Spacery Jurajskie. I nie tylko. Te w pobliżu domu...
- sprocket73
- Posty: 5774
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Ja tak tylko patrzę po liściach... gdzie ta jesień? Czy to tylko moje wrażenie, czy wszystko się przesuwa...
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5774
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
laynn pisze:tylko to wejść i wyjść. Serio. Już ciekawsza ta Wierzchowska.
W Mamutowej kiedyś spałem za młodu i ognisko było... Fajne miejsce na biwak, namiotu nie trzeba brać.
laynn pisze:Pod jaskinią robimy sobie zdjęcie:
Zdjęcie macie w trójkę i to jest plus, ale widać, że nie robił go Doświadczony Fotograf. Nogi ucięte, choć tylko trochę i oczywiście głowy w centrum kadru, powszechny błąd.
laynn pisze:Dojeżdżamy na parking nad Ojcowem. Tu wpierw muszę odstać pod parkometrem, bo zanim on się połączy z siecią przyjmując płatność, to mija na jedną osobę chyba z (dobę) pięć minut.
Dolina Prądnika jest głęboka, tam jest spory problem z internetem.
laynn pisze:Mijamy kilka grup osób, kilku rowerzystów, ale w porównaniu do Ojcowa to praktycznie jest pusto.
Dolina Sąspowska?
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Sebastian pisze:widać, że nie robił go Doświadczony Fotograf
Widać.
Tu robił to doświadczony fotograf i uciął okno:
Sebastian pisze:Dolina Prądnika jest głęboka
To jest ten parking na górze - choć 3metry za parkometrem zasięgu zero, pojawiał się dopiero przy parkometrze.
Sebastian pisze:Dolina Sąspowska?
Znów zima mnie zaskoczyła, nie udało się pojechać w góry zasmakować śniegu, ale jak w ostatnich latach, trzeci rok z rzędu jedziemy na Maczki na krótki spacer.
Od początku kupa śniegu:
Jest kicha, ale coś się próbuje przebić, a wiatr czasem zrzuca czapy śniegu z koron:
Trasa jak zawsze:
Jest chwila po 15tej a już robi się zachód słońca:
Czas wracać do auta i do domu:
Zimowe maczki chyba zaczną być naszą tradycję - to jedyne miejsce, gdzie wracam mniej więcej w tym samym czasie
Dwa tygodnie później jedziemy na jarmark świąteczny, trzeba być na topie, a pewien bloger propaguje zagraniczne, więc bierzemy jego przykład i jedziemy zagranicę.
Okazuje się, że na Nikiszu nie ma jarmarku - lipa.
Dzięki temu jest luźno:
krótki spacer
i jedziemy na katowicki rynek:
Zaczynamy obok kościoła ewangelickiego:
mijamy Teatr Śląski i widzimy koło daibelskie:
jest już ciemno:
i są tłumy:
modne jest pisać o jedzeniu. Więc są różne smakołyki, lokalne zagraniczne, np owoce w czekoladzie:
kręcimy się w kółko aż robi się całkowicie ciemno:
więc się zbieramy do domu, przecież czeka nas jeszcze powrót do kraju
.
Od początku kupa śniegu:
Jest kicha, ale coś się próbuje przebić, a wiatr czasem zrzuca czapy śniegu z koron:
Trasa jak zawsze:
Jest chwila po 15tej a już robi się zachód słońca:
Czas wracać do auta i do domu:
Zimowe maczki chyba zaczną być naszą tradycję - to jedyne miejsce, gdzie wracam mniej więcej w tym samym czasie
Dwa tygodnie później jedziemy na jarmark świąteczny, trzeba być na topie, a pewien bloger propaguje zagraniczne, więc bierzemy jego przykład i jedziemy zagranicę.
Okazuje się, że na Nikiszu nie ma jarmarku - lipa.
Dzięki temu jest luźno:
krótki spacer
i jedziemy na katowicki rynek:
Zaczynamy obok kościoła ewangelickiego:
mijamy Teatr Śląski i widzimy koło daibelskie:
jest już ciemno:
i są tłumy:
modne jest pisać o jedzeniu. Więc są różne smakołyki, lokalne zagraniczne, np owoce w czekoladzie:
kręcimy się w kółko aż robi się całkowicie ciemno:
więc się zbieramy do domu, przecież czeka nas jeszcze powrót do kraju
.
Ostatnio zmieniony 2023-12-20, 14:01 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Spacery Jurajskie. I nie tylko. Te w pobliżu domu...
Pomysł na tą wycieczkę rzuciła żona - a może pojedziemy zobaczyć jakieś ładne miasto w okolicy?
Potem wrzuciła w neta pytanie o najładniejsze śląskie rynki i pojechaliśmy.
Oczywiście jak to bywa w takich "artykułach" na liście Śląskich miast pojawiły się Siewierz, Sławków i Jaworzno. Że też Sosnowca tam autor nie umieścił!
Po wykreśleniu tychże perełek, wybraliśmy trzy miasta leżące na Śląsku, w których jeszcze nie byliśmy. Więc jedziemy!
Mikołów leży na południe od Rudy Śląskiej, od wschodu graniczy z Katowicami, od południa z Tychami i Łaziskami Górnymi. Często mijałem to miasto jeżdżąc wiślanką i tylko raz zajechałem na jakieś osiedle z kolegą, choć dziś już nie pamiętam na jakie. I to by było tyle z mojej znajomości tego miasta, dlatego ze sporą ciekawością tam jadę.
Miasto jest z całkiem sporą historią, bo pierwsze wzmianki o nim pochodzą z roku 1222go, a lokację miejską w 1276 roku. Co ciekawe historycznie należał do kasztelani bytomskiej, położonej w ziemi krakowskiej ale poprzez włączenie jej do księstwa raciborskiego w 1179 roku, Mikołów należy do Śląska. Po wojnach śląskich między monarchią Habsburgów a Prusami Hohenzollernów o panowanie nad Śląskiem (1740-1763r) znalazł się w Prusach, wraz z resztą Górnego Śląska i Ziemi Kłodzkiej. W XIX wieku większość ludności była Polakami. W 1922 roku zostaje przyłączony do Polski, mimo iż w plebiscycie większość głosów była za Niemcami.
Więc poprzez nowy węzeł na Giszowcu, Trzy Górki i wiślanką docieramy przed południem na rynek. Trafiliśmy na targ staroci, więc małe kółko i auto parkuję pod Urzędem Stanu Cywilnego
i spokojnym spacerem docieramy na główny plac. Mijamy miejski szalet i wkraczamy na rynek, gdzie musimy przeciskać się przez całkiem spory tłum spacerowiczów. Mijamy obstawiony różnymi starociami, książkami, czasopismami, płytami muzycznymi pomnik św. Wojciecha i się rozglądamy - gdzie tu iść? Co tu oglądać?
Na środku rynku fontanna tryska wodą, za koźlętami, na rogu stoi rycerz - ten stoi pod budynkiem ratusza.
rynek, w tle ratusz oraz tłum i pewna tajemnicza biała dama
kamienica w stylu secesyjnym z XIX wieku
Obchodzimy niektóre stoiska, pobieżnie oglądając wystawione dobra i ruszamy w uliczki. Ruszamy ulicą Krakowską, gdzie robi się o wiele spokojniej, dzieci się bawią na bruku a ludzie siedzą pod parasolami:
Tu już kamieniczki nie są takie ładne, by nie rzecz że są brzydkie
Na ławeczkach siedzi dwóch panów i widząc mój aparat krzyczą, że zdjęcie dychę! Kręcę głową - nie, to piątka! Dalej kręcę na nie więc mówią, a to nie wolno im robić zdjęcia. Mówię ok, po czym dopytywany, czy jestem dziennikarzem z jakiejś gazety Mikołowskiej, mówię, że zdjęcia są do mojego bloga, chłopaki zmieniają zdanie - rób nam zdjęcie! No to jest :
Szkoda, że dominują tu wszelakie kolory szarości. Brudnej i obdrapanej. Szkoda, bo detale są ładne:
Z Krakowskiej skręcamy w Św. Wojciecha ku widocznej z daleka białej wieży kościelnej. Mijamy fajnie obrośniętą ścianę:
lecz zanim ruszymy zobaczyć cóż to za budowla:
skręcamy w stronę wystających nad dachami domostw dwóm wieżom. Nie są to jednak ze świata Tolkiena a należą do Bazyliki św. Wojciecha:
Akurat skończyła się msza i wychodzą z niej wierni. Bazylikę wybudowano w latach 1843-63 i jest...całkiem spora. Aż muszę założyć szeroki obiektyw by ją zmieścić w kadrze:
W końcu docieramy pod jedno z najstarszych zabytków - pod Kościół św. Wojciecha i Matki Boskiej Śnieżnej:
Powstał w latach 1260-70, jako drewniany, później przebudowany. Obok stoi XVIII wieczna figura Jana Nepomucena:
Teraz poprzez ulicę Lompy:
docieramy do ulicy Jana Pawła II, którą dotrzemy z powrotem na rynek. Jest tu kilka ładnych kamienic. Dość ciekawa stylistycznie, choć w nieco kiczowatych kolorach kamienica z 1910 roku, w stylu secesyjnym z ornamentami roślinnymi i głowami satyrów:
Po drugiej stronie stoi zaniedbany, odrapany budynek, który mnie o wiele bardziej mocno zainteresował:
Intryguje, swoim ruinowatym stanem, oraz pozostałością (?) niemieckich napisów na rogu:
Dom, w którym mieszkał poeta Rafał Wojaczek. Z zaciekawieniem obserwuję śledzącą mnie również białą damę. Wychodząc z rynku z zaciekawieniem zaglądamy w bramę, która jak okazuje się prowadzi nas do parku - Małe Planty. Jest tu tężnia, jest zielono i spokojnie. Fajne miejsce.
ochodzimy do Małego Stawu i zawracamy do auta. Na koniec podchodzę pod pomnik upamiętniający marsz śmierci, którym "ewakuowano" więźniów obozu Auschwitz w styczniu 1945 roku:
Teraz ruszaamy w kierunku Gliwic.
Żegnamy Mikołów:
przecinamy wiślankę. Szeroka droga, teren zabudowany i wszyscy zamiast jechać przepisowo, albo normalnie po polsku, czyli sporo szybciej od dozwolonej prędkości jadą dziwnie wolno (nieco ponad 40stkę). Po chwili rozumiem - pominąłem znak o odcinkowym pomiarze prędkości. Ale czemu do cholery nie można jechać 50tką??? A my głodni jesteśmy...dlatego nie zatrzymujemy się obok drewnianego Kościoła św. Mikołaja w Borowej Wsi (kroniki kościelne datują go na 1640r), który został tu przeniesiony z Przyszowic w ostatnich dwóch latach przed II WŚ, tylko spokojnie podążamy do drugiego celu. Na Gliwicki rynek.
Auto parkujemy pod Katedrą Świętych Apostołów Piotra i Pawła i spacerem wkraczamy w uliczki.
Wpierw jednak mijamy Zamek Piastowski i skwer, w którym jest fosa z fontannami:
Udało nam się je obejrzeć, bo po chwili woda przestała lecieć, a my głodni idziemy szukać ̶ ̶c̶z̶e̶g̶o̶ś̶ ̶d̶o̶ ̶z̶j̶e̶d̶z̶e̶n̶i̶a̶, tzn do zwiedzenia. Klimatycznymi uliczkami
docieramy na róg rynku, gdzie zaglądamy w podcienia:
i wchodzimy na rynek. I jesteśmy mocno rozczarowani. Ratusz obłożony jest siatkami - trwa remont. Odbiera to mocno uroku, dobrze, że choć kamienice wokół są ładne:
lub ciekawe (znów ta biała dama )
Gdzieś na początku wieku poznałem Gliwice, gdy przyjechaliśmy zaproszeni przez kolegę, który miał się opiekować jakimś mieszkaniem. Niewiele pamiętam z tego nocnego łażenia po starówce ale drogę, która prawie wjeżdżała na rynek tak - o to ta:
Z poranka, gdy staliśmy pod drzwiami, że sporo tu kościołów - gdzie się człowiek nie rozejrzał jakaś wieża kościelan wyglądała ponad dachy kamienic. W późniejszych latach kilkukrotnie odwiedzałem to miasto zawodowo. Z tych odwiedzin pamiętam, że drogi w centrum są jednokierunkowe. Nieco później były też dwie wizyty w Palmiarnii ( https://mniejszeiwiekszegory.blogspot.c ... icach.html ). Znów niewiele. Więc liczyłem, że dziś w końcu poznam choć część starówki nieco lepiej. Ok, ale zwiedzanie zostawiamy na później, bo póki co jesteśmy już na prawdę głodni. Więc zagaduję biała damę? Może na obiad idziemy? O dziwo się zgadza...
I tu popełniamy błąd. Zamiast poszukać czegoś na obrzeżach, a na pewno poza rynkiem, wkraczamy do jednej z knajp mieszczącej się w rogu rynku. Ja wybieram modrą kapustę z roladą a żona zapiekankę ziemniaczaną z sosem salsa. Wpierw dostaje jedzenie żona. Potem ja, ale tylko roladę z kluskami. Gdy już prawie połowę rolady nie ma, dociera czerwona kapusta. Jedzenie słone, w roladzie kiełbasa zamiast boczku, żona aż jeden kawałek boczku znalazła, a sos salsa z butli...
Najlepsze było piwo pszeniczne Tyskie (i to z % i to bez), więc knajpy posiadającą w nazwie amerykańskiego pisarza (min Stary człowiek i morze) z całego serce nie polecam! ! !
Czekając na jedzenie musieliśmy uciec z ogródka do środka, bo znaki na niebie wskazywały, że lunie. Gdy wychodzimy mocno zniesmaczeni podłym jedzeniem, zaczyna lekko kropić. Ot tyle z naszego zwiedzania. Do auta prawie biegiem lecimy i ulewa dorywa nas już pod autem. W deszczu, w totalnej zlewie wracamy do domu.
Czy pojechałbym raz jeszcze do Mikołowa? Chyba już nie...
Gliwice jednak wrócą, może poczekamy na koniec remontu Ratusza? Ale na pewno tam wrócimy...
Potem wrzuciła w neta pytanie o najładniejsze śląskie rynki i pojechaliśmy.
Oczywiście jak to bywa w takich "artykułach" na liście Śląskich miast pojawiły się Siewierz, Sławków i Jaworzno. Że też Sosnowca tam autor nie umieścił!
Po wykreśleniu tychże perełek, wybraliśmy trzy miasta leżące na Śląsku, w których jeszcze nie byliśmy. Więc jedziemy!
Mikołów leży na południe od Rudy Śląskiej, od wschodu graniczy z Katowicami, od południa z Tychami i Łaziskami Górnymi. Często mijałem to miasto jeżdżąc wiślanką i tylko raz zajechałem na jakieś osiedle z kolegą, choć dziś już nie pamiętam na jakie. I to by było tyle z mojej znajomości tego miasta, dlatego ze sporą ciekawością tam jadę.
Miasto jest z całkiem sporą historią, bo pierwsze wzmianki o nim pochodzą z roku 1222go, a lokację miejską w 1276 roku. Co ciekawe historycznie należał do kasztelani bytomskiej, położonej w ziemi krakowskiej ale poprzez włączenie jej do księstwa raciborskiego w 1179 roku, Mikołów należy do Śląska. Po wojnach śląskich między monarchią Habsburgów a Prusami Hohenzollernów o panowanie nad Śląskiem (1740-1763r) znalazł się w Prusach, wraz z resztą Górnego Śląska i Ziemi Kłodzkiej. W XIX wieku większość ludności była Polakami. W 1922 roku zostaje przyłączony do Polski, mimo iż w plebiscycie większość głosów była za Niemcami.
Więc poprzez nowy węzeł na Giszowcu, Trzy Górki i wiślanką docieramy przed południem na rynek. Trafiliśmy na targ staroci, więc małe kółko i auto parkuję pod Urzędem Stanu Cywilnego
i spokojnym spacerem docieramy na główny plac. Mijamy miejski szalet i wkraczamy na rynek, gdzie musimy przeciskać się przez całkiem spory tłum spacerowiczów. Mijamy obstawiony różnymi starociami, książkami, czasopismami, płytami muzycznymi pomnik św. Wojciecha i się rozglądamy - gdzie tu iść? Co tu oglądać?
Na środku rynku fontanna tryska wodą, za koźlętami, na rogu stoi rycerz - ten stoi pod budynkiem ratusza.
rynek, w tle ratusz oraz tłum i pewna tajemnicza biała dama
kamienica w stylu secesyjnym z XIX wieku
Obchodzimy niektóre stoiska, pobieżnie oglądając wystawione dobra i ruszamy w uliczki. Ruszamy ulicą Krakowską, gdzie robi się o wiele spokojniej, dzieci się bawią na bruku a ludzie siedzą pod parasolami:
Tu już kamieniczki nie są takie ładne, by nie rzecz że są brzydkie
Na ławeczkach siedzi dwóch panów i widząc mój aparat krzyczą, że zdjęcie dychę! Kręcę głową - nie, to piątka! Dalej kręcę na nie więc mówią, a to nie wolno im robić zdjęcia. Mówię ok, po czym dopytywany, czy jestem dziennikarzem z jakiejś gazety Mikołowskiej, mówię, że zdjęcia są do mojego bloga, chłopaki zmieniają zdanie - rób nam zdjęcie! No to jest :
Szkoda, że dominują tu wszelakie kolory szarości. Brudnej i obdrapanej. Szkoda, bo detale są ładne:
Z Krakowskiej skręcamy w Św. Wojciecha ku widocznej z daleka białej wieży kościelnej. Mijamy fajnie obrośniętą ścianę:
lecz zanim ruszymy zobaczyć cóż to za budowla:
skręcamy w stronę wystających nad dachami domostw dwóm wieżom. Nie są to jednak ze świata Tolkiena a należą do Bazyliki św. Wojciecha:
Akurat skończyła się msza i wychodzą z niej wierni. Bazylikę wybudowano w latach 1843-63 i jest...całkiem spora. Aż muszę założyć szeroki obiektyw by ją zmieścić w kadrze:
W końcu docieramy pod jedno z najstarszych zabytków - pod Kościół św. Wojciecha i Matki Boskiej Śnieżnej:
Powstał w latach 1260-70, jako drewniany, później przebudowany. Obok stoi XVIII wieczna figura Jana Nepomucena:
Teraz poprzez ulicę Lompy:
docieramy do ulicy Jana Pawła II, którą dotrzemy z powrotem na rynek. Jest tu kilka ładnych kamienic. Dość ciekawa stylistycznie, choć w nieco kiczowatych kolorach kamienica z 1910 roku, w stylu secesyjnym z ornamentami roślinnymi i głowami satyrów:
Po drugiej stronie stoi zaniedbany, odrapany budynek, który mnie o wiele bardziej mocno zainteresował:
Intryguje, swoim ruinowatym stanem, oraz pozostałością (?) niemieckich napisów na rogu:
Dom, w którym mieszkał poeta Rafał Wojaczek. Z zaciekawieniem obserwuję śledzącą mnie również białą damę. Wychodząc z rynku z zaciekawieniem zaglądamy w bramę, która jak okazuje się prowadzi nas do parku - Małe Planty. Jest tu tężnia, jest zielono i spokojnie. Fajne miejsce.
ochodzimy do Małego Stawu i zawracamy do auta. Na koniec podchodzę pod pomnik upamiętniający marsz śmierci, którym "ewakuowano" więźniów obozu Auschwitz w styczniu 1945 roku:
Teraz ruszaamy w kierunku Gliwic.
Żegnamy Mikołów:
przecinamy wiślankę. Szeroka droga, teren zabudowany i wszyscy zamiast jechać przepisowo, albo normalnie po polsku, czyli sporo szybciej od dozwolonej prędkości jadą dziwnie wolno (nieco ponad 40stkę). Po chwili rozumiem - pominąłem znak o odcinkowym pomiarze prędkości. Ale czemu do cholery nie można jechać 50tką??? A my głodni jesteśmy...dlatego nie zatrzymujemy się obok drewnianego Kościoła św. Mikołaja w Borowej Wsi (kroniki kościelne datują go na 1640r), który został tu przeniesiony z Przyszowic w ostatnich dwóch latach przed II WŚ, tylko spokojnie podążamy do drugiego celu. Na Gliwicki rynek.
Auto parkujemy pod Katedrą Świętych Apostołów Piotra i Pawła i spacerem wkraczamy w uliczki.
Wpierw jednak mijamy Zamek Piastowski i skwer, w którym jest fosa z fontannami:
Udało nam się je obejrzeć, bo po chwili woda przestała lecieć, a my głodni idziemy szukać ̶ ̶c̶z̶e̶g̶o̶ś̶ ̶d̶o̶ ̶z̶j̶e̶d̶z̶e̶n̶i̶a̶, tzn do zwiedzenia. Klimatycznymi uliczkami
docieramy na róg rynku, gdzie zaglądamy w podcienia:
i wchodzimy na rynek. I jesteśmy mocno rozczarowani. Ratusz obłożony jest siatkami - trwa remont. Odbiera to mocno uroku, dobrze, że choć kamienice wokół są ładne:
lub ciekawe (znów ta biała dama )
Gdzieś na początku wieku poznałem Gliwice, gdy przyjechaliśmy zaproszeni przez kolegę, który miał się opiekować jakimś mieszkaniem. Niewiele pamiętam z tego nocnego łażenia po starówce ale drogę, która prawie wjeżdżała na rynek tak - o to ta:
Z poranka, gdy staliśmy pod drzwiami, że sporo tu kościołów - gdzie się człowiek nie rozejrzał jakaś wieża kościelan wyglądała ponad dachy kamienic. W późniejszych latach kilkukrotnie odwiedzałem to miasto zawodowo. Z tych odwiedzin pamiętam, że drogi w centrum są jednokierunkowe. Nieco później były też dwie wizyty w Palmiarnii ( https://mniejszeiwiekszegory.blogspot.c ... icach.html ). Znów niewiele. Więc liczyłem, że dziś w końcu poznam choć część starówki nieco lepiej. Ok, ale zwiedzanie zostawiamy na później, bo póki co jesteśmy już na prawdę głodni. Więc zagaduję biała damę? Może na obiad idziemy? O dziwo się zgadza...
I tu popełniamy błąd. Zamiast poszukać czegoś na obrzeżach, a na pewno poza rynkiem, wkraczamy do jednej z knajp mieszczącej się w rogu rynku. Ja wybieram modrą kapustę z roladą a żona zapiekankę ziemniaczaną z sosem salsa. Wpierw dostaje jedzenie żona. Potem ja, ale tylko roladę z kluskami. Gdy już prawie połowę rolady nie ma, dociera czerwona kapusta. Jedzenie słone, w roladzie kiełbasa zamiast boczku, żona aż jeden kawałek boczku znalazła, a sos salsa z butli...
Najlepsze było piwo pszeniczne Tyskie (i to z % i to bez), więc knajpy posiadającą w nazwie amerykańskiego pisarza (min Stary człowiek i morze) z całego serce nie polecam! ! !
Czekając na jedzenie musieliśmy uciec z ogródka do środka, bo znaki na niebie wskazywały, że lunie. Gdy wychodzimy mocno zniesmaczeni podłym jedzeniem, zaczyna lekko kropić. Ot tyle z naszego zwiedzania. Do auta prawie biegiem lecimy i ulewa dorywa nas już pod autem. W deszczu, w totalnej zlewie wracamy do domu.
Czy pojechałbym raz jeszcze do Mikołowa? Chyba już nie...
Gliwice jednak wrócą, może poczekamy na koniec remontu Ratusza? Ale na pewno tam wrócimy...
Re: Spacery Jurajskie. I nie tylko. Te w pobliżu domu...
Wycieczka w Sokole Góry albo szlakiem jaskiń na Jurze - tak można opisać naszą wycieczkę na pożegnanie upałów.
Góry Sokole 2022r
Upałów w tym roku było na prawdę sporo, więc z lekką ulgą przyjęliśmy zapowiedzi o ich końcu. Oczywiście gdy teraz, cztery dni później temperatura jest niższa o 20 stopni już tej radości, ulgi nie czujemy, a jeszcze kilka dni ze smutkiem oglądamy powódź...
Niemniej wtedy trzydziestka na termometrze nakierował nasze kroki na...cienisty las.
Góry nawet nam na myśl nie przyszły...za ciepło! No ale od czego jest Jura? I jej lasy? Więc po chwili rzucania miejscówkami wybór padł na Góry Sokole - czyli niewielkie skupisko wzniesień w północnej części Jury.
Dwa lata temu poznawałem je od strony Biskupic ( https://mniejszeiwiekszegory.blogspot.c ... -gory.html ). Dziś wieś przejeżdżamy prawie bez problemu, no poza wstrzymywaniem ruchu przez strażaków, którzy puszczali rowerzystów z jakiegoś rajdu. Dziś zamierzamy zwiedzanie od strony parkingu. Mijamy grupki rajdowców:
i zaczynamy podchodzić pod pierwszą skałkę. Za sobą zostawiamy trasę rajdu i docieramy pod pierwszą skałkę:
zdobywamy ją oczywiście. Szybkie spojrzenie w dół - okazuję się, że co niektórzy nagle stwierdzają, że ma-ją lęk wysokości, więc ruszamy pod drugą skałę.
Jako, że znajdujemy się w rezerwacie przyrody, wędrować będziemy po wyznaczonych ścieżkach.
Docieramy do skałki Bonifacy, na której jest dozwolona wspinaczka. Skałki mają wysokość ścian od 8 do 20 metrów i ich pionowe ściany robią wrażenie. Dziś wspinają się tu spore grupy wspinaczy, więc odbijamy by wejść od boku na górę, w stronę najciekawszej, moim zdaniem atrakcji na tej ścianie - studnie w Amfiteatrze. Póki co oglądamy ją od dołu:
by następnie obejść od wschodu skałki i wejść na górę. Tu zaglądam ponownie do Studni:
i idziemy do punktu widokowego. Mijamy "żleb" lub raczej żlebik i docieramy do naturalnej platformy, z której rozciąga się panorama na ruiny Zamku w Olsztynie.
Tradycyjnie widoki od najszerszych:
w zbliżeniu:
i jeszcze lepszym zbliżeniu:
Po chwili oglądania widoków schodzimy w dół by dotrzeć do kolejnej atrakcji. Do pierwszej z kilku jaskiń, jakie znajdują się na tym obszarze.
Rezewat został utworzony celem ochrony skałek, jaskiń oraz lasów jakie porastają tutejszy obszar.
W jaskiniach zimują nietoperze, w Jaskini Studnisko hibernuje jedyna kolonia gacków dużych znajdująca się pod ziemią na północ od Alp. Dlatego wejścia do jaskiń są wzbronione.
Jaskinie pod Sokolą Górą, pierwsza, nad którą docieramy znów robi na mnie największe wrażenie, na moich dziewczynach również. Zaglądamy w dół próbując spojrzeć w jej wnętrze:
Jaskinia ma głębokość 24 m, długość 70m. Utrzymuje się w niej stała temperatura, dzięki czemu zachowały się tu dwa gatunki reliktowych chrząszczy: Choleva lederiana gracilenta i Catopos tristis infernus.
Obchodzimy ją:
i podchodzimy pod kolejną, którą ostatnim razem pominąłem.
To najgłębsza jaskinia na Jurze-Krakowsko Częstochowskiej - jaskinia Studnisko.
Wlot jaskini:
Ma ona głębokości 77m i długość ponad 330metrów.
Wlot jest ogrodzony gdyż wejście to studnia i aby się dostać na dno jaskini, trzeba pokonać głębokość 28metrów.
Kolejna atrakcja, to skałka Pielgrzym:
Tu również kilka osób się wspina, więc omijamy ją i ruszamy dalej.
Do wlotu Jaskini Koralowej:
Głęboka na 34m i długa na 335 metrów.
Potem przełazimy przez mały most skalny, by dojść do Jaskini Zygmunta (głębokość 4m i długość 11m):
dalej schodami dochodzimy do
Jaskini Olsztyńskiej:
która połączona jest z Jaskinią Wszystkich Świętych:
Razem mają one długość 240metrów i głębokość 24m. Jaskinia Wszystkich Świętych to kolejna, do której aby dostać się, trzeba pokonać studnie.
Następnie ruszamy ku kolejnej jaskini:
znajdująca się wokół przepięknego lasu.
Jej otwór robi dziś największe wrażenie:
Głęboka na 39m i długa na 120 metrów. Piękna!
Na koniec pozostaje nam wrócić do auta.
Zaglądamy do knajpy zjeść obiad (z przygodami...ten obiad).
Pijemy pyszne piwo z pomarańczą sycylijską (0%):
a potem wracamy mijając zanikającą tradycyjną zabudowę jurajską:
Zatrzymujemy się jeszcze na lody w Koziegłowach:
I na tym kończymy naszą jurajską wycieczkę.
Góry Sokole 2022r
Upałów w tym roku było na prawdę sporo, więc z lekką ulgą przyjęliśmy zapowiedzi o ich końcu. Oczywiście gdy teraz, cztery dni później temperatura jest niższa o 20 stopni już tej radości, ulgi nie czujemy, a jeszcze kilka dni ze smutkiem oglądamy powódź...
Niemniej wtedy trzydziestka na termometrze nakierował nasze kroki na...cienisty las.
Góry nawet nam na myśl nie przyszły...za ciepło! No ale od czego jest Jura? I jej lasy? Więc po chwili rzucania miejscówkami wybór padł na Góry Sokole - czyli niewielkie skupisko wzniesień w północnej części Jury.
Dwa lata temu poznawałem je od strony Biskupic ( https://mniejszeiwiekszegory.blogspot.c ... -gory.html ). Dziś wieś przejeżdżamy prawie bez problemu, no poza wstrzymywaniem ruchu przez strażaków, którzy puszczali rowerzystów z jakiegoś rajdu. Dziś zamierzamy zwiedzanie od strony parkingu. Mijamy grupki rajdowców:
i zaczynamy podchodzić pod pierwszą skałkę. Za sobą zostawiamy trasę rajdu i docieramy pod pierwszą skałkę:
zdobywamy ją oczywiście. Szybkie spojrzenie w dół - okazuję się, że co niektórzy nagle stwierdzają, że ma-ją lęk wysokości, więc ruszamy pod drugą skałę.
Jako, że znajdujemy się w rezerwacie przyrody, wędrować będziemy po wyznaczonych ścieżkach.
Docieramy do skałki Bonifacy, na której jest dozwolona wspinaczka. Skałki mają wysokość ścian od 8 do 20 metrów i ich pionowe ściany robią wrażenie. Dziś wspinają się tu spore grupy wspinaczy, więc odbijamy by wejść od boku na górę, w stronę najciekawszej, moim zdaniem atrakcji na tej ścianie - studnie w Amfiteatrze. Póki co oglądamy ją od dołu:
by następnie obejść od wschodu skałki i wejść na górę. Tu zaglądam ponownie do Studni:
i idziemy do punktu widokowego. Mijamy "żleb" lub raczej żlebik i docieramy do naturalnej platformy, z której rozciąga się panorama na ruiny Zamku w Olsztynie.
Tradycyjnie widoki od najszerszych:
w zbliżeniu:
i jeszcze lepszym zbliżeniu:
Po chwili oglądania widoków schodzimy w dół by dotrzeć do kolejnej atrakcji. Do pierwszej z kilku jaskiń, jakie znajdują się na tym obszarze.
Rezewat został utworzony celem ochrony skałek, jaskiń oraz lasów jakie porastają tutejszy obszar.
W jaskiniach zimują nietoperze, w Jaskini Studnisko hibernuje jedyna kolonia gacków dużych znajdująca się pod ziemią na północ od Alp. Dlatego wejścia do jaskiń są wzbronione.
Jaskinie pod Sokolą Górą, pierwsza, nad którą docieramy znów robi na mnie największe wrażenie, na moich dziewczynach również. Zaglądamy w dół próbując spojrzeć w jej wnętrze:
Jaskinia ma głębokość 24 m, długość 70m. Utrzymuje się w niej stała temperatura, dzięki czemu zachowały się tu dwa gatunki reliktowych chrząszczy: Choleva lederiana gracilenta i Catopos tristis infernus.
Obchodzimy ją:
i podchodzimy pod kolejną, którą ostatnim razem pominąłem.
To najgłębsza jaskinia na Jurze-Krakowsko Częstochowskiej - jaskinia Studnisko.
Wlot jaskini:
Ma ona głębokości 77m i długość ponad 330metrów.
Wlot jest ogrodzony gdyż wejście to studnia i aby się dostać na dno jaskini, trzeba pokonać głębokość 28metrów.
Kolejna atrakcja, to skałka Pielgrzym:
Tu również kilka osób się wspina, więc omijamy ją i ruszamy dalej.
Do wlotu Jaskini Koralowej:
Głęboka na 34m i długa na 335 metrów.
Potem przełazimy przez mały most skalny, by dojść do Jaskini Zygmunta (głębokość 4m i długość 11m):
dalej schodami dochodzimy do
Jaskini Olsztyńskiej:
która połączona jest z Jaskinią Wszystkich Świętych:
Razem mają one długość 240metrów i głębokość 24m. Jaskinia Wszystkich Świętych to kolejna, do której aby dostać się, trzeba pokonać studnie.
Następnie ruszamy ku kolejnej jaskini:
znajdująca się wokół przepięknego lasu.
Jej otwór robi dziś największe wrażenie:
Głęboka na 39m i długa na 120 metrów. Piękna!
Na koniec pozostaje nam wrócić do auta.
Zaglądamy do knajpy zjeść obiad (z przygodami...ten obiad).
Pijemy pyszne piwo z pomarańczą sycylijską (0%):
a potem wracamy mijając zanikającą tradycyjną zabudowę jurajską:
Zatrzymujemy się jeszcze na lody w Koziegłowach:
I na tym kończymy naszą jurajską wycieczkę.
Re: Spacery Jurajskie. I nie tylko. Te w pobliżu domu...
Pijemy pyszne piwo z pomarańczą sycylijską (0%):
Wszystko z syclijską pomarańczą jest pyszne
Re: Spacery Jurajskie. I nie tylko. Te w pobliżu domu...
Adrian pisze:Wszystko z syclijską pomarańczą jest pyszne
Si
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5774
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Re: Spacery Jurajskie. I nie tylko. Te w pobliżu domu...
Kiedyś tez szukałem tych jaskiń, ale z eksploracja było podobnie, czy prawie nic. Nie są one jakoś przyjazne dla zwykłych ludzi.
Widzę elity jedzą wszystko z pomarańczą sycylijską. Byłby jaja jakby okazało się, że jest importowana z Chin
Widzę elity jedzą wszystko z pomarańczą sycylijską. Byłby jaja jakby okazało się, że jest importowana z Chin
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Re: Spacery Jurajskie. I nie tylko. Te w pobliżu domu...
Sebastian pisze:Si
Adrian pisze:Wszystko z syclijską pomarańczą jest pyszne
Nie ukrywam, że to po Waszym zachwalaniu nabrałem chęci na próbę - pyszne to było.
Od mangowego Lajcika w Oświęcimiu, w końcu coś porządnego w smaku.
sprocket73 pisze:Kiedyś tez szukałem tych jaskiń, ale z eksploracja było podobnie, czy prawie nic. Nie są one jakoś przyjazne dla zwykłych ludzi.
Widzę elity jedzą wszystko z pomarańczą sycylijską.
Niestety wejścia tylko z liną i pozwoleniem. Szkoda - marzy mi się zwiedzenie ich
Zawsze na elicie się trzeba wzorować, ja tak zrobiłem i dobrze na tym wyszedłem
Re: Spacery Jurajskie. I nie tylko. Te w pobliżu domu...
Czyli co, teraz czas na Nikona?
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 107 gości