Dotarłem do domu- oczywiście w dniu wczorajszym

Jako jedynemu przyszło mi wracać samotnie ze zlotu

Na upał to wiadomo woda, chustka na głowę itp. Gorzej z brakiem towarzystwa. Próbowałem zagadywać , ale nie bardzo było kogo. Dopiero duża ilość piechurów pojawiła się w drodze w dół. Ale oni mieli pod górkę więc nie byli skorzy do pogawędek, poza pytaniami "daleko jeszcze?".
Zmęczony tą przerwą w mówieniu, postanowiłem coś wymyślić...
Przyjąłem na udo...kleszcza. Taki mały , biedny- ulitowałem się

Wprawdzie myślałem ,że w okolicach parkingu, gdzie miałem auto, mój towarzysz, po tych paru godzinach słuchania krzywej nawijki, weźmie i sam odpadnie...Ale nie okazał się wiernym i cichym słuchaczem, więc musiałem go delikatnie odciągać (Ale tak tą sławetną pompką


Ale poza tym incydentem i paroma dziurami w spodniach i polarze innych przykrych rzeczy nie pamiętam. I to nie dlatego ,że byłem upojony pyszną śmietanówką Pudla zwanego ostatnio ...Freddie'm

Na Górową przyszedłem późno i jakież było moje zdziwienie, jak się okazało ,że nikogo ze znajomych tu nie ma

Było fajnie i wesoło. Wprawdzie głos mam taki jakbym kibicował na żywo na wszystkich meczach mundialu, ale co tam


Ceprowi należy się słowo wyjaśnienia...Pośród kilku grup przebywających w bazie, nasza prezentowała się bardzo przyzwoicie i z cierpliwością i kulturą znosiła zaczepki podchmielonych z deka osobników (mr. Bomba


Towarzyszom (poza tym z rodziny Ixodida) dziękuję ,a tym co wymiękli mówię - żałujcie!
Parę fotek znajdziecie TUTAJ .