Był Airbus, dziś lecimy Boeingiem 737.
Starujemy z szarości:
by po chwili wzbić się do błękitu:
Pojawiają się jakieś pagurki:
Potem gór jest więcej, pojawia się morze, nad nią miasta. W końcu lądujemy. Hiszpania wita.
Kolacja nad morzem, pierwsze smaki hiszpańskiej kuchni (min grillowana ośmiornica):
wieczorne piwko i spać.
Drugiego dnia cały dzień jestem w pracy.
Dopiero na wieczór idziemy na kolację.
Między blokami Castelló de la Plana widać góry, które otaczają okolice.
Znów piwko w hotelu i spać. Choć te cztery godziny.
Rano pada. Po lunchu mamy czas wolny. Odsypiamy, a potem jedziemy znów na wpierw na kawę/piwo nad plażę:
a potem na kolację. Wpada stek.
Następnie krótki spacer po Castelló de la Plana:
Znów piwko przed snem i dobranoc.
Rano wymeldowanie z hotelu i jedziemy do Walencji.
Widoki po drodze:
Mijamy Estadio Mestalla:
i spacer po mieście:
Kawa na placu, zakupy pamiątek:
i jedziemy na obiad nad plażę:
Tu próbuję znowu ośmiornicę - no taki kurczak, ale widok macek nieco ...
Kuchnia hiszpańska a dokładnie rejonu wschodniego, nie przypada mi do gustu. Paella (po co tam te owoce morza
Jeszcze szybki trucht nad morze:
i czas na spacer pod Oceanarium:
Samo miasto to taka jakby Warszawa. Oczywiście to moje spostrzeżenie po kilku chwilach na spacerze. Ale szerokie drogi, ronda na 6,7 czy nawet 11 pasów:
na koniec znów na plażę gdzie kawka/piwo i jedziemy na lotnisko.
Krótki lot i gdzieś tam widzę Cieszyn.
ps - to nie Cieszyn.
I do domu.
Latanie zaczyna mi się podobać
