Tak można podsumować mój górski rok 2014, choć moze jeszcze coś sie uda...
Zaczęło się w lutym, na Rysiance.



Tyle było zimy, w kwietniu taka średniawa wycieczka w rejon Błatnej.


Potem nastało lato i jeż zaliczył pierwszą wycieczkę w mijającym roku. Jak na początek, nie było źle. Malinowska i Skrzyczne.



Niedługo potem odwiedziliśmy Szyndzielnię. Atrakcją była burza, która oczywiście nas nieźle sponiewierała.


Kulminacyjnym punktem była Babia Góra.



Potem jeszcze padła Czantoria...



I w końcu bez Młodej, jedyny niestety tegoroczny wyjazd w Tatry.





A jesień była już nasza. Często i dużo.
Magurka



Magura z Klimczokiem



I ostatnia z Julką wycieczka, w wielkiej wichurze, Rysianka z pseudolatawcem, który poleciał w pizdu i słuch o nim zaginał.



Na koniec listopada, mając mało czasu, pojechaliśmy jeszcze na Leskowiec i Potrójną, ale tym razem widoczność była z cyklu




Jeśli wziąć pod uwagę ostatnie chude lata, mozna powiedzieć, że tendencja zwyżkuje.
Przy okazji plany na następny rok... Wiosną Rzyki. I pewnie to, co blisko, nawet, jeśli już byliśmy. Latem Tatry. Z jeżem.
Jak będzie, się zobaczy, hehe.