Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Ku przygodzie!

Autor Wiadomość
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2021-05-19, 11:57   Ku przygodzie!

W końcu dotarłem w Bieszczady. Po 15tu latach. Choć bardzo, ale to bardzo mi się nie chciało.


W Bieszczadach byłem dotąd trzykrotnie. Pierwszy raz z rodzicami i bratem, początkiem lat dziewięćdziesiątych. Jesienią. Było zimno, mokro i...pusto. Pamiętam jak jechaliśmy z wycieczki na kwaterę i przez kilka kilometrów nikogo na drodze nie spotkaliśmy. A jak już, to albo Uaz WOPistów, bądź buchankę.
Kolejny wizyta była to wynikiem nadmiaru czasu, chęcią zaznania przygody i poznaniu tych gór samemu ( relacja - Bieszczady stopem ). Po niej nabrałem ochoty na odwiedzenie tego skrawka kraju jesienią, wpierw jednak nadarzyła się okazja dotrzeć w majówkę 2006go roku. Chciałem znajomych wyciągnąć w góry, ale oni gdy usłyszeli, że wyjechać chcę od razu, a dzwoniłem pod wieczór, to...namówili mnie na imprezę. Po niedługim czasie, gdy nie udało mi się nikogo namówić na wyjazd, wracałem do domu, przed skręceniem w swoją ulicę hamuje i...redukcja i jadę w góry! Ruszyłem ok 23ciej. Dojechałem nad ranem i za Cisną przy jednej z dróg położyłem się w aucie dospać do rana. A potem przeżyć szok - każdy parking był już po 8ej przepełniony. Na szlaku do Chatki Puchatka sznur ludzi, pod chatką kolejka do bufetu na kilkadziesiąt osób. Więc zrobiłem w tył zwrot, w kilku miejscach upewniłem się, że noclegu nie znajdę, zjadłem obiad i po 24 godzinach od wyruszenia z domu, powróciłem do niego.
Potem przez lata na jesień planowałem pojechać zobaczyć kolory jesieni bieszczadzkiej, ale zawsze sprawy bieżące, te mniej i więcej ważne przeszkadzały. Pod koniec ubiegłego roku nawet dzwoniłem i pisałem z pytaniem o kwatery...by rodzinnie spędzić październik na kwarantannie. Na obecny rok w końcu planowałem skorzystać z kilu dni wolnego w czerwcu i rozpocząłem już jesienią studiowanie map i planowanie wycieczek wśród zielonych lasów i połonin. Jednak w pracy okazało się, że urlop muszę wykorzystać w maju, a gdy wiosna zaczęła marudzić z przyjściem, wiedziałem, że zielone połoniny, to mrzonka. Tydzień przed urlopem nagle zrobiło się na trzy dni upalnie i pięknie, na nizinach wybuchła zielona bomba, ale od połowy tygodnia miało nastąpić znów oziębienie... W poniedziałek rezerwuje nocleg. A w środę stwierdziłem, że góry nie zając, nie uciekną, pojadę innym razem, bo po co wędrować po szarych górach, do tego prognozy pokazywały możliwość opadów i burz, a jeszcze doszło zmęczenie. Jednak na myśl, że znów może minąć kilka miesięcy, lat, spowodowała, że w piątek zamiast po pracy cieszyć się wolnym, odpoczywać, pojechałem robić zakupy na drogę, a później rozpocząłem pakowanie. O 20tej padłem i zasnąłem...
O 2giej się obudziłem. Z emocji nie mogłem usnąć i praktycznie o 3ciej wyłączyłem budzik przy pierwszych dźwiękach. Zjadłem śniadanie. Dopakowałem jedzenie i trzeba było teraz bagaże znieść do auta. Bagaże, bo zabrałem się w dwa plecaki, jeden do zabierania w góry i do schroniska, gdy w drugim miałem mieć rzeczy zapasowe.
O dziwo praktycznie punktualnie jak planowałem, bo o 4.01 ruszyłem. Mijając Kraków obserwowałem wschód słońca i...ziewałem. Więc zaraz za dawną stolicą polski, zjechałem na stację i zakupiłem kawę. Pijąc ją połykałem kolejne kilometry autostrady, wspominając jak kiedyś się długo jechało starą 94ką...Gdy dojeżdżałem do Dębicy, zza nią wyłonił się garb gór, ja już stwierdziłem, że to wymarzone Bieszczady...a to wzgórza Pogórza Strzyżowskiego. Zresztą, wpierw muszę przejechać przez mylnie zaliczane do Bieszczad Góry Sanocko-Turczańskie (tak, jadąc nad Solinę, nie jesteś w Bieszczadach - a w Górach S-T).
Po zjeździe z autostrady, wjeżdżam na krajówkę. Ech no tą drogą, to bym cały dzień jechał. Wiem, że są osoby, które nie lubią nawigacji, zresztą sam kilkanaście lat temu uważałem ją za fanaberię, ale mnie chyba ta popularna na "gie" lubi, bo bardzo często mnie prowadzi po jakiś mniej znanych rejonach polski i tak też tym razem zrobiła. Kazała mi zjechać z dk94 i przeciąć pogórze. Od razu wjeżdżam w soczyście zielony las, z którego dalej drogą jadę po zielonych pagórach z pięknymi widokami:

