Polesie bzyczące komarami - pieszo, stopem i... taksówką
Czechosłowacki sprzed kilku dekad.
A to ci zawedrowal! Kawalek mial do przebycia!
łamali przepisy BHP podczas pracy
A co dokladnie? ze mozna by to ze zdjecia wywnioskowac?
Czemu Grzesiek ma kaftan bezpieczeństwa na ostatnim zdjęciu? Aż tak zaczął politykować?
Mnie ten ciuszek predzej sie z jakims mnisim habitem kojarzyl!
Paulina uwielbiam Cię czytać.
Dzieki ogromniaste!!!!!!!
Mam nadzieję, że się w końcu znów spotkamy i posłucham a nie tylko poczytam.
Bardzo sie nastawiam na ta marcowa Sucha Beskidzka!
Pozdrów Grzesia, może mnie pamięta spod Potrójnej
Moze pamieta - on czesto swego czasu na Potrojnej bywal! tzn. pod Potrojna...
Ech siąść tak przy ogniu z piwkiem...
Noooo! i zeby znow cieplo bylo! bo tak dzis siasc to by dupsko odmarzlo! chyba ze by siasc z nalewka i drugi ogien rozpalic z tylu!
Ostatnio zmieniony 2018-12-05, 18:09 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:A co dokladnie? ze mozna by to ze zdjecia wywnioskowac?
np. część nie miała kasków. Poza tym zapewne fachowiec szybko się zorientuje, że coś tam nie pasuje - brak jakiegoś zabezpieczenia, nie ma czegoś, nie ma innego... Nie przez przypadek robotnicy bardzo często alergicznie reagują, gdy ktoś ich fotografuje i zasłaniają plac budowy, jakby tam się działy rzeczy bardzo tajemne
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kurde, Pudel w tym naprawde cos musi byc! Teraz mi sie przypomnialo jak w jednej z dolnoslaskich wsi szlismy do opuszczonego palacu. I przechodzilismy przez teren kosciola gdzie wlasnie odbywal sie remont. I robotnicy na nasz widok zrobili sie nieco nerwowi i agresywni. Ale w momencie gdy udalo mi sie im przekazac ze kosciol mnie nie interesuje tylko ruiny palacu - od razu metamorfoza. Jeszcze mnie podsadzali na mur palacu, ba! drabine mi przyniesli zebym wygodniej sobie tam weszla - grunt zeby sie nas pozbyc z terenu budowy. Myslalam ze chodzilo o to ze przeszkadzamy, boja sie ze buchniemy jakis sprzet albo nam deska na leb spadnie i bedzie dym... Ale moglo wlasnie chodzic o zdjecia czegos co chcieli ukryc!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Poranek pokazuje jak piękne miejsce znalezlismy wczoraj rzutem na taśme. Niby przypadkiem, a wyszło lepiej niz bysmy węszyli za biwakiem od południa. I tak czasem bywa!
Dzien wstaje upalny, ale nie ma duchoty - bo wieje. Wiaterek nie tylko przepędza parne powietrze, ale rowniez radzi sobie calkiem dobrze z komarami! Tak! To pierwszy poranek na tym wyjezdzie, gdzie wychodzisz z namiotu i nie wbija sie w ciebie od razu kilkadziesiąt szpilek! Znów płonie ognisko.
Jest ser, ryba, oliwki i dżem truskawkowy. No i kawa/herbata z osmolonego kotła - jak zawsze!
Nie odchodzimy daleko z naszego biwakowiska, gdy nachodzi nas nieprzeparta ochota na popas. Przewrócone drzewo leży sobie niedaleko ścieżki. Czasoprzestrzeń wręcz idealna aby uraczyc sie grzesiowym winkiem. To wręcz konieczne - za chwile wyjdziemy na rozprażony asfalt i wino bedzie sie nam grzało! Nie ma wyjścia. Zrzucamy plecaki!
Gdzies w drodze...
Hmmm… Moze za ileś milionów lat zmieni sie w węgiel?
