Rok 2018 po bubowemu
Piotrek pisze:Mnie to się wydaje, że własnie z małym dzieckiem, np. wspomnianym pięciolatkiem lub młodszym, więcej można. Taki malec nie ma wyjścia więc musi się z rodzicami włóczyć.
Dokladnie! A najlatwiej to w ogole z niemowlakiem. Pakujesz w nosidlo albo do wozka i idziesz i robisz co i gdzie chcesz. Lekkie do noszenia, nie ma strachu ze gdzies w dziure wpadnie albo na biwaku nawieje z namiotu/chatki i da w dlugą - bo samo nie chodzi... Niemowlaki sa najprostsze w obsludze!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
sokół pisze:Buba ja Ci powiem tak. Dla Ciebie rok jest stanowczo za krótki.
Nooo ale przede wszystkim zima za dluga!
Wiolcia pisze:Imponująca liczba dni w podróży. Nadal nie wiem, jak to robisz
Hmmm... Byla tu na forum kiedys taka jedna co z dniami w podrozy w roku dobijala do 400. Wiesz o kim mowie? Moze jej zapytaj jak to robic
Ostatnio zmieniony 2019-01-02, 10:06 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Dokladnie! A najlatwiej to w ogole z niemowlakiem....
W pełni się zgadzam
Swoją Zuzie w 4 miesiącu na Boraczą zabraliśmy na pierwszy raz, ładna jesień wtedy była pamiętam. W 9 miesiącu już sankami śmigaliśmy między dolinami w Tatrach. Dotleniła się, a starzy mieli namiastkę gór przez tydzień.
Ze Staśkiem jak miał 3 miesiące już bujaliśmy się w Tatrach po dolinkach. Też bez problemów było.
A teraz, gdy córa ma lat 13 to nie zawsze panna ma już czas - bo koleżanki, bo jakieś już swoje sprawy itp. tak więc im dzieciak mniejszy, tym wygodniejszy
Wiecie, każdy ma inaczej. U nas jak już o czymś myśleliśmy, to się wszystko rozpieprzało. Jak mała miała 5miesięcy, to po chrzcinach bratanek całą rodzinę rozłożył. Na 2 tygodnie, wyjazd na wieś, który planowałem pomaraudzić, to nawet i tego nie było po co ruszać.
Jak córa była większa, to zaczęliśmy mieć problem z jedzeniem, mała pluła wszelkimi zupkami kupnymi, a namówić żonę by coś sama naszykowała (pomijając, że i z takim jedzeniem nie było łatwo), to mi odechciewało się namawiania.
Zresztą my mamy takie szczęście, że jak już się udało nastawić na jakiś termin, to albo padało i zimno było, albo młoda była chora. Zresztą pierwsze podróże to też była męka.
Więc nie wrzucajcie wszystkich do jednego wora
Jak córa była większa, to zaczęliśmy mieć problem z jedzeniem, mała pluła wszelkimi zupkami kupnymi, a namówić żonę by coś sama naszykowała (pomijając, że i z takim jedzeniem nie było łatwo), to mi odechciewało się namawiania.
Zresztą my mamy takie szczęście, że jak już się udało nastawić na jakiś termin, to albo padało i zimno było, albo młoda była chora. Zresztą pierwsze podróże to też była męka.
Więc nie wrzucajcie wszystkich do jednego wora
laynn pisze:Więc nie wrzucajcie wszystkich do jednego wora
Zapewne wszystko zalezy od wylosowanego egzemplarza i jego funkcji wbudowanych. Acz mysle ze od podejscia rodzicow rowniez tez. Mam znajomych, ktorzy w zeszlym roku, z niemowlakiem pojechali na 3 miesiace stopem z namiotem na Kaukaz. Z nieduzymi plecakami. Jak zabraklo pieluch to prali w rzece i suszyli ubranka. Jak zabraklo jedzenia to karmili chlebem i serem z bazaru. Albo cycem. Albo nie karmili. A jak porzadnie zglodnialo to jadlo wszystko. W tym roku pojechali z dwulatkiem do Iranu - i wracali (rowniez stopem) w grudniu. Dla mnie to jakis kosmos i sprawa ciezka do wyobrazenia i ogarniecia. I po prostu taki wyjazd nie sprawialby mi chyba przyjemnosci bo bym sie stresowala ciagle tylko. Myslisz, ze oni wylosowali jakies cudowne/grzeczne/nadwyraz zdrowe dziecko? Nie sadze... Wydaje mi sie, ze wiekszosc lezy w naszym prywatnym podejsciu i rzeczach ktore uznajemy za konieczne albo niemozliwe.
laynn pisze:Zresztą pierwsze podróże to też była męka.
Ale w sensie ze byly wrzaski albo marudzenia?
Piotrek pisze:że z małym jednak prościej-bo ma mniej do gadania
To akurat chyba dziala niezaleznie od egzemplarza. Bo niemowlaka jak marudzi to wezmiesz bez pytania pod pache i uniesiesz w nieznanym kierunku a 13 latki (raczej) nie..
Ostatnio zmieniony 2019-01-02, 15:26 przez buba, łącznie zmieniany 8 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Masz może rację, nasze nastawienie ma duże znaczenie.
