Dzień drugi, czyli pierwszy w Izerach. Cały.
Śpi się dobrze, choć twardo, oj dawno nie spałem na twardym. W nocy mam odwiedziny jakiejś grupy, zakładam, że Ci harcerze. W sumie to dwie grupy były, tylko jedna stała jakiś kawałek od wiaty i światło oraz głosy docierały do mnie, chyba się przestraszyli mojego chrapania, które i mnie obudziło

bo odwiedzin w wiacie nie miałem. Druga grupa przyszła później i chciała rozpalać ogień, ale jak mnie zobaczyli, to stwierdzili, że nie będą hałasować. Głosy też ściszyli

.
Rano budzę się około wschodu, idę za potrzebą ale jestem tak padnięty, że zamiast chwycić aparat, to idę dospać. Po 6tej godzinie ktoś przechodzi obok drogą (żwir chrzęści), więc wstaje.
Jest pięknie:
Rozkładam maszynkę, gotuje wodę na herbatę i piekę kiełbasę (miała być na ognisku, ale w ostatnim momencie kolega z całą rodziną się rozchorowuje, a samemu mi się nie chcę robić ogniska).
Potem rozkładam flagę:
I suszę swoje rzeczy

:
Czytam o nowym gatunku zwierząt:
I ruszam dalej:

[/url]
Idę na Sine Skałki, ma być widokowo. I jest:
w tle Stóg Izerski.
Hala Izerska i Jizerské Hory.
I moje ciężkie bydle:
O ile przy wiacie minęło mnie dwóch rowerzystów (plus trzeci gdy jeszcze spałem), to schodząc do Rozdroża pod Kopą (Samolot?) mijam dwóch pierwszych turystów.
Naparstnice tu też są
Na rozdrożu odbijam w stronę Hali Izerskiej. Idę spokojnie po płaskim podziwiając piękny las w promieniach słońca:
strumienie:
aż dochodzę do Jagnięcego Jaru:
głęboki:
Tu postanawiam poszukać miejsca co by się opłukać. Znajduję kawałek od drogi i wskakuje na golasa do strumieni. Ech tego mi brakowało

pozazdrościłem podróżnikom po Podlasiu
Miejsce kąpieli:
Ruszam tym razem w dół. Mijam grzyby, pełno ich później jeszcze spotkam:
Przecinam potok Wrześnica:
i chwilę później wychodzę z lasu obok Chatki Górzystów.
Na stronie pisało, że mają zamknięte od 12-20tego. A tu auta stoją, przy stolikach siedzą ludzie, to zachodzę.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry odpowiadam.
- Czy to pentax? Jaki model?
Odpowiadam.
- Ładny, mały.
Mówię, że ciężki. Pytam się:
- Piwa można się napić?
- A długo będziesz?
- No chwilę.
-To poczekaj, bo mamy sanepid.
Po kilku minutach miła pani z Sanepidu odjeżdża, a ja kupuje najpierw czeskie piwo, potem polskie. Zjadam bułkę (w pozdrowieniach był skrót myślowy, bułkę popijam resztką coli, piwo pije dla przyjemności

).
Pytam się czy będę mógł się jakby co przespać, bo z błękitnego nieba, robi się białe, a prognozy po 14 zapowiadały deszcz. Dostaje odpowiedź, że tak.
Ruszam swoje cztery litery z wieeelkim garbem i idę teraz na Stóg Izerski. Plecak wziąłem, bo po pierwsze chodziło mi po głowie upichcenie obiadu, po drugie, nie wiedziałem czy jak nie zacznie padać, to nie zostanę w schronisku na Stogu.
Miałem iść żółtym, ale jednak ruszam asfaltem.
Szlak żółty:
Idzie się miło. Mijam rowerzystów, turystów. Pozdrawiamy się, sielanka.
Mijam też takie coś:
dokończę za kolegów. ...trzeba pierdolić. Albo jebać?
W końcu dochodzę do pierwszej z wiat. I tu zaskoczenie, wiem czemu buba w te rejony nie dotarła:
No usiąść, coś zjeść, ok. Ale coś ugotować? Przespać się? No nie da rady. Czyli jednak albo zostanę na Stogu, albo wrócę do Chatki, lub pójdę dalej...
Zielona Budka.
Ciekawe czy szyszko ma coś z tym wspólnego:
Robi się coraz ciemniej:
Mijam kolejną wiatę:
to trzecia, druga jest podobna do Zielonej Budki, na Polanie Izerskiej.
Smerk miał być w planach a potem zejście na stronę Czeską, ale po pierwsze:
po drugie to już wiem, że spania w wiacie raczej nie będzie, więc podążam do schroniska, mijając sporo rodzin, nawet z niemowlakami opatulonymi pieluchami

dla nich.
Pod schroniskiem decyduje się tu zostać, ot dlatego:
póki co jem obiad. Noż kurna, dawno nie jadłem tak słonego fileta! Jak ktoś może to schronisko chwalić? No jest osłoda. Pani, która zbiera brudne naczynia...dla niej mógłbym tu posiedzieć dłużej
Ale kolega przysyła prognozę. Opady konwekcyjne, czasem duże, może burza. Wychodzę na zewnątrz, rozpogodziło się, no to lecę z powrotem na Halę Izerską, tym razem żółtym:
początek sympatyczny, potem jest mokrzej:
Ceper gdzie ta Twoja mżawka?:
Jest fajnie
Mijam kolejną wiatę, Żółta Budka, prawie taka sama jak Zielona, oczywiście różni się kolorem, następnie mijam zbiornik retencyjny:
i kolejna Budka, ale bez nazwy. W każdej już robię odpoczynek, zmęczony już jestem porządnie.
Gdybyście zapomnieli, to przypomina nam tabliczka, że to rezerwat:
Przy skrzyżowaniu z Drogą Walcową drogowskaz pokazuje 1,6km i właśnie zaczyna padać.
Marzenia? Dotrzeć o do tego budynku:
Tam zostaję...ciepły prysznic, jem, pije piwo, jem i przed snem w końcu przestaje padać, to robię kilka zdjęć i idę spać:
Dystans: około 27km, 722m przewyższeń i 935m w dół.
No i już wspomniałem. Inspiracją jest Włodarza Geostrada, oraz buby relacja o wiatach Izerskich, za już tu Wam obojgu dziękuje
