Misja "Czajnik" czyli Andrzejki - Ceperki w Beskid
Misja "Czajnik" czyli Andrzejki - Ceperki w Beskid
Na wezwanie Cepra stawili się w Rzykach:
- Ceper, król Alkowy
- TNT, miejscowy z Kęt
- Vision, wracający do życia górskiego
- sokół, w pomarańczowych kalesonach.
Miał jechać też piąty osobnik, ale zaspał, w dodatku nawet nie był spakowany, więc został w łóżku, znaczy w alkowie.
Wyjazd miał jeden główny cel. Zawieźć do Chatki na Potrójnej czajnik, spalony rzekomo na naszym zlocie. To znaczy jeden czajnik został już wysłany, ale nie odpowiadał gospodarzowi, gdyż nie miał podziałki.
Zostawiamy auto w Rzykach Jagódkach i lecimy na busa, który ma zawieźć nas na Praciaki. Plan się udaje, bo po dwóch minutach zjawia się busik no i jedziemy.
Humory dopisują. Ceper zauważa, że mieści się na jednym siedzeniu, podczas gdy ja zajmuje dwa.
Po chwili przypominamy sobie nasz główny cel wycieczki, po czym okazuje się, że ceper zostawił czajnik w aucie.
Wybuchamy śmiechem, a do drwin przyłączają się także pasażerowie autobusu. Patrzą na nas jak na debili.
W sumie za wiele nie jestem w stanie opisać, bo strasznie bolała mnie przepona i oplułem szybę.
Wysiadamy w Praciakach. Zimno. No to walimy po piwku. I ruszamy bez szlaku. Przewodnik TNT tak się zagadał, że w końcu pogubił drogę i idziemy jakąś zupełnie nową. Po drodze robimy pamiątkowe zdjęcie z czajnikiem przeznaczonym na Potrójną.
Szybko okazuje się, że nowa droga okazuje się strzałem w dziesiątkę, bo jest błyskawiczna, a i pogoda nie jest taka tragiczna, na co wskazywały prognozy. Nawet jakiś lichy wschód słońca nam towarzyszy.
Chcemy iść do chatki, ale ceper nalega na wejście na szczyt, co też czynimy, z początku z niezadowoleniem, ale w końcu stwierdzamy, że nawet coś tam widać
choć bez fajerwerków
Tym razem nauczony doświadczeniem walę przygarba, aż mi w krzyżu trzeszczy. No i kurczę, są efekty.
Dzikiemu to nawet słoneczko musiało z rana przyświecić...
Na szczycie spotykamy grupkę biegaczy, którzy robią nam zdjęcie.
Idziemy do chatki. Tam się okazuje, że czajnik jednak jest, że ceper po mistrzowsku zagrał ofiarę losu.
Ceper zaraz przekazuje czajnik wraz z fakturą, instrukcjami... Ale co to, nawet "dziękuję" nie usłyszał, mimo, że to już drugi czajnik w ciągu dwóch miesięcy, który chatka od niego dostaje.
I to nie był czajnik z ukraińskiego straganu, tylko tefal za ponad pogana!
Niesmak duży. Do tego bierzemy dwie kawy i cholera jasna, jakbym czajniki dwa dostał to bym machnął ręką na zapłatę. No ale niesmak pozostał.
Na osłodę TNT wyciąga hinduską wódkę i napoczynamy butelkę.
Dwie kolejki i idziemy, łażenia przed nami sporo, czasu też, jesteśmy optymistami.
Plan mamy prosty. Najpierw Zbójnickie Okno.
Ceper próbuje wejść do okna od dupy strony, co za bardzo mu się nie udaje, na szczęście nie spada.
Inni biorą skałę od góry, inni też wypinają cztery litery na tej skale, każdy ma inny styl.
W końcu na skale usadowił się model i zażądał sesji.
Poszliśmy dalej, spotykając po drodze zwierzątko. Z początku się nie ruszało, ale trzepnąłem jej z lampy błyskowej i zaraz ożyła.
Następna przerwa była przy wyciągu.
A to jeden z napojów dnia, Kustosz, świetne piwo, ale jak się dziś okazało, dopiero wtedy, gdy już masz w sobie kilka innych. Na trzeźwo jest straszne.
Spodziewaliśmy się też większej ilości śniegu, może szronu na drzewach. Ale było jeszcze mocno jesiennie, jedynie centymetr śniegu, i to też nie wszędzie.