Gdzieś na Pogórzu Strzyżowskim o 5.32 rano.

Za mną...ciemne chmury. To mój wehikuł:


Jak chwilę temu zachwalałem nawigację (wrócę do tych pochwał w opisie powrotu), tak teraz telefon mi się zawiesił i kawałek musiałem się wracać. Po wyjeździe na trochę główniejszą drogę prawie przejeżdżam bociana. Ot i dzieci by nie było :D , na szczęście po dość mocnym hamowaniu, udaje się uniknąć bliższego spotkania.
Kolejne minuty, kilometry mijają mi na słuchaniu mojej klasyki podróżnej czyli trochę Na Bani, Moonspella, Tiamatu i pani Loreny McKennıt i tak mijam kolejne wsie i miasta. Mijając Zagórz, mą uwagę przyciągają ostre, zalesione szczyty Gór Słonych, wchodzące w skład Gór Sanocko-Turczańskich (w domu po powrocie przeglądam informacje, patrzę na szlaki - zaintrygowały mnie te widoki). Szybko mijam Lesko, próbując przypomnieć sobie, gdzie wsiadłem do ostatniego auta, które złapałem na stopa w 2003(?) roku, niestety nie wyłapałem tego miejsca, więc szybko dojeżdżam do Ustrzyk Dolnych, gdzie robię małą przerwę na siku i hot doga, notabene, to na przeciw tej stacji benzynowej, łapałem stopa wracając z tamtej wycieczki.
Mijam miasto skrótem i powoli zaczynam się zachwycać, powoli mija zmęczenie a zaczyna się ekscytacja i ciekawość przygody jaka mnie czeka. Kolejna przerwa, krótka bo zaczynam się śpieszyć, na parkingu przed ( i nad ) Lutowiskami i podziwiam widok:


Na zdjęciu powyżej widać z prawej masyw Otrytu, leżący bądź to w Bieszczadach (a dokładnie w Bieszczadach Zachodnich), którego stokami północnymi, biegnie granica Gór Sanocko - Turczańskich, bądź zaliczany do Gór ST, gdy granica biegnie linią Sanu. Środkiem biegnie droga, zwaną Wielką Pętlą Bieszczadzką, a moim dzisiejszym początkiem przygody. Więc po kilku chwilach, gdy stoję i chłonę widok, ruszam. Przejeżdżam koło tablic, oznajmiających, że wjeżdżam do Bieszczadzkiego Parku Narodowego, następnie znak zakazujący używania sygnałów dźwiękowych i jadąc doliną wzdłuż wód rzeki Wołosatki dojeżdżam do mojego dzisiejszego celu.


Ustrzyki Górne - parking przy czerwonym szlaku na Szeroki Wierch, w tle Wielka Rawka...ze śniegiem...
ciąg dalszy nastąpi. Chyba :P
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9378
Wysłany: 2021-05-19, 12:13   

Już widzę nowoczesność, a to dopiero początek :-/ wyświetlacz z ilością miejsc ... klimat szykuje się niezły.
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2021-05-19, 12:55   

Czytam tylko obrazki. Stary ten wehikuł (poziomy grill - takich już nie robią) i na dodatek czerwony. Ładny rzepak. ;)
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10854
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2021-05-19, 18:33   

Ale rejestracje w samochodzie to masz strasznie brudną :rol

;)
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2021-05-19, 18:58   

Adrian, e nie będzie tak źle. Spodziewałem się większych zmian.
ceper napisał/a:
na dodatek czerwony.

