Dobry wieczór.
Przyszedł czas na dzień trzeci - ostatni.
Powstaliśmy jak młodzi bogowie.
Pakowanie, śniadanie, pożegnanie z kwaterami.
Na parkingu żegna nas okoliczna flora i fauna.
Przed nami dzień podziemny, górski, wieżowy i miejski. Uff ...
Ptactwo wypatruje posiłku.
Docieramy do Kletna i wchodzimy w piękną Dolinę Kletnicy.
Źródło Marianny.
Zbliżamy się do pierwszego celu dnia.
Piękne okoliczności przyrody.
Jaskinia czeka, bilety dawno zakupione.
W holu sympatyczny zestaw miłych osobników.
Wkraczamy do jaskini. W grupie chyba 10 osób plus przewodnik. Fajnie gadający.
Wita nas kotek.
I szkieletek. Złożony z kości kliku osobników.
Koniec żartów - wkraczamy w świat z kart Lovecrafta.
Mija 40 minut i wracamy na powierzchnię i do rzeczywistości.
Lekko zielonej.
Za pomocą nóg własnych docieramy pod tzw Kopalnię uranu w Kletnie. W rzeczywistości jest to jedna z wielu sztolni o wiele starszego ( uran był tu wydobywany przez kilka lat po II światowej ) kompleksu górniczego.
Na początek proponuję ścieżkę zdrowia.
Wyposażeni w gustowne kaski wkraczamy na szlak. Pod kierownictwem Przewodniczki Malwiny.
Sporo mówiła, ciekawostki historyczne, technologiczne, geologiczne i humor sytuacyjny.
Skały były tam "pomalowane" jak przez szalonego malarza
Górnik uranowy. Większość z nich zmarła z powodu chorób płuc i wypadków, a nie od promieniowania. W wielu przypadkach po prostu pylica była szybsza ...
Podobno oryginalny wagonik z czasów uranowych.
Szkło jest ważne w życiu człowieka. Kopalnia do czegoś się przydaje.
Podobno to ta Pani je tak ułożyła.
Idziemy dalej, kaski zarysowują strop.
Zabezpieczony element promieniujący.
Kolejna dawka malarstwa.
I wracamy do punktu wejścia. Zamieniam z przewodniczką ( dziękujemy za fajną wycieczkę ) kilka zdań na temat prób wydobycia uranu w innych kopalniach i wracamy do auta.
Przed nami dojazd pod ostatnią górę tego wyjazdu.
Borówkową.
Ruszamy ! To były najbardziej łąkowe - sielankowe tereny na tej wyprawie turystycznej.
Góra zdobyta !
Wieżę też zdobyliśmy !
Po zejściu udajemy się do pobliskiego lokalu gastronomicznego, który wita nas ciekawą sentencją. Ciekawie też przetłumaczoną
Tam byliśmy.
Rozkładamy się na trawie i trwamy w lenistwie.
Udaje nam się przeżyć atak bestyji.
Ponoć ta góra to kombatant walki z komuną ( jest obelisk ). To taki sudecki Grześ. Albo Grześ jest takim tatrzańskim Borówkowcem
Fajnie to zbudowali. Na wieżę nie ma opłaty, jest informacja o dobrowolnych wpłatach za wejście.
Na parking na przełęczy wracamy trochę inaczej, skręciło nas na prawo na ścieżkę edukacyjną.
Na koniec udajemy się na bardzo krótkie i powierzchowne zwiedzanie Lądka - Zdrój. Wrócimy tam na dłużej jako emeryci.
Trzy dni w Sudetach.
73 km, kilkanaście szczytów, typki z różnych Koron, jaskinia, kopalnia i miasta.
Było świetnie.
Coldman i Opawski - dzięki za rozmowy o trasach w Cieślarówce.
Towarzysze - dziękuję za towarzystwo.
Forumowicze - dziękuję za przeczytanie.