Zaczęliśmy podchodzić ku Łamanej Skale. Tu prawo perspektywy górskiej nie działa, bo tylko las, las, las.
Na szczyt nie wchodzimy, ale zdjęcie z tabliczką zaliczone.
Z Łamanej schodzimy na Anulę i stamtąd stromo i błotniście do Groty. Nikt niestety nie jebnął, chociaż raz Vis był bliski sukcesu.
I tu zrobiliśmy popas. Vis naprawiał swój felerny obiektyw, który mu nie chciał ostrzyć, w końcu stwierdził, że od teraz jest artystą i będzie ostrzył ręcznie.
Ceper najpierw sprawdzał, czy woda jest wystarczająco mokra dla jego wymagań.
W końcu stwierdził, że jest mokra, wobec tego postanowił sobie umyć nieco szyję.
Ceper poszedł jeszcze do Dusicy, myśmy zostali. Otworzyliśmy po piwku i tak siedzieliśmy gadając o wszystkim i o niczym. I nawet nie zauważyliśmy, że zaczęło padać.
Wyszliśmy bez przygód na grzbiet i ruszyliśmy w kierunku Leskowca.
Padało może nie jakoś mocno, ale systematycznie. Zaciągnęło się na amen i nic nie zapowiadało, żeby coś się poprawić miało.
W takich klimatach dotarliśmy na szczyt Leskowca, gdzie pożarliśmy bułki chroniąc się w szczytowym szałasie.
Zaczęło też wiać. Ciężko było namówić chłopaków do wspólnego zdjęcia z flagą.
Ruszliśmy w końcu na Jaworzynę, postanawiając po drodze, że do Jaskowej Arki już się nam iść nie chce.
W schronisku jemy bardzo dobry obiad (szczególnie żurek) i siedzimy prawie trzy godziny, w tym ceper śpi pół godziny na krześle obok odsypiając noc, no ale budzi go bufetowa z pytaniem, czy czeka na nocleg.
Ze schroniska wychodzimy już po ciemku, więc w świetle czołówek schodzimy serduszkowym szlakiem do Jagódek, gdzie czeka na nas auto. Nikt się nie wywala, nikogo nic nie atakuje, bez przygód, bez strat.
Jedno zdjęcie z telefonu TNT, poglądowe, gdzieś podczas zejścia
I to tyle, od świtu do zmierzchu w górach, choć to wcale nie dużo, bo dzień bardzo się skrócił. Turystów w schronisku sporo, ale po całej trasie spotkaliśmy 5 biegaczy i 2 turystów.
Fajny dzień był, tylko krótki.
Przejście dzisiejsze dedykuję Darkowi, który dziś ma urodziny, a myśmy nieświadomie wypili Twoje zdrowie!
- Ceper, król Alkowy
- TNT, miejscowy z Kęt
- Vision, wracający do życia górskiego
- sokół, w pomarańczowych kalesonach.
Miał jechać też piąty osobnik, ale zaspał, w dodatku nawet nie był spakowany, więc został w łóżku, znaczy w alkowie.
Wyjazd miał jeden główny cel. Zawieźć do Chatki na Potrójnej czajnik, spalony rzekomo na naszym zlocie. To znaczy jeden czajnik został już wysłany, ale nie odpowiadał gospodarzowi, gdyż nie miał podziałki.
Zostawiamy auto w Rzykach Jagódkach i lecimy na busa, który ma zawieźć nas na Praciaki. Plan się udaje, bo po dwóch minutach zjawia się busik no i jedziemy.
Humory dopisują. Ceper zauważa, że mieści się na jednym siedzeniu, podczas gdy ja zajmuje dwa.
Po chwili przypominamy sobie nasz główny cel wycieczki, po czym okazuje się, że ceper zostawił czajnik w aucie.
Wybuchamy śmiechem, a do drwin przyłączają się także pasażerowie autobusu. Patrzą na nas jak na debili.
W sumie za wiele nie jestem w stanie opisać, bo strasznie bolała mnie przepona i oplułem szybę.
Wysiadamy w Praciakach. Zimno. No to walimy po piwku. I ruszamy bez szlaku. Przewodnik TNT tak się zagadał, że w końcu pogubił drogę i idziemy jakąś zupełnie nową. Po drodze robimy pamiątkowe zdjęcie z czajnikiem przeznaczonym na Potrójną.
