O zamku, romantycznych bagnach i czosnku.
O zamku, romantycznych bagnach i czosnku.
Miała być mocniejsza ekipa, no ale w końcu, jak to zwykle bywa, większość się posypała, więc w sumie w Cisownicy zaczęliśmy w składzie czteroosobowym.
Czyli Ukochana Sprocketa, Sprocket, Tobi i ja.
Od początku śmierdziało przygodami. Nie mieliśmy żadnego planu, więc na dzień dobry się poprzekomarzaliśmy, kto prowadzi i czyją trasą pójdziemy.
Z początku stanęło na moim, miałem być gwarantem "suchej stopy", wszak to teoretycznie bardziej moje rewiry, niż Witka.
Zaczęło się milusio.
W sumie to szliśmy na czuja, mniej więcej w stronę kamieniołomu w Lesznej. Staw w Goleszowie od razu odpuściliśmy. Pomysł Witka z zamkiem w Dzięgielowie też nie cieszył się wielkim zainteresowaniem.
Po drodze Tobi prawie złapał bażanta. Prawie, zdążyła ptaszyna uciec na drzewo.
Tymczasem przewodnik wyprowadził wszystkich na manowce, tzn. jak to Gosia stwierdziła - Do Czarnej Dupy. W zasadzie nie było w niej aż tak czarno, no ale błota było pod dostatkiem, trzeba było też przekroczyć kilka razy potoczki. Witek oczywiście z pełną satysfakcją przyjął moją porażkę.
Tu Tobi na "szlaku"
I Sprockety też niestety, tą samą drogą...
Wyszliśmy z tej czarnej dupy i dowodzenie przejął Wicio. No to idziemy na zamek!
To poszliśmy, jakieś trzy kilometry w jedną stronę, po to tylko, żeby zobaczyć to:
Zamek jest fantastyczny, polecam wszystkim, wersal przy nim wymięka.
Po tej porażce zawinęliśmy się spod zamku i po kwadransie wyszliśmy w końcu tam, gdzie chcieliśmy wyjść, w rejonie kamieniołomu. Nareszcie mogliśmy cieszyć się pogodą. W lesie niewiele tego słońca do nas dochodziło.
Ścieżki widokowe wokół kamieniołomu odpuściliśmy na rzecz godzinnej posiadówy przy napojach turysty w gospodzie pod Tułem. Po drodze jakieś kamole żeśmy znaleźli, dla Piotrka.
Potem zwiedziliśmy rezerwat "Zadni Gaj" i znaleźliśmy jego serce.
A w końcu wyszliśmy tam, gdzie wyjść mieliśmy, na przełęcz pod Tułem, gdzie stoi zielona chatka.
Teraz musieliśmy się dostać na Tuł, co nie wydawało się specjalnie trudne. Był na wyciągnięcie ręki.
Po lewej stronie wystawała czasem Mała Czantoria.
państwo Sprockety
Przecięliśmy znów czarny szlak i wdrapaliśmy się pod las, gdzie siedzieliśmy dobre pól godziny, żarliśmy kanapki i podziwialiśmy okolicę.
W końcu ruszyliśmy. Ciężko było, ślisko, stromo, ale tyle czosnku niedźwiedziego w jednym miejscu to nie widziałem nigdy.
Z podszczytowej polanki Tułu ujrzeliśmy bardzo ciekawe widoki, głównie pasma granicznego, ale w zupełnie innej perspektywie
Po drodze znalazła się także atrakcja dla Tobiasza.
A my zbliżaliśmy się do siodła pod Małą Czantorią. A ta groźnie się przed nami prężyła.
Prężył się też graniczny Ostry. Wiadomo chyba, skąd nazwa...
Ogólnie sielanka... Fajne miejsce.
Oglądamy tabliczkę - Mała czantoria 45 minut, po czym Gosia wbiega na szczyt w 23 minuty. Witek był drugi, bo jeszcze pieńki były i z Tobim zostawał.
A ja zamykałem godnie pochód.
na szczycie drzemiemy 40 minut. Potem ruszamy w kierunku Wielkiej Czantorii.
Ale, że nie chce nam się tam iść, to Witek wynajduje jakąś inną alternatywę bezszlakową, na którą się decydujemy.
Tym sposobem dostajemy się do doliny Poniwca i spotykamy przez cały dzień może 10 turystów?
Później już szlakiem spacerowym bądź na czuja wydostajemy się nad Cisownicę, skąd możemy podziwiać cały spenetrowany rejon Beskidu Sokolego.
I widać też śląski beskid...
W dole dźwięk dyskoteki-widmo, więc już naprawdę niedaleko do auta, teraz dopiero pogoda się zaczyna psuć, co zauważa Witek.
Choć chcieliśmy wracać jeszcze raz przez Zamek i bagna - romantyczne, bo z kwiatami, ale Ukochana mocno protestowała.
No i w drodze powrotnej auto mi umyło...
Fajny to był dzień, osiem godzin się włóczyliśmy. Głównie tam, gdzie nam się uwidziało. Na spontanie. Kilometrów też natrzaskaliśmy sporo.
Fajnie było, niech żałują nieobecni!
Czyli Ukochana Sprocketa, Sprocket, Tobi i ja.
Od początku śmierdziało przygodami. Nie mieliśmy żadnego planu, więc na dzień dobry się poprzekomarzaliśmy, kto prowadzi i czyją trasą pójdziemy.
Z początku stanęło na moim, miałem być gwarantem "suchej stopy", wszak to teoretycznie bardziej moje rewiry, niż Witka.
Zaczęło się milusio.
W sumie to szliśmy na czuja, mniej więcej w stronę kamieniołomu w Lesznej. Staw w Goleszowie od razu odpuściliśmy. Pomysł Witka z zamkiem w Dzięgielowie też nie cieszył się wielkim zainteresowaniem.
Po drodze Tobi prawie złapał bażanta. Prawie, zdążyła ptaszyna uciec na drzewo.
Tymczasem przewodnik wyprowadził wszystkich na manowce, tzn. jak to Gosia stwierdziła - Do Czarnej Dupy. W zasadzie nie było w niej aż tak czarno, no ale błota było pod dostatkiem, trzeba było też przekroczyć kilka razy potoczki. Witek oczywiście z pełną satysfakcją przyjął moją porażkę.
Tu Tobi na "szlaku"
I Sprockety też niestety, tą samą drogą...
Wyszliśmy z tej czarnej dupy i dowodzenie przejął Wicio. No to idziemy na zamek!
To poszliśmy, jakieś trzy kilometry w jedną stronę, po to tylko, żeby zobaczyć to:
Zamek jest fantastyczny, polecam wszystkim, wersal przy nim wymięka.
Po tej porażce zawinęliśmy się spod zamku i po kwadransie wyszliśmy w końcu tam, gdzie chcieliśmy wyjść, w rejonie kamieniołomu. Nareszcie mogliśmy cieszyć się pogodą. W lesie niewiele tego słońca do nas dochodziło.
Ścieżki widokowe wokół kamieniołomu odpuściliśmy na rzecz godzinnej posiadówy przy napojach turysty w gospodzie pod Tułem. Po drodze jakieś kamole żeśmy znaleźli, dla Piotrka.
Potem zwiedziliśmy rezerwat "Zadni Gaj" i znaleźliśmy jego serce.
A w końcu wyszliśmy tam, gdzie wyjść mieliśmy, na przełęcz pod Tułem, gdzie stoi zielona chatka.
Teraz musieliśmy się dostać na Tuł, co nie wydawało się specjalnie trudne. Był na wyciągnięcie ręki.
Po lewej stronie wystawała czasem Mała Czantoria.
państwo Sprockety
Przecięliśmy znów czarny szlak i wdrapaliśmy się pod las, gdzie siedzieliśmy dobre pól godziny, żarliśmy kanapki i podziwialiśmy okolicę.
W końcu ruszyliśmy. Ciężko było, ślisko, stromo, ale tyle czosnku niedźwiedziego w jednym miejscu to nie widziałem nigdy.
Z podszczytowej polanki Tułu ujrzeliśmy bardzo ciekawe widoki, głównie pasma granicznego, ale w zupełnie innej perspektywie
Po drodze znalazła się także atrakcja dla Tobiasza.
A my zbliżaliśmy się do siodła pod Małą Czantorią. A ta groźnie się przed nami prężyła.
Prężył się też graniczny Ostry. Wiadomo chyba, skąd nazwa...
Ogólnie sielanka... Fajne miejsce.
Oglądamy tabliczkę - Mała czantoria 45 minut, po czym Gosia wbiega na szczyt w 23 minuty. Witek był drugi, bo jeszcze pieńki były i z Tobim zostawał.
A ja zamykałem godnie pochód.
na szczycie drzemiemy 40 minut. Potem ruszamy w kierunku Wielkiej Czantorii.
Ale, że nie chce nam się tam iść, to Witek wynajduje jakąś inną alternatywę bezszlakową, na którą się decydujemy.
Tym sposobem dostajemy się do doliny Poniwca i spotykamy przez cały dzień może 10 turystów?
Później już szlakiem spacerowym bądź na czuja wydostajemy się nad Cisownicę, skąd możemy podziwiać cały spenetrowany rejon Beskidu Sokolego.
I widać też śląski beskid...
W dole dźwięk dyskoteki-widmo, więc już naprawdę niedaleko do auta, teraz dopiero pogoda się zaczyna psuć, co zauważa Witek.
Choć chcieliśmy wracać jeszcze raz przez Zamek i bagna - romantyczne, bo z kwiatami, ale Ukochana mocno protestowała.
No i w drodze powrotnej auto mi umyło...
Fajny to był dzień, osiem godzin się włóczyliśmy. Głównie tam, gdzie nam się uwidziało. Na spontanie. Kilometrów też natrzaskaliśmy sporo.
Fajnie było, niech żałują nieobecni!
Ostatnio zmieniony 2019-05-25, 21:24 przez sokół, łącznie zmieniany 2 razy.
To są bardzo ładne okolice, które bardzo lubię i ze 2 razy w roku odwiedzam
Wycieczka jak widzę o dość spontanicznym przebiegu ale bardzo widokowa, a zarazem sielska w klimacie
Troche szkoda, bo wyrobiska są ogromne, jedno nawet o charakterze ogromnego wąwozu ("Ajsztyn"), a widokowy szczyt Wyrgóry ma skaliste i strome podejście.
Mam na myśli ten rejon
A jeżeli chodzi o zamek to potwierdzam - Wersal przy nim to stodoła
Wycieczka jak widzę o dość spontanicznym przebiegu ale bardzo widokowa, a zarazem sielska w klimacie
Ścieżki widokowe wokół kamieniołomu odpuściliśmy na rzecz godzinnej posiadówy przy napojach turysty w gospodzie pod Tułem.
Troche szkoda, bo wyrobiska są ogromne, jedno nawet o charakterze ogromnego wąwozu ("Ajsztyn"), a widokowy szczyt Wyrgóry ma skaliste i strome podejście.
Mam na myśli ten rejon
A jeżeli chodzi o zamek to potwierdzam - Wersal przy nim to stodoła
Ostatnio zmieniony 2019-05-25, 21:51 przez Piotrek, łącznie zmieniany 1 raz.
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
A tu moja wersja w skrócie
Chciałem jechać w Gorce, ale niezbyt dobrze znany skraj Beskidu Śląskiego zwany Pogórzem Cieszyńskim również był dobrym pomysłem. Fajne tereny, również na rower. Sporo odkrytych przestrzeni. Zaczęliśmy wędrówkę od asfaltu, ale całkiem przyjemnego.
Sokół miał swoją wizję trasy. Byłem nawet zadowolony, że nie muszę kombinować jak iść, tylko mnie komfortowo poprowadzą. Szybko znaleźliśmy się w Czarnej Dupie. Zwróćcie uwagę na technikę Sokoła - odgapił od Tobiego poruszanie się na 4 łapach
Przyznaję, zamek to był mój pomysł. Myślałem, że będzie coś w stylu zamków Jurajskich... a tu takie coś.
Wróciliśmy szybko w las pełny majowej zieleni.
I na otwarte przestrzenie.
I na piwo - Sokół bezbłędnie poprowadził.
Potem pijani, z psem luźno biegającym, przez teren prywatny, przez serce ścisłego rezerwatu - Zadni Gaj.
Dom - eko.
Bezszlakowo na Tuł.
Deptać czosnek niedźwiedzi.
Widoczki podziwiać.
Małą Czantorię zdobywać.
Wielką odpuściliśmy. Dzisiaj nie był dzień gór wysokich, a Wielka to już prawie 1000 metrów. Podziwialiśmy z daleka.
Wymyśliłem za to fajny wariant zejścia - przez Gronik, bez szlaku.
Potem, jeszcze trochę widokowych pagórków na dole.
Miałem skojarzenia z Beskidem Niskim.
Końcówka wyszła bez błądzenia i całkiem odludnymi ścieżkami.
Bardzo miły dzień.
Dzięki Sokół za pomysł i towarzystwo
Chciałem jechać w Gorce, ale niezbyt dobrze znany skraj Beskidu Śląskiego zwany Pogórzem Cieszyńskim również był dobrym pomysłem. Fajne tereny, również na rower. Sporo odkrytych przestrzeni. Zaczęliśmy wędrówkę od asfaltu, ale całkiem przyjemnego.
Sokół miał swoją wizję trasy. Byłem nawet zadowolony, że nie muszę kombinować jak iść, tylko mnie komfortowo poprowadzą. Szybko znaleźliśmy się w Czarnej Dupie. Zwróćcie uwagę na technikę Sokoła - odgapił od Tobiego poruszanie się na 4 łapach
Przyznaję, zamek to był mój pomysł. Myślałem, że będzie coś w stylu zamków Jurajskich... a tu takie coś.
Wróciliśmy szybko w las pełny majowej zieleni.
I na otwarte przestrzenie.
I na piwo - Sokół bezbłędnie poprowadził.
Potem pijani, z psem luźno biegającym, przez teren prywatny, przez serce ścisłego rezerwatu - Zadni Gaj.
Dom - eko.
Bezszlakowo na Tuł.
Deptać czosnek niedźwiedzi.
Widoczki podziwiać.
Małą Czantorię zdobywać.
Wielką odpuściliśmy. Dzisiaj nie był dzień gór wysokich, a Wielka to już prawie 1000 metrów. Podziwialiśmy z daleka.
Wymyśliłem za to fajny wariant zejścia - przez Gronik, bez szlaku.
Potem, jeszcze trochę widokowych pagórków na dole.
Miałem skojarzenia z Beskidem Niskim.
Końcówka wyszła bez błądzenia i całkiem odludnymi ścieżkami.
Bardzo miły dzień.
Dzięki Sokół za pomysł i towarzystwo
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Piotrek pisze:Mam na myśli ten rejon
Bóg mi świadkiem, chciałem tam iść na początku, ale Sokół mówił, że tam nic ciekawego nie ma
Będzie trzeba wrócić
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:Zwróćcie uwagę na technikę Sokoła - odgapił od Tobiego poruszanie się na 4 łapach
Nie do końca. Po prostu jebłem w błoto.
sprocket73 pisze:Sokół mówił, że tam nic ciekawego nie ma
Tak, no ale widzisz, moja wiedza nie była mocną stroną dzisiaj...
sprocket73 pisze:I na piwo - Sokół bezbłędnie poprowadził
Wyjąwszy ten powyższy akcent.
laynn pisze:Sokół zajebista wycieczka.
No powiem Ci, naprawdę fajnie było. I bez ciśnienia.
Piotrek pisze:Troche szkoda, bo wyrobiska są ogromne
Szkoda, nie szkoda, będzie po co wrócić w rejon.
Bardzo sielankowa majowa wycieczka. Super tereny na tę porę roku, takie łąkowo-rozległe. Nigdy jeszcze w Polsce ani na Słowacji nie widziałam tyle kwitnącego czosnku niedźwiedziego, jak tu na zdjęciu. Zawsze same liście.
Ta knajpa pod Tułem to w miejscu byłego schroniska PTTK? Przechodziłam tam w tamtym roku, lecz nie udało mi się jej zlokalizować. Ale szłam wtedy czarnym szlakiem i pod domy nie podchodziłam.
Ta knajpa pod Tułem to w miejscu byłego schroniska PTTK? Przechodziłam tam w tamtym roku, lecz nie udało mi się jej zlokalizować. Ale szłam wtedy czarnym szlakiem i pod domy nie podchodziłam.
Ostatnio zmieniony 2019-05-26, 17:42 przez Wiolcia, łącznie zmieniany 1 raz.
To trafiliście w moje rejony, od dzieciaka tam jeżdżę na ogniska rodzinne, wąwozy są genialne, tylko ta ciągle obsuwajaca się z pod nóg skała łupkowa przy tych stromiznach ... Trzeba uważać. A na samym dole wąwozów jest staw, choć w sezonie letnim nie ma co liczyć na wodę. Byłeś tam, przy tym stawie?
Skąd w ogóle znasz to miejsce, to raczej miejscowi i okolice wiedzą 😁
Skąd w ogóle znasz to miejsce, to raczej miejscowi i okolice wiedzą 😁
Ostatnio zmieniony 2019-05-26, 21:28 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Mamy Internet. Mamy relacje innych. Mamy też nosa do odnajdywania bagien, rzek, krzaków zarosnietych pokrzywami...
Adrian Twoimi relacjami się niestety nie mogliśmy zainspirować...
Tak. Też żałujemy
Teren mamy troszkę obadany. Na pewno trzeba jeszcze raz tam pojechać. Podkręcić się znów. Ale trochę inaczej. Może znów na cośsię trafi.
Adrian Twoimi relacjami się niestety nie mogliśmy zainspirować...
Tak. Też żałujemy
Teren mamy troszkę obadany. Na pewno trzeba jeszcze raz tam pojechać. Podkręcić się znów. Ale trochę inaczej. Może znów na cośsię trafi.
Ostatnio zmieniony 2019-05-26, 22:39 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 103 gości