Takie klimaty lubię najbardziej... Niżej wiosna, wyżej zima. Piękne widoki. Krokusy...
Sezon zaczynam za dwa tygodnie. Już przbieeram nogami
Czekam z niecierpliwościa na ciag dalszy
01-02.04.2017 Gorce, Gorce, ach, to wy!
NIEDZIELA
Rano jak zwykle wstaliśmy za wcześnie. Z kim ja żyję!?! Z kim ja imprezuję? To mięso z kangura chyba dodało im sił, bo wszyscy poderwali się z łóżek jak szaleni. Szybko przywróciliśmy swój wczorajszy blask, zjedliśmy śniadanie i zanim jeszcze wszyscy byli gotowi do wyjścia, ja wyskoczyłam na Halę Długą, na którą miałam iść dzień wcześniej.
Oczywiście przed samym schroniskiem był jeszcze śnieg, ale nie straszył szczególnie.
Ale brat mnie nastraszył, że będę się zapadać po drodze i najpewniej umrę w śnieżnej lawinie, więc założyłam profilaktycznie stuptuty, wzięłam ze sobą wodę i telefon. I w drogę!
Śniegu było trochę aż do samej Hali Długiej, ale trochę przesadził z tym zapadaniem, bo pewnie jest lżejszy ode mnie, a nie zapadłam się ani raz. Pewnie znowu chodził jakimiś dziwnymi bokami, to i się zapadał Ja tymczasem kulturalnie, po wydeptanych śladach, więc było mi łatwiej. A po drodze zerkałam na widoki, które co jakiś czas się odsłaniały.
W końcu dotarłam do hali, która zgodnie z obietnicą była prawie zupełnie bezśnieżna.
Oczywiście skupiłam się na tym, czego było najwięcej, czyli... trawie ;p
Oczywiście nie jestem skłonna do żadnych poświęceń, więc nie wyostrzyłam tam, gdzie trzeba i krokusy albinosy niewyraźnie wyglądają.
W końcu jednak wzięłam odwrót do schroniska, gdyż zbliżała się TA godzina - godzina wyjścia!
Na szczęście jednak nikt specjalnie na mnie nie czekał (:P), ale już powoli wszyscy zaczęli się zbierać.
Humory dopisywały - obwiniam tym wczorajszego kangura - to coś jak sok z gumijagód
Uśmiechnęliśmy się jeszcze raz do widoków spod schroniska i uciekliśmy czym prędzej - niedziela jednak nie miała możliwości być okresem wyciszenia i kontemplacji, gdyż ludzi było ogromnie dużo - nie było to dziwne, gdyż pogoda była naprawdę cudna!
Uskuteczniliśmy zdjęcie grupowe na szczycie.
...a następnie ruszyliśmy w dół w kierunku Starych Wierchów.
Tutaj śniegu było trochę więcej niż na mojej sobotniej wycieczce
Choć też było widać, że nadchodzi wiosna!
Babia nie była szczególnie wyraźna, ale oczywiście pokazywała swoje piękno
A ja chwilami drżałam, widząc, jak głęboko mogła wpaść stopa! Wyglądało to jak otchłań! Stopa wpada i już nie wychodzi! Na szczęście udało się wszystkie te niebezpieczne miejsca obejść bokiem
...a nadzieja na ubywanie śniegu rosła wraz ze zmniejszaniem wysokości
Nie zapominaliśmy o przerwach. Zauważyłam w ich trakcie pewną prawidłowość - kobieta się uśmiecha, mężczyzna - nie. I to my niby fochliwe jesteśmy?!
Przerwy jednak nie były byle gdzie. Przerwy były z widokami, aby ewentualnie nie musieć na siebie patrzeć. Mogliśmy spoglądać na Tatry
I walczy sobie człowiek, aby ludzie popatrzyli w obiektyw... i co? I nic! Zero posłuchu. Chyba dlatego pracuję z młodszymi
Kolejną przerwę mieliśmy na łące krokusowej, ale zanim do niej dotarliśmy, przedzieraliśmy się przez śniegi, błota i rozmowy! Nie wiadomo co było trudniejsze!!!
W końcu jednak dotarliśmy do krokusów.
Każdy starał się jak mógł, aby znaleźć dogodną pozycję, a jednocześnie nie zniszczyć ani jednego. Obiecujemy, że krokusy nie ucierpiały w ferworze walki.
Ciekawe, jak to zdjęcie wyszło w telefonie!
Gdy już każdy zrobił milion pięćset tysięcy trzysta pięćdziesiąt dwa zdjęcia krokusów, mogliśmy ruszyć dalej.
Po drodze pojawiały się liczne przeszkody, więc wyprawa wciąż nie należała do najłatwiejszych!
