Od rana napiernicza śniegiem. Dziś opuszczamy schronisko. Sobota - wiec pewnie wszedzie bedzie dziki tłum. Zwijamy sie na dół. Z Trzcińska do Janowic tuptamy boczną drogą wzdłuż Bobru. Nie wiem czemu, ale jakąś wyjątkową sympatią darze tą rzeke.
Gdzieś w tle, za zasłoną lepkiego śniegu, migają nam różne dolnoślaskie zabudowania, przewaznie wielkie kamienice albo coś o pałacykopodobnych kształtach.
To co buby lubią najbardziej - kable i dymy!
Przez chwile wydaje sie juz nam, ze okolice zamieszkuje yeti - i własnie trafilismy na jego trop. W świezym śniegu wyraźnie widać ślady ludzkich, bosych stóp. Albo to jeden z tych popularnych ostatnio “morsów lądowych”? Co to np. na Śnieżke wchodzą w samych gaciach? Wiec może jest i odłam bosy? Chwile później sprawa sie wyjaśnia - yeti wraca. Jest sympatyczną dziewczyną, która sobie biega - w pięciopalczastych butach, których od pewnego czasu jestesmy z toperzem dużymi sympatykami. Toperz nawet sobie takie nabył, ale nosic zamierza dopiero latem. Ja pozostane na etapie sympatyka teoretycznego - zapewne bym sobie w tym skręciła noge, zanim bym wyszła z klatki schodowej
Co chwile musimy sie otrząsać. Padające białe paskudztwo jest lepkie i okleja nas ze wszystkich stron grubą warstwą. Co chwile przypominamy bałwany.
Nasza droga wije sie wzdłuż linii kolejowej, która obfituje tutaj w malownicze wiadukty.
Frapujace zdają sie byc te “okienka” w filarach. Czyżby tam był w środku jakiś korytarz? Albo chociaż w każdym filarze pokoik?
Jeszcze fajniejsze są tunele, które raz, że są namiastką klimatu bunkrowego, a dwa, ze można tu chwile odsapnąć od zaklejającego oczy śniegu. Z sufitów niektórych zwisają malownicze sople.
Jedynie pstrokata furteczka ożywia czarnobiały krajobraz...
Budynek dworca w Janowicach. Jeden z wielu w okolicy nie pełniacych już chyba żadnych pozytecznych funkcji. Nie ma ani dostępnej poczekalni, ani kasy biletowej, ani nawet kibla... Wszystko wyzamykane, zamurowane, łącznie z przydworcowymi ruinami czy dawnym wychodkiem.
Plusem okolicy jest, że zaraz obok dworca jest sympatyczny bar. Przepuszczamy wiec jeden pociag (przyszlismy prawie na styk) i nurkujemy w czeluście knajpy. Żarcia niestety o tej porze roku nie serwują. Karmienie tu uprawiają jedynie w wersji letniej. Dzisiaj na placu boju pozostają jedynie orzeszki i paluszki. No i piwo oczywiście!
Dziś zmierzamy do Jeleniej...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..