Kolejna wieś to Kopyłów. Jest tu sklep ale czynny od 14. Nie bedziemy czekac.. Jest tez przystanek autobusowy w klimatach patriotycznych. Np. na Ukrainie to ostatnio bardzo powszechne zjawisko - tzn. takie zdobienie przystanków. U nas widze takowy po raz pierwszy. Szkoda, ze nie ma juz z nami Pudla - zapewne by to jakos skomentował
Na ścianie przystanku wypisany wierszyk “Kto ty jestes - Polak mały”. Ale w wersji nieco dłuższej niz ta, ktorej uczyłam sie w szkole. Dwóch ostatnich linijek nie było, a przynajmniej ja nie kojarze… Hmm.. chyba lepsza była tamta wersja. Bo zwykle bardziej przemawia do mnie stwierdzenie, ze “nie planuje oddac zycia za ojczyzne - wole żeby wróg oddał za swoją”
Jest tez odreczny rozkład jazdy busów. Widać przystanek został zaopiekowany w wyraznej inicjatywie oddolnej.
Gdy tuptamy gdzies dalej przez pola mija nas chyba 20 busów na ukrainskich blachach. Jeden za drugim, lub w odstepach nie wiekszych niz kilkuminutowe. A potem juz nic nie jedzie… Dziwne…
Po drodze jest tez wyharatana aleja starych drzew.. Nienawiść ludzi do roślin jest zatrważająca ostatnimi czasy.. Kiedys kazda wioska to była kępa zieleni - teraz betonowa pustka i wyprażona słoncem patelnia.
I widac dokladnie gdzie drzewka sie teleportowały…
Docieramy do Szpikołosów. Sklepik jest ale nie za fajny. Siadamy jednak w cieniu jego murów bo innego nie ma.
Na raty idziemy obejrzec miejscową cerkiew, coby nie musiec sie tachać z plecakami na drugi koniec wsi. Światynia jest drewniana i ma dość ciekawą historie, bo kilkukrotnie zmieniała swoją przynależność, to była kościołem a to cerkwią - i tak chyba z 5 razy. Położona w cieniu starych drzew - ufff tu sie jeszcze do nich nie zdążyli dobrać..
Z przyzwyczajenia, ale tez i bez nadziei, naciskam klamke. O dziwo drzwi sie otwierają. Wnętrza są chyba udekorowane na komunie. I cisza. Pusto. Zapach ziół, lilii i starego drewna.
Gdy kolektywnie całą ekipą opuszczamy Szpikołosy, juz na wylotówce z wsi, spotykamy przy cmentarzu babine. I jakos ucinamy sobie solidną pogawędke. Zaczyna sie od Wałęsy w Werbkowicach, który ponoc ma miec tam wykłady. Jest o ludziach z okolicy, ktorzy przezyli swoją śmierć, o skutkach bezstresowego wychowania dzieci, o tragicznych następstwach ulew, tzn. porażeniach prądem podczas wypompowywania wody, o przydomowych ogródkach, przetworach na zime, czy chorobach psychicznych u dzieci, ktorych niegdys nie bywało.. Miło sie gawędzi, a babina jest niezmiernie zaskoczona, ze z ludzmi młodszymi od jej dzieci na wiele tematów sie zgadza. I jeszcze idą lasami, polami, wioskami, z plecakami i śpią po krzakach - jak jakies młodzieżowe rajdy sprzed lat. Śmieje sie, żeśmy sie chyba zaplątali tutaj z jakiejs innej epoki. “Tak prosze pani, dokladnie tak” Tez sie śmiejemy na pożegnanie i zagłebiamy sie w chłód otwierającego sie przed nami lasu. Lasu, w ktorym znów nie da rady sie rozbić namiotem. Co oni tu mają za dżungle?
Za laskiem sie rozdzielamy. Ja zostaje z plecakami, a chłopaki idą obeznac teren i jego przydatność biwakową. Na rozdrożu, gdzie siedze, zatrzymuje sie dziadek. Przyjechał rowerem zbierac koniczyne dla królików.