Ostatecznie nikt nie ucierpiał, chociaż przerwy na leżenie trzeba było zrobić!
Na siedzenie i stanie również! Nie dla każdego znalazło się miejsce pomiędzy krokusami
Ale gdyby ktoś chciał zjeść coś z rusztu, to w GPN-ie można było znaleźć nawet amatorów grilla. :O
W końcu zbliżyliśmy się do Starych Wierchów.
Tatry były prawie niewidoczne w popołudniowym słońcu.
A ludzi zatrzęsienie! Podobno na posiłek trzeba było czekać nawet do godziny, więc zrezygnowaliśmy. Niecierpliwi dostają mniej, więc wybór padł na McDonalda
Ale zanim do niego dotarliśmy, musieliśmy jeszcze zejść do Obidowej.
W drodze powrotnej zrobiliśmy sobie pożegnalny obiad, po czym uskuteczniliśmy misz-masz i tym samym wylądowaliśmy w samochodzie dwóch człowieków, którzy odwieźli nas aż do Brzeska!
A w Brzesku królowały zawilce....
Ach, ach, mam mało selfików z tego dnia, ale brat mi zrobił marchewkowe zdjęcie pod Turbaczem, ot co. Zatem tym paskudnym akcentem kończę relację...
...i kolejny raz dziękuję Błażejowi za zaproszenie! Do następnego!
Opóźnienia były spowodowane kolejną chorobą, kolejnym antybiotykiem, nawałem obowiązków i padaniem na pysk, ale w końcu się udało.
Rano jak zwykle wstaliśmy za wcześnie. Z kim ja żyję!?! Z kim ja imprezuję? To mięso z kangura chyba dodało im sił, bo wszyscy poderwali się z łóżek jak szaleni. Szybko przywróciliśmy swój wczorajszy blask, zjedliśmy śniadanie i zanim jeszcze wszyscy byli gotowi do wyjścia, ja wyskoczyłam na Halę Długą, na którą miałam iść dzień wcześniej.
Oczywiście przed samym schroniskiem był jeszcze śnieg, ale nie straszył szczególnie.
Ale brat mnie nastraszył, że będę się zapadać po drodze i najpewniej umrę w śnieżnej lawinie, więc założyłam profilaktycznie stuptuty, wzięłam ze sobą wodę i telefon. I w drogę!
Śniegu było trochę aż do samej Hali Długiej, ale trochę przesadził z tym zapadaniem, bo pewnie jest lżejszy ode mnie, a nie zapadłam się ani raz. Pewnie znowu chodził jakimiś dziwnymi bokami, to i się zapadał Ja tymczasem kulturalnie, po wydeptanych śladach, więc było mi łatwiej. A po drodze zerkałam na widoki, które co jakiś czas się odsłaniały.
W końcu dotarłam do hali, która zgodnie z obietnicą była prawie zupełnie bezśnieżna.
Oczywiście skupiłam się na tym, czego było najwięcej, czyli... trawie ;p
Oczywiście nie jestem skłonna do żadnych poświęceń, więc nie wyostrzyłam tam, gdzie trzeba i krokusy albinosy niewyraźnie wyglądają.
W końcu jednak wzięłam odwrót do schroniska, gdyż zbliżała się TA godzina - godzina wyjścia!
Na szczęście jednak nikt specjalnie na mnie nie czekał (:P), ale już powoli wszyscy zaczęli się zbierać.
Humory dopisywały - obwiniam tym wczorajszego kangura - to coś jak sok z gumijagód
Uśmiechnęliśmy się jeszcze raz do widoków spod schroniska i uciekliśmy czym prędzej - niedziela jednak nie miała możliwości być okresem wyciszenia i kontemplacji, gdyż ludzi było ogromnie dużo - nie było to dziwne, gdyż pogoda była naprawdę cudna!
Uskuteczniliśmy zdjęcie grupowe na szczycie.
...a następnie ruszyliśmy w dół w kierunku Starych Wierchów.
Tutaj śniegu było trochę więcej niż na mojej sobotniej wycieczce
Choć też było widać, że nadchodzi wiosna!
Babia nie była szczególnie wyraźna, ale oczywiście pokazywała swoje piękno
A ja chwilami drżałam, widząc, jak głęboko mogła wpaść stopa! Wyglądało to jak otchłań! Stopa wpada i już nie wychodzi! Na szczęście udało się wszystkie te niebezpieczne miejsca obejść bokiem
...a nadzieja na ubywanie śniegu rosła wraz ze zmniejszaniem wysokości
Nie zapominaliśmy o przerwach. Zauważyłam w ich trakcie pewną prawidłowość - kobieta się uśmiecha, mężczyzna - nie. I to my niby fochliwe jesteśmy?!
