4-5.11.2017 Gorczańska kuracja nożna... Hop! na Łapsową Pola
4-5.11.2017 Gorczańska kuracja nożna... Hop! na Łapsową Pola
Od ostatnich Bieszczad minęły już dwa bezczynne weekendy, więc coś trzeba było z tym zrobić... Przynajmniej tak wydawało mi się na początku tygodnia. Zważywszy na to, że w poprzedni weekend ze względu na pogodę, nie czułam się gotowa ruszyć z moją nogą w góry, w tym tygodniu już miało to być nieuniknione... Prawie! Bo 39 stopni gorączki i inne czwartkowe rewolucje spowodowały, że wieczorem odmawiałam rezerwacje noclegów i już się poddałam!
Ale w piątek znów wstąpiło we mnie nieco mżycie! Napisałam do Pudelka, że jednak mogłabym się pojawić w górach, poszperałam po mapach i ustaliliśmy, że spotkamy się na trasie, a że chciałam stracić jak najmniej, mieliśmy się zobaczyć już prawie na jej początku.
I co?! Jadę autobusem, siedzę na pierwszym siedzeniu, a kierowca w pewnym momencie mówi, że nie działa mu pedał gazu, więc dokąd dojedzie, dotąd dojedzie, a potem stanie... Bądź tu mądry, człowieku. Najpierw noga, później pogoda, następnie choroba, a na końcu konający autobus! Udało się jednak dotrzeć do Klikuszowej. Pogoda piękna zgodnie z zapowiedziami!
Tal naprawdę przebijało się słońce i widać było, że te mgły wkrótce opadną, a sobota według prognoz faktycznie zapowiadała się pięknie. Autobusem nowotarskiego MZK dotarłam do Obidowej, skąd odchodzi zielony szlak. Napisałam Pudelkowi, że już ruszam, żeby powoli już się zbierał i pomknęłam ku górze.
Tam już nie było jakiejś specjalnej mgły. Do lasu wpadały promienie słońca.
Do spotkania z Pudelkiem miałam iść głównie lasem, więc pozostało ekscytować się właśnie takimi widokami
Pojawiała się odrobina niestopniałego jeszcze śniegu obok szlaku, ale sama droga była co najwyżej błotnista.
Po drodze minęłam się z jedną polanką.
Aż w końcu dotarłam do Bukowiny Obidowskiej i okazało się... że Marcin jeszcze nie ruszył ze schroniska. Pół godziny czekania! Stanęłam sobie w słońcu, bo siedzieć można było jedynie na błocie... i czekałam. Podobno dotarłam za szybko, bo z kulawą nogą tak nie wolno!
Po jego dotarciu ruszyliśmy już czarnym szlakiem w kierunku Turbacza i powoli zmienialiśmy plany - zamiast nocować na Starych Wierchach, na których mieliśmy rezerwację, postanowiliśmy spać na Łapsowej Polanie, która marzyła mi się już od bardzo dawna. Ale najpierw na Turbacz.
Po drodze kilka widoków, głównie na Tatry...
I trochę lasu...
I trochę innych gór, nieco niższych...
Mieliśmy także widok na obiekty architektoniczne ;P
Z czarnego szlaku odbiliśmy na żółty, gdzie też w pewnym momencie czekały na nas widoki. Niestety otulone kablami:)
W końcu jednak dotarliśmy do Schroniska pod Turbaczem. Moja noga już wtedy zaczęła się buntować, więc nawet nie myślałam o wychodzeniu na szczyt, czy odwiedzaniu pobliskich hal...
Rozsiedliśmy się w schronisku i czas płynął...
...aż do zmroku.
Do Koliby na Łapsowej Polanie schodziliśmy tą samą trasą, ale w ciemnościach. Zanim to zrobiliśmy, wysmarowałam się maścią przeciwbólową. Ale niewiele to dało. W górę nie boli. Po płaskim boli trochę, w dół boli bardzo ... Wieczorem były śpiewy, smaczne jedzonko, napoje, śmiechy, uśmiechy i integracja.
W nocy niezbyt twardo spałam, więc gdy zobaczyłam tuż po 6.00 warunki za oknem, padłam z wrażenia. Założyłam na piżamę polar, wskoczyłam w skarpety oraz buty i pomimo bolącej nogi pomknęłam przed chatę!
(zdjęcia niestety są badziewne, bo nie zauważyłam - tak, tak, ruda blondyna :O - że mam mega duże ISO ustawione PP)
Na niebie piękne kolory, więc latałam od jednej strony chaty do drugiej
I co najlepsze miałam ten widok na wyłączność, bo nikomu innemu najwyraźniej nie chciało się wstawać...