Zagaduje do mnie nieco dziwnie: “O dziewczyna sama siedzi, koledzy porzucili. Moze trzeba sie zaopiekować, do chałupy zabrać, pomóc męża znaleźć, hehe”. Jednoczesnie jest na tyle zafiksowany na swoją wizje, ze odpowiedzi raczej nie słucha, a przynajmniej one do niego nie docierają. Opowiada tez różne kawały i juz w połowie kazdego zanosi sie ze śmiechu, o dyskotekach i lekarzach są jego ulubione. Jednoczesnie dziadek jest dość wścibski - w sensie - wy skad, wy dokąd, a gdzie śpicie, a po co chodzicie itp. Opowiadamy wiec, ze idziemy do Hrubieszowa. Zwykle wolimy, żeby miejscowi nie wiedzieli gdzie szykujemy sie na biwak. Potem nawet idziemy kawałek w przeciwną strone niz zamierzamy iść naprawde.
Dżunglowaty las jest wsrod nas! I jak tu namiot postawic w takim splątanym gąszczu krzaków, pnączy i chaszcza po szyje??
Obchodzimy zagajnik wokoło. Trafiamy w końcu na dosyć przyjemną łączke.
Widokowo bardzo ładna, ale wygląda na miejsce gdzie czasem coś jezdzi. Moze traktory tu zawracaja? Szlag wie.. Jak zwykle w takich miejscach nie czuje sie zbyt komfortowo, obawiając sie, że w nocy jakis nachlany lokals wjedzie nam w namiot - bo akurat nie zauważy.. Próbuje budowac zeribe z grubych konarów (moze jak najpierw wjedzie w gałęzie to bedzie miał te 5 sekund, zeby sobie przypomniec gdzie ma hamulec). Chłopaki tego problemu jakos nie widzą i moja pracowicie ułozona zeriba kończy w ognisku…. Cóż… nie ma rady...bede musiała zbudowac drugą wieczorem jak juz wszyscy położą sie spac..
Chwile pozniej przyjezdza na motorze koniczynowy dziadek. On chyba od początku wiedział jakie mamy zamiary i w Hrubieszów nie uwierzył. Ba! Mamy podejrzenia, że ze Szpikołosów w ogole wyjechał, zeby nas śledzić a koniczyna była tylko ściemą! Kurde to chyba jakis emerytowany policaj albo inny agent!
Potem przyjezdża jeszcze parka osobowym autem, kilkukrotnie dzwoniąc podwoziem w kamienie, korzenie i koleine drogi. Są mocno niepocieszeni, ze ich romantyczne miejsce jest dzisiaj zajęte. Z tej rozpaczy prawie wjezdzają nam do przedsionka namiotu w czasie zawracania.. Cóż.. Przez nas przyrost naturalny w powiecie sie nie zwiekszy
Po okolicznych polach zasuwają jeszcze jakis czas traktory rozpylając rozne świństwa, ale gdzies na granicy zmierzchu wszystko cichnie i świat wokol wypełnia cisza i spokój, przerywana jedynie kląskaniem ptactwa zamieszkaującego zwartą ściane pobliskiego lasu.
Bractwo kraciastych koszul!
zdjecie eco
Na wieczór mamy ziemniaki i cytrynówke. Mieliśmy też piwo, ale mrówki okazały sie sprytniejsze...
Noc mija spokojnie, nic nas nie rozjechalo! Zeriba nr 2 o poranku
Kolejne ognisko i kolejna jajecznica!
I znow odwiedza nas koniczynowy dziadek. Tym razem z rowerem i psem, radosnym młodym wilczurem.
Nasze podejrzenia sie potwierdzają - dzis nam opowiada, ze jest emerytowanym pogranicznikiem. Widac przyzwyczajenia i zawodowe obowiazki wchodzą jakos w krew i potem juz nie umie sie inaczej. Juz dwadziescia kilka lat nie jest w czynnej służbie , ale rozne kontakty nadal utrzymuje, np. hoduje i tresuje psy dla straży. Taaaak… A zastanawialismy sie wieczorem czy wróci rano - sprawdzic czy tu napewno zostalismy, czy jednak po jego wizycie nie zmienilismy naszej lokalizacji. Grześ sie śmieje, ze zapewne odwiedzał nas tez kilka razy w nocy i nie jest to calkowicie wykluczone!
