Urlop w trzech krainach. 2019.
Urlop w trzech krainach. 2019.
Część Pierwsza. Dojazd.
Przyszły upały, przyszło lato to i w końcu nadszedł długo oczekiwany urlop.
A plany były zacne. Miało być duuuużo nowego. Miała być i woda i góry.
Ale zaczęliśmy zwyczajnie...obiadem w Węgierskiej Górce, pod czujnym okiem niedźwiedzia, na którego zaś oko miała córa
Po obiedzie dojeżdżamy na naszą bazę, tam odpoczywamy by o 1 w nocy...zmieniać koło w jednym z naszych pojazdów. Chwilę później ruszamy mijając sarny, lisa, koty oraz łanie. Dojeżdżamy do Zwardonia i przez kilka godzin jedziemy na południe. Gdy zaczyna świtać robimy pierwszy postój już w Austrii zaraz za Bratysławą. Pijemy kawę i chwilę później ruszamy. Oczywiście na początku źle zjeżdżam, więc po kilku kilometrach zawracamy i poprzez drogi krajowe Burgelandu wiodące wśród winnic kierujemy się ku naszemu pierwszemu celu. Zza okna oglądamy Góry Litawskie, by przed miastem Eisenstadt skręcić na drogę ekspresową, którą dojeżdżamy ku autostradzie A2. Widoki są piękne, szkoda więc, że słońce wschodzi gdzieś za chmurami, a my cały czas jedziemy.
Mijamy coraz wyższe góry, przejeżdżamy przez coraz dłuższe tunele by nad ranem w opiekających promieniach słońca dojechać do Klagenfurtu (a właściwie od kilku lat Klagenfurt am Wörthersee).
Po krótkim śnie popołudniu robimy mały spacer. Podziwiamy góry, które otaczają miasto:
Prawie jak w Zakopanym :
Na zachód mniejsze góry, nie mogę jakoś dojść jak się nazywają:
Alpy Karawanki:
I zbliżenie na nie:
To gdzieś tam będziemy jechać. Ale to już dopiero na drugi dzień z rana.
Rano śniadanie, przepakowanie i w upalny dzień ruszamy w drogę. Po wyjechaniu z miasta zaczynają się coraz piękniejsze widoki. Mijamy rzekę Drawę, która rozlewa się tu w zbiornik Ferlach.
Zdjęcie już z pobytu w Austrii.
Praktycznie zaraz za mostem, zaczynamy się wspinać. Droga jest kręta, wąska, zaczynają nam się zatykać uszy. Dojeżdżamy na prawie 1100 metrów (dokładnie na 1069m, a zaczynamy podjazd z ok 400m) i mijamy granicę ze Słowenią. Tunel ma długość 1570 m. Wybudowany w czasie II Wojny Światowej siłami więźniów z obozów koncentracyjnych.
Po wyjeździe na chwilę zatrzymuję się na parkingu pod hotelem, rozglądając się za możlowością zakupu winiety. Okoliczne szczyty z osypującymi się piargami wyglądają surowo i majestatycznie. Szkoda, że wtedy nie robię zdjęć, z błękitnym niebem wygląda to pięknie...
Zdjęcie z powrotu...
Winietę kupujemy jednak dopiero na stacji benzynowej, (którą pomijam i musimy się wrócić zresztą), w miasteczku Podljubelj. Wjeżdżamy na autostradę i kierujemy się w stronę stolicy. Po obu stronach podziwiamy piękne góry, ale nie mam tu żadnych zdjęć. Zastanawiam się, czy na zachodzie widoczne góry to Alpy Julijskie i dojeżdżając do stolicy utykamy w korku. Drogą jedzie sznur aut kempingowych, bądź aut z przyczepami kempingowymi, dochodzi ruch lokalny i transportowy i rozjazd autostrad A1 i A2 stoi. W końcu jedziemy dalej. Dojeżdżamy do miasta Koper, które mimo lekkich korków dość szybko przejeżdżamy. Za miastem na parkingu zatrzymujemy się szukając toalety. Jako że jedzenie to fast foody, to ruszamy dalej...czego będziemy już za chwilę żałować.