Szybko okazuje się, że nowa droga okazuje się strzałem w dziesiątkę, bo jest błyskawiczna, a i pogoda nie jest taka tragiczna, na co wskazywały prognozy. Nawet jakiś lichy wschód słońca nam towarzyszy.
Chcemy iść do chatki, ale ceper nalega na wejście na szczyt, co też czynimy, z początku z niezadowoleniem, ale w końcu stwierdzamy, że nawet coś tam widać
choć bez fajerwerków
Tym razem nauczony doświadczeniem walę przygarba, aż mi w krzyżu trzeszczy. No i kurczę, są efekty.
Dzikiemu to nawet słoneczko musiało z rana przyświecić...
Na szczycie spotykamy grupkę biegaczy, którzy robią nam zdjęcie.
Idziemy do chatki. Tam się okazuje, że czajnik jednak jest, że ceper po mistrzowsku zagrał ofiarę losu.
Ceper zaraz przekazuje czajnik wraz z fakturą, instrukcjami... Ale co to, nawet "dziękuję" nie usłyszał, mimo, że to już drugi czajnik w ciągu dwóch miesięcy, który chatka od niego dostaje.
I to nie był czajnik z ukraińskiego straganu, tylko tefal za ponad pogana!
Niesmak duży. Do tego bierzemy dwie kawy i cholera jasna, jakbym czajniki dwa dostał to bym machnął ręką na zapłatę. No ale niesmak pozostał.
Na osłodę TNT wyciąga hinduską wódkę i napoczynamy butelkę.
Dwie kolejki i idziemy, łażenia przed nami sporo, czasu też, jesteśmy optymistami.
Plan mamy prosty. Najpierw Zbójnickie Okno.
Ceper próbuje wejść do okna od dupy strony, co za bardzo mu się nie udaje, na szczęście nie spada.
Inni biorą skałę od góry, inni też wypinają cztery litery na tej skale, każdy ma inny styl.
W końcu na skale usadowił się model i zażądał sesji.
Poszliśmy dalej, spotykając po drodze zwierzątko. Z początku się nie ruszało, ale trzepnąłem jej z lampy błyskowej i zaraz ożyła.
Następna przerwa była przy wyciągu.
A to jeden z napojów dnia, Kustosz, świetne piwo, ale jak się dziś okazało, dopiero wtedy, gdy już masz w sobie kilka innych. Na trzeźwo jest straszne.
Spodziewaliśmy się też większej ilości śniegu, może szronu na drzewach. Ale było jeszcze mocno jesiennie, jedynie centymetr śniegu, i to też nie wszędzie.
Zaczęliśmy podchodzić ku Łamanej Skale. Tu prawo perspektywy górskiej nie działa, bo tylko las, las, las.
Na szczyt nie wchodzimy, ale zdjęcie z tabliczką zaliczone.
Z Łamanej schodzimy na Anulę i stamtąd stromo i błotniście do Groty. Nikt niestety nie jebnął, chociaż raz Vis był bliski sukcesu.
I tu zrobiliśmy popas. Vis naprawiał swój felerny obiektyw, który mu nie chciał ostrzyć, w końcu stwierdził, że od teraz jest artystą i będzie ostrzył ręcznie.
Ceper najpierw sprawdzał, czy woda jest wystarczająco mokra dla jego wymagań.
W końcu stwierdził, że jest mokra, wobec tego postanowił sobie umyć nieco szyję.
Ceper poszedł jeszcze do Dusicy, myśmy zostali. Otworzyliśmy po piwku i tak siedzieliśmy gadając o wszystkim i o niczym. I nawet nie zauważyliśmy, że zaczęło padać.
Wyszliśmy bez przygód na grzbiet i ruszyliśmy w kierunku Leskowca.
Padało może nie jakoś mocno, ale systematycznie. Zaciągnęło się na amen i nic nie zapowiadało, żeby coś się poprawić miało.
W takich klimatach dotarliśmy na szczyt Leskowca, gdzie pożarliśmy bułki chroniąc się w szczytowym szałasie.
Zaczęło też wiać. Ciężko było namówić chłopaków do wspólnego zdjęcia z flagą.
Ruszliśmy w końcu na Jaworzynę, postanawiając po drodze, że do Jaskowej Arki już się nam iść nie chce.