Co do pierwszej podróży, 1,5 godzinnej to mała miała spać po obiedzie, a nie spała. Po 30 minutach już był wrzask, klucze, zabawki oto już nie działały. Do tego moja żona okazało się, że ma chorobę lokomocyjną. Ech szkoda gadać... W tym roku jadąc nad morze dopiero po kilku godzinach pierwszą przerwę zrobiliśmy, ale to obie spały, bo o 2w nocy wyjechaliśmy, po godzinie znowu kolejna, dłuższą na rozprostowanie nóg. I dopiero po prawie godzinie kolejna część podróży. Więc mi łatwiej się teraz z nią jeździ niż z niemowlakiem. Ale zwróć uwagę, że mi przeszkadzała moja cukrzyca. Niestety ale u mnie dużo podróży ta moja choroba w jakimś stopniu nakierowuje.
Co do pierwszej podróży, 1,5 godzinnej to mała miała spać po obiedzie, a nie spała. Po 30 minutach już był wrzask, klucze, zabawki oto już nie działały. Do tego moja żona okazało się, że ma chorobę lokomocyjną. Ech szkoda gadać... W tym roku jadąc nad morze dopiero po kilku godzinach pierwszą przerwę zrobiliśmy, ale to obie spały, bo o 2w nocy wyjechaliśmy, po godzinie znowu kolejna, dłuższą na rozprostowanie nóg. I dopiero po prawie godzinie kolejna część podróży. Więc mi łatwiej się teraz z nią jeździ niż z niemowlakiem. Ale zwróć uwagę, że mi przeszkadzała moja cukrzyca. Niestety ale u mnie dużo podróży ta moja choroba w jakimś stopniu nakierowuje.
Ostatnio zmieniony 2019-01-02, 15:36 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
laynn pisze:Do tego moja żona okazało się, że ma chorobę lokomocyjną
laynn pisze:że mi przeszkadzała moja cukrzyca
Choroby niestety sa czyms co czasem ciezko przeskoczyc... One moga wszystko pokrzyzowac
Kabak przez okolo roku tez mial chorobe lokomocyjna. Tak miedzy 1.5 a 2.5 roku. I czasem trzeba bylo 5 razy dziennie przebierac. Co ciekawe, co doradzil nam jeden przygodnie spotkany Białorusin - chorobe lokomocyjna mozna "przełamac". Ze jadac na dluzsze wyjazdy - w pierwszy dzien jest tragicznie, w drugi tez dosc zle a od trzeciego nastepuje poprawa a czwartego objawy znikaja zupelnie. I to naprawde dziala! Tylko warunek jest taki, ze nie moze byc ani jeden dzien przerwy - bo wszystko wraca do punktu wyjscia. Nie wiem czy to jest jakos poparte naukowo - ale dziala jak w zegarku! (zeby dzien byl "zaliczony" do kuracji musi sie jechac przynajmniej 2 godziny). Na razie obserwacje byly prowadzone na jednym dziecku i jednej osobie doroslej - znajomy zawsze dotad unikajacy jazdy autem sprobowal praktykowac i tez zadzialalo.
Ostatnio zmieniony 2019-01-02, 16:06 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
U żony to nie daje rady. U córki chyba przeszło.
Zresztą buba, ja pracuję fizycznie i mimo, że mam wygodne auto, to jednak po podróży np nad morze, mazury, czy nawet w niski (czyli podróżach dłuższych niż 3godz), wolę sam odpocząć. Napić się piwa. Więc nie wiem, czy byłbym zainteresowany ciągłą podróżą w aucie...
Zresztą buba, ja pracuję fizycznie i mimo, że mam wygodne auto, to jednak po podróży np nad morze, mazury, czy nawet w niski (czyli podróżach dłuższych niż 3godz), wolę sam odpocząć. Napić się piwa. Więc nie wiem, czy byłbym zainteresowany ciągłą podróżą w aucie...
buba pisze:Zapewne wszystko zalezy od wylosowanego egzemplarza i jego funkcji wbudowanych.
Ja chyba wylosowałem dobre egzemplarze. Syn na pierwszym wyjeździe w górach był mając 5 miesiący (Szczawnica), córka - 3 tygodnie (Korbielów). Dużego chodzenia z wiadomych wzgldów nie było, ale codzienne spacery jak najbardziej. Dzieciom się bardzo musiało podobać (albo nudzić - zdecydowaną większość spacerów przespały.
Skoro jeździły od małego więc są do podróży przyzwyczajone i co mnie bardzo cieszy same się dopominają o wyjazdy (w tym roku będzie nawet samolotem do Lwowa - ale powrót metodą raczej tradycyjną, czyli marszrutkami).
Piotrek pisze:Mnie to się wydaje, że własnie z małym dzieckiem, np. wspomnianym pięciolatkiem lub młodszym, więcej można. Taki malec nie ma wyjścia więc musi się z rodzicami włóczyć.
Dużo trudniej ze starszymi, bo - mogą same zostać w domu jak im się nie chce wyjechać na wycieczkę, zaczynają mieć koleżanki/kolegów z którymi wolą spędzić czas, zaczynają mieć własne zainteresowania nie koniecznie zbieżne z zainteresowaniami rodziców . I wtedy właśnie zaczyna być trudniej gdzieś wspólnie się wybrać.
Zależy co się robi jak się wspinasz , jeździsz na rowerze po górach chodzisz na skitury to z niemowlakiem o wiele trudniej a wręcz wiele rzeczy jest niemożliwe , a już jest odstawiony od cyca to można jakieś Babci podrzucić na parę dni.
Nastolatki jak nie chcą to mogą same w domu zostać więc też nie ma problemu
Starych nie ma chata wolna
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 59 gości