Przerwy jednak nie były byle gdzie. Przerwy były z widokami, aby ewentualnie nie musieć na siebie patrzeć. Mogliśmy spoglądać na Tatry
I walczy sobie człowiek, aby ludzie popatrzyli w obiektyw... i co? I nic! Zero posłuchu. Chyba dlatego pracuję z młodszymi
Kolejną przerwę mieliśmy na łące krokusowej, ale zanim do niej dotarliśmy, przedzieraliśmy się przez śniegi, błota i rozmowy! Nie wiadomo co było trudniejsze!!!
W końcu jednak dotarliśmy do krokusów.
Każdy starał się jak mógł, aby znaleźć dogodną pozycję, a jednocześnie nie zniszczyć ani jednego. Obiecujemy, że krokusy nie ucierpiały w ferworze walki.
Ciekawe, jak to zdjęcie wyszło w telefonie!
Gdy już każdy zrobił milion pięćset tysięcy trzysta pięćdziesiąt dwa zdjęcia krokusów, mogliśmy ruszyć dalej.
Po drodze pojawiały się liczne przeszkody, więc wyprawa wciąż nie należała do najłatwiejszych!
Ostatecznie nikt nie ucierpiał, chociaż przerwy na leżenie trzeba było zrobić!
Na siedzenie i stanie również! Nie dla każdego znalazło się miejsce pomiędzy krokusami
Ale gdyby ktoś chciał zjeść coś z rusztu, to w GPN-ie można było znaleźć nawet amatorów grilla. :O
W końcu zbliżyliśmy się do Starych Wierchów.
Tatry były prawie niewidoczne w popołudniowym słońcu.
A ludzi zatrzęsienie! Podobno na posiłek trzeba było czekać nawet do godziny, więc zrezygnowaliśmy. Niecierpliwi dostają mniej, więc wybór padł na McDonalda
Ale zanim do niego dotarliśmy, musieliśmy jeszcze zejść do Obidowej.
W drodze powrotnej zrobiliśmy sobie pożegnalny obiad, po czym uskuteczniliśmy misz-masz i tym samym wylądowaliśmy w samochodzie dwóch człowieków, którzy odwieźli nas aż do Brzeska!
A w Brzesku królowały zawilce....
Ach, ach, mam mało selfików z tego dnia, ale brat mi zrobił marchewkowe zdjęcie pod Turbaczem, ot co. Zatem tym paskudnym akcentem kończę relację...
...i kolejny raz dziękuję Błażejowi za zaproszenie! Do następnego!
Opóźnienia były spowodowane kolejną chorobą, kolejnym antybiotykiem, nawałem obowiązków i padaniem na pysk, ale w końcu się udało.
Ostatnio zmieniony 2017-04-10, 22:10 przez nes_ska, łącznie zmieniany 2 razy.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
nes_ska pisze:Rano jak zwykle wstaliśmy za wcześnie.
Też mnie to fascynuje.. Potencjał do spania do 9, a wychodzi 6.. Chyba wiem - starzy ludzie, słabe pęcherze, no i zaczyna się kolejka skoro świt.
Chociaż akurat mnie obudziła jakaś ćwierkająca gadzina.
nes_ska pisze:A ja chwilami drżałam, widząc, jak głęboko mogła wpaść stopa! Wyglądało to jak otchłań!
Do tej pory mam siniaki na lewicy z tego tytułu. Swoją drogą, jak w zeszłym tygodniu dowaliło ze 40 cm śniegu, to do czerwca na pewno będzie leżał.
nes_ska pisze:Zauważyłam w ich trakcie pewną prawidłowość - kobieta się uśmiecha, mężczyzna - nie.
Na zdjęciu moim i Liny wszystko tłumaczy moja alternatywna opalenizna na ręce. Dla jednych powód do śmiechu, dla innych do płaczu
nes_ska pisze:I walczy sobie człowiek, aby ludzie popatrzyli w obiektyw... i co? I nic! Zero posłuchu.
Ze dwa posłuchy widzę - Przemsona i Justynę.
nes_ska pisze:tym samym wylądowaliśmy w samochodzie dwóch człowieków, którzy odwieźli nas aż do Brzeska!
Jak ogarnąłem ten logistyczny niuans, to nie mogłem dojść do siebie, jak to możliwe, że sam na to nie wpadłem ;p
nes_ska pisze:...i kolejny raz dziękuję Błażejowi za zaproszenie! Do następnego!
Będzie następny!!!
Dzięki za relację Inez i za obecność W czerwcu powtórka?
W mieście możesz kogoś znać dziesięć lat i go nie poznać. W górach znasz go na wylot po paru tygodniach.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości