Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Dwa dni w Kazimierzu Dolnym

Autor Wiadomość
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5832
Skąd: Kraków
Wysłany: 2021-05-19, 17:52   Dwa dni w Kazimierzu Dolnym



Weekend w Kazimierzu Dolnym - dwa dni na zwiedzanie miasteczka i okolic. Przyjeżdżamy w piątek, by jeszcze w ten dzień obejrzeć kazimierską starówkę bez tłumów, które ponoć nawiedzają to miasto we „właściwe" weekendy.

Kazimierz Dolny położony jest po prawej stronie Wisły w zachodniej części województwa lubelskiego. Leży w najwęższym miejscu małopolskiego przełomu Wisły przecinającego Wyżynę Lubelską. Oczywiście daleko mu do przełomu Dunajca czy innych górskich rzek, ale nawet te niewielkie wzniesienia nad doliną Wisły są interesujące, jak się później okazało.

Za datę powstania osady uważa się rok 1181 – wtedy z nadania Kazimierza Sprawiedliwego rozpoczęła się tu budowa klasztoru Norbertanek. Pierwszy raz nazwa „Kazimierz”, od imienia króla, pojawia się w dokumentach z 1249 roku. Na przełomie XIII i IV wieku została wybudowana tu wieża mająca na celu obronę przeprawy na ważnym szlaku handlowym łączącym Ruś z Wielkopolską i Śląskiem. W pierwszej połowie XIV wieku osada uzyskała prawa miejskie, w drugiej połowie poniżej wieży został wzniesiony na polecenie Kazimierza (znowu to imię) Wielkiego zamek. W 1406 król Władysław (tym razem nie Kazimierz) Jagiełło dokonał lokacji miasta na prawie magdeburskim.

Głównym źródłem dochodów miasta było wpływy z opłaty za przeprawę na Wiśle oraz z przeładunku i spławu drzewa, soli i drewna z Małopolski w górę Wisły – czyli miasto żyło z tego, czym stała gospodarka Polski jagiellońskiej. Czas największej zamożności miasta to wiek XVII przed potopem szwedzkim. Bogacili się kazimierscy mieszczanie, bogacili się liczni Żydzi, którzy wtedy pojawili się w mieście. Pamiątką po tym okresie są znajdujące się wzdłuż Wisły okazałe murowane budynki spichlerzy zbożowych. Potop szwedzki niestety przerwał okres prosperity. Oprócz spalenia miasta przez wojska Karola Gustawa, dzieła upadku dokonały późniejsze marsze wojsk i panosząca się zaraza. Swoje dołożyła też geologia - silna erozja miękkich lessowych ziem spowodowała napływanie do koryta Wisły lessowego mułu i odsuwanie nurtu rzeki od miasta. W celu ratowania gospodarczego tego miejsca w 1677 Jan III Sobieski zezwolił na osiedlanie się tu kupców ormiańskich, żydowskich i greckich.

Wiek XIX i pierwsza połowa XX wieku to czas upadku miasta. Mieszkańców spotkały represje po udziale w obu XIX wiecznych powstaniach - styczniowym i listopadowym, a w 1869 roku Kazimierz utracił prawa miejskie. Z kwitnącego miasta i jednego z najważniejszych portów rzecznych Polski miasto przemieniło się w osadę zamieszkaną głównie przez biedotę.

W trakcie II wojny światowej Niemcy przeprowadzili masową eksterminację żydowskiej ludności, która od średniowiecza żyła tu wspólnie z chrześcijańskimi sąsiadami. W ostatnich latach wojny zniszczono istotną część tkanki miejskiej.

Po II wojnie światowej miasto było stopniowo odnawiane, aż uzyskało kształt i widok obecny. W wielu opracowaniach można spotkać informacje, że miasto upodobali sobie artyści, którzy tłumnie przybywają do Kazimierza niczym na polskie Montmarte. Może kiedyś tak było, ale teraz ta konstatacja funkcjonuje według mnie jako swoista kalka językowa, a miasto to szczególnie upodobali sobie warszawiacy, który mają tu stosunkowo blisko (nawet na jednodniowy wypad) i często budują swoje domki letniskowe w Kazimierzu Dolnym lub jego okolicach.

W marcu rezerwujemy noclegi w Agroturystyce Pod Jabłonią. Przy pensjonacie znajduje się jabłkowy sad, więc ustalamy pobyt na drugi weekend maja, wtedy gdy zwykle kwitną jabłonie. Niestety w tym roku wiosna sprawia psikusa, z uwagi na niskie temperatury i małą ilość słońca na jabłoniach zamiast pięknych kwiatów są jedynie małe zielone listki i pąki. Trudno, nie da się wszystkiego przewidzieć.

Pensjonat jest prowadzony od kilku lat przez sympatyczne małżeństwo, w budynku na piętrze znajduje się pięć pokoi, na parterze jest jadalnia i duża, w pełni wyposażona ogólnodostępna kuchnia. Na piętrze i parterze są dwa tarasy z leżakami i widokiem na jabłkowy sad. Pokoje są duże i ładnie urządzone. Pensjonat oferuje noclegi ze śniadaniem, posiłki są pyszne, a porcje są duże: domowy twarożek, sałatki, pasty warzywne, domowe wypieki z jabłkami, do tego pieczywo wędliny, sery, dżem, herbata i kawa. Smacznie i zdrowo. Można też zamówić obiadokolację.

Po przebyciu drogi z Krakowa w bardzo zmiennych warunkach pogodowych (momentami bardzo mocno padało) i zakwaterowaniu jedziemy zwiedzać kazimierską Starówkę w ramach popołudniowego okna pogodowego. Parkujemy na parkingu przy promenadzie obok stacji Orlen. Nad nami wiszą ciemne chmury, w ponure piątkowe popołudnie nikt nie zbiera opłat za parkowanie, które dla samochodu osobowego wynoszą 15 zł na dzień.

Koryto Wisły jest tu szerokie, zauważalnie większe niż w Krakowie.





Z promenady widać wznoszące się nad Kazimierzem ruiny zamku i baszt na prawo dachy kościoła św Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja. Wzdłuż promenady skwer, restauracje i kawiarnie, cumują też statki, którymi odbywają się wycieczki po Wiśle



Po zejściu z promenady kierujemy swe kroki do Piekarni Sarzyński położonej przy ul. Nadrzecznej blisko Rynku.


kamienice przy ulicy Senatorskiej


Piekarnia Sarzyński

Zresztą Kazimierz Dolny jest na tyle mały, że tu wszędzie jest blisko. W zasadzie Sarzyński to bardziej kawiarnia niż piekarnia - choć można tu kupić chleb i bułki, to głównym asortymentem są ciastka, słodycze, kawa i herbata oraz lokalna specjalność - guty zbliżone w smaku do półsłodkiej chałki. Wypieki są rewelacyjne: świetne ciasto bogate w aromatyczne nadzienia, zarówno w wersji słodkiej (owoce, konfitury), jak i słonej (cebulaki, nadzienia z kapusty i grzybów).










kazimierskie koguty

Jak już wspomniałem, w Kazimierzu wszędzie jest blisko. Z ulicy Nadrzecznej widać już Rynek z charakterystyczną górującą nad nim bryłą kościoła św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja. Na Rynku jest pusto, ostatnie dni wiosennego lockdownu wirusowego, gastronomia tylko na wynos. Siadamy na ławeczce i zjadamy wypieki od Sarzyńskiego.










widok na Górę Trzech Krzyży

Okno pogodowe powoli się otwiera.





Idziemy do kościoła św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja.



Wnętrze kościoła jest przeciętne, nie ma co oglądać i co fotografować. Robimy rundkę wokół świątyni i brukowaną uliczką, jakich sporo w Kazimierzu, idziemy pod górkę pod ruiny zamku. Wcześniej zaglądamy do plenerowej ekspozycji muzealnej „Dawny Kazimierz" zlokalizowanej w ogrodach pomiędzy kościołem a zamkiem. Można tu obejrzeć dużo ciekawie opisanych zdjęć z historii Kazimierza Dolnego, ale też rozejrzeć się po okolicy. Stopniowo się rozpogadza, będziemy mieć dziś do czynienia z czymś, czemu podczas dwóch pobytów na Suwalszczyźnie nadałem nazwę „suwalskiej pogody", czyli chłodny, dość mocny wiatr, zmieniające się szybko zachmurzenie, bogactwo obłoków na niebie i krystalicznie przejrzyste powietrze. Fajne warunki plenerowe, bo jak wiecie - bezchmurne niebo jest największym wrogiem fotografa.


kościół św. Jana Chrzcicela i św. Bartłomieja


ruiny zamku


ulica Senatorska w 1915 roku



Idziemy do ruin zamku. Jak wspomniałem wcześniej, fundatorem zamku był Kazimierz Wielki. W pierwszej połowie XVI wieku, z inicjatywy hetmana koronnego Mikołaja Firleja zamek został przebudowany w stylu renesansowym. Twierdzę zniszczyli Szwedzi w trakcie potopu, a w kolejnych dekadach zamek powoli popadał w dalszą ruinę. Do naszych czasów przetrwał jedynie obręb murów, fundamenty, a także ruiny wież oraz budynku mieszkalnego. Na pozostałościach zamkowych murów został postawiony taras widokowy.




dziedziniec zamkowy




zamkowa panorama przełomu Wisły


Wisła w Kazimierzu Dolnym




słońce nad Kazimierzem Dolnym



Bilet wstępu do zamku jednocześnie upoważnia do wejścia na stojącą ponad zamkiem basztę z tarasem widokowym na jej szczycie. Niestety, chwilowo baszta jest zamknięta, ale cena wejścia nie jest obniżona. Nie zrażeni tym faktem idziemy pod nią - okazuje się, że można wejść po schodach do bramy w baszcie, czyli dość wysoko.







Kolejny punkt widokowy w Kazimierzu Dolnym to Góra Trzech Krzyży. Góra jest położona 90 metrów nad poziomem Rynku. Wg miejscowej tradycji znajdujące się na jej szczycie trzy krzyże miały upamiętniać morową zarazę z początku XVIII wieku i cudowne uleczenie z niej mieszkańców, krzyże jednak stały tu o wiele wcześniej. Pierwsza wzmianka o Górze Krzyżowej pochodzi z 1577 roku. Prawdopodobnie było to miejsce kultowe, ponieważ odkryto tu kurhany grzebalne z ludzkimi kośćmi, a krzyże upamiętniały znajdujący się w tu w średniowieczu klasztor sióstr Norbertanek. Krzyże są wymieniane co 30-40 lat, ciekawe czemu tak często. Obecnie stojące mają wysokość 7,5 – 8,5 m waży prawie 500 kg każdy. Zostały postawione w 2002 roku, zastępując poprzednie trzydziestoletnie.

Wstęp na górę jest biletowany, co jest według mnie lekkim kuriozum, ale w piątkowe popołudnie kasa jest nieczynna. Gdy wychodzimy pod krzyże, Kazimierz spowija cień, ale układ chmur i wiatru podpowiada mi, że za 5-6 minut góra i Stare Miasto skąpią się w słońcu, wystarczy poczekać. Tak też się dzieje, przez resztę pobytu tutaj mamy piękne słońce, choć nadal jest wietrzno i zimno. Wiosna Anno Domini 2021 nie rozpieszcza.

















Wracamy na Rynek. Ciemne chmury sprzed chwil już zniknęły, nad nami miękkie światło słonecznego późnego popołudnia.



Idziemy zwiedzać klasztor Franciszkanów i jednocześnie sanktuarium Matki Boskiej Kazimierskiej.


na ulicy Klasztornej



Do kościoła wchodzimy przez charakterystyczne zadaszone schodki. Niestety, trwa jakieś nabożeństwo i nie możemy zwiedzić kościoła, za to sprzed niego mamy świetny widok na kazimierską starówkę i Górę Trzech Krzyży.





Ostatnim obiektem na naszej trasie zwiedzania jest Herbaciarnia U Dziwisza na ulicy Cmentarnej, obok klasztoru Franciszkanów. Jest to jedyny obiekt gastronomiczny czynny również wewnątrz w czasie lockdownu, nic dziwnego, że w środku jest tłoczno, stoliki na zewnątrz też się zapełniają pomimo chłodu. W herbaciarni można kupić herbatę, kawę, ciastka, lody, typowe kawiarniane menu. Jest też sklep kawiarniany. Herbaty są w olbrzymim wyborze, zamawiamy malinową i pigwową. Kelnerka przynosi je w zakapturzonym czajniczku. Parzą się chwilę, po czym nalewamy do filiżanek. Cena jest kosmiczna (20 zł za herbatę) i niestety nie odzwierciedla jakości napoju. Herbata jest przyzwoita, ale w zasadzie ma smak czarnej herbaty, nuty smakowe chyba zostały chyba w kasie. Można odnieść wrażenie, że cena herbaty uwzględnia wrażenia z wnętrza kawiarni, zastawionego antycznymi meblami, sprzętami i dziełami sztuki, a sam napój jest tylko dodatkiem, ale końcowe wrażenie jest niestety rozczarowujące.















Wracamy na nadwiślańską promenadę. Zachodzące słońce ciepło oświetla ulicę Senatorską.



Nad Wisłą kończymy naszą wycieczkę po kazimierskiej starówce w zmiennych warunkach pogodowych. Jutro będzie równie dynamicznie, za to na zdjęciach z soboty pojawi się zdecydowanie więcej przyrody.

_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2021-05-19, 18:47   

Byłem w KD naście razy, także rowerem. Rozumiem, że to relacja z godzinnego pobytu. Co robiliście ponadto?
Na pierwszym zdjęciu za dużo bruku. "U Dziwisza" cena herbaty zawiera możliwość zaznania cudu - doznaliście?
Piratem płynąłem rodzinnie 2x, za drugim razem z 8 lat później to kompletna nuda.
Opłata całodzienna za parking nie uległa zmianie od wielu lat, tylko co robić w KD 3h?
Niedaleko rynku wielokrotnie byłem "U Fryzjera" - od tego czasu pojawił mi się zadatek na sprocketa.
Dużo ciekawsze są wąwozy oraz po drugiej stronie Wisły ruiny zamku w Janowcu /promuje się/.
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9375
Wysłany: 2021-05-19, 20:44   

Ładnie i kolorowo, u Dziwisza fajne to poddasze.
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2021-05-19, 22:09   

Ostatnie zdjęcie fajne. Chmury, zachodzące słońce i rzeka ze statkami.
Moja żona od dawna chcę pojechać do Kazimierza, nawet tą Waszą kwaterę kojarzę, bo się nam podobała, ale mnie się średnio chcę, choć wiem, że na weekend, to chyba jeszcze warto.
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5832
Skąd: Kraków
Wysłany: 2021-05-21, 21:03   

Po piątkowym popołudniu spędzonym pośród zabytków Kazimierza Dolnego sobotę spędzamy na łonie natury.
Zjadamy pyszne śniadanie serwowane przez gospodarzy agroturystyki i niespiesznie zbieramy się na spacer po okolicznych wąwozach lessowych. Trasa do przejścia: LINK

Wąwozy te powstają w wyniku działania wody na osadowe skały lessowe, w które obfituje Ziemia Lubelska. Na osadach lessowych tworzy się bardzo żyzna gleba, stąd też ten rejon znany jest z rolnictwa, zaś liczne wąwozy o płaskich dnach i stromych zboczach są ciekawym elementem krajobrazu. Często można w nich obejrzeć wypłukane z osadów lessowych rozbudowane systemy korzeniowe drzew. Rejon Kazimierza Dolnego jest wyjątkowo gęsto poprzecinany siecią wąwozów, bardziej znane mają swoje nazwy i wytyczone przez nie szlaki turystyczne, ale istnieje wiele innych mniej znanych, choć być może godnych odwiedzenia. W jednym z takich bezimiennych wąwozów będziemy dziś i my. Zaczynamy jednak od najbardziej znanego – Korzeniowego Dołu, pełnego grubych, poskręcanych korzeni. Sobotni poranek jest ponury i pochmurny – idealna pogoda na zwiedzanie wąwozów i robienie w nich zdjęć bez ostrego światła słonecznego rzucającego na wąwozy głębokie cienie. Jest to najbardziej znany z kazimierskich wąwozów i jedyny, do którego trzeba nabyć bilet wstępu. Liczy on 400 metrów długości. Dno wąwozu mimo dużego spadku jest stabilne, gdyż na początku XXI wieku zabezpieczono je przed erozją preparatem epoksydowym.




"domek" wygrzebany w miękkich lessowych osadach








te korzenie kojarzą mi się z prehistorycznymi naskalnymi malowidłami jaskiniowymi



Z wąwozu wychodzimy na tzw. Góry, czyli część Kazimierza położoną powyżej Starego Miasta. Spotkać tu można liczne domy o charakterystycznej dla tego rejonu architekturze.





Na niebie się dużo się dzieje. Mocno wieje, chmury szybko się przesuwają po niebie. Jeden z moich znajomych powiedział mi, że podstawą ładnego zdjęcia krajobrazowego są ładne chmury na niebie, z to jest niżej, jest mniej istotne.





Docieramy do górnego wylotu Norowego Dołu. Jest on dwa razy dłuższy od Korzeniowego Dołu i ma zupełnie inny charakter – zamiast głębokiej rynny o pionowych zboczach bardziej przypomina górską dolinę. Jest tu dziko, bardzo dziko.



Wąwóz pokonuje ponad 80m różnicy wysokości, co daje nachylenie 10%. Pod koniec lat 70 XX wieku poprowadzono dnem wąwozu drogę do stacji przekaźnikowej znajdującej się w rejonie jej górnego wylotu. 24 czerwca 1981 w ciągu 70 minut padał tu ulewny deszcz, płynąca wówczas wąwozem rwąca rzeka zerwała nawierzchnię na całym dolnym odcinku wąwozu, a w górnym poprzesuwała betonowe płyty, jak to widać na zdjęciu.