Bardziej prywatnie, nasz nowy znajomy jest wybitnym przykładem erotomana - gawędziarza, co niektorzy też zwą “starym zbereźnikiem”. Non stop w rozmowe wplata jakies sprośne dowcipy oraz swoje przygody sprzed lat, kogo to on nie “wypimpał” - chyba znali go w całym województwie, o ile oczywiscie historie nie są zmyślone lub zapożyczone od całego zastępu lokalnych wopistów. Dwie opowiesci jakos zapadły mi w pamiec: “Grupa pograniczników dostała cynk, ze przy granicy kręci sie dziwne auto. Pojechał tam wiec patrol. Zachowanie samochodu świadczy, ze przyjechali w krzaki na bara bara. Pogranicznik puka w szybke, prosi o dokumenty. Szybka sie otwiera a tam sie okazuje byc jego żona. Ponoc gołą wytargał z auta ku radosci wszystkich kolegów. O niczym innym we wsi nie mówili przez kolejne pół roku”. Ponoc dotyczyło to kolegi naszego znajomego. Ciekawe czy serio.. Czy moze tak jak z “wstydliwymi lekami” w aptece - zawsze są dla kumpla, nawet jak sprzedający o to nie pyta
Druga historia jest spod Warszawy, z czasów gdy dorabiał jako kierowca, juz na wojskowej emeryturze. Zabrał na stopa zakonnice. Zażartował, ze trafiła mu sie kobita, ale w długiej kiecy, wiec nawet kolanka nie zobaczy. A tamta myk i kolanka pokazała. Gdy szedł zatankować rzucił w przestrzen, ze moze jak wróci to cos wiecej zobaczy. A zakonnica calkiem wyskoczyła z ubrania. A potem sie zwierzała, ze “księżom nie daje bo to zboczeńcy” - i nasz pogranicznik pęka ze śmiechu, z dumy i oczy mu sie świecą jak jego wilczurowi, kiedy sie bawi patykiem. Tak… Nie ma to jak sie pozwierzać ekipie, którą sie zna od paru godzin
Pakowanie idzie wiec nam wolniej niz zazwyczaj
Zmierzamy w strone Dziekanowa. Po drodze widac, ze kiedys jakas wąskotorówka tu jezdzila. Ciekawe czy przemysłowa czy pasażerska? Wokol tylko pola…
W wiosce czekamy na autobus.
Jedziemy do Hrubieszowa, potem do Zamościa i do domu. Tegoroczna wędrówka wśród pól, lasów, starorzeczy i rozsianych gdzies przy granicy wioseczek dobiega końca. Przed nami jeszcze jeden nocleg, ale juz w mieście, juz bez ogniska i dachu z gwiazd… Za nami masa wspomnien i zieloności polnych dróg.. Gdzieś tu, pod Hrubieszowem pewnie zaczniemy wędrówke za dwa lata...
cdn
Dzien wstaje upalny, ale nie ma duchoty - bo wieje. Wiaterek nie tylko przepędza parne powietrze, ale rowniez radzi sobie calkiem dobrze z komarami! Tak! To pierwszy poranek na tym wyjezdzie, gdzie wychodzisz z namiotu i nie wbija sie w ciebie od razu kilkadziesiąt szpilek! Znów płonie ognisko.
Jest ser, ryba, oliwki i dżem truskawkowy. No i kawa/herbata z osmolonego kotła - jak zawsze!
Nie odchodzimy daleko z naszego biwakowiska, gdy nachodzi nas nieprzeparta ochota na popas. Przewrócone drzewo leży sobie niedaleko ścieżki. Czasoprzestrzeń wręcz idealna aby uraczyc sie grzesiowym winkiem. To wręcz konieczne - za chwile wyjdziemy na rozprażony asfalt i wino bedzie sie nam grzało! Nie ma wyjścia. Zrzucamy plecaki!
Gdzies w drodze...
Hmmm… Moze za ileś milionów lat zmieni sie w węgiel?
