Część druga: Pico Viejo i Pico del Teide
12 lutego
Ledwo zdążyliśmy na autobus do Vilaflor.
A to za sprawą turystki z Polski, która chciała być miła;) Gdy prawie wysiadaliśmy z autobusu w Los Cristianos na przesiadkę na przystanku, który wydawał się być głównym,
Pani przysłuchująca się naszej rozmowie powstrzymała nas przed wysiadką stwierdzając, że do dworca głównego jest jeszcze kilka przystanków.
Po dłuższej rozmowie ze zdziwieniem stwierdziłem, że to Los Cristianos jest potwornie duże,
na co usłyszałem, że dworzec przecież nie znajduje się w Los Cristianos, tylko w Playa de las Americas.
„No to jesteśmy w dupie” – pomyślałem
W informacji na pętli otrzymaliśmy świetny rozkład jazdy, choć usłyszeliśmy, ze mamy małe szanse, żeby zdążyć na nasz kurs. Następny autobus mielibyśmy dopiero za 6 godzin.
Wskoczyliśmy do pośpiesznego 111, kierowca miałem wrażenie, robił wszystko żebyśmy zdążyli. Na właściwym przystanku byliśmy niecałe 2 minuty przed odjazdem naszego 482;)
Strona komunikacji publicznej na Teneryfie:
http://www.titsa.com/index.php
Autobusy nie grzeszą punktualnością, ale na wakacjach człowiek nie powinien patrzeć na zegarek;)
Bardzo opłaca się kupić kartę Bono Via za 15 lub 25 €, bilety tańsze nawet o 50%.
A najważniejsze, że w przypadku przesiadki płacimy, jak byśmy jechali jednym środkiem transportu, bez karty musielibyśmy kupić dwa oddzielne bilety (na zdjęciu kursy łączone to te z gwiazdką)
Z jednej karty może korzystać kilka osób.
Karta nie obowiązuje na niektórych liniach, na przykład w linii turystycznej pod Teide, ale my tą linią nie jechaliśmy;)
Trasę planowaliśmy zacząć z Vilaflor (około 1400m n.p.m.), trochę dla żartu, trochę w ramach testu jak tu zadziała, zaczęliśmy łapać stopa.
Daliśmy sobie 15 minut i się zwijamy. Po 5 minutach siedzieliśmy w aucie z niemiecką turystą, z którą dojechaliśmy do Boca Tauce
(2055m n.p.m. według mojej mapy, 1980m n.p.m. według tabliczki przy drodze ;-))
Wyżej autem, od tej strony, się już wjechać nie da;)
Boca Tauce znajduje się na skraju kaldery Circo de Las Canadas, która jest swoistym płaskowyżem powstałym na skutek zapadnięcia się szczytu starego wulkanu Las Canadas.
Erupcja tego wulkanu połączyła trzy mniejsze wyspy Anaga, Teno i Adeje w jedną wielką Teneryfę.
Trasa na dziś: Boca Tauce – Pico Viejo (3135m n.p.m.) – La Rambleta (3555m n.p.m.)
Szlak jest dość dobrze oznaczony a ścieżka widoczna. W górnych partiach zanika, ale nie należy się tym zbytnio przejmować, wcześniej czy później z powrotem ją dostrzeżemy.
Nasze cele;) Pico Viejo i Pico del Teide
Najgorsze są pola drobnego pyłu – te czarne miejsca na zdjęciu – idzie się po tym jak po wydmie, byle podmuch wiatru i pył zaklejał nam nozdrza a oczy bombardowało setki ostrych igieł.
Pola lawy.
Czyje to bobki?;)
Jajo Teide – bomba wulkaniczna.
Zamiast kosodrzewiny.
Narices del Teide – Nozdrza Teide.
To najmłodszy z kraterów w partiach szczytowych Masywu Teide, jego erupcja miała miejsce w 1798r i trwała trzy miesiące.
Krater ten jest niezłą zmyłką dla osób, które przed wyjazdem nie miały okazji zapoznać się z topografią terenu.
Czytałem relacje osób, które idąc na Pico Viejo, doszły tylko do Narices del Teide, sądząc że są na szczycie.
La Gomera i El Hierro
La Palma
I wszystkie trzy razem.
Okoliczne szczyty, przepraszam jeszcze nie potrafię bezbłędnie ich nazwać, może przy kolejnej wizycie;)
I oto On! Potężny krater Pico Viejo (3135m n.p.m.)
Czytałem, że jest ogromny i że warto go odwiedzić.
Dla mnie jest fenomenalny, bardzo się cieszę, że nie poszliśmy na spotkanie tylko z tym najwyższym;)
Ponoć Parque Nacional del Teide jest najczęściej odwiedzanym parkiem narodowym w UE.
My na szlaku nie spotkaliśmy nikogo, dwójkę turystów widzieliśmy gdzieś w oddali.
Owszem na dole na parkingach tłum, fotka z Teide i do domu, ale szlak tylko dla nas;)
Jeszcze raz Teide. Jego odwiedzimy już jutro.
Śnieg który sprawił nam mnóstwo radości;)
Zabraliśmy 4,5 litra wody na dwa dni, w normalnych warunkach wystarczyłoby bez problemu, ale w palącym słońcu, bez odrobiny cienia, w pyle wysuszającym usta,
trzeba było mocno się kontrolować, żeby cokolwiek zostało na następny dzień.
Gdy dotarliśmy do śniegu, puściły nam wszelkie hamulce, piliśmy do woli i zabraliśmy ze sobą, do wszystkiego co się do tego nadawało, ze dwa kilo tego białego złota;)
Zachód słońca ze zboczy Pico Viejo.
Spaliśmy na wysokości 3555m n.p.m., musicie mi wybaczyć, ale gdzie dokładniej, to powinno zostać naszą tajemnicą;)
Horyzont trochę krzywy, mam nadzieję, że Wasz zmysł estetyki to wytrzyma ;-)
13 lutego
Wschód słońca nad Gran Canarią.
Trasa na dziś: La Rambleta – Pico del Teide (3718m n.p.m.) – Refugio de Altavista – parking „Montana Blanca”
Ruszamy skoro świt, po drodze rozwiązujemy zagadkę intensywnego zapachu, który wczoraj momentami nas otaczał.
To fumarole.
Na szczycie nie jesteśmy już sami, jak to miało miejsce poprzedniego dnia.
Spotykamy kilkunastu turystów śpiących w pobliskim schronisku, magia najwyższego jak zwykle robi swoje.
I okazało się, że w budynku kolejki również można skorzystać z toalety i nabrać wody;)
Pico del Teide – Piekielna Góra – Tide – Echeide - 3718 m n.p.m.
Wybitność – 3718 metrów.
Najwyższy szczyt Hiszpanii.
Najwyższy szczyt UE znajdujący się poza Alpami.
Drugi na liście najwybitniejszych szczytów UE.
Pico del Teide wciąż żywy;)
Montana el Cabezon – Observatorio del Teide (2396m n.p.m.)
Jeszcze raz Gran Canaria.
Udając się na Pico del Teide należy pamiętać o pozwoleniu, możemy uzyskać je bezpłatnie tutaj:
http://www.reservasparquesnacionales.es ... 2&act=%201
Jeśli dobrze zrozumiałem, pozwolenia sprawdzane są dopiero od godziny 9:00, wraz ze startem kolejki.
Wchodząc o godzinie 7:00, na przykład startując ze schroniska, możemy wejść bez pozwolenia.
Refugio de Altavista.
http://www.telefericoteide.com/altavista
Nam nie udało się wejść, bo ktoś z obsługi akurat chyba sprzątał i pozamykał wszystkie drzwi.
W nocy na pewno było otwarte, bo spali w nim chociażby Czesi, z którymi rozmawialiśmy na szczycie.
Montana Blanca (2820m n.p.m.)
Obserwatorium wciąż przyciągało wzrok.
Na szlaku.
Ostatnie spojrzenia na Teide.
Parking „Montana Blanca”.
Po kilkunastu minutach znowu siedzimy w aucie. Tym razem nie złapaliśmy stopa. To stop złapał nas;)
Przemiły Francuz, który zatrzymał się na parkingu żeby zrobić kilka zdjęć, sam do nas podszedł z pytaniem dokąd chcemy jechać;)
Na początku szczęśliwi myśleliśmy, że dojedziemy do Vilaflor. Nie do końca potrafił nam wytłumaczyć gdzie jedzie, ale cały czas jechał w naszą stronę.
Ostatecznie wysiadamy w Playa de las Americas, czyli w zasadzie jesteśmy na miejscu:)))
cdn;)