Narada adminów czyli Trzech Muszkieterów i Ślepy Giermek.
Narada adminów czyli Trzech Muszkieterów i Ślepy Giermek.
Jak się dzisiaj okazało, doszło do wyjazdu dość spontanicznego, pomimo wielu przeciwności losu. Pomimo straszliwych meteogramów. Pomimo mgły drapieżnie rzucającej kłody pod opony.
I nawet nocka w pracy nie mogła mi popsuć tego dnia.
To będzie moja relacja subiektywna, chłopaki pewnie mają inne spojrzenie na to, co się wydarzyło.
Ruszamy punkt czwarta z centrum Szczyrku. Zimnawo, ale co tam.
pssssssssss.... charakterystyczny dźwięk rozbrzmiewa i od razu niektórym idzie się lepiej. Inni od samego początku walczą. Z wielkim ciężarem powiek.
Pięknie podświetlona latarniami (pań lekkich obyczajów nie zauważono) droga wije się do góry ku kościółkowi na Górce. Ceper byłby wniebowzięty.
W Szczyrku już święta. Pod Orlim Gniazdem (taaaaki hotelik) ubrane choinki.
Trafiamy na właściwą drogę i ciśniemy ku przeznaczeniu. Zapalamy czołówki. Bo latarnie się skończyły. Moja coś nie styka. Za to Wiktor ma halogeny jak na Stadionie Narodowym. No to gaszę moją, po co mam udawać, że świecę.
Gdzieś tam powyżej tracimy drogę. W końcu pada hasło, że w sumie musimy iść do góry. Cóż za wspaniała puenta. Że też wcześniej na to nie wpadłem?
Wizion mimo kilkuletniej przerwy zachował jednak umiejętności wybitnego trapera. Ten uzdolniony terenoznawca wyniuchał jakąś ścieżkę, po czym Laynn potwierdza, że to właściwe tory. Bo w przeciwieństwie do historycznych wypraw na Pilsko jesteśmy mocno uzbrojeni. GPS-y, aplikacje z mapami, wysokościomierze...
W końcu robimy jakąś przerwę. Ciemno jak w dupie. Nie no, w dupie tylu gwiazd nie ma. A na niebie miliony ich. Robert J byłby zadowolony. Ale stwierdzamy, że pewnie by ustawił czas naświetlania 30 minut i nie zdążyłby wejść na wschód.
psssssss....
znów ten dźwięk, tym razem powtarza się cztery razy.
I tak siedzimy, gadamy.
Laynn coś tam dupcy, że się zaczyna spektakl, nikt go nie słucha.
Ruszamy powolutku, bo się napoje wypiły.
Nagle doznaję olśnienia.
-O kur... zaczyna się!
Z głębi słyszę komentarz Wiktora.
"Mówiłem przecież o tym kwadrans temu".
Rozpoczyna się bieg do góry. Każdy wyciska z siebie maks. Robert wyciska nawet płuca, przez co zostaje nieco z tyłu. A Wiktor to zasuwa do przodu, jak do stoiska z promocyjnymi obiektywami w Lidlu.
Znalazł w końcu jakąś miejscówkę i teraz wszyscy, jak jeden mąż, w jakimś dziwnym transie, rozkładają swoje sprzęty.
Rozpoczyna się cykanie zajebistych i jeszcze bardziej zajebistych fot. Statywy grzeją się, obiektywy parują, niektórym ze statywu psuje się jedna noga i podpierają się pieńkami.
Nawet zmiana położenia statywu o metr w lewo lub prawo daje zupełnie inne kadry oddalonych o około sto kilometrów Tatr. To jest prawo perspektywy górskiej.
Szał trwa. To nic, że potem w domu ze stu zdjęć osiemdziesiąt od razu wyrzucam. W tej danej chwili wierzę i ufam, że robię właśnie najlepsze zdjęcie w życiu, że Sprocket, Robert J i Sebastian Słota schowają się ze wstydu pod stołem, a ja właśnie zostanę nowym fotograficznym guru klubu chimalajowego.
I zaczyna się cicha rywalizacja. Wszyscy robią Tatry? To ja pójdę w krzaki w lewo!
Na dwadzieścia zdjęć tylko jedno trochę wyszło... No, nie udało się.