Chatka spała...
A góry budziły się do życia
Słońce wprawdzie wschodziło w miejscu, które było zasłonięte drzewami, ale w pewnym momencie zaczęło wpadać i do mnie
...a ja zapatrzona w te Tatry dalej nie widziałam, że ISO takie wielkie
Słońce natomiast było coraz wyżej...
No, cóż... W końcu mnie olśniło... jak już słońce wstało
W końcu jednak postanowiłam zmierzać w stronę łóżka pomimo naprawdę ciepłego poranka
Wstałam ponownie dopiero godzinę później, bo i tak nie mogłam spać. Wypierdzieliłam się ze schodów, niby uważając na nogę - bolała tak, że schodziłam schód po schodzie, dostawiając do siebie nogi, a na koniec zleciałam z kilku schodów, budząc do życia chyba wszystkich ...
Gdy już się pozbierałam, otrzepałam tyłek, pogłaskałam nowe siniaki, wróciłam na górę po aparat. Pogoda już nie była tak łaskawa, bo zaczęły pojawiać się chmury.
Zaczęli pojawiać się też inni turyści. My natomiast się nie spieszyliśmy, więc niektórzy spali, inni grali w kości... I tak zleciał czas aż do wyjścia, które zostało stanowczo zaplanowane na godzinę 13.00. Zrobiło się zimno, ludzie rozpalili sobie ognisko, a my w drogę!
Schodziliśmy niebieskim szlakiem do Marchwianej Góry (Marfianej? Mam dwie nazwy na różnych mapach :O)
Dotarłszy tam, musieliśmy jeszcze asfaltem ruszyć do Kowańca.
Tym samym zostawiliśmy za sobą Łapsową Polanę...
...ale postanowiłam, że muszę wrócić do Koliby jeszcze tej zimy.
Wyjazd zakończyłam koncertem i śpiewankami turystycznymi we Wrędze w Krakowie, a w nocy wróciłam do domu. Odkupiłam ten wyjazd bolącą nogą, ale dla takich wrażeń widokowych było warto! Teraz zapewne będę miała weekend przerwy, by w przyszły znów wrócić w góry!
Rozgrzewka nóżki na gorczańskim szlaku
Ale w piątek znów wstąpiło we mnie nieco mżycie! Napisałam do Pudelka, że jednak mogłabym się pojawić w górach, poszperałam po mapach i ustaliliśmy, że spotkamy się na trasie, a że chciałam stracić jak najmniej, mieliśmy się zobaczyć już prawie na jej początku.
I co?! Jadę autobusem, siedzę na pierwszym siedzeniu, a kierowca w pewnym momencie mówi, że nie działa mu pedał gazu, więc dokąd dojedzie, dotąd dojedzie, a potem stanie... Bądź tu mądry, człowieku. Najpierw noga, później pogoda, następnie choroba, a na końcu konający autobus! Udało się jednak dotrzeć do Klikuszowej. Pogoda piękna zgodnie z zapowiedziami!
Tal naprawdę przebijało się słońce i widać było, że te mgły wkrótce opadną, a sobota według prognoz faktycznie zapowiadała się pięknie. Autobusem nowotarskiego MZK dotarłam do Obidowej, skąd odchodzi zielony szlak. Napisałam Pudelkowi, że już ruszam, żeby powoli już się zbierał i pomknęłam ku górze.
Tam już nie było jakiejś specjalnej mgły. Do lasu wpadały promienie słońca.
Do spotkania z Pudelkiem miałam iść głównie lasem, więc pozostało ekscytować się właśnie takimi widokami
Pojawiała się odrobina niestopniałego jeszcze śniegu obok szlaku, ale sama droga była co najwyżej błotnista.
Po drodze minęłam się z jedną polanką.
Aż w końcu dotarłam do Bukowiny Obidowskiej i okazało się... że Marcin jeszcze nie ruszył ze schroniska. Pół godziny czekania! Stanęłam sobie w słońcu, bo siedzieć można było jedynie na błocie... i czekałam. Podobno dotarłam za szybko, bo z kulawą nogą tak nie wolno!
Po jego dotarciu ruszyliśmy już czarnym szlakiem w kierunku Turbacza i powoli zmienialiśmy plany - zamiast nocować na Starych Wierchach, na których mieliśmy rezerwację, postanowiliśmy spać na Łapsowej Polanie, która marzyła mi się już od bardzo dawna. Ale najpierw na Turbacz.
Po drodze kilka widoków, głównie na Tatry...
I trochę lasu...
