Zbójnickiego, hej!!!
Zbójnickiego, hej!!!
12 września 2011 - "W pogoni"
Tak się złożyło, że nie mogłem śmignąć rano do Zwardonia. Wybieram wariant alternatywny, czyli Żywiec - Rycerka Kolonia i żółtym na Raczę. Spotkanie z Pająkiem w Żywcu na ulicy. No tego się nie spodziewałem Teraz bus do Kolonii. Startuję. Tempo mordercze. Z dwóch godzin wyrabiam do góry 1.40. Po drodze mijam jeszcze jakiegoś kolesia z okrutnym tobołem na plecach. Docelowo się okaże że spędzimy kolejne dwa dni z Arkiem w trasie Pogoda się robi, widoki rozpieszczają.
Umordowany jak koń po westernie robię finisz. Jak widzę ten zakręt ze szlakowskazem "W.Racza 5 min" to po prostu drę się w niebogłosy "Kapeeeeeeeeerrrrrrrr ratuj bo nie dojdę!!!". Już widzę schronisko, już witam się z gąską
Jebudu plecakiem!!! Siedzę!!! Dyszę jak ciufcia bieszczadzkiej wąskotorowóki Jakby mnie ktoś ścisnął, to wykręciłby wiadro wody :
Anka i Kaper w ciągu pół godziny zdążyli się już lekko zintegrować z Michałem z Torunia oraz Piotrkiem i Magdą z Poznania. Za chwilę dochodzi Arek (również Toruń) I tak kolejne kilka godzin: to do bufetu, to na szczyt, a widoki co raz piękniejsze...
Idziemy spać, wszak jutro wschód słońca z najlepszej wieży widokowej w Beskidach (no może poza Królową...
13 września 2011 - "Na spotkanie"
Nasza trójca jakimś cudem zrywa się grubo przed wschodem słońca. Michał i Arek postanawiają jednak pokimać dłużej. No to niech żałują. Jest czego...
W końcu wschodzi...
Widoki pod wspólnym tytułem "4 razy Wielki" - Wielki Krywań, Wielki Rozsutec, Wielki Manin i Wielki Chocz
Wracamy na śniadanko, chłopaki w międzyczasie się budzą. Integracja Arek z uwagi na ciężar swojego plecaka postanawia wyjść troszkę wcześniej, my zbieramy się do drogi kilka minut po 9.
Kierunek Rycerzowa. A pogoda taka, że szkoda chować aparat. Dreptamy leniwie. Jest cudnie
Jak już pisałem wcześniej Wielki R. będzie nas prześladował widokiem do końca wypadu. Nie inaczej jest dziś
Po blisko 3 godzinach docieramy na Przegibek. Będąc w stałym kontakcie z Mirkiem, postanawiamy tutaj na niego poczekać. Decyzja wybitnie słuszna. Nie upływa więcej niż jedno złociste z pianką jak z lasu wyłania się on sam. Radość spotkania. Prawdę powiedziawszy myślałem, że Mirek będzie schodził z Rycerzowej tego samego dnia, jednak okazuje się, że będzie nocował z nami. Zbieramy toboły i ruszamy dalej. Rzut oka za siebie...
... i przed siebie
Tuż przed szczytem Rycerzowej doganiamy Arka, więc szczytowanie odbędzie się w sześcioosobowym składzie. A jest co szczytować. Podejście to po prostu Golgota.
Na szczycie!!! Uff!!! Plecak robi głośne jebudu o glebę : Leżymy : Zostaje tylko do przejścia kawałek przez szczytową polanę i jak się okazuje nie ma na co czekać
Tatry!!!
Królowa Beskidów
Czyż może być piękniej???
W Bacówce spotykamy oczywiście Piotrka i Magdę. Zajmujemy strategiczny stolik na jadalni, oby blisko bufetu
Powoli robi się ciemno, a Wielki R. nadal nas prześladuje
Trzeba iść spać. Dobranoc
14 września 2011 - "Trawers by się kurwa przydał"
Oj ciężki ten poranek dziś na Rycerzowej. Słońce za głośno świeci, a pająki to już odpierniczają macarenę w podkutych bucikach. Na dodatek nadchodzi czas pożegnania z Michałem i Mirkiem. Schodzą do Rajczy. Pożegnalne foto.
My na Sedlo Prislop. Ania kryje się w drzewie
Pogoda wyraźnie się kisi
Ale najgorsze jeszcze nadejdzie. Na razie co niektórzy leżą w trawie
Zaczynamy podejście na Svitkovą. Masakra, golgota, rzeź niewiniątek. Szlak poprowadzony w linii spadku wierzchołka. Tak jakby nie można zrobić zakosów. Zaczynamy dziękować Słowakom za tą zemstę za zajęcie Spisza w 1938 :mad:
Pod Oszustem Kaper dzwoni do Młodego. Ich rozmowa wygląda mniej więcej tak:
(M)łody - no i jak wam tam
(K)aper - a no jakoś leci
(M) - no u nas zaczyna lać
(K) - e to u nas się tylko chmurzy
I w tym momencie spadają na nas pierwsze krople deszczu. I zaczyna się Armagedon. Przez kilka godzin leje jak w 1997 podczas powodzi. Pieprzona szkoła znakowania szlaków słowackich zaczyna przypominać błotną ślizgawkę. W pewnym momencie Kaper stwierdza, że jeśli byłaby po drodze pionowa skała to Słowacy pociągnęliby szlak środkiem. No i po co łańcuch
Mijamy kolejne Golgoty, czyli podejścia pod Oszust i Javorinę. Jest mi zimno, jestem przemoczony do ostatniej nitki w gaciach, na dodatek zaliczam poważną glebę. Po prostu robię sobie jazdę w błocie na odcinku jakiś 4 metrów, więc dodatkowo jestem cały ujebany błotem. Gdzieś za Javoriną przestaje lać i postanawiam się przebrać. O jak miło. Ciepło, sucho...
W końcu jakimś cudem dobijamy do Glinki Ujsolskiej.
Niby stąd tylko 50 minut na Krawców. Ale znów zaczyna się Golgota. Szlak oznaczony fatalnie, kilkusetmetrowe odcinki bez jakiegokolwiek znaku na drzewie, gdyby nie słupki graniczne...
Ania stwierdza:
"Chłopaki, miałam wam postawić piwo za to, że mnie ze sobą wzięliście. Ale po dzisiejszym odcinku zapomnijcie. Ni chuja"
W końcu dochodzimy. Na bacówce starzy znajomi, czyli Magda i Piotrek Kąpiele, kolacje, suszenie gratów. W pokoju wali trupem jak w kostnicy, a to przez nasze stęchłe, zapocone, mokre szmaty :
Za to pogoda wynagradza tą dzisiejszą dupówę...
Wieczór to już tylko ognia czar...
W końcu idziemy spać. Dobranoc
15 września 2011 - "Ewakuacja"
Poranek na Krawculi nie przypomina niczym wczorajszego dnia. Śniadanko, dosuszanie mokrych bambetli i powolne pakowanko.
Żegnamy, tym razem definitywnie, Magdę i Piotrka. Zaczynamy przygotowania do wyjścia. I wtedy następuje katastrofa. Jeden telefon i okazuje się, że muszę czym prędzej uciekać w doliny Robi mi się jakoś tak smutno. Koniec??? Tak nagle??? No niestety A Wielki R. przygląda się wszystkiemu niewzruszony.
Żegnam się z Anią i Kaperkiem i zaczynam samotny powrót do Glinki. Jeszcze rzut oka za siebie.
Góry żegnają mnie godnymi widokami.
Szkoda, że widzę je z co raz niższa Ale to nic - jeszcze tu wrócę, choć podczas tego wypadu wielokrotnie obiecywałem sobie, że zacznę chyba znaczki zbierać, albo akwarium sobie kupię
Dziękuję wszystkim, z którymi przyszło mi spędzić te 4 dni czyli: Ani, Magdzie, Kaprowi, Mirkowi, Michałowi, Piotrkowi i Arkowi Mam nadzieję, że jeszcze niejednokrotnie spotkamy się gdzieś przy ogniu kominka
I to by było chyba na tyle. Komplet zdjęć po kliku w obrazek:
Tak się złożyło, że nie mogłem śmignąć rano do Zwardonia. Wybieram wariant alternatywny, czyli Żywiec - Rycerka Kolonia i żółtym na Raczę. Spotkanie z Pająkiem w Żywcu na ulicy. No tego się nie spodziewałem Teraz bus do Kolonii. Startuję. Tempo mordercze. Z dwóch godzin wyrabiam do góry 1.40. Po drodze mijam jeszcze jakiegoś kolesia z okrutnym tobołem na plecach. Docelowo się okaże że spędzimy kolejne dwa dni z Arkiem w trasie Pogoda się robi, widoki rozpieszczają.
Umordowany jak koń po westernie robię finisz. Jak widzę ten zakręt ze szlakowskazem "W.Racza 5 min" to po prostu drę się w niebogłosy "Kapeeeeeeeeerrrrrrrr ratuj bo nie dojdę!!!". Już widzę schronisko, już witam się z gąską
Jebudu plecakiem!!! Siedzę!!! Dyszę jak ciufcia bieszczadzkiej wąskotorowóki Jakby mnie ktoś ścisnął, to wykręciłby wiadro wody :
Anka i Kaper w ciągu pół godziny zdążyli się już lekko zintegrować z Michałem z Torunia oraz Piotrkiem i Magdą z Poznania. Za chwilę dochodzi Arek (również Toruń) I tak kolejne kilka godzin: to do bufetu, to na szczyt, a widoki co raz piękniejsze...
Idziemy spać, wszak jutro wschód słońca z najlepszej wieży widokowej w Beskidach (no może poza Królową...
13 września 2011 - "Na spotkanie"
Nasza trójca jakimś cudem zrywa się grubo przed wschodem słońca. Michał i Arek postanawiają jednak pokimać dłużej. No to niech żałują. Jest czego...
W końcu wschodzi...
Widoki pod wspólnym tytułem "4 razy Wielki" - Wielki Krywań, Wielki Rozsutec, Wielki Manin i Wielki Chocz
Wracamy na śniadanko, chłopaki w międzyczasie się budzą. Integracja Arek z uwagi na ciężar swojego plecaka postanawia wyjść troszkę wcześniej, my zbieramy się do drogi kilka minut po 9.
Kierunek Rycerzowa. A pogoda taka, że szkoda chować aparat. Dreptamy leniwie. Jest cudnie
Jak już pisałem wcześniej Wielki R. będzie nas prześladował widokiem do końca wypadu. Nie inaczej jest dziś
Po blisko 3 godzinach docieramy na Przegibek. Będąc w stałym kontakcie z Mirkiem, postanawiamy tutaj na niego poczekać. Decyzja wybitnie słuszna. Nie upływa więcej niż jedno złociste z pianką jak z lasu wyłania się on sam. Radość spotkania. Prawdę powiedziawszy myślałem, że Mirek będzie schodził z Rycerzowej tego samego dnia, jednak okazuje się, że będzie nocował z nami. Zbieramy toboły i ruszamy dalej. Rzut oka za siebie...
... i przed siebie
Tuż przed szczytem Rycerzowej doganiamy Arka, więc szczytowanie odbędzie się w sześcioosobowym składzie. A jest co szczytować. Podejście to po prostu Golgota.
Na szczycie!!! Uff!!! Plecak robi głośne jebudu o glebę : Leżymy : Zostaje tylko do przejścia kawałek przez szczytową polanę i jak się okazuje nie ma na co czekać
Tatry!!!
Królowa Beskidów
Czyż może być piękniej???
W Bacówce spotykamy oczywiście Piotrka i Magdę. Zajmujemy strategiczny stolik na jadalni, oby blisko bufetu
Powoli robi się ciemno, a Wielki R. nadal nas prześladuje
Trzeba iść spać. Dobranoc
14 września 2011 - "Trawers by się kurwa przydał"
Oj ciężki ten poranek dziś na Rycerzowej. Słońce za głośno świeci, a pająki to już odpierniczają macarenę w podkutych bucikach. Na dodatek nadchodzi czas pożegnania z Michałem i Mirkiem. Schodzą do Rajczy. Pożegnalne foto.
My na Sedlo Prislop. Ania kryje się w drzewie
Pogoda wyraźnie się kisi
Ale najgorsze jeszcze nadejdzie. Na razie co niektórzy leżą w trawie
Zaczynamy podejście na Svitkovą. Masakra, golgota, rzeź niewiniątek. Szlak poprowadzony w linii spadku wierzchołka. Tak jakby nie można zrobić zakosów. Zaczynamy dziękować Słowakom za tą zemstę za zajęcie Spisza w 1938 :mad:
Pod Oszustem Kaper dzwoni do Młodego. Ich rozmowa wygląda mniej więcej tak:
(M)łody - no i jak wam tam
(K)aper - a no jakoś leci
(M) - no u nas zaczyna lać
(K) - e to u nas się tylko chmurzy
I w tym momencie spadają na nas pierwsze krople deszczu. I zaczyna się Armagedon. Przez kilka godzin leje jak w 1997 podczas powodzi. Pieprzona szkoła znakowania szlaków słowackich zaczyna przypominać błotną ślizgawkę. W pewnym momencie Kaper stwierdza, że jeśli byłaby po drodze pionowa skała to Słowacy pociągnęliby szlak środkiem. No i po co łańcuch
Mijamy kolejne Golgoty, czyli podejścia pod Oszust i Javorinę. Jest mi zimno, jestem przemoczony do ostatniej nitki w gaciach, na dodatek zaliczam poważną glebę. Po prostu robię sobie jazdę w błocie na odcinku jakiś 4 metrów, więc dodatkowo jestem cały ujebany błotem. Gdzieś za Javoriną przestaje lać i postanawiam się przebrać. O jak miło. Ciepło, sucho...
W końcu jakimś cudem dobijamy do Glinki Ujsolskiej.
Niby stąd tylko 50 minut na Krawców. Ale znów zaczyna się Golgota. Szlak oznaczony fatalnie, kilkusetmetrowe odcinki bez jakiegokolwiek znaku na drzewie, gdyby nie słupki graniczne...
Ania stwierdza:
"Chłopaki, miałam wam postawić piwo za to, że mnie ze sobą wzięliście. Ale po dzisiejszym odcinku zapomnijcie. Ni chuja"
W końcu dochodzimy. Na bacówce starzy znajomi, czyli Magda i Piotrek Kąpiele, kolacje, suszenie gratów. W pokoju wali trupem jak w kostnicy, a to przez nasze stęchłe, zapocone, mokre szmaty :
Za to pogoda wynagradza tą dzisiejszą dupówę...
Wieczór to już tylko ognia czar...
W końcu idziemy spać. Dobranoc
15 września 2011 - "Ewakuacja"
Poranek na Krawculi nie przypomina niczym wczorajszego dnia. Śniadanko, dosuszanie mokrych bambetli i powolne pakowanko.
Żegnamy, tym razem definitywnie, Magdę i Piotrka. Zaczynamy przygotowania do wyjścia. I wtedy następuje katastrofa. Jeden telefon i okazuje się, że muszę czym prędzej uciekać w doliny Robi mi się jakoś tak smutno. Koniec??? Tak nagle??? No niestety A Wielki R. przygląda się wszystkiemu niewzruszony.
Żegnam się z Anią i Kaperkiem i zaczynam samotny powrót do Glinki. Jeszcze rzut oka za siebie.
Góry żegnają mnie godnymi widokami.
Szkoda, że widzę je z co raz niższa Ale to nic - jeszcze tu wrócę, choć podczas tego wypadu wielokrotnie obiecywałem sobie, że zacznę chyba znaczki zbierać, albo akwarium sobie kupię
Dziękuję wszystkim, z którymi przyszło mi spędzić te 4 dni czyli: Ani, Magdzie, Kaprowi, Mirkowi, Michałowi, Piotrkowi i Arkowi Mam nadzieję, że jeszcze niejednokrotnie spotkamy się gdzieś przy ogniu kominka
I to by było chyba na tyle. Komplet zdjęć po kliku w obrazek:
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Malgo Klapković pisze:Ciekawe czy nie przeżyję tego samego
Gosiek, bój się Boga i nie idź granicznym słowackim. Ze mną było tak...
Leje... Leje jak sk... Podchodzimy pod Oszust... Ścieżką płynie potok... Kaper i Anka walą lasem tuż obok ścieżki, a ja odważny centralnie szlakiem. Nagle jeb... padam ryjem w błoto. Huknęło, chlapnęło... Grawitacja misiu... Jakieś 2 metry jadę na brzuchu i zgarniam błoto pod koszulkę. Potem obraca mnie na plecy i zgarniam błoto pod koszulkę ale od dupy strony. Lawinisko się stabilizuje i słyszę tylko z lasu Kaprowe - "Darek!!! Żyjesz??? Hahahaha, aleś jebnął!!!"
Na Krawculi wstępnie zeskrobałem błoto z ciuchów. Filtr w pralce zapchałem dwa dni później po powrocie do domu
Ostatnio zmieniony 2014-04-28, 22:44 przez darkheush, łącznie zmieniany 1 raz.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Nie załapałem się na oficjalny szlak na Tomanową, a poza szlakiem nigdy nie pójdę. Więc wiaty nie kojarzę. No chyba, że ona w Dolinie Tomanowej bytuje.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 185 gości