Kolejna wieś to Kopyłów. Jest tu sklep ale czynny od 14. Nie bedziemy czekac.. Jest tez przystanek autobusowy w klimatach patriotycznych. Np. na Ukrainie to ostatnio bardzo powszechne zjawisko - tzn. takie zdobienie przystanków. U nas widze takowy po raz pierwszy. Szkoda, ze nie ma juz z nami Pudla - zapewne by to jakos skomentował
Na ścianie przystanku wypisany wierszyk “Kto ty jestes - Polak mały”. Ale w wersji nieco dłuższej niz ta, ktorej uczyłam sie w szkole. Dwóch ostatnich linijek nie było, a przynajmniej ja nie kojarze… Hmm.. chyba lepsza była tamta wersja. Bo zwykle bardziej przemawia do mnie stwierdzenie, ze “nie planuje oddac zycia za ojczyzne - wole żeby wróg oddał za swoją”
Jest tez odreczny rozkład jazdy busów. Widać przystanek został zaopiekowany w wyraznej inicjatywie oddolnej.
Gdy tuptamy gdzies dalej przez pola mija nas chyba 20 busów na ukrainskich blachach. Jeden za drugim, lub w odstepach nie wiekszych niz kilkuminutowe. A potem juz nic nie jedzie… Dziwne…
Po drodze jest tez wyharatana aleja starych drzew.. Nienawiść ludzi do roślin jest zatrważająca ostatnimi czasy.. Kiedys kazda wioska to była kępa zieleni - teraz betonowa pustka i wyprażona słoncem patelnia.
I widac dokladnie gdzie drzewka sie teleportowały…
Docieramy do Szpikołosów. Sklepik jest ale nie za fajny. Siadamy jednak w cieniu jego murów bo innego nie ma.
Na raty idziemy obejrzec miejscową cerkiew, coby nie musiec sie tachać z plecakami na drugi koniec wsi. Światynia jest drewniana i ma dość ciekawą historie, bo kilkukrotnie zmieniała swoją przynależność, to była kościołem a to cerkwią - i tak chyba z 5 razy. Położona w cieniu starych drzew - ufff tu sie jeszcze do nich nie zdążyli dobrać..
Z przyzwyczajenia, ale tez i bez nadziei, naciskam klamke. O dziwo drzwi sie otwierają. Wnętrza są chyba udekorowane na komunie. I cisza. Pusto. Zapach ziół, lilii i starego drewna.
Gdy kolektywnie całą ekipą opuszczamy Szpikołosy, juz na wylotówce z wsi, spotykamy przy cmentarzu babine. I jakos ucinamy sobie solidną pogawędke. Zaczyna sie od Wałęsy w Werbkowicach, który ponoc ma miec tam wykłady. Jest o ludziach z okolicy, ktorzy przezyli swoją śmierć, o skutkach bezstresowego wychowania dzieci, o tragicznych następstwach ulew, tzn. porażeniach prądem podczas wypompowywania wody, o przydomowych ogródkach, przetworach na zime, czy chorobach psychicznych u dzieci, ktorych niegdys nie bywało.. Miło sie gawędzi, a babina jest niezmiernie zaskoczona, ze z ludzmi młodszymi od jej dzieci na wiele tematów sie zgadza. I jeszcze idą lasami, polami, wioskami, z plecakami i śpią po krzakach - jak jakies młodzieżowe rajdy sprzed lat. Śmieje sie, żeśmy sie chyba zaplątali tutaj z jakiejs innej epoki. “Tak prosze pani, dokladnie tak” Tez sie śmiejemy na pożegnanie i zagłebiamy sie w chłód otwierającego sie przed nami lasu. Lasu, w ktorym znów nie da rady sie rozbić namiotem. Co oni tu mają za dżungle?
Za laskiem sie rozdzielamy. Ja zostaje z plecakami, a chłopaki idą obeznac teren i jego przydatność biwakową. Na rozdrożu, gdzie siedze, zatrzymuje sie dziadek. Przyjechał rowerem zbierac koniczyne dla królików.
Zagaduje do mnie nieco dziwnie: “O dziewczyna sama siedzi, koledzy porzucili. Moze trzeba sie zaopiekować, do chałupy zabrać, pomóc męża znaleźć, hehe”. Jednoczesnie jest na tyle zafiksowany na swoją wizje, ze odpowiedzi raczej nie słucha, a przynajmniej one do niego nie docierają. Opowiada tez różne kawały i juz w połowie kazdego zanosi sie ze śmiechu, o dyskotekach i lekarzach są jego ulubione. Jednoczesnie dziadek jest dość wścibski - w sensie - wy skad, wy dokąd, a gdzie śpicie, a po co chodzicie itp. Opowiadamy wiec, ze idziemy do Hrubieszowa. Zwykle wolimy, żeby miejscowi nie wiedzieli gdzie szykujemy sie na biwak. Potem nawet idziemy kawałek w przeciwną strone niz zamierzamy iść naprawde.
Dżunglowaty las jest wsrod nas! I jak tu namiot postawic w takim splątanym gąszczu krzaków, pnączy i chaszcza po szyje??
Obchodzimy zagajnik wokoło. Trafiamy w końcu na dosyć przyjemną łączke.
Widokowo bardzo ładna, ale wygląda na miejsce gdzie czasem coś jezdzi. Moze traktory tu zawracaja? Szlag wie.. Jak zwykle w takich miejscach nie czuje sie zbyt komfortowo, obawiając sie, że w nocy jakis nachlany lokals wjedzie nam w namiot - bo akurat nie zauważy.. Próbuje budowac zeribe z grubych konarów (moze jak najpierw wjedzie w gałęzie to bedzie miał te 5 sekund, zeby sobie przypomniec gdzie ma hamulec). Chłopaki tego problemu jakos nie widzą i moja pracowicie ułozona zeriba kończy w ognisku…. Cóż… nie ma rady...bede musiała zbudowac drugą wieczorem jak juz wszyscy położą sie spac..
Chwile pozniej przyjezdza na motorze koniczynowy dziadek. On chyba od początku wiedział jakie mamy zamiary i w Hrubieszów nie uwierzył. Ba! Mamy podejrzenia, że ze Szpikołosów w ogole wyjechał, zeby nas śledzić a koniczyna była tylko ściemą! Kurde to chyba jakis emerytowany policaj albo inny agent!
Potem przyjezdża jeszcze parka osobowym autem, kilkukrotnie dzwoniąc podwoziem w kamienie, korzenie i koleine drogi. Są mocno niepocieszeni, ze ich romantyczne miejsce jest dzisiaj zajęte. Z tej rozpaczy prawie wjezdzają nam do przedsionka namiotu w czasie zawracania.. Cóż.. Przez nas przyrost naturalny w powiecie sie nie zwiekszy
Po okolicznych polach zasuwają jeszcze jakis czas traktory rozpylając rozne świństwa, ale gdzies na granicy zmierzchu wszystko cichnie i świat wokol wypełnia cisza i spokój, przerywana jedynie kląskaniem ptactwa zamieszkaującego zwartą ściane pobliskiego lasu.
Bractwo kraciastych koszul!
zdjecie eco
Na wieczór mamy ziemniaki i cytrynówke. Mieliśmy też piwo, ale mrówki okazały sie sprytniejsze...
Noc mija spokojnie, nic nas nie rozjechalo! Zeriba nr 2 o poranku
Kolejne ognisko i kolejna jajecznica!
I znow odwiedza nas koniczynowy dziadek. Tym razem z rowerem i psem, radosnym młodym wilczurem.
Nasze podejrzenia sie potwierdzają - dzis nam opowiada, ze jest emerytowanym pogranicznikiem. Widac przyzwyczajenia i zawodowe obowiazki wchodzą jakos w krew i potem juz nie umie sie inaczej. Juz dwadziescia kilka lat nie jest w czynnej służbie , ale rozne kontakty nadal utrzymuje, np. hoduje i tresuje psy dla straży. Taaaak… A zastanawialismy sie wieczorem czy wróci rano - sprawdzic czy tu napewno zostalismy, czy jednak po jego wizycie nie zmienilismy naszej lokalizacji. Grześ sie śmieje, ze zapewne odwiedzał nas tez kilka razy w nocy i nie jest to calkowicie wykluczone!
