Czas na pierwszą prawdziwie wiosenną wycieczkę. Dzień słoneczny, wręcz upalny, chodziłem w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach. Zaczynamy na parkingu przy Dolinie Kobylańskiej, gdzie rozpoczyna się seria ćwiczeń sprawnościowych dla Tobiasza i Juniora.
Schodzimy do doliny, zdobywamy skałki, najpierw te najmniejsze.
Drzewa jeszcze bezlistne, ale miejscami poszycie soczystozielone.
Zdaję sobie sprawę, że Tobi jeszcze nigdy nie leżał na świeżej trawce. Chyba mu się to podoba.
Zdobywamy duże skałki. Tobi na górze ma lęk wysokości, trzęsą mu się łapki. Siedzimy tam chwilę, przyzwyczaja się.
Ćwiczymy dalej... najpierw niskie powalone pieńki...
...potem wysokie.
Zawilcowe dywany...
Odbijamy w las w kierunku Doliny Bolechowickiej.
Ćwiczymy pokonywanie progów skalnych w wąwozach. To nie wychodzi jeszcze Tobiemu najlepiej.
Otwarte przestrzenie.
Jesteśmy w Dolinie Bolechowickiej.
Ładne przylaszczki.
Ładna zielona trawka.
Wracamy z powrotem do Doliny Kobylańskiej i zdobywamy kolejne skałki.
Oczywiście my je zdobywamy od tyłu, łatwą ścieżką. A niektórzy zamiast pomyśleć to atakują centralnie i na jedną skałkę tracą pół dnia.
Cały dzień nie chaszczowaliśmy, więc na koniec Ukochana poprowadziła kawałek przez krzaki, żeby wycieczka była udana. W środku lasu znaleźliśmy najzieleńszą trawę tego dnia.
A w niej czerwone kosmiczne grzyby.
Ostatni zdobyty pieniek.
Psy wyglądają na szczęśliwe.
Wracamy do domu. Ktoś kiedyś pytał mnie jak przewożę psy. Leżą sobie z przodu przed siedzeniem pasażera.
To był piękny dzień