I trochę innych gór, nieco niższych...
Mieliśmy także widok na obiekty architektoniczne ;P
Z czarnego szlaku odbiliśmy na żółty, gdzie też w pewnym momencie czekały na nas widoki. Niestety otulone kablami:)
W końcu jednak dotarliśmy do Schroniska pod Turbaczem. Moja noga już wtedy zaczęła się buntować, więc nawet nie myślałam o wychodzeniu na szczyt, czy odwiedzaniu pobliskich hal...
Rozsiedliśmy się w schronisku i czas płynął...
...aż do zmroku.
Do Koliby na Łapsowej Polanie schodziliśmy tą samą trasą, ale w ciemnościach. Zanim to zrobiliśmy, wysmarowałam się maścią przeciwbólową. Ale niewiele to dało. W górę nie boli. Po płaskim boli trochę, w dół boli bardzo ... Wieczorem były śpiewy, smaczne jedzonko, napoje, śmiechy, uśmiechy i integracja.
W nocy niezbyt twardo spałam, więc gdy zobaczyłam tuż po 6.00 warunki za oknem, padłam z wrażenia. Założyłam na piżamę polar, wskoczyłam w skarpety oraz buty i pomimo bolącej nogi pomknęłam przed chatę!
(zdjęcia niestety są badziewne, bo nie zauważyłam - tak, tak, ruda blondyna :O - że mam mega duże ISO ustawione PP)
Na niebie piękne kolory, więc latałam od jednej strony chaty do drugiej
I co najlepsze miałam ten widok na wyłączność, bo nikomu innemu najwyraźniej nie chciało się wstawać...
Chatka spała...
A góry budziły się do życia
Słońce wprawdzie wschodziło w miejscu, które było zasłonięte drzewami, ale w pewnym momencie zaczęło wpadać i do mnie
...a ja zapatrzona w te Tatry dalej nie widziałam, że ISO takie wielkie
Słońce natomiast było coraz wyżej...
No, cóż... W końcu mnie olśniło... jak już słońce wstało
W końcu jednak postanowiłam zmierzać w stronę łóżka pomimo naprawdę ciepłego poranka
Wstałam ponownie dopiero godzinę później, bo i tak nie mogłam spać. Wypierdzieliłam się ze schodów, niby uważając na nogę - bolała tak, że schodziłam schód po schodzie, dostawiając do siebie nogi, a na koniec zleciałam z kilku schodów, budząc do życia chyba wszystkich ...
Gdy już się pozbierałam, otrzepałam tyłek, pogłaskałam nowe siniaki, wróciłam na górę po aparat. Pogoda już nie była tak łaskawa, bo zaczęły pojawiać się chmury.
Zaczęli pojawiać się też inni turyści. My natomiast się nie spieszyliśmy, więc niektórzy spali, inni grali w kości... I tak zleciał czas aż do wyjścia, które zostało stanowczo zaplanowane na godzinę 13.00. Zrobiło się zimno, ludzie rozpalili sobie ognisko, a my w drogę!
Schodziliśmy niebieskim szlakiem do Marchwianej Góry (Marfianej? Mam dwie nazwy na różnych mapach :O)
Dotarłszy tam, musieliśmy jeszcze asfaltem ruszyć do Kowańca.
Tym samym zostawiliśmy za sobą Łapsową Polanę...
...ale postanowiłam, że muszę wrócić do Koliby jeszcze tej zimy.
Wyjazd zakończyłam koncertem i śpiewankami turystycznymi we Wrędze w Krakowie, a w nocy wróciłam do domu. Odkupiłam ten wyjazd bolącą nogą, ale dla takich wrażeń widokowych było warto! Teraz zapewne będę miała weekend przerwy, by w przyszły znów wrócić w góry!
Rozgrzewka nóżki na gorczańskim szlaku
Ostatnio zmieniony 2017-11-07, 08:32 przez nes_ska, łącznie zmieniany 2 razy.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
- sprocket73
- Posty: 5883
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Zawsze mówiłem, że wystarczy chcieć i można w każdych okolicznościach pojechać w góry.
A w nagrodę góry odpłaciły się takim wschodem
A w nagrodę góry odpłaciły się takim wschodem
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
laynn pisze:Czyli muszę kupić nikona i zacząć chcieć. Wasze porady są nieocenione
To ja Ci jeszcze polecę - WON do tematu zdjęciowego !
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
nes_ska pisze:Podobno dotarłam za szybko, bo z kulawą nogą tak nie wolno!
Ale On o Ciebie dba ... Prawdziwy Gentelmen.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 18 gości