Trójwieś
Trójwieś
W tym roku wakacje wypadły nam w Istebnej.
Było jak było.... Inaczej, niż zawsze. Jeszcze bardziej leniwie, niż rok wcześniej, w Kacwinie.
Złożyło się na to kilka czynników.
Zacznę od tego, że okolica jest niemal stworzona do lajtowych spacerów a szczególnie chyba dla rowerów.
No ale zaczynajmy, choć nie ma za wiele do napisania....
To jest muchociul, czyli mucha udająca osę. W ogóle więcej mam zdjęć jakichś szczegółów, a mniej krajobrazu...
Widok z tarasu domku: Na wprost Przełęcz Szarcula i Beskidek.
Psiurowi się podobało, przynajmniej z początku.
Pierwsza góra współnie zdobyta to był Złoty Groń. No niestety, na szczycie tak nas zlało, że głowa boli. No ale i tak fajnie było, tak na dzień dobry.
Gdzieś tam we mgle kryje się nasz domek...
Później lało jeszcze bardziej, więc człowiek siedział na tarasie, bo co tu innego robić..
Z nudów ( a właściwie z braku lepszego celu) fociłem ślimaki. Poczciwe są to zwierzaki do fotografii, bo przynajmniej zdjęcia są teoretycznie nieporuszone...
Ochodzita kusiła od początku, ale nie miałem aklimatyzacji, więc siedziałem na razie w bazie...
Ogólnie Istebla to las, las i jeszcze raz las. Jest go mnóstwo. Ponoć są też grzyby. No ja znalazłem trzy.
Dopiero gdzieś wyżej pojawiają się polany, na których porozkładały się jakieś domostwa. Przejebane tak mieszkać w zimie...
Byliśmy na Stecówce i w zasadzie to tyle, co mogę napisać o tym.
Wieczory to było piwkowanie na tarasie.
Innego dnia poszliśmy pod Kiczory. Był upał, a asfaltowe drogi spowodowały zdarcie poduszek u psa. Do żywego mięsa.
Zeszliśmy, ale psiak dostał dwa dni urlopu od wychodzenia...
Ja tam wyłaziłem, choćby blisko, na jakieś zachody, totalnie nieudane...
jakieś pająki łapałem w obiektyw...
Potem z Fasolą bawiliśmy się w Łowców Burz. To była fajna wyprawa. Szczególnie fajne bylo siedzenie godzinę na przystanku w burzy.
Gdy wracałem, czekała na mnie księżniczka...
Do domku przez okno zaglądały niedźwiedzie polarne...
Potem zaliczyliśmy jedyną wycieczkę w Czechach, na ognisko z Cieszyniokami, bo moja żona jak się okazało ma nieważny dowód...
Zdjęcia już były, to się powtarzać nie będę.
Potem była Fatra, to też nie będę dublować.
A potem.... pies cieczki dostał, choć nie powinien mieć jej w ogóle, łapy bolały, to łaziłem sam, tu i ówdzie...
Dziewczyny w sumie wolały siedzieć w domku.
Gdzie to byłem.... bez szlaku łaziłem, ale na piwie na Kubalonce byłem na bank.
Gdzieś się po tych wysoko położonych przysiółkach włóczyłem, bez większego składu i ładu, byle połazić.
Raz był fajny zachód słońca, ale zapiłem i leżałem na tarasie zamiast iść gdzieś tam....
Innego dnia podjechałem busem do Wisły i sobie wróciłem górami. Deszcz straszył, ale na strachu się skończyło.
Forma była, czas mapowy 1,45 a mój 0.55. Tylko mnie boli, że są wandale, co niszczą obiekty turystyczne... Wstyd!
Posiedziałem na coraz bardziej zarośniętych już Kiczorach...
A potem znajdowałem własne ścieżki, bo szlaki turystyczne w tym rejonie są strasznie nudne...
Wieczorami usiłowałem coś zrobić z gwiadami, ale nie wyszło....
Innego dnia wyskoczyłem na Ochodzitą. Byłem tam sam. Tylko ja.
I przez Tyniok i Gańczorkę doszedłem do Karolówki. Bez szału.
I znów wracałem bezszlakowo, na przełaj, bo jakbym miał iść GSB to bym zasnął z nudów...
Raz miałem iść jeszcze raz na Kiczory, ale czerwony szlak tak mnie znudził, że zlazłem na przelaj do tajemniczego miejsca i siedziałem tam dwie godziny, tak zajebiscie było.
też wracałem bez szlaku, no ale tam w okolicy tego tajemniczego miejsca szlaku nie ma....
No a co do Covida... Zwierzęta w Istebnej noszą maseczki...
Na koniec coś o żarciu. Stołowaiśmy się w Karczmie Po Zbóju. Schabowego dostałem na pół talerza, smażony na smalcu, zupełnie inny smak... porcje ogromne, czosnkowa wyjebista, pierogi wyjebiste, ceny umiarkowane.
Piwo lane 6 zł. Ja polecam, jak będziecie w okolicy, wstąpcie. Naprawdę to perełka. Jak jestem przeciwnikiem reklamy to nawet o nich bezinteresownie napisałem na naszym FB, bo uważam, że takie miejsca trzeba wspierać.
AAAAA, oczywiście nie obyło się bez przygód w drodze powrotnej.
Rano pobudka o 6, żeby jak najwcześniej wyjechać (ruch wahadłowy w Wiśle) - ja od rana sraczka (dosłownie) bo mam autem jechać.
No ale 8.15 wyjeżdżamy. No i cyk, cyk, Wisła ogarnięta, w Ustroniu byliśmy, a Magda nagle pyta... 'Klucze z domu wziąłeś z wieszaczka?"
Zabiła mnie.
O 9.30 znów wyjeżdżaliśmy z Istebnej, tym razem już z kluczami. Co by było, gdybyśmy się skapli pod drzwiami w domu?
Jazda 4 godziny i wpierdziel.
No ale po dwóch godzinach jazdy (nawet się udało w miarę normalnie przemknąć przez Wisłę) dotarliśmy na Śląsk.
I tyle, wszyscy załamani, bo choć mało łażenia było, to wszystkim się o dziwo podobało.
Było jak było.... Inaczej, niż zawsze. Jeszcze bardziej leniwie, niż rok wcześniej, w Kacwinie.
Złożyło się na to kilka czynników.
Zacznę od tego, że okolica jest niemal stworzona do lajtowych spacerów a szczególnie chyba dla rowerów.
No ale zaczynajmy, choć nie ma za wiele do napisania....
To jest muchociul, czyli mucha udająca osę. W ogóle więcej mam zdjęć jakichś szczegółów, a mniej krajobrazu...
Widok z tarasu domku: Na wprost Przełęcz Szarcula i Beskidek.
Psiurowi się podobało, przynajmniej z początku.
Pierwsza góra współnie zdobyta to był Złoty Groń. No niestety, na szczycie tak nas zlało, że głowa boli. No ale i tak fajnie było, tak na dzień dobry.
Gdzieś tam we mgle kryje się nasz domek...
Później lało jeszcze bardziej, więc człowiek siedział na tarasie, bo co tu innego robić..
Z nudów ( a właściwie z braku lepszego celu) fociłem ślimaki. Poczciwe są to zwierzaki do fotografii, bo przynajmniej zdjęcia są teoretycznie nieporuszone...
Ochodzita kusiła od początku, ale nie miałem aklimatyzacji, więc siedziałem na razie w bazie...
Ogólnie Istebla to las, las i jeszcze raz las. Jest go mnóstwo. Ponoć są też grzyby. No ja znalazłem trzy.
Dopiero gdzieś wyżej pojawiają się polany, na których porozkładały się jakieś domostwa. Przejebane tak mieszkać w zimie...
Byliśmy na Stecówce i w zasadzie to tyle, co mogę napisać o tym.
Wieczory to było piwkowanie na tarasie.
Innego dnia poszliśmy pod Kiczory. Był upał, a asfaltowe drogi spowodowały zdarcie poduszek u psa. Do żywego mięsa.
Zeszliśmy, ale psiak dostał dwa dni urlopu od wychodzenia...
Ja tam wyłaziłem, choćby blisko, na jakieś zachody, totalnie nieudane...
jakieś pająki łapałem w obiektyw...
Potem z Fasolą bawiliśmy się w Łowców Burz. To była fajna wyprawa. Szczególnie fajne bylo siedzenie godzinę na przystanku w burzy.
Gdy wracałem, czekała na mnie księżniczka...
Do domku przez okno zaglądały niedźwiedzie polarne...
Potem zaliczyliśmy jedyną wycieczkę w Czechach, na ognisko z Cieszyniokami, bo moja żona jak się okazało ma nieważny dowód...
Zdjęcia już były, to się powtarzać nie będę.
Potem była Fatra, to też nie będę dublować.
A potem.... pies cieczki dostał, choć nie powinien mieć jej w ogóle, łapy bolały, to łaziłem sam, tu i ówdzie...
Dziewczyny w sumie wolały siedzieć w domku.
Gdzie to byłem.... bez szlaku łaziłem, ale na piwie na Kubalonce byłem na bank.
Gdzieś się po tych wysoko położonych przysiółkach włóczyłem, bez większego składu i ładu, byle połazić.
Raz był fajny zachód słońca, ale zapiłem i leżałem na tarasie zamiast iść gdzieś tam....
Innego dnia podjechałem busem do Wisły i sobie wróciłem górami. Deszcz straszył, ale na strachu się skończyło.
Forma była, czas mapowy 1,45 a mój 0.55. Tylko mnie boli, że są wandale, co niszczą obiekty turystyczne... Wstyd!
Posiedziałem na coraz bardziej zarośniętych już Kiczorach...
A potem znajdowałem własne ścieżki, bo szlaki turystyczne w tym rejonie są strasznie nudne...
Wieczorami usiłowałem coś zrobić z gwiadami, ale nie wyszło....
Innego dnia wyskoczyłem na Ochodzitą. Byłem tam sam. Tylko ja.
I przez Tyniok i Gańczorkę doszedłem do Karolówki. Bez szału.
I znów wracałem bezszlakowo, na przełaj, bo jakbym miał iść GSB to bym zasnął z nudów...
Raz miałem iść jeszcze raz na Kiczory, ale czerwony szlak tak mnie znudził, że zlazłem na przelaj do tajemniczego miejsca i siedziałem tam dwie godziny, tak zajebiscie było.
też wracałem bez szlaku, no ale tam w okolicy tego tajemniczego miejsca szlaku nie ma....
No a co do Covida... Zwierzęta w Istebnej noszą maseczki...
Na koniec coś o żarciu. Stołowaiśmy się w Karczmie Po Zbóju. Schabowego dostałem na pół talerza, smażony na smalcu, zupełnie inny smak... porcje ogromne, czosnkowa wyjebista, pierogi wyjebiste, ceny umiarkowane.
Piwo lane 6 zł. Ja polecam, jak będziecie w okolicy, wstąpcie. Naprawdę to perełka. Jak jestem przeciwnikiem reklamy to nawet o nich bezinteresownie napisałem na naszym FB, bo uważam, że takie miejsca trzeba wspierać.
AAAAA, oczywiście nie obyło się bez przygód w drodze powrotnej.
Rano pobudka o 6, żeby jak najwcześniej wyjechać (ruch wahadłowy w Wiśle) - ja od rana sraczka (dosłownie) bo mam autem jechać.
No ale 8.15 wyjeżdżamy. No i cyk, cyk, Wisła ogarnięta, w Ustroniu byliśmy, a Magda nagle pyta... 'Klucze z domu wziąłeś z wieszaczka?"
Zabiła mnie.
O 9.30 znów wyjeżdżaliśmy z Istebnej, tym razem już z kluczami. Co by było, gdybyśmy się skapli pod drzwiami w domu?
Jazda 4 godziny i wpierdziel.
No ale po dwóch godzinach jazdy (nawet się udało w miarę normalnie przemknąć przez Wisłę) dotarliśmy na Śląsk.
I tyle, wszyscy załamani, bo choć mało łażenia było, to wszystkim się o dziwo podobało.
Ostatnio zmieniony 2020-07-10, 20:23 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
A kto powiedział, że nie lubię? Pusto było tam w ten dzień, to nawet fajnie było. Kiczory też fajne. Na pewno lepiej iść na Stożek niż na Baranią... Szczególnie od Istebnej... Najlepiej jednak mieć swoje ścieżki. Wtedy frajda jest największa, nawet jak łazisz nisko i ... cholera nie byłem nawet na 1000 metrów. (Oprócz Fatry)
Akty wandalizmu na ławce nie wykluczone że mogą być moje, bo choć rzadko to zdążało mi się jakieś skrobanie po ławkach drzewach i wiatach
Koń jak wygląda, każdy widzi ale koń w masce to jest sztos, ci w tej Istebnej to jacyś inni są
Szczytów nie zdobywałeś, ale w końcu chcieliście wypocząć i pewnie się udało
Za rok znowu będzie szansa wypocząć
Koń jak wygląda, każdy widzi ale koń w masce to jest sztos, ci w tej Istebnej to jacyś inni są
Szczytów nie zdobywałeś, ale w końcu chcieliście wypocząć i pewnie się udało
Za rok znowu będzie szansa wypocząć
Ostatnio zmieniony 2020-07-10, 21:07 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Awarie mam w nosie, mam pakiet z lawetą Zresztą jakby nie patrzeć, zemsta hitlera nawet jest grzeczna. Po prostu znienawidziłem prowadzić auto. I to postępuje coraz bardziej, z tego co widzę...
A w relacji nie ma zdjęć burzy z przystanku. Te co są to ze szczytu Ochodzitej.
A w relacji nie ma zdjęć burzy z przystanku. Te co są to ze szczytu Ochodzitej.
Ostatnio zmieniony 2020-07-11, 08:03 przez sokół, łącznie zmieniany 2 razy.
- kristoff73
- Posty: 606
- Rejestracja: 2019-05-15, 20:47
- Lokalizacja: ST SD KGR TK SB
Jak widać, fajny teren na urlop bez napinki. Widokowe to tereny, ale o tym wiem tylko z auta i jakoś nie mogę się zdecydować na wycieczkę w te strony. Może dlatego, że pamiętam ślimaczą jazdę przez Wisłę... A i przez WG i Milówkę może teraz nie być najlepiej z powodu budowy - jutro to sprawdzę. Btw - to nie ślimaki, to "tylko" śliniki. Ja im zdjęć nie robię, lecz rozdeptuję, kilka lat temu rozmnożyło się to do niebotycznych rozmiarów na posesji w BN i potem kończyło w wiadrze z solą W tym roku też nie jest dobrze...
W moim przypadku czynnikiem mocno osłabiającym sympatię do prowadzenia auta jest postawa wielu kierowców. Ale jednak nie wysiądę Dużo daje rezygnacja z tzw. autostrad, bo tam najwięcej głupków we wspaniałych maszynach pędzi na złamanie karku...
W moim przypadku czynnikiem mocno osłabiającym sympatię do prowadzenia auta jest postawa wielu kierowców. Ale jednak nie wysiądę Dużo daje rezygnacja z tzw. autostrad, bo tam najwięcej głupków we wspaniałych maszynach pędzi na złamanie karku...
Бродяга. Снусмумрик. Бомж.
Smutek i żal... No coś w tym jest... Jakby nie patrzeć, żal było wyjeżdżać. Naprawdę. Zwykle cieszyłem się, jak po dwóch tygodniach wracałem do domu, nawet, jeśli wakacje były bardzo udane. Tym razem nie było radości. I pewnie dlatego gdzieś taka nutka smutku w relacji, pomimo, że to tylko Istebna, a cała relacja zmieściła mi się w jednym kawałku. Bo tak naprawdę nie mam o czym pisać. I w zasadzie to mi sie podoba.
- sprocket73
- Posty: 5883
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
sokół pisze:Widok z tarasu domku: Na wprost Przełęcz Szarcula i Beskidek.
Rewela! Całe 2 tyg. można siedzieć na tarasie i pić
sokół pisze:Przejebane tak mieszkać w zimie
Tylko, że zim u nas ostatnio nie ma. Mieli oni w ogóle śnieg w tym roku choć przez tydzień?
sokół pisze:Psiurowi się podobało, przynajmniej z początku.
Śliczna bestyjka
sokół pisze:asfaltowe drogi spowodowały zdarcie poduszek u psa. Do żywego mięsa.
Dla mnie to jest jakaś zagadka. W moim życiu psy były od zawsze i żaden nigdy nie miał takich problemów. Musicie więcej ćwiczyć!
sokół pisze:Wieczorami usiłowałem coś zrobić z gwiadami, ale nie wyszło
Czyli to co widać to szumy matrycy?
Urlop faktycznie bez napinki, choć wycieczka na Fatrę była całkiem konkretna. My następnego dnia do pracy, a Ty na taras - tego zazdrościłem najbardziej
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Na spokojnie jeszcze raz przeczytałem. No, rejon na urlop...ja bym chyba nigdy nie wybrał, dla mnie za blisko, (wiem, sam mam bazę niedaleko, ale to co innego).
Widzę, że się bawisz nowym szkłem. Fajnie. Zdjęć masz kilka fajnych, las pokryty mgłą, Ochodzita, tęcza, te burze. Czytając ją miałem za to wrażenie, że totalnie się wyluzowałeś.
Ps. Następny urlop, gdzieś, gdzie dojedziesz pociągiem
Widzę, że się bawisz nowym szkłem. Fajnie. Zdjęć masz kilka fajnych, las pokryty mgłą, Ochodzita, tęcza, te burze. Czytając ją miałem za to wrażenie, że totalnie się wyluzowałeś.
Ps. Następny urlop, gdzieś, gdzie dojedziesz pociągiem
-
- Posty: 338
- Rejestracja: 2019-05-12, 19:59
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 125 gości