwania obozu wroga, znaleziony został worek z odciętymi uszami „niewiernych” spod bitwy pod Legnicą, który miał zostać wysłany chanowi tatarskiemu na dowód zwycięstwa. Od tego czasu na Rynku Štramberskim i w okolicy wypiekane są piernikowo- imbirowe ciastka w kształcie rożka - Štramberskiei uši. Jak to darkheush określił – „dupy nie urywają”. Mnie tam smakowały, szczególnie z kawą.
Nad miasteczkiem oraz całą okolicą góruje widoczna z daleka charakterystyczna walcowata wieża zwana Trúba, pozostałość po zamku Strallenberg, który należał kiedyś do Zakonu Templariuszy. Z jej szczytu roztacza się piękna panorama na okoliczne wzgórza, Bramę Morawską, miejscowości w dolinach i góry na horyzoncie. Trúba ma 40 m wysokości a wewnątrz niej 180 stopni wyprowadza na galerię widokową. Aby dostać się na Wzgórze Zamkowe, trzeba od Rynku pokonać pewnie 2 razy tyle schodów, ale warto dla tych widoków, zwłaszcza w taką piękną pogodę jak dziś. Wstęp tylko 40 koron.
Z powstaniem wieży Trúba wiąże się również ciekawa legenda. Dawno, dawno temu trzej bracia założyli trzy osady, w tym Štramberk. Dwaj bracia wznieśli swoje zamki z wieżami, trzeci zaś zamku nie posiadał, co spotykało się z drwinami pozostałych. Zaczął zatem budowę na wzgórzu Kotouč. Jednak przy budowie działy się rzeczy niewytłumaczalne. Każdego kolejnego dnia o świcie nie było ani śladu po wzniesionych dzień wcześniej murach. Robotnicy byli tym tak przestraszeni, że nakazano obserwować budowę o świcie. Okazało się, że z pierwszymi promieniami słońca z jaskiń znajdujących się we wnętrzu góry wychodzą krasnale i rozbijają kilofami nowo powstałe mury zamku. Władca Štramberku postanowił zatem wznieść warownię na wzgórzu naprzeciwległym i zapowiedział swoim braciom, że zbuduje w swoim zamku „ścianę, która nie ma początku ani końca”. Bracia oczywiście wyszydzili tę bałwochwalczą zapowiedź, ale mina im zrzedła na widok wysokiej, widocznej z daleka Trúby. I tak sobie stoi po dziś dzień, choć po zamku nie ma prawie śladu (pozostały jedynie jeszcze Dolna Baszta i mury obronne).
Schodzimy do Rynku uliczką starych drewnianych domów:
Kościół św.Jana Nepomucena z XVIII w.
Panorama miasta:
Truba i Dolna Baszta:
W masywie niższego z wierzchołków góry Kotouč, objętego rezerwatem przyrodniczo-archeologicznym (Narodni Sad), znajduje się jedna z najsłynniejszych jaskiń czeskich – paleolityczna Jaskinia Šipka. Odkryto tutaj szczątki prehistorycznych zwierząt, kości i narzędzia codziennego użytku sprzed 32 tysięcy lat oraz szczątki neandertalskiego dziecka. Samo wzgórze to pozostałość po cofaniu się lodowca a jaskinie we wnętrzu góry to efekt rzeźbienia przez wodę z ustępującego lodowca. Trasa prowadząca przez wzgórze jest niedługa i bardzo malownicza, po drodze mijamy kilka pomników osób zasłużonych dla historii i kultury miasta oraz punkt widokowy na spektakularny kamieniołom wapienia u podnóża góry.
Wracamy poza szlakiem, wprost na parking obok cmentarza. Tu dygresja: pod płotem zamontowano stojak, na którym wiszą sobie konewki publicznego użytku. I co – da się? Da się. U nas nie przetrwałyby nawet nocy a potem pewnie wylądowały na jakimś dzikim bazarku.
I tak oto nastało późne popołudnie. Wracamy. Oczywiście po drodze udaje nam się zgubić, bo Czesi kopią drogi i autostrady na potęgę i GPS głupieje, dzięki czemu znów łamiemy przepisy, zawracając na autostradzie (czyt. lokalnych wykopkach) w miejscu niedozwolonym Trudno…
Coś mi się wydaje, że my tu szybko wrócimy…
Ostatnio zmieniony 2019-10-15, 22:37 przez vidraru, łącznie zmieniany 7 razy.
W parafii agro też są konewki zielone (2x po 6) od wielu lat, ale tu insza kultura.
Panoramy zapisać poziomo programem FastStone Image Viewer - używam go do kadrowania i poziomowania. Na smartfonie panoramy zapisują mi się prawidłowo, zielonym do góry.
Gratulacje vidraru, udało Ci się sfotografować prawdziwą babę w kubraczku.
Panoramy zapisać poziomo programem FastStone Image Viewer - używam go do kadrowania i poziomowania. Na smartfonie panoramy zapisują mi się prawidłowo, zielonym do góry.
Gratulacje vidraru, udało Ci się sfotografować prawdziwą babę w kubraczku.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
vidraru pisze:oraz punkt widokowy na spektakularny kamieniołom
I po chwili zobaczyliśmy spektakularnie wypiętą dupę pośród dość niskich zarośli. Kierwa!!! Że też nie dobyliśmy aparatów bo zdjęcie czeskiego tyłka mogłoby zrobić furorę na forum (vide zdjęcia sokoła w innym wątku)
Ostatnio zmieniony 2019-10-15, 23:10 przez darkheush, łącznie zmieniany 1 raz.
Może widziała tylko Darka i liczyła na drapane.
A że Darek... Szkoda pisać, on pomyślał tylko o fotce. Prawidłowa postawa obywatelska polskiego katolika.
A że Darek... Szkoda pisać, on pomyślał tylko o fotce. Prawidłowa postawa obywatelska polskiego katolika.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Tu dygresja: pod płotem zamontowano stojak, na którym wiszą sobie konewki publicznego użytku. I co – da się? Da się. U nas nie przetrwałyby nawet nocy a potem pewnie wylądowały na jakimś dzikim bazarku.
nie wiem jak u Was, ale u mnie na cmentarzach są konewki publicznego użytku od "zawsze". Kurde, nie wyobrażam sobie nosić takich ze sobą aby podlać!
No dobra, byliście w Stramberku, zjedliście uszy, a piwo? Na rynku jest mały browar, mają swoje własne produkty na miejscu jak i na wynos! Jakiś czas temu był tam RobertJ i chyba też nie wstąpił i się nie napił, jakaś zbiorowa ślepota
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Na życzenie Laynna Zdjęcia miasteczka bez efektu tilt shift:
Więcej będzie na filmikach, pewnie jeszcze dziś wieczorem
Więcej będzie na filmikach, pewnie jeszcze dziś wieczorem
Ostatnio zmieniony 2019-10-16, 09:06 przez vidraru, łącznie zmieniany 1 raz.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 21 gości