Koper, jedyne miasto portowe Słowenii, na krótkim niecałym 50 kilometrowym wybrzeżu.
Po ruszeniu przejeżdżamy kilkaset metrów i utykamy w korku...na około 1,5 godziny. Gdy dojeżdżam do granicy z Chorwacją ze zdziwieniem patrzymy na korek do przekroczenia jej. Dopiero wieczorem uświadamiam sobie, że Chorwacja nie należy do strefy Schengen...
Po wjeździe na autostradę, pani na bramkach rozdaje bilety za nimi by szybciej dało się przejechać.
Już w Koprze w wietrze czuć było bryzę morską, teraz zaś mijamy suche wzgórza. Roślinność nowa dla mnie
W końcu po ponad sześciu godzinach dojeżdżamy do naszego celu. A tu przykra niespodzianka, miasto przeżywa oblężenie, nie da się dojechać blisko naszej kwatery, a najbliższy parking, na którym znajdujemy jedno z ostatnich miejsc, jest oddalone od kwatery o ok 1,5 kilometra...
No cóż nie zostaje nic innego jak w upale targać bagaże...co mnie wykańcza, ale tak to jest jak się bierze dwa największe, najcięższe bagaże
Na tej ulicy będziemy kilka dni mieszkać.
Po pierwszych nerwach ze zrozumieniem informacji o opłatach za parking (co ciekawe część po polsku), z tachaniem bagaży wśród tłumów ludzi w upale, w końcu wychodzimy na miasteczko coś zjeść.
Ciekawe czy się domyśliliście gdzie dojechaliśmy?
Kilka zdjęć do podpowiedzi:
Jesteśmy w Rovinj.
cd nastąpi...chyba
Przyszły upały, przyszło lato to i w końcu nadszedł długo oczekiwany urlop.
A plany były zacne. Miało być duuuużo nowego. Miała być i woda i góry.
Ale zaczęliśmy zwyczajnie...obiadem w Węgierskiej Górce, pod czujnym okiem niedźwiedzia, na którego zaś oko miała córa
Po obiedzie dojeżdżamy na naszą bazę, tam odpoczywamy by o 1 w nocy...zmieniać koło w jednym z naszych pojazdów. Chwilę później ruszamy mijając sarny, lisa, koty oraz łanie. Dojeżdżamy do Zwardonia i przez kilka godzin jedziemy na południe. Gdy zaczyna świtać robimy pierwszy postój już w Austrii zaraz za Bratysławą. Pijemy kawę i chwilę później ruszamy. Oczywiście na początku źle zjeżdżam, więc po kilku kilometrach zawracamy i poprzez drogi krajowe Burgelandu wiodące wśród winnic kierujemy się ku naszemu pierwszemu celu. Zza okna oglądamy Góry Litawskie, by przed miastem Eisenstadt skręcić na drogę ekspresową, którą dojeżdżamy ku autostradzie A2. Widoki są piękne, szkoda więc, że słońce wschodzi gdzieś za chmurami, a my cały czas jedziemy.
Mijamy coraz wyższe góry, przejeżdżamy przez coraz dłuższe tunele by nad ranem w opiekających promieniach słońca dojechać do Klagenfurtu (a właściwie od kilku lat Klagenfurt am Wörthersee).
Po krótkim śnie popołudniu robimy mały spacer. Podziwiamy góry, które otaczają miasto:
Prawie jak w Zakopanym :
Na zachód mniejsze góry, nie mogę jakoś dojść jak się nazywają:
Alpy Karawanki:
I zbliżenie na nie:
To gdzieś tam będziemy jechać. Ale to już dopiero na drugi dzień z rana.
Rano śniadanie, przepakowanie i w upalny dzień ruszamy w drogę. Po wyjechaniu z miasta zaczynają się coraz piękniejsze widoki. Mijamy rzekę Drawę, która rozlewa się tu w zbiornik Ferlach.
Zdjęcie już z pobytu w Austrii.