W schronisku jemy bardzo dobry obiad (szczególnie żurek) i siedzimy prawie trzy godziny, w tym ceper śpi pół godziny na krześle obok odsypiając noc, no ale budzi go bufetowa z pytaniem, czy czeka na nocleg.
Ze schroniska wychodzimy już po ciemku, więc w świetle czołówek schodzimy serduszkowym szlakiem do Jagódek, gdzie czeka na nas auto. Nikt się nie wywala, nikogo nic nie atakuje, bez przygód, bez strat.
Jedno zdjęcie z telefonu TNT, poglądowe, gdzieś podczas zejścia
I to tyle, od świtu do zmierzchu w górach, choć to wcale nie dużo, bo dzień bardzo się skrócił. Turystów w schronisku sporo, ale po całej trasie spotkaliśmy 5 biegaczy i 2 turystów.
Fajny dzień był, tylko krótki.
Przejście dzisiejsze dedykuję Darkowi, który dziś ma urodziny, a myśmy nieświadomie wypili Twoje zdrowie!
Ostatnio zmieniony 2018-11-24, 21:19 przez sokół, łącznie zmieniany 2 razy.
Ale co to, nawet "dziękuję" nie usłyszał, mimo, że to już drugi czajnik w ciągu dwóch miesięcy, który chatka od niego dostaje.
I to nie był czajnik z ukraińskiego straganu, tylko tefal za ponad pogana!
Serio takie buraki tam siedza? Kurde, trzeba im bylo g... w papierku wyslac a nie dwa czajniki...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Wschód to jest z prawej czy lewej strony ?
Nareszcie się okazało gdzie jest wschód...
Zdziwiony?
Jakby tu dośnieżyć?
W oczekiwaniu na resztę ekipy...
Pierwszy śnieg tej jesieni...
Nareszcie schronisko. Można zjeść żurek, a potem zdrzemnąć się w kącie
4 światło -czerwone, to chyba darkheush, z którym w dniu urodzin byliśmy duchem
Czas do auta i do domu...
Ostatnio zmieniony 2018-11-25, 18:14 przez TNT'omek, łącznie zmieniany 1 raz.
in omnia paratus...
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Z opisu wnioskuję, że Ceper znowu był sympatyczny
Fajnie połaziliście, choć pogoda zniechęcająca. Męska wycieczka
Hmm... czyżby dało się odczuć zmęczenie turystami?
Prowadzenie takiej chatki pewnie łatwe nie jest. Gospodarz się stara, za niedużą kasę, czasem ktoś coś zniszczy... na pewno do tego trzeba czuć powołanie. Szkoda.
Fajnie połaziliście, choć pogoda zniechęcająca. Męska wycieczka
sokół pisze:Ale co to, nawet "dziękuję" nie usłyszał, mimo, że to już drugi czajnik w ciągu dwóch miesięcy, który chatka od niego dostaje. Niesmak duży. Do tego bierzemy dwie kawy i cholera jasna, jakbym czajniki dwa dostał to bym machnął ręką na zapłatę. No ale niesmak pozostał.
Hmm... czyżby dało się odczuć zmęczenie turystami?
Prowadzenie takiej chatki pewnie łatwe nie jest. Gospodarz się stara, za niedużą kasę, czasem ktoś coś zniszczy... na pewno do tego trzeba czuć powołanie. Szkoda.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze: na pewno do tego trzeba czuć powołanie.
i przyjmować często TWA.
Niestety, jest sporo "chatek", gdzie bywają najczęściej stali bywalcy. Ta również do nich należy. My do tych bywalców nie należymy. Więc efekt jest, jaki jest.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Czas kilka słów ode mnie, bo dopiero ... wstałem na podwieczorek.
Noc z czwartku na piątek zawaliłem przeglądając internet przy okazji Black Friday - zmarnowałem masę czasu i nic nie upolowałem. Piątek ogólnie okazał się dość ciężki - telefonów masa, pakowanie paczek wieczorem, wieczorne seriale, więc przed wyjazdem zdrzemnąłem się z pół godziny - brak snu odbił mi się na trasie znacznym zmęczeniem. Sokół nawet wystraszył się mego sapania podczas zejścia z Leskowca.
Doceniam punktualność ekipy (ja byłem z 7-minutową rezerwą), ale także busa "7" w Jagódkach.
