
Przy stoliku przerwa na śniadanie i podjęcie decyzji co dalej. Pod uwagę brałem trzy opcje. Na następny dzień pewne było załamanie pogody, wiec góry miałbym dla siebie. Pytanie gdzie. W międzyczasie dorodny jeleń dumnie przeciął szlak. Pozostało schować plecak, na lekko klepnąc krzyż i w długą do sklepu w Strbskim szukac pianki na przymrozkowe spanie 2k+ zawekowany gdzieś w Furkotnej. Następny dzień już poza strefą komfortu, relacja z tego nie powstałaby, taki był pierwotny plan przed wyjazdem. Alternatywą zacząć od sklepu na Łysej Polanie i misja poszukiwawcza w kolebach doliny Jaworowej. Pośrednia wersja zakładała klepnąć szczyt i dalej działać to samo z poślizgiem ~4h na wejście. Finalnie czołówki na grani odciągnęły mnie od tej opcji.

Odpłynąłem,

Koprowy Potok

abonent chwilowo niedostępny..

Tolkienowski las w Dolinie Nefcerka

Nagle głaz się obraca i jak nie warknie. Na nasze: wypad z baru, póki możesz. Osiem metrów od chwilowo zdezorientowanego dorosłego samca, na jego terenie. Jakby nigdy nic, kilka sekund na spokojny bezszelestny wycof rakiem po swoich śladach.

Ufff.. gacie czyste

Wróciły wspomnienia Komańczy, gdzie podobnie podszedłem odpoczywającą bestię w krzakach na mokradłach niedaleko pomnika pomordowanych cyganów.

I tak to jest, chwila zapomnienia i zostałbym wspomnieniem.

Doprowadzam się do porządku w wiacie na wylocie Hlińskiej Doliny. Dołącza Słowak, pyta czy tu spałem. Tak, poniżej granicy lasu w otwartej wiacie w krainie nedvedi. Na dobre spanie tyłek wysmarowałem sobie miodem. Nie zadziałało, wiec zdeterminowany poszedłem w krzaki na żywioł.

Pogadaliśmy kto tu, gdzie chodził

Rozmowa uspokaja

Słowak w lewo, a ja w prawo

Smreczyny






tyle za mną:

dochodzę do punktu kontrolnego, gdzie pogranicznicy zgodnie z wytycznymi z Shengen skrupulatnie sprawdzili czy w plecaku przenosiłem dopuszczalną liczbę uchodźców.

a dalej już Morskie Oko..

podszedłem jeszcze pod Czarny Staw,

skąd już lekko śnięty wsiadłem do fasiaga i zamówiłem stację Wodogrzmoty. Fiakr trochę grymasił zawiedziony, że dalej bedzie wracał na pusto i kluczy w zeznaniach jak tam dojechać. Tumaczę mu że trafi bez problemu, łatwa ścieżka, wystarczy trzymać się śladu końskich kopczyków. Z Wodogrzmotów zszedłem do Roztoki, gdzie urzędują wspaniali ludzie gór. Byłem za wcześnie, nadal wisiały aktywne rezerwacje. Poranna opcja minus ~4h okazałaby się bardziej praktyczna.

Cóż, czas podwinąć ogon i pokuta dreptać asfaltem. Miałem trochę luzu w plecaku, na kilkuset metrach zebrałem siatkę śmieci z pobocza. Po części ciekaw opisanego na butelkach składu paliwa lotniczego energetycznych używek śmigającej młodzieży, bo ja już tylko fasiagiem nad moko. Nowy kierunek na wieczór - Wiktorówki. Odwiedzić kilka znajomych tabliczek.

Skąd na oparach doczłapałem się po 21:00 na nocleg do schroniska Głodówka. Pięknie oświetlone, szanty przy ognisku, kulturalna radosna młodzież.. a już nie miałem nawet sił zrobić zdjęcia.
od rana nazbierało się w nogach 46km i dwa racuchy up

// CDN