Bardziej prywatnie, nasz nowy znajomy jest wybitnym przykładem erotomana - gawędziarza, co niektorzy też zwą “starym zbereźnikiem”. Non stop w rozmowe wplata jakies sprośne dowcipy oraz swoje przygody sprzed lat, kogo to on nie “wypimpał” - chyba znali go w całym województwie, o ile oczywiscie historie nie są zmyślone lub zapożyczone od całego zastępu lokalnych wopistów. Dwie opowiesci jakos zapadły mi w pamiec: “Grupa pograniczników dostała cynk, ze przy granicy kręci sie dziwne auto. Pojechał tam wiec patrol. Zachowanie samochodu świadczy, ze przyjechali w krzaki na bara bara. Pogranicznik puka w szybke, prosi o dokumenty. Szybka sie otwiera a tam sie okazuje byc jego żona. Ponoc gołą wytargał z auta ku radosci wszystkich kolegów. O niczym innym we wsi nie mówili przez kolejne pół roku”. Ponoc dotyczyło to kolegi naszego znajomego. Ciekawe czy serio.. Czy moze tak jak z “wstydliwymi lekami” w aptece - zawsze są dla kumpla, nawet jak sprzedający o to nie pyta
Druga historia jest spod Warszawy, z czasów gdy dorabiał jako kierowca, juz na wojskowej emeryturze. Zabrał na stopa zakonnice. Zażartował, ze trafiła mu sie kobita, ale w długiej kiecy, wiec nawet kolanka nie zobaczy. A tamta myk i kolanka pokazała. Gdy szedł zatankować rzucił w przestrzen, ze moze jak wróci to cos wiecej zobaczy. A zakonnica calkiem wyskoczyła z ubrania. A potem sie zwierzała, ze “księżom nie daje bo to zboczeńcy” - i nasz pogranicznik pęka ze śmiechu, z dumy i oczy mu sie świecą jak jego wilczurowi, kiedy sie bawi patykiem. Tak… Nie ma to jak sie pozwierzać ekipie, którą sie zna od paru godzin
Pakowanie idzie wiec nam wolniej niz zazwyczaj
Zmierzamy w strone Dziekanowa. Po drodze widac, ze kiedys jakas wąskotorówka tu jezdzila. Ciekawe czy przemysłowa czy pasażerska? Wokol tylko pola…
W wiosce czekamy na autobus.
Jedziemy do Hrubieszowa, potem do Zamościa i do domu. Tegoroczna wędrówka wśród pól, lasów, starorzeczy i rozsianych gdzies przy granicy wioseczek dobiega końca. Przed nami jeszcze jeden nocleg, ale juz w mieście, juz bez ogniska i dachu z gwiazd… Za nami masa wspomnien i zieloności polnych dróg.. Gdzieś tu, pod Hrubieszowem pewnie zaczniemy wędrówke za dwa lata...
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Po drodze jest tez wyharatana aleja starych drzew.. Nienawiść ludzi do roślin jest zatrważająca ostatnimi czasy.. Kiedys kazda wioska to była kępa zieleni - teraz betonowa pustka i wyprażona słoncem patelnia.
to może mieć związek z tym przystanek - wiadomo, że drzewa zabijają kierowców. Zabiją zwłaszcza prawdziwych patriotów - jedzie taki lekko zawiany ile fabryka dała, a tu jakiś konar się nagle pojawia. I jeb.
Zagaduje do mnie nieco dziwnie: “O dziewczyna sama siedzi, koledzy porzucili. Moze trzeba sie zaopiekować, do chałupy zabrać, pomóc męża znaleźć, hehe”. Jednoczesnie jest na tyle zafiksowany na swoją wizje, ze odpowiedzi raczej nie słucha, a przynajmniej one do niego nie docierają. Opowiada tez różne kawały i juz w połowie kazdego zanosi sie ze śmiechu, o dyskotekach i lekarzach są jego ulubione. Jednoczesnie dziadek jest dość wścibski - w sensie - wy skad, wy dokąd, a gdzie śpicie, a po co chodzicie itp.