Dolny wylot Norowego Dołu znajduje się przy Wiśle, obok stojących wzdłuż jej brzegów renesansowych budynków spichlerzy. Dwa z nich są w remoncie, otoczone rusztowaniami nie stanowią interesujących obiektów do oglądania. Dwa następne macie na poniższych zdjęciach. W pierwszym, zwanym „Spichlerzem Pod Wianuszkami” znajduje się schronisko młodzieżowe, drugi został zaadaptowany na ekskluzywny hotel „Król Kazimierz”.





Obok schroniska namierzamy piekarnię, w której kupujemy dwa regionalne produkty – koguty kazimierskie. Są to ciastka przypominające w smaku chałkę, smaczne i mało słodkie. Za 7 zł dostajemy naprawdę dużego koguta, można się najeść.



Czytamy sobie legendę o kazimierskim kogucie zamieszczoną na przydrożnej tablicy. Nie jest to lektura wybitnego sortu, ale dla zainteresowanych zamieszczam:



Cały czas towarzyszą nam interesujące chmury, tu nad bulwarami wiślanymi.



Wracamy przez Norowy Dół oraz krótki kawałek tą sama drogą, by następnie ścieżką przez sady dojść do lessowego wąwozu bez nazwy. Dopada nas na chwilę deszcz.



Tu drzewa owocowe już kwitną.





Schodzimy do wąwozu, po drodze mijając kolejne sady.







Wąwóz jest ładny. Momentami przebiega obok niego równolegle drugi. Pogoda jest bardzo zmienna, na przemian chmury i słońce, ale na razie nie pada.




wąwóz równoległy







Na ostatnim zdjęciu widać po prawej stronie dna wąwozu ślady opon samochodu. Widziałem w Kazimierzu Dolnym ogłoszenia o organizowanych „jeep safari” po wąwozach samochodami terenowymi. Na szczęście żadnego z nich tu nie spotkaliśmy, a pomysł owych „safari” wydaje mi się kretyński, tym bardziej że osady lessowe są miękkie i takie przejazdy powodują szybszą ich erozję. Natomiast fajnym pomysłem wydaje się zwiedzanie wąwozów lessowych połączone ze spacerami wznoszącymi się nad nimi łąkami. Sporo takich miejsc, jak wynika z mapy, znajduje się na północ od Kazimierza Dolnego, w rejonie Parchatki.



Wychodzimy z wąwozu w rejonie wejścia do Korzeniowego Dołu. Idziemy jeszcze obejrzeć Starą Chatę. Stoi ona na terenie Siedliska Lubicz i jest jednym z dwóch obiektów noclegowych do wynajęcia. Chata powstała około 1700 roku i jest zbudowana bez użycia piły. W latach 1983-1988 została poddana renowacji i przeniesiona na nowe fundamenty. Jest to najstarsza drewniana chałupa na terenie Kazimierza Dolnego. Chatę można wynająć, a właściciele również udostępniają ją do zwiedzania. Akurat w tym okresie, gdy my ją oglądaliśmy, przechodziła generalny remont wnętrza i zamiast starych mebli w środku leżały materiały budowlane.
Zaczyna padać. W deszczu wracamy na parking i jedziemy na kazimierskie cmentarze. Pierwszy z nich to cmentarz żydowski położony przy drodze znajdującej się w Wąwozie Czerniawy. Cmentarz powstał w 1851 i jest usytuowany w pięknym bukowym lesie. Przyczyną jego powstania było wydane w 1792 roku rozporządzenie o zamykaniu nekropolii zlokalizowanych w obszarze zabudowanym. Gmina żydowska w Kazimierzu stanęła przed koniecznością zorganizowania nowego cmentarza dla swoich członków, gdyż stary cmentarz znajdował się zbyt blisko centrum miasta. Przepis nie był, jak się wydaje, bezwzględnie egzekwowany, gdyż nowy cmentarz żydowski powstał w Kazimierzu dopiero 60 lat po jego ogłoszeniu.
Podczas II wojny światowej oba cmentarze żydowskie zostały niemal doszczętnie zdewastowana przez Niemców. Część macew (płyt nagrobnych) wykorzystano do brukowania ulic w mieście. Na cmentarzu zachowało się jednak kilkanaście nagrobków. Dzięki sprytowi kazimierskiego malarza Antoniego Michalaka udało się ocalić napisy i rzeźby znajdujące się na macewach, które wg Niemców miały być skuwane lub szlifowane. Otóż Pan Michalak zasugerował Niemcom, że położenie macew awersem do ziemi zaoszczędzi im sporo czasu i przyśpieszy akcję likwidacji cmentarzy żydowskich okolicy Kazimierza, a Niemcy jako naród praktyczny pomysł podchwycili.
W pierwszej połowie lat 80. XX w., z inicjatywy Towarzystwa Opieki nad Zabytkami w Kazimierzu, Muzeum Nadwiślańskiego i Urzędu Konserwatora Zabytków, zostały podjęte prace na częściową rekonstrukcją cmentarza. W ramach prac zebrano z terenu całego miasta dziesiątki macew, z których spora część dzięki pomysłowi Pana Michalaka ocalała w całkiem dobrym stanie.
W 1984 r. ze szczątków macew został wzniesiony pomnik–lapidarium w formie Ściany Płaczu. Przez „pęknięcie” w pomniku, symbolizujące tragiczny los polskich Żydów w czasie II wojny światowej, można przejść na teren dawnego cmentarza, gdzie na powierzchni 0,71 ha ustawiono około 25 nagrobków, z których najstarszy pochodzi z 1851 r., większość zaś datowana jest na 2 poł. XIX w. a ostatnie pochodzą z 1942 roku. W tej oryginalnej Ścianie Płaczu wierni wkładają w szczeliny karteczki z modlitwami – prośbami do Boga, tu można zauważyć leżące na macewach liczne karteczki przyłożone kamieniami.















Gorszy los spotkał stary cmentarz żydowski położony przy ul. Lubelskiej. Został on całkowicie zniszczony podczas II wojny światowej, a obecnie znajduje się na jego terenie boisko sportowe, a jedynym śladem po tym miejscu jest umieszczony w murze szkoły pomnik w formie macewy informujący, że w tym miejscu znajdował się kiedyś cmentarz żydowski.



Jedziemy na kolejny cmentarz i kolejnego świadka historii – położony nieco wyżej cmentarz żołnierzy Armii Radzieckiej. Cmentarz wygląda na zadbany, sprzątany i dobrze – niezależnie od wątków politycznych należy pamiętać, że w szeregach Armii Czerwonej walczyło wielu młodych mężczyzn z poboru, których nikt nie pytał o zdanie przy wcielaniu do wojska, wielu było tam Azjatów i mieszkańców Kaukazu, którzy nawet dobrze nie mówili po rosyjsku (w Armii Czerwonej Rosjanie byli w mniejszości), były też oddziały sformowane z więźniów Gułagu. Warunki bytowe, zaopatrzenie w sprzęt, żywność i leki w Armii Czerwonej było dalekie od ideału (eufemizm), jak ktoś ma ochotę poczytać o II wojnie światowej oczami szeregowego radzieckiego żołnierza, to polecam książkę „Wojna Iwana” autorstwa Catherine Merridale.







Chcemy jeszcze pojechać na drugą stronę Wisły, do Janowca i znajdujących się tam na wzgórzu ruin zamku. Niestety po drodze napotykamy na wypadek i zablokowaną drogę, która uniemożliwia nam dojazd do promu przepływającego Wisłę pod Janowcem. Trudno. Wracamy do Celejowa na pyszną obiadokolację. Gospodarze proponują nam wyjazd na zachód słońca na punkt widokowy na Albrechtówce, kawałek za promem do Janowca. Jedziemy. Parkujemy auto w Mięćmierzu, wg słów gospodyni „Mekce warszawskich vipów” i idziemy na punkt widokowy ścieżką w sosnowym lesie. Przez chwilę można poczuć się jak w górach. Miejsce widokowe jest fajnie, ciekawe widoki na Dolinę Wisły, ale niestety – chmurki, które dotychczas dokazywały na niebie, rozproszyły się dając „płaskie” obrazy zachodu słońca na prawie bezchmurnym niebie. Ale jak ostatnio często powtarzam przy różnych okazjach – nie należy narzekać na warunki, ale starać się wykorzystać jak najlepiej to, co się zastanie, więc na koniec kilka zdjęć z zachodu słońca na Albrechtówce.


ruiny zamku z Janowcu









Nasz dwudniowy pobyt w Celejowie i Kazimierzu Dolnym dobiega końca, w niedzielę wracamy do Krakowa po drodze zwiedzając Sandomierz w prawdziwie Sprocketowych warunkach. Kazimierz Dolny to fajne i klimatyczne miejsce do zwiedzania. Jest to nieduże miasto, więc pewnie można oblecieć całe w jeden dzień, ale rozłożenie zwiedzania na dwa dni pozwala zrobić to bez niepotrzebnego zabiegania, ale też zajrzeć w miejsca mniej oczywiste.
_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
Izabela 
Cieszynioki


Dołączyła: 26 Lip 2019
Posty: 784
Wysłany: 2021-05-21, 21:37   

Bardzo fajne miejsce, będę je miała na uwadze.
Macewy rzeczywiście ładnie zachowane.
Wąwozy ekstra, chatki urocze.
Pozdrowienia dla Małżonki :)
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12257
Skąd: Bytom
Wysłany: 2021-05-21, 21:54   

Sebastian napisał/a:
zwiedzając Sandomierz w prawdziwie Sprocketowych warunkach


Tzn chaszczowaliście? :o-o
Profil Facebook
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5832
Skąd: Kraków
Wysłany: 2021-05-21, 22:00   

Nie, bardziej mi chodzi o pogodę i "kolorki"

_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9375
Wysłany: 2021-05-22, 07:55   

Sebastian napisał/a:
Nie, bardziej mi chodzi o pogodę i "kolorki"

Obrazek


Miejsce zaskakujące, na plus oczywiście.
Fajne wąwozy i klimatyczne chatki, kolory super !

P. S
Zdjęcie robione z polarem ?
Ostatnio zmieniony przez Adrian 2021-05-22, 07:55, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2021-05-22, 09:42   

Ten wąwóz, to właśnie moja niedawna wizyta w tym wąwozie między Kuźniczką a Krzykawą, przy okazji przejścia się Szwajcarią Z. Oczywiście o różnicy długości, materiałów itp pamiętałem.
Miasto ładne. Więc pewnie się kiedyś żonie dam namówić...
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14357
Wysłany: 2021-05-22, 10:23   

Tylko raz byłem w Kazimierzu ( kilka dni w okolicach Sylwestra 2006 - zero śniegu, plus kilkanaście stopni ).

Bardzo tego żałuję patrząc m.in. na takie jak ta relacje.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5832
Skąd: Kraków
Wysłany: 2021-05-22, 14:00   

Adrian napisał/a:
Zdjęcie robione z polarem ?


no przecież...
_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5832
Skąd: Kraków
Wysłany: 2021-05-22, 16:28   

Izabela napisał/a:
Pozdrowienia dla Małżonki :)

Małżonka też pozdrawia z Kazimierza :)

_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2021-05-22, 16:35   

Cieplunio.
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5832
Skąd: Kraków
Wysłany: 2021-05-28, 19:18   

Po dwóch dniach spędzonych w Kazimierzu Dolnym wracamy do Krakowa, a po drodze mamy Sandomierz

W przeciwieństwie do dwóch poprzednich dni, dość chłodnych i ze zmienną, choć ciekawą pogodą, trzeci dzień wycieczki zapowiada się słonecznie i upalnie, a że to jest niedziela i obawiamy się tłumów w taką ładną pogodę, postanawiamy nie pchać się z naszym samochodem do ścisłego centrum miasta, lecz parkujemy na osiedlowym parkingu przy ulicy Romana Koseły.
Stamtąd idziemy zwiedzać sandomierską Starówkę. Droga do niej wiedzie nas przez wąwóz Królowej Jadwigi, którego górny wylot znajduje się przy ulicy Staromiejskiej obok cmentarza. Tym długim na pół kilometra wąwozem lessowym o stromych ścianach o wysokości dochodzącej do 10 metrów docieramy na nabrzeże Wisły i kierujemy się na zamek. Wokół dużo ludzi, przez rok pandemii odwykliśmy do tłumów turystów, a przecież mieszkamy w Krakowie, gdzie są one chlebem powszednim.







Zamek zbudowany w XIV wieku wznosi się wysoko na ulicą Zamkową. Ze skrzyżowania dróg widać kościół św. Jakuba i leżącą pod nim na pochyleniu winnicę o idealnej południowej wystawie. Pod zamkiem widać tereny zielone zamkowego podwala, do których wrócę pod koniec relacji. Na dziedzińcu zamkowym spędzamy chwilę czasu podziwiając widoki.


zamek z dołu niczym okręt


kościół św. Jakuba i winnica




miniaturka Ratusza stojąca przed zamkiem


bazylika katedralna


tereny zielone nad Wisłą

Następnie zmierzamy w stronę Starego Miasta. Parkingi przy zamku są oczywiście pełne, brak wolnych miejsc.


bazylika katedralna


dzwonnica katedralna

W sandomierskiej katedrze trwa właśnie msza święta, odkładamy jej zwiedzanie na późniejszą godzinę. Ulicą Mariacką idziemy na Rynek.





Plac jest ewenementem, gdyż jest pochyły. Przy wymiarach około 100 na 110 metrów, różnica poziomów wynosi 15 metrów i to widać. Na środku Rynku stoi gotycki Ratusz z przełomu XIV i XV wieku z dobudowaną dwa wieki później wieżą zegarową. Rynek jest zadbany, kamienice są pięknie odnowione. Na Rynku czekają na chętnych elektryczne meleksy (zupełnie jak w Kazimierzu Dolnym i w Krakowie), a największe kolejki są w lodziarniach.


Ratusz



Podziemnej Trasy Turystycznej – części kilkukondygnacyjnych chodników znajdujących pod Starym Miastem. Trasa liczy 470 metrów i sięga 12 metrów. Słyszeliśmy z wiarygodnych źródeł, ze to nic ciekawego - odpuszczamy. Informacyjnie dodam, że również na Rynku znajduje się gabinet figur woskowych z postaciami z seriali „Ojciec Mateusz" (dla fanów). Miasto zaangażowało sporo środków w produkcję tego serialu i promocję Sandomierza poprzez niego.


Kamienica Oleśnickich




panorama Rynku



Z Rynku idziemy ulicą Zamkową do Ucha Igielnego – jedynej zachowane j furty w murach obronnych umożliwiającej niegdyś komunikację między zakonnikami dwóch klasztorów dominikańskich. Nazwa pochodzi od charakterystycznego kształtu furty – zwężającego się ku dołowi. Jedna z legend mówi, że ucho lubi się zamknąć, gdy przejdzie przez nie osoba mająca wiele na sumieniu. Z nami chyba wszystko jest ok, bo przechodzimy bez problemu.





Przy ulicy Zamkowej znajduje się też pierścień z dużym krzemieniem pasiastym. Cały pierścień waży 80 kilogramów, a jego obwód to prawie metr.



Bocznymi uliczkami idziemy pod Bramę Opatowską. Jak to zwykle bywa z bocznym uliczkami w turystycznych miastach, jest to cicho i spokojnie. Brama jest jedyną zachowaną z czterech bram wjazdowych do miasta, zbudowaną w połowie XIV wieku. Na jej szczycie jest urządzony taras widokowy.


Brama Opatowska

Taras mógłby być wyższy, bo blanki wieży sporo zasłaniają. Widok z wieży nie porywa, ale zawsze warto wejść trochę wyżej.


ulica Opatowska


kościół św. Michała Archanioła


most na Wiśle


kościół św. Józefa



Z wieży oprócz zabytków Sandomierza widać też Góry Pieprzowe – wznoszące się 40-60 metrów nad Wisłę geologicznie najstarsze góry w Polsce, zbudowane z liczących 500 milionów lat łupków i kwarcytów, stanowiące obecnie rezerwat przyrody


sandomierskie wieże - dzwonnica, wieża katedralna, wieża ratuszowa


ulica Opatowska

Wracamy na Rynek z zamiarem poszukania fajnego miejsca na obiad. Trafiamy do znajdującej się przy ulicy księdza Rewery restauracji „W Starej Piekarni”. Grube mury kamienicy dają w środku przyjemny chłód. Zamawiam gołąbki z mięsem i otrzymuję je podane z aromatycznym sosem pomidorowym i posypane rukolą i krążkami czerwonej cebule – pyszne. Przechodzimy koło Domu Długosza i idziemy zwiedzać bazylikę katedralną. Wnętrze bazyliki jest piękne, ale obowiązuje w niej zakaz fotografowania, a pan ze straży kościelnej jest czujny. Zdjęć z bazyliki nie będzie.


Dom Długosza

W zasadzie na tym kończymy zwiedzanie ładnej, ale niedużej starówki sandomierskiej. Wracamy poprzez tereny zielone – zaczynamy na Podwalu Górnym, pod zamkiem. Ładnie tu.



Chcemy również obejrzeć wnętrze znajdującego się po drodze kościoła św. Jakuba, ale niestety natrafiamy na mszę świętą. To uroki prób zwiedzania kościołów w niedzielę. Obok kościoła znajduje się kolejny wąwóz lessowy: świętego Jacka Odrowąża. My idziemy dalej Aleją Emmendingen i wkraczamy do położonego na pagórkowatym terenie Parku Piszczele. Nazwa ta związana jest z osunięciem się jednej ze skarp i odsłonięciem ludzkich kości-piszczeli, podobno tatarskich.








Park Piszczele



Idąc cały czas lekko pod górę przemierzamy ładne tereny parkowe. W pewnym momencie po prawej stronie zauważam budowlę o charakterystycznym kształcie spodka. Czyżbyśmy dotarli na Śnieżkę? Sandomierz jest pagórkowatym miastem, ale żeby aż osiągać aż takie wysokości. Na szczęście to „tylko” parkowa kawiarnia.
_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group