Szlak do chaty jest jednak mało ciekawy, bo najpierw w przeważającej części prowadzi asfaltem...
...a później już króciutko podchodzi się szeroką drogą leśną, która niestety chwilami była okrutnie rozjeżdżona i błotnista.
Do chaty dotarłam około godziny 15.00, więc postanowiłam zająć sobie dobrą miejscówkę do spania

Długo nie musiałam czekać, bo już kilkanaście minut później pojawiały się pierwsze osoby, więc przystąpiliśmy do rozmów, śpiewów, a niektórzy, ci zdolniejsi, do grania na gitarze ;P Wieczór zdecydowanie sprzyjał niespaniu, jednak następnego dnia postanowiłam ruszyć się chociaż na chwilę w góry.
W sobotę jednak najładniejsza pogoda była wtedy, kiedy ja jeszcze niespiesznie jadłam śniadanko. O zaplanowanej przeze mnie godzinie wyjścia, czyli 10.00, zaczęły pojawiać się chmury. Uznałam jednak, że nie mogę zrobić tego samego, co na śpiewankach złockich, czyli nie ruszyć w ogóle zada z miejsca, więc podreptałam kolejny raz na wieżę na Magurkach.
Najpierw, skrótem (tylko początkowo, bo później źle odbiłam

Pod chatą w ogóle prawie nie było śniegu. Później pojawiało się troszkę, ale to zdecydowanie jeszcze nie zima.
Odbiłam za wcześnie w lewo, więc dotarłam do szlaku nie w tym miejscu, w którym chciałam, a ciut niżej.
Żółtym szlakiem podeszłam do kapliczki, gdzie miałam zamiar odbić w kierunku Magurek.
Na polanie miałam już pierwsze widoki na okoliczne gorczańskie szczyty oraz Tatry.
W okolicach starej rozwalonej chaty zeszłam z łąki, aby odbić na leśną dróżkę.
Tą miałam dotrzeć do kolejnych starych, zniszczonych budynków...
...by znów poszukać leśnej drogi, którą miałam iść dalej.
Wychodząc z lasu, krętymi drogami, obok znajdujących się w pobliżu domów dochodziłam do osiedla Jaszcze Duże.
Co jakiś czas słońce wychodziło zza ciężkich chmur, które znajdowały się za moimi plecami.
Kiedy zeszłam już na dół, asfaltem doszłam do tej części szlaku, która najszybciej doprowadzi mnie na wieżę.
Po drodze minęłam raptem kilka osób, które też wyszły w góry. Niektóre z nich też były na GSM-ie, więc rano jeszcze widzieliśmy się w chacie.

Zdecydowanie aurze było daleko do zimowej

Szlak na Magurki jest bardzo przyjemny, więc warto się tam przejść.
Po drodze są liczne miejsca, w których można usiąść i popatrzeć na otaczające krajobrazy albo po prostu odpocząć.
Leci bardzo szybko i nie ma bardzo stromych podejść, a na ostatniej prostej teren się wypłaszcza i wycieczka zamienia się w spacer

Śniegu też nie pojawiło się bardzo dużo.
...a chwilami nawet znikał całkowicie z pola widzenia, mimo że byłam już tysiąc nad poziomem morza

Już zanim dojdzie się do wieży są ładne widoki, więc jest ona średnio potrzebna, ale skoro ktoś uznał, że ma być...

...to niech będzie

Zanim jednak wyjdzie się na wieżę można usiąść sobie na jednej z ławeczek i zjeść jakąś przekąskę w takich okolicznościach przyrody:
...co też oczywiście uczyniłam, zwłaszcza że spacer miałam naprawdę krótki i miałam mnóstwo czasu do zmroku.
Po postoju wyszłam jeszcze na wieżę...
Machnęłam sobie standardowe selfie z wieży ;P
...i schodziłam drogą w kierunku osiedla Ustrzyk w Ochotnicy, czyli najkrótszą możliwą

O 13.50 byłam już na przystanku w Ochotnicy, skąd oczywiście nic nie jechało

Spotkałam kilku chłopaków, którzy też wracali do Gorczańskiej... ale ja złapałam dwa stopy, więc o 14.30 byłam już w chacie, a oni dotarli 1,5 godziny później ;-p Kolejny wieczór upłynął na kolejnych koncertach, śpiewankach i integracji, a nad ranem zaczął sypać śnieg, który prószył aż do poranka.
Tym razem jednak zwlekliśmy się z łóżka o 10.00, zjedliśmy śniadanie przy dźwiękach gitary i postanowiliśmy zejść na dół, aby dotrzeć do domu. Czuć było zapach zimy

...a nasza droga powrotna przez Beskid Wyspowy wyglądała bajkowo! Aż nie chciało się wracać do bezśnieżnej rzeczywistości!


Wokół GSM-u
I niestety noga daje o sobie znać