Podejście na Potrójną okazało się szybkie, prowadził TNT, zaś mój smartfon weryfikował, czy nie wiedzie nas na manowce. Słońce wyszło prawie na wschodzie, byliśmy około 30 minut spóźnieni - wlokłem się jak żółw, dodatkowo przy dużym zmęczeniu basior mi pęcznieje.
Podczas sesji foto nie widziałem przygarbu, może następnym razem zobaczę prawidłową technikę robienia zdjęć (problem z domowym obiadem w południe).
Schodzimy do Chatki na Potrójnej, gdzie zobowiązałem się dostarczyć czajnik, który spełniłby oczekiwania gospodarza. Wprawdzie proponowałem, aby zakupiono czajnik we własnym zakresie, zaś mi podano kwotę oraz nr rachunku bankowego. Nie spodziewałem się, że stalowy czajnik 2l z czarną pokrywą to złom, bo brakowało mu wskaźnika wody.
Postanowiłem dostarczyć go osobiście, aby być pewnym, że wszystko jest OK. Podjechałem do galerii handlowej, obejrzałem kilkanaście czajników i najbardziej przypadł mi do gustu w optymalnej cenie 119 zł ów czajnik https://www.euro.com.pl/czajniki/tefal-snow-ko330.bhtml
Poszperałem w necie i znalazłem w sklepie internetowym za 95 zł i ten dostarczyliśmy.
Niestety, ale nie usłyszałem potwierdzenia, czy spełnia on wymogi gospodarza Chatki pod Potrójną. Prosiłbym kogoś z forumowiczów o kontakt z gospodarzem, bo to przerasta moje możliwości techniczne telefoniczno-SMS-owe. Najwyżej udamy się tam jeszcze raz, chociaż we wrześniu zarzekałem się, że moja noga tam już nie postanie, znaczy się byłem tam dwa razy: pierwszy i ostatni. Wynika z tego, że byłem tam trzeci raz. Również ostatni, bo markotność gospodarza dla przybyłych intruzów była okazywana nader widocznie, bo kto za 10 zł (dwie kawy: sokół rozpuszczalną + Vision siekierę) by się cieszył zrywając z alkowy o godz. 8:45.
Nie wchodziłbym do tego przybytku ani na chwilę, ale też nie liczyłem, że koledzy odmówią poczęstunku w postaci drobiowych kabanosów i herbatki albo dwóch (wspominałem po drodze) Teakanne - owoce lasu. Może gospodarz był zły, bo nie zapłaciłem za odrobinę wrzątku, chociaż zostawiłem cukier w woreczku strunowym i pozostałe 19 saszetek herbaty. Nawet próba załagodzenia sytuacji drobnym gratisem - ładowarka sieciowa 2x USB po 1A + 2 kable microUSB + 1 adapter na USB-C (nowsze smartfony) - nie zmniejszyła frasunku na jego twarzy. Widać było, że przeżywa traumę. Oddaliliśmy się niezwłocznie.
Zbójeckie Okno w rzeczywistości wygląda mniej okazale niż w rzeczywistości, podobnie Chata pod Potrójną, Grota Komonieckiego czyWodospad Dusicy. O Jaśkowej Arce nie chciałem nawet słyszeć. Większość dnia pogoda była super, przy grocie zaczęła się mżawka, która trwała aż do schroniska Leskowiec. Był czas za to porozmawiać na tematy życiowe, czyli także sercem związane z alkową.
Z każdą chwilą byłem coraz bardziej zmęczony, więc w schronisku na ławce w kącie udało mi się zdrzemnąć z 15-20 minut, dzięki czemu czym wróciłem do żywych. Do Jagódek zeszliśmy w świetle czołówek bez przygód. W drodze powrotnej zrobiłem sobie dwie przerwy po 15-20 minut na odpoczynek. Wypad udany, chociaż wolałbym raczej 2-dniowy. Dziękuje kolegom za wspólną pogawędkę i spacer po Beskidzie Małym. Do zobaczenia na szlaku.
Galeria zdjęć - 2018.11.24 Potrójna - Leskowiec
Noc z czwartku na piątek zawaliłem przeglądając internet przy okazji Black Friday - zmarnowałem masę czasu i nic nie upolowałem. Piątek ogólnie okazał się dość ciężki - telefonów masa, pakowanie paczek wieczorem, wieczorne seriale, więc przed wyjazdem zdrzemnąłem się z pół godziny - brak snu odbił mi się na trasie znacznym zmęczeniem. Sokół nawet wystraszył się mego sapania podczas zejścia z Leskowca.
Doceniam punktualność ekipy (ja byłem z 7-minutową rezerwą), ale także busa "7" w Jagódkach.
Podejście na Potrójną okazało się szybkie, prowadził TNT, zaś mój smartfon weryfikował, czy nie wiedzie nas na manowce. Słońce wyszło prawie na wschodzie, byliśmy około 30 minut spóźnieni - wlokłem się jak żółw, dodatkowo przy dużym zmęczeniu basior mi pęcznieje.
Podczas sesji foto nie widziałem przygarbu, może następnym razem zobaczę prawidłową technikę robienia zdjęć (problem z domowym obiadem w południe).
Schodzimy do Chatki na Potrójnej, gdzie zobowiązałem się dostarczyć czajnik, który spełniłby oczekiwania gospodarza. Wprawdzie proponowałem, aby zakupiono czajnik we własnym zakresie, zaś mi podano kwotę oraz nr rachunku bankowego. Nie spodziewałem się, że stalowy czajnik 2l z czarną pokrywą to złom, bo brakowało mu wskaźnika wody.
Postanowiłem dostarczyć go osobiście, aby być pewnym, że wszystko jest OK. Podjechałem do galerii handlowej, obejrzałem kilkanaście czajników i najbardziej przypadł mi do gustu w optymalnej cenie 119 zł ów czajnik https://www.euro.com.pl/czajniki/tefal-snow-ko330.bhtml
Poszperałem w necie i znalazłem w sklepie internetowym za 95 zł i ten dostarczyliśmy.
Niestety, ale nie usłyszałem potwierdzenia, czy spełnia on wymogi gospodarza Chatki pod Potrójną. Prosiłbym kogoś z forumowiczów o kontakt z gospodarzem, bo to przerasta moje możliwości techniczne telefoniczno-SMS-owe. Najwyżej udamy się tam jeszcze raz, chociaż we wrześniu zarzekałem się, że moja noga tam już nie postanie, znaczy się byłem tam dwa razy: pierwszy i ostatni. Wynika z tego, że byłem tam trzeci raz. Również ostatni, bo markotność gospodarza dla przybyłych intruzów była okazywana nader widocznie, bo kto za 10 zł (dwie kawy: sokół rozpuszczalną + Vision siekierę) by się cieszył zrywając z alkowy o godz. 8:45.
Nie wchodziłbym do tego przybytku ani na chwilę, ale też nie liczyłem, że koledzy odmówią poczęstunku w postaci drobiowych kabanosów i herbatki albo dwóch (wspominałem po drodze) Teakanne - owoce lasu. Może gospodarz był zły, bo nie zapłaciłem za odrobinę wrzątku, chociaż zostawiłem cukier w woreczku strunowym i pozostałe 19 saszetek herbaty. Nawet próba załagodzenia sytuacji drobnym gratisem - ładowarka sieciowa 2x USB po 1A + 2 kable microUSB + 1 adapter na USB-C (nowsze smartfony) - nie zmniejszyła frasunku na jego twarzy. Widać było, że przeżywa traumę. Oddaliliśmy się niezwłocznie.
Zbójeckie Okno w rzeczywistości wygląda mniej okazale niż w rzeczywistości, podobnie Chata pod Potrójną, Grota Komonieckiego czyWodospad Dusicy. O Jaśkowej Arce nie chciałem nawet słyszeć. Większość dnia pogoda była super, przy grocie zaczęła się mżawka, która trwała aż do schroniska Leskowiec. Był czas za to porozmawiać na tematy życiowe, czyli także sercem związane z alkową.
Z każdą chwilą byłem coraz bardziej zmęczony, więc w schronisku na ławce w kącie udało mi się zdrzemnąć z 15-20 minut, dzięki czemu czym wróciłem do żywych. Do Jagódek zeszliśmy w świetle czołówek bez przygód. W drodze powrotnej zrobiłem sobie dwie przerwy po 15-20 minut na odpoczynek. Wypad udany, chociaż wolałbym raczej 2-dniowy. Dziękuje kolegom za wspólną pogawędkę i spacer po Beskidzie Małym. Do zobaczenia na szlaku.
Galeria zdjęć - 2018.11.24 Potrójna - Leskowiec
Ostatnio zmieniony 2018-11-25, 20:46 przez ceper, łącznie zmieniany 2 razy.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 37 gości