jak Ciebie nie ma, to jakoś te dziadki się trzymają od nas z daleka. A jak buba to od razu jakiś z jednym zębem coby kwiaty w nim przynosił albo kawalarz
Druga historia jest spod Warszawy, z czasów gdy dorabiał jako kierowca, juz na wojskowej emeryturze. Zabrał na stopa zakonnice. Zażartował, ze trafiła mu sie kobita, ale w długiej kiecy, wiec nawet kolanka nie zobaczy. A tamta myk i kolanka pokazała. Gdy szedł zatankować rzucił w przestrzen, ze moze jak wróci to cos wiecej zobaczy. A zakonnica calkiem wyskoczyła z ubrania. A potem sie zwierzała, ze “księżom nie daje bo to zboczeńcy”
był podobny kawał, więc gawędziarz za wiele się nie wysilił adaptując go do swojej przygody
Zmierzamy w strone Dziekanowa. Po drodze widac, ze kiedys jakas wąskotorówka tu jezdzila. Ciekawe czy przemysłowa czy pasażerska? Wokol tylko pola…
Hrubieszowska Kolej Dojazdowa. Jeździły i pasażerskie i towarowe. Co ciekawe, wybudowali ją chyba Austriacy w czasie Wielkiej Wojny. Zlikwidowana w 1990.
Wynika z tego, że jak pojechałem do domu, to i robactwo odpuściło
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ale fantazje ma niezłe. Prawie jak ceper
Ten akurat o "alkowie" nie wspominal, widac preferowal inne miejsca
Pudelek pisze:to może mieć związek z tym przystanek - wiadomo, że drzewa zabijają kierowców. Zabiją zwłaszcza prawdziwych patriotów - jedzie taki lekko zawiany ile fabryka dała, a tu jakiś konar się nagle pojawia. I jeb.
Akurat nie ta wies tylko kolejna - ale moze klimaty podobne.
Acz jesli chodzi o niszczenie zieleni to mam wrazenie ze to jest rzecz, ktora wsrod Polakow łączy wszelkie odłamy polityczne...
Pudelek pisze:jak Ciebie nie ma, to jakoś te dziadki się trzymają od nas z daleka. A jak buba to od razu jakiś z jednym zębem coby kwiaty w nim przynosił albo kawalarz
Widac nikt z waszej trojki nie jest w ich typie! Musicie sie bardziej postarac to i przygod bedzie wiecej!
Pudelek pisze:był podobny kawał, więc gawędziarz za wiele się nie wysilił adaptując go do swojej przygody
Tak? To ja slyszalam tylko taki z zakonczeniem "wy kierowcy to macie dobrze a my pedaly ciagle musimy kombinowac " O ten chodzilo?
Pudelek pisze:Hrubieszowska Kolej Dojazdowa. Jeździły i pasażerskie i towarowe. Co ciekawe, wybudowali ją chyba Austriacy w czasie Wielkiej Wojny. Zlikwidowana w 1990.
Uuuu jaka szkoda ze jej juz nie ma To by podnioslo klimat wyjazdu taka pojechac!
Pudelek pisze:Wynika z tego, że jak pojechałem do domu, to i robactwo odpuściło
No to sie wyjasnilo kto robactwo przywiozl i podkarmial jak nie patrzylismy
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Tak? To ja slyszalam tylko taki z zakonczeniem "wy kierowcy to macie dobrze a my pedaly ciagle musimy kombinowac " O ten chodzilo?
coś w tym stylu, już sam dokładnie nie pamiętam szczegółów
buba pisze:No to sie wyjasnilo kto robactwo przywiozl i podkarmial jak nie patrzylismy
trochę się najadły
Acz jesli chodzi o niszczenie zieleni to mam wrazenie ze to jest rzecz, ktora wsrod Polakow łączy wszelkie odłamy polityczne...
nie da się jednak ukryć, że to obecny rząd uchwalił ustawę, dzięki której setki tysięcy albo miliony drzew można było bezkarnie wyciąć. Tej straty już nie nadrobimy.
Ostatnio zmieniony 2018-12-07, 16:41 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 21 gości