Słowacja mniej znana. Wędrówka w paśmie Ptacznika

Relacje z gór całego świata, niepasujące do pozostałych działów.
Awatar użytkownika
panna_aga
Posty: 64
Rejestracja: 2019-05-14, 15:04
Lokalizacja: Ustroń/Cieszyn
Kontakt:

Słowacja mniej znana. Wędrówka w paśmie Ptacznika

Postautor: panna_aga » 2019-06-07, 09:23

Trafiłam tam zupełnie przypadkiem, bo jazda niemalże przez połowę Słowacji na jeden dzień, nigdy nie była na moim celowniku. Bo bliżej mam góry i ładniejsze i bardziej widokowe. O tym, że Słowacja ugości mnie gęstym i dzikimi lasami, wiedziałam. Czego jeszcze mogłam się spodziewać, wędrując w paśmie, którego nazwę poznałam dzień wcześniej?

Obrazek

Około 10:00 dotarliśmy do wsi Kamenec pod Vtáčnikom, następnie najpierw asfaltową, a później szutrową drogą przejechaliśmy do miejsca parkingu w Gepňárovej dolinie. Po szybkim sprawdzeniu tablic rejestracyjnych okazało się, że byliśmy jedynymi Polakami, którzy odwiedzili te tereny - całkiem nieźle. ;)

Z racji tego, że męska część wyprawy była przygotowana na wspinanie, towarzyszyłam im przez kawałek drogi. Nie powiem, że ściany, jakie zobaczyłam, nie zrobiły na mnie wrażenia. Trochę im zazdrościłam, że już nie muszą taszczyć plecaków i mogą przyjąć witaminę D3 dosłownie na gołe klaty, bo pogoda w ten dzień była bardzo wiosenna (to rzadko spotykane zjawisko w maju).

Obrazek
Obrazek
Hradok. Raj dla wspinaczy? Ściana starego andezytowego kamieniołomu o wysokości dochodzącej do 100 m, poprowadzono ok. 40 dróg o trudnościach od IV do X w słowackiej wersji skali UIAA.

Na pożegnanie przypomniałam im, że kto odpadnie od skały i zginie, już więcej wspinać się nie będzie. Miałam do zagospodarowania jakieś 5-6 godzin, ruszyłam więc w stronę Ptacznika [słow. Vtáčnik - 1346 m n.p.m.], nie wiedząc, co spotka mnie za zakrętem.

Na rozgrzewkę pokonałam krótką via ferratę, czyli kilka łańcuchów i drabinek, które szybko wyprowadziły mnie na wyższy poziom. Widoki z niego były filmowe, bo gdyby włożyć w tę scenerię kilka dinozaurów, to efekt na dużym ekranie byłby całkiem, całkiem… ;)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Góry Ptacznik są pochodzenia wulkanicznego, zbudowane z andezytów i skał piroklastycznych. Skalne ściany, wieże czy kotły to częsty widok w tym rejonie.

Obrazek
Obrazek

Podeszłam kawałek leśną, nieoznakowaną ścieżką, która najpierw dołączy do ścieżki dydaktycznej (jej początek znajduje się na wlocie do Gepňárovej doliny), a później niebieskim szlakiem. Po drodze można uzupełnić płyny i na chwilę przycupnąć i wsłuchiwać się w odgłosy lasu. Tak też uczyniłam razem z moją, jeszcze bezimienną, koleżanką.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Cóż mogę powiedzieć o drodze na szczyt?
Większość trasy prowadzi przez las, pomimo cienia parne i duszne powietrze nie umilało wędrówki ani trochę. Starałam się szukać pozytywów i znalazłam coś absolutnie nie do przecenienia dla kolan - szlak był...miękki! ;) Nie powiem, że rozłożyli przede mną dywany, ale szło się bardzo komfortowo, praktycznie przez całą trasę. Nie była jakaś super zaskakująca. Nie spotkałam na niej wielu osób - myślę, że po tych górach chodzą głównie lokalsi. W parach albo w towarzystwie psów. Nie spotkałam nikogo, kto szedłby solo poza mną, choć ja z koleżanką to już w sumie duet. ;)

Pierwsze skrzyżowanie - drogowskaz - Siahy 1076 m. Można tutaj odpocząć - są ławki i ślady po ognisku, można się pomodlić - jest krzyż, można się napić z kolejnego źródła, można też zobaczyć coś więcej, poza drzewami. Wow :) Robię więc zdjęcie i ruszam dalej, mam jeszcze niecałą godzinę i 300 metrów pod górę.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Droga na Vtacnik
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Coraz więcej niebiańskich przebłysków, czyli szczyt czai się tuż za jakimś kamieniem.

Obrazek
Pierwsze wyjście z lasu, uff, to już kilka kroków od szczytu, a droga do niego wiedzie wśród borówek. To musi być bardzo smaczny etap przez lato. :)

Obrazek
Ładnie tu, pomyślałam i przycupnęłam na skale z moją koleżanką. Ona z wrażenia miała odlot, ja z kolei wyciągnęłam batona mocy i herbatę. Każda z nas miała się wypaśnie. U stóp miałyśmy Gepňárovą dolinę, po naszej prawej grzbiet odchodzący od Malej Homôlki (1298 m). W oddali, na lewo miejscowość Nováky z drugą co do wielkości elektrownią węglową na Słowacji i inne pobliskie miejscowości. Nad naszą głową zawisła szara chmura, niegroźna jak się później okazało.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Z Ptacznika ruszyłyśmy czerwonym szlakiem w kierunku Klasztorskiej Skały [Kláštorská skala, 1279 m]. To część Magistrali Nitrzańskiej [słow. Ponitrianska magistrála], biegnącej z Nitry przez grupy górskie Trybecz i Ptacznik do Handlovej, która liczy 106,6 km. Ścieżka wiedzie grzbietem, jest szeroka i delikatnie opada w dół. Po niecałej pół godzinie docieramy do kolejnego punktu. Na szlaku było dość tłoczno, półtora kilometra i 6 mijanych osób, istne szaleństwo. :) A większość z nich to rowerzyści, swoją drogą, te góry są bardzo fajne na rower.

Klasztorska Skała zrobiła na mnie niezłe wrażenie. Wdrapałam się po tych filarach free solo, drżąc o moją owieczkę ukrytą starannie w plecaku. Stałam powyżej drzew i pomyślałam, że nie ma lepszego punktu widokowego na okolicę niż ten. Gdyby jeszcze powietrze było bardziej przejrzyste… no cóż, nie mogłam mieć wszystkiego.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
A na tych ścianach w oddali wspinają się moi samochodowi kompani. Albo coś jedzą. Ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna. :D

Obrazek
Obrazek
Park Krajobrazowy Ponitrie, (CHKO Ponitrie). Grzbiet odchodzący ze szczytu Ptasznik, opadający w okolicach wsi Ostrý Grúň.

Obrazek
Pożegnałam się z Klasztorską Skałą i powędrowałam dalej czerwonym szlakiem na Rúbaný vrch (1097 m). To 3-kilometrowa wędrówka w mieszanym lesie, który z każdym kilometrem wydawał mi się bardziej dziki i mało uczęszczany.
Obrazek
Szlak w okolicach Klasztornej skały.
Obrazek
W drodze na Rúbaný vrch.
Obrazek
Rúbaný vrch (1097 m).
Obrazek

Na szczycie uzupełniłam płyny, zerkałam na mapę i ruszyłam żółtym szlakiem w kierunku Zadniej lúki. Kolejne 2,5 km nasłuchiwania odgłosów lasu, na którego końcu znajduje się całkiem przyjemny punkt widokowy.
Obrazek
Kolejne wulkaniczne pozostałości na szlaku.
Obrazek
Punkt widokowy na żółtym szlaku.
Obrazek
Zadná lúka

Łąka, do której zmierzałam to punkt odpoczynku ze stolikiem i kilkoma arami na rozłożenie kocyka. Niestety czas mnie gonił i weszłam na zielony szlak, który doprowadził mnie do Bystrzańskiej Doliny. To był najbardziej dziki odcinek mojej wędrówki. Szlak biegnie wzdłuż potoku i przecina się z nim, więc zamieniałam się w żabę, skacząc z kamienia na kamień. W lesie było szalenie zielono, mokro i co chwilę trafiam na niemałe odciski jego mieszkańców.

Na zielonym szlaku w kierunku Bystrzańskiej Doliny.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Między skokiem z kamienia a lądowaniem w błocie, dostaję wiadomość, że chłopaki skończyli już wspinanie i za 20 minut widzimy się przy samochodzie. Nie zrobię 4 czy 5 km w 20 minut, więc przyspieszyłam, ale łącząc chód z biegiem, na wylocie Bystrzańskiej Doliny wyglądałam jak prawdziwa żaba...błotna. ;)

Przez ten mój cały pośpiech nie udokumentowałam ostatniego odcinka wędrówki. Dolina jest bardzo ładna, soczyście zielona, prowadzi wzdłuż rzeki, z prześwitami na skalne ściany. Ścieżka jest szutrowa, później zamienia się w asfalt. Po kilku kilometrach samotnej wędrówki - od Klasztorskiej Skały, spotykam w końcu ludzkie istoty, a nawet mijają mnie dwa samochody - pewnie to służby, bo inne nie mogą się poruszać w tym terenie.

Obrazek
Obrazek

Cieszyłam się, kiedy zobaczyłam moje znajome mordeczki. Trochę żałowałam, że nie zostałam z nimi pod skałą. Moje umiejętności wspinaczkowe ciągle potrzebują treningu, niemniej myślę, że wrócę kiedyś w to miejsce właśnie dla skały, a nie wędrówki przez słowacką dzicz. ;)

A wędrówka moja prezentowała się następująco: https://mapy.cz/s/3thdZ

Na zakończenie wszystkich aktywności górskich bardzo polecam najlepsze izotoniki, zarówno alko, jak i nealko. I to było ostatnie słowo na niedzielę, które przyjęliśmy z wielką ochotą. Powrót na Śląsk Cieszyński dłużył się nieco, ale obrazki za szybą umilały ten czas. O godzinie 20.58 oddałam głos w wyborach do parlamentu UE, choć bardziej mi las niż polityka po drodze.

Obrazek
Obrazek

Obywatelka słowackiej dziczy - Agnieszka ;)
Awatar użytkownika
sprocket73
Posty: 5933
Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
Kontakt:

Postautor: sprocket73 » 2019-06-07, 09:45

Własnie taka jest Słowacja... mnóstwo nieznanych, urokliwych miejsc. Gdzie nie pojedziesz jest super.
Awatar użytkownika
Dobromił
Posty: 14656
Rejestracja: 2013-07-09, 08:33

Postautor: Dobromił » 2019-06-07, 09:51

Czytałem o tych górach w przewodniku Basi Z. Pisała skrótowo. Wielkie dzięki Agnieszko za piękna, szczegółową relację.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Awatar użytkownika
Sebastian
Posty: 6231
Rejestracja: 2017-11-09, 17:18
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Postautor: Sebastian » 2019-06-07, 16:28

sprocket73 pisze:Własnie taka jest Słowacja... mnóstwo nieznanych, urokliwych miejsc. Gdzie nie pojedziesz jest super.


zgadza się, też tak uważam
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8473
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-06-07, 17:02

Aż musiałem dokładnie sprawdzić gdzie ten Vtáčnik leży :) Takie górki lubię :) A Birell (czy inne radlerowe wynalazki) są na wyjazdach bezcenne, zwłaszcza rano :P

sprocket73 pisze:Własnie taka jest Słowacja... mnóstwo nieznanych, urokliwych miejsc. Gdzie nie pojedziesz jest super.

i do tego mało zadeptanych, z niewielką szansą na spotkanie debili na quadach czy crossach (choć ostatnio w Bachurenu dwóch widziałem :zly ).
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Wiolcia
Posty: 3549
Rejestracja: 2013-07-13, 19:14
Kontakt:

Postautor: Wiolcia » 2019-06-07, 19:23

Pudelek pisze:
sprocket73 pisze:Własnie taka jest Słowacja... mnóstwo nieznanych, urokliwych miejsc. Gdzie nie pojedziesz jest super.

i do tego mało zadeptanych, z niewielką szansą na spotkanie debili na quadach czy crossach (choć ostatnio w Bachurenu dwóch widziałem :zly ).

My w Strażowskich też spotkaliśmy crossowców, więc lekko nie jest...

A wycieczka bardzo ciekawa! Lubię czytać o nowych słowackich pasmach, bo zamierzam w jeszcze kilka zawitać kiedyś. Ale mam wrażenie, że nie do końca spasowały Ci takie słowackie zadupia... Mylę się?
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8473
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-06-07, 19:46

Wiolcia pisze:My w Strażowskich też spotkaliśmy crossowców, więc lekko nie jest...

to chyba z Polski przyszła ta moda, bo kiedyś w ogóle ich na Słowacji nie widziałem
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12375
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Postautor: sokół » 2019-06-07, 21:39

Nie no, ta relacja jest świetna! I szczyt, o którym nawet nie słyszałem, ale godne miejsce. Brawo! Podejrzewam, że niejednego zachęciłaś do głębszego zaplanowania wyjazdu tam.
laynn

Postautor: laynn » 2019-06-09, 18:15

Ciekawa relacja. Szkoda tylko braku zdjęć z "trasy biegu".
Gór Ski
Posty: 484
Rejestracja: 2018-05-08, 11:14
Lokalizacja: Katowice

Postautor: Gór Ski » 2019-06-11, 10:41

panna_aga pisze:A większość z nich to rowerzyści, swoją drogą, te góry są bardzo fajne na rower.


Z Kamieńca pod Ptacznikiem można na sam szczyt w 99% wjechać na rowerze te Góry są kapitalne pod Rower Biela Skala i Velky Gric też całkowicie do wjazdu i bardzo mało tu wiatrołomów w Gepnarowej dolinie fajne miejsce biwakowe
Awatar użytkownika
panna_aga
Posty: 64
Rejestracja: 2019-05-14, 15:04
Lokalizacja: Ustroń/Cieszyn
Kontakt:

Postautor: panna_aga » 2019-06-19, 10:38

Wiolcia pisze:A wycieczka bardzo ciekawa! Lubię czytać o nowych słowackich pasmach, bo zamierzam w jeszcze kilka zawitać kiedyś. Ale mam wrażenie, że nie do końca spasowały Ci takie słowackie zadupia... Mylę się?


Fajne te słowackie zadupia! Dobrze wspominam ten dzień. Lubię mniej uczęszczane szlaki, choć w duecie przemierza się je lepiej. Ciągle walczę ze swoim strachem, jak łażę sama. :rol

laynn pisze:Ciekawa relacja. Szkoda tylko braku zdjęć z "trasy biegu".


Też mi szkoda. A bardzo fajny odcinek to był. Trzeba będzie wrócić.

Pudelek pisze: Birell (czy inne radlerowe wynalazki) są na wyjazdach bezcenne, zwłaszcza rano :P

Najlepsze izotoniki! :)

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 37 gości