Laynn kątuje, coś tam zakłada, jakieś filtry... Czekaj! jak jebnę mgiełki to pójdziesz asfalt zwijać z rozpaczy!
No i jebłem.
Ale o korzeń.
Wieje, to statyw mi lata jak ceprowi w alkowie. W końcu szoł się kończy, bo wyszło słońce. Wielkie mi halo. Codziennie wychodzi.
Jak się chcesz wybić, musisz mieć nietypowe kadry. To mam, tylko... co miałem na mysli?
Słońce wyszło na dobre, więc powoli się zbieramy. Jeszcze w tą stronę, jeszcze jedno zdjęcie. A ja już zeżarłem wszystkie kanapki, wydoiłem cały termos herbaty, nogi mnie swędzą, czas gonić na Skrzyczne.
Było też widać Kraków. Gołym okiem. Nawet Ślepy, czyli Sebastian ponoć go widział. To znaczy, że było widać naprawdę.
Wierzę Sebastianowi, że mówił prawdę, że widzi.
Ja widziałem też straszny smog nad Śląskiem.
Budziło się Bielsko.
I w miarę udało mi się uchwycić Jaworzno. Sprocketa nie uchwyciłem.
Potem ruszyliśmy w stronę Klimczoka, zauważając, że ktoś nieźle ścieniował mu las na stokach. I udaliśmy się do tej śmiesznej chatki pod szczytem, żeby co nieco zjeść i w ogóle pobajerować.
Tam plany pójścia na Skrzyczne zaczęły się oddalać, bo zabalowaliśmy chyba z godzinę. Po czym robiliśmy grupowe zdjęcia z flagą i sweetfocie z dzióbkami.
Troszkę żałowaliśmy, że nie zjawiliśmy się właśnie tutaj na wschód, ale ... co tam.
Ogólnie fajnie tam było, bo praktycznie nikogo prócz nas nie widzieliśmy. Jakiegoś psa tylko i kilka osób.
Mieliśmy teraz przyspieszyć, ale coś plan nie wyszedł, bo bardzo powoli opuszczaliśmy szczyt. Były nawet plany wejścia na wieżę z flagą, ale w końcu plan upadł. Pomysłodawca Wiz pomysł rzucił, ale do wykonania go się nie kwapił.
I jak na japońską wycieczkę przystało, należało zrobić dwudzieste siódme ujęcie tej samej góry, ale dwa kroki dalej, co już wcześniej Wam tłumaczyłem, Prawo Górskiej Perspektywy. Szczyty zmieniają swoje położenie względem wirującego spustu migawki, gdy ta przesuwa się w wektorze ruchu obiektywu.
Zaraz potem zdobyliśmy Trzy Kopce. Tam to już w ogóle lasu nie było. I znów padło magiczne hasło. Że tu byłoby najlepiej na ten wschód przyjść. No i co... Przesunięcie osoby fotografującej o sto metrów totalnie zmienia obraz horyzontu. Nie wierzycie? To zobaczcie, jak wyraźnie Babia Góra zmieniła swój kształt.
A tu kilka metrów na zachód. Widzicie różnicę? Nie? Bo się ku*wa w ogóle nie nadajecie do fotografii górskiej!
A to Muszkieter Laynn wraz z Giermkiem Ślepym aliass Snajper. Oni dobrze wiedzą, że kilka kroków zupełnie zmienia obraz przestrzeni. Oni znają tajniki dobrego focenia!
Muszkieter Vision ma też inne teorie, które nie do końca są rozumiane przez pozostałych.
A mianowicie, jeśli dojdziesz na szczyt dziesięć sekund później, to mimo takiego samego miejsca położenia Twoje zdjecie również będzie inne, gdyż ziemia się przecież kręci i zmienia odchyły szczytów wobec obiektywu. Tu własnie Wiz idzie i oblicza najlepszy czas na wykonanie zdjęcia z tego samego miejsca, ale w innym czasie, to znaczy z najlepszym przesunięciem szczytów.
Wracając do wcześniejszych rozważań... Miejsce chyba fajne na wschód, ale Magura zasłania Jezioro Żywieckie.
Niedawno odsłonili pomnik Kaczora, a tu Pomnik Umęczonego Turysty.
Złazimy do Jaskini w Trzech Kopcach. Stromo.
Visowi się nie chce iść, mnie też nie. Laynn i Seba idą, wychodzą niżej i doganiamy ich dopiero na Karkoszczonce. Tempo mamy zabójcze!
W Chacie Wuja Toma popas. Po piwku. Niektórzy mogą nawet alkoholowe. ja nie mogę. Część tego fragmentu wycieczki pamiętam. Jak jakaś baba się przeglądała w magicznym lustrze.
Części nie pamiętam, bo zasnąłem na stole. Poważnie.
Budze się, snujemy plany. Sebek z Laynnem schodzą. Wiz kombinuje. Kolejka na Skrzyczne? Sprawdzamy... Nie jedzie. Bo górą chyba nie zdążymy. To chociaż na Halę Jaworową na zachód?
Umawiamy się, ze ruszamy pełną parą i zobaczymy, czy się jednak na to Skrzyczne nie da zdążyć. A do Beskidka mają nam towarzyszyć Wiktor z Sebą.
Rozstaj dróg pod Beskidkiem. Trzy razy do góry, głosujemy... Ja jestem za podejściem w dół.
Idziemy wygodną stokówką, ale coraz wolniej, wolniej...
Na Beskidku mamy się rozdzielić. Ale nie, ja nie dam rady. Nocka w pracy mnie zabiła. Wiz widzę, ze niezadowolony, choć stara się tego nie pokazywać. Głupio mi strasznie, ale jeszcze muszę autem jechać. No trudno.
Schodzimy bez szlaku. Żywej duszy nie ma. Tylko dwa wilki nas gonią.
Po drodze jeszcze kwadrans ostatniej posiadówy, bo co prowiant zwozić do domu?
I w końcu zaczynamy najgorsze zejście, gdzie urządzamy zawody, który pierwszy dupnie, przy czy Wiktor ma swoje obliczenia, który ma na to największe szanse i dlaczego akurat tak, a nie inaczej.
Było z czego jebnąć!
No ale pozostało nierozstrzygnięte, bo nikt nie rąbnął, chociaż Wiz ratował się trawersami w zakosy.
W końcu osiągamy dno. Doliny.
Kukamy jeszcze do ośrodka zdrowotnego, oglądamy się za Pati w brokatowym worku, która ma Szofera - Utrzymanka i rozjeżdżamy się w domów.
To by było na tyle
Chłopaki na bank mają lepsze foty i swoje przemyślenia, to uzupełnią.
I na koniec mój subiektywny dialog dnia.
osoba 1 - mój tata jak miał 30 lat to był juz łysy, a ja mam w ch8j włosów. Ciekawe, dlaczego?
osoba 2- a mamie wypadają włosy?
osoba 1 - no nie...
osoba 2 - to masz włosy po mamie...
I nawet nocka w pracy nie mogła mi popsuć tego dnia.
To będzie moja relacja subiektywna, chłopaki pewnie mają inne spojrzenie na to, co się wydarzyło.
Ruszamy punkt czwarta z centrum Szczyrku. Zimnawo, ale co tam.
pssssssssss.... charakterystyczny dźwięk rozbrzmiewa i od razu niektórym idzie się lepiej. Inni od samego początku walczą. Z wielkim ciężarem powiek.
Pięknie podświetlona latarniami (pań lekkich obyczajów nie zauważono) droga wije się do góry ku kościółkowi na Górce. Ceper byłby wniebowzięty.
W Szczyrku już święta. Pod Orlim Gniazdem (taaaaki hotelik) ubrane choinki.
Trafiamy na właściwą drogę i ciśniemy ku przeznaczeniu. Zapalamy czołówki. Bo latarnie się skończyły. Moja coś nie styka. Za to Wiktor ma halogeny jak na Stadionie Narodowym. No to gaszę moją, po co mam udawać, że świecę.
Gdzieś tam powyżej tracimy drogę. W końcu pada hasło, że w sumie musimy iść do góry. Cóż za wspaniała puenta. Że też wcześniej na to nie wpadłem?
Wizion mimo kilkuletniej przerwy zachował jednak umiejętności wybitnego trapera. Ten uzdolniony terenoznawca wyniuchał jakąś ścieżkę, po czym Laynn potwierdza, że to właściwe tory. Bo w przeciwieństwie do historycznych wypraw na Pilsko jesteśmy mocno uzbrojeni. GPS-y, aplikacje z mapami, wysokościomierze...
W końcu robimy jakąś przerwę. Ciemno jak w dupie. Nie no, w dupie tylu gwiazd nie ma. A na niebie miliony ich. Robert J byłby zadowolony. Ale stwierdzamy, że pewnie by ustawił czas naświetlania 30 minut i nie zdążyłby wejść na wschód.
psssssss....
znów ten dźwięk, tym razem powtarza się cztery razy.
I tak siedzimy, gadamy.
Laynn coś tam dupcy, że się zaczyna spektakl, nikt go nie słucha.
Ruszamy powolutku, bo się napoje wypiły.
Nagle doznaję olśnienia.
-O kur... zaczyna się!
Z głębi słyszę komentarz Wiktora.
"Mówiłem przecież o tym kwadrans temu".
Rozpoczyna się bieg do góry. Każdy wyciska z siebie maks. Robert wyciska nawet płuca, przez co zostaje nieco z tyłu. A Wiktor to zasuwa do przodu, jak do stoiska z promocyjnymi obiektywami w Lidlu.
Znalazł w końcu jakąś miejscówkę i teraz wszyscy, jak jeden mąż, w jakimś dziwnym transie, rozkładają swoje sprzęty.
Rozpoczyna się cykanie zajebistych i jeszcze bardziej zajebistych fot. Statywy grzeją się, obiektywy parują, niektórym ze statywu psuje się jedna noga i podpierają się pieńkami.
Nawet zmiana położenia statywu o metr w lewo lub prawo daje zupełnie inne kadry oddalonych o około sto kilometrów Tatr. To jest prawo perspektywy górskiej.
Szał trwa. To nic, że potem w domu ze stu zdjęć osiemdziesiąt od razu wyrzucam. W tej danej chwili wierzę i ufam, że robię właśnie najlepsze zdjęcie w życiu, że Sprocket, Robert J i Sebastian Słota schowają się ze wstydu pod stołem, a ja właśnie zostanę nowym fotograficznym guru klubu chimalajowego.
I zaczyna się cicha rywalizacja. Wszyscy robią Tatry? To ja pójdę w krzaki w lewo!
Na dwadzieścia zdjęć tylko jedno trochę wyszło... No, nie udało się.
Laynn kątuje, coś tam zakłada, jakieś filtry... Czekaj! jak jebnę mgiełki to pójdziesz asfalt zwijać z rozpaczy!
No i jebłem.
Ale o korzeń.
Wieje, to statyw mi lata jak ceprowi w alkowie. W końcu szoł się kończy, bo wyszło słońce. Wielkie mi halo. Codziennie wychodzi.
Jak się chcesz wybić, musisz mieć nietypowe kadry. To mam, tylko... co miałem na mysli?
Słońce wyszło na dobre, więc powoli się zbieramy. Jeszcze w tą stronę, jeszcze jedno zdjęcie. A ja już zeżarłem wszystkie kanapki, wydoiłem cały termos herbaty, nogi mnie swędzą, czas gonić na Skrzyczne.
Było też widać Kraków. Gołym okiem. Nawet Ślepy, czyli Sebastian ponoć go widział. To znaczy, że było widać naprawdę.
Wierzę Sebastianowi, że mówił prawdę, że widzi.
Ja widziałem też straszny smog nad Śląskiem.
Budziło się Bielsko.
I w miarę udało mi się uchwycić Jaworzno. Sprocketa nie uchwyciłem.
Potem ruszyliśmy w stronę Klimczoka, zauważając, że ktoś nieźle ścieniował mu las na stokach. I udaliśmy się do tej śmiesznej chatki pod szczytem, żeby co nieco zjeść i w ogóle pobajerować.
Tam plany pójścia na Skrzyczne zaczęły się oddalać, bo zabalowaliśmy chyba z godzinę. Po czym robiliśmy grupowe zdjęcia z flagą i sweetfocie z dzióbkami.
Troszkę żałowaliśmy, że nie zjawiliśmy się właśnie tutaj na wschód, ale ... co tam.
Ogólnie fajnie tam było, bo praktycznie nikogo prócz nas nie widzieliśmy. Jakiegoś psa tylko i kilka osób.
Mieliśmy teraz przyspieszyć, ale coś plan nie wyszedł, bo bardzo powoli opuszczaliśmy szczyt. Były nawet plany wejścia na wieżę z flagą, ale w końcu plan upadł. Pomysłodawca Wiz pomysł rzucił, ale do wykonania go się nie kwapił.
I jak na japońską wycieczkę przystało, należało zrobić dwudzieste siódme ujęcie tej samej góry, ale dwa kroki dalej, co już wcześniej Wam tłumaczyłem, Prawo Górskiej Perspektywy. Szczyty zmieniają swoje położenie względem wirującego spustu migawki, gdy ta przesuwa się w wektorze ruchu obiektywu.
Zaraz potem zdobyliśmy Trzy Kopce. Tam to już w ogóle lasu nie było. I znów padło magiczne hasło. Że tu byłoby najlepiej na ten wschód przyjść. No i co... Przesunięcie osoby fotografującej o sto metrów totalnie zmienia obraz horyzontu. Nie wierzycie? To zobaczcie, jak wyraźnie Babia Góra zmieniła swój kształt.
A tu kilka metrów na zachód. Widzicie różnicę? Nie? Bo się ku*wa w ogóle nie nadajecie do fotografii górskiej!
A to Muszkieter Laynn wraz z Giermkiem Ślepym aliass Snajper. Oni dobrze wiedzą, że kilka kroków zupełnie zmienia obraz przestrzeni. Oni znają tajniki dobrego focenia!
Muszkieter Vision ma też inne teorie, które nie do końca są rozumiane przez pozostałych.
A mianowicie, jeśli dojdziesz na szczyt dziesięć sekund później, to mimo takiego samego miejsca położenia Twoje zdjecie również będzie inne, gdyż ziemia się przecież kręci i zmienia odchyły szczytów wobec obiektywu. Tu własnie Wiz idzie i oblicza najlepszy czas na wykonanie zdjęcia z tego samego miejsca, ale w innym czasie, to znaczy z najlepszym przesunięciem szczytów.
Wracając do wcześniejszych rozważań... Miejsce chyba fajne na wschód, ale Magura zasłania Jezioro Żywieckie.
Niedawno odsłonili pomnik Kaczora, a tu Pomnik Umęczonego Turysty.
Złazimy do Jaskini w Trzech Kopcach. Stromo.
Visowi się nie chce iść, mnie też nie. Laynn i Seba idą, wychodzą niżej i doganiamy ich dopiero na Karkoszczonce. Tempo mamy zabójcze!
W Chacie Wuja Toma popas. Po piwku. Niektórzy mogą nawet alkoholowe. ja nie mogę. Część tego fragmentu wycieczki pamiętam. Jak jakaś baba się przeglądała w magicznym lustrze.
Części nie pamiętam, bo zasnąłem na stole. Poważnie.
Budze się, snujemy plany. Sebek z Laynnem schodzą. Wiz kombinuje. Kolejka na Skrzyczne? Sprawdzamy... Nie jedzie. Bo górą chyba nie zdążymy. To chociaż na Halę Jaworową na zachód?
Umawiamy się, ze ruszamy pełną parą i zobaczymy, czy się jednak na to Skrzyczne nie da zdążyć. A do Beskidka mają nam towarzyszyć Wiktor z Sebą.
Rozstaj dróg pod Beskidkiem. Trzy razy do góry, głosujemy... Ja jestem za podejściem w dół.
Idziemy wygodną stokówką, ale coraz wolniej, wolniej...
Na Beskidku mamy się rozdzielić. Ale nie, ja nie dam rady. Nocka w pracy mnie zabiła. Wiz widzę, ze niezadowolony, choć stara się tego nie pokazywać. Głupio mi strasznie, ale jeszcze muszę autem jechać. No trudno.
Schodzimy bez szlaku. Żywej duszy nie ma. Tylko dwa wilki nas gonią.
Po drodze jeszcze kwadrans ostatniej posiadówy, bo co prowiant zwozić do domu?
I w końcu zaczynamy najgorsze zejście, gdzie urządzamy zawody, który pierwszy dupnie, przy czy Wiktor ma swoje obliczenia, który ma na to największe szanse i dlaczego akurat tak, a nie inaczej.
Było z czego jebnąć!
No ale pozostało nierozstrzygnięte, bo nikt nie rąbnął, chociaż Wiz ratował się trawersami w zakosy.
W końcu osiągamy dno. Doliny.
Kukamy jeszcze do ośrodka zdrowotnego, oglądamy się za Pati w brokatowym worku, która ma Szofera - Utrzymanka i rozjeżdżamy się w domów.
To by było na tyle
Chłopaki na bank mają lepsze foty i swoje przemyślenia, to uzupełnią.
I na koniec mój subiektywny dialog dnia.
osoba 1 - mój tata jak miał 30 lat to był juz łysy, a ja mam w ch8j włosów. Ciekawe, dlaczego?
osoba 2- a mamie wypadają włosy?
osoba 1 - no nie...
osoba 2 - to masz włosy po mamie...
Ostatnio zmieniony 2018-11-14, 13:47 przez sokół, łącznie zmieniany 2 razy.
sokół pisze: Wiz widzę, ze niezadowolony, choć stara się tego nie pokazywać.
Nie przesadzaj, nie byłem nie zadowolony. Sam nie wiedziałem czy gdziekolwiek bym doszedł, bo gardło wypluwałem. Nie chciało mi się po prostu tak wcześnie wracać do domu, a w plecaku jeszcze 3 piwka były. Ale najchętniej zamiast gdzieś iść, to bym się sam walnął na jakiejś łące i poleżał albo spał kilka godzin, tylko nie było za bardzo gdzie.
Wycieczka była zajebista, a nogi i tak mnie już bolą, więc było wystarczająco jak na rozruch po latach.
No ale co zachodu to wychodzi na to że był dzisiaj niezły i bardziej efektowny niż wschód.
PS: Tak swoją drogą to nie wiem czy ta relacja jest w sumie w odpowiednim dziale.
Ostatnio zmieniony 2018-11-12, 22:23 przez Vision, łącznie zmieniany 1 raz.
Masz rację. Przesunalem. Jak już napisałem wcześniej, moje odczucia mogą się różnić od odczuć innych. Niemniej do konca miałem masę wyrzutów sumienia, ze sie wycofalem. No ale w domu zaraz padłem jak razony i trzy godziny spałem jak kamień. Zachód widziałem na necie... następnym razem działamy według nowej taktyki. To się musi udać.
Przenosił ciężar odsrodkowy obiektywu na własny grzbiet by zminimalizować rozładowania elektrostatyczne na filtrze polaryzacyjnym. On był na specjalnym kursie fotograficznym. Tam pierwszego dnia ponoć nie brali w ogóle aparatów do ręki tylko właśnie te przygarby trenowali. Ja się z tego kiedyś śmiałem, Ale dzisiaj się nie przygarbilem odpowiednio i mi napięcie czasteczkowe promieni kosmicznych elektryzowalo szkło. A ta czapka to też jest z takiego specjalnego materiału co używają w satelitach do neutralizacji promieniowania i drgań pyłu kosmicznego. Miałeś tylko chustę, nie? To sobie możesz pluć w brodę. Masz przejonowane zdjęcia. I tego w żadnym programie nie usuniesz. Chyba ze z nasa Ci taką aplikację dadzą co mają do zdjęć satelitarnych. Ale to ponoć ciężko załatwić jak nie masz pleców.
Ostatnio zmieniony 2018-11-12, 22:51 przez sokół, łącznie zmieniany 2 razy.
Piękna nowelka. I nawet Wasze oblicza wyszły poważnie.
Iva - bądź poważna.
Iva - bądź poważna.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
sokół pisze: W końcu robimy jakąś przerwę. Ciemno jak w dupie. Nie no, w dupie tylu gwiazd nie ma. A na niebie miliony ich. Robert J byłby zadowolony. Ale stwierdzamy, że pewnie by ustawił czas naświetlania 30 minut i nie zdążyłby wejść na wschód.
Ja bym poszedł po prostu wcześniej by mieć więcej czasu. W sumie to siedziałem w górach przecież calutką noc
Swoją drogą warunki trafiliście naprawdę dobre bo u mnie było trochę ciulowato.
sokół pisze: Szał trwa. To nic, że potem w domu ze stu zdjęć osiemdziesiąt od razu wyrzucam. W tej danej chwili wierzę i ufam, że robię właśnie najlepsze zdjęcie w życiu, że Sprocket, Robert J i Sebastian Słota schowają się ze wstydu pod stołem, a ja właśnie zostanę nowym fotograficznym guru klubu chimalajowego.
Podążasz właściwą ścieżką. Idź nią nadal
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 22 gości