Sezon zacząłem bardzo ambitnie, wybierając się w Trzech Króli na zachód słońca na Potrójną. Jak na styczeń było mało zimowo:

Następnie był pomysł na Radhosta, niestety pooglądałem głównie mleko. No ale chociaż wysmażany ser był niezły:

Przełom stycznia i lutego to trzy dni spędzone w Jesionikach, pogoda nie powalała ale były to dla mnie kompletnie nie znane rejony, więc było całkiem ciekawie:

Ale na dobre sezon rozkręcił się dla mnie dopiero w marcu. Najpierw Granaty:

Tydzień później znów Tatry:

Kolejny marcowy weekend to Gorczańskie krokusy:

A miesiąc skończyłem na Świnicy:

W kwietniu odkrywałem nowo powstałą ferratę u naszych południowych sąsiadów. Jest do zdecydowanie najbliżej położna ferrata z prawdziwego zdarzenia i miejsce zdecydowanie godne polecenia :

No i był jeszcze wypad na zjazd GS w Beskid Sądecki. Ale wtedy już bardziej myślami byłem przy Grossglocknerze



Później przyszedł czas na coś spokojniejszego, odkrywanie nieznanych rejonów Tatr z Drogi nad Reglami:

Czerwiec rozpocząłem w Słowackich Tatrach, gdzie jak na tą porę roku to jeszcze nieźle trzymała zima:

Później wykorzystując wolne w Boże Ciało cztery dni spędzone na ferratach w Austrii. Okolice miasta Eisenerz - kolejny nowy rejon odkryty


Na koniec czerwca jeszcze raz w Tatry:

W lipcu natomiast udało się zacząć sezon wspinaczkowy. Dwie drogi w rejonie Kościelca poszły całkiem sprawnie. Niestety już schodząc na prostym kawałku szlaku, tuż przed Murowańcem skręciłem kostkę... taka przewrotność losu:

Po trzech tygodniach od skręcenia wróciłem do aktywności wyjazdem w skałki, a po miesiącu powrót w Tatry i kolejna ciekawa droga. Południowe Żebro Wołowej Turni:
W sierpniu była jeszcze Hala Krupowa:

I w końcu przyszedł czas na główny tegoroczny wyjazd - Gruzja i Kazbek. Nie zapomniane 2 tygodnie spędzone w nieznanym do tej pory mi kraju. W pełni udana część górska, mój nowy rekord wysokości - pierwszy pięciotysięcznik. Wschód słońca na wysokości 4,7 tys. m z widokiem na oddalony o prawie 200km Elbrus. I wiele, wiele innych...:



Po powrocie z Gruzji tak ciężko było wrócić do codzienności, że wybrałem się jeszcze na weekend do Austrii


Październik przyniósł dwa dni przy pięknej jesiennej pogodzie w Bieszczadach:

Listopad zacząłem jeszcze raz odwiedzając Potrójną:

Święto niepodległości uczciłem mocnym akcentem. Środkowe Żebro na Skrajnym Granaci i moje pierwsze Tatrzańskie V-

No i tradycyjnie już koniec sezonu to górska Wigilia - tym razem w Pieninach:

Rok był dla mnie bardzo udany, aż szkoda że już się kończy. No i ciężko będzie o równie udany 2015.