Praktycznie zaraz za mostem, zaczynamy się wspinać. Droga jest kręta, wąska, zaczynają nam się zatykać uszy. Dojeżdżamy na prawie 1100 metrów (dokładnie na 1069m, a zaczynamy podjazd z ok 400m) i mijamy granicę ze Słowenią. Tunel ma długość 1570 m. Wybudowany w czasie II Wojny Światowej siłami więźniów z obozów koncentracyjnych.
Po wyjeździe na chwilę zatrzymuję się na parkingu pod hotelem, rozglądając się za możlowością zakupu winiety. Okoliczne szczyty z osypującymi się piargami wyglądają surowo i majestatycznie. Szkoda, że wtedy nie robię zdjęć, z błękitnym niebem wygląda to pięknie...
Zdjęcie z powrotu...
Winietę kupujemy jednak dopiero na stacji benzynowej, (którą pomijam i musimy się wrócić zresztą), w miasteczku Podljubelj. Wjeżdżamy na autostradę i kierujemy się w stronę stolicy. Po obu stronach podziwiamy piękne góry, ale nie mam tu żadnych zdjęć. Zastanawiam się, czy na zachodzie widoczne góry to Alpy Julijskie i dojeżdżając do stolicy utykamy w korku. Drogą jedzie sznur aut kempingowych, bądź aut z przyczepami kempingowymi, dochodzi ruch lokalny i transportowy i rozjazd autostrad A1 i A2 stoi. W końcu jedziemy dalej. Dojeżdżamy do miasta Koper, które mimo lekkich korków dość szybko przejeżdżamy. Za miastem na parkingu zatrzymujemy się szukając toalety. Jako że jedzenie to fast foody, to ruszamy dalej...czego będziemy już za chwilę żałować.
Koper, jedyne miasto portowe Słowenii, na krótkim niecałym 50 kilometrowym wybrzeżu.
Po ruszeniu przejeżdżamy kilkaset metrów i utykamy w korku...na około 1,5 godziny. Gdy dojeżdżam do granicy z Chorwacją ze zdziwieniem patrzymy na korek do przekroczenia jej. Dopiero wieczorem uświadamiam sobie, że Chorwacja nie należy do strefy Schengen...
Po wjeździe na autostradę, pani na bramkach rozdaje bilety za nimi by szybciej dało się przejechać.
Już w Koprze w wietrze czuć było bryzę morską, teraz zaś mijamy suche wzgórza. Roślinność nowa dla mnie
W końcu po ponad sześciu godzinach dojeżdżamy do naszego celu. A tu przykra niespodzianka, miasto przeżywa oblężenie, nie da się dojechać blisko naszej kwatery, a najbliższy parking, na którym znajdujemy jedno z ostatnich miejsc, jest oddalone od kwatery o ok 1,5 kilometra...
No cóż nie zostaje nic innego jak w upale targać bagaże...co mnie wykańcza, ale tak to jest jak się bierze dwa największe, najcięższe bagaże
Na tej ulicy będziemy kilka dni mieszkać.
Po pierwszych nerwach ze zrozumieniem informacji o opłatach za parking (co ciekawe część po polsku), z tachaniem bagaży wśród tłumów ludzi w upale, w końcu wychodzimy na miasteczko coś zjeść.
Ciekawe czy się domyśliliście gdzie dojechaliśmy?
Kilka zdjęć do podpowiedzi:
Jesteśmy w Rovinj.
cd nastąpi...chyba
Szybciej odgadłem miejscowość Rovinj, niż ją przeczytałem. Zatem pierwszego dnia niewiele widziałeś, tylko opychałeś się niezdrowo. To nie wróży dobrze na dalszy ciąg wycieczki...
Prolog taki sobie, akcja musi być lepsza, zaś po epilogu napiszę właściwy komentarz.
Prolog taki sobie, akcja musi być lepsza, zaś po epilogu napiszę właściwy komentarz.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
-
- Posty: 338
- Rejestracja: 2019-05-12, 19:59
sokół pisze:A mnie tam się wstęp podoba
Dziękuje.
sokół pisze:widać, żeś się przyłożył do zdjeć z zachodem
Ot warunki siadły, ale co ciekawe w końcu z ręki robione.
FasolaNaSzlaku pisze:tylko coś źle wrzuciłeś , bo zamiast Niedźwiedzia ... dwa razy Koper wrzuciłeś
Relacja przepisana z bloga, a tam pierwsze zdjęcie jest jakby prologiem. Zdjęcia niedźwiedzia mam ale z telefonu, niestety ale te wolę nie oglądać na komputerze
FasolaNaSzlaku pisze:Fajne zdjęcia
Dziękuje.
FasolaNaSzlaku pisze:Karczma Pod Niedźwiedziem w Węgierskiej Górce?
Jasne! Przy okazji polecam. Świeże, smaczne jedzenie. Dania spore, w rozsądnej cenie.
-
- Posty: 338
- Rejestracja: 2019-05-12, 19:59
laynn pisze:FasolaNaSzlaku pisze:Karczma Pod Niedźwiedziem w Węgierskiej Górce?
Jasne! Przy okazji polecam. Świeże, smaczne jedzenie. Dania spore, w rozsądnej cenie.
Spore powiadasz ... czyli się poprawili , bo gdy tam byłem swego czasu ostatni raz to porcje mizernie małe :) . Większe mieli w Karczmie kilkaset metrów dalej w Karczmie Pod Baranią lecz tam sporo dłużej się na jedzenie czeka .
Kraina pierwsza. Istria. Część druga-Chorwacja.
Choć tak na prawdę to tylko część miasta, bo poza Rovinj nie wyściubiliśmy nosa, ani się po nim jakoś za wiele nie włóczyliśmy. W końcu to wakacje z dzieckiem, więc była plaża i późno popołudniowe spacery...
Tak właśnie zapamiętam to miasto, przynajmniej dwa razy dziennie obok przechodziliśmy
Rovinj to miasto obecnie leżące w Chorwacji na półwyspie Istria, założone w VII w. p.n.e. Co ciekawe założono je na wyspie, dopiero w 1763 roku połączono je z lądem.
Osada była pod panowaniem Ilirii, Cesarstwa Rzymskiego, Cesarstwa Bizantyjskiego, Państwa Frankońskiego. Prawa miejskie uzyskała podczas czasów kiedy weszło w skład Republiki Wenecji.
Przed I WŚ należało do Cesarstwa Austriackiego, w okresie międzywojennym aż do 1945r., do Włoch, by po wojnie wejść w skład Jugosławii.
Dziś nazywane jest Chorwackim Saint Tropez, a jego wąskie, kręte uliczki, oraz kamienice z powiewającym praniem robią fajne wrażenie.
Miasto piękne. Uliczki z kamienia (dość mocno wyślizganego, no ale ma swoje lata), wąskie, kręte, ze schodami, knajpkami, restauracjami...no i bryzą morską. Choć nas jedne z pierwszych zapachów jakie zaatakował, to zapach ryb, najprawdopodobniej z skrzynek stojących obok hali stojącej obok portu.
Miasto widziane z okolic parkingu, na wprost półwysep z katedrą i dzwonnicą na szczycie, z lewej klasztor na wzgórzu, a po środku port.
Z miasta można odbyć wycieczkę do Wenecji, która jest za zatoką...może to nawet takim statkiem?
Zdjęcia z...tarasu apartamentu
Monument poświęcony poległym w czasie II WŚ. Znajduje się obok targu.
Z tej części nadbrzeża można również wypłynąć na różne rejsy, np łodzią imitującą łódź podwodną, z przeszklonym dnem, wieczorem widziałem, że również z światłami oświetlające dno. Również któregoś dnia minęliśmy prom, na którego upychano dostawcze auta.
Na dawnej wyspie są najbardziej klimatyczne uliczki, najdroższe restauracje, są galerie artystyczne, klimat jest niesamowity:
Na samym półwyspu krańcu są skały, bunkier i Kościół św. Eufemii:
Kościół, niestety ale przy wejściu jest zakaz robienia zdjęć, więc mam tylko z zewnątrz:
Na skałach wieczorem siedzą ludzie pijąc wino, czytając książki, kąpiąc się w niezwykle przejrzystej wodzie. Lub jak my, oglądają zachód słońca:
Idąc dalej dochodzimy do najbardziej komercyjnej części miasta. Są tu bardzo drogie restauracje, ale nic dziwnego, skoro można zjeść na tarasie oglądając port oraz piękne widoki:
Port:
Część miasta nie leżąca na dawnej wyspie, również posiada piękne uliczki:
Podczas pobytu, trafiliśmy na letni festiwal, w porcie rozstawiona jest scena, któregoś dnia trwa próba, zespół stroi instrumenty, dopasowuje nagłośnienie; po dwóch utworach zapowiadają, że koncert będzie o 21 godzinie. Na koncert idą dziewczyny, a tata siedzi w domu popijając piwo.
Zresztą miasto wieczorem nabiera jeszcze większego uroku:
Dnie mijają nam na chodzeniu na plażę, oraz spacerach po uliczkach.
Woda jest chłodna, ale bardzo przejrzysta, dno szybko opada. Plaża jest kamienista, jak i dno w morzu.
Pierwszego dnia, przy drugim wejściu, nadeptuję jakiś kamień, co powoduje, że przez następne dni chodzę z wielkim bólem, dwa wieczory odpuszczam spacery. Wtedy degustuje piwo Chorwackie. Na pierwszy ogień idzie Ožujsko, ale jest średnie, więc kolejne jakie próbuje to Karlovačko.
Korzystamy również z okazji i płyniemy na safari delfiny. Będzie okazja obejrzeć Rovinj z morza:
Przy okazji możemy obejrzeć taras naszego apartamentu :
Płyniemy teraz na morze. Mijamy Wyspę św. Katarzyny (na której jest hotel, oraz pałacyk...hrabiego Ignacego Korwin-Milewskiego, zbudowany na przełomie XIX i XX wieku), mijamy Hotel Istra, położony na wyspie, oraz latarnie morską z 1853r.
To najpewniej Vojak, który ma 1401 m npm. Odległość to ok 54km.
W końcu dopływamy. Pływa tu sporo większych statków, motorówek jak i trzy skutery wodne. Wszyscy czekają rozglądając się za delfinami..
Aż nagle słychać okrzyki i wszyscy na naszej łódce lecą na jedną stronę:
Aparatem, telefonem, kto co ma, tym robi zdjęcia. Też to samo robię :
Niesamowita frajda zobaczyć na wolności delfiny! Wszyscy-córa, mama i tata są zadowoleni
A one chyba bawią się z nami. Wyskakują po kilka razy i znikają. Po chwili pojawiają się jakiś kawałek dalej, a wszystkie łodzie płyną za nimi. Niektórzy mają szczęście być blisko:
Na morzu też jedyny raz nas trochę zmoczył deszczyk. Wieje wiatr, słońce zaczyna zachodzić, więc zaczynamy powrót. Choć jeszcze kilka zdjęć robię.
Rovinj w świetle zachodzącego słońca:
Lekko nieostre zdjęcie, ale...ta chmura
Na koniec kilka słów o jedzeniu. Spróbowałem Ćevapčići, jemy również pizzę (z racji wpływów włoskich), ja rybę-Orade, czyli doradę, żona kalmary. Jedzenie bardzo smaczne, świeże. Bardzo fajna obsługa. Jakże inaczej niż u nas...
W pizzerii kelner od razu wyłapuje, żeśmy Polacy, gdy siadamy na ubrudzonym stole przez jakieś ptaki, woła "Pociekaj, pociekaj" i za chwilę wyciera .
Na koniec jeszcze zdjęcie apartamentu:
I taras :
Na którym miewaliśmy odwiedziny:
Gorzej, że codziennie z rana (ok 4-5tej) ich wrzaski, przynajmniej mnie budziły...