Wiśniowy daltonisto.
Piotrek, bo drogi w naszym kraju to za Tuska były czyste ;)
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2021-05-19, 19:11   Na Szeroki Wierch a gdzie potem...to się zobaczy.

W Ustrzykach Górnych parkuję na błotnistym klepisku, opłacam haracz (20 zeta), przepakowuje się i ruszam na szlak.


Mijając Lutowiska powoli zostawiałem za sobą bujną zieleń, oraz i coraz słabiej świecące słońce. Robi się ponuro, chłodno, termometr pokazuje 12stopni. Zdejmuję zieloną koszulę przypominającą flanelę i wkładam polar. Wygląd wyglądem, a ma być wygodnie ;) . Przepakowuje rzeczy, zabierając tylko to co najpotrzebniejsze, zabieram kijki (moje odkrycie, czy też przekonanie się do nich nastąpi na tym wyjeździe) i ruszam, upewniając się, do której otwarty będzie sklep. Chwilę później z przejeżdżającego auta dwie dziewczyny dopytują się czy dobrze jadą do wejścia na szlak. Potwierdzam, one odjeżdżają, a ja się uśmiecham z lekkim przekąsem, bo na parking mogły by mnie podrzucić. Jednak to tylko kilkaset metrów, więc zanim one się namyślą (stoją przed parkingiem chwile), doganiam je i opłacam wejście do parku. Udaje mi się kupić bilet ulgowy (posiadam orzeczenie o st. niepełnosprawności, choć nie przy sobie), zaoszczędzając 4złote.
Tak na prawdę pierwsze plany zakładały przejście w rejon połonin z Ustrzyk Dolnych, ale stopniowo je urealniałem, dostosowując do czasu jaki będę miał. Ale od początku liczyłem, że od rana do wieczora będę wędrował, jednak zmiana wyjazdu na zimny do tego maj, spowodowała, że planując ostatecznie ten wyjazd, zaklepałem sobie nocleg w Bacówce pod Małą Rawką, a trasy planowałem jako pętle. Tylko, że te wychodziły po nawet ponad 30kilometrów, a ja stwierdziłem, że kurde nie mam już lat młodzieńczych, biegać, ścigać się, czy też startować w rajdach nie mam zamiaru, a moim celem jest iść i się nacieszyć widokami. Więc mój cel na dziś, to iść tyle, ile będę chciał. Wstępnie myślałem o powrocie przez Bukowe Berdo, potem stwierdziłem, że to jednak za długo (jak na dzień po nieprzespanej nocy i podróży), więc może na nie podejdę. Idąc jednak stwierdzam, że gdzie dojdę, to dojdę i już. Przejmować się tym teraz nie zamierzam.
Początek szlaku wiedzie w lesie, są porobione co chwila stanowiska ścieżki dydaktycznej, na pierwszym takim punkcie nawet wchodzę nad moczary, potem jednak tylko czytam co na tych małych tabliczkach jest napisane. Las wita mnie, póki co wiosenny, kwitnącymi kaczeńcami, a buki się zieleniąc:


A jako, że buczyny, to moje ulubione lasy, robię kilka zdjęć (no dobra, tak na prawdę, to przerwy od podchodzenia, czoło mi dość szybko wilgotnieje, aż w końcu po prostu się ze mnie leje pot). Pojawia się też taki deptak, podest, który ułatwia wędrówkę, po śliskim błocie:


Przede mną, idzie jeden turysta, za mną gonią mnie trzy turystki, które mnie wyprzedzają, przy mojej pierwszej przerwie. Zdejmuję polar, jest mi gorąco (od podchodzenia ;) ) i ruszam powoli do góry. Przed wiatą wyprzedzam odpoczywające dziewczyny a po chwili mijam i wiatę, nie czuję potrzeby zrobienia przerwy, więc tylko robię zdjęcia i dalej powoli ciągnę.
W lesie za wiatą, pod powalonym konarem wtem coś śmiga. Przystaję i obserwuję chwilę jakiegoś gryzonia, mysz? Nornica? Ktoś wie?


Mijam polankę zarośniętą szczawiem i w lesie powyżej doganiam idącego turystę. Chwilę rozmawiamy, czy będzie nam dane coś zobaczyć, jednak obecna pogoda, raczej temu przeczy, ale mamy nadzieję, że coś tam pooglądamy. Po chwili mam alarm pompy, cukier spadł, więc muszę się jednak dosłodzić. Znów doganiają mnie trzy mijane turystki, a chwile później, te dziewczyny z auta. Mijając mnie, mówią ze śmiechem, że jednak idą. Po krótkiej chwili ruszam za nimi. Wpierw trzeba pokonać ostatnie schodki:


by wyjść na polanę, z której widać co przede mną, do tego jeszcze sporo nade mną:


Ależ mam emocje, w końcu ujrzę, przypomnę sobie widok połonin. Więc ostatnie metry pokonuje mocno pod górę, by na opadającym grzbiecie, lekkim wypłaszczeniu móc się odwrócić i podziwiać widoki. Bo coś tam widać, nie jest źle!

Z lewej w chmurze Rawki, następnie Wyżniańska Przełęcz, na wprost połonina Caryńska, z lewej widoczne też Ustrzyki Górne. Widać również ścieżkę, oraz trzy mijane turystki.

Wieje zimny wiatr, więc zakładam polar i na to softshela. Ruszam dalej. Na jednym z czterech wierzchołków Szerokiego Wierchu (1240 m n.p.m) dołączam do "gonionego" przeze mnie turysty i ponawiamy rozmowę. Słucham, gdzie pan był, że po Bieszczadach chodził z żoną po wielokroć, a teraz przyjechał się oczyścić, gdyż jesienią pochował swą małżonkę. Siedząc na ławkach, obserwuje jego wzruszenie. Chwilę milczymy, pozwalając wiatru porwać te słowa i wybrzmieć wzruszeniu, które zakończy ciche wzdychnięcie...
Po chwili, po zjedzeniu kanapek, zbieramy się do drogi. Ja robię sobie pierwsze zdjęcie pamiątkowe:


Chmura, która nas otaczała powoli odchodzi, jednak zasłania grzbiet Bukowego Berda. Idąc szlakiem, wśród rozstępujących się chmur, odczuwam taki magiczny moment, który zawsze będzie mi się kojarzył z Tatrami. I ten zapach wiatru, wiosny...


Dla mnie też jest to taka trochę podróż do uspokojenia myśli, do oczyszczenia głowy, a rozmowa, oraz ta sytuacja sprzed chwili, jeszcze to potęguje. Przyjechałem tu z okazji swojej niedawnej czterdziestki, oraz po to aby jakoś uporządkować swe myśli, wspomnienia i właśnie chyba takiej pogody mi było trzeba...
Mijam siodło między szczytami, za Wołosatem powoli się przejaśnia, choć graniczne szczyty dalej otulają ciemne i chłodne chmury:


Przede mną krótkie podejście po schodkach, którymi wejdę na drugi pod względem wysokości, szczyt pasma Szerokiego Wierchu, tak właśnie podpisany na mapach, najwyższe wzniesienie pasma to Tarniczka, za którą leży najwyższy szczyt polskiej części Bieszczad.


Na szczycie leży powalona wieża triangulacyjna. Szybkie zdjęcie i ruszam dalej.


We mgle pokonujemy małe siodło między szczytami, bo tu doganiam mojego niedawnego rozmówce, mijając płat śniegu. A w nim mój towarzysz dostrzega ślady...niedźwiedzia:


Chyba młody zwierz, a kawałek dalej, przy szlaku zrobił kupę:


Pod Tarniczką zaczyna się przejaśniać. Widać szlak z Wołosatego, powoli też odsłania się Bukowe Berdo.

Tarniczka, a w chmurze Tarnica.


Bukowe Berdo jeszcze zakryte.



Widać szlak z Wołosatego. Tarnica również się odsłania.
Tu chwilę rozmawiamy o szlakach, o schodkach, o tym gdzie warto pójść, kiedy nie warto w Bieszczady przyjeżdżać. Ja się biję z myślami, gdzie iść. Wiem jedno, nie chcę wracać tą samą trasą. Tylko, przez Bukowe? Zejść do Wołosatego? A wchodzić na Tarnicę?
Po chwili się zbiera i wraca. On po wielokroć tu wędrował, ciśnienia nie ma, a na kilometrach mu nie zależy. Tu się żegnamy. Ja robię jeszcze zdjęcie panoramy Bukowego i schodzę z postanowieniem, że do Widełek za daleko (to znaczy, zostało by jeszcze wrócić do UG), na Tarnicę patrząc na sznurek turystów też nie zamierzam wchodzić. Schodzę po schodach na przełęcz Pod Tarnicą, gdzie kilka sekund się namyślam i...

i link do panoramy :
https://photos.app.goo.gl/CA62egU4foRa7o318

Panorama masywu Bukowego Berda. Kiedyś nim wędrowałem, bardzo chcę wrócić, ale...poczeka na mnie.
...jednak tabliczka z informacją o 15minutach drogi na szczyt, nie daje mi spokoju. A wejdę!
Po chwili robię zdjęcie krzyża, by dosłownie po 5ciu minutach ruszyć z powrotem. Po drodze mijam ekipę, która naprawia schody, wyrzucając większe kamienie, a zasypując stopnie drobniejszymi kamieniami.
Ruszam ku Wołosatemu. Zejście jest błotniste i śliskie. Już wiem, skąd kilka osób ma slady na spodniach, a nawet bluzach brązowe smugi. Tu doceniam te kijki, które tyle lat uważałem za zbędny balast. Schodząc dość szybko wytracam wysokość, nie przejmując się błotem. Przede mną dziewczyna zastanawia się jak ominąć błoto, ja ją wyprzedzam idąc środkiem ścieżki, na chwilę następuje cisza za mną, po czym słyszę cichy śmiech i wyjaśnienia, z czego, a raczej z kogo się śmieje (ze mnie :D ).
Na chwilę słońce się gdzieś musiało przebić przez te kłęby chmurzysk, bo przełęcz Beskid zostaje ładnie podświetlona:


Wchodzę w las. Ale jaki! Normalnie chyba to tu mieszkają enty, a Tolkien się na nim wzorował pisząc o Starym Lesie!:


Mijam wiatę, znów się nie zatrzymując i szybko schodzę w dół. Powoli się robię głodny. Dość szybko osiągam wieś Wołosate, dziś zamieszkaną przez kilkadziesiąt osób, a dawnie, przed I WŚ mieszkało w niej ponad tysiąc ludzi. Była to wieś bojkowska.
Szukam w niej po pierwsze jakiegoś busa, bądź knajpy, gdzie mógłbym coś zjeść, bo normalnie czuję, że mi brzuch do pleców przywiera, a ja bym zjadł konia z kopytami!
Przy Punkcie Informacji i Edukacji, parking zapełniony po brzegi. Ale jest otwarta pizzeria. Wkraczam.
Zamawiam ciemnego kozla, frytki i w lekkim chłodzie konsumuje pod parasolami. Od razu czuje się lepiej. Teraz czas ruszyć na parking. Posilony nie myślę nawet o złapaniu stopa. Idę dolina, rozmyślając o tym, jak wyglądało tu życie przed wojnami, czy też w okresie między wojennym. Jakby wyglądało to miejsce, gdyby nie akcja Wisła...
Mijam Zachowawcza Hodowla Konia Huculskiego, następnie torfowisko i powoli zbliżam się do końca dzisiejszej wycieczki.

Torfowisko Wołosate.

Idę drogą, obserwując Caryńską Połoninę, która wznosi się nad Ustrzykami...


W końcu dochodzę do celu, jednak te sześć kilometrów trochę się dłużyło, a na pewno spowodowało, że znów zgłodniałem. Mijam przy krzyżówce Straż Graniczną, zamieniam kilka słów, pan się pyta skąd idę, czy z Tarnicy, czy z dalsza. Opisuje skąd idę, mówię, że marzy mi się coś zjeść, napić piwa i iść spać, bo nie śpię od połowy nocy, dostaje pozdrowienia i w końcu na parkingu zrzucam z siebie plecak.


Idę do sklepu po zaopatrzenie na wieczór, kupuję pamiątki dla moich dziewczyn, a potem coś jeszcze zjeść. I tak kończy się ta wycieczka, bo nie dzień...
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2021-05-19, 19:15   

laynn napisał/a:
Wiśniowy daltonisto.
Tak masz w dokumentach? Znam cztery kolory: czarny, biała perła, Panther Blue i ten czwarty. Dobrze widzę? Bez skóry i koła 16" lub 17"? Jesteś wyższy, więc przy wsiadaniu musisz za każdym razem się ukłonić. :bla1
Nie rozumiem ludzi: wolą się gimnastykować zamiast automasażu. :mys5
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8302
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2021-05-19, 19:16   

Dokładnie odwrotną trasę robiłem rok temu :) Tylko, że w ramach opcji rezerwowej, bo początkowo miało być Bukowe. Pod Tarnicą padał śnieg. W czerwcu :lol
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5834
Skąd: Kraków

Wysłany: 2021-05-19, 19:32   

Klymatyczne warunki i mocno filozoficzny opis. Czterdziestka tak na ciebie podziała? Mnie dopadło w wieku 42-43. Poza tym witamy w klubie SKS, gdzie nikomu się nie spieszy :
_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2021-05-19, 19:55   

ceper napisał/a:
Znam cztery kolory:

Czyli typowe dla większości facetów, a taki podobno jesteś wspaniały.
Mam za to grzane fotele, kierownicę, szybę przednią. Szczerze do skóry mnie nic nie ciągnie.

Pudelek napisał/a:
Dokładnie odwrotną trasę robiłem rok temu

Czytałem z dwa tygodnie temu tą Twoją relację. Tak mi się wydawało, że wchodziłeś odwrotnie, oczywiście podczas marszu nie pamiętałem tego dokładnie. Tylko Ty spałeś w bacówce Jaworzec.

Sebastian napisał/a:
Poza tym witamy w klubie SKS, gdzie nikomu się nie spieszy

:)

Sebastian napisał/a:
Czterdziestka tak na ciebie podziała?

Sam nie wiem. Ostatnio nagle pełno wspomnień naszło mnie. Koleżanka mnie strzygła i co chwila, a pamiętasz jak żeśmy imprezowali, jak tam szliśmy, a wtedy co pili? I do tego min śmierć tej koleżanki żony (którą próbowałem rok temu przekonać do przejścia na pompę insulinową, a dziś jej nie ma), ta długa wiosna.
Taki reset mi był potrzebny. Oj bardzo!
Ostatnio zmieniony przez 2021-05-19, 19:55, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9378
Wysłany: 2021-05-19, 20:38   

Pod konarem to chyba myszka :)

Nie typowo napisane, ale siedzi mi ten klimat i taka rozkmina, bo sam ostatnio jakieś dziwne rozmyślania miałem ...
A zostały mi jeszcze 2 lata ;)
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10854
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2021-05-19, 21:58   

Ładnie. Trochę mrocznie i ponuro ale z nastrojem. Jednak nie zawsze musi być lampa, żeby było miło :)
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2021-05-19, 22:11   

Adrian napisał/a:
to chyba myszka

Też tak uważam, ale...znawca nie jestem.
Piotrek napisał/a:
Jednak nie zawsze musi być lampa, żeby było miło

Uprzedzając relacje, pogoda była na wypadzie w mikście, no oprócz opadów śniegu. A wtedy idealnie oddała mój nastrój. Idealnie mi siadła.
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12257
Skąd: Bytom
Wysłany: 2021-05-19, 23:42   

Hmmm..

Dla mnie to taka relacja inna niż wszystkie. Taka, kuźwa, strasznie wspominkowa, taka przełomowa, teraz jestem juz stary, będzie tylko z górki.
Też niestety mnie dosięgło je**ne 40, więc wiem, rozumiem i jakby jestem tam z Tobą w tych Biesach.

Na razie ze słowa pisanego dla mnie rewelka, coś innego, niż zawsze.
Czekam na ciąg dalszy.

Dużo jest u Ciebie o przemijaniu, o ty, co było, a nie wróci. Relacja każe wracać do siebie, czytam ją trzeci lub czwarty raz. Mocna jest.
Profil Facebook
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8302
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2021-05-20, 00:46   

laynn napisał/a:
Tylko Ty spałeś w bacówce Jaworzec.

to spałem wcześniej, a idąc na Tarnicę spałem w Kremenarosie, więc schodząc do Ustrzyk byłem praktycznie w łóżku ;) . Ale w tym roku mam ambitny plan założyć bazę w Wetlinie i stopem dojechać do Ustrzyk/Widełek i stamtąd ruszyć na Bukowe. I tylko trzymać kciuki za pogodę!
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - recenzje anime