... nawet mega lampa na niebie.
Wychodzimy nieśpiesznie z Przysłopu. Nie wiem jaka jest temperatura, ale zimno nie ma na pewno
Ruszamy dalej. Upał nie do zniesienia. Much brak.
Krisu wpada na genialny w swej prostocie pomysł. Po co wchodzić na Magurkę Wiślańską skoro można przechaszczować tuż pod skałkę, przy której odpoczywaliśmy w Olany Poniedziałek z dwoma Panami Ł. Od pomysłu do realizacji krótka droga. A pomysł jest krótko mówiąc - A ić Pan w chuj!!! Kolejne pół godziny to mordercza walka borowinami, trawami po kolana, resztkami wiatrołomów i krzokami. W pełnym słońcu. No ale jak to tak. Bez chaszczingu??? Nie wypada
W końcu docieramy do szlaku na Radziechowską.
Teraz leniwe dreptanie i ostatnie już na tej trasie podejście pod Glinne. Po drodze widok na Małą Fatrę.
I pierwszy widok na Żywiec.
Pozostaje teraz cholernie monotonne (na szczęście już lasem) zejście do Węgierskiej Górki, pół godziny wyczekiwania na ciufę do Żywca, spotkanie z Panami Ł., Ł., i Ł., którzy to powitali nas chlebem i solą (a właściwe ich koncentratem zawartym w jednej butelce
Podsumowując. Dzień pierwszy - przegięcie z nawadnianiem zewnętrznych płatów ciała. Dzień drugi - spokojny, zrównoważony. Dzień trzeci - przegięcie w drugą stronę, w stronę odwadniania organizmu
Dzięki Krzysiu za towarzystwo, dzięki Łukasze za te dwie godziny w Żywcu, dzięki Malgo i Nesska za pogaduchy telefoniczne, dzięki Jolu (forum BM) za cenne rady w trasie i Mirek za rady przed wyjazdem. Jeśli kogoś pominąłem, to przepraszam.
KONIEC
Pełny albumik po kliku w obrazek poniżej. Enjoy

od degeneratów prawego ,,polactwa".