I to już koniec krótkiego spisu, opowieści o Rovinj.
Na sam koniec kilka informacji. Parkingi są płatne od 6-23. Są sprawdzane, widziałem kilka aut z założonymi blokadami. W niedzielę gdy przestawiałem auto z rana, to przed godziną 7mą jeździł pan na skuterze i sprawdzał czy wszystkie auta mają uiszczoną opłatę. Ja głównie parkowałem niedaleko plaży (z tarasu widziałem auto, choć drogą to ponad 1,5km), tam można było opłacić na ok 1,5 dnia (maksymalnie 200 kun), co ważne, opłatę można było zrobić kartą. W mieście, w strefach B i C opłaty można dokonać tylko w automatach na bilon, na maksymalnie 4 godziny, a w strefie A na 180 minut.
Przy porcie jest też targowisko, z owocami, lokalnymi wyrobami i pamiątkami, ale raz, że drogo, to próbują oszukać nam sprzedawca próbował w "gratisie" sprzedać dwie kiście w cenie, gdzie gratis był chyba uśmiech .
Supermarket jest niedaleko portu. Gdy wracałem z torbą z zakupami, to sprzedawcy z targu chcieli mi prawie zajrzeć, co w niej niosę ))
W mieście jest pełno skuterów. Ale nic dziwnego, w części uliczek nie wjedzie się autem. A jak nawet się wjedzie, to ciężko się minąć, zresztą często szerokość uliczki pozwala na zmieszczenie jednego pojazdu. Po naszej uliczce kilka aut przejechało.
Odnośnie aut, jazdy. Słyszałem klaksony, ot chłopak na głównej drodze wyszedł z auta, po chwili ktoś za nim zatrąbił. U nas by się pewnie zaczęła nerwówa, machanie łapskami itd, a tu chłopak wsiadł w auto i odjechał. Gdy na wąskiej uliczce nadjechała taksówka i kierowca pomagał wnosić bagaże, kierowcy jadący w przeciwną stronę...zgasili silniki i spokojnie czekali...rzecz nie pojęta w Polsce...
I to koniec opowieści. O pierwszej krainie.
Choć tak na prawdę to tylko część miasta, bo poza Rovinj nie wyściubiliśmy nosa, ani się po nim jakoś za wiele nie włóczyliśmy. W końcu to wakacje z dzieckiem, więc była plaża i późno popołudniowe spacery...
Tak właśnie zapamiętam to miasto, przynajmniej dwa razy dziennie obok przechodziliśmy
Rovinj to miasto obecnie leżące w Chorwacji na półwyspie Istria, założone w VII w. p.n.e. Co ciekawe założono je na wyspie, dopiero w 1763 roku połączono je z lądem.
Osada była pod panowaniem Ilirii, Cesarstwa Rzymskiego, Cesarstwa Bizantyjskiego, Państwa Frankońskiego. Prawa miejskie uzyskała podczas czasów kiedy weszło w skład Republiki Wenecji.
Przed I WŚ należało do Cesarstwa Austriackiego, w okresie międzywojennym aż do 1945r., do Włoch, by po wojnie wejść w skład Jugosławii.
Dziś nazywane jest Chorwackim Saint Tropez, a jego wąskie, kręte uliczki, oraz kamienice z powiewającym praniem robią fajne wrażenie.
Miasto piękne. Uliczki z kamienia (dość mocno wyślizganego, no ale ma swoje lata), wąskie, kręte, ze schodami, knajpkami, restauracjami...no i bryzą morską. Choć nas jedne z pierwszych zapachów jakie zaatakował, to zapach ryb, najprawdopodobniej z skrzynek stojących obok hali stojącej obok portu.
Miasto widziane z okolic parkingu, na wprost półwysep z katedrą i dzwonnicą na szczycie, z lewej klasztor na wzgórzu, a po środku port.
Z miasta można odbyć wycieczkę do Wenecji, która jest za zatoką...może to nawet takim statkiem?
Zdjęcia z...tarasu apartamentu
Monument poświęcony poległym w czasie II WŚ. Znajduje się obok targu.
Z tej części nadbrzeża można również wypłynąć na różne rejsy, np łodzią imitującą łódź podwodną, z przeszklonym dnem, wieczorem widziałem, że również z światłami oświetlające dno. Również któregoś dnia minęliśmy prom, na którego upychano dostawcze auta.
Na dawnej wyspie są najbardziej klimatyczne uliczki, najdroższe restauracje, są galerie artystyczne, klimat jest niesamowity:
Na samym półwyspu krańcu są skały, bunkier i Kościół św. Eufemii:
Kościół, niestety ale przy wejściu jest zakaz robienia zdjęć, więc mam tylko z zewnątrz:
Na skałach wieczorem siedzą ludzie pijąc wino, czytając książki, kąpiąc się w niezwykle przejrzystej wodzie. Lub jak my, oglądają zachód słońca:
Idąc dalej dochodzimy do najbardziej komercyjnej części miasta. Są tu bardzo drogie restauracje, ale nic dziwnego, skoro można zjeść na tarasie oglądając port oraz piękne widoki:
Port:
Część miasta nie leżąca na dawnej wyspie, również posiada piękne uliczki:
Podczas pobytu, trafiliśmy na letni festiwal, w porcie rozstawiona jest scena, któregoś dnia trwa próba, zespół stroi instrumenty, dopasowuje nagłośnienie; po dwóch utworach zapowiadają, że koncert będzie o 21 godzinie. Na koncert idą dziewczyny, a tata siedzi w domu popijając piwo.
Zresztą miasto wieczorem nabiera jeszcze większego uroku:
Dnie mijają nam na chodzeniu na plażę, oraz spacerach po uliczkach.
Woda jest chłodna, ale bardzo przejrzysta, dno szybko opada. Plaża jest kamienista, jak i dno w morzu.
Pierwszego dnia, przy drugim wejściu, nadeptuję jakiś kamień, co powoduje, że przez następne dni chodzę z wielkim bólem, dwa wieczory odpuszczam spacery. Wtedy degustuje piwo Chorwackie. Na pierwszy ogień idzie Ožujsko, ale jest średnie, więc kolejne jakie próbuje to Karlovačko.
Korzystamy również z okazji i płyniemy na safari delfiny. Będzie okazja obejrzeć Rovinj z morza:
Przy okazji możemy obejrzeć taras naszego apartamentu :
Płyniemy teraz na morze. Mijamy Wyspę św. Katarzyny (na której jest hotel, oraz pałacyk...hrabiego Ignacego Korwin-Milewskiego, zbudowany na przełomie XIX i XX wieku), mijamy Hotel Istra, położony na wyspie, oraz latarnie morską z 1853r.
To najpewniej Vojak, który ma 1401 m npm. Odległość to ok 54km.
W końcu dopływamy. Pływa tu sporo większych statków, motorówek jak i trzy skutery wodne. Wszyscy czekają rozglądając się za delfinami..
Aż nagle słychać okrzyki i wszyscy na naszej łódce lecą na jedną stronę:
Aparatem, telefonem, kto co ma, tym robi zdjęcia. Też to samo robię :
Niesamowita frajda zobaczyć na wolności delfiny! Wszyscy-córa, mama i tata są zadowoleni
A one chyba bawią się z nami. Wyskakują po kilka razy i znikają. Po chwili pojawiają się jakiś kawałek dalej, a wszystkie łodzie płyną za nimi. Niektórzy mają szczęście być blisko:
Na morzu też jedyny raz nas trochę zmoczył deszczyk. Wieje wiatr, słońce zaczyna zachodzić, więc zaczynamy powrót. Choć jeszcze kilka zdjęć robię.
Rovinj w świetle zachodzącego słońca:
Lekko nieostre zdjęcie, ale...ta chmura
Na koniec kilka słów o jedzeniu. Spróbowałem Ćevapčići, jemy również pizzę (z racji wpływów włoskich), ja rybę-Orade, czyli doradę, żona kalmary. Jedzenie bardzo smaczne, świeże. Bardzo fajna obsługa. Jakże inaczej niż u nas...
W pizzerii kelner od razu wyłapuje, żeśmy Polacy, gdy siadamy na ubrudzonym stole przez jakieś ptaki, woła "Pociekaj, pociekaj" i za chwilę wyciera .
Na koniec jeszcze zdjęcie apartamentu:
I taras :
Na którym miewaliśmy odwiedziny:
Gorzej, że codziennie z rana (ok 4-5tej) ich wrzaski, przynajmniej mnie budziły...
I to już koniec krótkiego spisu, opowieści o Rovinj.
Na sam koniec kilka informacji. Parkingi są płatne od 6-23. Są sprawdzane, widziałem kilka aut z założonymi blokadami. W niedzielę gdy przestawiałem auto z rana, to przed godziną 7mą jeździł pan na skuterze i sprawdzał czy wszystkie auta mają uiszczoną opłatę. Ja głównie parkowałem niedaleko plaży (z tarasu widziałem auto, choć drogą to ponad 1,5km), tam można było opłacić na ok 1,5 dnia (maksymalnie 200 kun), co ważne, opłatę można było zrobić kartą. W mieście, w strefach B i C opłaty można dokonać tylko w automatach na bilon, na maksymalnie 4 godziny, a w strefie A na 180 minut.
Przy porcie jest też targowisko, z owocami, lokalnymi wyrobami i pamiątkami, ale raz, że drogo, to próbują oszukać nam sprzedawca próbował w "gratisie" sprzedać dwie kiście w cenie, gdzie gratis był chyba uśmiech .
Supermarket jest niedaleko portu. Gdy wracałem z torbą z zakupami, to sprzedawcy z targu chcieli mi prawie zajrzeć, co w niej niosę ))
W mieście jest pełno skuterów. Ale nic dziwnego, w części uliczek nie wjedzie się autem. A jak nawet się wjedzie, to ciężko się minąć, zresztą często szerokość uliczki pozwala na zmieszczenie jednego pojazdu. Po naszej uliczce kilka aut przejechało.
Odnośnie aut, jazdy. Słyszałem klaksony, ot chłopak na głównej drodze wyszedł z auta, po chwili ktoś za nim zatrąbił. U nas by się pewnie zaczęła nerwówa, machanie łapskami itd, a tu chłopak wsiadł w auto i odjechał. Gdy na wąskiej uliczce nadjechała taksówka i kierowca pomagał wnosić bagaże, kierowcy jadący w przeciwną stronę...zgasili silniki i spokojnie czekali...rzecz nie pojęta w Polsce...
I to koniec opowieści. O pierwszej krainie.
FasolaNaSzlaku pisze:czyli się poprawili
Akurat moja żona kiedyś parę lat temu jadła u nich i stąd pojechaliśmy od razu tam. Do tej dalej mam awers, choć nigdy w niej nie byłem...ale tego tematu już nie poruszam Karczma ta pojawiła się, nie przypadkowo, oczywiście w relacji. Jeszcze o niej będzie małe słówko.
Izabela 16 pisze:Plany przyszłościowe są na wyjazd
Uprzedzając swoje przemyślenia...z pewnych względów uwielbiam Bałtyk, ale tandeta i kicz jaki zalewa go w wakacje, plus niepewna pogoda, raczej na pewno znowu pojedziemy za rok do Chorwacji. Ale na koniec relacji (a są jeszcze dwie krainy do opisania) będzie podsumowanie.
Izabela 16 pisze:Wąskie dróżki miasta sfotografowane nocą, urocze
O tak!
Iva pisze:Pięknie.
Dziękuje.
Taras lub balkon na kwaterze to ważna rzecz
Owszem, śniadanie super się jadło na nim.
Ostatnie trzy dni musieliśmy się przenieść do innego apartamentu (niedaleko dworca autobusowego) bez balkonu i już tak przyjemnie nie było.
Sebastian Słota pisze:Fajne wakacje miałeś.
Dzięki, ale to dopiero połowa a Chorwacja ładna
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości